Girl Talk
: ndz sie 31, 2025 11:48 am
Marceline H. Valentine
Piątkowe wieczory spędzała tutaj. Każdy kto, choć w najmniejszym stopniu, liczył się w Toronto, zjawiał się w klubie Pavla Kovalskiego. Całkiem przystojnego faceta, właściciela takiego przybytku. Równie piękne kelnerki chodziły, pytając o drinki. Mogła nie być tępym facetem w stylu Galena, czy Ryan'a, ale sama lubiła zawiesić na nich oko. Zmierzyć je wzrokiem, docenić piękno. Może dlatego tak dobrze odnajdywała się w męskim towarzystwie? Obiektywnie była w stanie stwierdzić, które przedstawicielki płci pięknej są warte grzechu.
Stąd nawet z inwestorami zdarzało prowadzić się te rozmowy. Musiała wejść do paszczy lwa, tak by mogli nazwać ją swoją. Cały czas próbowała do tego dotrzeć. By spojrzeli na nią i powiedzieli, że dobry z niej kumpel. Pewnie dlatego pijała z nimi brudzie, omawiała niektóre elementy kobiet, a przede wszystkim śmiało się z ich żartów. Wiele razy przestawiała swój mózg na męski. Byle widzieli w niej swoją. Tak spędzała ten wieczór, ale finalnie zaczął ją nużyć. Razem ze swoim kolorowym drinkiem weszła do palarni, gdzie jej wzrok padł na znajomą twarz. Marceline od zawsze była piękna. Miała w sobie to, czego każdy mężczyzna poszukiwał. Jej zdaniem była idealna, choć relacji z Marcusem nigdy nie była w stanie zrozumieć. Był chodzącym palantem.
— Cześć piękna — rzuciła, odkładając torebkę na stół. Wtedy uniosła do góry kąciki swoich ust, by założyć Valentine niesforny kosmyk włosów za ucho. Lubiła kontrolować sytuację, nawet w takich małych gestach dało się to od niej odczuć — też masz dosyć tej męskiej energii dookoła nas? — dopytała miękkim tonem, upijając małego łyka z drinka. Długo się nie zastanawiając, wyjęła swojego iqos'a z torebki i włączyła go. Za tradycyjnymi papierosami nie przepadała. Nawet w tym zakresie musiała pokazywać się jako ktoś nowoczesny — mam wrażenie, jakby słownie trzepali sobie pałę, by udowodnić jacy to są zajebiści — parsknęła Cherry. Rzadko mówiła o tym głośno, ale przy Valentine czuła się dosyć zrelaksowana. Co nie co o niej słyszała, sama nie miała łatwego życia z mężczyznami.
Piątkowe wieczory spędzała tutaj. Każdy kto, choć w najmniejszym stopniu, liczył się w Toronto, zjawiał się w klubie Pavla Kovalskiego. Całkiem przystojnego faceta, właściciela takiego przybytku. Równie piękne kelnerki chodziły, pytając o drinki. Mogła nie być tępym facetem w stylu Galena, czy Ryan'a, ale sama lubiła zawiesić na nich oko. Zmierzyć je wzrokiem, docenić piękno. Może dlatego tak dobrze odnajdywała się w męskim towarzystwie? Obiektywnie była w stanie stwierdzić, które przedstawicielki płci pięknej są warte grzechu.
Stąd nawet z inwestorami zdarzało prowadzić się te rozmowy. Musiała wejść do paszczy lwa, tak by mogli nazwać ją swoją. Cały czas próbowała do tego dotrzeć. By spojrzeli na nią i powiedzieli, że dobry z niej kumpel. Pewnie dlatego pijała z nimi brudzie, omawiała niektóre elementy kobiet, a przede wszystkim śmiało się z ich żartów. Wiele razy przestawiała swój mózg na męski. Byle widzieli w niej swoją. Tak spędzała ten wieczór, ale finalnie zaczął ją nużyć. Razem ze swoim kolorowym drinkiem weszła do palarni, gdzie jej wzrok padł na znajomą twarz. Marceline od zawsze była piękna. Miała w sobie to, czego każdy mężczyzna poszukiwał. Jej zdaniem była idealna, choć relacji z Marcusem nigdy nie była w stanie zrozumieć. Był chodzącym palantem.
— Cześć piękna — rzuciła, odkładając torebkę na stół. Wtedy uniosła do góry kąciki swoich ust, by założyć Valentine niesforny kosmyk włosów za ucho. Lubiła kontrolować sytuację, nawet w takich małych gestach dało się to od niej odczuć — też masz dosyć tej męskiej energii dookoła nas? — dopytała miękkim tonem, upijając małego łyka z drinka. Długo się nie zastanawiając, wyjęła swojego iqos'a z torebki i włączyła go. Za tradycyjnymi papierosami nie przepadała. Nawet w tym zakresie musiała pokazywać się jako ktoś nowoczesny — mam wrażenie, jakby słownie trzepali sobie pałę, by udowodnić jacy to są zajebiści — parsknęła Cherry. Rzadko mówiła o tym głośno, ale przy Valentine czuła się dosyć zrelaksowana. Co nie co o niej słyszała, sama nie miała łatwego życia z mężczyznami.