What was once fear, now becomes motion. Or not.
: sob sie 30, 2025 12:02 pm
004
What was once fear, now becomes motion. Or not.
Jak na psie.
Zgodnie z zaleceniami, przy jego popękanych żebrach, powinien leżeć i odpoczywać przez pierwsze tygodnie, a wrócić do akcji mógł po sześciu tygodniach. Ale wiadomo jak to było z Damonem – prędzej by go popierdoliło, niż faktycznie miałby być uziemiony na kolejne pół miesiąca.
Mogła go upominać, ale nie dało się nie dostrzec, że już po drugim czy trzecim tygodniu, zwyczajnie go nosiło.
I tak powinna mu pogratulować, że wytrwał aż tyle. I powiedzieć mu, że była z niego dumna; że świetny z niego pacjent i może jeszcze naklejkę jakąś mu dać. Ale nie dała, by uniknąć głupich pytań „po co mi to” i konieczności tłumaczenia mu kolejnego, niepotrzebnego do egzystencji, mema o dzielnym pacjencie.
Aby jakoś mu urozmaicić tę smutną codzienność, pomyślała że to nie taki zły pomysł, aby zabrać go na zajęcia z samoobrony, na które chodziła już od roku. I choć zwykle ćwiczyła z instruktorem – jednym i tym samym, bo tylko wobec niego zdołała się przełamać, to przecież wielokrotnie sam ją zachęcał, aby zmieniała osobę z którą trenuje, aby mogła nauczyć się bronić przed różnymi sylwetkami i stylem ataku.
To jak mu teraz przyprowadzi na zajęcia blisko stukilogramowego faceta, to pewnie mu się odechce. A być może innym kursantkom z kolei się zachce jeszcze bardziej zmiany osoby, z którą trenują i się przykleją do nowego, zabliźnionego nabytku jak muchy do świeżego lepu. Chociaż prawda była taka, że znaczna większość kobiet z kursu tez miała uraz i wcale nie była taka ufna. Ale nie tylko takie chodziły. Chodziły też i na zaś.
Tak czy siak – musiała się z tym liczyć. Że przyprowadzała na zajęcia dobro wspólne, ale nie była tez taka pewna, czy to – tak zwane – dobro wspólne będzie chciało w ogóle z kimkolwiek innym współpracować, biorąc po prostu poprawkę na to, że robił to dla niej.
I że pewnie był zdania, że sam by ją lepiej tego wszystkiego nauczy. Zamierzała mu dać szansę, gdyby była taka ewentualność, ale te zajęcia i tak były dla niej świętością. Mógł pójść z nią, albo po prostu przesiedzieć kolejny dzień przed telewizorem jako rekonwalescent.
Gdy zbliżali się do klubu, ona już wyliczała:
— I pamiętaj, żeby nie komentować tego, jak facet uczy, nawet jeśli wiesz lepiej. Pamiętaj, żeby nie przewracać na niego za bardzo oczam, a jak już to niech chociaż. Postaraj się nie prychać za głośno. I postaraj się też nie spędzić całości zajęć z tym swoim kpiącym półuśmieszkiem. — Generalnie wprowadzanie Damona w społeczeństwo wymagało wielu zasad. — I nawet jeśli uważasz, że jest debilem i chuja wie o chwytach, to nie możesz mu o tym powiedzieć. Lubię tę zajęcia, dużo mi dały i nie chcę, żeby po wszystkim wziął mnie na bok i powiedział, żebym już nie przychodziła, skoro znalazłam sobie takiego specjalistę. — Damon miał umiejętności, niezaprzeczalnie. Bo też widziała go w akcji w Rosji, wobec czego nie miała wątpliwości, że pewnie wiedział lepiej. Ale przegrywał z instruktorem w tym, że to tamten potrafił lepiej tłumaczyć. I chyba lepiej rozumiał to, z jakimi kursantkami pracował.
Czyli podsumowując – przegrywał na płaszczyźnie empatii i taktu. A ta była jej też potrzebna, aby odbudować zachwianą pewność siebie.
Zatrzymała się obok wejścia do klubu, odwracając się w stronę Koreańczyka.
— W końcu gdzieś razem wychodzimy, ale to dalej jest miejsce, gdzie tłucze się ludzi. Dokładniej – trenuje się tłuczenie ludzi. — No ale nie narzekaj, Senna. To całkiem świetny start. — I ostatni raz ci przypominam: jeśli nie chcesz tam wchodzić, to naprawdę nie musisz.
Damon Tae