Strona 1 z 2

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 5:47 pm
autor: ernie andrews
003.
Wpadł do second handu z naręczem paczek, które przesłaniały mu cały świat. Kartony były przywiązane starym, poplątanym sznurkiem, a z jednego wystawał rękaw w kratę, bo ktoś wyraźnie wcisnął go na siłę. Drzwi uderzyły w dzwoneczek nad framugą i rozległ się charakterystyczny brzęk, który oznajmiał wszystkim, że oto Ernie Andrews przybył z ładunkiem.
Odkąd połączyli siły na festynie, ich relacja nieco się poprawiła. Przynajmniej na tyle, że potrafili ze sobą rozmawiać i wyświadczać wzajemnie drobne przysługi, a to był naprawdę niezły wyczyn. Lepiej w tę stronę, niż gdyby mieli skakać sobie do oczu, co na pewno nie ułatwiłoby dalszej współpracy.
Minął wieszaki, na których wisiały płaszcze o szerokich ramionach i manekiny z marynarkami pamiętającymi inne dekady, aż w końcu odłożył pudła na ladzie, tuż obok długiej spódnicy z falbanami. Ernie mógł przysiąc, że te już dawno wyszły z mody, ale najwyraźniej Mio Richardson miała dla nich jakiś ambitny plan i wróżyła im bogatą przyszłość.
Jesteś?! — zawołał, bo nigdzie nie dostrzegł rudowłosej czupryny, więc w oczekiwaniu na jej przybycie, oparł się o ladę i spojrzał na parasolkę w groszki, która leżała na podłodze. Chyba ktoś zapomniał o niej, kiedy dokonywał płatności przy kasie. — Musisz podpisać list przewozowy i zobaczyć, czy wszystko się zgadza! Dawaj, bo tu nie ma co czekać! Nie mam całego dnia! — ponaglił ją, bo na wieczór musiał wrócić do Ottawy. Jego kumpel, Mike, miał dzisiaj kawalerski i Andrews nie wyobrażał sobie, że mogłoby zabraknąć go na tak ważnym wydarzeniu.
Wykonał niezgrabny ruch ręką i jeden z kartonów jeszcze z poprzedniej dostawy przychylił się, wysypując kilka apaszek w intensywnych kolorach. Zaklął pod nosem i przykucnął, żeby je zebrać. Chusty miały różne struktury — niektóre były satynowe, inne jedwabne, a jeszcze inne całkiem matowe. Kolory też miały rozmaite, bo były wśród nich te bordowe, miodowe, szmaragdowe, z geometrycznymi wzorami i kwiatami, które przypominały dawne tapety. Ernie wrzucił kilka z powrotem do kartonu, a resztę spróbował sięgnąć stopą, żeby odsunąć je na bok, ale tylko sprawił, że kilka kolejnych rozwinęło się jeszcze szerzej i teraz drewniana podłoga mieniła się przeróżnymi barwami.

Mio Richardson

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 6:17 pm
autor: Mio Richardson
003.

Mio grzebała w magazynie już kolejną godzinę. Normalnie zawsze zarzekała się, że nigdy nie będzie sprzedawać swoich rzeczy online, bo bawienie się w wysyłki to nie był jej konik, a tu proszę — jeden błagalny uśmiech i kurwa uległa. Bo kuzynka Georginy, ta z Vancouver, bardzo by chciała kilka łaszków do swojej kolekcji, a przecież nie ma jak przylecieć, wspomniała słowa jednej ze swoich stałych klientek. Z początku jak to usłyszała miała ochotę powiedzieć, że chuj ją to obchodziło i miała pecha, bo Richardson nie będzie nic wysyłać, ale kiedy usłyszała, że baba chce zapłącić podwójnie plus za dostawę, to aż opluła się kanapką, którą wtedy jadła i nie mogła odmówić. No wiec zaopatrzyła się z wielkie pudło i próbowała to gówno spakować, tyle że pakowanie płaszczy wcale nie było takie proste, bo ciągle jakieś farfocle wystawały przy próbie zamknięcia. W pewnym momencie usłyszała charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, przymocowanego do drzwi wejściowych sklepu.
ERNIE?! — krzyknęła, poznając jego głos. Niby była pewna ale jednak stwierdziła, że lepiej było się upewnić, czy to nie był przypadkiem jakiś klient, dla którego wypadło być chociaż trochę miłym. Tylko że bardzo szybko okazało się, że głos Mio nie był już tak donośny jak jej dostawcy (albo Andrews był tak GŁUCHY), jednak jej krzywki i nawoływania nic nie dawały. A szkoda, bo przez chwile ruda myślała, że laluś przyjdzie do niej na zaplecze i pomoże uporać się z przesyłką. No ale chuj, jak zawsze pisakiem w oczy.
Nie słyszysz jak się ciebie woła? Trzeba ci dołożyć do patyczków albo wizyty u laryngologa?! — pociągnęła za drzwi prowadzące do zaplecza i wyszła na sklep, wypatrując czubek brązowej czupryny znad wieszaków. Dopiero potem zobaczyła bałagan pod nogami Andrewsa. — O kurwa, a tu co się stało?! — rozłożyła ręce, spoglądając na niego pytająco, a potem jednak postanowiła mu trochę pomóc. Przeskoczyła za ladę i przytrzymała pudła, przekładając je sobie na drugą stronę, a potem ruszyła zbierać apaszki z podłogi.
Jak ci się nie podobały, to mogłeś po prostu powiedzieć, a nie od razu NISZCZYĆ — prychnęła na niego żałośnie, chociaż doskonale wiedziała, że pewnie nic z tego nie było celowe. Pewnie strącił to jakoś nogą albo pudłem, a potem już wszystko jebło jak domino. — Tak swoją drogą to ta by ci pasowała — złapała ciemno zieloną z jasnym wzrokiem i wciąż w przykucu, przyłożyła do twarzy Erniego, a następnie bez pytania, obwiązała mu szybciutko przez szyję. — Nooo, ŁADNIE CI. To zdecydowanie twój kolor — musiała go pochwalić, kiedy tak przyjrzała się lepiej. Zieleń podkreśla mu karnacje i sprawiała, że większa atencja skupiała sie na jego oczach.
A że tak zapytam, czemu tak ci się spieszy? — zebrała się w końcu do pionu, odstawiła apaszki na razie na kanapę — potem je poskłada — i zaczęła sprawdzać dostawę. Przeliczyła ilość pudeł i złożyła niezdarny podpis na samym dole kartki, którą potem podała Erniemu.

ernie andrews

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 7:13 pm
autor: ernie andrews
Kiedy ruda czupryna wyłoniła się z zaplecza, Ernie zamarł w pół ruchu, jakby przyłapano go na gorącym uczynku. Co prawda nie robił niczego kryminalnego, ale mina Mio sugerowała zupełnie coś innego.
To... samo się stało — wymamrotał, unosząc ręce w obronnym geście, spoglądając wymownie na kolorowe apaszki. — No przecież nikt normalny nie ustawia tych kartonów w JENGĘ. Dotkniesz jednego i bam, wszystko wylatuje na podłogę — pochylił się, żeby zebrać kawałek materiału, który akurat owinął mu się wokół buta, i wyglądał przy tym jak dzieciak, który właśnie próbował zwędzić cukierka. — Poza tym, halo, ja wcale nie jestem głuchy! — obruszył się, bo może i niedowidział, ale słuch miał doskonały. — Może to ty masz wadę wymowy, bo wcale nie było cię słychać z tej kanciapy. Faflunisz coś pod nosem, a potem masz pretensję — odgryzł się, ale nie byłby sobą, gdyby pozostał jej dłużny.
Skrzywił się, gdy Richardson owinęła mu chustkę wokół szyi i szybko ściągnął ją, rzucając na stertę tych już zebranych z podłogi.
Weź, to jest dla bab — prychnął i machnął rękami, jakby chciał odgonić od siebie te damskie fluidy. — I to na pewno nie jest mój kolor — zastrzegł natychmiast. Nie chodził w zieleni, a jeśli już, to nie w takim odcieniu.
Przesunął się nieznacznie w bok, żeby zrobić Mio miejsce na przeliczenie kartonów z dostawy, a po tym, jak podpisała dokument przewozowy, zadziwiająco szybko, jak na nią, popatrzył na nią podejrzliwie. I co, to już? Nie musiał wymachiwać nad towarem szałwią czy innymi badylami? Nie chciała nic w zamian? No to było do niej niepodobne. Kilka dni temu chciała, żeby przybił jej kilka gwoździ na tyłach sklepu, jeszcze wcześniej pomagał jej w zawieszeniu rolety w oknie, a teraz nic? Zero? Null?
Wracam do Ottawy na wieczór kawalerski kumpla — oznajmił i zerknął na zegarek, który nosił na lewym nadgarstku. — Z podróżą wyrobię się na luzie, ale muszę jeszcze wpaść do domu, wykąpać się i ogarnąć — wyjaśnił, chociaż nie miał w planach jakoś specjalnie się pindrzyć. Nie był babą, o czym już wspomniał Richardson, która nazywała go lalusiem, bo... No właśnie, bo co? Jeszcze jakby dawał jej ku temu jakieś powody, a on zachowywał się i wyglądał całkiem przeciętnie. — Nie patrz tak nawet — ostrzegawczo wymierzył w rudowłosą palcem. — Nie myśl sobie, że gdziekolwiek się ze mną zabierzesz — dodał twardo. Nie potrzebował przyzwoitki. Poza tym to był MĘSKI wypad, a nie jakieś łączone imprezy.

Mio Richardson

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 7:49 pm
autor: Mio Richardson
Podpis i tyle. A co on by jeszcze chciał? Mio nie była głupia — dobrze wiedziała, za jaką kompletną głupotę uważał to jej czyszczenie ciuchów szałwią i inne rytuały, więc nie miała zamiaru go do czegokolwiek zmuszać, a tym bardziej przetrzymywać go dłużej, niż faktycznie miałby ochotę. Bo gdzie był w tym sens? Szczególnie biorąc pod uwagę, że po wspólnym festynowaniu zaczęli się wyjątkowo dobrze tolerować, żeby nie użyć słowa LUBIĆ, dlatego nie chciała też nadużywać tej nagłe sympatii z jego strony i brak tego charakterystycznego, oceniającego spojrzenia. Bo jakoś tak miło było bez niego. Tyle że Mio nie byłaby sobą, gdyby nie pozwoliła ciekawości wziąć górę.
Kawalerski? — uniosła wysoko brwi w górę, przyglądając mu się uważnie. — A że tak zapytam, co planujesz ubrać? Bo chyba nie powiesz mi, że planujesz iść w tych łaszkach.. — wskazała dłonią na brudne od kurzu robocze spodnie i bluzę z logiem Andrews Express, która może i miała nawet znośne połączenie kolorów, ale za nic nie wyglądała na taką, którą człowiek by brał na wypad z kumplami na miasto. — Nie no słuchaj, pewnie idziecie w miasto, nie? Do jakiegoś baru, nie? No a w takich miejscach aż się roi od fajnych lasek. Przydałoby ci się coś wyrwać — przewróciła oczami i zdzieliła go łokciem w biodro, uśmiechając się cwaniacko. Nie żeby wątpiła w jego zdolności flirtowania, Ernie był spoko kolesiem, ale sprawiał wrażenie, jakby od dłuższego czasu miał kij w dupie, a co za tym szło: dawno sobie pewnie nie zaliczył.
Słuchaj no, nie będę ci się narzucać jak nie chcesz — zaczęła ponownie temat, wracając za ladę i zabierając się za przygotowanie ździebełek szałwi do podpalenia i odprawienie standardowego rytuału. — Ale moglibyśmy cię jakoś zajebiście wystylizować. Serio — ustawiła wszystko na brzegu blatu, po czym nachyliła się w kierunku Erniego, który wciąż patrzył na nią jak na idiotkę, tylko teraz z tą różnicą, że w jego źrenicach dało się zauważyć pewne zawahanie. — Nie masz pojęcia na co mnie stać, Andrews — posłała mu kokieteryjny uśmiech. Zamrugała kilkakrotnie, przedłużając spojrzenie, a następnie wygrzebała z tyłu gaci paczkę fajek, ale nie by zapalić, a by dostać się do zapalniczki, którą mogłaby odpalić kadzidełko z szałwii. — A swoją drogą jakbyś chciał mnie zabrać, to gwarantuje świetne towarzystwo i zero nudy!

ernie andrews

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 8:22 pm
autor: ernie andrews
Dlaczego wiedział, że Mio będzie musiała wtrącić coś od siebie? Nie byłaby przecież sobą, gdyby była inna nie zaczęła swoich mądrości życiowych. Skrzywił się, jak tylko wskazała na logo kurierskie z koszulki, bo nie wiedział, co jej nie pasowało. Nie mógłby właśnie tak iść na kawalerski? Czy to nie tak, że dla kumpla powinno liczyć się to, że dymał tyle mil, żeby dotrzeć na miejsce? Najważniejszy jest gest, a i pamięć ma znaczenie!
Powiedziałem, że muszę dojechać i się ogarnąć — przypomniał jej, zerkając na swoje spodnie. — A co jest nie tak z tym strojem? Laski lubią mundury — wypiął dumnie pierś. Szkoda, że miał na sobie uniform kurierski, a nie żaden mundur, więc żadne się w sznurku za nim nie ustawią. Ale wiemy, że Ernie nie należał do najbystrzejszych chłopców, czasem zdarzało mu się mylić słowa i używać niewłaściwych porównań. Miało to swój urok, tym bardziej że był w tym wszystkim totalnie niegroźny.
A jednak propozycja Richardson nie dawała mu spokoju. Ze stylizacją, a nie, że zabrałby ją do Ottawy. To był wieczór KAWALERSKI, żadna mieszana impreza z przyzwoitkami u boku.
No dobra — zaczął ostrożnie, ściągając w zamyśle brwi. — A niby jak chciałabyś mnie wystylizować, hm? Co możesz mi zaoferować, żeby mnie jakoś za bardzo nie ogołocić z kasy? I żebym przy okazji nie wyglądał, jak zjeb z lat osiemdziesiątych— w sumie nie wierzył, że o to pytał i że miał pozwolić Richardson na wybieranie ciuchów i dobieranie dodatków. Mimo to nie chciał być stratny, a rudowłosa niejednokrotnie zaznaczała, że przecież miała towar NAJLEPSZEJ jakości, więc pewnie też się ceniła. W sumie nigdy nie przyglądał się cenom, więc nie miał pojęcia, jak ona to wyliczała. Na sztukę? Na wagę? Czy dawała jakiś upust, jak ktoś brał więcej niż jedną rzecz?
Gdy Mio zaproponowała swoje towarzystwo, jedynie popatrzył na nią z politowaniem. Naprawdę uważała, że zabierze ją na imprezę do gościa, który nawet jej nie znał? Mike chyba nie byłby zachwycony takim piątym kołem u wozu, nawet jeśli rudowłosa była lwem imprezowym.
Nie masz jakichś znajomych w swoim wieku? — zapytał żartobliwie, choć kryła się w tym pewna nuta złośliwości. Trzeba pamiętać, że na wiejskim festynie jedna kobieta była przekonana, że Ernie jest synem Mio. Czy pozwoli jej o tym zapomnieć? Kiedyś może i tak, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Sorry not sorry!

Mio Richardson

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 9:55 pm
autor: Mio Richardson
Lubią mundury, Ernie. M U N D U R Y — uśmiechnęła się do niego słodko. Trochę w taki sposób, w jaki uśmiecha się do noworodka, który dopiero co poznaje świat, a zamiast mózgu miał kaszkę mannę. Nachyliła się nad ladą, opierając dłonie o otwarty zeszycik, w którym notowała swoje złote myśli i spojrzała Andrewsowi w oczy. — A nie kurierskie łaszki — dodała zadziornie. Absolutnie nie twierdziła, że wyglądał w nim źle, co to to nie, jednak na pewno daleko było temu outfitowi do takiego, na którego widok dziewczynki śliniłyby koszulki albo z którego robiłyby sobie tablice na pintereście.
Szczerze mówiąc nie oczekiwała, że Ernie zgodzi się na wystylizowanie. Ba, była przekonana, że jedyne co zrobi, to ją wyśmieje i może jeszcze ewentualnie nazwie przy tym szajbuską. Jakież było jej wielkie zaskoczenie, kiedy podczas gdy ona zabrała się a odpalanie szałwii i przepędzenie złych duchów z dostarczonych pudeł, z ust Erniego wybrzmiała zgoda. Aż się kurwa ruda sama zadławiła dymem z kadzidła — w tak wielkim szoku była.
S-erio mó-wisz? — kasłała niemiłosiernie, a dłoń chodziła na lewo i prawo, żeby odpędzić chociaż trochę tego dymu, który zaczął wciskać się jej do płuc i dławić. — Kurwa — musiała aż odejść trochę na bok, żeby doprowadzić się do porządku, przy okazji spojrzała na Erniego z klepnęła go wesoło w ramie. — A coś ty, NA KOSZT FIRMY — rzuciła zadowolona i spokojnie wróciła sobie do opalania pudeł szałwia. — To tak w geście wdzięczności za tego gościa, o tam — szybkim gestem głowy wskazała miejsce na kanapie, na którym wygodnie rozłożony siedział sobie misiek z festynu. Miał na sobie nie tylko kowbojski kapelusz, który był na jego głowie w chwili przygarnięcia ale również i maleńkie conversy dziecięce, okulary przeciwsłoneczne i koszulka z napisem I’m the boss, bitch. No kto jak kto ale misiek wyglądał kurwa ZAJEBIŚCIE.
Dobra, dzisiaj tak na szybko — mruknęła pod nosem, gasząc haszcze. W końcu miała teraz o wiele ważniejsze rzeczy do roboty, niż opalanie ciuszków, chociaż bare minimum trzeba było zrobić! Nie było odpuszczania. — Weź je przesuń tam pod ścianę, kochanieńki, a ja w tym czasie zobaczę co tu możemy z tobą zrobić — rozedelegowała obowiązki, a raczej poprosiła Erniego o przeniesienie pudeł. Przecież nie mogły tak stać cały czas na środku sklepu.
Pewnym krokiem ruszyła w stronę wieszaczków z męskimi ciuchami i zaczęła wertować materiały. Z początku skupiła się na koszulkach, bo to było z tego wszystkiego najłatwiejsze. A najłatwiejsze, bo zgarnęła po prostu biały podkoszulek na ramiączkach ustalając z samą sobą, że to będzie baza do każdego z outfitów. Następnie tak na oko zgarnęła ciemną kurtkę, kilka brązowych koszul, jedną beżową, jedną niebieską i jeszcze fikuśnie oliwkowo-czerwoną, tak dla urozmaicenia.
Jaki masz rozmiar gaci? — spytała, wciąż przechodząc do gaci, a kiedy nie usłyszała odpowiedzi, odwróciła się w stronę Erniego. — No ile masz w pasie? Jaki obwód? — doprecyzowała, patrząc na niego jak na debila. No bo co za facet nie znał swoich rozmiarów w obwodzie? — Essssu, chodź no tutaj — przewróciła oczami i cisnęła ciuchami z ręki na kanapę, przy okazji łapiąc metr krawiecki z oparcia.
Ernie podszedł niepewnie, chyba nie do końca wiedząc co go czeka, a przecież Mio nie miała całego dnia, wiec szybciutko przerzuciła metrem za jego plecami i bezczelnie go sobie przysunęła jeszcze bliżej siebie, skupiając się na jego pasie. No mogło to wyglądać trochę dwuznacznie, szczególnie, kiedy sobie przyklękła dla lepszych obliczeń, ale przecież jak inaczej miała mu dobrać odpowiednie spodnie?
Osiemdziesiąt osiem — odezwała się po chwili z dołu, po czym wstała, zrównując się z nim (a raczej z jego klatką piersiową, zadzierając głowę). — Centymetrów. Masz w biodrach osiemdziesiąt osiem centymetrów. Zapamiętaj sobie na przyszłość — sprzedała mu kuksańca w bok i ruszyła jeszcze dobrać spodnie do każdej ze stylizacji.
Finalnie przygotowała mu pięć zestawów.
— Idź to przymierzyć.

ernie andrews

we never go out of style

: sob sie 30, 2025 10:29 pm
autor: ernie andrews
Uniformy, mundury, garnitury, bez znaczenia! Ernie wciąż twierdził, że wyglądał przyzwoicie w tej koszulce z logiem firmowym, a okulary na nosie, które dziś założył, bo skończyły mu się soczewki, tylko dodawały mu uroku i inteligencji. Serio, wyglądał tak mądrze, że podczas rozmowy z nim laski mogłyby się szybko rozczarować.
Ale ja nie powiedziałem, że się zgadzam! — uniósł ręce w obronnym geście, bo Mio za bardzo się podnieciła. Jeszcze trochę i stanęłyby jej suty z wrażenia. Ściągnął, bo kiedy tak odganiała łapą dym z kadzidła, ten wdarł mu się w nozdrza. — Za darmo mówisz? — zainteresował, poważnie rozważając jej ofertę. — No za darmo to jest uczciwa cena — przytaknął w końcu i spojrzał w kierunku siedzącego na kanapie misia. Jakby nie patrzeć, to wisiała mu przysługę, bo wtedy na festynie mógł po prostu zajumać nagrodę dla siebie.
Niechętnie, ale posłusznie przesunął kartony, żeby te nie pałętały się pod nogami, a potem podejrzliwie obserwował, jak rudowłosa zaczyna przebierać w wiszących na wieszakach ubraniach.
Ee... — duknął, ale skąd miał wiedzieć, ile miał w pasie? Mógł jej podać co najwyżej rozmiarówkę, którą nosił od niepamiętnych czasów, ale obwód w pasie? Czy ona zdurniała? Skąd facet miał się znać na takich rzeczach. Podszedł do niej ostrożnym krokiem, jednak gdy Richardson chwyciła za miarkę i oplotła nią go, odruchowo cofnął się nieznacznie. — Zaraz, co to za macanki! Na takie coś się nie zgadzałem! — zaprotestował, chociaż kobieta wcale go nie słuchała. — Centymetrów? Słuchaj, ja wiem, że ty masz tutaj sprowadzane ciuchy z Europy, ale tutaj w Kanadzie ludzie najczęściej używają cali — wyjaśnił, więc i Mio musiała mu wyjaśnić, że osiemdziesiąt osiem centymetrów to prawie trzydzieści pięć cali. Ernie nawet próbował sobie to zwizualizować, tylko nędznie mu to wyszło, bo z matmy był jak ten ostatni patałach.
Westchnął ciężko pod nosem i ze zrezygnowaniem wziął od niej to, co przygotowała, po czym zniknął w przymierzalni.
Najbardziej spodobała mu się ta kraciasta koszula, jednak Mio kręciła na nią nosem. Potem przymierzył brązowy zestaw, co rudowłosa skwitowała krótkim za ciemne. Przy tej z kurtką spodnie okazały się za długie, w kolejnej jasna koszula źle leżała, chociaż Andrews miał odmienne zdanie, tylko nie mógł przegadać Mio.
A jak ten? — zapytał, wychylając się zza zasłony w szarych, materiałowych spodniach, białą podkoszulką, na którą narzucił granatową koszulę i niebieskiej czapce z daszkiem. — No nie gadaj, że też beznadziejnie — mruknął i podszedł do lustra. Obejrzał się z każdej strony, zrobił dwa obroty i coś w stylu piruety, żeby ostatecznie pstryknąć do siebie palcami. — Ej, dla mnie to wygląda bardzo spoko — skwitował skinieniem głowy, po czym odwrócił się w kierunku rudowłosej. — I co? Elegancko, nie? Niebieski to jest mój kolor, a nie jakiś tam zielony — prychnął na wspomnienie apaszki, którą Richardson przykładała mu do twarzy i porównywała z brązowymi oczami.

Mio Richardson

we never go out of style

: ndz sie 31, 2025 4:27 pm
autor: Mio Richardson
Od razu kurwa macanki. Co n sobie myślał? Że Mio była na tyle stara i samotna, że desperacko szukała jakichkolwiek zbliżeń z dzieciakami, byleby chociaż na chwile poczuć się ponownie młoda? No bez kurwa przesady. Dlatego też te wszystkie uwagi Erniego puściła koło uszu i zajęła miejsce na kanapie, wyczekując aż laluś łaskawie ubierze się w pierwszy strój. Najchętniej to odpaliłaby by sobie jeszcze papieroska i wywaliła nogi na stół, ale przecież był środek tygodnia i w każdej chwili przez drzwi mogła wejść jakaś klientka.
No, zobaczmy — klasnęła w dłonie, nachylając się nieco do przodu, gdy tylko zauważyła za płótno od przymierzalni powoli się rozsuwa. Wytężyła swój sokoli wzrok, przyglądając się jak Andrews wychodzi w pierwszym stroju. — Nie no, to zecydowanie nie — machnęła ręką w czymś na kształt lekkiego obrzydzenia. Nie, żeby wyglądał aż tak źle, ale to zdecydowanie nie był jego styl.
To samo można było powiedzieć o kolejnym stroju i kolejnym. W czwartym według Mio wyglądu super, jednak. Tamtym przypadku to Ernie stwierdził, że nie podobają mu się naszywki na koszulce, a Richardson musiała mu wygarnąć, że chuja wie o dobrych naszywkach.
No to jest dobre! — aż się zerwała, kiedy laluś pojawił się w już ostatniej propozycji, którą była niebieska kurka. Kolory podkreślały mu oczy, kurtka idealnie ujawniała nabite bary, a spodnie świetnie leżały na jego tyłku. — Moim zdaniem wyglądasz zajebishce — podeszła nieco bliżej i zabrała się za poprawianie szczegółów takich jak podgięty kołnierzyk czy wykrzywiony guziczek. Skoro już go stylizowała to miał wyglądać zajebiście w każdym milimetrze, a nie tam na jakiś odpierdol.
Niebieski to jest twój kolor — zgodziła się z nim. — Ale to nie znaczy, że zielony nie — wyjaśniła, bo chyba się w tej kwestii do końca nie dogadali. — No popatrz — odwróciła się do jednego z wieszaków i chociaż dobrze wiedziała, czego szukała, tak trochę jej to zajęło. — Przymierz tą — podała Erniemu praktycznie taką samą kurtkę, jak miał na sobie, tylko w kolorze ciemno zielonym. Wiadomo, nie potrzebował jej bo w tamtej wyglądał git, ale Mio nie byłaby sobą, gdyby nie chciała po prostu udowodnić też swojej racji. Bo rację MIAŁA i w zielonym wyglądał równie zajebiscie.
No i co? — mruknęła z cwaniackim uśmieszkiem. — Weź sobie obie.

ernie andrews

we never go out of style

: ndz sie 31, 2025 5:01 pm
autor: ernie andrews
Nie znał się na stylizacji, więc pewnie gdyby Mio kazała mu przymierzyć worek na śmieci, stwierdziłby, że w sumie to wygląda całkiem spoko. Ale miał przed sobą kogoś, kto obracał się zarówno w najnowszych szykach mody, jak i tych, które — w mniemaniu Erniego — miały już swój czas i nikt już się tak nie ubierał. I chociaż łaszki wybrane przez Richardson wyglądały nieźle, to dalej nie widział nic złego w zwykłych jeansach i zwykłym t-shircie.
Skrzywił się ostentacyjnie, kiedy tak zaczęła mu grzebać przy kołnierzyku. I co się dziwić, że ludzie na festynie wzięli go za jego matkę, skoro tak mu matkowała? Jeszcze powinna dać mu do przymierzenia buty i sprawdzić, gdzie miał palce.
Coś ty tak się uczepiła tego zielonego — mruknął, zarzucając na ramiona to, co kazała. — Ale ty wiesz, że ja i tak nie będę w tym jechał do Ottawy? Nie musisz tak gmerać przy tych guzikach — wyjaśnił, bo przecież gdyby zdecydował się na kilkugodzinną jazdę w tych rzeczach, to pewnie skończyłby z sosem z hot-doga na koszulce i plamą po coli na spodniach.
Jeszcze raz przejrzał się w lustrze i dla świętego spokoju skinął głową. Niech już jej będzie. Niech sobie twierdzi, że zielony to jego kolor. Tak jak niebieski, szary i pewnie cała inna paleta barw.
Nie no, ale jak? — popatrzył na Mio z wysoko uniesionymi brwiami. — Ale że mam wziąć to wszystko? Nie żartuj, to normalnie na pewno kosztuje kupę szmalu. Może zapłacę chociaż połowę, co? — dopytał, po czym wszedł do przymierzalni, gdzie zostawił swój uniform i wygrzebał z kiszeni spodni jakieś drobne. — Nie mam połowy — oznajmił, wróciwszy na sklep. — Mam dwadzieścia siedem dolarów. Ale weź sobie, będziesz miała na piwo. Albo na fajki. Albo dołożysz sobie do czynszu czy coś — powiedział, wciskając jej garść monet w rękę. — No bierz — naciskał dalej, kiedy rudowłosa próbowała schować dłoń, po czym zrobił taktyczny zwrot w tył i znów zniknął za zasłoną, aby ponownie ubrać się w ubrania z logiem Andrews Express. Jeszcze nie skończył pracy i musiał w drodze do Ottawy zahaczyć o dwie przecznicę, ale że to było w kierunku wylotówki, to nie musiał pędzić na złamanie karku.
Impreza Mike'a zaczynała się dopiero późnym wieczorem, mieli zrobić z chłopakami objazd po klubach i barach z zamiarem wypicia kilku głębszych. Do domu pewnie wrócić dopiero nad ranem, a właściwie do domu rodziców, bo decydując się na wynajem mieszkania w Toronto, musiał zrezygnować na razie ze swojego dotychczasowego lokum.

Mio Richardson

we never go out of style

: ndz sie 31, 2025 8:55 pm
autor: Mio Richardson
To nawet nie to, że się go uczepiła. Mio Richardson była po prostu najzwyczajniej w świecie chodzącym objawem OCD i w skrócie: chuj ją strzelał, kiedy coś nie było idealnie położone lub odgięte. I to dlatego tak się ujebała tego kołnierzyka — nie, bo desperacko chciała, żeby Ernie wyglądał bosko, tylko po prostu inaczej nie mogłaby na niego spojrzeć. Nawet jeśli zaraz miał się przebrać w swoje kurierskie łaszki. Zanim jednak to zrobił, wpadł na wyjątkowo durny pomysł, jakim było zapłacenie Mio za ciuchy.
No chyba zwariowałeś — pokręciła rudą czupryną, spoglądając na Erniego jak na ostatniego debila. Przecież nie po to chciała mu dać te rzeczy za free z dobrego serca, żeby jej tu machał przed oczami jakimiś marnymi dwudziestoma dolarami, no kurwa. — Na fajki? A co ty myślisz, młody, że mnie nie stać, czy jak?! — chowała przed nim łapy ile tyko się dało, ale Andrews kompletnie nie dawał za wygraną i finalnie wcisnął jej gdzieś do kieszonki w jeansowej kamizelce, którą miała na sobie. Mio rzuciła mu mordercze spojrzenie, jednak po chwili nieco spuściła z hejtu. W końcu nie chciał chłopak źle.
Dobra, ale to zrobimy inaczej — wyciągnęła banknot z kieszeni i rozprostowała go starannie w palcach. — Dołożę drugie tyle i wpłacimy to na pieski — oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu. Mio chociaż może nie wyglądała, była totalną psiarą i gdyby tylko właściciel mieszkania jej na to pozwolił, z pewnością zaadoptowała by już conajmniej trzy. Dlatego nie czekała nawet na odpowiedź Erniego i wymachując pieniążkiem ruszyła do lady, by zrobić wpłatę.
W międzyczasie Ernie zniknął gdzieś za zasłoną kurtyny w panterkę, która służyła za przebieralnie, a Mio odpaliła laptopa. Nie używała go jakoś bardzo często - do kasowania klientek miała osobną kasę fiskalną, wiec jedynie kilka razy w miesiącu do składania zamówień albo kiedy nie było za dużego ruchu i chciała puścić sobie jakiś serialik na zapleczu. Zobaczyła kilka nieodczytanych maili, w tym jeden o możliwości wygrania darmowych biletów na koncert Guns N' Roses no to wiadomo, że kliknęła. Nie dość że darmoszka, to jeszcze dobra muzyka. Jak wielkie jednak było jej zdziwienie, kiedy sekundę później ekran zrobił się zielony a na wyświetlaczu zaczęły pojawiać się jakieś dziwne kodziki i numerki.
C-co? Co jest kurwa? — zbliżyła się do ekranu, próbując wyczytać cokolwiek z tego dziwnego kodu, jednak bezskutecznie. — Ej, Ernie — rzuciła wciąż skupiona, kiedy Adnrews wyszedł z przymierzalni w swoim kurierskim wdzianku. — Ernie chodź no tutaj. Popatrz. Takie coś mi się kurwa zrobiło jak kliknęłam w maila.

ernie andrews