Strona 1 z 3

party in the country

: pt sie 29, 2025 4:40 pm
autor: ernie andrews
002.
Ernie Andrews mieszkał w Toronto od kilku tygodni i powoli przyzwyczajał się do rytmu tego miasta. O corocznym festynie na obrzeżach usłyszał całkiem przypadkiem w aptece, nad którą wynajmował mieszkanie. Właściwie to podsłuchał, jak mówiły o tym dwie starsze klientki, kiedy dopalał na balkonie papierosa. A z racji, że akurat tak się złożyło, że miał wolny dzień od pracy, zresztą jeden z nielicznych, postanowił zajrzeć na obrzeża i przekonać się na własnej skórze, jak wyglądają wiejskie imprezy. Sam nigdy nie brał udziału w czymś podobnym, w Ottawie raczej nie ciągnęło go do podobnych zabaw, a to była doskonała okazja, żeby lepiej poznać obyczaje lokalsów i zobaczyć, jak celebrują środek lata.
Na farmy dotarł podmiejskim autobusem. W południe słońce świeciło wysoko nad polami, a powietrze pachniało świeżą trawą, sianem i grillowanym mięsem. Ernie rozejrzał się z autentycznym zaciekawieniem. Stoły uginały się pod ciężarem domowych przysmaków, wśród których były pieczone ziemniaki, świeże owoce i słodkie wypieki. Przy jednym ze stoisk trwał konkurs jedzenia hot-dogów na czas, a śmiechy i okrzyki publiczności dodawały adrenaliny uczestnikom, którzy rywalizowali o tytuł najszybszego pożeracza babeczek w Toronto.
Po drugiej stronie placu rozchodziła się sekcja z klasycznymi zabawami. Rzucanie piłeczkami do kubków wciąż wywoływało ekscytację wśród dzieci i dorosłych, którzy marzyli o wygraniu pluszowych maskotek. Obok stały worki do skakania, przeciąganie liny i mini tor przeszkód dla najmłodszych, a w powietrzu unosił się zapach popcornu i waty cukrowej.
Nie miał pojęcia, od czego zacząć, dlatego w pierwszej kolejności skierował się do stoiska z alkoholem, gdzie zamówił kraftowe piwo. Dobre, bo kwaśne. Zapłacił drobniakami, chwilę pogawędził z miłym sprzedawcą, po czym ruszył przez tłum, żeby obejrzeć wyścig w workach. Przeciskając się między ludźmi, przypadkowo uderzył łokciem w czyjąś głowę, więc przystanął, żeby przeprosić i wtedy ujrzał pod rudowłosą, kręconą czuprynę.
O! — wymsknęło mu się na widok Richradson. — Sorry, nie zauważyłem cię — rzucił, uśmiechając się przy tym niewinnie. Szczerze nie zrobił tego celowo, po prostu zazwyczaj patrzył przed siebie, a nie pod nogi.
Firma kurierska Andrews Express od dłuższego czasu współpracowała z second handem, który prowadziła Mio i dostarczał jej paczki. A odkąd Ernie przejął obowiązki wujka, teraz to on był głównym dostawcą towaru do sklepu. W przeciągu kilku dni zdążył zrobić kilka dostaw z Rapid City w Dakocie Południowej do Wyoming, a nawet staranować Rochardson, kiedy ta prawie połamała mu kręgosłup.
Ty tutaj? — zainteresował się, upijając łyk piwa. — Szukasz inspiracji czy próbujesz nagabywać mieszkańców na nowe stylizacje? — zażartował głupio i wciągnął brzuch, żeby przepuścić jakiegoś przepychającego się dzieciaka, który prawie wtrącił mu butelkę z ręki.

Mio Richardson

party in the country

: pt sie 29, 2025 6:27 pm
autor: Mio Richardson
002.
Mio chociaż nie wyglądała, lubiła festyny. Przebywanie wsród ludzi CZASAMI sprawiało jej przyjemność, szczególnie wtedy, kiedy można było dostać tanie drinki na świeżym powietrzu, poprawić tłuściutką kolbą kukurydzy i ostrymi skrzydełkami, a przy tym jeszcze wygrać jakieś maskotki. Jasne, już po pięciu minutach miała dość walających się pod nogami dzieciaków, ich rozdartych ryjców i braku rodziców, żeby ich okiełznać, ale to właśnie był cały urok festynów. I chyba nikt, kto dobrowolnie się na takowym zjawiał, nie mógł spodziewać się świętego spokoju.
Ruda piła już swojego trzeciego drineczka tego wieczoru, wygrała dwie maskotki (jednego misia w kolorze morza i króliczka bez jednego oka. To znaczy miał dwoje oczu jak go wygrywała, ale gdzieś go zgubiła po drodze). Pluszaki były na tyle małe, że Richardson spokojnie upchała je sobie do torebki, którą nonszalancko miała przewieszoną przez ciało. Na tyłku miała dżinsowe AGOLDE z wysokim stanem, a do tego zwykłą, czarną koszulkę na ramiączkach, wciśniętą do gaci. Nie jeden powiedziałby, że wyglądała całkiem basikowo, jednak Mio doskonale wiedziała ile klasy było w causalowej elegancji. Poza tym cycki miała bardzo dobrze widoczne, a dżinsy podkreślały jej dupę, więc czego kobieta na festynie mogła chcieć więcej?
Przecisnęła się wzdłuż kolejnej aktywności, w której dzieciaki próbowały złowić plastikowe rybki w basenie i udała się w stronę wyścigów w workach. Sama z początku chciała się zapisać, mając wrażenie, że byłaby w to wyjątkowo zajebista, ale niestety konkurencja odbywała się tylko w parach, a ona była nie mogła sobie nikogo znalźć. I to nawet nie, że nie próbowała, bo PRÓBOWAŁA. Podeszła do kilku randomowych osób, które głównie patrzyły na nią jak wariatkę. Próbowała nawet przekupić jednego chłopaczka pięcioma dolarami, ale ten tylko nazwał ją MILFEM i uciekł ze znajomymi. Gówniaki. Nie wiedzieli, co to dobra zabawa. No i cóż, pozostało jej tylko oglądanie wszystkiego z boku. I może by jej się to nawet udało, gdyby jakiś jełop nie zdzielił jej łokciem prosto w głowę.
Co do ku… — już była gotowa oddać temu komuś prosto w jaja, najlepiej ze zdwojoną siłą, jednak wtedy zadarła głowę w górę i uświadomiła sobie, że patrzy na znajomą twarz. — Ernie? — spytała durnie, bo przecież stał przed nią i dobrze wiedziała, że to on. A jednak spytała. Jakby chciała sprawdzić, czy na pewno znał dobrze swoje własne imię. No i chuj. I co z tego? — Zwykłe Cześć też by zrobiło robotę, wiesz? Nie trzeba mnie było zdzielać od razu po głowie — pokręciła głową z udawanym niedowierzaniem, chociaż na twarzy wymalował się jej uśmiech. Miło było w końcu spotkać jakąś znajomą twarz. I szczerze? Nie wiedziała do końca czy ta jej ekscytacja i zadowolenie na jego widok wzięło się z tego, że faktycznie dobrze go było widzieć, czy może jednak to te trzy drinki zrobiły już swoje i at this point ucieszyłaby się nawet na widok ziemniaka.
A to aż takie dziwne, że tu jestem? — uniosła brew, podnosząc do ust plastikowy kubeczek z trunkiem i upiła łyczek. No może dwa. — Wiesz, ja też lubię się zabawić — odwróciła się akurat w stronę trasy wyścigu, bo z plastikowego pistoletu wybrzmiał grzmot, a to równało się z tym, że konkurencja właśnie się rozpoczęła. Dziesięć par ruszyło przed siebie, zapakowanych w wielkie worki aż po sam pas, podskakując rytmicznie i próbując się na wyjebać. Co wcale chyba nie było takie łatwe, bo już dwie pary na samym starcie poznały się bliżej z podłogą. — A ty, co tu robisz, lalusiu? Myślałam, że mieszkasz w Dakocie — rzuciła, unosząc się lekko na palcach i nachylając w stronę Erniego, podczas gdy wciąż oboje patrzyli z zainteresowaniem na skaczących w workach ludzi. — Kurwa, kompletnie źle to robią. Powinni skakać w tym samym czasie, a ta pierwsza osoba nachylić się do przodu. Amatorzy — mruknęła pod nosem, obserwując, jak piąta już para po raz kolejny potknęła się i kompletnie straciła równowagę.

ernie andrews

party in the country

: pt sie 29, 2025 7:22 pm
autor: ernie andrews
Szczerze? Nie spodziewał się jej w takim miejscu. Może przez to, że zawsze z taką dumą mówiła o markowych łaszkach, a ta impreza... No nie oszukujmy się, była skierowana raczej do miejscowych, którzy wiedzieli co i jak. Nie, żeby Ernie miał się za lepszego od nich, ale sam przyszedł tutaj tylko dlatego, że nie miał nic lepszego do roboty. W Ottawie może i były festyny ale nie takie, gdzie ludzie przewracali się w workach na ziemniaki. Było to dość fascynujące, jak dla kogoś, kto wychował się w wielkim mieście.
Musiałem wynająć mieszkanie, bo mam za dużo kursów po Toronto i codzienne powroty do Ottawy stały się totalnie nieopłacalne — wyjaśnił pokrótce, siorbiąc swoje piwo i obserwując, jak kolejna para potyka się i wywija spektakularnego orła. — Przecież to aż się prosi o tragedię — wskazał ręką na wąsatego gościa, który z impetem zarył brodą o ziemię.
Kątem oka zerknął na Mio. Co do tego, że kobieta lubiła się zabawić, to akurat nie miał żadnych wątpliwości. Właściwie wyglądała na taką, która lubi dobrze wypić, zjeść i poszydzić z innych. Ona w sumie też pewnie nie miała żadnych planów na popołudnie, dlatego zjawiła się na festynie. Bo co innego robić, kiedy aktualnie nie miał żadnych dostaw? Farmaceuta z dołu nawet zamknął aptekę, żeby dołączyć do zabawy, zostawiając na drzwiach karteczkę z numerem telefony, gdyby ktoś czegoś bardzo potrzebował. No i biorąc pod uwagę, jak ludzie, którzy brali udział w wyścigach, padali jak muchy, chyba będzie musiał sprzedać im kilka sztuk maści i opakowań z tabletkami przeciwbólowymi.
Wow, taka z ciebie ekspertka? — parsknął śmiechem, gdy Mio wymądrzała się na temat techniki kicania w worku. — No to pokaż im, jak to się robi — stwierdził i upił łyk zimnego piwa. — Zaoferowałbym swoją pomoc, ale biorąc pod uwagę naszą różnicę wzrostu — wyciągnął rękę i wymownie machnął nią nad głową rudowłosej. — To nie zadziała. Prawa fizyki i takie tam. Wiesz, o co chodzi — dodał, chociaż z fizyki to on ledwo prześlizgał się z klasy do klasy. Poza tym lubił swoje zęby i nie chciał ich stracić. W rzeczywistości po prostu nie chciał upokorzyć się na oczach tych wszystkich ludzi, chociaż nikt go tutaj przecież nie znał.

Mio Richardson

party in the country

: pt sie 29, 2025 8:35 pm
autor: Mio Richardson
Nie wiedziała, że Ernie wynajął mieszkanie w Toronto. W sumie skąd miała wiedzieć skoro ilość razy, jakie się widzieli równała się liczbie jeden? Ba, nawet wyjątkowo dziwne by było, gdy to WIEDZIAŁA. To już by można było wtedy podprowadzić pod jakieś stalkerstwo.
Czyli Hank już oficjalnie idzie na emeryturę? — spytała w odpowiedzi na jego słowa. Po pierwsze, bo nie miała zamiaru dopytywać więcej na temat jego pobytu w Cottonwood, no bo co jej było do tego? A po drugie dziwił ją fakt, że Hank tak nagle oddał większość kursów lalusiowi. Mio miała z nim wręcz nienaganne stosunki, był jej ulubionym dostawcą. Zawsze kiedy przywoził nowy towar siadali razem przed sklepem na rozkładanych krzesełkach, które ruda trzymała pod ladą i rozmawiali przy kawie i ciasteczkach. Hank był złotym człowiekiem i gdyby nie był taki stary i wierny swojej żonie, Mio pewnie śmiałaby zaflirtować z nim raz czy dwa, tak dla sprawdzenie terenu. Teraz jednak nie było już co nad tym rozmyślać. Miała nowego kierowcę, który niebrzydki zresztą nie był, więc chociaż będzie sobie mogła popatrzeć jak wypakowuje pudła z dostawczaka raz na miesiąc.
Wyścig trwał w najlepsze. Druga (jak narazie) w kolejności para składała się z dwóch umięśnionych chłopaków, którzy szczerze mówiąc już dawno powinni doskoczyć do mety, ale przez to, że w ogóle się nie komunikowali przy skokach i robili to nierówno praktycznie nie przesuwali się do przodu. Mio pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć w ten utracony potencjał.
A żebyś wiedział, że jestem ekspertką — prychnęła dumnie, upijając łyk drineczka. Miała zamiar jeszcze wspomnieć, że w swojej domowej mieścinie wygrywała wszystkie wyścigi w worku i to CO ROKU. Nie było jej to jednak dane, bo tłum poderwał się do okrzyków, jako iż trzecia para — składająca się z grubaska i jego córki — właśnie wyprzedziła miejsce drugie i pierwsze. Ludzie się zachwycali a Mio od razu zauważyła swoim sokolim okiem, że najzwyczajniej w świecie oszukiwali. Dziewczyna nawet nie dotykała podłogi. Była tak lekka, że on trzymał ją w powietrzu, a ona worek. Klasyk.
Słucham? — odwróciła się do Erniego, prychając głośno i wyraźnie, przy okazji mierząc go wzrokiem. — Akurat taka różnica wzrostu gwarantowała by nam totalnie zwycięstwo — dodała szybko, bez najmniejszego zawahania. Tego była akurat pewna. Tylko co z tego, skoro laluś nawet nie miał zamiaru z nią wystartować. Tylko narobił jej smaka na wygraną, a potem zniszczył te wszystkie marzenia na drobny mak. I na co to komu? Gdyby pisali właśnie wiadomości, a nie rozmawiali na żywo, Mio z pewnością wysłałaby mu mema o panie marudzie, niszczycielu dobrej zabawy i uśmiechów dzieci. — No co ci szkodzi spróbować? — próbowała go jeszcze przekonać, kompletnie egoistycznie chcąc wziąć udział w tym cholerstwie, jednak Andrews wydawał się nieugięty. W międzyczasie w okolicy mety zadziało się rozstrzygnięcie aktualnego wyścigu — pierwsze miejsce zajął oczywiście grubasek a zaraz za nimi metę przeskoczyły dwa mięśniaki. Mio przewróciła oczami, kompletnie niewzruszona i ponownie skupiła swoją uwagę na Ernim.
Dobra, słuchaj — machnęła ręką, ściągając na siebie jego uwagę. — Mam dla ciebie deal. Z tego co widzę jesteś tu sam, ja też. Trochę nuda. Proponuje małe wyzwanie — zadarła głowę, zaglądając mu w oczy. Kurwa, nawet oksy zdjęła z oczu i umieściła w bujnej czuprynie. Podeszła nieco bliżej. — Idziemy zrobić dziesięć aktywności. Jeśli to ja pokonam cię w większości z nich, idziesz ze mną na worki — wyłożyła propozycję na metaforycznym stole i z wyczekaniem oraz zaczepnym spojrzeniem czekała na jego odpowiedź.

ernie andrews

party in the country

: pt sie 29, 2025 8:53 pm
autor: ernie andrews
Nie widział powodów, dla których miałby wcześniej spowiadać się ze swojej częściowo stałej obecności w mieście. Z Richardson łączyły go wyłącznie stosunki służbowe — ona składała zamówienie, on dostarczał towar. Na tym działała współpraca Andrews Express z klientami.
Na początku Ernie próbował codziennie wracać do Ottawy, ale najczęściej nie starczało mu godzin pracy i lądował na jakimś zapyziałym parkingu pośród niczego, żeby zrobić pauzę i dopiero potem ruszyć w dalszą drogą. To nie miało sensu, bo potem nie starczało mu godzin, żeby z przesyłkami znowu pojechać do Toronto. Po przeszło tygodniu stwierdził, że jednak to pierdoli, dlatego wynajął kawalerkę nad apteką za jakieś śmieszne pieniądze. Standard pozostawiał wiele do życzenia, ale nie był zbyt wymagający. Potrzebował miejsca do spania, a taka opcja wydała się rozsądniejsza i bardziej opłacalna niż wynajmowanie pokoju w motelu na czas pobytu w mieście.
Zmienił rewir — odparł, kiedy Mio zapytała o wuja Hanka. — Teraz jeździ tylko po Ottawie. Nie wiem dlaczego. Może wykończyłaś go swoim wiecznym ględzeniem — zaśmiał się, chociaż to akurat było dość prawdopodobne. Rudowłosa dużo paplała, była energiczna i w końcu mogła zmęczyć ludzi swoją osobą. Wuj miał już swoje lata, a takie wyprawy poza stan wymagały jednak dużo siły i zapału, czego Erniemu nie brakowało, bo jeszcze nie zdążył wypalić się zawodowo.
Niby jak? — zerknął na nią z ukosa, bo kobieta była święcie przekonana, że skacząc w jednym worku, mieli szansę na zwycięstwo. — Zdajesz sobie sprawę z tego, że robię większe susy niż ty? Nie dałabyś rady nadążyć. Zresztą obejdziesz się bez mojej pomocy. Na pewno kręci się tutaj mnóstwo twoich klientów, którzy wystartowaliby z tobą w zamian za jakąś fancy apaszkę — rozejrzał się dookoła, jakby miał zamiar rozpoznać spośród zgromadzonych bywalców second handu, chociaż nikogo tutaj nie znał.
Propozycja Mio sprawiła, że Ernie prawie wypluł piwo, w którym właśnie zamaczał usta. Czy ona właśnie rzucała mu wyzwanie w przekonaniu, że go pokona w większości z dziesięciu zabaw festynowych? Jej nie do czekanie.
Zgoda — przytaknął aż trochę za szybko. — Jak wygrasz w co najmniej połowie, to wejdę z tobą w ten worek. Ale jak ja wygram, to przestaniesz mnie nagabywać i... — podeszł bliżej i sięgnął do jej biodra, żeby zaraz zatrzymać zawieszone na boku torebce. — Oddasz mi swoje pluszaki — dokończył i wskazał głową na misia w kolorze morza i jednookiego króliczka, których łepetyny wystawały z wnętrza niezasuniętej torebki. — Nawet będę dżentelmenem i pozwolę ci wybrać pierwszą aktywność, madame — wykonał coś w stylu półukłonu, żeby znowu mu nie zarzuciła, że matka nie nauczyła go dobrych manier.

Mio Richardson

party in the country

: pt sie 29, 2025 9:06 pm
autor: Mio Richardson
Hank akurat uwielbiał moje towarzystwo — dodała swoje cztery grosze, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła. Wujek Erniego pomimo tego co chłoptaś mógł sobie myśleć, bardzo lubił przyjeżdżać do Mio na dostawy. Nigdy nie wyjeżdzał z nich głodny ani spragniony, do tego nie raz dawała mu też drobnostkę dla żony, tak z czystej życzliwości. Hank zawsze się potem chwalił, że zaliczył podwójnie, a przecież w ich wieku to seks nie był już wcale taką oczywistością, jakby się niejednemu młodemu mogło wydawać.
Grubasek i jego córka otrzymali wielkiego pluszaka i karnet na darmowy napój do odebrania w barze, jednak Mio to wszystko już mało interesowało. Teraz jej pełną uwagę skupiał Ernie i jego kompletny brak wiary w fakt, że faktycznie mogłoby im się udać, skacząc w jednym worku. Amator. Widać, że chłopak nic a nic się nie znał.
No właśnie o to chodzi — przewróciła oczami, jakby jej myśli były najbardziej oczywistą oczywistością, a on pierdolił od rzeczy. — Różnica wzrostu w naszym przypadku byłaby idealna. Posłuchaj… — już na dobre odwróciła się do tory wyścigowego tyłem i skierowała słowa prosto do Erniego, przy okazji nachylając się nieco do przodu, żeby przypadkiem ktoś kurwa nie usłyszał i nie zgapił strategii. — Podział ról jest taki; ja stoję pierwsza, ty zaraz za mną. Ja trzymam worek, ty zaplatasz ręce wokół mnie o tutaj zaraz pod pachami. A potem już tylko słownie trzeba nabrać odpowiedniego tempa i kurwa chłopcze, wygrywamy! — klasnęła w dłonie, bo oczami wyobraźni już widziała dokładnie, jak biorą w tym udział. Młody Andrews mógł sobie mówić i myśleć co chciał, ale ruda miała zamiar wygrać te wszystkie konkurencje.
Kiedy tylko Ken potwierdził, że Richardson mogła wybrać pierwszą atrakcję, ta rozejrzała się dookoła, próbując cokolwiek zobaczyć przez tłum cisnących się wszędzie ludzi. Finalnie musieli wyjść nieco ze zgrupowania i udać się na ścieżkę, z której wszystko ładnie dało się wypatrzeć. I oczywiście pierwsze co jej się wrzuciło w oczy wiązało się ze strzelaniem i bronią, bo jakżeby inaczej.
Idziemy tam — wskazała dłonią na budkę z balonami. — Strzelam z wiatrówki odkąd miałam dwanaście lat, ale nie bój się, dam ci fory – puściła Erniemu oczko i nie czekając nawet na jakąkolwiek odpowiedź, złapała go za fraki i przeciągnęła do odpowiedniego miejsca. Akurat tak się złożyło, że kilka stoisk dalej rozpoczął się darmowy konkurs, więc nie musieli nawet czekać w kolejce.
Mio przywitała się grzecznie z panem w czapeczce, który spokojnie wyjaśnił im wszystkie zasady, a te były banalnie proste; zestrzelić jak najwięcej balonów. No prościej się nie dało. Upewnił się jednak, czy wszyscy rozumieli zasady i dopytał kto pierwszy.
Ja — Mio wykroczyła przed szereg, ruchem ręki ściągając torebkę przewieszoną przez ramię, po czym podała Erniemu. — Trzymaj, synku — dodała do tego jeszcze kubeczek z resztką drineczka i co z tego, że biedny chłopak wyglądał bardziej jak wieszak na rzeczy niż jej faktyczny kompan. Przecież nie będzie z kubkiem strzelać z wiatrówki! — Patrz jak to się robi — wycedziła, po czym z wielkim skupieniem przeładowała broń i rozpoczęła strzelanie. Szło jej kurwa tak dobrze, że aż się sama zdziwiła, bo już dawno nie strzelała, jednak z wprawy się chyba tak łatwo nie wychodziło. Finalnie udało jej się ustrzelić siedem na dziesięć balonów, co w tej konkurencji było nie małym wyzwaniem. Typek w kaszce zaklaskał z wrażenia, a Mio jedynie odwróciła się w stronę Erniego, posyłając mu wyzywający uśmiech. No przecież mówiła, że da mu fory.

ernie andrews

party in the country

: pt sie 29, 2025 9:52 pm
autor: ernie andrews
Właściwie to nie wiedział, jak wyglądała relacja pomiędzy Mio a Hankiem. Z góry założył, że wujek nie przepadał za właścicielką second handu w Toronto, bo ta była wyszczekana i czasami paplała więcej, niż to było w ogóle konieczne. Tak jak teraz, gdy wymyślała strategię, jak teoretycznie miałoby wyglądać ich wspólne skakanie w worku. Równie dobrze Ernie mógłby wziąć Richardson na plecy i przeskoczyć tor, trzymając ją na barana.
Dobrze, już dobrze — machnął lekceważąco ręką, bo nie zamierzał się wdawać się z nią w zbędne dyskusje. Mio zachowywała się, jakby zeżarła wszystkie rozumy, choć jej emanująca pewność siebie trochę mu imponowała. W sumie nie rozumiał nawet dlaczego, ale miało to jakiś niewytłumaczalny urok.
Skoro już wszystko ustalili, musieli jeszcze przecisnąć się przez tłum, żeby mieć lepszy widok na wszystkie dostępne atrakcje. Było w czym wybierać, jednak w pierwszej kolejności Mio postawiła na strzelanie do balonów, a Ernie nie zamierzał oponować. W końcu sam dał jej wolną rękę.
Wysłuchali krótkiego instruktażu i nawet chciał zgłosić się na ochotnika, ale rudowłosa go wyprzedziła. Bezczelnie wcisnęła mu swoje rzeczy, złapała za wiatrówkę i zaczęła strzelać tak, jakby robiła to od urodzenia. Andrews obserwował to z niemałym zaskoczeniem w oczach, a kiedy nadeszła jego kolej, odchrząknął, dopił swoje piwo i nieswojego drinka, po czym sięgnął po broń.
Problem polegał na tym, że nigdy nie strzelał. Nie było ku temu okazji. Raz ojciec zabrał go na strzelnicę, ale nie poszło mu najlepiej. Zupełnie jak teraz, bo kiedy Mio zestrzeliła siedem balonów, jemu udało się przebić jedynie trzy.
Idiotyczna konkurencja — prychnął niezadowolony z obrotu spraw. — Ale nie ma co tracić czasu, teraz ja wybieram — oznajmił i rozejrzał się po rozstawionych na placu stoiska. Jego spojrzenie zatrzymało się na dwóch gościach, którzy próbowali zjeść zawieszone na sznurkach donaty. — Tam! — zawołał i tym razem to on pociągnął Mio we wskazanym kierunku.
Zasady były proste — wygrywał ten, kto pierwszy zje pączka bez użycia rąk. Oboje zajęli miejsca na przy stoliku, na którymi zawieszone były dwa pudrowe donaty, a kiedy pulchna kobiety krzyknęła start!, Ernie od razu chwycił pączka zębami i pochłonął go w całości. Za to Richardson miała w ogóle problem, żeby tego donata dosięgnąć.
Ha! — uniósł ręce w zwycięskim geście, mieląc w gębie ostatni kęs łakocia. — I co? Kto jest mistrzem w pożeraniu pączków, frajerko? — spojrzał na nią, cały umazany cukrem pudrem. Jeden do jednego. Gra zaczynała się od początku, więc niech Mio nie zwiedzie ta pierwsza wygrana. Andrewsowi i po prostu podwinęła się noga i tyle. Chwilowa niedyspozycja.


Mio Richardson

party in the country

: pt sie 29, 2025 10:04 pm
autor: Mio Richardson
Tak jak myślała — Andrews okazał się okropny w strzelaniu, a już na pewno gorszy od niej, dając z siebie jedynie trzy trefne strzały. A wszystko zaczęło się od tego, że kompletnie niepoprawnie trzymał broń. Przez to, że nie ustabilizował łokcia, praktycznie wszystkie oddane strzały leciały mu kilka milimetrów od miejsca, które chciał trafić. Mio przez moment chciała go poprawić i pokazać jak powinno się to robić. Ale to wymagałoby zdecydowanie zbyt dużą ilość dotykania, a na to ich znajomość nie była chyba jeszcze gotowa. Poza tym, toczyli tutaj konkurs a nie przyjacielskie rozgrywki, dlatego powinna była pławić się w swoim triumfie, a nie chcieć szkolić swojego przeciwnika. I faktycznie tak zrobiła — przez całe dwie minuty chodziła dumna jak paw do momentu, aż Ernie nie wybrał kolejnej konkurencji. I szczerze? Gorszej nie mógł wybrać.
Serio? — spytała z nieukrywanym niezadowoleniem. Bo co to kurwa była za konkurencja przepraszam? Jedzenie pączka na sznurku. A takie to niby sprawdzało umiejętności? Wsadzania sobie wielkiej słodkości do ust? Cóż, akurat w tym Mio była niczego sobie (hehe), jednak nijak nie przełożyło się to na jej występ w tej konkurencji. Nim się chociażby porządnie rozsiadła na tych przeklętym krześle, Ernie już złapała donata do ust. Ale co się dziwić, jak miał go zawieszonego praktycznie na wysokości ust, podczas gry ruda nie mogła swojego dosięgnąć nawet w momencie, kiedy wyciągnęła się jak struna. Już była gotowa burzyć się jak bardzo oszukana była na konkurencja, ale wtedy spojrzała na Erniego — buzię mial cała upierdoloną lukrem i cukrem budrem, nawet czubek nosa. I jak tu miała się z nim wykłócać, kiedy teraz to jego cała twarz będzie się kleić przez resztę wieczoru? Troche też ją to rozczuliło, że aż się wzięła uśmiechnęła zanim wstała z krzesła, podczas gdy on jeszcze siedział.
Ty jesteś mistrzem w pożeraniu maczków, lalusiu — przyznała mu ten tytuł, powtarzając jego słowa jeden do jeden i podchodząc nieco bliżej. — A do tego najbardziej upierdoloną osobom na festynie — uniosła lewą rękę do góry i nawet nie prosząc się o pozwolenie, przejechała paluchem po buzi Erniego, zgarniając sporą ilość lukru pomieszanego z cukrem pudrem, po czym bezczelnie wsadziła to sobie do ust. — Ale za to smaczną — stwierdziła po szybkim teście smaków. Lukier co prawda był aż za bardzo słodki, ale czego można było się spodziewać po pączkach na festynie? Przecież wiadomo, że nie będą zaopatrzać się w te najbardziej fikuśne i premium.
Zbieraj się, słodziutki — klasnęła w dłonie, rzucając mu rozbawione spojrzenie. — Idziemy teraz rzucać w puchy — poinformowała, sama podejmując decyzję, co będzie następną kategorią, bo chyba tak się podzielili? Każdy wybierał po jednej rzeczy. Ano wiec Mio naturalnie postanowiła postawić na coś, w czym była zajebista jak trafianie do celu. — Ale musimy iść pierwsze po coś do picia — oznajmiła, nawet nie oczekując jakiegokolwiek sprzeciwu. Po pierwsze bo każdy z nich chyba lubił alkohol i nie miał zamiaru siedzieć na festynie o suchym pysku, a po drugie totalnie zasłodziła się po tym jednym zlizie pozostałości po pączku Erniego i musiała nawodnić gardło.
Całe szczęście nie musieli iść daleko. Stoisko z barkiem było całe trzy budki dalej, a przy nim znajdowało się kilka wolnych stolików i niewielka grupa ludzi. Mio podeszła do lady, uśmiechając się do starszej kobiety.
Whiskey z colą i jasne piwo, lane — złożyła zamówienie, opierając się o chłodny blat. Niech straci, postawi mu tego browara, skoro i tak miała zamiar rozjebać go w następnej konkurencji, żeby miał chłopak chociaż trochę radości z tego festynu.
Proszę — pracownica postawiła trunki tuż przed nimi i spojrzała na Erniego. — I jeszcze kilka serwetek dla syna — dodała troskliwym głosem, przyglądając się jego ujebanej buźce, a Mio aż podskoczyła. BEZCZELNA. Już nawet nie wiedziała, co bardziej ją oburzyło; fakt, że śmiałaby pomyśleć, że Mio była na tyle stara, żeby mieć trzydziestoletniego typa za syna (bo chyba jakoś tyle miał lat? W sumie nie wiedziała), czy może jednak to, że przecież nawet nie wyglądali kurwa podobnie, by wysuwać takie wnioski. Nie, to zdecydowanie była kwestia wieku. To oburzyło ją najbardziej. I wcale nie miała zamiaru tego tak zostawiać.
Oj nie nie, złociutka, to żaden syn — zaczęła, wyciągając gotówkę. — To mój nowy kochanek — Jej ton był tak naturalny, że mogło się naprawdę zdawać, jakby mówiła poważnie i nie było w tym nic dziwnego. Postawiła pieniądze na ladzie i złapała za drinki. — I muszę przyznać, że całkiem sprawny jak na kogoś, kto jeszcze tydzień temu myślał, że łechtaczka to aplikacja pogodowa, jak wychodził z przedszkola — poruszała porozumiewawczo brwiami, obserwując jak kobieta totalnie łyka wszystko jak pelikan i do tego robi się całą czerwoniutka. A co dopiero miał powiedzieć Ernie, który stał obok i słyszał to wszystko. No ale co miałą zrobić, nie będzie jej tu jakaś baba sugerować, że jest stara!!

ernie andrews

party in the country

: pt sie 29, 2025 10:09 pm
autor: ernie andrews
Skrzywił się, kiedy Mio wytarła go z pudru i lukru, a potem jeszcze bardziej wykrzywił usta, bo ta oblizała palec. Ta kobieta nie miała skrupułów i w ogóle nie obchodziło ją, że znajdowali się w miejscu publicznym. Tak nie zachowywał się dorosły człowiek koło pięćdziesiątki. W zasadzie on też nie wiedział, ile Richardson miała lat, ale wujek Hank przedstawił ją jako babeczkę po czterdziestce, a dla Erniego po czterdziestce to znaczyło prawie pięćdziesiąt.
Dobra, przestań mi matkować — burknął z niezadowoleniem i ruszył za nią do stoiska za alkoholem, gdzie rudowłosa zamówiła dla niego lane piwo, jakby był jej utrzymanką. Był gotów ograć ją w rzucaniu piłeczkami w puszki, jednak komentarz sprzedawczyni przy barze wyjątkowo go rozbawił.
Andrews zaśmiał się głośno, choć mina szybko mu zrzedła, bo z syna dostał miano kochanka. To był akurat głupi żart. Nawet sprzedawczyni wyglądała na zniesmaczoną bezpośredniością Mio.
Mamo, weź — zwrócił się do Richardson, którą chyba ugodził fakt, że ktoś zrobił z niej rodzicielkę, jednak Ernie szybko podłapał temat i postanowił w to brnąć. Jak tak chciała z nim pogrywać, nie zamierzał pozostawać jej dłużny. Poza tym doskonale wiedział, czym jest ŁECHTACZKA. — Robisz mi obciach przy ludziach — posłał jej obruszone spojrzenie, w którym tańczyły roześmiane chochliki. Załatwi rudowłosą jej własną bronią.
Sprzedawczyni posłała im pobłażliwe spojrzenie, uznając to za takie zgrywanie syna z matką, po czym zgarnęła pieniądze z lady i odprowadziła ich z uśmiechem do stoiska z puszkami. Ernie maszerował z nieukrywanym zadowoleniem, zerkając z ukosa na Mio.
No co? — zerknął na nią z ukosa. — W zasadzie to mogłabyś być moją matką, gdybyś mocno postarała się w liceum — wzruszył ramionami, bo przecież mnóstwo nastolatek zaciążało, kiedy chodziło jeszcze do szkoły i Richardson niewątpliwie mogła być jedną z nich. Nie, żeby miał ją za jakąś rozwiązłą. No dobra, trochę miał, ale to przez to, że była taka bezpośrednia i nazwała go przy ludziach swoim kochankiem.
Los go szybko pokarał za takie dowcipy, bo w rzucaniu piłeczkami do puszek Richradson rozwaliła go z kretesem. Nie miał z nią szans, więc albo była w tym taka dobra, albo po prostu na tyle wkurwiona, żeby musieć się na czymś wyżyć.
Jezu, wyluzuj — uniósł ręce w obronnym geście, kiedy ostatnia puszka z hukiem spadła na ziemię. — Nie musisz niczego udowadniać, widzę przecież, że wygrałaś — mruknął pod nosem i spojrzał na stoisko obok, gdzie trzeba było wyławiać z wody magnetyczne rybki na prowizorycznych wędkach złożonych z kija i cienkiej żyłki. — To teraz rybcie — zadecydował, dalej przekonany, że Mio zaraz sprzeda mu gonga piłeczką od puszek.

Mio Richardson

party in the country

: pt sie 29, 2025 10:31 pm
autor: Mio Richardson
Nie było co ściemniać — nie do końca spodobało jej się, jak to Ernie kompletnie nie poszedł razem z nią we wciskanie kitu barmance, a zamiast tego postanowił postawić na niej krzyżyk i dokopać leżącego. Kurwa, gdyby miała takiego syna, to od razu skopałaby mu dupę za tego typu zachowanie, bo co to był za brak wsparcia? No kurwa, żałosne. Przez moment miała ochotę wziąć tą chusteczkę, obślinić całą od góry do dołu i powycierać buźkę w ten niepowtarzalny, wstydliwy sposób, w jaki potrafiły tylko matki. Za dumna jednak była na to wszystko i kiedy tylko kobieta odebrała pieniądze za alkohol, ruda złapała swój kubeczek i odeszła na bok, kierując się do kolejnego stanowiska walki.
I chyba nie muszę mówić, jak świetnie jej poszło? Prawda była taka, że nie miała sobie równych w celowaniu. Kiedyś nawet syn klientki napieprzał w jakaś strzelankę na telefonie, podczas gdy czekał na matkę. Dał Mio pograć jedną czy dwie rundki i jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy ta wbiła mu nowy rekord i skoczyła o trzy levele po wszystkich combosach, jakie zrobiła. To chyba chyba jedyny raz w jej życiu, kiedy ktoś w wieku dwunastu lat popatrzył na nią w pełnym uznaniem i szacunkiem. I pewnie ostatni.
Oj już się tak nie mazgaj — rzuciła, kiedy zauważyła jak Andrews chowa się przed jej rzutami, jakby conajmniej celowała w jego głowę. Bez przesady. Gdyby chciała zrobić mu krzywdę już dawno by to zrobiła, na przykład wiatrówką, której używali w pierwszej konkurencji. Albo po prostu by go pobiła, to też nie byłby jakiś duży problem. A jednak tego nie zrobiła. Bo była MIŁA.
Rybki? — prychnęła pod nosem, przewracając przy okazji oczami. — Ile ty masz lat? Trzy? — zapytała rozbawiona. Dookoła było tyle świetnych konkurencji, a jednak Ernie za punkt honoru postawił sobie wybieranie tych najmniej interesujących i dla dzieci. Ale co ona mogła, taki był zakład, a nie śmiała przecież go przerywać i oddawać walkowerem. Wiec ruszyła na te zasrane rybki, obierając od brodatego mężczyzny niewielką, plastikową wędkę rozmiarów jej palca wskazującego, zakończonej żyłką i niewielkim haczykiem, po czym przysiadła się do bajorka w którym pływały plastikowe piranie.
Ale groźne te ryby — stwierdziła, robiąc wielkie oczy, a dziecko stojące obok ze swoją matką wpadło w panikę i rozbeczało się słysząc słowa Mio, chyba myśląc, że ta mówiła prawdę, bo nagle zaczęło rzucać się rękami i nogami, że jednak nie chce się bawić z rybkami. Mio zamrugała jedynie energicznie, po czym przeniosła wzrok na Erniego, który również zwrócił uwagę na zaistniałą sytuację. — Myślisz, że będzie mieć teraz traumę? — spytała, uśmiechając się radośnie i to właśnie wtedy wpadł jej do głowy pomysł tak durny, że tylko Richardson byłaby na tyle okrutna by go wykonać. Wsadziła paluszek do wody, po czym udała, że jakaś wielka ryba właśnie wciąga ją tam całą, mocząc rękę aż po nadgarstek. Dziecko rozdarło się tak głośno, że pół festiwalu spojrzało w ich stronę, po czym uciekło panicznie chuj wiedział gdzie.
WARIATKA!!!!! — tylko tyle można było usłyszeć z ust Matki owej dziewczynki zanim to rzuciła się za nią w pogoń. Mio jedynie wzruszyła ramionami i wróciła do łowienia, zauważając, że Ernie wciąż się jej przygląda. Nie umiała jednak odczytać czy rozbawił się zaistniałą sytuacją czy jednak bardziej był nią zażenowany… chociaż może jednak to pierwsze??
No co? — prychnęła rozbawiona, niezależnie od tego, co on sobie myślał. — Trzeba dzieci hartować już od najmłodszych lat. Nie ma co się cackać.

ernie andrews