falling fire
: pn wrz 08, 2025 7:25 pm
002.
— Ósme.
— Kurwa — stęknęła Teddy, człapiąc z całym sprzętem za swoim kolegą z brygady, Jettem Donovanem. Dlaczego to nigdy nie może być parter, pomyślała, kiedy pokonywała stopnie niekończących się schodów.
Ich załoga dostała zgłoszenie od jednego z sąsiadów, który powiadomił służby o dziwnym zapachu na korytarzu. Jakby coś się przepaliło. I rzeczywiście Teddy wyczuwała ten swąd, będąc już w połowie drogi. Spalenizna. Ale nie taka z rozprzestrzeniającym się dookoła ogniem, raczej jej zalążki.
— Numer mieszkania? — dopytał Jett, zahaczając palcami o swoje szelki pod rozpiętą kurtką.
— Dwadzieścia cztery — sapnęła Darling, a zaraz pokręciła głową. — Nie, czekaj. Dwadzieścia pięć. Te schody mnie kiedyś wykończą — dodała, ale nie mogli użyć windy, żeby nie utknąć na półpiętrze, kiedy dojdzie do zwarcia i padnie zasilanie.
— Ja pukam, ty mówisz.
— Jett, kurwa.
— Już dobra, dzieciaku — zabębnił pięścią drzwi, decydując się na razie na bardziej ludzkie sposoby. Odczekają chwilę i dopiero jeśli za trzecim podejściem nikt im nie otworzy, wejdą razem z drzwiami.
Ale drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta w wieku Teddy, może niewiele starsza.
— Dzień dobry, straż pożarna ze sto trzydziestego drugiego posterunku — zaczął Donovan wraz z lekkim skinieniem głowy. — Wszystko u pani w porządku? Sąsiedzi skarżą się na zapach spalenizny.
Darling przyjrzała się uważnie kobiecie. Skądś ją kojarzyła. Dlaczego ją kojarzyła? Znów nie potrafiła przypasować twarzy do nazwiska i sytuacji. Znała tę twarz. Poznawała te oczy. Kurwa, za te oczy to dałaby się pokroić żywcem tu i teraz.
— Gotowała coś pani? — dopytała, choć swąd unoszący się w powietrzu na pewno nie był następstwem przypalonego jedzenia. Wtedy zapach był inny, drażniący i dymny. Ten był gryzący i trochę chemiczny.
helena peregrine