Strona 1 z 2

what are you doing.. here?

: wt wrz 02, 2025 10:17 pm
autor: Melanie Campbell
1.

Praca w sądzie była odpowiedzialna, chwilami ciężka i męcząca, ale też pouczająca. Nie dałaby rady zamienić tego co właśnie osiągała na coś innego, banalnego czy też wręcz przyziemnego. Bycie kimś, wyrażanie i przemawianie za ofiary.. czasami i też tą gorszą stronę - winnych, dawało jej nieco tlenu, kopa motywacyjnego. Była kimś, kto pomagał i kto dawał nadzieje, równie ważna jak policjant czy lekarz. Jak więc mogłaby się zachować gdy obiecała wygraną, a poległa? Ten dzień był kiepski, był wręcz srogo do dupy, gdy już podczas picia kawy, musiała się przebrać w coś innego. Na co dzień decydowała się na bardziej odważne kreacje, na coś co wyraźnie podkręcało jej kobiece walory. Do sądu jednak musiała założyć coś skromniejszego, ale równie eleganckiego. Jeden z jej ulubionych zestawów, komplet o chorej wartości, szczęśliwy amulet - musiała zrezygnować z niego przez własną głupotę. To był pierwszy strzał, konsekwencja losu i toru jaki miała wybrany na ten dzień, to niepowodzenie, które przygniotło ją jak długo już nic innego. Kiepskie argumenty oraz igła, która została dźgnięta przez adwokata po drugiej stronie, to wszystko złączyło się w kiepską całość. Tego dnia przegrała, po raz pierwszy od dawna, po złotej passie, która ustawiała jej karierę na piedestale. Ktoś powiedział, że nie ma serii bez porażki, ale dla niej było to istotne i ważne, akurat w chwili w której aktualnie się znajdowała. Miała plany i nadzieje, chciała sama otworzyć wkrótce swoją kancelarię, nie mogła zatem pozwolić sobie na spadek w procentach skuteczności, wygranych spraw na sali sądowej. Przybiło ją to gdy wróciła do domu, do pustego i zimnego betonu, czterech ścian, które stały tu wciąż w momencie gdy z niej uleciało nieco radości, pogody ducha. Nie chciała być dzisiaj sama, ale z drugiej strony kiepskim byłoby pokazywać słabość, tą jej wrażliwą stronę komukolwiek, kto nie był jej bliski. Wybrała się więc w podróż dla uwolnienia myśli, dla odprężenia się i wyłączenia. Wybrała TO miejsce, bliskie jej sercu, połączone z plażą i oddalone od zgiełku centrum, serca Toronto. Wokół miły park oraz alejki, dostęp do plaży oraz najzwyklejsza buda z chamskimi hamburgerami, które rzecz jasna pamiętała. W to miejsce bowiem zabierała w sumie tylko najbliższych, dzieliła się nim niechętnie i tylko w momencie gdy czuła, że druga strona jest tego godna. W to miejsce zabierała tylko ludzi bliskiej jej sercu.
Zostawiła swój samochód gdzieś w pobliżu, zbierając się w stronę budy z jedzeniem, bo czemu by nie? Za dzisiaj należało jej się trochę tłustego i niezbyt zdrowego jedzenia, to taka forma terapii na dziś. Jutro w końcu znów stanie przed lustrem i będzie pewna kolejnej rozprawy, kolejnej wygranej. Przyłoży się.
Teraz? Postawiła na typowego cheesburgera, coś na wskroś przypominającego tańszą wersje znanej sieciówki z pod złotego łuku. Ruszyła w dróżkę, przemierzając trasę którą znała na pamięć i którą pamiętała by wciąż nawet z zamkniętymi oczami. Krążyła aż dotarła do punktu widokowego, gdzie zatrzymała się aby podziwiać zachód słońca, wpatrywać się w plażę usłaną gdzieś nieco poniżej, aby się wyciszyć. I w teorii w duchu marzyła aby nie przypałętał się tutaj nikt, aby miała tą chwilę dla siebie ale jak widać... los chciał inaczej. Wciskając końcówkę burgera do ust, obróciła się nieco w prawo i to był jak widać błąd. — KURWA MAĆ.. — wulgaryzmy były jej domeną, ten kto ją znał chyba nie wyobrażał sobie, że mogła zachowywać się w sądzie, że umiała je trzymać na wodzy jak kowboj lejce konia. No ale mniejsza o to, jej wzrok był przeszywający, a gość który "przerywał" jej te chwilę relaksu był kimś kogo pewnie nie spodziewała się spotkać prędko, ba! Facet o takiej posturze? Ciężko go przegapić przemykając ulicami miasta. A jednak! Pierdolony Karrion Mercer. Facet, któremu oddała kiedyś serce, a potem tego żałowała bo jego kręcił chyba bardziej boks niż poważny, mądry i rozsądny związek dwójki dorosłych ludzi.
— Co Ty tu robisz? Podobno wyjechałeś, hmm? — zapytała i wcale nie była w tym delikatna, ale... to była aura tego dnia, który faktycznie powinien się już kurwa skończyć. Rozumiała wszystko, ale w momencie gdy chciała chwili dla siebie, gdy była po kiepskim dniu to akurat musiał pojawić się ON, niebywałe.


Karrion Mercer

what are you doing.. here?

: śr wrz 03, 2025 10:08 am
autor: Karrion Mercer
Jego ostatnie tygodnie z kolei były wypełnione sukcesami oraz stabilizacją życia, które stało się w pewnym sensie również rutynowe. Odkąd wrócił do Toronto i zaczął bawić się w trenerkę, większość dni Karriona wyglądała bardzo podobnie: wczesna pobudka, rozruch, przyjazd do firmy, robota, trening i późny powrót, wszak nie było do kogo wracać. W międzyczasie jakieś gastro, żeby uzupełnić zapotrzebowanie kaloryczne i stestować knajpy wokół klubu, których było bez liku.
Co robił w parku? Do końca sam tego nie wiedział. Jakaś mistyczna siła przyprowadziła go w to miejsce i zamiast odjechać samochodem w dowolnym kierunku, zaparkował nieopodal i postawił na spacer, podczas którego mógł przy okazji porozmyślać na temat istoty bytu, kebabów oraz innych zdarzeń przyczyna-skutek, które mają ciąg logiczny.
Nie bywał tutaj zbyt często nawet wtedy, gdy mieszkał w Toronto przed wyjazdem zagranicę. To miejsce stało się dla niego czymś dopiero, kiedy poznał Melanie i ona mu je pokazała, a przy tym wyjawiła swoje przywiązanie do niego. Choć sam Mercer nie uznawał tego za wybitną lokację, tak nie uskuteczniał jakiejś tępej propagandy, byleby tylko zniechęcić do niego Campbell. Z czasem nawet przywykł do ich randek, które wiązały się z tanimi, marnej jakości burgerami z pobliskiej budy.
I wtedy naszło go właśnie na to, na słabego burgera, który przypominał mu o starych czasach. Te wspominał z jakimś sentymentem, a jego myśli szybko powędrowały ku Melanie, która była integralną częścią całej tej scenerii. Zastanawiał się co u niej, jak jej się wiedzie i czy znalazła sobie kogoś wartościowego. Kogoś, kto doceniał jej zaangażowanie oraz oddanie i przede wszystkim planował z nią wspólną przyszłość, a nie był wyłącznie skupiony na pracy, olewając wszystko, co tak naprawdę było istotne.
Zamówił więc swojego klasyka: podwójnego cheeseburgera i frytki, na które mógł sobie teraz pozwalać znacznie częściej niż wcześniej. Zjadł gdzieś nieopodal budki w ciszy i skupieniu, spoglądając na plażę oraz ludzi tam przebywających. Po wszystkim postanowił wrócić do samochodu i pojechać do firmy, ale w połowie drogi się rozmyślił, ponieważ... nie czuł się nasycony. Postanowił więc zjeść jeszcze jednego burgera, tym razem coś innego, skoro już ma okazję skosztować raz jeszcze fast foodów z ich budki.
I wtedy ją zobaczył. Stała przy punkcie widokowym, wpatrując się w oddal niczym myślicielka z końcówką burgera w dłoni. Serce zabiło mu mocniej, ponieważ kompletnie nie był przygotowany na spotkanie z Melanie. Z tą Melanie, z którą stworzył chyba najbardziej udany związek podczas całej swojej miłosnej przygody i która... cały czas siedziała mu w głowie, co jakiś czas powracając do niej w najbardziej losowym momencie.
Czy była to jakaś forma manifestacji pragnień? Cholera wie.
Znalazł odwagę, by do niej podejść, choć pierwsze kroki zdawały się być trudniejsze niż przyjęcie ciosu od mistrza prawego sierpowego na twarz.
- Wróciłem kilka miesięcy temu - odparł spokojnie, choć była to tylko maska. Wewnątrz kotłowało się, pojawiła się niepewność oraz obawa, że potencjalnie spokojne popołudnie może zakończyć się awanturą. Przynajmniej na to wskazywała jej postawa - bojowa i agresywna.
Choć chciał pochwalić jej wygląd i to, że prezentowała się jak zwykle zjawiskowo, to zaniechał tej kurtuazji. Zamiast tego skrzyżował ręce na klatce piersiowej i stanął w pewnej odległości od niej.
- I tak naprawdę nie wiem, co tu robię - dodał po chwili. - Miałem ochotę na burgera. Tego konkretnego - delikatnie przygryzł wargę, nie wiedząc, czy powinien dzielić się czymś tak intymnym z nią. Z drugiej strony, ona też właśnie skończyła jeść burgera z ich budki, choć może teraz była już tylko jej budką.

Melanie Campbell

what are you doing.. here?

: śr wrz 03, 2025 1:29 pm
autor: Melanie Campbell
Miejsce wydawało się być jej oazą, częścią oddechu od pędu w pracy, od akcji i wariacji w sądzie, które nie raz ciągnęły się tygodniami. Przyjeżdżając tutaj mogła być nawet i zwykłą Melanie, w starych wychodnych dresach, ze spiętymi włosami w kucyk. To było proste i normalne, mocno przyziemne i odmienne od tego co robiła na co dzień. Kolejne akta spraw czytane w biegu, chwilami nawet i w aucie, wylana z rozpędu kawa na kilka ważnych notatek. Przekleństwa gdy sąd odraczał na inny termin ciąg dalszy przesłuchań, powodując mętlik w głowie nawet i takiej pani adwokat jak Melanie. To wszystko męczyło, więc ucieczka w to miejsce, w ten park i widok oraz kiepskie tanie żarcie były dla niej jak pierwszy oddech dla dziecka, ważne w walce o przetrwanie. I chociaż miała w głowie obrazy, gdy spędzała tu czas i miłe chwile, będąc wtedy jeszcze w związku z Mercerem to... jednak umiała to przetrawić, dać sobie na wstrzymanie. Wszak była przekonana, że wyjechał, że porzucił to Toronto i żyje gdzieś w miejscu, które daje mu to co chcę, które daje mu szczęście. Może to dziwne, ale myślała o nim gdy spotykała się z kolejnymi facetami lub gdy wracała do miejsc takich jak to. To już będzie się za nią ciągnęło pewnie do końca, do ostatnich dni. Czasami miała wrażenie, że nie zrobiła wystarczająco dużo aby dobrze poczuli się w tej relacji, aby on nauczył się żyć z nią w parze, tak jak pewnie ona sama by chciała. Nie mogła jednak być w tym wszystkim drugą, boks odbierał jej Karriona, a On wybierał boks ponad nią. Już nie pamiętała, które słowa były tymi raniącymi, które kłamstwo odebrała jako szpilkę w jej kruchutkie serce, ale... to się zakończyło, miała żyć na nowo. Sama.
Wybrała życie singielki z wygody, z braku kłótni i niepotrzebnych komplikacji. Nie musiała nikogo pytać o zdanie, a gdy czuła chęć bliskości, wybierała któregoś z facetów napotkanych w barze czy na siłowni. W pewnym stopniu to jej wystarczało, gdy dzieliła czas na pracę, na wizyty w sądzie i późne powroty do domu wieczorami. Dziś jej miłością był jednak ten jeden burger, którego smak mógł się nawet jeszcze bardziej pogorszyć na przestrzeni tych lat. Nie oczekiwała jednak wielkich luksusów, te miała gdy tego właśnie potrzebowała, gdy prezentowała się jako dama.
Spokój ducha zakłóciła jego obecność i chociaż myślała, że nie podejdzie bliżej to kątem oka dostrzegła ruch, znajomą sylwetkę i wciąż bliską jej sercu twarz. Jakby nie patrzeć ciężko było znaleźć takiego drugiego jak On w okolicy. Czasami traciła cierpliwość szukając kogoś na jego obraz, silnego i postawnego, o ramionach, które otulały ją całą. To może dziwne, ale widząc go czuła na wskroś różne skrajne emocje kotłujące się jak burza, a fakt tego jak kiepski miała dzień dolewał dodatkowo oliwę do pieca. Odezwała się pierwsza z niemałym wyrzutem czy też agresją, ale na moment złagodniała gdy jej odpowiedział, gdy znów ten jego głos powodował, że stawała się małą dziewczynką. Zamilkła na kilka sekund kończąc przeżuwanie resztek wspomnianego burgera. — Ah! To aż cud, że wcześnie na siebie nie wpadliśmy. Cud! — wyrzuciła z siebie, może nieco łagodniejszym tonem, ale wciąż to lepiej i bezpieczniej dla niego, że zachował ten dystans. Jej humor dziś był rozchwiany, a dobijanie się spotkaniem byłego jeszcze na dodatek, nie widziało jej się w kolorowych barwach. — Widzisz, powinnam Cię porządnie za to zjebać. To moje miejsce, więc... powinieneś znaleźć swoje.. - przyznała w odpowiedzi, nie siląc się na jakieś miłe uśmiechy czy inne takowe. Doskonale wiedziała, że to ona mu pokazała to miejsce, ten park i okolicę. On z kolei? Nigdy nie przejawiał jakiegoś wielkiego optymizmu tymi widokami, więc była lekko zdziwiona, że nagle coś mogło mu się w tej głowie odkleić.
Nie zastanawiał się jednak na tym i skupiła swój wzrok ponownie na przestrzeni przed sobą, dając sobie na wstrzymanie z spoglądaniem na niego, na to jak wygląda i jak może na nowo zawrócić jej w głowie, chociażby tym zwykłym zapachem, którego zdaje się nie zmienił. — Jestem dzisiaj srogo wkurwiona, przegrałam więc... jestem tutaj aby złapać oddech. — nie musiała się wcale tłumaczyć, ale to była tak jakby forma ostrzeżenia dla niego, że jeszcze może Campbell się tutaj odpalić i pokazać pazur. Zresztą kto jak kto, ale on chyba znał ją na wylot, wiedział do czego była zdolna, jak żyła i funkcjonowała, jak mocno nie cierpiała przegrywać.


Karrion Mercer

what are you doing.. here?

: śr wrz 03, 2025 2:32 pm
autor: Karrion Mercer
Jemu to miejsce kojarzyło się niemal wyłącznie z Melanie, bo choć mieszkał w Toronto długo, tak przed poznaniem jej rzadko tutaj bywał. Obecność Karriona w tym miejscu była dziełem przypadku, choć jak się okazało, może nie do końca był to przypadek, skoro natknął się tutaj na Melanie. Nie żeby wierzył w jakieś siły wyższe, które doprowadzają do pewnych splotów zdarzeń, finalnie rozwijając to w jakąś dłuższą fabułę, jednak jej obecność tutaj była ironią losu. Tym bardziej, że myślał o niej teraz i to z nią tą lokację kojarzył.
Wiedział, że Campbell jest dobrą osobą i jeśli na kimś się wyżywa, to miała ku temu konkretny powód. On sam był świetnym workiem, bo nie tylko mógł przyjąć wiele, ale też przede wszystkim zasłużył sobie na to. Ich związek bowiem przestał istnieć tylko i wyłącznie przez niego - bo to on był mniej zaangażowany, oddany i nie stawiał jej na piedestale. Dziwił się, że tak długo z nim wytrzymała.
- Bo Toronto to takie małe miasteczko... - wywrócił oczami, z jednej strony nie będąc zadowolonym z tego spotkania, a z drugiej mając gdzieś z tyłu głowy, że chciał ją zobaczyć. Choćby po to, by przekonać się na własne oczy, że jest zdrowa, ma się dobrze i nie trzeba jej ratować z jakichś kłopotów.
Oparł się pośladkami o poręcz, stając do niej bokiem.
- Może i masz rację - odparł spokojnie, choć trochę go to zakłuło, że nie był tu przez nią mile widziany. - Ale jakoś nie mam czasu się za nim rozejrzeć - to była prawda, bo jego życie ostatnio przesiąkło monotonią i każdy dzień wyglądał niemal bliźniaczo do poprzedniego. Jasne, że zdarzały się jakieś mniejsze odchyły, ale koniec końców lądował późno w domu, patrząc się w ścianę i zastanawiając się, co poszło nie tak, że ma wszystko poza osobą, która będzie na niego czekać choćby tylko po to, by powiedzieć "dobranoc".
Dopiero kiedy wyjawiła mu powód swojej "nadmiernej ekspresji", doszedł do wniosku, że nie był jedynym triggerem i być może nie będzie to aż tak złe spotkanie, jak początkowo się zapowiadało. Niemniej jednak wolał poczekać z odważniejszymi tezami, będąc gotów ulotnić się, gdy tylko Campbell da mu jasno do zrozumienia, że go tu nie chce.
Uniósł lekko brwi w geście zdziwienia.
- Melanie Campbell przegrała? - dopytał, jakby sam niedowierzał i chyba tak było. - Niespotykane - nie mówił tego z ironią, a z zaskoczeniem. Kiedy byli razem, brunetka wielokrotnie opowiadała mu o swojej pracy i chwaliła się swoją skutecznością, czemu on nigdy nie był przeciw. Cieszyło go to, że jego partnerka odnosiła sukcesy zawodowe i choć wielu rzeczy czy niuansów nie rozumiał, tak pamiętał, że była uważana za jedną z najlepszych prawniczek w Toronto przez całe środowisko.
- Cheeseburger, jak zawsze? - spojrzał na papierek, który miała w ręku i uśmiechnął się lekko. Melanie często stawiała na prostotę, gdy chodziło o tę budę i to właśnie wersja burgera z serem była najczęstszą pozycją, z której korzystała. On zresztą podobnie, wszak sama Campbell mu ją poleciła, i to jeszcze zanim weszli w poważny związek.
Zlustrował ją swoim wzrokiem i poprawił odrobinę pozycje, przekręcając się nieznacznie.
- Nie będę ci przeszkadzać, jeśli chcesz odsapnąć - rzucił, chcąc usłyszeć jakąś konkretną deklarację z jej strony. Nie lubił takiego zawieszenia, wolał wiedzieć, na czym stoi. Wolał usłyszeć, żeby spierdalał na drzewo lub żeby został, niż opierać się wyłącznie na swoich domysłach.

Melanie Campbell

what are you doing.. here?

: śr wrz 03, 2025 3:11 pm
autor: Melanie Campbell
Nie ograniczała miejsc do ludzi i wspomnień, które z nimi wiązały. Gdyby tak było, pewnie nie chodziłaby do tych samych restauracji, knajpek, barów czy innych miejsc, które były bliskie jej sercu. Zakończenie relacji musiało się wiązać z dorosłą decyzją i wypadało zachować się jak na tego dorosłego przystało. Denerwowała się i była zawiedziona, być może sama kiedyś dokładnie w tym miejscu wylała swój żal i kilka łez, tłumacząc to słabością, chwilą która chodź była ładna, miała swoją zadrę na szkle. Może nie byli nigdy sobie pisani? A może po prostu to Karrion musiał nauczyć się czym jest miłość, związek i wzajemny szacunek. Ona wtedy nie chciała go już dłużej „uczyć”, bo jednak zbyt długo żyła marzeniem, że będzie tym jedynym, jej księciem z bajki. Nie był i w sumie gdy wiedziała, że wyjechał – czuła ulgę, że nie będzie musiała go widywać, odwracać wzrok lub powodować u siebie ten dziwny uścisk, że może jest teraz z inną? Lepszą? Taką, która znalazła przyczynę i naprawiła go, tak właśnie idealnie pod siebie. Milion wątpliwości krążyło po jej głowie za każdym razem gdy spotykała kolejnego faceta i gdy nie pozwalała sobie na uczucia, tłumacząc się pracą i strachem przed odrzuceniem. Na Sali sądowej była twarda, nie raz dominowała, ale gdy przychodziło do miłości stawała się taka krucha i delikatna, łatwo można było ją zranić byle słowem czy gestem.
Nie dyskredytuj mojego miasteczka, okej? Bo dostaniesz w ten dziób… — odpowiedziała mu, ale tym razem z przekąsem i tym diabelskim uśmieszkiem, który mogła kiedyś rezerwować tylko dla niego, szczególnie gdy chciała go ustawić do pionu. Po części to było także jego miasto jakby nie patrzeć. Nie mogła mu więc także zakazać tu być albo kursować po różnych lokacjach z własnego widzimisię lub krytykować, ganić innych za ich własne zdanie. W teorii oboje byli wolnymi ludźmi i cóż, na tą jedną chwilę była nawet skłonna się podzielić z nim tym miejscem, skoro się już napatoczył.
Niech zgadnę, dalej tłuczesz się po głowie z innymi? — wybrała tą formę pytania, by wydawało się być jej bezpieczne, bez napominania czy wtrącania nosa w nie swoje sprawy. Mógł nie chcieć dzielić się z nią szczegółami, ale na pewno miło byłoby dostać update co u niego, pomimo wszystko!
Ona sama postawiła na szczerość i pomogło jej to nieznacznie, zrzucić ten ciężar z barków, który tutaj za nią się przywlókł. Musiała się wygadać, bo przecież to był On! Mercer. Ze wszystkich ludzi na planecie, mógł ją wysłuchać i nawet zbytnio nie dawać wyroku na obraz całości, był neutralny jak Szwajcaria. Chyba. — Prawda? To kurewsko niespotykana sytuacja. Zapamiętaj to! Być może gdyby nie przegrana, nie spotkał byś mnie tutaj. — gdy przekręciła głowę w jego stronę, mógł dostrzec delikatny zarys uśmiechu, było lepiej to na pewno. Nawet jeśli nie przyznała tego głośno, ale… cheeseburger robił swoją robotę, no bo to przecież nie jego zasługa, że humor Terminatora z niej wyparowywał. Wcale.
Ten sam gówniany jak zwykle. — w tamtej chwili nie mogła już powstrzymać tego śmiechu, który wręcz cisnął się na jej usta. Na pewno pamiętała jego minę gdy wziął pierwszy kęs tego wybitnego burgera przy pierwszej ich wizycie tutaj. Już nie pamiętała czy udawał, że smakuje aby nie zrobić jej przykrości czy już wtedy chciał się jej przypodobać, zwrócić jej uwagę na siebie.
Okej, jestem w stanie podzielić się z Tobą tym miejscem. Ale albo przyniesiesz kolejnego, albo opowiesz mi w skrócie co u Ciebie. Wybieraj. — nie liczyła tak szczerze, że będzie skłonny się otworzyć i opowiadać o tym co się działo u niego przez te miesiące, albo że zaskoczy ją czymś co by było totalnie nie w jego stylu. Była skłonna postawić na czerwone, że wybierze się po kolejną kanapkę, dla niej i dla siebie, miło by ją zaskoczył gdyby jednak nie wybrał tej prostej opcji…

Karrion Mercer

what are you doing.. here?

: śr wrz 03, 2025 3:52 pm
autor: Karrion Mercer
Karrion nigdy nie nadawał się na księcia z bajki, a już zwłaszcza lata temu, gdy próbował stworzyć związek z Melanie. Był jej wierny, doceniał ją i starał się spędzać z nią jak najwięcej czasu. Ich życie seksualne również do najgorszych nie należało, ale koniec końców zawsze rozchodziło się jedynie o momenty. Mercer żył boksem, swoją karierą, ciągłymi treningami, dietą oraz podróżami czy innymi wyrzeczeniami, które powodowały, że nie widzieli się nawet przez tygodnie. Nie mówiąc już o tym, że ich życie łóżkowe też na tym cierpiało, bo nawet jeśli był w domu, to czasami zdarzało się, że miał zakaz seksu w trosce o jego zdrowie i cały tok przygotowań do walki. A weź tu odmów takiej gorącej pani adwokat, która za przeproszeniem potrafiła robić z chuja wiatrak.
- Dobrze, nie będę - wysunął delikatnie ręce przed siebie, jakby faktycznie bał się dostać od Campbell. Wyglądało to dość kuriozalnie, biorąc pod uwagę różnicę w gabarytach tej dwójki oraz znając bokserską przeszłość Karriona.
Nie umknął jego uwadze ten jej uśmiech, który zmienił trochę reguły gry i Mercer nie starał się podchodzić już do niej jak jakiś saper. Najwidoczniej największa faza wybuchu już przeminęła i dość szybko przetrawiła porażkę dnia dzisiejszego. W sumie, to Melanie rzadko kiedy dawała się wyprowadzać z równowagi w pracy i między innymi dlatego była uważana za bardzo skuteczną - potrafiła zachować zimną krew. Zupełnie jak on na ringu. Byli podobni w tym względzie.
Pokiwał przecząco głową.
- Już nie - odparł spokojnie, choć zaskoczyło go to, że nie dotarły do niej wieści o zakończeniu przez niego kariery pięściarskiej. To dało mu pewien pogląd na sytuację, że być może brunetka nie interesowała się w ogóle jego życiem po ich rozstaniu. Z jednej strony było mu przykro, bo on sam obserwował ją chociażby w social mediach i coś tam zerknął od czapy. Z drugiej zasłużył sobie na to, bo to on zawiódł ich związek nie ona.
Parsknął lekko śmiechem.
- Pamiętam wiele rzeczy z tobą związanych, ale są to same sukcesy - zażartował. - A chciałaś, żebym cię tu spotkał? - wypalił nagle, kompletnie nie zastanawiając się nad doborem tych słów.
Od razu po tym się wycofał i westchnął cicho, uznając, że zbyt dużo zdradził tym raptem jednym pytaniem. Postanowił więc powrócić do tematu jedzenia, który wydawał się być najbardziej adekwatny do zażegnania tego drobnego dyskomfortu.
- Nie jest taki zły - odpowiedział na jej krótką recenzję. Przez lata zdarzało mu się jadać i lepsze i gorsze rzeczy, a biorąc pod uwagę też kwestię sentymentu do tej budy, ten podwójny cheeseburger sprzed kilkunastu minut smakował znacznie lepiej niż to pamiętał.
- A co powiesz na jedno i drugie? - odparł nieco odważniej, niż można było się po nim spodziewać. Karrion nie należał do ludzi, którzy lubili się zwierzać z czegokolwiek lub po prostu opowiadać o sobie, ale do Melanie ciągle miał słabość i miał nadzieję, że dalej tak łatwo będzie się przed nią otworzyć jak lata temu. To ona bowiem, jeśli już miał potrzebę podzielenia się czymś, była powierniczką wielu jego tajemnic. Dość powiedzieć, że to przy niej pierwszy i jedyny raz przyznał się do strachu przed walką, a raczej konkretnym przeciwnikiem znanym z nieczystych i brutalnych zagrywek.
- Zaraz wracam - dodał po chwili i poszedł w kierunku budy, zamawiając dwa burgery. Znów wziął cheeseburgery, jednak tym razem dla siebie nie brał podwójnego.
Wrócił po kilku minutach od złożenia zamówienia i wręczył jej do ręki bułę, samemu od razu wgryzając się w swoją. Aż przypomniało mu się, kiedy to często jedli nawzajem od siebie, tłumacząc to delikatnym kłamstewkiem "twoje lepsze".
- Trzy lata temu skończyłem karierę - zaczął od najważniejszej informacji. - Później trochę podróżowałem, aż w końcu wróciłem kilka miesięcy temu do Toronto. Przejąłem Kingsway Boxing Club i od tego czasu bawię się w trenera. Cała moja historia od naszego rozstania - wzruszył ramionami, bo nie było o czym opowiadać. Kiedy się rozeszli, Karrion w całości postawił na boks, a że Melanie żyła z nim jakiś czas, to wiedziała, jak wyglądało wtedy jego życie.
- Ty rozumiem dalej trzęsiesz adwokackim Toronto? - zagaił, chcąc skupić się bardziej na niej, choć coś niecoś wiedział, bo przecież to nie było tak, że wymazał ją z pamięci, jak tylko się od niej wyniósł. Jeszcze długo po tym sprawdzał, co u niej i zmieniło się to dopiero po latach, kiedy już przywykł do jej nieobecności w swoim życiu.

Melanie Campbell

what are you doing.. here?

: śr wrz 03, 2025 8:40 pm
autor: Melanie Campbell
Akurat tak chciał los, że przyszło im się spotykać, tworzyć związek w momencie gdy wciąż trenował i był aktywnym bokserem. To wpływało na wszystko, na ich codzienność i na rutynę, którą wprowadzili gdy w pewnej chwili dzielili wspólne mieszkanie. Były momenty lepsze i gorsze, jak we wszystkich relacjach, ale fakt pozostawał niezmiennie jeden – wciąż przez cały ten okres czuła się jako ta druga. Nie miała siły i nie była najwyraźniej na tyle ważna dla niego aby nieco odpuścił, aby zakończył tą swoją karierę. Nie mogła mu zabronić niczego, ale kłótnie i pewne oddalenie się od siebie skutkowało finałową kłótnią i rozstaniem. Naczytała się dużo o tym sporcie, o tym jakie niesie za sobą konsekwencję i… po prostu się wystraszyła. Nie chciała aby był chociaż procent szans, że coś pójdzie nie tak i być może byłaby taka szansa, że skończyłaby karmiąc go łyżeczką, dosłownie.
Seks jak i chwile fizyczności z nim, zawsze miała za coś dobrego, coś do czego pewnie teraz mogliby wrócić gdyby nadarzyła się okazja. Niczego mu nie brakowało, nawet teraz gdy szukała przygód na jedną noc, tak po prostu z rozmachu szukała kogoś na jego podobieństwo, kogoś o mocnej posturze, o dużych dłoniach, które mogłyby ją złapać w TEN sposób, mocno tak jakby to były wciąż jego dłonie.
Przytaknęła mu głową, jak nauczycielka uczniowi, który okazał skruchę i zrozumiał swój błąd, na pewno było jej nieco lepiej, gdy mogła się rozluźnić, nawet i uśmiechnąć do niego, tak bez napędzania niepotrzebnej kłótni. W tym chwilami Karrion był dobry, w ustępowaniu i nie wkraczaniu w głębsze gówno, które mogło by rozpętać tutaj tornado.
Nie? A to ci nowina. Myślałam, że będziesz jeszcze walczył, ale no tak.. Zapomniałam, że nawet pieprzony Mercer się starzeje. — stwierdziła gdy tak w sumie głębiej nad tym się zastanowiła. Może faktycznie wiedziała o tym śledząc informację, a może po prostu rzuciła to w kąt, dla własnego zdrowia psychicznego? Wiedziała jak zachowują się wścibskie byłe, jak potrafią analizować każdy krok, nowy rozdział w życiu ex. Nie chciała tego robić, a przede wszystkim nie chciała rozdrapywać ran, więc to zapomnienie było lepszym wyjściem dla spokoju jej ducha. — Czarujący jak zwykle, uważaj bo pomyślę, że chcesz mnie na nowo poderwać, ale dzięki. Doceniam Twoje słowa. czyli mnie śledził? Interesował się mną? Tym co u mnie słychać? Taka gonitwa myśli przelatywała jej po głowie, a jej ciało o dziwo poczuło nagły napływ tego przyjemnego ciepła, tego znajomego niebezpiecznego uczucia. Na szczęście temat jedzenia mógł być tym na czym się teraz skupi, więc miała moment na otrzeźwienie i na zmianę nieco nastroju po raz kolejny. Teraz była wesołą ćpiotką, która to pewnie napaliła się na to, że facet postawi jej jedzenie. Uśmiechnęła się więc do niego i widząc jakie ma chęci postanowiła nawet go nie wystawić – tak, miała pomysł aby uciec gdy odejdzie, ale cii... Wytrwała, oczekując na niego i burgera, którego miał jej podarować za kilka minut. Wgryzając się w tego swojego, poczuła jakby był nieco lepszy od poprzednika, może to zasługa tego, że dostała go w gratisie?
Mmmm.. boskie gówno. — powiedziała, parskając za raz za tym śmiechem. Nie chciała w żaden sposób mu obrzydzić jedzenie, ale nie potrafiła się powstrzymać. To on był winny wszystkiemu, że niekiedy traciła rezon i gadała przy nim te swoje głupoty. Zamilkła ostatecznie zajmując się jedzeniem, podczas gdy on w skrócie streścił jej ostatnie lata życia. Dla nich czas stanął w momencie gdy jeszcze walczył, gdy w momencie gdy obiecywał jej koniec kariery, przyjął następne walki. To przelało falę goryczy, na tyle aby w końcu zdecydowała się odejść. — Ambitnie. Było do przewidzenia, że nie da się uciec od sportu i będziesz chciał przy tym trwać. To już jest wpisane w DNA Karriona Mercera. — zrobiło się na moment nostalgicznie, trochę i ckliwie gdy tak spoglądała na niego i rozbrzmiało to słynne hasło „rozstanie” — Ja? Oczywiście. Pracuje jak wół i siedzę w aktach godzinami, resztę godzin spędzam w sądzie, więc równie dobrze mogłabym sobie tam przenieść łóżko. Haruje bo chcę w końcu otworzyć swoją kancelarię i nie pracować dla kogoś, tylko dla siebie. Wierz jak jest, bo sam masz klub, prawda? — to było jasne, że ktoś z jej charakterem i ambicjami, chcę być Panią dla siebie i swojego losu, a nie dawać się wyr***ać systemowi.


Karrion Mercer

what are you doing.. here?

: czw wrz 04, 2025 9:28 am
autor: Karrion Mercer
Mercer zdawał sobie sprawę z zagrożeń, które czekały na niego po zakończeniu kariery bokserskiej. Zmiana trybu życia oraz wiele urazów, które mogły gdzieś się tam chować i nie być widoczne, teraz mogły ujrzeć w końcu światło dzienne. Miał nadzieję, że uda mu się wyjść z tego bez szwanku i nie zachoruje na bokserskie przypadłości typu alzheimer. Będąc jednak czynnym sportowcem liczył się z tym, że na starość może mieć wiele problemów, ale... nie przejmował się tym. Poza tym, co miał innego robić poza boksem? W niczym nie był na tyle dobry, by zarabiać tak sensowny pieniądz jak właśnie przy pięściarstwie.
Nie był dumny z tego, że okłamywał ją w kwestii końca kariery w trakcie związku, ale... nie miał innego wyjścia. Za bardzo ją kochał, by ranić swoją decyzją, dlatego też kiedy temat bywał przez nią poruszany, dopuszczał się kłamstwa i obietnic bez pokrycia, że "to już ostatnia walka". Nigdy nie planował kończyć kariery tak wcześnie chyba, że zdrowie by mu nie pozwalało na jej kontynuację. Kiedy był z Campbell, był w najlepszej formie i na jego miejscu wiele osób skorzystałoby z tego dokładnie tak jak sam Mercer.
Wzruszył ramionami, ściągając lekko brwi do siebie. Nie lubił określenia "starzeć się", ale na jego nieszczęście, idealnie pasowało to do tych okoliczności. Nie walczył dlatego, że się zestarzał i nie był już tak szybki jak kiedyś.
- Za to ty nic się nie starzejesz - odparł spokojnie, starając się obrócić jej komentarz w swoisty komplement dla niej.
Przyglądając się Melanie, nie dostrzegał zbyt wielu zmian względem tego, co zastawał co dzień rano kilka lat temu. Dalej była piękna, zadbana, potrafiła się ubrać, odpowiednio podkreślić urodę makijażem i dzięki temu wyglądała równie zjawiskowo jak wtedy, gdy byli parą.
Na słowa o ponownym poderwaniu jej, uśmiechnął się tylko, nie do końca wiedząc, jak ma się zachować. Rzeczywiście przeszło mu przez myśl wielokrotnie to, by odezwać się do niej i spróbować odzyskać chociaż namiastkę tego, co mieli przed laty, jednak ostatecznie się na to nie zdecydował. Nigdy nie zdarzyło mu się powtórzyć związku z kimkolwiek i Melanie nie była wyjątkiem. Choć czasami myślał o niej i tęsknił za nią, tak nigdy nie zdobył się na odwagę, by raz jeszcze do niej wystartować.
Zaśmiał się lekko, kiedy znów była sobą: szczerą, bezpośrednią i nieco niepoprawną kobietą, której zdarzało się czasem powiedzieć coś, czego po prostu nie wypadało. Cenił ten naturalizm u niej i to, że sam też nie musiał się hamować, gdy chciał powiedzieć coś kulturalnie czy moralnie gorszącego.
- Boskie gówno - powtórzył po niej, odnajdując w pamięci niejedną podobną sytuację, gdy Mercerowi brakowało odpowiednich określeń i wtedy Campbell wyskakiwała z czymś tak prostym, czasem wulgarnym, ale idealnie pasującym. Dokładnie jak teraz.
Kiedy skwitowała jego krótką opowieść tym, że było to wpisane w jego DNA, wzruszył lekko ramionami.
- Tylko to potrafię - oczywiście gdyby szukał na siłę, to znalazłby pewnie jakąś niszę, w której mógłby się odnaleźć. Ale po co, skoro boks przynosił dobre pieniądze, a przy tym pozwalał mu cały czas pracować nad formą i... zajmować czymś głowę?
- Praca dla siebie i na siebie jest najlepsza - przytaknął. - Ale jestem zaskoczony, że jeszcze nie masz swojej kancelarii. To aż tak ciężki rynek? - dopytał. Melanie wydawała mu się być idealną osobą do tego, by prowadzić swoją działalność adwokacką w takim mieście jak Toronto, ale też nie znał tej niszy i może było to tak hermetyczne środowisko, że nawet ktoś tak ogarnięty jak ona miał problem, żeby się przebić? Umiejętności i zacięcia jej nie brakowało, więc może rozchodziło się o konszachty, których po prostu nie miała?
Wgryzł się w burgera i nim znowu się odezwał, wszystko dokładnie przeżuł, a potem połknął.
- Czy one nie były kiedyś gorsze? - odezwał się, przyglądając się przez moment temu wyrobowi garmażeryjnemu.

Melanie Campbell

what are you doing.. here?

: czw wrz 04, 2025 12:57 pm
autor: Melanie Campbell
Będąc z nim poznała co to boks od deski do deski, zaznajomił z tym doskonale, ani tyle mocno, że sama chętnie lubiła do tej pory powalić w worek. Ich nauka miała coś w sobie bo po tym jak spocili się wspólnie na treningu, mogli potem wziąć wspólny prysznic, kąpiel, odnajdując cząstkę energii na jeszcze odrobinę figli. Musiała przyznać, że opowiadał o boksie z pasją i ogniem w oczach, dlatego też nie mogła mu tak po prostu kazać decydować. Wiedziała, że odejście to lepsze wyjście niż oczekiwanie, że wybierze ją ponad pasję i swój zawód. Do tego był stworzony, a ona nie miała serca odciągać go od pasji, nie była warta podjęcia takiej decyzji. Nie było to nawet jeśli możliwe, bo był w szczycie swojego zdrowia, wieku i dojrzałości do tego aby zdobywać szczyty, ważne sukces i "głowy" rywali. Wiek w przypadku sportów, wszelakiej maści był istotnym aspektem. Nie bez powodu przyjęło się, że pik kariery sportowca przypada na okolicę trzydziestki. Czas reakcji, regeneracja i przyswajanie nowych rzeczy, to było związane ze sportami od zawsze. Rozumiała zatem, że kiedyś przyjdzie taki dzień, kiedy sam Mercer poczuje, że to koniec i musi się pogodzić z końcem kariery. Ten moment przypadł jednak w chwili gdy ich drogi się już rozeszły.
Huh! Zazdrościsz? Jestem jak wino, im starsze tym lepsze. Po za tym, byłam kiedyś adwokatem pewnej właścicielki marki kosmetyków z okolicy i... pozostawiłam mi niezłe bonusy na dobre kremy chyba dożywotnio. — teatralnie wręcz, dobitnie machnęła swoimi włosami jak prawdziwa diva. Zrobiła kilka min w jego stronę, prawie jak modelka w stronę fotografa. To jasne, że prezentowała się świetnie w każdym wydaniu, nago, w makijażu, bez niego także. Każde okoliczności jej sprzyjały i dobrze się czuła z tym, pewnie. Wiek był tylko liczbą, ale wciąż pozostawał czymś czego nie dało się zatrzymać, można było jedynie wstrzymać jego prezencję na ludzkim ciele. Upływający czas jednych doganiał szybciej, innych wolniej i właśnie to drugie spotkało ją. A może to fakt, że była teraz wolna dodawał także do aury swoje? Kto wie.
Przyglądała mu się gdy rzuciła tą zaczepką, tak jakby chciała znaleźć jakiś grymas na jego twarzy czy inną rzecz, taką która mogłaby jej pokazać, że Karrion chociaż trochę żałuję "ich". Nie była typem kobiety, która będzie dręczyć faceta do końca życia, jednak była ciekawa czy wciąż umiałaby na nowo rozpalić w nim ten ogień, wykorzystać go chociaż na chwilę zapomnienia. Teraz gdy była wolna, widziała siebie chwilami jako nadpaloną kurkę, która potrzebowała męskiego ciała, solidnej dawki tej fali, która wprawiała jej ciało we wrzący ogień. Nie powinna jednak wchodzić drugi raz do tej samej rzeki i póki co miała zamiar się tego trzymać, nawet jeśli kusił ją ten mały diabełek na ramieniu, przypominający o wachlarzu umiejętności Mercera.
Chętnie przyjęła od niego burgera, bułkę którą on pewnie mógłby połknąć na dwa gryzy, porównując ich szczęki. Była niezła w smaku bo była w jej mniemaniu za free, także mogła się rozpłynąć w pierwszych gryzach. O dziwo ta pierwsza tak dobrze jej nie smakowała.
Na pewno potrafisz o wiele więcej, ale fakt jest taki, że sportowcy mają już to w sobie aby kręcić się dalej wokół sportu. Tych przykładów jest wiele, a skoro wciąż możesz być blisko tego co lubisz to lepiej dla Ciebie. Przynajmniej nie zwariujesz... tak szybko.— szturchnęła go dla dodania otuchy, a by nie patrzył na siebie jako głupiego muła, karka. W teorii miał kilka opcji, które mógł podjąć a w jej mniemaniu własny klub to lepsze wyjście niż bycie ochroniarzem na wejściu do dyskoteki czy coś w ten deseń, wciąż więc był to win. — Ahh.. wyobraź sobie, że to nie jest takie łatwe. Potrzebna jest reputacja, kapitał, jakiś budynek czy pomieszczenie na start. Zauważ, że dużo prawników łączy się w duety. Na przykład wyobraź sobie duet Campbell & Mercer Law Office. To po prostu łatwiejsze, prawie jak kredyt w małżeństwie. Tak więc...— odparła poniekąd wzruszając ramionami na to wszystko. W teorii wydawało jej się to łatwiejsze i chciała pracować sama na siebie, ale gdy zaczęła zagłębiać temat to okazywalo się to trudne dla niej samej. Nie mogła dostać nie wiadomo jakiego kredytu, a też nie zarabiała milionów jak ktoś mógłby sobie to wyobrazić. Wychodziło to więc w ten a nie inny sposób. Założyła sobie jednak to, że w końcu dopnie swego i że stanie się to przed czterdziestką.
Smakują Ci teraz bardziej? Mi wydają się gorsze, oszczędzają na sosach i być może jeszcze na innych rzeczach. Da się zjeść jednak. — nie była aż taką księżniczka aby miała narzekać, tym bardziej że zaraz swojego zjadła i oblizała się jak tylko mogła, stwierdzając, że jest okej ale mogło nie być do końca. - Ubrudziłam się? - zapytała, obracając się swobodnie twarzą do niego aby ocenił czy jest okej. Nie ważne w którym momencie byli i czy był to ten, który ich nieco do siebie przybliżył, podziękowała mu skinięciem głowy, za burgera i za pomoc z brudnym kącikiem ust.
Hej Mercer! Dalej masz ten sam numer telefonu? Pytam na wypadek gdyby trzeba było komuś mocniej przyfasolić w ryj i takie tam..— jej pytanie szło w zgoła innym kierunku niż chciała mu to zakomunikować. Chciała się odezwać gdy będzie mieć gorszy dzień, albo gdy będzie chciała mu się odwdzięczyć za postawienie burgera i takie tam. To nie musiało być niezręczne i głupie bo kiedyś byli razem i się rozstali. W jej oczach mogli się dogadać jak normalni ludzie, albo po prostu wspierać w gorszych chwilach. Nie musieli udawać, że się nie znają i że wcale nie łączyło ich uczucie, to prawdziwe zwane miłością.


Karrion Mercer

what are you doing.. here?

: czw wrz 04, 2025 1:44 pm
autor: Karrion Mercer
Boks był jedną z niewielu rzeczy, o których Karrion potrafił mówić z pasją. Nie był zbyt wylewną osobą i wiele rzeczy trzymał dla siebie, ale jednocześnie był tak wciągnięty w cały bokserski świat, że to właśnie tam pokazywał swoją prawdziwą stronę. To w ringu bądź po prostu na sali treningowej czuł się najbardziej komfortowo. Tam wszystko zależało od niego: jego decyzji, błędów, szybkości oraz determinacji. Relacje międzyludzkie były znacznie trudniejszym tematem, stąd też pojawiały się też w jego życiu charakterystyczne uniki. Niemniej Melanie była tą, która zbliżyła się do Karriona najbardziej i przez całkiem długi czas mogła mówić, że "naprawdę go znała".
- Czyli to wszystko zasługa kosmetyków? Zanotowane - zażartował, wiedząc doskonale, że używanie odpowiedniej jakości kosmetyków, było tylko jednym z czynników do utrzymywania takiej urody. Geny robiły swoje, dieta również, no i ćwiczenia - wystarczył tylko jeden szybki rzut oka na jej biodra, by zauważyć, że często bywała w siłowni lub w innych miejscach, w których mogła pracować nad sylwetką.
Karrion starał się utrzymywać pozory, że ich związek był już dawno za nim i nawet mu się udawało. Wewnątrz jednak z każdym kolejnym słowem Campbell przypominał sobie, jak przyjemnie było być jej facetem. Choć boks ich poróżnił, to brunetka praktycznie nigdy nie dała mu odczuć tego, że jest niezadowolona z jego profesji. Wspierała go, pomagała w przygotowaniach, bywała blisko ringu podczas jego walk, kibicując mu zdzierając głos. A potem wracał do domu i miał dodatkowo jeszcze czułą kobietę, która potrafiła się nim zaopiekować, liczyła się z jego potrzebami oraz była powierniczką nawet największych tajemnic. Tej relacji było najbliżej do tego, co inni nazywają dojrzałym związkiem.
Przytaknął na jej słowa, zastanawiając się chwilę.
- Pewnie masz rację - spojrzał tylko kątem oka na nią, kiedy go szturchnęła. Nie upierał się przy tym, że tylko do boksu się nadaje. Znalazł by pewnie jakąś niszę, gdyby jej szukał. - Powiem ci, że chyba nawet bardziej podoba mi się trenowanie niż walka. No ale może to kwestia tego, że innych szkolę od niedawna, a walczyłem 20 lat - wzruszył ramionami i ponownie wgryzł się w burgera.
Słuchał uważnie niuansów, które definiowały jej życie i trochę jej współczuł, ponieważ zdawał sobie sprawę, że musiała bardzo ciężko pracować, by osiągnąć zamierzony cel. On jako bokser miał tę przewagę, że wypracował sobie kapitał wcześniej w trakcie kariery. Ona zaś jako adwokat mogła i 50 lat na to tyrać.
- Reputację masz - zauważył. - Reszta to kwestia finansów - dodał, aczkolwiek to była dość trudna przeszkoda do przeskoczenia.
Na moment zatrzymał się, kiedy wspomniała o wspólnej kancelarii porównując ją do... małżeństwa. Wywołało to pewne wspomnienia związane właśnie z tym tematem. Pamiętał, jak rozmawiali o tym, że może powinni zrobić krok dalej i wziąć ślub, a sam Karrion był nawet bardzo bliski kupna pierścionka zaręczynowego dla Campbell. Ostatecznie jednak nie doszło to do skutku, ponieważ niedługo po tym, jak wydawało im się, że mieli pewność co do chęci spędzenia wspólnie reszty życia, pojawiły się różnice, które poskutkowały rozstaniem.
Spojrzał na niecałą połowę burgera w ręku i przechylił lekko głowę.
- Może to kwestia jedzenia w Stanach po prostu - odkąd wyprowadził się od Melanie, mieszkał w Stanach Zjednoczonych i to właśnie z tamtejszą sceną gastronomiczną musiał się zaprzyjaźnić. Czy mu się to udało? Nie było źle, ale w Kanadzie zdecydowanie lepiej karmiło się ludzi nawet w takich niepozornych budkach jak ta.
Uśmiechnął się lekko, dostrzegając charakterystyczne dla niej ubrudzenie się podczas jedzenia burgera. Niemal automatycznym ruchem uniósł rękę i otarł kciukiem ketchup, zlizując go potem ze swojego palca.
- Już jest ok - przytaknął, przyglądając się jej jeszcze przez moment, by wychwycić jeszcze ewentualnie jakiś ślad po sosie czy innym dodatku, który mógł się przyczepić do twarzy Melanie.
Dokończył swojego burgera i wyrzucił ściśnięty papierek do śmietnika nieopodal.
- Tak, dalej mam ten sam - odparł nieco zaskoczony. - Masz mnie za zakapiora na telefon? - uniósł lekko brew z dość chłodnym wyrazem twarzy, jakby faktycznie chciał uzyskać odpowiedź. Po chwili jednak zaśmiał się cicho, a cała powaga zniknęła. - Od czasu do czasu każdego trzeba naprostować - puścił jej oczko, dając pewne przyzwolenie na to, że gdyby faktycznie znalazła kandydata, który chciałby przetestować swoją szczękę, mogła dzwonić po Mercera. Użyczyłby swoich pięści w tym celu.
- Jak chcesz, to zadzwoń - rzucił po chwili. - Nie tylko po wsparcie bokserskie - dodał już nieco ciszej, zdając sobie sprawę, że mógł tym się trochę odsłonić. Nie mógł jednak oddalić od siebie myśli, że najzwyczajniej w świecie chciałby takiego telefonu od niej i chciałby się z nią jeszcze spotkać. I to nie raz.

Melanie Campbell