A boy with a soul like a love letter
: wt wrz 09, 2025 2:16 pm
Kiedy stał pod drzwiami z okrągłymi, wybitymi z brązu cyferkami 2 oraz 6 pierwszy raz w życiu spostrzegł, że nigdy wcześniej nie zapukał z czymś innym niż pretensją. Wysokie, dwuskrzydłowe drzwi takie same jak jego własne od paru minut sprawiały problem natury wyraźnie innej niż fizyczna, bo Leo nie potrafił przełamać się i ruszyć do przodu, zamiast tego sterczał bezczynnie z diabelnie ciężkim żeliwnym garnkiem w kolorze karminowym w rękach i gdybał.
Jego kot nie miał za to tak złożonych dylematów i prawdopodobnie gdyby nie interwencja Hiacynty, Leo nadal roztrząsałby wszelkie za i przeciw. Kocie pazurki poczęły obdrapywać framugę, co z pewnością słychać było po ich drugiej stronie, więc Perella westchnął żałośnie, odsunął oburzoną królewnę łydką zanim zdewastowałaby doszczętnie coś więcej i z trudem manewrując garnkiem, zapukał energicznie, tak, jak to miał w zwyczaju.
Tylko, że tym razem naprawdę nie zamierzał zmieszać lokatora z błotem, na dodatek przeszło mu przez myśl, że Grateau prawdopodobnie może mieć trudność w przemieszczaniu się między pokojami, dlatego poirytowany sam sobą, że lepiej tego nie zaplanował kiedy miał czas, Perella po prostu nacisnął na klamkę i z zaskoczeniem odkrył, że nie on jeden zapomina o zaciągnięciu zamka.
一 Czy mogę... a ty gdzie, wracaj! Och... 一 Hiacynta skorzystała z okazji i chętnie zapuściła się w głąb mieszkania, w przeciwieństwie do Leo ona doskonale znała jego rozkład i czuła się jak u siebie. Zdążył zobaczyć jedynie jej podskakujący grzbiet, gdy łapki rozbiegły się po parkiecie i zwierzę z wyprostowanym radośnie ogonem popędziło prosto do salonu. 一 Pozwolę sobie wejść.
To dodał już ciszej, nadal czując się nieswojo, zwłaszcza, gdy zamykał za sobą drzwi niemal bezgłośnie. Miał wrażenie, że i tak narobił dość zamieszania.
Wychodząc od siebie nie zakładał butów, więc w samych skarpetkach przewędrował przez krótki przedpokój, ciekawsko zerkając ku otwartym na oścież pokojom, na obrazy, książki zajmujące każdą wolną przestrzeń i zadbane, drewniane meble. Znajomy zapach, identyczny jak ten w antykwariacie (Leo znał ogólnie dostępny przepis, ale dokładnej formuły z Grateau Antiques odtworzyć nie potrafił i wciąż brakowało mu jakiejś zagadkowej nuty) uderzył go po nosie i rozkojarzył się dość, by prawie dostać zawału widząc nagle swoje odbicie w lustrze.
一 Nie gniewaj się za kota, nie mogłem utrzymać jej w domu 一 zawołał w przestrzeń cichego mieszkania, czując się trochę tak, jakby w progu minął jakiś portal do innego wymiaru. 一 Pomyślałem...
Widok Orpheusa, choć spodziewany i w zrozumiałych okolicznościach, wyrwał go z transu. Mężczyzna siedział w fotelu oświetlonym od tyłu zachodzącym słońcem przesiewanym przez firankę, sam nieco pozbawiony koloru, wyraźnie bolejący, zniecierpliwiony i domowy, aczkolwiek ciężko było mówić o jakimkolwiek komforcie, gdy aż nazbyt wymownym akcentem dostrzegało się nogę w gipsie wyciągniętą na podnóżku dla wygody.
Perella też stracił jakąkolwiek barwę, krew odpłynęła mu z twarzy dokumentnie i mało brakowało, a upuściłby z rozkojarzenia garnek.
一 Więc masz przymusowy urlop 一 zagadnął ze słabo sfabrykowanym entuzjazmem, do tego stopnia, że sam sobie by nie uwierzył. 一 Pewnie podali ci leki przeciwbólowe, myślałem, że to jednak kolano, nie spodziewałem się, że złamanie, ale raczej... 一 przerwał czując, że bredzi, do tego mało wiarygodnie i nie w tym kierunku, jaki sobie umyślił. Umarszczył brwi w skupieniu, usta wykrojone w serduszko i zwykle bardzo nieskore do kajania się wykrzywiły się lekko, a spojrzenie utkwił w gipsie, oskarżycielsko białym i wystawionym na widok.
一 Przepraszam 一 powiedział w końcu, takim tonem, jakby to jedno słowo wywoływało fizyczny ból, mimo to Leo nie wyglądał, jakby miał mu się z miejsca rozpłakać na środku salonu. To byłoby żałosne nawet jak na jego standardy.
Nie doprecyzował jedynie za co tak naprawdę przepraszał, czy za incydent sprzed paru godzin czy za ogół przykrości jakie mu dotąd sprawił. To, że na ten moment postanowił pominąć rozwinięcie skłaniało raczej do przypuszczenia, że miał na myśli to drugie.
一 Przyniosłem ci gnocchi alla Sorrentina, są jeszcze ciepłe więc mogę ci podać. Albo mogę zostawić garnek, jeśli wolisz, oddasz kiedy indziej.
Nie miał nawet pewności, czy Grateau życzy sobie jego obecności w swoim mieszkaniu. Hiacynta, która wskoczyła mu na kolana, w przeciwieństwie do niego była miękka, łagodna i nie miała oporów przed garnięciem się pod ramię, ugniataniem i łaszeniem się do żeber. W odróżnieniu od Leo, była łatwa do pokochania, nie syczała i nie gryzła za byle przewinienie, realne bądź wymyślone.
Żałował, że nie potrafił być Hiacyntą.
Odwrócił wzrok i spojrzał na pokrywkę garnka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Kostki opatrzone niedawno przez Teddy nadal piekły i wyglądały paskudnie, zwłaszcza na kimś, kto zwykle miał wypielęgnowane dłonie, zestaw ulubionych kremów na bazie mleczka pszczelego i dbał o rękawiczki. Uważał, że dobrze, że został ślad, bo potęgował wyrzuty sumienia.
orpheus grateau