Pokiwał głową, słysząc słowa przyjaciółki, bo dobrze wiedział, o co jej chodzi. Teoretycznie powinien być bardziej przyzwyczajony do obecności burmistrzyni i kontaktu z nią, ale wcale tak nie było. Czuł przed nią respekt i zdecydowanie wolał nie wchodzić jej w drogę — i to nawet w jakimś neutralnym albo pozytywnym kontekście, bo nigdy nie wiadomo, kiedy powie coś głupiego i obróci sytuację na swoją niekorzyść, prawda? Na szczęście zazwyczaj nie było powodu do spotkań między nimi, ale teraz, kiedy został pełnoprawnym księgowym w ratuszu, na pewno będzie tego więcej. Augustine wiedział, że musi się na to przygotować, dlatego w wolnych chwilach przeglądał nawet jakieś stare pliki i poprawiał je, żeby w razie czego nie było problemów.
—
W takim razie cieszmy się, że nie musisz — odparł lekko zaczepnie. —
A w razie czego będę cię bronić, obiecuję — dodał z uśmiechem. Tak, mógł się za nią wstawić nawet u burmistrzyni, aczkolwiek nie sądził, aby była taka potrzeba. Mary-Lou była osobą zdecydowanie bardziej elokwentną od niego, więc bardzo możliwe, że ostatecznie ich przypisane role by się odwróciły. Teoretycznie nie miał nigdy problemu, żeby się z kimś dogadać, ale z drugiej po prostu nie był tą osobą, która zawsze wie, co powiedzieć i potrafi zabawiać innych, a small talk był w jego przypadku istną katastrofą.
Nie chciał się kłócić z Mary-Lou, a już w szczególności nie tutaj, ale naprawdę ciężko było mu zostawić tę kwestię samą sobie i był pewien, że będą jeszcze do tego wracali. Jednocześnie właśnie tego się bał, przekonany o tym, że za każdym razem, gdy będzie słyszał imię Henry’ego, jego serce będzie nieprzyjemnie dawało o sobie znać. Mary-Lou była jednak jego przyjaciółką i nie chciał jej zawieść, mimo że w tej sytuacji było to dla niego naprawdę trudne. —
Po prostu się o ciebie troszczę, bo ty najwyraźniej chcesz wejść prosto do paszczy lwa — odparł, ale tym razem z lekkim rozbawieniem w głosie. Nie było sensu się złościć, aczkolwiek Augustine nie ręczył za siebie, jeśli Henry’emu choć raz powinie się noga. Jednakże w chwili, w której Bessett położyła głowę na jego ramieniu, przestał w ogóle myśleć o tym mężczyźnie, bo przegrzało mu styki. —
Będę miał na was oboje oko — powiedział, bo nie ufał ani jemu, ani temu, że jego przyjaciółka naprawdę zrezygnuje w odpowiednim momencie. Miała zbyt miękkie serce.
Był wręcz boleśnie świadomy ich stykających się ciał (lekkie wyolbrzymienie być może, ale choć w ten sposób przebywali ze sobą wielokrotnie, to teraz August miał poczucie, jakby Mary-Lou wręcz wypalała mu dziurę w marynarce) i przez moment aż nie oddychał. Dobrze, że miał wszelkie powody ku temu, aby być teraz spiętym, bo inaczej musiałby się pewnie z tego tłumaczyć. —
Bardzo chętnie. Wydaje się, że atmosfera będzie tam znacznie bardziej mi sprzyjała, niż tutaj — stwierdził, zerkając na przyjaciółkę. Z jednej strony jej oddalenie się sprawiło, że trochę odetchnął, ale z drugiej odczuwał też rozczarowanie z tego powodu. —
No chyba, że będziesz wolała iść ze swoim nowym kumplem — zażartował. Pewnie była w tym jakaś nutka jego własnego strachu o to, że z czasem przestanie być dla Mary-Lou ważny, ale i tak nie zapomniałaby o nim całkowicie, prawda? W każdym razie tego się trzymał.
mary-lou bessett