Echoes of silence, Montreal
: pn wrz 08, 2025 1:51 am
Sprawa szukania śladów Zachariego Voclaina zajmowała całkiem sporo czasu wolnego Alexis. Nie dlatego, że się nim przejmowała, czy czuła jakieś ponadprzeciętne zobowiązanie do znalezienia go. To Patrick był tym powodem. I to nie z byle błahego zainteresowania nim jako osobą, a z przyczyn dużo bardziej kompleksowych - stopniowo wydobywane informacje na jego temat co rusz nakreślały zupełnie inny obraz, niż z początku w ogóle podejrzewała. Elitarne wyszkolenie, misje w Libanie, Czadzie, Syrii i Somalii, z czego najbardziej zainteresowała ją ta ostatnia. Zaczęła drążyć też kwestię Botswany, jego działania tam, przyczyny wyjazdu. Wciąż brakowało jej dużo elementów układanki, ale wiedziała coraz więcej. Wiedziała nawet, że nie zawsze wykonywał zlecenia "legalne". A to otworzyło całkowicie nowe drzwi źródeł poszukiwania informacji.
Ale nie zaniedbała sprawy, z jaką do niej przyszedł. Pociągnęła za sznurki i rozwinęła swoje wici w kierunku, który został wspomniany na minionym spotkaniu. Jej własne możliwości nie sięgały daleko poza Toronto, ale miała możliwość skontaktowania się z kimś, kto mógł jej zapewnić informacje z Montrealu. Osobiście. Załatwiła spotkanie, umówiła datę i godzinę, a nie chcąc narażać i mieszać w to swojej ochrony, napisała do Voclaina oznajmująco:
Na weekend lecimy do Montrealu. Mam kontakt, który może mieć informacje o Z. Proszę zaopatrzyć się w garnitur. Piątek o 16:15 wylot, widzimy się przy okienku odprawy o 14:30 najpóźniej.
Pominęła kilka istotnych kwestii, jak właśnie brak zabrania ze sobą ochrony i to, że to on miał wcielić się w tę rolę, w ten sposób będzie w stanie uczestniczyć w spotkaniu i przysłuchiwać się wszystkim informacjom. Ale wiadomość to nie była dobra droga przekazu takich rzecz, a na spotkanie nie było czasu, mieli obydwoje zaledwie jeden dzień na przygotowanie do tej podróży.
Na lotnisko przyjechała ponad dwie godziny przed czasem. Ubrana w ciemne, przylegające spodnie jeansowe, wygodną satynową granatową bluzeczkę bez rękawów, wiązaną na szyi, zarzucony na to czary kardigan i niskie obcasy dla wygody podróży, zatrzymała się kawałek od okienka odprawy, nad którym wisiał ekran z wyświetlonym "MONTREAL, check-in 14:15". Nie usiadła. Jedną dłoń wciąż opierała na rączce walizki na kółkach, a w drugiej już trzymała jeden z telefonów i scrollowała powoli, czytając z uwagą kolejne maile. Nie kontrolowała formującej się powoli kolejki, za to kontrolowała czas, bo dokładnie o 14:30 zamierzała stanąć w ogonku do odprawy i miała nadzieję, że Voclain się nie spóźni.
Patrick Voclain
Ale nie zaniedbała sprawy, z jaką do niej przyszedł. Pociągnęła za sznurki i rozwinęła swoje wici w kierunku, który został wspomniany na minionym spotkaniu. Jej własne możliwości nie sięgały daleko poza Toronto, ale miała możliwość skontaktowania się z kimś, kto mógł jej zapewnić informacje z Montrealu. Osobiście. Załatwiła spotkanie, umówiła datę i godzinę, a nie chcąc narażać i mieszać w to swojej ochrony, napisała do Voclaina oznajmująco:
Na weekend lecimy do Montrealu. Mam kontakt, który może mieć informacje o Z. Proszę zaopatrzyć się w garnitur. Piątek o 16:15 wylot, widzimy się przy okienku odprawy o 14:30 najpóźniej.
Pominęła kilka istotnych kwestii, jak właśnie brak zabrania ze sobą ochrony i to, że to on miał wcielić się w tę rolę, w ten sposób będzie w stanie uczestniczyć w spotkaniu i przysłuchiwać się wszystkim informacjom. Ale wiadomość to nie była dobra droga przekazu takich rzecz, a na spotkanie nie było czasu, mieli obydwoje zaledwie jeden dzień na przygotowanie do tej podróży.
Na lotnisko przyjechała ponad dwie godziny przed czasem. Ubrana w ciemne, przylegające spodnie jeansowe, wygodną satynową granatową bluzeczkę bez rękawów, wiązaną na szyi, zarzucony na to czary kardigan i niskie obcasy dla wygody podróży, zatrzymała się kawałek od okienka odprawy, nad którym wisiał ekran z wyświetlonym "MONTREAL, check-in 14:15". Nie usiadła. Jedną dłoń wciąż opierała na rączce walizki na kółkach, a w drugiej już trzymała jeden z telefonów i scrollowała powoli, czytając z uwagą kolejne maile. Nie kontrolowała formującej się powoli kolejki, za to kontrolowała czas, bo dokładnie o 14:30 zamierzała stanąć w ogonku do odprawy i miała nadzieję, że Voclain się nie spóźni.
Patrick Voclain