Strona 1 z 2

Wiedza przytłacza

: pt wrz 05, 2025 10:45 am
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Biblioteka wydawała się tego popołudnia miejscem uśpionym, niemal sakralnym — przestrzenią, w której szelest przewracanych kartek przypominał modlitwę, a oddechy nielicznych studentów miały wagę rytuału. Garfild wszedł tam z zamiarem prostym i niewinnym: odnaleźć jedną, konkretną książkę. Problem polegał na tym, że potrzebny mu tom spoczywał na półce, której wysokość zdawała się rywalizować z Wieżą Babel. Przez chwilę spoglądał w górę, jak pies, żerujący od kurczaka. Żaden strażnik literatury nie zjawi się nagle, by podać mu lekturę na aksamitnej poduszce. Trzeba było działać.
Podniósł więc stopę, oparł ją o dolną półkę — najpierw niepewnie, jakby badał grunt przed skokiem w nieznane, później już z większą determinacją. Podciągnął się lekko, dłońmi sięgając ku górze. Półki jęknęły. Drewniana konstrukcja, pamiętająca czasy, kiedy bibliotekę odwiedzali jeszcze profesorowie w surdutach, nie była przygotowana na kapryśne wspinaczki studentów. Pięknych studentów, ale to w tej sytuacji nic nie zmienia.
Najpierw usłyszał cichy trzask — niegroźny, jakby drewno chciało go tylko ostrzec. Potem jednak całość zaczęła się niepokojąco przechylać. Garfild zamarł. Serce zatrzepotało mu w piersi, ale instynkt natychmiast nakazał utrzymać ciszę. Biblioteka była miejscem, gdzie nawet kichnięcie brzmiało jak kanonada, a on nie miał zamiaru zostać tym, który spuścił na siebie regał.
Złapał więc mebel obiema rękami, wbijając palce w gładkie drewno, i z desperacją próbował kontrolować opadanie kolosa. Jego mięśnie napięły się jak struny, twarz poczerwieniała, a zęby zgrzytnęły w niemym proteście. W końcu ciężar okazał się nie do powstrzymania. Regał runął, a wraz z nim lawina książek, spadających jak deszcz meteorytów. Grzbiety i kartki uderzały o niego, tłumiąc jego własne stłumione przekleństwa. Czuł, jak tomy Szekspira, podręczniki do historii literatury i encyklopedie teatralne lądują na jego plecach, ramionach, włosach. Jedna cięższa księga wylądowała wprost na brzuchu, wybijając mu powietrze.
Jęknął.
Został więc przygnieciony przez całą spuściznę humanistycznej wiedzy — ironiczny los, godny dramatycznego bohatera. Unieruchomiony, w półmroku pomiędzy przewróconym regałem a stosem woluminów, leżał niczym ofiara własnej ambicji. Bez telefonu, który został na ławce. Bez możliwości zawołania o pomoc, ponieważ wstyd mu ściskał gardło. I tak trwał w kącie biblioteki, do której niemal nikt nie zaglądał.

Wiedza przytłacza

: ndz wrz 07, 2025 1:07 am
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Rok akademicki czy nie, stanowisko, które zajmował Conrad wymagało od niego napisania określonej ilości publikacji naukowych w ciągu roku, a w jego pokaźnej kolekcji nie dało się znaleźć mimo wszystko każdej możliwej publikacji. Czasem musiał się więc udać do biblioteki akademickiej, by pozyskać potrzebne źródła naukowe. Lubił zresztą tę czynność – delektowanie się ciszą przerywaną jedynie szelestem przewracanych stron, błądzenie wśród regałów w poszukiwaniu odpowiedniego działu, kurz tańczący w promieniach słońca wpadających przez wysokie okna za dnia i pomrok zmiękczony księżycową poświatą w nocy rodem z książki z gatunku dark academia. Akurat przechadzał się po sekcji historycznej, szukając przydatnej publikacji na temat średniowiecznych wojen, gdy usłyszał hałas spadających na podłogę książek i dźwięki przesuwającego się – jakby się zdawało – ciężkiego mebla. Zmarszczył brwi, udając się w kierunku źródła dźwięków.
Szybko odnalazł miejsce zdarzenia, mimo że ze względu na panujący półmrok ciężko mu było rozróżnić poszczególne kształty. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się już do braku światła, jego oczom ukazał się następujący widok – jego ulubiony student, przewrócony niczym kręgiel, przywalony stosem ciężkich woluminów. Musiał powstrzymać się, żeby nie przewrócić się ze śmiechu, chociaż radosny nastrój zakłócała trochę jego troska o zasoby biblioteczne przygniecione prawdopodobnie przez upadły regał.
Profesor zbliżył się, stając nad Garfieldem z nieprzeniknioną miną, powoli przesuwając wzrok po przygniatających chłopaka tomach. Nie chciałby osobiście dostać żadnym z nich. Zapewne ich ciężar przy uwzględnieniu wysokości prowadził do uderzenia podobnego mocą do uderzenia piłki lekarskiej.
- Zapytałbym, czy pomóc, ale nie chcę mieć później na głowie komisji etyki – powiedział, wkładając ręce do kieszeni spodni i stojąc sobie nad Harlowem jak gdyby nigdy nic.

Wiedza przytłacza

: wt wrz 09, 2025 11:45 am
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Garfild leżał nieruchomo, jak egzemplarz rzadkiej księgi, którą ktoś nieopatrznie upuścił w kąt czytelni. Ciężar tomów wciskał go w podłogę, kartki szeleściły przy każdym, zbyt płytkim oddechu, a mimo to nie otworzył ust, by poprosić o ratunek. Wstyd był cięższy niż regał. Przeklęty, palący wstyd, że akurat profesor musiał się mu napatoczyć jako jedyny żywy egzemplarz.
Profesor, który potrafił jednym słowem potrafił zniszczyć w Garfildzie miłość do przedmiotu, stał teraz nad nim niczym zimne bóstwo oceniające upadek śmiertelnika. Student poczuł, jak wewnętrznie szarpie się w dwóch przeciwnych kierunkach: jedna część jego duszy krzyczała, żeby poderwać się dumnie, odrzucić opasłe tomiszcza i pokazać, że żadna katastrofa nie złamie jego uroku i że w ogóle nie miała miejsca. Inna część — ta, której nie chciał przyznać racji — pragnęła, aby profesor nachylił się, odsunął ciężar jednym ruchem, a potem, mocnym ramieniem, wyciągnął go na równe nogi.
Wyobraźnia Garfilda, podsuwała mu obrazy, których świadomość przyjąć nie chciała: Conrad, pochylony nad nim, pachnący tymi swoimi obrzydliwymi, samczymi perfumami i kurzem przedwojennych kartek z tekstami, przesuwający dłońmi opasłe książki jak lekkie kartki. On sam, bezwolny, pozwalający się unieść, jakby było to całkowicie naturalne — choć w sercu wiedział, że to byłoby dla niego bardziej upokarzające niż jakikolwiek komentarz o pałach. Czy hejt na Britney Spers. Ale chęć posmakowania bytności Fiony z pierwszej części Shreka była równie mocna.
Leżał więc dalej, niby spokojny, z twarzą przyklejoną do chłodnych desek podłogi. Czuł, jak mięśnie ramion zaczynają drżeć, jak kurz drażni mu nozdrza, jak książki odciskają się w jego skórze niczym piętna. I jednocześnie czuł, że Conrad patrzy — patrzy uważnie, z tym swoim nienagannym spokojem, który potrafił doprowadzić Garfilda do szału.
- Bardzo dobrze. Ja robię hapening, udowadniam, że wiedza umie przytłoczyć w nieodpowiednich momentach. - Nie poprosi o pomoc. To byłoby równoznaczne z klęską, przyznaniem się do własnej słabości. A jednak, pod tym uporem, tliło się coś, co niebezpiecznie przypominało pragnienie. Gdyby profesor wykonał gest sam z siebie, bez pytania, bez słów — Garfild przyjąłby tę pomoc z niechętną ulgą. I nigdy, przenigdy, by się do tego nie przyznał.

Wiedza przytłacza

: sob wrz 13, 2025 11:34 pm
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Nikt więcej nie pojawił się w zasięgu wzroku, co znaczyło zapewne, że w pobliżu nie było nikogo innego. Gdyby w bibliotece był ktoś jeszcze, musiałby usłyszeć trzask spadających z półek książek i ruchy zgrzytającego o deski regału. A to oznaczało, że Conrad nie musiał udawać przed nikim profesjonalisty. Miał ochotę wykorzystać sytuację i trochę poznęcać się nad Garfieldem, żeby zemścić się za ostatnie wydarzenia z wykładu, a przede wszystkim za następującą po nim konwersację.
Profesor Woodwell uniósł brew, pokazując jednoznacznie, że nie wierzy w wypowiedź młodszego mężczyzny.
- Rozumiem, że wiedza przytłacza Pana nie tylko na wykładach, ale te wszystkie książki są dość cenne. Nasza uczelnia istnieje od tysiąc osiemset dwudziestego siódmego roku, wiele z tych tomów liczy sobie dwieście lat. Rozumiem, że Pański brak szacunku do klasyków wpłynął na podjęcie decyzji o rozpoczęciu tego happeningu, ale władze uniwersyteckie nie będą szczęśliwe, gdy dowiedzą się, co stało się z ich cennymi zbiorami gromadzonymi przez dziesiątki lat.
Conrad rozejrzał się po leżących dookoła książkach, po czym schylił się wolno z wyciągniętą ręką, zupełnie jakby chciał wyciągnąć chłopaka spod opasłych tomiszczy. Tak jednak nie było – w ostatniej chwili złapał leżący na brzuchu Harlowa wolumen, podnosząc go i otwierając, by przyjrzeć się, co znajdowało się w środku.
- Ach, Gustave Flaubert. Możliwe, że to wydanie pamięta jeszcze swojego autora. Bardzo nieładnie, panie Harlow. Obawiam się, że nie mogę przejść obok tego obojętnie… Może Pan oczywiście oponować, ale myślę, że lepiej bym był to ja niż dziekan. To co, kończy Pan swój performance? Musimy porozmawiać o Pana wybryku.
Conrad nie zamierzał jeszcze pomagać chłopakowi. Cała ta zabawa zbyt go wciągnęła.

Wiedza przytłacza

: śr wrz 17, 2025 10:00 am
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Profesorek zaczął ględzić. Oczywiście, bo co innego miał robić, gdy zobaczył studenta przygniecionego pół biblioteki? Zamiast rzucić się na ratunek, niczym bohater z bordowego harleqina, musiał odpalić swoje kazanie o wartościach starych książek, o znaczeniu dziedzictwa czytelniczego, o tym, że książki to nie są zabawki dla dzieciaków z ADHD... Bla bla bla. Garfild słuchał tego z dokładnie taką uwagą, z jaką słuchałby rodziców, gdyby powiedział im, że rzuca studia, żeby zostać seks-workerem albo spawaczem podwodnym.
Upewniwszy się, iż profesorek widzi każdy milimetr jego teatralnej mimiki - przewrócił oczyma z niesmakiem, powoli i z przesadnym namaszczeniem, tak jakby całym ciałem chciał przekazać, iż umrze dziś nie od ciężaru mebla lecz z nudów. A i tak w tym semestrze musiał chodzić na wykłady Conrada, który zadziwiająco dużo rościł sobie przedmiotów na kierunku Harlowa.
Ciężar woluminów wbijał się coraz głębiej w żebra studenta. Powietrze zaczynało się robić towarem deficytowym, każdy wdech musiał być wypracowany, jakby płuca prowadziły negocjacje ze światem. A mimo to Garfild trwał w swoim przedstawieniu. Skoro miał umrzeć, to przynajmniej nie jako błagający o pomoc szczur, tylko jako sarkastyczny aktor, który udaje, że drzemie w najlepsze. Na dowód tego nawet udał, że chrapie.
Tak to trwało, dopóki profesor nie przywołał nazwiska Gustava Flauberta. Garfild uniósł powieki z gracją kocura budzonego z popołudniowej drzemki i skierował spojrzenie w stronę Conrada. Chciał sprawdzić, co ten trzyma w dłoniach. Jednak uwaga zdradziecko nie zatrzymała się na grzbiecie książki. Osiadła za to na dłoniach profesora. Zadbane, silne, o prostych palcach, które zdradzały cierpliwość, ale i pewien rodzaj władzy. Trzymały książkę pewnie, jakby nie była stertą papieru, tylko czyjąś żuchwą, gotową na pocałunek. Sam sposób, w jaki kciuk Conrada spoczywał na brzegu kartki, muskając ją subtelnie, sprawiał, że w gardle Garfilda rodziło się zduszone westchnienie zazdrości.
- Rozmowa z Konradem jest płaska, jak płyta chodnikowa - zacytował sobie Panią Bovary, może bardziej dokonał akuratnej parafrazy, która odnosiła się do sytuacji tutaj zebranych. Garild nawet kontynuowałby tę słowną anty-kokieterię, gdyby ciężar przytłaczającej go zewsząd biblioteki nie dał się we znaki na tyle, że chłopak stęknął. Wziął głęboki oddech, udając przed profesorem, że wszystko ma się w porządku mimo nieprzyjemności, które dla profesora miały nie zaistnieć.

Wiedza przytłacza

: pn wrz 22, 2025 10:01 pm
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Conrad jak gdyby nic kontynuowałby powolne, niespieszne dręczenie studenta, gdyby nie nagły komentarz Harlowa. Profesor zamilkł, zdziwiony, co zapoczątkowało chwilę niezręcznej ciszy, przerwanej dopiero stękiem Garfielda, który przywrócił dydaktyka do rzeczywistości. Woodwell nie od początku załapał, że chłopak cytuje klasyka – na początku wydawało mu się, że stracił całkowicie instynkt samozachowawczy po konsumpcji zbyt dużej ilości muzyki popowej. W myślach już przeglądał dostępny katalog kar – nagana, jakieś przymusowe prace porządkowe, staromodne oberwanie linijką po… Stop i w tył zwrot, zbyt zapędził się w swoich fantazjach karno-wychowawczych. Albo erotycznych. Nieważne.
Mimo dużej pokusy zastosowania środków przymusu bezpośredniego, w końcu uklęknął, by zdjąć z chłopaka książki w kolejności od największej do najmniejszej wagi. Conrad nadal nie wpadł na żadną dobrą ripostę, pozwolił więc na zapadnięcie pomiędzy nimi ciszy, dając sobie chwilę na przetrawienie całej sytuacji. Był przyzwyczajony do trzymania studentów w niepewności, szczególnie podczas egzaminów i kolokwiów, nie miał więc problemu z narzuceniem pauzy w ich konwersacji.
Układał książki w kupki, delikatnie, dbając, by ich strony nie zagięły się ani nie pokruszyły. Kiedy skończył pracę, spojrzał na swojego rozmówcę, mimo że dotychczas zdawał się go ignorować.
- Zadziwiające, że nie masz żadnego poważania dla swoich wykładowców, Garfield – skwitował, prostując się na kolanach i z powrotem przybierając pozycję stojącą, by móc patrzeć na chłopaka z góry (co sprawiało mu niesamowitą satysfakcję). Nie mógł sobie pozwolić na lepszy comeback, biorąc pod uwagę, że imię Harlowa zostało najwidoczniej nadane po na wskroś współczesnym pomarańczowym kocie z komiksu. Chociaż, gdyby się nad tym zastanowić, samo imię było o wiele starsze. Co za strata.
Jego cierpliwość do smarkacza powoli się kończyła. Starał się nad sobą panować, ale nie zamierzał dalej mu Panować – nie po takich komentarzach w swoją stronę.
- Chyba że to tylko moje zajęcia i moja obecność budzą w tobie takie znudzenie?

Wiedza przytłacza

: śr wrz 24, 2025 9:10 pm
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Kiedy profesorek zdejmował z niego książki, Harlow poczuł się dziwnie skrępowany. Cała scena miała w sobie coś obscenicznego — leżał przecież jak nagi stół sushi, a Conrad z pietyzmem usuwał kolejne warstwy, jakby odkrywał coś, co powinno pozostać zakryte. Te tomy, ciężkie i niewygodne, przez chwilę pełniły funkcję tarczy, bufora, dystansu, którego tak bardzo potrzebował. A jednak pod ich ciężarem mógł się łudzić, że profesor naprawdę jest o niego zatroskany. Naiwna myśl. Naiwna, ale odurzająco podniecająca.
Cały czar prysł w momencie, gdy książki zniknęły z jego torsu. Woodwell — prawie jak zwód-well, - znów stał się sobą: ponurym egomaniakiem, którego narcyzm rozchodził się po pomieszczeniu szybciej niż zapach starego kurzu. Harlow nie wiedział, jak powinien zareagować, więc zrobił to, co zwykle robił po seksie tuż przed momentem niezręcznej ucieczki. Ppodparł głowę dłońmi, eksponując ramiona (niby mimochodem, choć przecież nie było w tym nic przypadkowego), a potem westchnął z teatralnym smutkiem, takim, który miał zaniżyć czyjąś samoocenę tylko dlatego, że potrafił./akapit]
- Tak, w istocie tak jest. Nienawidzę tych zajęć, wszystkie wydają się być powtórką materiału z liceum. Dosłownie każde inne zajęcia są ciekawsze, dają mi poczucie rozwoju, a profesor bawi się w showmana.- Gdyby pozycja mu pomagała to wzruszyłby ramionami. A tak mógł tylko patrzeć się niemal dwa metry w górę. Żarówiaste światło ociemniało twarz Conrada, a Garfild zastanawiał się czy nie przesadził. Z jednej strony powiedział prawdę, z drugiej potrzebował skończyć studia. - Nie winię gry, winię graczy - Z lekkim stęknięciem wyprostował plecy i podniósł się do pozycji półsiedzącej. Miło było znów poczuć, że powietrze wchodzi do płuc swobodniej, choć żebra nadal bolały. - Proszę mi nie mieć tego za złe, literatura angielska jest po prostu przeruchana - Ostatnie słowo wypadło z jego ust ciszej, jakby sam się go wstydził, choć w rzeczywistości bardziej cieszyło go to, że wybrzmiało jak małe bluźnierstwo.
Wreszcie, powoli, jakby miał cały czas świata, podniósł się z podłogi. Strzepnął kurz z ramion, otrzepał spodnie i przesunął dłonią po włosach, które zdążyły się rozczochrać podczas tego książkowego pogrzebu. Stanął na nogach — nieco chwiejnie, ale z udawaną pewnością siebie — i odwrócił się do profesora.
- To, co pan wykłada, jest dla mnie martwe. Wolę, kiedy książki żyją, pulsują, gdy opowiadają o ludziach, którzy nie mieszczą się w prostych ramach. Jamajka, Karaiby, całe to rozedrgane pogranicze kolonializmu i magii. Tam język pachnie przyprawami, tam metafora potrafi być ostrzejsza niż maczeta. – Zatrzymał się na chwilę, przytrzymując się ramienia profesora, miał wrażenie, że zaraz poleci z nóg. Chyba wstał zbyt szybko.

Wiedza przytłacza

: sob wrz 27, 2025 12:01 am
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Conrad zmierzył chłopaka chłodnym spojrzeniem, próbując zignorować rysujące się pod jego skórą zmierzwione fale mięśni, reagujących na każdą zmianę pozycji niczym struny instrumentu. Jako koneser szeroko pojętego piękna, Woodwell potrafił docenić urodę swojego interlokutora, chociaż wrażenia wzrokowe stanowiły w tej chwili dla niego gulę w gardle. Jego zraniona duma nie mogła przeżyć fascynacji, co odbijało mu się flegmą, zupełnie jakby przeciwstawne pragnienia organizmu prowadziły do reakcji alergicznej i stanu zapalnego.
Czasem zastanawiał się, czy Garfield wiedział, co robi. Czy wiedział, że oprócz denerwowania profesora działa na niego również jak afrodyzjak? A jeśli tak, to czy jego zachowanie było kpiące, zupełnie jakby śmieszyło go wewnętrzne rozdarcie Conrada? Woodwell nie mógł oprzeć się wrażeniu, że owszem, student tylko czeka na jeden jego nieopatrzny ruch. Że to jedynie kolejna forma wyprowadzenia go z równowagi. Nie wiedział, co siedzi w głowie chłopaka, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że każdy gest, każde słowo i spojrzenie – wszystkie stanowiły prowokację.
Prowokację, która z każdym kolejnym zdaniem narastała. Profesor z trudem opanował się na tyle, by nie złapać swojego rozmówcy za przód koszulki i przyciągnąć do siebie, a następnie… Sam nie był pewny, gdzie prowadzi go własny gniew. Wiedział tylko, że jest blisko dużego wybuchu.
- To po co ci ten przedmiot?! – warknął, nie mogąc się powstrzymać. Złość gotowała się w nim, wyciekając powoli poza brzegi, nie dając zamknąć się w powłokach ciała. - Po co ci mój bezsensowny, nudny przedmiot, Harlow? Gardzisz wszystkim, co starsze od ciebie?
Starał się, by w jego głosie nie było słychać podczas wypowiadania ostatnich słów jątrzącej się urazy. Czemu traktował to tak personalnie? To nie był jeden z jego pupili, którzy spijali każde słowo z jego ust, a po zajęciach przychodzili do niego, by rozwinąć temat omówiony podczas zajęć. To był człowiek, który zdawał się cenić jedynie to, co na wskroś współczesne, a nie to, co ponadczasowe. I nie miało to żadnego związku z wiekiem Conrada, a jednak….
- Przeruchana?! – Ostatnia tama zdała się pęknąć. Woodwell wypuścił gniewnie powietrze, szykując się do tyrady, jednakże jego tok myślowy przerwała dłoń chłopaka, która wylądowała na ramieniu profesora. Widząc jego stan, zanim jeszcze zdążył pomyśleć, Conrad złapał instynktownie za drugie ramię Garfielda, żeby ustabilizować jego pozycję. Mimo zagrożenia ze strony komisji dyscyplinarnej, którą Harlow z pewnością zamierzał poinformować o tym fakcie, Conrad nie puścił studenta. Wiedział, że była to lepsza decyzja, biorąc pod uwagę możliwe osłabienie chłopaka, ale nie chodziło jedynie o to.
- Jeśli coś starszego od ciebie jest dla ciebie martwe, Harlow, to tylko zasługa twojego braku wyobraźni. Nie potrafisz wyczuć problemów społecznych, emocji i konfliktów wewnętrznych ludzi, którzy nie nosili dżinsów? Czy to jedynie problem personalny?

Wiedza przytłacza

: sob wrz 27, 2025 12:27 pm
autor: Garfield Harlow
Conrad Woodwell


Założę sobie, ze Garfild był jeszcze na ziemi, kiedy toczyła się rozmowa na temat potrzebności przedmiotu Wodwella. Zapewne też ciekawym byłoby opisanie czegoś prowokującego, kuszącego i sensualnego, ale wszystkie te czynności byłoby dość wymuszone, wyrachowane i nie na miejscu. Głównie ze wzgląd na to, że kształtujący się jeszcze mózg studenta niekoniecznie wie, co się dzieje miedzy nim a profesorem. Przynajmniej jeszcze on nie ma o tym zielonego pojęcia.
- To dobre pytanie - uśmiechnął się leniwie, jak drapieżnik, który nie potrafi powstrzymać warg, kiedy wie, iż jego ofierze pozostało się już tylko przeciągnąć ostatnie sekundy swojego życia w długą minutę. - Trzeba o to zapytać dziekana albo sekretariat - zmarszczył brwi na samą myśl, że musiałby się wykłócać o jakiś indywidualny program zajęć. - To jest obowiązkowe na moich studiach - odpowiedział bez ogródek, bo nie kryło się za tym nic więcej niż akademickie sprawunki, aby mieć naukowy tytuł w tym kraju. Zaś ostatnie pytanie profesora, aż przypomniało chłopakowi o problemach z oddychaniem, których liznął moment wcześniej. Garfild sobie przypomniał jak działają płuca i wpompował do nich powietrze, dając sobie czas na przetrawienie tych oskarżeń. - Gardzę wszystkim, co jest wtóre - nadał swoim słowom ton iście profesorski, kiedy zamiast dobrej odpowiedzi oczekuje się od studenta tej najlepszej. - Sonety Szekspira są piękne, przyprawiają mnie o ciarki - Harlow był w pozycji półsiedzącej i obejrzał się nawet po nagich ramionach, czując jak na samą myśl pojawia się na nich wspomniana gęsia skórka - i absorbują każdego wieczoru, kiedy mogę je czytać. Zachwycam się dziwnością Virgini Wolf, lekkością sióstr Bronte, chorą głową Mery Schely. - W oczach chłopaka dało się zobaczyć iskierki szczerego zainteresowania, literatura była jego życiem, chciał pokazać wyższość nad siostrą w tym temacie i realizował się w nim z łatwością. Problem leżał gdzieś zupełnie indziej. - Niedobrze mi, kiedy słyszę na zajęciach temat pokroju: Zakochany Szekspir - bi czy nie bi - oto jest pytanie - studenta aż skręciło z żenady. Może też zareagował zbyt emocjonalnie na tę słowną sprzeczkę z profesorem, ale dość zasłużenie. Ten facet go wkurzał. No i gdzieś w międzyczasie Garfild stanął już na nogi, które okazały się zdradziecko kruche.
Ledwo zauważył, kiedy profesor złapał jego ramię, student skupiony był na mroczkach przed oczami, wirującym lekko światem wokół oraz obroną swojej godności. Ano i też musiał walczyć, aby nie oddać się, nie wchłaniać zapachu profesora, który stał upokarzająco blisko. Chłopak zrobił mały krok do przodu, wręcz kroczek, łapiąc się marynarki profesora, żeby stać stabilnie. Zaś w kwestii oślej upartości, udawał, że poprawia mu zapięcie, aby nie wyszło, że jest słaby i potrzebuje rycerza z tytułem profesorskim.
- Jak problem personalny? - Poczuł jak prawie spada na plecy, chwycił się mocniej marynarki a w efekcie mogło to wyglądać, jakby chciał przyciągnąć do siebie twarz profesora, aby zrównać się z nim wzrostem. - To pan ma problem z tym, że znalazł się ktoś, kto pana nie uwielbia - chciał to powiedzieć ostro, ale robił to na jednym wdechu i złapał zadyszkę. Także efekt miał być bardziej komiczny.

Wiedza przytłacza

: sob wrz 27, 2025 10:54 pm
autor: Conrad Woodwell
Garfield Harlow

Tak jak zakładał Woodwell, jego przedmiot był dla chłopaka przedmiotem obowiązkowym. W audytorium siedzieli zazwyczaj studenci różnych kierunków, mimo że większość z nich studiowała filologię angielską, więc Conrad nie zawsze sprawdzał, z kim ma do czynienia. Liczyło się dla niego, że każdy z nich musi dostać zaliczenie z tej samej podstawy programowej, więc od każdego zamierzał wymagać dokładnie tego samego. Teraz jak o tym myślał, przypomniał sobie, że faktycznie kiedyś sprawdzał, czy dla Garfielda jego przedmiot jest na pewno obowiązkowy – po kilku pierwszych wykładach torpedowanych pytaniami Harlowa. Naprawdę miał wtedy ochotę sprawdzić, czy uda mu się pozbyć kłopotliwego słuchacza, jednakże kiedy okazało się to niemożliwe, po prostu odpuścił i pozwolił staraniom usunąć się w niepamięć.
Mimo że jego pytania wynikały ze znalezienia się na granicy cierpliwości, Conrad naprawdę był ciekawy. Z jakiego powodu jego interlokutor tak nienawidził jego zajęć? Czy przeszkadzał mu ze zwykłej złośliwości, czy też może była w tym wszystkim jakaś metoda? Czy nienawidził zajęć czy samego profesora, a może obu naraz? Chciał wiedzieć, chociaż nie podobało mu się, z jakiego powodu. Nigdy wcześniej nie powątpiewał w swoją metodykę, jednakże jeden atrakcyjny student i Woodwell tracił pewność siebie. Nie chciał dać tego po sobie poznać, ale tak było.
Obserwował Garfielda uważnie podczas jego monologu, zauważył więc błysk w oku chłopaka, opowiadającego o czołowych klasykach. Nie chciał odwracać wzroku, bo oznaczałoby to okazanie słabości, wygraną chłopaka – jednakże z drugiej strony był to zbyt atrakcyjny widok dla profesora, a Conrad niekoniecznie chciał dać po sobie znać, że go to kręci. W końcu nie powinno, ale była to też kwestia zranionej dumy Woodwella.
Przynajmniej wiedział, że uczucia jego rozmówcy są szczere. Mogli się nie zgadzać, ale to, czego nie znosił najbardziej, to zgrywanie autorytetu bez zaplecza. Garfield zdawał się przynajmniej wiedzieć, o czym mówi.
- Cieszy mnie twoja pasja do literatury, ale – nie wiem czy zauważyłeś – istnieje sylabus, którego muszę się trzymać. Nie jestem bardziej wolny od kajdan stawianych przede mną wymagań niż ty.
Conrad prawie podskoczył, gdy poczuł dłonie chłopaka na swojej marynarce. Stał jednak jak słup soli, chociaż powinien przerwać kontakt fizyczny i zapewnić należyty dystans. Część wynikała z faktu, że Harlow ewidentnie nie czuł się dobrze, biorąc pod uwagę nacisk na klatkę piersiową Woodwella, ale były również inne niewysłowione powody.
- Przychodzisz na wykład wakacyjny dla nastolatków i seniorów, który ma popularyzować nasz uniwersytet, i masz do mnie pretensje o ich tematykę? – Pewnych kwestii nie zamierzał jednak odpuścić. Czuł irytację na myśl, że obraz uczelni w głowie chłopaka zdawał się znacząco odbiegać od rzeczywistości. W przeciwieństwie do świata idei, miał do wyrobienia sylabus, musiał zadowolić dziekana, który chciał przyciągnąć w ich progi jak najwięcej osób, musiał spełnić tyle oczekiwań – i robił to najlepiej jak potrafił, ale dla Harlowa nadal nie było zbyt niszowo, nie było tak, jak on by chciał.
Poczuł, że brakuje mu powietrza w płucach. Garfield był zbyt blisko, jego zachowanie było zbyt intymne. Czuł, jak student ciągnie za jego marynarkę, przez co mimowolnie, z zaskoczenia, przyciągnął go do siebie o kolejne kilka centymetrów. Gdyby nie zamglone spojrzenie młodszego mężczyzny, pomyślałby, że to flirt, ale jego wzrok był zbyt nieobecny. Conrad wyciągnął drugą rękę, którą nie trzymał już Harlowa, i złapał go za talię, żeby ustabilizować go i zapobiec upadkowi.
- Proponuję, żebyśmy kontynuowali naszą dyskusję na temat tego, jak bardzo mnie nie cierpisz później. Dobrze się czujesz? Potrzebujesz usiąść? – Zamilkł na chwilę, by dodać: - Nie mam problemu z tym, że mnie nie uwielbiasz. Mam problem z tym, że dokonujesz regularnej obstrukcji moich zajęć, a gdy próbuję dowiedzieć się, czemu, za każdym razem wywołujesz sytuacje konfliktowe. Podważasz mój autorytet i za każdym razem przesuwasz tę granicę jeszcze dalej. Czy na moim miejscu stałbyś spokojnie słuchając, jak ktoś podważa twoje kompetencje i krytykuje coś, nad czym starannie pracowałeś?