Strona 1 z 1

i knew you were trouble when you walked in

: pn wrz 01, 2025 12:26 pm
autor: Ash Kurtz
jeden
Jakby sobie tak to wyobrazić, te wszystkie sale z tych słabych seriali kręcone na szybko z tanią fabułą – to nie – tak nie wyglądał szpital. To znaczy inaczej – byli tam, są, ci wszyscy lekarze, pielęgniarki, rezydenci, a od czasu do czasu przewinie się po korytarzu pani, która dba o czystość tego miejsca z takim wózkiem, ale to tyle. Ten ład i porządek stabilizacji – nie dało się go tu poczuć. Ktoś tam biegał, ktoś inny krzyczał, dzwoniące telefony drażniły słuch na przemian z tymi urządzeniami wydającymi z siebie te charakterystyczne dźwięki. Ochujeć idzie. Skąd takie przemyślenia? Skąd te wszystkie spostrzeżenia? Bo Ash, wychylając głowę z jednej z sal, rozejrzał się to w lewo, to w prawo, a potem ze zniesmaczoną miną wrócił do środka. Usiadł na tym samym krześle co wcześniej, tym razem sięgając po książkę, która leżała obok nieprzytomnej – a może tylko śpiącej – dziewczyny. Kobiety. Zwał jak zwał. Oparł się, wyciągnął giry przed siebie, wsuwając je pod łóżko, a potem zaczął wertować kartkę za kartką. Pojedyncze słowa co jakiś czas wydobywały się z jego gardła. Trochu jak szept, a gdy się na tym łapał, unosił wzrok na leżącą na wyrku pacjentkę.
Życie to jednak kruche jest. Dziś jesteś, jutro już cię nie ma, albo okazuje się, że masz jakąś chorobę, która powoli i tak wpierdala twoje organy. I czekasz, chuj wie na co, mając nadzieję, że będzie dobrze, albo zbierasz jej strzępy z podłogi, by z pozostałości starać się ułożyć obraz szczęśliwego zakończenia. No tylko co – nie zawsze się udaje, nie? A będąc takim realistą na osiemdziesiąt procent – udaje się stosunkowo rzadko. Ale dobra. Jebać ten opis, wszak to każdy ma swoje pięć minut na tym świecie, a to jak je przeżyjemy zależy tylko i wyłączenie od nas. Kurtz zagryzając co jakiś czas nerwowo lewą stronę dolnej wargi, zerkał to na pacjentkę, to na ludzi, którzy przechadzali się korytarzem, pomijając salę, w jakiej się znajdował. I dobrze. Potrzebował czasu, który upływał stosunkowo powoli. Co jakiś czas też podświetlał telefon, jaki leżał na stoliku obok łóżka – nie jego rzecz jasna – aby zorientować się co do czasu. Miejsce wiadome. Czekał, wiedząc na co. Liczył tylko, że zaraz nie pojawi się tu ktoś mądry i nie zacznie zadawać jakichś głupich pytań. Nadal przerzucał kartki. Nadal czytał pojedyncze zdania. Liczył, że może go słyszy. Ziewał. Nudził się. To nie był wymarzony scenariusz żadnego spotkania, ale „jak się nie ma co się lubi…..”

Regina Salvatore

i knew you were trouble when you walked in

: pn wrz 01, 2025 6:37 pm
autor: Regina Salvatore
5.
Rzeczywistość znacznie różniła się od obrazów prezentowanych dla generalnej publiki. Okłamywanie rzeczywistości przez pryzmat filmów, seriali czy podobnych tworów nie było niczym nowym, choć skutecznie zamazywało obraz prawdziwego fachu medycznego. Szpital nie był miejscem, do którego ludzie chcieliby powracać, jak do każdego odcinka ulubionego serialu. Wręcz przeciwnie – placówki te odznaczały się specyficznym, dołującym nastrojem. Dla większości osób było to miejsce, w którym chorobę czy chociażby sam niepokój dało się wyczuć od pierwszego kroku. Tu zawsze działo się coś, co niekoniecznie świadczyło o cudownych ozdrowieniach, trafnych diagnozach czy cukierkowych pogawędkach. A najlepiej zdawali sobie z tego sprawę sami pracownicy, spędzając całe dnie i niekiedy noce, zagłębiając się coraz bardziej w tę dość zaciemnioną norę.
Choć trudno było utrzymywać się w dobrym nastroju, nawał pracy i nieprzewidywalność miała w sobie i parę pozytywów, na przykład brak czasu na dołujące przemyślenia. Być może dlatego odwiedzający i pacjenci czuli się tutaj zdecydowanie gorzej. Ci drudzy byli tutaj dokładnie z tegoż właśnie powodu. Lekarz natomiast nie powinien, a raczej nie mógł sobie pozwolić na większą swobodę, szczególnie gdy liczyło się zdrowie pacjenta. Regina dopiero co nabywała wiedzę w tym wszystkim, tak samo jak i doświadczenie, ale zdawała sobie doskonale sprawę ze szpitalnych priorytetów. Jej pozytywność zdecydowanie pomagała jej w pracy, choć nie zawsze optymizm był tutaj rozwiązaniem. Faktycznie nie każda historia kończyła się happy endem – tutaj słowa będzie dobrze mogły wręcz pogorszyć sytuację.
Dzisiejszy dzień nie był jednak tym uciążliwym i dołującym, a przynajmniej nie tak się zapowiadał. Salvatore przemierzała korytarze sprężystym krokiem, zaglądając do każdej z sal. Szukała jednej z doktorek na polecenie swojego przełożonego, lecz póki co jej poszukiwania były bezowocne. Możliwe, że właśnie była w trakcie obchodu, dlatego poszukiwała jej po salach z pacjentami. Zaglądając od jednej do drugiej, zadając nawet to samo pytanie otrzymywała jedną odpowiedź. Nikt nic nie wiedział.
Zajrzała do kolejnej sali, mając w pamięci, że tutejsza pacjentka raczej nie odpowie słowami na jej pytanie. Ale może to właśnie tutaj znajdowała się doktor…? Ku jej zdziwieniu, zamiast niej dostrzegła mężczyznę, którego nigdy wcześniej tutaj nie widziała. Ten zdawał się coś czytać - nie wiedziała, czy na głos, bo dzielił ich pewien dystans.
Przepraszam… wie pan może gdzie znajdę doktor Thorn? — choć zaczęła od pytania, intuicja podpowiadała jej, by dopytać jeszcze o parę innych rzeczy, niekoniecznie związanych z personelem szpitalnym. Ta pacjentka nie miała gości poza panią w średnim wieku, która przyjeżdżała tutaj raz na jakiś czas. Nie kojarzyła, by wysyłała tutaj kogoś innego. Ale też Regina nie zaglądała tutaj stale, więc mogła coś przeoczyć. Ale kto pyta, nie błądzi.

Ash Kurtz

i knew you were trouble when you walked in

: śr wrz 03, 2025 10:46 am
autor: Ash Kurtz
Ktoś wszedł, ktoś wyszedł, ktoś o coś zapytał, by zaraz zniknąć za rogiem w tłumie szpitalnego personelu. Bywali tacy, co to mylili salę, a raz, chwilę przed rezydentką, pojawił się wielebny. Coś tam poskamlał, Ash mu odpowiedział, ale na tym koniec. Zawinął kieckę i pognał w swoją stronę. A Kurtz? Dalej siedział na tym krześle, dalej wlepiał wzrok w ciąg liter tworzący zdania. Dalej. Jeszcze chwilę. Moment.
Wyrwała go z chwilowego zamyślenia kobieta, która pojawiła się na sali w tym wdzianku, co to noszą pracownicy szpitala. Chłopak wsadził kciuk w książkę, by nie zgubić wątku – chociaż to i tak nie miało znaczenia. Czytał wyrywkowo, w sumie to nawet ciężko nazwać czytaniem – coś tam mamrotał pod nosem tak, po prostu – Hmm? – odchylając się na krześle, pozwolił sobie na zlustrowanie panienki od stóp do głów. Albo odwrotnie. Albo – w sumie to bez znaczenia. Nie przypominała pielęgniarki, ci goście co to ratowali ludzi na ulicach, też wyglądali inaczej, a ona? Jakiś lekarz chyba, no nie wiem – to znaczy – zaczął, odkładając książkę na stolik, obok telefonu leżącej na łóżku dziewczyny – nie widziałem jej, ale dobrze, że pani jest. Może mi pani powiedzieć coś o mojej siostrze? – wstał, poprawił koszulkę, przeczesał włosy i ruchem głowy wskazał na leżącą na łóżku dziewczynę – kilka dni temu wróciłem do miasta po tym, jak dowiedziałem się, że leży w szpitalu – wydawał się zmartwiony. Nawet bardzo. Palcami dłoni kreślił kreskę po brzegu łóżka – to coś poważnego? Pani jest lekarzem, prawda? – typowy dla niego słowotok. Nie czekał na jedną odpowiedź, by zadać kolejne z pytań. Tak miał. Tego, jak to mawiał pewien klasyk, nie dało się już naprawić – nawet nie wiem, kto mógłby mi pomóc. Nie znam imienia lekarza prowadzącego – zmartwił się jeszcze bardziej. Usta wygięte w lekki grymas pomieszany z niezadowoleniem i rezygnacją. Ale dobrze, że ktoś taki jak Regina się pojawiła, prawda? Ona mu pomoże, co nie?
To nie był koniec. Ash zbliżył się do tej, która pojawiła się w sali, odczytując z tej plakietki nazwisko – pani Salvatore, proszę – wyjął, serio, z kieszeni portfel. Był gotów zapłacić za jakąkolwiek informację. Otworzył go. Wyjął kilka banknotów, jednocześnie zaglądając przez ramię kobiety, czy nikt nie zwraca na nich uwagi. Poza tą, która leżała na łóżku, w sali byli tylko oni – chciałbym, żeby miała najlepszą opiekę. Może nie byłem wzorowym bratem, ale nic nie stoi na przeszkodzi, by się nią zająć. Zwłaszcza teraz – językiem zwilżył usta, czekając na jakikolwiek odpowiedź. Na dużo odpowiedzi na jego wiele pytań. Co więcej, w tym samym czasie, naprawdę, dosłownie wsunął jej te kilka banknotów do kieszeni fartucha, kiwając przy tym porozumiewawczo głową. Trochu za informacje, trochu za opiekę. Powinno wystarczyć chyba. Chyba. Prawda?

Regina Salvatore

i knew you were trouble when you walked in

: sob wrz 06, 2025 11:18 am
autor: Regina Salvatore
Pewnie zauważyła wielebnego, zanim weszła do sali. Był już jednak zbyt daleko dystansem, by podejść do niego i zapytać o doktor. Gdyby miała tę możliwość, może nawet nie weszłaby do sali, w której siedział chłopak. Ewentualnie, gdyby nie miał pożądanej przez nią informacji, zajrzałaby tutaj z większym opóźnieniem. W tym czasie doktor mogła pojawić się nawet znikąd, a jej poszukiwania dobiegłyby końca. A ona nawet nie postawiłaby stopy w tej sali.
Choć Salvatore starała się każdego człowieka traktować tak samo, jej rodzinne podłoże nie zawsze pomagało jej w obdarowywaniu zaufaniem każdego z osobna. Stąd też jej nieco ostrożne, nieco podejrzliwe podejście do siedzącego przy pacjentce człowieka. To mogła być jej intuicja, która niekiedy się myliła i tak mogło być i tym razem. Nie zaszkodziłoby jednak zadać parę pytań, zwłaszcza, że coś jej tutaj zdecydowanie nie grało.
Siostrze? — zmarszczyła delikatnie brwi, nie spuszczając z oczu nieznanego jej człowieka. Czy na pewno mogła mu zaufać w tym momencie? Nie była co do tego całkowicie przekonana. — Jak się pan nazywa? — równie dobrze mógł przeczytać wcześniej nazwisko pacjentki, ale może faktycznie był rodziną. To było standardowe pytanie – generalnie nie udzielało się informacji o stanie zdrowia pacjenta obcym ludziom. Rodzina to co innego.
Pokiwała głową, gdy mężczyzna mówił dalej. To miało sens, więc może jej wstępne odczucia były błędne. Wolała jednak nie podejmować pochopnej decyzji, by potem nie żałować. Ostrożności nigdy za wiele.
Nie jestem lekarzem… Jeszcze. Jestem rezydentką oddziału chirurgii. — odpowiedziała mu zgodnie z prawdą. Lepiej, żeby wiedział, by potem nie zrobił jej przypału w stylu „nie chcę, by student zajmował się moją siostrą”. Ona zresztą nie była przypisana nawet do tej sprawy. — Lekarzem prowadzącym jest właśnie pani doktor, której szukam. — tyle to mogła powiedzieć, choć też mogła zebrać burę za to, że zwaliła na doktorkę kolejny stos potencjalnych pytań. Ale na tym trochę polegała praca lekarza w szpitalu.
Kolejny ruch mężczyzny spowodował, że aż uniosła brwi w niedowierzaniu. To było… dość dziwne. Rozumiała ludzką desperację, ale niektóre jej zagrywki wciąż były dla niej niewytłumaczalne. Łapówki były jedną z nich.
Niech pan schowa te pieniądze. — natychmiast wyjęła pieniądze z fartucha i wcisnęła mu je w dłoń. Aż była zdziwiona, że zachowała przy tym zimną krew. Od razu odsunęła się też parę kroków w tył, jednocześnie formując krzyż z własnych przedramion w protestującym geście. — Na pewno mogę panu obiecać to, że pacjentka jest w świetnych rękach. Doktor Thorn zna się na rzeczy. — to akurat był fakt. I miała nadzieję, że do chłopaka to dotrze, bo nie chciała żadnych problemów. Zwłaszcza, jako rezydentka.

Ash Kurtz

i knew you were trouble when you walked in

: sob wrz 06, 2025 2:23 pm
autor: Ash Kurtz
- Cholmondeley – odpowiedział na pierwsze pytanie, robiąc, tak samo jak ona krok do tyłu. Nie chciał jej wystraszyć. Nazwisko się zgadzało. Odczytane czy też nie przez chłopaka, nie powinno budzić większych podejrzeń, Wiele słów dalej potwierdzało, że jest jej bratem. Ale ten gest. To wyjęcie kasy z kieszeni fartucha, to całe niepotrzebne zachowanie kobiety – on chciał nie tyle dać łapówkę, co za drobną sumę dać szansę leżącej na łóżku kobiecie. A, i żeby było jasne – dla niego to wyjebane, czy ona była rezydentką. To jak lekarz. Prawie. A ci sporo mogą, nie? Więc gdy wcisnęła mu jego kasę w łapy, wyjmując ją z fartucha, chyba, albo „na pewno” poczuł się urażony – pani doktor – musiała na to iść, jak będzie chciała mieć od niego spokój. Była „prawie” doktorem, a dla kogoś, kto martwi się o siostrę, to coś więcej niż tylko kasa, czy nadzieja. To jakieś chore poczucie, które otrzymuje się, właśnie za te kilka dolców, że dana osoba będzie traktowana lepiej. No nie mówicie, że nigdy czegoś takiego nie przeżyliście.
Uparty był w chuj. Nawet jak ona wciskała mu tą kasę, wzbraniał się, a jak już się udało – nadal starał się ją pchać do jej kieszeni – proszę - jak płacz typa, co nie widzi innego rozwiązania – wiem, że to nie takie proste, ale błagam….. – na siłę cisnął do jej kieszeni te same banknoty, które starała mu się oddać. Przepychanka. Niby takie nic, ale zrobiłoby furorę, gdyby nie to, że w tej sali byli tylko we troje. On. ona i dzieciaki. Pacjentka, oraz pani rezydentka. I jak wydawało mu się, że już jej tą kasę wypchnął, zrobił krok do tyłu, unosząc łapy do góry - proszę, przestańmy. Ktoś zaraz wejdzie, ktoś to zobaczy – miał nadzieję, że kobieta zrozumiała, nadal jak to za pierwszym razem, starając się wcisnąć mu jego kasę z powrotem. Ash robiąc szybkie dwa kroki do tyłu, ruchem ręki wskazał na siostrę – proszę mi uwierzyć. Chciałbym, naprawdę, żeby miała najlepszą opiekę – no można tam pierdolić, że to niestosowne, że „olaboga”, ale jak kobieta przyjrzy się twarzy chłopaka, to i tak zrozumie, że on odmowy nie przyjmie.
Zrobił te – tym razem - cztery kroki do tyłu. Usiadł na krześle. Dla niego bez znaczenia, czy lekarz, czy rezydent – często ci drudzy starali się bardziej, bo im zależało. To nadal ona miała w swoich dłoniach te banknoty i widać było po jego mordzie, że zależy mu na tym, aby je wzięła, a nikt poza nimi w sali się nie znajdował – kadził jej, ubliżał, zwał jak zwał. Siedział, przyglądając się tej, która weszła – chyba możemy zachować to dla siebie, a pani skupi się na mojej siostrze – ruchem głowy wskazał łóżko. Był przejęty. Nie tylko stan jej zdrowia, ale to, że ta rezydentka nie chciała współpracować. Chyba też zaczął się czuć niezbyt dobrze. Przyśpieszony oddech i serducho, które jak na złość nie chciało współpracować, wystukując szybszy niż zazwyczaj rytm – proszę mi powiedzieć, co z nią? Czy to – źle? W sensie- nie dokończył. Zerknął na tą, która leżała na łóżku, pod podpięciem kroplówek i chuj wie czego jeszcze - jak to oceniasz? – nagła zmiana oficjalnego tonu – wyjdzie z tego? – przechylił głowę w stronę rezydentki. Ale żeby nie było nudno, bez typowej dla niego zmiany tematu – od dawna jesteś rezydentką? Często ci, którzy się dopiero kształcą, wiedzą najwięcej – widać było, że czuł respekt do tych właśnie osób – dlaczego chirurgia ogólna? Nie łatwiej leczyć dzieciaki jednym antybiotykiem? – te jego spostrzeżenia i cały światopogląd.

Regina Salvatore

i knew you were trouble when you walked in

: sob wrz 13, 2025 5:00 pm
autor: Regina Salvatore
Pokiwała głową w milczeniu, zastanawiając się, czy faktycznie chciała drążyć to dalej. Niby to nie jej interes, bo to nie była jej pacjentka. Nie była również na tyle paranoiczna, by sprawdzać każdą osobę podającą się za krewnego. Uznała zatem, że da sobie spokój z tym aspektem, zwłaszcza że na horyzoncie czekał ją kolejny – dużo gorszy i bardziej upierdliwy. W tamtym momencie jednak nie zdawała sobie z tego sprawy.
Na nieszczęście tego nieznanego jej chłopaka, Salvatore też była cholernie uparta. I z pewnością nie zamierzała się poddać, nie w kwestii, gdzie pieniądze nie rozwiązywały żadnej sprawy ani zdecydowanie nie pomagały leżącej za nimi pacjentce. Udaremniała każde próby „zwrotu” pieniędzy, które z pewnością nie należały i nie będą należeć do niej, a w głębi ducha czuła rosnące podenerwowanie. Miała już styczność z tego typu osobami, przez co miała świadomość, jacy upierdliwi potrafili być. Jej przekonania były jednak silniejsze niż te dziecinne zagrywki, które tylko podnosiły jej ciśnienie. — Proszę przestać. Nie przyjmę tych pieniędzy. — odparła, nie kryjąc swojego zdenerwowania na twarzy, zachowując jednocześnie dość spokojny ton głosu. Mężczyzna jednak nie przestał, a ona już nie mogła powstrzymać ciężkiego westchnięcia. — To po co pan to robi? Bo to nie ja będę mieć problemy, tylko pan. — oczywiście była to jedynie połowiczna prawda, ale Regina była już na tyle rozeznana, by faktycznie jego pociągnąć do odpowiedzialności. A wolałaby tego całkowicie uniknąć. — I ma najlepszą opiekę, bez tych pieniędzy. Także. — podeszła prędko do stolika stojącego przy łóżku pacjentki, odkładając tam banknoty i wycofując się prędko bliżej drzwi. — I radzę nie ponawiać wciskania mi ponownie tych pieniędzy, bo będę zmuszona zawołać ochronę. — tym razem to jej oczy prezentowały upartość nie do zdarcia.
Przepraszam, ale to nie moja pacjentka. Mam inne obowiązki w tym momencie. — nie lubiła odmawiać, ale tu nie miała innej opcji. Nie przeszła tutaj wojować z jakimś obcym kolesiem – musiała znaleźć doktor. Zresztą, nawet jakby chciała zostać, nie miałaby bladego pojęcia co miałaby zrobić. Ze śpiączki jej nie wybudzi, nie znała też całej historii medycznej. Starała się zatem nie przejmować faktem, że mogła zabrzmieć nieco niemiło. Było to nieumyślne, nawet mimo ich wcześniejszej potyczki.
Z tego co wiem, są duże szanse na poprawę jej stanu zdrowia. Ale nie znam konkretów, zna je pani doktor prowadząca. — naprawdę nie była najlepszą osobą do udzielania takich informacji, ale i tak coś mu przekazała.
Za każdym razem, gdy zapadała cisza miała ochotę się wycofywać, ale za każdym razem przystawała, słysząc pytanie. Kolejne sprawiło, że miała ochotę po raz kolejny westchnąć, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.
Kilka miesięcy. — odpowiedziała i nawet nie zamknęła ust, a już zadano jej kolejne pytanie. Eh. — Bo wolę chirurgię niż leczenie antybiotykami. — proste. Lepszej odpowiedzi mu nie udzieli, bo niekoniecznie chciała się spowiadać nieznanemu człowiekowi ze swoich wyborów życiowych.

Ash Kurtz