Strona 1 z 2

Help me find my parents, will you?

: wt wrz 16, 2025 5:33 pm
autor: Pilar Stewart
002.
Niektóre dzieci z bidula mówiły, że pamiętały swoich rodziców jak przez mgłe — widziały rozmazane twarze, kojarzyły przedmioty, zabawki, miejsca lub zapachy, które przywoływały utracone wspomnienia. Pilar Stewart nie pamiętała absolutnie nic. Porzucona zaraz po urodzeniu na wycieraczce domu dziecka św. Cecylii, owinięta w niebieski kocyk i posiadająca przy sobie pojedynczą karteczkę z nerwowo wybazgranymi pięcioma literami, które potem stały się jej imieniem.
Nawet nazwiska jej nie dała.
Porzucając ją na pastwę losu, jej matka nie była nawet na tyle łaskawa, by nadać jej jebane nazwisko. Tak bardzo nie chciała mieć z nią nic wspólnego. A może nie mogła? Może ktoś zmusił ją do oddania noworodka? Może sama uciekała przed okrutnym życiem usłanym kolcami i chciała dla niej lepiej? W głowie Pilar bardzo często pojawiały się podobne pytania i myśli. Przez cały życie próbowała to sobie jakoś tłumaczyć, bo przecież nie mogło to być tak proste jak oddałam, bo nie chciałam. Prawda? Nie mogła nie chcieć jej tak bardzo, żeby po prostu ją porzucić. Czy mogła?
Pilar westchnęła ponownie, przechodząc na drugą stronę ulicy przy Park dale, a jesienny wiatr podwiał kilka samotnych kosmyków wystających spod czapki. Ręce miała zajęte, bo wcześniej wskoczyła do osiedlowego sklepu, kupując kilka piw, paczkę chipsów i ulubione ciastka Heleny, o których nie potrafiła przestać gadać, odkąd po raz pierwszy je posmakowała. Pewnym krokiem wbiegła do odpowiedniego budynku, wcześniej wpisując kod do klatki NOSEM, no bo jak inaczej i skierowała się na odpowiednie piętro. W drzwi zaś zapukała brązowym kozakiem, któremu powoli odpadał lewy obcas. Będzie musiała coś z tym w końcu zrobić, bo kiedyś skończy z obitą twarzą na chodniku.
Ktoś zamawiał alkohol i świetne towarzystwo? — uśmiechnęła się delikatnie, unosząc w górę siatki z zakupami. Helena jak zwykle wyglądała dobrze. Pilar zawsze lubiła ją w tym charakterystycznym niesfornym kucyku, który często nosiła po domu. Przyjrzała się jej dokładniej, z łatwością potrafiąc przewidzieć, co zaraz powie. — Ale Pilar, mamy włamywać się do systemów szpitala, a nie imprezować — wysiliła się, udając sposób mówienia Peregrine i bez jakiegokolwiek zaproszenia wyminęła ją w progu, stając w przedsionku. — Wiem, ale na trzeźwo tego nie wezmę. Więc take it or leave it — rzuciła ofertą na stół, wyczekując odpowiedzi Heleny, gdzieś z tyłu głowy zastanawiając się czy to aby na pewno był dobry pomysł, żeby tu przychodzić. I żeby bawić się w to całe szukanie igły w stogu siana.

helena peregrine

Help me find my parents, will you?

: wt wrz 16, 2025 11:12 pm
autor: helena peregrine
6
Rozpoznaje kroki Pilar już z drugiego końca korytarza – nierównomierny stukot popsutych obcasów brzmiał wystarczająco charakterystycznie, żeby Peregrine zdążyła powiązać go ze śledczą. Odrywa się od komputera i wyciąga z niego pendrive – wierną kopię materiału dowodowego, który zrobiła, by pracować w domu nad sprawą Jane Doe, która ostatnio trafiła na jej biurko. W domowym zaciszu potrafiła skupić się dużo lepiej niż w biurze – przynajmniej nie wtedy, gdy Trembley latał do niej co piętnaście minut, by zapytać o efekty poszukiwań, ewidentnie zazdrosny o to, że to jej dostała się ta sprawa.
Pomoc w odnalezieniu korzeni Stewart mogła być doskonałą odskocznią od tej sprawy, którą Peregrine niepotrzebnie tak męczyła – odrobina oddechu mogła jedynie pomóc w spojrzeniu na dziwne nieprawidłowości w pliku z innej perspektywy. O ile poznawanie historii porzuconego niemowlęcia można było nazwać oddechem.
Zgodziła się jednak na tę pomoc z innego powodu. Rzadko wyświadczała prywatne przysługi bez żadnej wymiany – ulica nauczyła ją dbać o swój biznes – ale w tym przypadku sprawa uderzała w prywatną strunę Heleny. Rozumie, jak to jest czuć potrzebę odkrycia motywacji odejścia matki, jedynej osoby, która ponoć ma absolutnie bezwarunkowo kochać swoje dzieci.

Otwiera drzwi i natychmiast unosi wysoko brwi, widząc zapasy, które przyniosła ze sobą Pilar. Nie zdąża zareagować, zanim ta nie odegrała obu stron dialogu. Helena parska cichym śmiechem. Nie miała zamiaru wykłócać się o abstynencję, dlatego przechwytuje od śledczej torbę zakupów i zamyka za nią drzwi.
Jeśli wypijemy to wszystko, to na nietrzeźwo też tego nie weźmiesz. Albo nic nie zapamiętasz — komentuje, szacując po ciężarze torby, że Stewart być może przeceniła ich i tak spore możliwości. Zwłaszcza że wiedziała, jak kończy się ich wspólne picie – jak tylko skończą się im piwa, pewnie dobiorą się do butelki whisky, którą Helena trzymała w barku. O ile nie zdążą dobrać się do siebie nawzajem.Ale spoko, to twoje poszukiwania, ja tu tylko asystuje — stwierdza z lekkim wzruszeniem ramion. — Weź sobie krzesło z kuchni i chodź — mówi, zanosząc prowiant do pokoju komputerowego, w którym na tablicy magnetycznej znajduje otwieracz. — Tylko ostrożnie z tym piwem, okej? Wykładzina w biurze będzie tylko śmierdzieć, a sprzęt może spłonąć — zaznacza, bo do dzisiaj czasami czuje powiew gorzelni, gdy wchodzi do swojego gabinetu na komendzie. — Przypomnij mi, który szpital atakujemy?

Pilar Stewart

Help me find my parents, will you?

: śr wrz 17, 2025 5:06 pm
autor: Pilar Stewart
Wcale nie tak łatwo mnie upić — odezwała się chyba nieco za szybko, dając oszukać się głowie i pozwalając myślom przywrócić wspomnienia tej jednej nocy kilka lat temu, kiedy ona i Helena faktycznie wypiły za dużo, a potem i zrobiły zdecydowanie za dużo. Jej twarz w ułamku sekundy zarumieniła się na te wspólne chwile i całe szczęście, że Peregrine odebrała od niej worki i poszła odłożyć je do kuchni, bo inaczej Stewart zapadałby się pod ziemię. Westchnęła głośno, otrząsając głowę z natłoku myśli i zdjęła buty.
Mieszkanie Heleny układem pokoi było praktycznie identyczne do tego Pilar, jednak to Stewart zdawało się nie być tak przytulne. Hela miała liczne światełka praktycznie w każdym pokoju i szaloną ilość kwiatków, co w połączeniu tworzyło niesamowity klimat. Pilar zaś w swoim miała jednego storczyka, którego prawie zabiła po raz trzeci w przeciągu ostatniego miesiąca. Nie miała ręki do roślin. Nigdy nie wiedziała kiedy należało je podlać ani w jakiej ilości chciało im się pić, kończyła więc albo je osuszając albo przelewając. Nie było nic pomiędzy.
Zgodnie z instrukcjami Peregrine weszła do kuchni i zgarnęła jedno z krzeseł zasuniętych pod stołem. Uniosła je delikatnie i przeniosła do pokoju obok, uważając, by przypadkiem o co nie uderzyć i nie rozpierdolić jej framugi. W ostatnim czasie miała wystarczajaco swoich wydatków, by jeszcze płacić za remonty u innych.
Obiecuje, że będę ostrożna — odstawiła krzesło i uniosła dłonie w górę w geście bezbronności, spoglądając na Hele z poważną miną. — Mówię serio, wiem jak ważne są dla ciebie te fikuśne sprzęciki — otuliła je gestem ręki. Niby była tu już kilka razy, ale wciąż nie mogła wyjść z podziwu jak wiele monitorów może mieć jeden człowiek. Pilar miała na chacie tylko malutkiego laptopa, a w sobocie jakiś stary komputer, który zresztą co chwile się psuł. Nie była więc przyzwyczajona do tej profesjonalnego set upu. Przycupła w bezpiecznej odległości od sprzętu i podkuliła nogi, siadając po turecku.
— Cóż, ogólnie odpowiedź brzmi: nie wiem — pokręciła głową, łapiąc za piwo, wsadzając je sobie miedzy zęby i otwierając jednym, zwinnym ruchem. — Mówiłam ci, że nie mamy za wielu materiałów do pracy i punktu zaczepienia — upiła łyk, po czym nachyliła się w stronę Heleny. — Ogólnie to mogę to kompletnie źle rozkminić, ale tak: porzucono mnie na wycieraczkę do sierocińca świętej Cecylii. Podobno byłam owinięta w te wszystkie szmaty, które dają ci w szpitalu, jak nie przyniesiesz swoich, więc myślę, że możemy spokojnie założyć, że stało się to zaraz po tym jak zostałam wypisana. Sierociniec jest blisko Willowdale, a więc najbliższy szpital to North York Generał. Bo jakoś wątpię, ze komuś chciałoby się przejechać całe Toronto, żeby podrzucić mnie do akurat tego sierocińca. No więc dlatego myśle, że to ten. Bo jest najbliżej — zamrugała niepewnie i spojrzała na Helenę. — Tyle mam. Nic więcej.

helena peregrine

Help me find my parents, will you?

: pt wrz 19, 2025 11:36 am
autor: helena peregrine
Nie mów rzeczy, które brzmią jak wyzwanie, chyba że jesteś gotowa je podjąć — mówi Helena, parskając gardłowym śmiechem. Nie dostrzega zażenowania Pilar, co pozwala tkwić jej w przekonaniu, że dla nich obu ta wspólna noc była przeszłością, do której nie było warto wracać – zwłaszcza że dla Peregrine okoliczności tego zdarzenia były czymś, o czym starała się nie myśleć. Emocje, które ją do tego popchnęły, ukryła gdzieś bardzo, bardzo głęboko i nie miała zamiaru nigdy do nich wracać – wolała naiwnie myśleć, że były tak samo zamierzchłą przeszłością, jak i to fizyczne zbliżenie, które było chwilą jej słabości. Wydawało jej się, że sprawa jest zamknięta, a ona i Stewart mogą się kumplować bez wracania do tego tematu. Wyparcie było w końcu rodzinną specjalnością, którą Helena praktykowała absolutnie intuicyjnie. Jak profesjonalistka.

Kapsle spadają z butelek z cichym syknięciem, a Peregrine podaje jedną butelkę Pilar i stuka o nią tą swoją, by zaraz objąć szyjkę ustami i duszkiem wypić kilka łyków. — Są ważne i bardzo drogie — dodaje, bo taka była prawda; Helena kolekcjonowała je latami i gdyby musiała odkupić całą swoją kolekcję, osuszyłaby całe swoje konto oszczędnościowe.
Z uwagą słucha opowieści Stewart, co jakiś czas marszcząc lekko brwi albo wydymając usta. Zadanie zdecydowanie nie będzie należało do łatwych, ale od czegoś trzeba było zacząć. Kiwa powoli głową, odstawia butelkę piwa i przyciąga do siebie klawiaturę, w którą zaraz zaczyna z prędkością światła wpisywać odpowiednie komendy.
To zawsze jakiś start — stwierdza w przerwie od stukania. Odsuwa się na chwilę na krześle, by zgarnąć coś, co wygląda jak dysk zewnętrzny, tylko przynajmniej pięć razy większy od takiego, którego używałaby każda przeciętna osoba. Podpina go do komputera, zanim nie wraca do wstukiwania komend. Monitor wypełnia się oknami, z których każde zawiera szereg znaków wyglądających jak efekt przypadkowych uderzeń o klawiaturę. — Miejmy nadzieję, że w ogóle zdigitalizowali swoje archiwa. Nie sądzę, żeby te dwadzieścia-ile?... dwadzieścia-kilka lat temu mieli już nowoczesne systemy — zastanawia się na głos, a potem z namaszczeniem przyciska enter. I to tyle – program sam zaczyna teraz proces łamania haseł szpitalnego systemu. Dla pewności Helena przygotowuje jeszcze jedną pułapkę – z szyfrowanej przeglądarki wysyła email phishingowy, z nadzieją na to, że któryś z lekarzy nabierze się na informację o aktualizacji systemu i kliknie w przesłany link. — Okej. Teraz czekamy. — Peregrine odchyla się w krześle, obracając się w stronę Stewart. — To może chwilę potrwać. Od kilku minut, do kilku godzin. W międzyczasie możesz mi opowiedzieć o tych ciałach w kontenerach. Słyszałam od Zee, że to ponoć jakaś gruba sprawa? — pyta, sięgając po swoje piwo, nachylając się przy tym w stronę kobiety.

Pilar Stewart

Help me find my parents, will you?

: pt wrz 19, 2025 5:01 pm
autor: Pilar Stewart
Kurwa. O tym nie pomyślałam — syknęła, zdając sobie sprawę, że Helena mogła mieć rację. Stewart nawet przez moment nie przyszło do głowy, że kiedy ona przychodziła na świat, technologia wcale nie była jeszcze tak rozwinięta i zaawansowana jak teraz. Nie logowało się do komputera każdej wizyty u lekarza i wystawionej recepty, a bardzo duża część informacji była spisywana ręcznie. To mogło kompletnie pokrzyżować im plany, bo skoro szpital nie wrzucił wszystkie do systemu lub nie prowadził wtedy takiej ewidencji, mogły mieć niemały problem. — Dobra, a co jeśli się okaże, że tego nie ma w żadnej ich chmurze? — dopytała, odchylając się na krześle i mocno wbijając się w oparcie. Czy to znaczyło, że te całe poszukiwania mogły zakończyć się szybciej niż się zaczęły? I to tyle? Dwadzieścia dziewięć lat zbierania się, by w końcu zdecydować się, by poszukać matki i nawciskać jej epitetów tylko po to, by tak łatwo okazało się to niemożliwe? Ja pierdole.
Upiła łyk piwa, obserwując, jak Helena wystukuje cos na klawiaturze, a następnie na jednym z ekranów zaczęło migać tysiące kodów i cyferek, które dla Pilar nie miały najmniejszego sensu. Jakby coś takiego pojawiło się na jej laptopie, pewnie wyjebałaby go przez okno bojąc się, że ktoś już hakował jej konta bankowe. Chociaż w sumie trochę tak było, tylko one nie chciały zdobyć żadnych pieniędzy, a jedynie informacje.
Do kilku godzin? — zdziwiła się. — To znaczy, oczywiście nie przeszkadza mi twoje towarzystwo przez tyle czasu ale… sama nie wiem, nie sądziłam, że to może tyle potrwać. Gdybym wiedziała, kupiłabym całą kratę piwa — zażartowała, chociaż cała ta jej wypowiedz była już wystarczająco durna, by pogrążać się jeszcze bardziej. Chociaż nie miała nic złego na myśli. Lubiła spędzać czas z Heleną. W ogóle całą Helenę bardzo lubiła. I absolutnie nie miałaby nic przeciwko, gdyby musiała zarwać do tego całą nockę.
Gdy Peregrine wspomniała o trupach w kontenerze, Pilar spojrzała na nią zdziwiona. Jasne, zdawała sobie sprawę, że na komisariacie wieści szybko się rozchodziły, a nie wiedziała, że aż tak. Bo w końcu Zaylee dalej była na zwolnieniu i nawet nie brała bezpośrednio udziału w tej akcji.
No wygląda na to, że będzie to o wiele grubszy temat niż z początku zakładaliśmy — zaczęła, ówcześnie upijając kolejny łyk piwa i w międzyczasie przyglądając się kosmicznie szybkim animacją na ekranie. — Nortex każdego dnia sprowadza z Europy jakieś materiały budowlane droga morską. Okazało się, że w jednym z nich było dziesięć ciał kobiet — złapała kolejny łyk piwa. — Z początku myśleliśmy, że ktoś po prostu próbuje wrobić prezesa firmy i ciała zostały tam podrzucone, ale sekcja wykazała, że wszystkie były żywe w momencie wejścia do kontenerów. Zmarły z odwodnienia, bo dostawała była opóźniona o kilka dni. A skoro miały i żywe dotrzeć do Kanady… — podniosłą spojrzenie na Helenę i przez moment przyjrzała się jej ciemnym oczom. — Mamy do czynienia z handem ludźmi — niby była do tego wszystkiego przyzwyczajona, a jednak za każdym razem jak o tym myślała i o tych wszystkich kobietach, czuła na plecach nieprzyjemny dreszcz. I sama nie wiedziała, czy bardziej współczuła tym co zmarły, czy jednak tym, które w innych transportach udało się przewieźć.

helena peregrine

Help me find my parents, will you?

: wt wrz 23, 2025 5:00 pm
autor: helena peregrine
Spokojnie — mówi Helena z większą pewnością w głosie, niż faktycznie odczuwa. Nie sądziła, żeby szpitalom opłacało się przepisywać całe archiwa, kto wie jak daleko sięgające; najprędzej digitalizacja zachodziła na życzenie pacjenta. — Zawsze warto było sprawdzić. A jak nic z tego nie wyniknie, to będziemy improwizować. Coś przydatnego zawsze się znajdzie — stwierdza. Peregrine była dobra w tym co robi nie tylko dlatego, że potrafiła otwierać sobie drzwi do informacji, ale też dlatego, że wiedziała, gdzie szukać i co może się przydać, nawet jeśli na pierwszy rzut oka na takie nie wygląda. Przez chwilę zastanawia się nad przeprowadzeniem włamu do systemów ratusza, ale to na tyle ryzykowne, że nie mówi na głos o tym pomyśle.

Helena wzrusza ramionami z lekkim uśmiechem, posyłając Pilar spojrzenie zdające się mówić: jest jak jest. — Sorry. Hakowanie często jest trochę jak stakeout. Wszystko zależy od jakości zabezpieczeń, a szpitale przechowują dane, które są całkiem opłacalne na czarnym rynku, więc raczej są przygotowani. — Sama zabezpieczała już systemy kilku placówek medycznych. Szkoda, że akurat nie tej – byłoby łatwiej pokonać zabezpieczenia własnego autorstwa. Uśmiecha się zaraz półgębkiem. — Ale w razie czego dobrze wiesz, że mój barek nigdy nie jest pusty. Tylko czasami, po twoich odwiedzinach — mówi Helena, a potem pociąga kilka łyków piwa ze swojej butelki.

Przysłuchuje się Stewart, a jej brwi wędrują do góry z każdą kolejną informacją. — Uff. Faktycznie grubo — stwierdza prosto. Odgarnia z twarzy grzywkę, wzdychając cicho. — Pytam, bo ostatnio Judy i mnie trafiła się bardzo dziwna sprawa. Zastanawiałam się, czy nasza Jane Doe byłaby jakoś powiązana z tymi kontenerami, ale z tego, co mówisz, raczej nie — tłumaczy, rozsiadając się wygodnie w swoim fotelu. Widząc ciekawość w spojrzeniu śledczej, nabiera w płuca głęboki oddech, by zdradzić więcej szczegółów o sprawie. — Mamy ciało bez dłoni i stóp, z twarzą rozgniecioną tak, że już nie przypomina człowieka. Kobieta w wieku od dwudziestu do dwudziestu pięciu lat, znaleziona w szybie zjeżdżalni na placu zabaw. I miała pendrive z ebookiem w kieszeni. Oczywiście nikt z okolicy nic nie widział ani nie słyszał. — Detektyw Judy po ostatnim obejściu osiedla nasłuchała się jedynie o tym, jak każdy uważa, że to straszne i tragiczne, że wydarzyło się akurat na ich podwórku. Chociaż tak naprawdę nie było wiadomo, gdzie faktycznie się wydarzyło – ciało zostało przeniesione z miejsca zbrodni. — Ten pieprzony pendrive nie daje mi spokoju, a przeskanowałam go z góry na dół. Zaczynają kończyć mi się pomysły — mówi z niezadowoleniem. Była przyzwyczajona do własnej skuteczności i kiedy nagle coś jej nie wychodziło, zaczynała się irytować.

Pilar Stewart

Help me find my parents, will you?

: wt wrz 23, 2025 10:51 pm
autor: Pilar Stewart
Pilar wiedziała o hakowaniu tyle, co Maryla Rodowicz o dubstepie (chociaż w sumie kto wie XD). Jasne, rozumiała, że trzeba było przejść przez zabezpieczenia, mieć do tego odpowiednie programy, które trzeba było umieć obsługiwać i że wcale nie było to takie proste, ale to by było na tyle. Na tym się to kończyło. Nie miała pojęcia ile takie rzeczy trwały. Gdyby ktoś się jej zapływał o przeciętny czas trwania obławy albo po jakim czasie umiera człowiek trafiony kulką w ramię, który się wykrwawia, nawet sekundy by się nie zastanawiała, by odpowiedzieć. Ale tu? Musiła zdać się na Helenę. I wcale jej to nie przeszkadzało.
Spokojnie, Peregrine — uniosła butelkę do ust. — Nigdy nie wątpiłam w twoje umiejętności i nie zamierzam tego zmieniać w najbliższej przyszłości — posłała jej spojrzenie wydłużone, takie bardziej intensywne niż te poprzednie. Nawet kiedy upijała łyk chłodnego browara, spoglądała na nią znad butelki. — Oczywiście mówię o umiejętnościach hakowania — bo przecież jakich innych? O czym innym mogłaby mówić? Cóż, nawet jeśli dało by się coś znaleźć, Pilar mogła stwierdzić, że była zbyt pijana tamtego wieczoru by pamiętać… A jednak na uwagę Heleny, poczuła jak serce zabiło delikatnie szybciej niż jeszcze chwile temu.
Całe szczęście chwile później sama zmieniła temat.
Trupy.
Tak.
O tym dobrze się rozmawiało (mógł powiedzieć tylko ten co z trupami pracował).
Jakiś seryjny? Czy to jednorazowa sprawa? — oczywiście, że to było pierwsze, co spytała, gdy Helena podzieliła się z nią szczegółami sprawy. Tego typu morderstwa, szczególnie tak okrutne raczej nie były jednorazowymi, przypadkowymi morderstwami, tym bardziej, że sporadyczni mordercy raczej próbowali ukryć swoje ofiary. To seryjni byli zazwyczaj na tyle pierdolnięci, żeby zostawiać ślady swojej pracy do podziwu publicznego. — Wątpię, żeby było to związane z naszą sprawą. Tych kobiet nikt nie zabił celowo. Miały dopłynąć do portu w Quebec, ale przez burze na morzu dostawa się opóźniła i tylko dlatego zmarły — skrzywiła się mimowolnie na samą myśli o tych wszystkich kobietach, a jeszcze bardziej tych, które przeżyły i były gdzieś tam w jebanych burdelach, robiąc za zabawki napalonych bogaczy. Upiła łyk piwa, czując jak frustracja napływa do jej ciała, a szczerze nie miała na to czasu ani energii.
A co z tym perndrivem? — zainteresowała się znaleziskiem na miejscu zbrodni. Podciągnęła kolano do brody i umieściła na nim głowę, spoglądając na Helenę tymi swoimi ciemnymi oczami. — Nic na nim nie ma czy nie da się go odczytać? — dopytała, chcąc dokładniej zrozumieć ten case.

helena peregrine

Help me find my parents, will you?

: czw wrz 25, 2025 4:51 pm
autor: helena peregrine
Podchwytuje to przeciągłe spojrzenie i nie odwraca wzroku, chociaż z każdą sekundą jej brwi wędrują coraz wyżej w pytającym wyrazie. A potem kiwa powoli głową, gdy Pilar zaczyna się tłumaczyć z tego, o czym mówi. Oczywiście, że o hakerstwie. Helena parska lekko pod nosem i nie traci humoru, chociaż spojrzenie, które posyła Pilar, jest lekko naznaczone dezorientacją.
To dobrze. Ja też nie wątpię — mówi dziarsko, rozsiadając się na swoim krześle obrotowym jak królowa. Uśmiecha się od ucha do ucha i na chwilę przysysa do szyjki butelki. A potem znowu unosi lekko brwi do góry. I sama jest ciekawa, o jakich innych umiejętnościach mogłaby mówić Pilar, zwłaszcza gdy widzi jej lekkie zmieszanie. Mogłaby puścić tę uwagę mimo uszu... ale była zbyt ciekawska. — No tak. Chociaż o innych moich umiejętnościach na pewno powiedziałabyś to samo. — Próbuje udawać niewiniątko, ale w uśmiechu i w oczach objawia się zadziorność, z chwili na chwilę coraz mniej skutecznie zakamuflowana. — Na przykład o mojej niebywałej dedukcji — mówi w końcu nonszalancko odwracając się w stronę monitorów, żeby skontrolować, czy wszystko idzie tak, jak zakładała.

No i idzie, więc odwraca się znowu w stronę Stewert.
Właśnie śmierdzi seryjnym na kilometr, ale nie możemy z Judy powiązać go z żadną inną sprawą. Nic do końca nie pasuje. Tak jakby to była pierwsza znaleziona ofiara? — Helena krzywi się lekko, bo coś jej od początku jakby nie gra w tej sprawie. I jest przekonana, że to coś znajdzie na tym pieprzonym pendrivie, chociaż do tej pory nic niebywałego z niego nie wyłowiła. Judy zaczęła dopuszczać teorię, że Jane Doe może po prostu lubiła Buszującego w zbożu i tak się złożyło, że miała go w kieszeni w chwili morderstwa. Ale Peregrine ani trochę tej teorii nie kupuje. — Ja pierdolę — mówi tylko w komentarzu do sprawy, którą zajmuje się Pilar. Nie ma najmniejszej ochoty wyobrażać sobie, co przechodziły ofiary. — Z dwojga złego wolałabym już chyba, żeby ktoś rozpiździł mi łeb i wsadził do zjeżdżalni, niż to — werdyktuje. A potem wzdycha, kiedy Stewart pyta o pendrive. — Jest na nim tylko ebook Buszującego w zbożu, którego prześwietliłam już w każdym programie, który mam. Żadnych ukrytych treści, tylko jebany Salinger. Nie wiem, może Judy ma rację i faktycznie przesadzam. Może typiara lubiła przeintelektualizowaną literaturę albo sprawca próbuje powiedzieć coś symbolicznego. — Bezradnie odgarnia grzywkę z czoła, ściskając lekko swoje skronie.

Pilar Stewart

Help me find my parents, will you?

: ndz wrz 28, 2025 8:57 pm
autor: Pilar Stewart
Akurat umiejętności Heleny w dedukcji były nie do podważenia. Nie raz przecież udowadniała, że myślała logicznie i stawiała tezy, których nie powstydziłby się nie jeden detektyw śledczy. Chociaż sytuacja z trupem faktycznie wydawała się nie tak prosta do odgadnięcia.
Może faktycznie, to dopiero pierwsza ofiara? — upiła łyk piwa. Sama Pilar nigdy nie czytała Buszującego w Zbożu, dlatego nie miała za wiele do powiedzenia w kwestii połączenia znalezionego ebooka z ofiarą. Czy należała do mordercy, a może ofiary? A może był tam już wcześniej? Faktycznie istniało wiele różnych teorii i pewnie gdyby wczytała się w historie zapisaną w książce, może mogłaby powiedzieć coś więcej. — Albo po prostu próba upozorowania, żeby tylko wyglądało to jak seryjny — wzruszyła ramionami, bo przecież to z pewnością również brały pod uwagę. W takich sytuacjach wszystko było możliwe. Równie dobrze pendrive mógł tam być tylko i wyłącznie, żeby wpuścić śledczych w ślepy zaułek i zmarnować ich cenny czas na szukanie igły w stogu siana podczas gdy nawet złamanej igły w nim nie było.
Monitory Heleny wciąż chodziły na pełnych obrotach, a Pilar przeszła na szybko do kuchni po reklamówkę ze snacksami. Złapała paczkę paprykowych laysów, no i te ulubione ciastka Heleny, o których ostatnio jej opowiadała.
Hej, Peregrine — krzyknęła, wchodząc do pomieszczenia, a kiedy ta uniosła głowę Pllar cisnęła w nią opakowaniem. — To dla ciebie. Specjalnie obeszłam trzy sklepy w drodze tutaj — może nie powinna jej tego mówić, może trochę wykazywało to zbyt duże zaangażowanie w tak prostą rzecz jak kupienie komuś ciastek. Ale już trudno. Słowo się rzekło. — I jak to tam wygląda? Wiemy coś? Czy możemy spisać ten wielki plan na straty? — zmieniła temat. Szybko. Wciskając sobie kilkaw chuj chipsów do ust.

helena peregrine

Help me find my parents, will you?

: pn wrz 29, 2025 7:56 pm
autor: helena peregrine
Helena bierze głęboki oddech, gdy Pilar zgadza się z uknutą przez nią teorią. Bo skoro to jego pierwsza ofiara... — To by znaczyło, że zabije znowu — mówi ponuro, trochę jakby opowiadała jakąś historię z elementami horroru – zawiesza na koniec głos, jakby dla efektu, chociaż wcale nie próbuje żadnego wywołać – zamyśla się po prostu nad tym, że w takim wypadku tym bardziej musi przycisnąć swoje poszukiwania. Jedną z wad pracy na policji było to, jak łatwo było wziąć na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo ludzi, których teoretycznie policja miała chronić. I niby Helena nigdy w ten system nie wierzyła, dlatego sama nauczyła się bronić, ale jednocześnie wie, że jeśli dojdzie do następnego podobnego morderstwa, będzie miała wspaniały materiał, by wyrzucać sobie niewystarczająco szybki czas reakcji. Jedyną droga obrony przed bezlitosnym mózgiem było zakasanie rękawów i przydybanie typa najszybciej, jak się da. Bo na kolejną teorię Pilar niby przytakuje, ale jakoś bez przekonania – wolałaby tę opcję, ale jednocześnie nie wydaje jej się, żeby tak było. Niby kilkanaście uderzeń tępym narzędziem mogło wynikać ze zbrodni z pasji, ale to, jak ofiara została potraktowana post mortem było już pozbawione jakichkolwiek emocji – precyzyjne, chłodne i przekalkulowane.

Ale cóż, wkrótce z pewnością okaże się, jaka to tak naprawdę jest sprawa. A teraz miała inne rzeczy do roboty — gdy Stewart wychodzi do kuchni, Peregrine znowu oblatuje wzrokiem monitory – i zrywa się do prostego siadu, wlepiając wzrok w linijki kodów. Zaraz zaczyna uderzać zapamiętale w klawisze klawiatury. — Kurwa, kurwakurwakurwa — powtarza pod nosem. Gdy Pilar woła ją z progu, odwraca głowę, ale nie przestaje pisać, nawet jak dostaje opakowaniem ciastek w twarz. Odchyla się z automatu, dopiero tu robi krótką pauzę, a potem znowu wbija wzrok w komputer, puszczając mimo uszu uwagę o trzech sklepach. — Tak jakby mnie wykryli — mówi. Chociaż to wcale nie było "tak jakby" – po prostu ją wykryli, chociaż irytuje ją to na tyle, że niechętnie to w ogóle przyznaje. — Naprawdę płacą komuś, żeby siedział i pilnował tych serwerów? — rzuca pytaniem trochę bardziej w przestrzeń, niż do Pilar. — Muszę się wycofać — o tyle dobrze, że jej hakerski przeciwnik nie jest na tyle sprytny, żeby musiała odpinać sprzęt od prądu i najlepiej do razu wyrzucać go przez okno. Nie odpowiada atakiem na atak, ale gdyby próbowała ciągnąć to dalej, mógłby zdążyć ją namierzyć.
Kiedy już nie jest tym zagrożona, znowu opada na fotel – tylko tym razem bardziej jak zmęczony błazen, niż królowa. — Nie mają pilniejszych wydatków? — powtarza z irytacją. A potem patrzy na Pilar i trochę motywacji jej wraca, bo w jej wyrazie twarzy jest coś, co ciężko jest Peregrine znieść. — Udało mi się coś pościągać, ale ta sprawa raczej będzie trudniejsza, niż zakładałyśmy. Myśl już nad tym, jak mi się odwdzięczysz — mówi. Trochę jakby próbowała nabudować dystans do tych poszukiwań, bo jakoś za bardzo uwierają jej własne rozczarowanie poszukiwaniami matki, które musiała zawiesić jakiś czas temu, gdy w jej życiu działo się za dużo na raz.

Przegląda się liście plików, które zdołała wykraść. Coraz mocniej zaciska zęby, bo głównie były to jakieś potwierdzenia zamówień w hurtowniach sprzętu medycznego, jakieś ogłoszenia dla pracowników i inne bzdety. — Z ciekawych rzeczy mam tylko plany architektoniczne szpitala — mówi z westchnieniem. Zapomina zupełnie, że paczka ciastek wciąż leży u jej stóp.

Pilar Stewart