Strona 1 z 2

What was once fear, now becomes motion. Or not.

: sob sie 30, 2025 12:02 pm
autor: Candace Callahan
004
What was once fear, now becomes motion. Or not.
  Po jego powrocie do Kanady upewniła się, aby faktycznie zajrzał do Rohana. Aby miał zapewniony szereg badań, aby nasłuchać się komentarzy o założonych szwach. Samo szycie nie było może tak złe, ale materiał pozostawiał wiele do życzenia. Wybór nici dentystycznej, bezsmakowej, wydawał się być jedyną opcją dla niej, bo nie rwała się tak jak zwyczajna nić. Zwykłe stripy z apteki przy jego ranach nie były opcją. Ale pomimo uszczypliwości, fakty były takie, że to działało. I to było najważniejsze dla niej. Że się goił i to goiło się nawet dobrze.
  Jak na psie.
  Zgodnie z zaleceniami, przy jego popękanych żebrach, powinien leżeć i odpoczywać przez pierwsze tygodnie, a wrócić do akcji mógł po sześciu tygodniach. Ale wiadomo jak to było z Damonem – prędzej by go popierdoliło, niż faktycznie miałby być uziemiony na kolejne pół miesiąca.
  Mogła go upominać, ale nie dało się nie dostrzec, że już po drugim czy trzecim tygodniu, zwyczajnie go nosiło.
  I tak powinna mu pogratulować, że wytrwał aż tyle. I powiedzieć mu, że była z niego dumna; że świetny z niego pacjent i może jeszcze naklejkę jakąś mu dać. Ale nie dała, by uniknąć głupich pytań „po co mi to” i konieczności tłumaczenia mu kolejnego, niepotrzebnego do egzystencji, mema o dzielnym pacjencie.
  Aby jakoś mu urozmaicić tę smutną codzienność, pomyślała że to nie taki zły pomysł, aby zabrać go na zajęcia z samoobrony, na które chodziła już od roku. I choć zwykle ćwiczyła z instruktorem – jednym i tym samym, bo tylko wobec niego zdołała się przełamać, to przecież wielokrotnie sam ją zachęcał, aby zmieniała osobę z którą trenuje, aby mogła nauczyć się bronić przed różnymi sylwetkami i stylem ataku.
  To jak mu teraz przyprowadzi na zajęcia blisko stukilogramowego faceta, to pewnie mu się odechce. A być może innym kursantkom z kolei się zachce jeszcze bardziej zmiany osoby, z którą trenują i się przykleją do nowego, zabliźnionego nabytku jak muchy do świeżego lepu. Chociaż prawda była taka, że znaczna większość kobiet z kursu tez miała uraz i wcale nie była taka ufna. Ale nie tylko takie chodziły. Chodziły też i na zaś.
  Tak czy siak – musiała się z tym liczyć. Że przyprowadzała na zajęcia dobro wspólne, ale nie była tez taka pewna, czy to – tak zwane – dobro wspólne będzie chciało w ogóle z kimkolwiek innym współpracować, biorąc po prostu poprawkę na to, że robił to dla niej.
  I że pewnie był zdania, że sam by ją lepiej tego wszystkiego nauczy. Zamierzała mu dać szansę, gdyby była taka ewentualność, ale te zajęcia i tak były dla niej świętością. Mógł pójść z nią, albo po prostu przesiedzieć kolejny dzień przed telewizorem jako rekonwalescent.
  Gdy zbliżali się do klubu, ona już wyliczała:
  — I pamiętaj, żeby nie komentować tego, jak facet uczy, nawet jeśli wiesz lepiej. Pamiętaj, żeby nie przewracać na niego za bardzo oczam, a jak już to niech chociaż. Postaraj się nie prychać za głośno. I postaraj się też nie spędzić całości zajęć z tym swoim kpiącym półuśmieszkiem. — Generalnie wprowadzanie Damona w społeczeństwo wymagało wielu zasad. — I nawet jeśli uważasz, że jest debilem i chuja wie o chwytach, to nie możesz mu o tym powiedzieć. Lubię tę zajęcia, dużo mi dały i nie chcę, żeby po wszystkim wziął mnie na bok i powiedział, żebym już nie przychodziła, skoro znalazłam sobie takiego specjalistę. — Damon miał umiejętności, niezaprzeczalnie. Bo też widziała go w akcji w Rosji, wobec czego nie miała wątpliwości, że pewnie wiedział lepiej. Ale przegrywał z instruktorem w tym, że to tamten potrafił lepiej tłumaczyć. I chyba lepiej rozumiał to, z jakimi kursantkami pracował.
  Czyli podsumowując – przegrywał na płaszczyźnie empatii i taktu. A ta była jej też potrzebna, aby odbudować zachwianą pewność siebie.
  Zatrzymała się obok wejścia do klubu, odwracając się w stronę Koreańczyka.
  — W końcu gdzieś razem wychodzimy, ale to dalej jest miejsce, gdzie tłucze się ludzi. Dokładniej – trenuje się tłuczenie ludzi. — No ale nie narzekaj, Senna. To całkiem świetny start. — I ostatni raz ci przypominam: jeśli nie chcesz tam wchodzić, to naprawdę nie musisz.

Damon Tae

What was once fear, now becomes motion.

: sob sie 30, 2025 6:41 pm
autor: Damon Tae
Tak jak jej obiecał, po powrocie do Kanady zdecydował się pojechać do odpowiedniego lekarza, aby przebadać siebie oraz swoje obrażenia, które odniósł we Włoszech. Co prawda za Rohanem nie przepadał, ale musiał przyznać, że jako lekarz odwalał naprawdę dobrą robotę, bo już z jednego gówna go wyratował i teraz zadbał, aby nie wdała się żadna infekcja, a to co miał, dość prędko się zagoiło. Bo oczywiście tak jak wszyscy przewidywali, czekały go tygodnie rekonwalescencji. Koledzy z Włoch nie potraktowali go z taryfą ulgową, przez co jego organizm i ciało potrzebowały czasu, aby wrócić do siebie.
Tylko ile pracoholik może wytrzymać w jednym miejscu?
Odpowiedź - niedługo.
Damon już w pierwszym tygodniu miał dosyć. Chodził więcej niż powinien, ruszał się i nie stosował się do zaleceń, a na pewno nie w takim stopniu co powinien, bo jednak częściowo pilnowała go też Senna. Ona robiła za jego osobistą przypominajkę o tym, aby wziąć jakieś antybiotyki, które zostały mu przepisane, a także aby zmienić opatrunek czy przemyć poszczególne rany. Ona też ściągała mu ewentualne szwy.
To było wygodne, ale z drugiej strony upierdliwe, bo chociaż uważał, że czuje się już świetnie, to jego ciało i tak powinno do siebie dochodzić. Fakt, że ktoś uważał na niego bardziej niż on sam z jednej strony powinien być miły, ale dla niego… no wiadomo, nie przywykł do tego. Niemniej uginał się przy niej bardziej, niż przy kimkolwiek innym. Ale wiadomo, jak nie patrzyła, to chociaż robił sobie prowizoryczny trening. Możliwe też, że właśnie tej aktywności tak szybko dochodził do siebie, bo nie leżał i jego organizm działał na przyspieszonych obrotach.
Ale nudziło mu się. Giovanni nie dawał mu żadnych zleceń, bo miał dochodzić do siebie, a on psychicznie dostawał pierdolca siedząc w domu. Dlatego gdy tylko Senna wyszła z inicjatywą i propozycją wyjścia na zajęcia z samoobrony, na które chodziła co tydzień, to nie mógł się nie zgodzić. Pewnie jakby zabrała go na samo „malowanie przy winie” to by poszedł.
Nie spodziewał się tam czegokolwiek nauczyć, bo… no nie.
Jeśli chodziło o walkę i samoobronę, to uważał, że wiedział już wiele. W Korei kładziono na to dość spory nacisk, a on sam to szkolił jeszcze w swoim wolnym czasie. Nie mówiąc już o praktyce na misjach, gdzie wiele razy dostał po mordzie i musiał wyciągać własne wnioski oraz uczyć się na błędach, które nie raz i nie dwa były mocno bolesne. W każdym razie, nie szedł tam, aby się czegoś nauczyć, chociaż mógł zakładać, że pan trener go czymś zaskoczy. W końcu Kanada, a Korea to dwa odległe światy i może jeszcze o czymś nie wiedział.
Szedł tam jednak głównie po to, aby się wyrwać z domu i potowarzyszyć Sennie. No i może po to, aby być jej ewentualnym workiem treningowym, na którym mogła ćwiczyć, bo jeśli powali jego, to powali już każdego.
Tak, tak, wiem, mam być grzeczny i panować nad mordą. — Problem w tym, że jego morda była z napisami i nie musiał się nawet odzywać, aby było wiadome co myśli. Wystarczyła uniesiona lub zmarszczona brew. Niemniej obiecał, że się postara jakoś zachowywać. Byle jak, ale wiadomo. Nie można było oczekiwać po nim cudów. Nie było jednak jego intencją, aby ją z tych zajęć wywalili, bo jej nowy „kolega” jest chujem i wyśmiewa trenera.
Bo co jak co, ale Damon byłby chujowym nauczycielem. Obydwoje to wiedzieli.
Zatrzymał się przy niej, zanim weszli do środka.
Senna, dam radę, ok? — powtórzył, zerkając na nią z góry. Pchnął drzwi do obiektu. — Chodź już i nie panikuj — rzucił, puszczając ją przodem, bo taki był z niego jebany gentleman.
Jego spojrzenie momentalnie zaczęło skanować pomieszczenie. Każdy zakamarek, ladę, sprzęt, plakat. Nie mówiąc już o ludziach, których mijali. Nawet panią na recepcji, pozwalając, aby to Senna zajęła się wszystkim - od wejścia, do przedstawienia go jako nowego członka na zajęcia.
Od razu było po nim widać, że takich zajęć potrzebował.

Candace Callahan

What was once fear, now becomes motion.

: ndz sie 31, 2025 4:53 pm
autor: Candace Callahan
  Nie chodziło o niego w tych zajęciach. W końcu była to samoobrona dla kobiet, a ona, zgodnie z porzekadłem trenera, ciągnęła go tam, aby wyrwać go z domu i aby faktycznie zmienić partnera do treningu, bo ostatnie zdarzenia nieco mocno nią wstrząsnęły, nawet jeśli z wierzchu tego nie pokazywała. Pewnie mógłby ją nauczyć znacznie więcej niż ów trener, ale to pewnie byłaby sama praktyka, w dodatku po bandzie i zero teorii.
  Chociaż... czy jej po wojsku takie metody w ogóle powinny przeszkadzać?
  — Mam słabość do twojej mordy, nawet jeśli, wbrew temu o co cię prosiłam, jest jej coraz mniej — bo przecież w tym obskurnym motelu w Rosji powiedziała m, że jak tak dalej pójdzie, to nie będzie na co patrzeć — ale tak – dobrze by było, aby jak raz sprawiała chociaż pozory porządnej i nieoceniającej. Tylko przez godzinę. — Bo tyle właśnie trwały zajęcia. Tylko przez godzinę, a może właśnie przez godzinę. Dla niego nawet sześćdziesiąt minut mogło być zwyczajną katorgą, ale biorąc pod uwagę, że po pierwsze – to było coś nowego, po drugie – mógł wyjść z domu i nawet legalnie się poruszać (bo przecież przy uprawianiu zapasów był też ruch).
   Chodź już i nie panikuj.
  Famous last words.
  Po przejściu progu z Damonem, skupili na sobie uwagę części załogi i kursantek, odbijających kartę przy recepcji. To znaczy – on skupił na sobie uwagę, ale nie chwilę. Nawet nie przez gabaryty, bo tu nie były one aż taką sensacją jak na przykład w Korei, gdzie średnia wzrostu to metr siedemdziesiąt i to w kapeluszu (dane niesprawdzone), a przez fakt, że był po prostu nową twarzą. Zresztą – trochę poharataną twarzą.
  Ale nikt nie gapił się aż tak intensywnie. Przynajmniej nie w tak oczywisty sposób.
  Odbiła karnet u recepcjonistki i zgłosiła, że na zajęcia przyszła z partnerem treningowym. Słowo klucz: treningowym. Wróciła do Damona i przeszła z nim kawałek dalej, wcisnęła mu do dłoni klucz do szatni z numerkiem.
  — Tam się przebierasz — O ile nie przyszedł już w dresie, ale musiał chociaż poudawać, że ma buty na zmianę. Chociaż i tak każą im je ściągnąć przed wejściem na matę. — I zostawiasz rzeczy w szafce. Możesz poczekać potem na mnie tutaj, to razem wejdziemy na salę.
  Rozstała się z nim na ten moment, aby przejść do damskiej przebieralni i przebrać się na szybko, upchnąć wszystko w szafce i zakluczyć kluczykiem. Wyszła z powrotem, by odnaleźć się ze swoim dzielnym towarzyszem i przejść już z nim na miejsce treningowe. Oczywiście wewnątrz każdy się z każdym znał, każdy z każdym rozmawiał – grupa nie była duża, bo oprócz Senny było tutaj siedem innych kobiet, kilka w towarzystwie i kilka nie. Wszyscy ładnie się socjalizowali, poza ich dwójką, która raczej stała na uboczu. I prawda była taka, że wyglądało to u niej w ten sposób… zawsze.
  Nie szukała tutaj koleżanek i to było już wiadome. Dlatego inne kursantki, choć sympatyczne, po prostu się z nią przywitały i wróciły do swoich zajęć. Instruktor, żywy metr sześćdziesiąt osiem, tak samo – wszedł, przywitał się ze wszystkimi, a potem zaczął swoją formalną gadkę. A potem stanął niefartownie w pobliżu Damona, przy którym wyglądał po prostu komicznie i zaczął opowiadać im o tym, co będą robili. O chwycie, jaki im chwilę potem pokazał z jedną chętną – Monicą. Monica to zawsze była chętna.
  I po tym pokazie trener powiedział, że mogą przejść do trenowania z partnerem – lub z innymi bezpańskimi koleżankami – konkretnego chwytu.
  Senna przeniosła spojrzenie na Damona, kiedy znaleźli sobie jakiś wolny kawałek maty i kiedy zaliczyli krótką rozmowę z instruktorem, który pochwalił ją, że w końcu będzie trenowała z kimś innym niż on sam.
  — Rozumiem, że na żadne fory mam nie liczyć? — spytała, opierając rękę na swoim biodrze, przechylając przy tym głowę, z niewielkim, ledwie zauważalnym półuśmiechem. Miała wrażenie, że odpowiedź już zna. Chłodne i techniczne „napastnik też ci nie da forów” (które zapisane było jeszcze zanim padło nad jedzeniem). A może to po prostu była jej własna głowa, która jaką kontrowała.
  Niemniej przygotowała się, bo to on był atakującym i ruch był po jego stronie, żeby sprowadzić ją do parteru, gdzie mieli opracować tę całą sekwencję do obrony. Mogli oczywiście zrobić to w grzeczny sposób, jak pozostałe pary, które już po prostu uklęknęły przy sobie i zaczęły się układać pod chwyt, ale… Napastnik nie da się ułożyć odpowiednio!
  I prędzej właduje się na nią jak rozpędzony tur, niż po dżentelmeńsku zaprosi na parter.
Damon Tae

What was once fear, now becomes motion.

: ndz sie 31, 2025 5:30 pm
autor: Damon Tae
Nie mógł nic na to poradzić, że jego twarz wyrażała często więcej niż tysiąc słów. Dlatego też nie musiał za wiele mówić, bo po prostu jego brwi czy wzrok mówiły za niego, co było bardzo wygodne. Nie funkcjonował też zbyt często wśród ludzi, dlatego normalnie nie musiał nad tym panować, a też za specjalnie nie chciał. Teraz jednak, musiał się nieco przymusić do tego, aby nad sobą panować, nie rzucać dziwnych komentarzy i wymownym spojrzeń. Musiał też założyć jako taki filtr na mordę, aby faktycznie Senny nie wywalono z zajęć. Chociaż może najlepiej będzie jak po prostu nie będzie się odzywał.
Postaram się, okay? — rzucił, jeszcze zanim weszli. To była jego obietnica, że się postara. Niczego więcej dać jej nie mógł, bo nie był pewien na sto procent swojego zachowania. Jeśli jakiś typ go wkurwi, to… no dobra, Damon był odpowiednio spokojny. Umiał panować nad swoimi emocjami w przeciwieństwie do niektórych, ale jeśli pan instruktor chciałby pokazywać na nim pewne chwyty, to już wtedy by mu pokazał co myśli o jego sposobach.
Upokorzenie go przed grupą było spoko opcją.
Przeszedł za nią, nie odzywając się zbytnio. Pozwolił Sennie wszystko ogarnąć, a także go wprowadzić, a kiedy pokazała mu szatnię, brew mu lekko drgnęła. Damon nie chodził wcześniej na żadne siłownie, ok? Nie do końca wiedział jak to działało w cywilizowanym świecie, bo nawet tutaj musiał mieć swego rodzaju pierwsze wprowadzenie. No ale posłuchał jej, przytaknął głową, a potem skierował się do pomieszczenia gdzie miał się przebrać. A zabrał inne rzeczy, bo pewnie i tak Senna mu kazała, tłumacząc pobieżnie, że musi mieć rzeczy „na zmianę”.
Z nikim się nie witał, w przeciwieństwie do innych, po prostu wlazł. Przebrał się, zamknął swoją szafkę na podarowaną mu przez Sennę kłódkę i wyszedł, aby się z nią spotkać na korytarzu.
Na salę wchodził tak samo jak wszędzie - cicho, mierząc wszystkich dookoła spojrzeniem. Każdą jedną kobietę, a także trenera, który stał pomiędzy uśmiechniętymi kursantkami. Damon nie był duszą towarzystwa, ale to trochę jak Senna, więc nie miał problemu z tym, że stali dalej. Skrzyżował ręce na piersi, czekając aż wszyscy przestaną się socjalizować, a oni przejdą w końcu do rzeczy.
Gdy pokazano pierwszy chwyt, brew mu lekko drgnęła. Głowę też lekko przechylił, rozkładając na czynniki pierwsze cały ten ruch, który miał powalić większego napastnika. Było to dość pomysłowe, ale w jego głowie już pojawiał się scenariusz oraz analiza, jak skontrować coś takiego. W końcu jako ten „większy i silniejszy” musiał też mieć swoje odpowiedzi, a nie tylko polegać na sile. Nie był głupi, wiedział, że w jego przypadku waga i wielkość mogły być wadą, nawet jeśli miał zwinność oraz szybkość rozwiniętą całkiem dobrze.
Anatomii nie przeskoczy.
Przeszedł z Senną na ten wyznaczony im kawałek maty i ustawił się kawałek przed nią, frontem. Kącik ust mu drgnął wyżej, bardzo wymownie na jej zapytanie. Nawet nie musiał odpowiadać, bo wyraz jego twarzy robił to za niego.
Chciałabyś — rzucił tylko. Niestety Damon był z tych, co praktykowali ciężką szkołę. Nie było taryf ulgowych, bo w prawdziwym życiu także ich nie było. Gdy napastnik na ciebie nachodził, to chciał cię zaatakować, a nie pytać czy coś jest wygodne lub nie za mocne. Dlatego też nie zamierzał się hamować. Jeśli w pewnym momencie będzie w stanie go pokonać i odpowiednio zablokować, wtedy będzie chociaż częściowo pewien, że jeśli ktoś zdecyduje się ją ponownie napaść, to sobie poradzi.
I ostrzegać też jej nie zamierzał.
Zrobił krok w przód z tą mechaniczną nagłą, surową dynamiką, której nikt się raczej nie spodziewał w tak sterylnych, szkoleniowych warunkach. Nie sięgał do niej powoli, nie układał dłoni „w podręcznikowym stylu”, jak koleżanki obok, tylko po prostu jego dłoń z impetem zacisnęła się na jej przedramieniu, a drugą pchnął otwarcie w okolice ramienia i barku, zmuszając ją do cofnięcia się. Nie próbował jej układać jak na rysunkach w podręczniku. Po prostu szarpnął, brutalnie, jak zrobiłby to każdy większy napastnik na ulicy, wykorzystując swoją przewagę wzrostu i masy, by zdominować sytuację od razu. Jego ciało niemal weszło w jej przestrzeń, odbierając jej komfort i miejsce do manewru.
Ruch, Senna — rzucił szorstko, wbijając spojrzenie w jej twarz. Nie było w nim ani krzty pobłażliwości. On nie grał roli. On był tym napastnikiem, którego miała się nauczyć odeprzeć.

Candace Callahan

What was once fear, now becomes motion.

: pn wrz 01, 2025 9:12 pm
autor: Candace Callahan
  Chciałabyś
  Oczywiście, że to było coś, czego mogła się spodziewać po nim. Zero delikatności, zero empatii, zero taryfy ulgowej. Bezwzględność. Bo w prawdziwym życiu, przy prawdziwym napastniku tej taryfy by nie dostała, ale… No, przecież on nie miał być tym prawdziwym napastnikiem.
Może to nie był dobry pomysł.
  Może gdyby dwa razy się jeszcze zastanowiła nad tym, czy to taki zaraz dobry pomysł, aby zabierać Damona ze sobą, to doszłaby do wniosku, że niekoniecznie. I to nie dlatego, że swoją niewyparzoną gębą (i mimiką) urazi instruktora. Tylko, że weźmie to na zbyt poważnie. I zamiast swobodnej szkoły, która i tak jej już coś dała – bo zaczynała być odważniejsza i mniej obawiać się bezpośredniego kontaktu, bo odbudowywało to w niej powoli pewność siebie i świadomość możliwości obrony, będzie miała po prostu szkołę życia. W dodatku na jego zasadach i z jego patologicznymi metodami wyniesionymi prosto z państwa dyktatora.
  Chyba najważniejszym aspektem dla niej w tych całych zajęciach, była po prostu kwestia tego, że były one kontrolowane. Że dały poczucie tego, że jeśli cos będzie nie tak, będzie mogła się wycofać, odejść. Bo pracowała nie tylko nad wzmocnieniem siebie fizycznie, ale i przede wszystkim psychicznie.
Nagłość i gwałtowność były czymś, czego się obawiała. Nie mniej niż niejasność intencji. I chociaż wiedziała i pamiętała, że to był on, któremu zaufała, to przecież w impulsie działało pierwsze ciało. A potem reszta się dostrajała. Irracjonalne, na pozór, poczucie zagrożenia zalało jej umysł. Przestało mieć znacznie kim był, a liczyło się tylko, to co robił. Mało to było sytuacji, w których ktoś kogo się nie podejrzewało o najgorsze, nagle zmieniał własną narrację?
  Więc, gdy tylko złapał ją i wpadła w jego bezpośrednią bliskość, nie było w tym nic ciepłego, żadnych pozytywnych odczuć. Tylko psychologiczny fikołek.
  Nawet jego głos, choć przecież dobrze jej znanym nie brzmiał jak on, ale nie przez ton czy szorstkość.
  Serce ścisnęło się w jej piersi boleśnie, z autentycznego, budującego się strachu. Naturalnego odruchu jej ciała w reakcji na coś, co znała i nie kojarzyła dobrze. Oddech spłycił, ale nie w ekscytacji. Już dawno zgubiła swój półuśmiech. A mięśnie napięły się, mając tylko jeden cel: bronić się. Za wszelką cenę.
  Zapanował chaos. W jej ruchach, w jej postawie. Nic kontrolowanego. Jakby jej ciało zgubiło nagle swój rytm i przełączyło się w zupełnie inny, nieskoordynowany rytm. Kilka pozbawionych ładu ruchach, które miały jej na powrót zwrócić dystans między nimi, i – co ważniejsze – przełamać jego chwyt. Nie było w tym nic wojskowego i nie było w tym nic z tego, czego nauczyła się jako kursantka.
  Więc poszarpała się z nim. Jak zwykła, bezradna, napadnięta kobieta. Próbowała się wyrwać, jak ktoś kto nie miał za sobą wojskowego szkolenia. Jak gdyby nagle wszystkiego zapomniała. I stała się faktyczną, bezbronną ofiarą.
  — Puszczaj — powiedziała, chociaż bez wyrazu. Bez ognia, bez nerwów, bez paniki. Bez desperacji. Pusto. Ni prośba, ni rozkaz. Szarpnęła się raz jeszcze, aby się po prostu wyrwać, gotowa, w miarę znalezionej możliwości, by go okładać, bezładnie, tam gdzie tylko mogła.
  No, widać było, że panienka po wojsku, jak się patrzy. Nic tylko ją zjebać i pokazać, że przecież w taki sposób, to ona się przed nikim nie obroni. No chyba, że przed malutkim instruktorem, ale to też o tyle, o ile.

Damon Tae

What was once fear, now becomes motion.

: wt wrz 02, 2025 9:11 am
autor: Damon Tae
Damon w tej chwili nie był już jej przyjacielem ani partnerem z zajęć. Był napastnikiem, którego ciało miało zmusić ją do działania. Czuł każdy szarpnięty ruch jej ramion, każdą próbę wyrwania się, a jego masywna sylwetka była jak mur, który musiała obejść. Nie uśmiechał się, nie spuszczał oczu. Widział chaos w jej ruchach, niezdecydowanie mięśni, ale zamiast luzu, wykorzystał każdy moment, w którym odsłaniała jakiekolwiek słabe punkty.
To był ruch testowy, pokazowy. To miało być sprawdzenie, jak reaguje pod presją. Każdy kolejny moment miał ją uczyć, nawet jeśli wyglądało to chaotycznie, brutalnie i przerażająco. Damon nie chciał pozwolił jej wygrać od razu, ale w tym napięciu przygotowywał jej ciało do kolejnych manewrów, do prawdziwej samoobrony. Bo co to za nauka, jeśli się jej po prostu podda? Co to za nauka, jak będzie znać odpowiednie ruchy i chwyty, ale ich nie wykorzysta, bo w najgorszym momencie przytłoczy ją strach oraz panika?
Zupełnie jak teraz.
Damon poczuł lekki skurcz w żołądku, choć nie był to strach, a bardziej zaskoczenie, że ktoś z doświadczeniem wojskowym, którego już widział w akcji, ktoś, kogo znał, nagle działa jak totalna ofiara. Każdy jej szarpany ruch, brak precyzji, chaos w mięśniach… to było jak patrzenie na kogoś, kto zapomniał całe swoje szkolenie.
Puszczaj.
Nie puścił. Nie od razu.
Jej chaotyczne szarpanie się było jak czytanie książki od środka do tyłu. Znała wszystkie ruchy, miała wszystkie podstawy, a mimo to ona robiła wszystko… źle.
Myśl, Senna — mruknął, ale o wiele łagodniej niż mogłaby się spodziewać. Damon przesunął dłonie, ledwie dotykając jej łokci i nadgarstków, jakby wcale nie pomagał, a tylko poprawiał jej pozycję. Najpierw lekko uniósł jej ramiona, korygując ich kąt, tak by przy każdym szarpnięciu wroga ciężar rozkładał się równomiernie. Potem przyłożył palce do jej nadgarstków i lekko obrócił je w odpowiednim kierunku. Ustawiał jej ciało tak, by mogła sama być efektywna, w swoim własnym ruchu, nawet jeśli jeszcze nie rozumiała, że to nauka, a nie przytrzymywanie.
Jego styl był zimny, kontrolowany, trochę surowy, bo uczył przez opór, a nie przez pochwały.
Tak, jak uczono jego.
Nie szarp się jak ktoś bez szans. Zobacz jak stoisz — powiedział sucho, nie zmieniając później już za bardzo ich pozycji. — Wykorzystuj moje ruchy, a nie z nimi walcz — dodał, próbując naprowadzić ją na odpowiedni tor myślenia. Nie umiał okazywać emocji, tak jak normalny człowiek, nie był też nauczycielem, który odpuszczał, kiedy wymagała tego sytuacja. Chciał ją nauczyć samoobrony, ale niekoniecznie w ten łagodny sposób, co ona by tego chciała, bo był zdania, że jak przyjdzie co do czego, to sobie nie poradzi.
Te warunki były kontrolowane, a on nie chciał jej zrobić faktycznej krzywdy, a i tak sobie nie radziła.
Branie Damona na partnera przy ćwiczeniach nie mogło się skończyć dobrze. Albo mogło być bardzo pomocne. Zależy kto i jak na to patrzył.
Jak się szamoczesz, tracisz równowagę. Napnij mięśnie, zablokuj ciężar, użyj momentu, a nie siły — powiedział, samemu mając już kilka opcji na to, jak mogłaby się wydostać z jego chwytu. I nie potrzebowała do tego sporej siły. — To nie walka na siłę, tylko kontrola. — Jak to opanuje, to żaden facet jej nie tknie, i chciał jej to przekazać, tylko w dość… surowy sposób. Bo może nie był zbyt empatycznym i delikatnym towarzyszem, ale miał być przede wszystkim skuteczny. Możliwe, że dzięki temu, gdy coś się nie daj boże wydarzy po raz kolejny, to w przypływie adrenaliny będzie wiedziała co robić i nie da się pochłonąć tak bardzo strachowi. Może wtedy nie będzie się szamotać, tylko przypomni sobie te porady i wykorzysta je przeciwko prawdziwemu napastnikowi.
Po dzisiejszych zajęciach, Senna już raczej nie będzie chciała go brać za tydzień.

Candace Callahan

What was once fear, now becomes motion.

: śr wrz 03, 2025 3:05 pm
autor: Candace Callahan
   Myśl, Senna, które wdarło się z jego głosem do jej umysłu, nie brzmiało znajomo. Właśnie obco i szorstko, jak przesunięcie szorstkim papierem ściernym po umyśle. Nie tak szorstkim, jak ten, który zetknął się z jej skórą przy jego dotyku. Jej mięśnie napięły się jeszcze mocniej, w pełni oporując przed tym, gdzie i jak przesuwał jej ciało.
  To chyba było wszystko, na co było ją stać w tym stanie.
  To było dość surrealistyczne. Jej organizm, przecież nie tak dawno temu – bo we włoskiej masarni – tak bezbłędnie poradził sobie z napaścią. W końcu udało jej się obezwładnić mężczyznę, który dorwał ją i wlókł za sobą z wiadomą intencją. Wtedy jej ciało zadziałało jak maszyna – wykorzystując wszystko to, co potrafiła. Wszystko to, czego się nauczyła, aby uwolnić się i odzyskać kontrolę nad sobą. I aby nie stać się znowu ofiarą.
  A teraz? Teraz absolutnie sobie nie radziła. Jakby w jednym momencie całe to oprogramowanie, na którym oparło się jej ciało wtedy, we Włoszech, po prostu usunięto. I pozostawiono po prostu ciemny ekran. Brak świadomości tego, co ma zrobić. Brak impulsu do świadomej, wyuczonej obrony.
  Nie zastanawiała się teraz nad tym, czemu tak się stało.
  Teraz nie zastanawiała się nad niczym.
  Teraz jej ciałem rządził chaos, który pojawił się nagle i który wywrócił wszystko dookoła siebie. Albo raczej – nie wywrócił niczego, bo nie był w stanie ruszyć Damona. Ale jego chyba nawet w pełni swojej sprawności – w tym zwłaszcza umysłowej – nie byłaby w stanie obalić. Co najwyżej z łóżka, kiedy spał.
  Słowa, które wypowiadał, były ledwie szmerem w jej głowie. Nie niosły za sobą żadnego przekazu, a już na pewno nic z tego, do czego mogłaby się dostosować. Wciąż z bijącym pospiesznie sercem, z napiętym ciałem i spłyconym oddechem, który zdawał się skracać z każdym kolejnym tchnieniem.
  Pewnie mógłby ją wiele nauczyć. Gdyby potrafił i gdyby siebie rozumieli. I… wiele innych okoliczności.
  Jedno tylko słowo zawibrowało w jej umyśle, jeszcze długo po samym wybrzmieniu z jego ust, rezonując w jej czaszce. Kontrola. Czyli coś, czego absolutnie nie miała. Coś, co miała wrażenie, albo raczej – co faktycznie jej odebrano. Nawet jeśli w ramach treningu. Warunki kontrolowane przestały istnieć, kiedy cała inicjatywa pozostała po jego stronie, a ona przez świadomość tego po prostu się zablokowała.
  To było jej safe space. Zasady, które znała. Bez nagłości. Z jej własnym tempem. Miejsce gdzie powoli się odbudowywała, bo faktycznie miała poczucie kontroli, nawet jeśli w treningu o jej faktyczne odzyskanie w sytuacji w razie gdyby.
  Jej ciało zadrżało pod spazmem. Mięśnie nagle kurczyły się pod wpływem wciąż narastającego stresu. Wewnętrznie się zapadała, chociaż on, choć ledwo zauważalnie, odpuścił. Nie w chwycie, a w swoim głosie. Wyglądała tak, jakby faktycznie zamierzała się poddać, bo nawet się już nie szarpała. Zwiesiła tylko spojrzenie, powoli nie panując nad własnym oddechem.
  Tak na nią działał, że spazmów dostawała i serce jej waliło jak szalone w klatce piersiowej. Nawet pożądana reakcja, tylko chyba nie w tych okolicznościach.
  Senna, jeśli ty się tak zamierzasz bronić przed napastnikami, to marny twój los w dzisiejszym świecie. Albo faktycznie już nigdzie bez niego nie wyjdziesz, bez swojego samozwańczego ochroniarza, albo będziesz po prostu zgubiona. Ale chyba sama się nie spodziewała, że to się tak potoczy. Bo przecież brała pod uwagę to, że Damon zadziała po swojemu jak zwykle
  Nie sądziła jednak, że dla niej będzie to aż taki problem, że się zablokuje, momentalnie tę nagłość i wyłamanie ze scenariusza klasyfikując jako zdradę.
Damon Tae

What was once fear, now becomes motion.

: śr wrz 03, 2025 8:30 pm
autor: Damon Tae
Liczył na to, że w pewnym momencie trzaśnie ją adrenalina, dokładnie jak we Włoszech. Że otrzyma takiego strzała, że się opamięta, że przypomni sobie co robić, a dzięki odpowiedniemu ułożeniu ciała, wykona ruch, który go odrzuci i chociaż częściowo sponiewiera. Ale najwyraźniej się przeliczył i nie do końca wiedział z czym miał do czynienia. Może liczył na to, że powtórzy to, co zrobiła tam. Że pokona silniejszego, większego napastnika, bo w tych warunkach powinna mieć więcej swobody, ale…
Nic takiego się nie działo. To nawet nie była próba ucieczki.
Czuł, jak jej ciało nagle traciło resztki rytmu. Jak twarda dziewczyna, była wojskowa, coraz mocniej sztywnieje ze strachu w jego rękach. Rytm jej ciała w pewnym momencie się kompletnie rozsypał, nie było już w nim ani próby kontrolowanego wyrwania się, ani choćby instynktownego kontrataku. Nie walczyła już świadomie. To nie były ruchy wprawionej kursantki, a człowieka zastraszonego przez stare lęki i traumy. Zamiast uderzeń i prób wybicia się, czuł chaotyczne drgania mięśni, spazmy, jakby każda komórka jej ciała krzyczała w panice, a nie w walce.
W pierwszej chwili jego instynkt kazał mu ją docisnąć mocniej, zmusić do reakcji, wybić z toru, w którym ugrzęzła. Stara, brutalna szkoła, która go wychowała. Ale zobaczył to spojrzenie - to zwieszone, puste spojrzenie, jakby w ogóle jej tutaj już nie było. Jakby stała tutaj nie Senna, a cień kobiety, którą znał. Wiedział na co ją było stać, do czego była zdolna. A to nie była kobieta, która w masarni we Włoszech powaliła napastnika jak maszyna, gdy on leżał zawieszony jak świnia.
To była ofiara.
A tego nie mógł w niej znieść.
Przeklął pod nosem cicho, jakby na samego siebie. Miał wrażenie, że czuje jak uderzenia jej serca przenoszą się na jego przedramię, a oddech skracał się gwałtownie pod presją jego ciężaru. Zamiast pociągnąć to dalej, zamiast naciskać tak, jak go uczono, jak zwykle to robił, gdy się z kimś „treningowo bił” - odpuścił. Świadomie rozluźnił uścisk. Najpierw minimalnie, na tyle, żeby dać jej więcej powietrza, a potem palce zsunęły się z jej nadgarstka, a on sam cofnął się pół kroku.
Odsunął się, nie spuszczając z niej wzroku, bo z jednej strony miał wrażenie, że powinien ją złapać jak będzie się rozpadać, ale z drugiej - chyba nie powinien się teraz do niej zbliżać.
Wystarczy — powiedział miękko, acz stanowczo, a na jego twarzy malowało się rzadko spotykane, acz ledwo widoczne wahanie. W zasadzie to… nie wiedział jak ma się zachować. Po raz pierwszy był w takiej sytuacji, gdzie jego „partner treningowy” wpadł w zwyczajną panikę. Nie umiał pocieszać, nie umiał nagle powiedzieć „oddychaj, nic się nie dzieje”, bo to było ludzkie zachowanie, a on takich normalnie nie miał. On nie pocieszał, bo jego też nigdy nie pocieszano. Miał być twardy, a jak się łamał, to obrywał bardziej w mordę, aby stwardniał.
I teraz był taki on - ciężki do życia i funkcjonowania z ludźmi.
Nie ruszył się więcej. Nie sięgnął po nią ponownie, nie rzucił żadnego komentarza. On by usłyszał, że jest miękki, że to było żałosne, że już byłby martwy, gdyby nie były to warunki kontrolowane, w bezpiecznym środowisku. Wiedział jednak, że w tym przypadku nie powinien był tego mówić. Chociaż tyle, brawo ty, Damon.
Stał więc, pozwalając jej mieć przestrzeń, której potrzebowała.

Candace Callahan

What was once fear, now becomes motion.

: czw wrz 04, 2025 9:01 am
autor: Candace Callahan
  Gdy zwrócił jej wolność, gdy tylko jego skóra przestała przylegać do jej w najmniejszym milimetrze, gdy ta przestrzeń pomiędzy nimi z powrotem zaczęła istnieć, wzięła oddech. Jej płuca były jak beton i nie pozwalały jej na pełne tchnienie. Jej płuca szukały tlenu, ale miała wrażenie, że jest go coraz mniej, pomimo licznych oddechów. A to znaczyło, że się rozsypywała. Świadoma tego, choć z tą świadomością mocno przyćpaną paniką, świadoma całego zdarzenia i przekonana, że już wszyscy na sali treningowej patrzą w ich stronę, odwróciła się i wyszła. Wystarczyło drgnięcie mięśni u trenera, najdrobniejszy ruch, w którym zwrócił swoje ciało w ich stronę, aby podjęła decyzję o ewakuacji.
  Nie dlatego, że ją przestraszył, a przez to, że nie chciała konfrontacji.
  Była w niej pełna gama silnych emocji, a wśród nich i spomiędzy nich wydostawało się kolejne. Wstyd. Wstyd, że nie poradziła sobie z tak, na pozór, prostą sytuacją. Że znów odjebała. Że kiedy było stabilnie, że kiedy powiedziała komuś, że mu ufa, i tak potraktowała go jak predatora.
  I że nie umiała nad tym zapanować.
  Skoro już była mowa o kontroli.
  Czuła się źle w stosunku do Damona, bo przecież powinna wiedzieć i być w pełni przekonana, że on by nigdy. A już na pewno nie na zajęciach. Ale… mało było przypadków, w których ten sam facet, ten który by nigdy pokazywał swoją mroczną stronę?
  Ale powinna była wiedzieć, że chciał dla niej dobrze. Swoją szkołą, ale dobrze. Choć może były pewne sprawy, w których to on powinien był ustąpić i zrezygnować z tego, co znał i co było dla niego normalne dla komfortu drugiej strony? A może to ona powinna być bardziej stabilna psychicznie – okazywało się, że wszystko w niej potrafiło runąć jak domek z kart od prostego podmuchu. Takiego, którego nie dało się przewidzieć.
  Jeśli chciała złapać oddech, to musiała wyjść na zewnątrz. Ani powietrze w szatni, ani też w korytarzu, nie pomogłyby jej tak dobrze, jak chłodniejsze już, nocne powietrze (i spaliny).
  Po tym jak po drodze wciągnęła na stopy i skarpetki i buty, wyjście na zewnątrz, przed klub, było wyjątkowo proste. Chłodniejsza noc uderzyła skórę na jej twarzy i odkrytych ramionach, a ona znalazła sobie wygodne miejsce na ziemi, za śmietnikiem stojącym przy wejściu do klubu.
  Starała się unormować oddech. Zapanować nad jego drżeniem i tym, jak płytki był. Licząc w głowie sekundy, które miała poświęcić na każdy wdech, zatrzymanie powietrza w płucach i finalnie wydech.
  Nie liczyła na to, że Damon wyleci za nią, w filmowym stylu. Znała go już na tyle, że szybciej spodziewała się tego, że dalej tam stoi (lub w szatni) z niezrozumieniem, próbując umysłem ogarnąć całą tę sytuację i ją opracować. Prawdopodobnie: bezskutecznie.
  I szczerze – ona też niewiele rozumiała. Nie sądziła, że to wszystko w niej jest tak głęboko zakorzenione, że wystarczył impuls, zwykła gwałtowność, po której nastąpiła utrata kontroli, żeby znów się zablokowała. Wstyd jej było, przed nim. I może to nawet lepiej, że prawdopodobnie miał ten swój error i nikt mu nie dał scenariusza, w którym miałby napisane, aby poleciał za nią i pocieszał.
  Wiedziała, że nie potrafił i na dobrą sprawę nie potrzebowała tego – a przynajmniej tak sądziła. Zazwyczaj, gdy miała gorszy dzień, wystarczyło po prostu że był. I, jak to było w przypadku pożegnania Texa – że próbował wciskać w nią jedzenie. Chociaż jedzenia nie jadła, więc to wszystko sprowadzało się do bycia.
  Ale tak samo wstyd jak i na Syberii, kiedy jej odbiło, gdy on próbował ratować jej życie. Tak samo żenujące było teraz, bo przecież z jego perspektywy – nic się nie działo. A ona miał mu ufać.

Damon Tae

What was once fear, now becomes motion.

: sob wrz 06, 2025 12:52 pm
autor: Damon Tae
Może powinien się spodziewać, że tak zareaguje, że takie tempo, które narzucił będzie dla niej zbyt intensywne i gwałtowne, ale z drugiej strony, kompletnie się tego nie spodziewał. Chociaż on, jako jebany strateg, powinien był to przewidzieć. Patrząc jednak na to, że była człowiekiem i to było zachowanie mocno bazujące na emocjach oraz traumie, to było to dla niego cięższe. Jeśli chodziło o misje, to było łatwiejsze, bo ludzie tam mieli swoje plany i działania, zwykle wyuczone, a ona była nieprzewidywalna. W jednej sytuacji działała perfekcyjnie, nie dając się większemu przeciwnikowi, a w drugiej kompletnie traciła panowanie nad sobą i… nie było co do tego żadnego schematu. Mogłoby się wydawać, że chodziło o osobę, ale Włosi także byli więksi i silniejsi. Może chodziło o sytuację, bo tam było środowisko niewiadome i niebezpieczne, a tutaj wszystko miało być pod jej kontrolą?
Musiałby to przeanalizować, ale w tym momencie… no nie było na to czasu.
Lustrował ją spojrzeniem przez cały ten czas, nawet na moment nie spuszczając jej z oka. Oglądał jak ciężko oddycha, jak próbuje dojść do siebie po tej panice, która ją ogarnęła, gdy tylko do niej sięgnął w taki sposób. Zbyt gwałtownie i ostro. Może powinien był zrobić to lepiej i łagodniej, ale w jego mniemaniu było to kompletnie bez sensu, no bo jak miało ja to przygotować do prawdziwego starcia? Możliwe, że on po prostu tego nie rozumiał i musiał się zwyczajnie przestawić z myśleniem, ale było to dla niego nowe. Też potrzebował czasu, nawet z tym, aby zmienić nastawienie i ugiąć się do nowych zasad. Bo ich wcześniej również nie znał.
Nie wiedział, że nie może być taki gwałtowny. Nie wiedział, że nie może zachowywać się taki sposób, nawet na zajęciach, gdzie przecież nie zamierzał jej zrobić faktycznej krzywdy. Nie sądził, że tak zareaguje, więc dla niego to też było zaskoczeniem. I zapewne prawdą było, że on także powinien ustąpić, tylko wcześniej nie był tego świadomy. To była też lekcja dla niego.
Gdy wyszła, podążył za nią spojrzeniem, początkowo nie ruszając się ze swojego miejsca. Gdy wyszła, stał tam jeszcze przez chwilę, analizując wszystko to, co się stało. Przeniósł wzrok na trenera, który zatrzymał się w pół kroku i mierzył go spojrzeniem. Już chyba miał zamiar się odezwać, posyłając mu mało przyjemny wyraz, ale Damon tylko obrócił się na pięcie i bez słowa ruszył przed siebie, w tym samym kierunku co przed chwilą Senna.
Ci wszyscy, co zamarli w salce po całym wydarzeniu, dalej nawet nie drgnęli.
I nikt też chyba nie zdecydował się pójść za nimi.
Przeszedł na korytarz, wziął rzeczy z szatni i wyszedł na dwór, bez większego pośpiechu, ale też nie dlatego, że miał w dupie to co się wydarzyło, tylko też przez fakt, że chyba potrzebowała odsapnąć. Sama. Od tego co się wydarzyło, chociaż na chwilę.
Dość prędko odnalazł ją spojrzeniem i bez słowa przeszedł w jej kierunku, aby zająć miejsce po drugiej jej stronie. Nie przy śmietniku. Przysiadł w milczeniu i skupił wzrok na czymś przed nim.
Czy rozumiał co się wydarzyło? W zasadzie niezbyt. Domyślał się, że chodziło o traumę, ale czy wiedział dlaczego to się wydarzyło akurat teraz? Nie. Zamierzał poruszać ten temat? Również nie. Był zdania, że jeśli będzie chciała, to sama mu opowie, albo go opierdoli za to, że zachował się tak, jak się zachował i nie był zbyt wyrozumiały, ani delikatny. Bo nie był i sam by to przyznał.
Dlatego po prostu siedział przy niej, nawet na nią nie patrząc.
Spierdalamy? — spytał po dłuższej chwili.
A może ty spierdalaj, Damon. Ty i twój brak wyczucia.

Candace Callahan