I to zapiera dech, że jest coś, a nie nic
: pt wrz 05, 2025 12:27 pm
#1.
outfit
Strasznie się nie wyspał. Zazwyczaj nie miał takich problemów. Szczególnie, gdy wracał zmęczony po pracy. Wystarczyło, że przyłożył głowę do poduszki we własnym łóżku i zaraz był ululany. Wczoraj jednak przewracał się z boku na bok i budził go najmniejszy szmer, jaki generowały jego koty, urządzając sobie nocne (nielegalne) wyścigi. Stresował się jak przed jakimś egzaminem albo pierwszą randką. A przecież umówione na jutro spotkanie nie było żadną z tych opcji. Właściwie nie miał pojęcia, jak ma je określić. Pierwszy raz w życiu umówił się na coś takiego i nie znał nikogo, kto miałby to za sobą. Mógłby pewnie zagadać do ludzi, których poznał rok temu w szpitalu. Może któreś z nich już przez to przeszło i mogłoby mu coś doradzić? Ale jakoś było mu głupio zagadywać o tak intymne momenty. Nie chciał też robić wielkiej imprezy w szpitalu z tej okazji. Dodatkowe spotkania z lekarzami albo działem marketingu placówki, to byłby jakiś koszmar. Na szczęście udało się dogadać tak, żeby spotkać się kameralnie. Myślał, że obudzi się tego dnia podekscytowany, ale chyba tak nie było. Sam już nie wiedział, jak się czuł.
W pracy wychodził z siebie, żeby jakoś się ogarnąć i nie doprowadzić do jakiejś katastrofy. Los, jak zwykle, był dla niego łaskawy i zesłał mu na ten dzień same drobiazgi. Ale i tak mogłoby być lepiej. Kiedy ubierał się przed lustrem we własnym mieszkaniu, zastanawiał się, czy ta szrama idąca przez pół przedramienia nie wygląda jakoś dziwacznie. Chyba nie robiła z niego agresywnego kryminalisty, przecież to było tylko udrapanie przez kota, który bardzo nie chciał, żeby ogolono mu brzuszek do USG. Tak się zdarza, Holden. Wszystko z tobą okej.
Dotarł na miejsce pół godziny przed czasem. Czekając przy stoliku przy oknie, jak zapowiedział, rozważał, czemu w ogóle zdecydował się na ten lokal. Wydawało mu się, że pokaże to w jakiś sposób, że o siebie dba. Swobodniej czułby się pewnie w McDonaldzie, ale pokazywanie komuś, kto ofiarował ci nowe serce, że igrasz ze swoim cholesterolem, nie byłoby chyba w porządku. Holden był tutaj pierwszy raz i nie wiedział, czy powinien zgrywać stałego bywalca. Nie chciał przecież robić z siebie pajaca i okłamywać tej kobiety, z którą był umówiony. Nie zasługiwała przecież na takie traktowanie. Z jego perspektywy zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Ale co on właściwie miał jej do zaoferowania? Jak można się odwdzięczyć za to, co zrobiła? Na to odpowiedzi jeszcze nie znalazł, a został mu jakiś kwadrans. Niedobrze.
— Dzień dobry! Znaczy się cześć. No chyba że wolisz formalności, to dzień dobry. — Wstał z miejsca, gdy do niego podeszła i zaczął się plątać jak czternastolatek. Wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. Całe to podekscytowanie, którego spodziewał się od rana, uderzyło go dopiero teraz. Poczuł, jak robi mu się gorąco. W głowie szumiało mu od emocji i radości, jaką w jego oczach wniosła za sobą do pomieszczenia. Za to też się szybko skarcił. Przecież nie wnosiła euforii, tylko śmierć jakiegoś bliskiego sobie mężczyzny.
— To dla ciebie. Domowej roboty. Bardzo chciałem przynieść jakiś prezent, ale nie byłem w stanie wymyślić niczego, co byłoby równie wartościowe jak to, czym wy obdarowaliście mnie. No to stwierdziłem, że skoro i tak się nie mogę równać, to postawię chociaż na coś sprawdzonego. — Postawił na stoliku przed nią spory, ładnie (i własnoręcznie) ozdobiony słoik. Etykietka informowała, że w środku był dżem truskawkowy z letniego sezonu 2025.
— Może zamówię ci coś do picia? Albo jedzenia? Możesz też opędzlować od razu ten słoik, ale bez sztućców może być niego niewygodnie. — Uśmiechnął się, starając się mimo wszystko nie wyglądać na kogoś ogarniętego euforią, tylko tak... radosnego w granicach normy i kultury. Nie chciał jej spłoszyć ani zniechęcić do siebie w przeciągu pierwszego kwadransa ich interakcji. Nie pokładał żadnych nadziei w tej relacji, po prostu nie chciał, żeby runęła, zanim w ogóle zakiełkuje.
Aislynne Lennox
outfit
Strasznie się nie wyspał. Zazwyczaj nie miał takich problemów. Szczególnie, gdy wracał zmęczony po pracy. Wystarczyło, że przyłożył głowę do poduszki we własnym łóżku i zaraz był ululany. Wczoraj jednak przewracał się z boku na bok i budził go najmniejszy szmer, jaki generowały jego koty, urządzając sobie nocne (nielegalne) wyścigi. Stresował się jak przed jakimś egzaminem albo pierwszą randką. A przecież umówione na jutro spotkanie nie było żadną z tych opcji. Właściwie nie miał pojęcia, jak ma je określić. Pierwszy raz w życiu umówił się na coś takiego i nie znał nikogo, kto miałby to za sobą. Mógłby pewnie zagadać do ludzi, których poznał rok temu w szpitalu. Może któreś z nich już przez to przeszło i mogłoby mu coś doradzić? Ale jakoś było mu głupio zagadywać o tak intymne momenty. Nie chciał też robić wielkiej imprezy w szpitalu z tej okazji. Dodatkowe spotkania z lekarzami albo działem marketingu placówki, to byłby jakiś koszmar. Na szczęście udało się dogadać tak, żeby spotkać się kameralnie. Myślał, że obudzi się tego dnia podekscytowany, ale chyba tak nie było. Sam już nie wiedział, jak się czuł.
W pracy wychodził z siebie, żeby jakoś się ogarnąć i nie doprowadzić do jakiejś katastrofy. Los, jak zwykle, był dla niego łaskawy i zesłał mu na ten dzień same drobiazgi. Ale i tak mogłoby być lepiej. Kiedy ubierał się przed lustrem we własnym mieszkaniu, zastanawiał się, czy ta szrama idąca przez pół przedramienia nie wygląda jakoś dziwacznie. Chyba nie robiła z niego agresywnego kryminalisty, przecież to było tylko udrapanie przez kota, który bardzo nie chciał, żeby ogolono mu brzuszek do USG. Tak się zdarza, Holden. Wszystko z tobą okej.
Dotarł na miejsce pół godziny przed czasem. Czekając przy stoliku przy oknie, jak zapowiedział, rozważał, czemu w ogóle zdecydował się na ten lokal. Wydawało mu się, że pokaże to w jakiś sposób, że o siebie dba. Swobodniej czułby się pewnie w McDonaldzie, ale pokazywanie komuś, kto ofiarował ci nowe serce, że igrasz ze swoim cholesterolem, nie byłoby chyba w porządku. Holden był tutaj pierwszy raz i nie wiedział, czy powinien zgrywać stałego bywalca. Nie chciał przecież robić z siebie pajaca i okłamywać tej kobiety, z którą był umówiony. Nie zasługiwała przecież na takie traktowanie. Z jego perspektywy zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Ale co on właściwie miał jej do zaoferowania? Jak można się odwdzięczyć za to, co zrobiła? Na to odpowiedzi jeszcze nie znalazł, a został mu jakiś kwadrans. Niedobrze.
— Dzień dobry! Znaczy się cześć. No chyba że wolisz formalności, to dzień dobry. — Wstał z miejsca, gdy do niego podeszła i zaczął się plątać jak czternastolatek. Wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. Całe to podekscytowanie, którego spodziewał się od rana, uderzyło go dopiero teraz. Poczuł, jak robi mu się gorąco. W głowie szumiało mu od emocji i radości, jaką w jego oczach wniosła za sobą do pomieszczenia. Za to też się szybko skarcił. Przecież nie wnosiła euforii, tylko śmierć jakiegoś bliskiego sobie mężczyzny.
— To dla ciebie. Domowej roboty. Bardzo chciałem przynieść jakiś prezent, ale nie byłem w stanie wymyślić niczego, co byłoby równie wartościowe jak to, czym wy obdarowaliście mnie. No to stwierdziłem, że skoro i tak się nie mogę równać, to postawię chociaż na coś sprawdzonego. — Postawił na stoliku przed nią spory, ładnie (i własnoręcznie) ozdobiony słoik. Etykietka informowała, że w środku był dżem truskawkowy z letniego sezonu 2025.
— Może zamówię ci coś do picia? Albo jedzenia? Możesz też opędzlować od razu ten słoik, ale bez sztućców może być niego niewygodnie. — Uśmiechnął się, starając się mimo wszystko nie wyglądać na kogoś ogarniętego euforią, tylko tak... radosnego w granicach normy i kultury. Nie chciał jej spłoszyć ani zniechęcić do siebie w przeciągu pierwszego kwadransa ich interakcji. Nie pokładał żadnych nadziei w tej relacji, po prostu nie chciał, żeby runęła, zanim w ogóle zakiełkuje.
Aislynne Lennox