Strona 1 z 1

power plays

: sob sie 30, 2025 6:02 pm
autor: Galen L. Wyatt
- 17 -


Toronto, miasto stali, szkła i pieniędzy, miasto, które miało w sobie tyle energii, że nawet wszystkie fotowoltaiczne panele Northland Power nie wystarczyłyby, żeby je zasilić.
Biuro Galena Wyatta na ostatnim piętrze First Canadin Place miało podobny klimat surowy, nowoczesny, stal i szkło, które rozciągało się na jednej ze ścian ukazując panoramę miasta z lotu ptaka. Cudowny widok. To tutaj właśnie toczyły się sprawy, które dotyczyły naprawdę wielkich pieniędzy, w powietrzu jakby unosił się ich zapach, zapach luksusu, forsy i skórzanych foteli.


To spotkanie miało być proste, nie wyróżniało się niczym szczególnym, Galen nie raz przyjmował inwestorów w swoim gabinecie. Tutaj było mu ich jakoś łatwiej urodzić, bo tutaj Wyatt czuł się najpewniej. Dzisiejszy jego gość był grubą rybą, jeśli chodzi o nieruchomości, mogła z tego wyniknąć owocna współpraca, przedstawił już Galenowi projekt kolejnych luksusowych budynków, a Northex miał być filarem, który zagra tutaj pierwsze skrzypce. Konstrukcje stalowe, bezpieczeństwo, pewność, Wyatt znał się na rzeczy i wiedział, jak kupić sobie czyjeś zaufanie.
Siedzieli w skórzanych fotelach, przy dębowym stoliku, sączyli whisky, takie z górnej półki, Galen prowadził tę rozmowę lekko, z typową dla siebie charyzmą i pewnością siebie. Wszystkie raporty miał w głowie, liczby które działały na jego korzyść, przekazywał je skrupulatnie, ale powoli, bez żadnej nachalności, jakby właśnie rozmawiali o sporcie, albo kobietach. Rozmowa dwóch dżentelmenów na temat kobiet. Tak to wyglądało z boku.


W pewnym momencie inwestor poinformował Wyatta, że zaprosił kogoś jeszcze, drugiego podwykonawcę, który w tym projekcie też będzie miał ogromny udział. Ktoś od odnawialnych źródeł energii, nie podał jednak nazwiska. A Galen naprawdę nie skojarzył, kto to może być. Ich rozmowy w pewnym momencie zeszły na tenisa i chociaż Galen nie grał w niego wcale, to teraz chwalił się swoimi wynikami, bo dzień wcześniej się na to przygotował, dzień wcześniej kupił też trzy bilety na jakiś ciekawy mecz, już spoczywały w kieszeni inwestora, dokumenty już leżały na stole, wystarczyło tylko podpisać. Mężczyzna sięgnął po pióro, ale wtedy otworzyły się drzwi.

A tego, kogo ujrzał w nich Galen nie spodziewał się tutaj wcale.
Charity Marshall.
Nie miał jeszcze przyjemności, albo nieprzyjemności, z nią pracować, ale ją kojarzył. Słyszał o jej błyskawicznych awansach, o ładnej buzi, bogatym tatusiu i tym, że nikt nie potrafił się jej oprzeć. W męskim świecie była na wygranej pozycji, wystarczył jeden uśmiech. Wystarczyło, że weszła do gabinetu, a inwestor od razu wstał, żeby ją przywitać. Galen podniósł się powoli. Wyszedł zza stolika, ale nie ruszył w jej kierunku, jakoś tak się skrzywił, kiedy ściskali sobie ręce witając się, ale po chwili postanowił trzymać rezon. Dał krok w jej stronę i wyciągnął do niej rękę pierwszy, żeby pokazać jej swoją rangę, zresztą był tutaj gospodarzem.
- Galen Wyatt - przedstawił się. Chociaż wiedział, że ona doskonale wiedziała w czyim biurze się znajduje.


Cherry Marshall

power plays

: sob sie 30, 2025 6:47 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

W Northex Industries chyba dawno nie słyszeli stukotu obcasów. Nie tak głośnych i pewnych. Od dawna ojciec przygotowywał ją do wejścia na stanowisko prezesa. Czuła się niczym ryba w wodzie. Delikatny makijaż, mocne, czarne kreski i pewność siebie wręcz od niej buchała. Nie zastanawiała się długo nad wejściem do jaskini lwa. Z zasady nie przepadała za Galenem. Co nie co o nim słyszała, łącznie z tym że był dupkiem. Plotki na jego temat rozchodziły się szybciej niż trąba powietrzna. Zwłaszcza że przespał się z jej przyjaciółką i nie zadzwonił. Typowy dupek z nadętym ego. Dzisiaj przemierzała korytarze z gracją, idąc po jego zniszczenie. Z jasnym przekazem, że nie miała zamiaru z nim w jakikolwiek sposób współpracować.
Błysk w oku, torebka stanowczo za droga na ramieniu i ta biała sukienka, która idealnie leżała na jej ciele. Podkreślając każdy najmniejszy atut jej ciała. Jedynie tatuaż miała zakryty dzięki marynarce. Przed wejściem do jego gabinetu, otworzyła jeszcze lusterko, poprawiając czerwień na jej ustach. Znała zasady branży. Musiała mieć większe jaja od mężczyzn, by traktowali ją poważnie. Drzwi otworzyła jednym ruchem, pewnym. Oczami niemalże od razu zlustrowała jego gabinet. Nie było w nim nic, co wydawałoby się dla niej zaskakujące. Typowa męska jaskinia, ale widok na Toronto miała zdecydowanie lepszy. Na twarzy wymalował się jej ten fałszywy uśmiech, który nie schodził jej z ust.
— Przepraszam Richard — rzuciła w stronę inwestora, jakby to spóźnienie nie miało żadnego znaczenia. Miała być wcześniej, ale zawsze wolała pokazywać, że to ona miała kontrolę nad sytuacją. Nikt poza ją jej nie posiadał. Nawet ten czas miała idealnie oszacowany. Byle móc spotkać się z entuzjazmem, radością i zostać zapamiętaną. Gdy skończyła, witać się z Richardem, zadzwonił jej telefon. Widziała tego pajaca, wyciągającego do niej rękę. Zamiast tego odebrała dzwoniący do niej telefon — Hola, buenos días. Es muy importante que el plazo se cumpla sin retrasos. Contamos con su compromiso. — powiedziała bardzo szybko po hiszpańsku. Rozmawianie z inwestorami z Europy było dla niej piekielnie satysfakcjonujące — wiecie, jak to jest. Terminy muszą być dotrzymane — rzuciła niemalże od razu, wzruszając ramionami. Dopiero wtedy jej wzrok padł na Galena. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem. Mogła założyć wyższe szpilki, by móc mu spojrzeć w oczy
— Charity Marshall. — dopiero wtedy uścisnęła mu dosyć mocno dłoń. Męsko. Tak jak ją ojciec uczył. Mógł być w swoim gabinecie, ale to ona była królową. Szybko jednak zwróciła się w stronę inwestora, olewając niebieskookiego mężczyznę — Mam naszą umowę do podpisania, tak jak prosiłeś — ostatnie kilka dni właśnie na tym spędziła. Przygotowaniu papierów, które ot tak dawna miała przygotowane. Tylko jednak nie tylko ona odbierała telefony w trakcie spotkania — Musisz wyjść? — spytała smutniejszym tonem, odprowadzając wzrokiem Richarda do wyjścia. Szybko mężczyzna wyszedł za drzwi, by porozmawiać przez telefon z żoną.
— Zrezygnuj, Wyatt — rzuciła chłodnym tonem, zakładając rękę na rękę. Zmierzyła go wzrokiem. Cała jej mimika zmieniła się na bardziej wyrachowaną. Nie chciała współpracować z facetem, który ma większe ego od penisa — nie mam zamiaru współpracować z osobą, która bardziej znana jest ze skandalów — wycedziła przez zęby, przechylając delikatnie głowę — to zabawne, że akurat ty zostałeś wybrany do tak ważnego projektu — konkurencja miała o wiele lepszego prezesa — ża-ło-sne — dodała na sam koniec. Choć normalnie nie paliła za sobą mostów, to tutaj została do tego zmuszona. Jajniki miały swoją siłę, której nikt nie mógłby lekceważyć.

power plays

: sob sie 30, 2025 8:26 pm
autor: Galen L. Wyatt
W Northex Industries tych obcasów stuka tyle, że nikt na to nie zwraca uwagi, a już na pewno nie Galen, on tylko rozpoznaje stukot obcasów swojej sekretarki, to mu wystarczy. Chociaż trzeba wspomnieć, że pojawienie się Cherry w jego firmie wywołało nie małe zamieszanie. Weszła cała na biało, pewność siebie biła od niej na kilometr, a do tego ta droga torebka, która pewnie kosztowała więcej niż pensje Mindy i Cindy z działu księgowości, razem wzięte. Musiała tutaj wzbudzić sensację. Nie budzili jej inwestorzy w tych swoich szytych na miarę garniturach, ale kobieta w tym męskim świecie, musiała wzbudzić zainteresowanie.

Kiedy odezwała się do inwestora po imieniu, to Galen wywrócił oczami, on wciąż zwracał się do niego per Panie Winston, tego wymagała kultura, to, że nie byli tutaj na pogaduszkach, chociaż w zasadzie tak to wyglądało z tym whisky polanym do ciężkich szklanek. Wiedział, że Charity Marshall będzie się spoufalać, zastanawiał się tylko, czy zrobiła już laskę Richardowi, czy zamierzała tak uczcić podpisanie umowy.
Kiedy zaczęła mówić po hiszpańsku, to spojrzał na nią na moment, bo Galen miał słabość do Latynosek, lubił ten język, brzmiał dla niego jakoś tak pociągająco, jednak w tej kobiecie nie było nic, co by go pociągało. Wcale nie zerknął na jej tyłek, kiedy odwróciła się odbierając telefon... No dobra, zerknął, ale mu się nie podobał, był za duży.
Stał w miejscu niewzruszenie i czekał, zero jakiejkolwiek kultury, jakby przyszła tutaj z jakiegoś domu publicznego. Zaprosił ją do siebie do firmy, do swojego biura, a ona odbiera przy nim telefon.
- Od takich rzeczy mam sekretarkę - powiedział jakoś tak lekko, ale Richard zerknął na niego z ukosa, więc Galen tylko się uśmiechnął, a kiedy ściskał rękę Marshall, to dodał jeszcze - miło mi poznać - powiedział, chociaż wcale nie było mu miło, ale inwestor wydawał się być zadowolony, najwidoczniej naprawdę mu zależało, żeby pracować z tą dwójką. Zerknął za wychodzącym mężczyzną, a kiedy już opuścił pomieszczenie, to Galen stanął przy biurku przekładając na nim jakieś papiery, na Cherry nawet nie spojrzał. Podniósł głowę dopiero, kiedy się odezwała, uniósł jedną brew.
- W przeciwieństwie do Ciebie Charity, walczyłem o ten kontrakt kilka miesięcy i nie zamierzam go odpuścić - powiedział spokojnie, ale jej kolejne słowa sprawiły, że powieka mu drgnęła, skrzywił się, ale tylko na moment - lepsze skandale niż dawanie dupy za projekty - rzucił, chociaż Galen przecież nie używał w ogóle takich słów, ale to jej żałosne wyprowadziło go z równowagi. Wyszedł zza biurka i stanął przed nią. Co ona sobie w ogóle myślała? Przychodzi do jego gabinetu. Nie okazuje mu należnego szacunku, a teraz jeszcze podważa jego kompetencje? To ta jej firma jest ża-łos-na.
- Obciągnęłaś już Winstonowi, czy obiecałaś mu to w zamian za kontrakt? - spojrzał jej prosto w oczy. Galen Wyatt zazwyczaj był opanowany, zwłaszcza w swojej firmie trzymał nerwy na wodzy. A ona potrafiła go wyprowadzić z równowagi kilkoma słowami. Ale już samo jej pojawienie, go zirytowało, zwłaszcza gdy weszła tu w momencie podpisywania dokumentów. Później już było tylko gorzej, dokładała do ognia, aż się doczekała, po prostu.


Cherry Marshall

power plays

: sob sie 30, 2025 9:01 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Może gdyby Galen wsłuchałby się w stukot jej obcasów, zmieniłby zdanie. Był znacznie pewniejszy. Nie zastanawiała się nad postawieniem kolejnego kroku, jak byle szara myszka. Szła przed siebie, wiedząc, czego dokładnie chce. Była lwicą w świecie mężczyzn. Rzadko którego dopuszczała bliżej. Miała już jednego potwora w firmie, nie potrzebowała drugiego. Miała dobrą ofertę, jej panele były najlepsze na rynku, stąd najlepsi wybierali ją. Dziwne, że na tym budynku żadnego nie było. Prąd drogi, koszty utrzymania większe. Warto słońce zamieniać w pieniądze.

Richardzie to i tak oficjalnie. Już wcześniej przy whiskey mówiła do niego Richi. Był starszy, niezbyt atrakcyjny, ale miał sporo pieniędzy. Tych, które potrzebowała, by jej firma jeszcze prężniej się rozwijała. Wzięła głęboki oddech, wchodząc do pomieszczenia. Nawet jego zapach pachniał tanimi, męskimi perfumami. Co prawda były pewnie drogie, nie miały w sobie nic z tajemnicy.
Nie przejmowała się zdaniem Galena. Był jednym z wielu facetów, który uważał, że trzeba mieć penisa, by kręcić interes. Widziała go, jako osobę, która jest kierowana przez asystentkę. Zwykłą, szarą myszeczkę, a on z tym wielkim ego daje się jej kierować. Jeszcze raz wzięła głęboki oddech, by móc przeanalizować całą sytuację. Rozmawiając przez telefon, raz obróciła się, by zobaczyć jego minę. Typowy facet. Coś nie idzie po jego planach i od razu zaczyna mieć minę jak kot srający na puszczy. Chociaż kotki były ładniejsze i je dotknąć by mogła.
Uśmiechnęła się sztucznie, słysząc, że ma sekretarkę. Pewnie, na pewno ją już przeruchał i to nie raz. Mężczyźni z wielkim mniemaniem o sobie postępują w tej sposób. Nie uważała tego za komentarz wart uwagi. Za to ścisnęła mu rękę, bardziej niż to planowała — słyszałam o Tobie same dobre rzeczy — kłamstwo. Słyszała jedynie, że jej przyjaciółka nie doszła i że miał większego ego od niej. Za to pewnych rzeczy nie miała zamiaru wywlekać od razu na wierzch. Wiedziała jedno, musiała trzymać się na baczności.

— Ja za nim chodzę od roku, dlatego mówię do niego po imieniu — prychnęła, kręcąc głową. W biznesie kobietom było trudniej. Musiała użyć całych swoich sił, by nie wybrał konkurencji. Łącznie z nocami, których nie przespała. Tą inwestycją chwaliła się ojcu. Miał to być jej diament w koronie. Pokazanie, że jest godna zostania prezeską w firmie. Świetlne dziedzictwo musiało zostać ukoronowane jej osiągnięciem. Nie będzie odpuszczała, tylko dlatego że na jej drodze stanął dupek.
Zaśmiała się, słysząc o dawaniu dupy. Nawet nie miała zamiaru tego komentować. Za to podeszła do stolika, przy którym jeszcze tak niedawno siedział z Richim i nalała sobie whiskey do jego szklanki. Wypiła kilka łyków. Zbyt prosta na jej gust, ale przynajmniej dostanie większej tolerancji na słowa idioty. Zmierzyła go jedynie wzrokiem, gdy podszedł do niej, dopijając szklankę do końca.
— A ty kochasz się w swojej asystentce, co? — spytała, unosząc jeden kącik ust i patrząc mu prosto w oczy — pewnie boisz się silnych kobiet, skoro od razu zakładasz, że musiałam się z kimś przespać by dostać, to czego chcę — trzymała kontakt wzrokowy. Mimo że miała szpilki, musiała zadrzeć delikatnie głowę, by wbijać w niego wzrok. Podnosiła rękę i przejechała mu delikatnie palcem po żuchwie — wiesz, szkoda mi facetów. Myślą, że tylko oni mogą mieć jaja, bo jak jest kobieta, to osiągnęła coś tylko przez łóżko — po czym zabrała rękę i odwróciła się do niego tyłem. Przywykła do takich komentarzy. Mogłaby zrobić salto w tył, a i tak ktoś nazwałby ją laską, co zdobyła sukces przez łóżko.

power plays

: sob sie 30, 2025 10:31 pm
autor: Galen L. Wyatt
Nawet jakby Charity Marshall była ostatnią osobą na swiecie, która sprzedaje panele fotowoltaiczne, to Galen nie umieściłby ani jednego z nich na budynku swojej firmy. Dla niego była nic nie warta, z takimi jak ona nie robił interesów. To już wolał je robić z tą małą pyskatą japonką, niż z nią. Ta pierwsza się bardzo starała, żeby jej firma jakoś prosperowała, a ta druga... według Galena w ogóle nie musiała się starać.
Nie, nie dlatego, że była ładna, nie, wróć, właśnie dlatego. Ale nie z nim te numery Charity Marshall.


Kiedy powiedziała, że słyszała o nim same dobre rzeczy, to się uśmiechnął, z punktu widzenia Richarda wyglądało to dobrze. Dwoje zdeterminowanych młodych ludzi. Wydają się zadowoleni z współpracy, co mogło pójść nie tak?
Galen jednak od razu pomyślał sobie, że on o niej nie słyszał nic dobrego, akurat w tych kręgach, w których się obracał, miała opinię głupiej gęsi ze śliczną buzią, takiej która kompetencje nadrabia sobie zgrabnym tyłkiem i tym, że świetnie obciąga. Nie raz słyszał, że Charity Marshall zdobyła jakiś kontrakt, uprzedziła kogoś z jego kolegów, ale tylko dlatego, że rozkładała nogi przed inwestorami. Sam Wyatt nie miał okazji tego sprawdzić. Nie, nie tego czy rozłoży przed nim nogi. Tego czy rzeczywiście miała takie zagrywaki, żeby podpisać kontrakt, ale i tak był do niej uprzedzony.
Może teraz właśnie będzie miał okazję się o tym przekonać?


- Od roku i dopiero podpisujecie kontrakt? Słabo Marshall, mi wystarczyły cztery miesiące - musiał to powiedzieć, no po prostu musiał. A kwestia mówienia po imieniu, to według niego była kwestia kultury, ale co ona w ogóle mogła o tym wiedzieć?
Powiódł za nią spojrzeniem, kiedy podeszła do stolika, wywrócił oczami.
- Mogłaś wziąć sobie swoją szklankę - rzucił, bo teraz na tym jeg szkle został odcisk z jej czerwonej szminki. Stanął obok niej, nawet nie wiedział, kiedy się przysunął. Już miał coś powiedzieć, otworzył usta, ale to co powiedziała, spawiło, że poczuł się jakby dostał w twarz. A ty kochasz się w swojej asestyentce - odbiło mu się echem w czaszce. Skąd Charity Marshall wie takie rzeczy? W ogóle...
- Co proszę? - uniósł jedną brew. Galen Wyatt miał z tym problem, z kochaniem, ze swoją asystentką, może z tym, że bał się silnych kobiet też? Nie bał się... Sam nie wiedział, tak go zbiła z tropu tym tekstem.
- A nie zrobiłaś tego? Ludzie o Tobie mówią Marshall, to nie jest mój wymysł - rzucił również patrząc jej w oczy. Tylko dlaczego teraz przez jego głową przemknęła myśl, że może mówią tak ci, którym zaszła za skórę? Nie, na pewno musiało w tym coś być, gdyby nie załatwiała kontraktów przez łóżko nie zakładałaby przecież tak seksownej sukienki, która idealnie podkreślała jej talię. Nie, nie podkreślała, Galen chyba Twoje myśli schodzą na jakieś złe tory.
Kiedy go dotknęła, to cofnął się o krok. Galen Wyatt się cofnął, przed nią, od razu poczuł, że znowu oblewa go krew. Przecież w tej firmie to on był lwem, a lew nie cofa się przed niczym. Chyba, że przed lwicą?
- Jeśli tak nie jest, to wyprowadź mnie z błędu - powiedział, chociaż sam nie miał pojęcia jak, w ogóle dlaczego miałaby to robić. Co w ogóle go to obchodziło?


W końcu do biura wrócił Richard, który oznajmił, że ma coś ważnego do załatwienia, ale teraz jeszcze przejrzy dokumenty i je podpisze. Wskazał na fotele, a Galen dosunął trzeci i podsunął go Charity Marshall, żeby usiadła, po lewej stronie Winstona, bo po prawej siedział on. Jego umowy były już naszykowane, rozłożone na dębowym stoliku. Obok czekało też ładne, drogie pióro. Winston podniósł je i zaczął przeglądać.

Cherry Marshall

power plays

: sob sie 30, 2025 11:20 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Powiedziała, bo kłamała. Była tego w pełni świadoma. Wiedziała, co lubił Richard. Gdy dorośli się nie kłócili z byle powodu. Na pewno nie przez poróżnienie się przez przyjaciółkę, którą przeleciał jeden z prezesów firm. To ich dwójkę wybrał, a niechęć Cherry w stronę Galena była na miarę wybuchającego wulkanu. Jak niby miała teraz spojrzeć Jennifer prosto w oczy? Będzie musiała się przyznać, że nie była w stanie zmienić zdania inwestora.
Cóż, biznes był dla niej najważniejszy.
Poza tym Galen to mógłby sobie sprawdzać. Takiemu jak on nic by nie dała. Na wejściu potwierdzał każde jej słowo. Nienawidziła go całą sobą. Dupek ze zbyt wysokim ego, by przyznać, że kobiety sukcesu istnieją. Oczywiście, że zdawała sobie sprawę, jakie plotki o niej chodzą. Nie była też dziewicą. Miała swoich chłopaków, których rzucała na rzecz pracoholizmu. Nikt nie wydawał się jej na tyle ambitny, by móc dotrzymać jej kroku. Na pewno nie na tyle by zmieniła nazwisko. Nawet teraz miała na placu pierścień z diamentem, ale... nie miał on większego znaczenia. Poprosiła go, tylko dlatego by móc prosperować jako twarz rodzinnej firmy.

— Wow, nie zaczęliśmy współpracy, a ty już chwalisz się czasem? — prychnęła, unosząc kpiąco ten jeden kącik ust — twoje sekretarki nie są z tego zadowolone — Cherry wyznawała prostą zasadę. Mężczyzna zaczyna Cię atakować? Idź po najniższej linii oporu, nie musisz wyszukiwać żadnych kolorowych obelg. Akurat ta o nim wydawała się być rzucona w punkt. Marshall długo pracowała nad Richardem, by móc zdobyć jego zaufanie. Była kobietą. Od razu w stosunku do jej kolegów po fachu miała trudniej i ludzie nie brali jej na poważnie. Stąd jej każdorazowe staranie. Szła w zaparte, aż inwestor nie zaczynał mówić do niej po imieniu.
Nawet wypili wspólnie brudzie.
Ciekawe, czym Galen mógł się pochwalić.
— Po co? — spytała, wpatrując się w niego ciut dłużej — niepotrzebne zużycie wody. Alkohol dezynfekuje twój bród, a poza tym będziesz mógł zasmakować smaku prawdziwej szminki, a nie tych tanich podrób — zielona planeta, oszczędzanie wody, odnawialne źródła energii. W ramach swojej działalności prowadziła projekt edukacyjny. Nie widziała sensu w brudzeniu nowego szkła.
— Kochasz się w asystentce — powtórzyła jeszcze raz z większą siłą w głosie. Widziała jego zawahanie i ono bawiło ją najbardziej. Pokręciła powoli głową. Widocznie uderzyła w czuły punkt. Sama nie spodziewała się, że tak łatwo będzie w stanie znaleźć jego czuły punkt — Mam powtórzyć to po raz trzeci? — spytała chłodnym tonem, przekręcając delikatnie głowę na bok. Cokolwiek by mu nie powiedziała, był słaby. Wielki pan prezes, głośny skandalista, a tak naprawdę mały chłopiec, którego mogła zdmuchnąć. Potem wielkie dziwy, że była w stanie konkurować z największymi gigantami.
— Cariño, po co mi pierścień, jak mam się pierdolić z każdym inwestorem? — wtrąciła hiszpański, nazwała go kochaniutki. Za to dla potwierdzenia słów podniosła swoją prawą dłoń. Ten pierścień był dla niej wyjątkowy. Wszyscy faceci, jakby się od niej odwrócili. Stała się zajętym towarem, mimo że nie planowała ślubu, a jej kumpel odetchnąłby, gdyby zdjęła ten pierścień. Ona sama też, ale kiedyś przyjdzie jej dzień, w którym będzie mogła założyć inny. Ten od ukochanego mężczyzny, a nie przyjaciela— uroczy jesteś. Wielki, pierdolony Galen Wyatt. Masz większe prawdopodobieństwo posiadania wenery niż ja, więc nie każ mi nic udowodniać. Chyba, że wykonasz mnie badania, żebym czuła się bezpiecznie — prychnęła. Gdyby nie znała liczby lasek, które stuknął, może spojrzałaby w jego błękitne oczy, może uznałaby go za przystojniaka? Tylko jego sława zdążyła już do niej dotrzeć. Stanowczo zbyt szybko. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

Pewnie dlatego z dużą niechęcią wyjęła swoje dokumenty z teczki. Położyła je na stole. Uśmiechnęła się niewinnie i czekała aż papiery będą podpisane. Zostały za to Richard kazał im się dogadać. Cudownie. Dogadywanie się z dupkami Cherry miała we krwi.
— Do zobaczenia, Richie — pomachała mu jeszcze uroczo dłonią. Uśmiech zniknął razem z jego wyjściem — to teraz mnie posłuchaj, zrobimy tak, jak Ci powiem. Wszyscy wtedy będą zadowoleni, dobrze? — chciała go poinformować, a wcale nie musiała. Zrobią wszystko zgodnie z jej widzimisię, a Richard na pewno będzie polecał ich duet dalej.

power plays

: ndz sie 31, 2025 1:36 pm
autor: Galen L. Wyatt
Oboje wiedzieli co lubi Richard i serwowali mu to na złotej tacy, Cherry bezpośredniość i skrupulatność, Galen dobre przygotowanie i ogładę. Razem mogli naprawdę tworzyć mieszankę wybuchową, albo połącznie idealne, w którym niczego by nie brakowało i może to dostrzegł Winston? Może był tego coraz bardziej pewny, kiedy na nich patrzył.
Młodzi, pracowici, zdeterminowani.
To mógłby być duet idealny, stal i słońce, klasyka i nowoczesność, porządek i odrobina chaosu?


- Czas to pieniądze Charity, a oboje tu jesteśmy właśnie dla nich - powiedział spokojniej. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, że ani jedno, ani drugie nie jest tutaj dlatego, że darzą jakąkolwiek sympatią Richiego, tutaj chodziło o jego forsę. O kwoty tak zawrotne, że ciężko było w jednej sekundzie policzyć te wszystkie zera.
- Moi pracownicy nie narzekają na swoje zadowolenie, za to słyszałem, że u ciebie w firmie nawet asystenci marudzą, że rządzi nimi suka - tylko na nią zerknął. Może Galen miał opinię lowelasa, może i rzeczywiście wdawał się w jakieś dziwne relacje ze swoimi pracownicami, chociaż starał się nie, naprawdę, odkąd jedna z sekretarek chciała go pozwać. Starania się, jednak odrobinę zaburzała jego teraźniejsza asystentka, ale to były szczegóły. Jednak miał opinię dobrego szefa, wykładał krocie na to, żeby zadowolenie pracowników w jego firmie było na dobrym poziomie, bo wiedział, że jest to bardzo ważne.
- Zrobiło mi się niedobrze - rzucił odnośnie tej szklanki. Zero kultury, naprawdę, że też Richard chciał w ogóle robić z nią interesy. Wyatt się zastanawiała, co on miał w głowie, oprócz tego jej słodkiego tyłeczka i czerwonych ust.
Kiedy znowu powiedziała o asystentce, to powieka mu drgnęła, powieka i ta żyłka na czole. To był dla Galena temat ciężki, jeszcze nie omówiony na żadnej sesji terapeutycznej, jeszcze nie poukładany do końca w jego głowie.
- Bzdu-ry, widzę, że Charity Marshall nie potrafiła nawet odpowiednio mnie sprawdzić, skarbie... gdybym ja wiedział, że dzisiaj ty pojawisz się na spotkaniu, to w tej chwili znałbym nawet rozmiar twojej miseczki - rzucił z opanowaniem. Nie zamierzał pozwolić dać jej się znowu wyprowadzić z równowagi. Nie da jej tej satysfakcji.
Spojrzał na jej pierścionek, a jego niebieskie tęczówki znowu zrobiły koło.
- Niektórych to kręci - wzruszył ramionami - musze pogratulować twojemu narzeczonemu, może na tej kolacji u Richarda, jeśli oczywiście z tymi rogami będzie mógł wejść do salonu, chociaż podobno sufity są wysokie, no i oczywiście jeśli Richie zaprosi Cię z osobą towarzyszącą, mnie zaprosił - no tak, już rozmawiali o kolacji, na której będą mogli uczcić podpisanie dzisiejszych kontraktów, zanim Charity przyszła. Galen już otrzymał zaproszenie, zastanawiał się tylko kogo ze sobą zabrać, nawet przez chwilę myślał o Meenie, ale teraz nie mógłby dać tej satysfakcji Marshall.
- Wreszcie powiedziałaś coś z sensem... wielki Galen Wyatt, to się akurat zgadza, a Ty Charity Marshall, puszczalska? Ładna? Łatwa? - może gdzieś słyszał o niej lepsze epitety, ale jednak te przewijały się najczęściej, a może tylko te wychwytywała uszy Wyatta?


Richard podpisał dokumenty, uścisnął im obojgu ręce, zasugerował, że to będzie owocna współpraca, bo widzi między nimi nić porozumienia, akurat... A później jeszcze zaprosił Charity na kolację, z osobą towarzyszącą, Galenowi też o tym przypomniał i wyszedł. A kiedy zniknął za drzwiami to z twarzy ich obojga chyba momentalnie spełzły te sztuczne uśmiechy.
Kiedy Cherry powiedziała, że zrobią tak jak mu powie, to Galen wstał powoli. Przejechał dłonią po brodzie, po kilkudniowym, ale idealnie przyciętym zaroście, jakby się zastanawiał, a później oparł się o biurko. Podniósł tę szklankę, na której odbita była jej szminka.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz Marshall? Ja... wielki Galen Wyatt zrobię, to co każe mi... Cherry Marshall? - pokręcił głową i upił dwa łyki nie przejmując się już zupełnie śladem jej ust na szkle. Użył zdrobnienia jej imienia, bo gdzieś je słyszał, a Cherry wydawała mu się o wiele słabsza niż Charity.
- Ja Winstona mam już rozplanowanego, od pierwszej stalowej belki, którą postawię w jego budynkach, nie obchodzi mnie co ty masz w planach - nawet na moment nie spuścił z niej spojrzenia swoich niebieskich oczu. Jeśli uważała, że ona tutaj będzie rozdawać karty, to była w błędzie. I Galen ją chętnie z niego wyprowadzi.


Cherry Marshall

power plays

: ndz sie 31, 2025 2:08 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

— W takim razie mam nadzieję, że twoje ego potrafi skupić się na interesach — stwierdziła lekko, wzruszając przy tym ramionami. Mówiła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na kuli ziemskiej. Ona też słyszała o nim wiele. Wielki prezes z większym mniemaniem o sobie niż penisem. Typowy samiec alfa. Motomoto. To właśnie byli dla niej najgorsi przeciwnicy do zmiażdżenia. Tacy jak on. Boją się kobiet, a na nich wspomnienie widzą jedynie zagrożenie. Wcale nie dziwiła się, że wszystkie jego partnerki są nie na jego poziomie.
— Mnie nikt nie chciał pozwać za molestowanie — rzuciła mimochodem. Naprawdę myślał, że go nie sprawdziła? Odkąd Richard zasugerował ich współprace, jej asystent przyniósł jej na niego teczkę. Doskonale zdawała sobie sprawę, jakie mógł mieć problemy. Mogła być suką, ale tylko wtedy ją szanowano. Żaden z pracowników nie narzekał na wynagrodzenie, traktowanie. Była oschła, bo tylko wtedy ludzie ją szanowali. Nawet z własnym rodzeństwem musiała postępować podobnie. Jedynie brat bliźniak wspierał ją na każdym kroku.
— Żałosne — powtórzyła jeszcze raz — boisz się, że się ode mnie uzależnisz, Wyatt? Tę czerwień noszę tylko przy dupkach, którzy mnie nie obchodzą — prychnęła pod nosem, kręcąc przy tym głową. Mógł jej opowiadać najprzeróżniejsze bajeczki. Finalnie była to bardzo droga szminka. Mało kobiet byłoby sobie w stanie na nią pozwolić, a ona zawsze brała to, co najlepsze. Stąd ta współpraca z Richardem, nawet jeśli będzie musiała kontynuować spotykanie się z Galenem. Nie był pierwszym dupkiem, z którym się mierzyła i na pewno nie ostatnim.
— Wątpię — rzuciła spokojnym tonem, mierząc go wzrokiem — ja znam wymiary twojego penisa i całą twoją historię przetargów. Naprawdę chcesz się ze mną wykłócać? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko. Miała przyjaciółki. Pewnie niejedna z nich uległa urokowi Galena. Tylko ona nie widziała w nim nic wyjątkowego. Przerośnięty dupek z mikropenisem. Przynajmniej w taki sposób był opisywany przez Cindy. Wierzyła jej. Była wręcz pewna, że nie był w stanie zadowolić żadnej kobiety. Myślał tylko o sobie.
— Pewnie twoją asystentkę kręci, że ruchasz każdą na mieście — wycedziła, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Była gotowa zadań celne ciosy. Byle by mężczyzna się zamknął. Nikomu nie robiła loda. Nigdy. Uważała to za najbardziej uwłaczającą czynność, jaką mogła zrobić kobieta. To była jedna z jej zasad. Mogła sypiać z mężczyznami, ale nigdy, przenigdy przed żadnym nie uklęknie.
— Dziękuję za komplement Galen — stwierdziła, wzdychając ciężko — skoro jedyne co możesz powiedzieć o kobiecie, to uwłaczające zarzuty dotyczące łóżka, to świadczy o Tobie — założyła rękę na rękę, a wyraz twarzy zmienił się, gdy wszedł do pomieszczenia Richard. Znowu stała się słodko, pierdzącą, ćwierkającą kobietą.

Poczekała w spokoju na wyjście Richarda. Dopiero w tamtym momencie wyraz twarzy się jej zmienił. Miała własne zasady. Na spotkania biznesowe przychodziła sama. Żaden mężczyzna nie mógł reprezentować jej zdania. Dlatego wzrokiem wróciła do Galena.
— Właśnie tak zrobisz — odparła, podchodząc do niego i klepiąc go dłonią po twarzy — ja już mam ułożenie tych twoich dennych belek, by postawić panele. Więc daruj sobie — zacmokała uroczo, po czym spoważniała, wbijając w niego wzrok — Nie przyjdę z żadnym mężczyzną na spotkanie. Także gratuluję, zostałeś moją osobą towarzyszącą. Wyślę Ci zdjęcia sukienki, żebyś wybrał coś, co do niej pasuje. Richard będzie zadowolony, a tymczasem do zobaczenia, dzieciaku — mogła być od niego młodsza, a czuła się pewniej w sytuacji. Widziała, że błądził, jak dziecko we mgle. Klepnęła jeszcze raz delikatnie go po policzku i wyszła.

z/t x2