Strona 1 z 1

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 11:22 am
autor: Galen L. Wyatt
- 24 -





Kiedyś to wszystko było jakieś prostsze. Po szalonym weekendzie Wyatt wracał do pracy, gdzie zawsze czekała na niego jego sekretarka z planem na cały tydzień. W firmie robił to co niezbędne, wyuczył się na pamięć raportów, wyrecytował je na spotkaniu z kontrahentem, zrobił wrażenie i mógł sobie pogratulować kolejnego kontraktu.
Dzisiaj wszystko było nie tak, a zaczęło się rano, kiedy Cherry była taka... inna? Żeby nie powiedzieć, że oziębła, tak jakby nagle straciła całą iskrę. W normalnych warunkach Galen by się tym nawet nie przejął, ale to nie były normalne warunki, bo Charity Marshall nie był dla niego tylko tym szalonym weekendem, czy wakacyjną przygodę. Meena wciąż nie pojawiała się w biurze, jedyna osoba, na którą mógł tutaj naprawdę liczyć. Na jej zastępstwo przyszła jakaś nieogarnięta Vanessa z działu księgowości. Nie umiała nawet zaparzyć dobrej kawy. A na dokładkę ten marsz wstydu przez firmę z fioletowym sińcem pod okiem i nadgarstkami obtartymi od za ciasno zaciśniętych kajdanek. Ale jednak Galen się nie poddał kroczył przez biuro z dumnie podniesioną głową, a w swoim gabinecie od razu wziął się do pracy. Nie było nawet czasu na skrolowanie social mediów, na kawkę nad jakimś raportem z zeszłego miesiąca w zestawieniu z tym bieżącym, żeby je porównać i się w myślach pochwalić, za dobrze wykonaną robotę. Telefony się urywało, niby dział PR zadziałał natychmiast, a jednak jedna gazeta opublikowała to zdjęcia, jak pakują go do policyjnego wozu w kajdankach. Galen je już widział, widział też te przeprosiny, które wydrukowali później, sprostowanie, na ostatniej stronie. Kilku kontrahentów odwołało spotkania, a on wydzwaniał, robił wideokonferencje, żeby tylko przekonać ich do zmiany stanowiska. Na najbliższy tydzień miał tak napięty grafik, że zastanawiał się kiedy w tym wszystkim znajdzie czas dla niej... Dla Cherry.
Gdyby tego jeszcze było mało, bo przecież skoro miał czas myśleć o czymś innym, niż o tej aferze, to chyba tak było? To na dokładkę do jego biura przyszła ta policjantka. Na szczęście bez swojego partnera, ale to wcale nie było miłe spotkanie przy aromatycznej kawce, bo po pierwsze ta nieudolna sekretarka nie umiała jej zrobić, a po drugie... Pilar Stewart nie miała dobrych wiadomości. Nagle sprawa z ukrywania zwłok w kontenerach przerodziła się w taką z handlem ludźmi w tle. Northex Industries - stalowe konstrukcje i prostytutki prosto z Europy. Galen już to sobie wyobrażał, nie pozostawią na nim suchej nitki.
Do godziny dziesiątej siedział w dziale PR, żeby to z nimi jakoś ogarnąć. Przyleciało kilka osób z Teksasu, żeby wspomóc tych na miejscu. Właściwie nie wiedział już z kim rozmawia, ale wiedział jedno to nie może wyjść. Nie dzielił się za wieloma informacjami, w końcu Pilar przekazała mu te postępy w śledztwie raczej w tajemnicy, a jednak Wyatt wiedział, że w tym momencie w porcie na pewno jest już kilku dziennikarzy, którzy liczą na to, że wyciągną wszystkie jego brudy na wierzch. Nie mógł na to pozwolić.

Z firmy wychodził po dwudziestej trzeciej. Ostatni z portierem, bo jeszcze prowadził rozmowy z zagranicą. Teraz ten jego podbój Europy stał pod takim znakiem zapytania, jak jeszcze nigdy w życiu.
Wrócił do domu, wziął prysznic, ale wciąż myślał o Cherry.
Przed dwunastą zadzwonił dzwonkiem do jej drzwi. Nie w garniturze, w tej zupełnie innej wersji, biała koszulka, ciemne jeansy i skórzana kurtka. Zapach jego mocnych perfum mieszał się z zapachem dymu z papierosa, którego wypalił na szybko przed apartamentem. Nie miał za wiele czasu, od piątej miał już zaplanowane kolejne rozmowy z Europą, bo tam było już wtedy po jedenastej, ale musiał ją zobaczyć, chociaż na chwilę, musiał z nią porozmawiać, bo to nie dawało mu spokoju.


Cherry Marshall

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 1:51 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Dla Cherry po wyjściu Galena dzień stał się łatwiejszy? Tak przynajmniej myślała. Jej myśli dalej krążyły wokół spraw z nim związanych, ale mogła skupić się na własnej pracy. Starała się wyłączyć od spraw, które go dotyczyły. Nie słuchała o żadnych panienkach w kontenerach, ani o handlu ludźmi. Wolała się na tym nie skupiać, póki nie porozmawia z nim. Miała mu dużo do powiedzenia, zapytania. Ciekawiło ją, czy naprawdę darzył ją uczuciami? Kiedy nie były one określone, łatwiej było jej funkcjonować. Była w stanie powiedzieć, w którą ze stron powinna zmierzać.
Z jednej strony chciała i nie chciała.
Z przyjacielem gejem wydawało się to prostsze, bo nie było pod żadnym względem p r a w d z i w e. Za to z Galenem wszystko było bardziej realne, bardziej uczuciowe. Wcześniej brakowało jej jego. Teraz zastanawiała się, czy jest gotowa, by dzielić się z nim uczuciami. Brakowało jej go w przestrzeni. Wieczorem czekała na SMS'a, ale finalnie stwierdziła... że musiał uciec. Jak inaczej miałoby to zafunkcjonować? Już leżała w łóżku, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Wtedy szybko się zebrała i otworzyła je. W białej koszuli nocnej z delikatnymi koronkami, które zasłaniały jej ciało. Z puchatymi laczkami, które miała na własnych nogach. Lekko zaspana, zmęczona, a wraz z nią Koko, która mimowolnie skoczyła na Wyatta.
Galen? — spytała zaspanym głosem, a po reakcji własnego ciała już nie wiedziała, co ma zrobić. Czy jej reakcja była spięciem ciała przed ucieczką, czy spięciem, by móc rzucić się w jego ramiona? Nie była w stanie sklasyfikować tego, co właśnie działo się z jej ciałem — co tu robisz? — mieli się spotkać, tak. Tylko liczyła na jakąkolwiek wiadomość, by na niego czekać. Nie chciała mu zawracać głowy, a z drugiej strony nawet nie wiedziała, czy sama była gotowa na tę rozmowę.
Nie spodziewałam się Ciebie... — mruknęła, unosząc wzrok na Galena. Jej usta delikatnie drgnęły. Sama wyglądała teraz bardziej na zaspaną księżniczkę niż na pewną siebie królową. Za to otworzyła szerzej drzwi, by móc wpuścić go do środka — dobrze wyglądasz, wiesz? — rzuciła, lustrując jego outfit. Jej ciało wydawało się zareagować szybciej niż głowa. Wtuliła się w jego ramiona. Bała się tego, co powiedział wczoraj w nocy, a jednocześnie tak bardzo za nim tęskniła i się martwiła...

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 2:30 pm
autor: Galen L. Wyatt
Kiedy tylko otworzyła drzwi to od razu zmierzył ją spojrzeniem, odruchowo, od futrzastych kapci, przez delikatne koronki, po twarz, na której zatrzymał wzrok. Wyglądała na zaspaną, więc Galen lekko się zawahał. Może nie powinien jej o tej porze nachodzić? Może wystarczyło napisać wiadomość? Tylko, że on nienawidził wiadomości, było w nich tyle niedomówień, tyle podtekstów. W jego głowie wiadomość, która mogła być całkiem zwykła, bez jakiegoś większego znaczenia, nagle zmieniała się w coś zupełnie innego. Nie chciał, żeby to co było miedzy nim, a Cherry, miało w sobie te niedomówienia. Chociaż z drugiej strony przecież miało pełno, brała ślub z przyjacielem gejem, ale przychodziła do niego do aresztu, a potem nawet obciągnęła mu tak, jak żadna inna kobieta na świecie, a potem znowu go odepchnęła. Za dużo niedomówień, musiał spojrzeć jej w oczy, bo inaczej czuł, że do końca zwariuje.
- Musimy porozmawiać - odpowiedział na jej pytanie co tutaj robi. Bo czuł, że jeśli do tego nie dojdzie, to jutro nie wytrzyma, znowu cały dzień siedzieć i zastanawiać się co zrobił, kiedy miał te spotkania od piątej rano do dwudziestej drugiej, z przerwą może na lunch, jeśli mu się uda, a jeśli nie to na kawę. Zamierzał też zresztą jechać do portu, może stad ta zmiana garderoby? Nie będzie jechał do portu w swoim garniturze, bo byłby kolejną pożywką dla paparazzi. Wyznaczył na to trzy godziny w ciągu dnia, miał nadzieję, że wystarczy.
- Obudziłem Cię? - zapytał starając się zabrzmieć normalnie, może z troską, chociaż te słowa, że się go nie spodziewała trochę w niego trafiły. Nie spodziewała się go o tej porze? A może wcale? Bo może wcale nie traktowała go poważnie? A kto traktował? Czy powinien się temu w ogóle dziwić, skoro większość inwestorów zobaczyła w kolorowej prasie jego zdjęcie i łyknęła to wszystko jak pelikany. Przestawało się liczyć jaki Galen Wyatt był w swoim fachu dobry, liczyło się to, że był znany z bycia dupkiem, łatkę kryminalisty przyklejało mu się do tego wyjątkowo łatwo.
Wszedł do środka, chociaż trochę żałował, że tu jest, chciał się z nią spotkać, ale nagle to pewność jakby ustępowała miejsce czemuś zupełnie innemu.
Nic nie powiedział na to, że dobrze wygląda, lepiej się czuł w tych swoich bajecznie drogich koszulach i garniturach szytych na miarę. Ale tak jak teraz może odrobinę mniej rzucał się w oczy?
- Ja... przyjechałem na chwilę - rzucił dość chłodno, ale kiedy Cherry się do niego przytuliła, to w jednej chwili zmiękł. Przytulił ją do siebie i przez chwilę czule głaskał jej włosy, mógłby tak stać całą noc, kiedy Cherry była tak blisko niego, kiedy czuł jej ciepło, jej zapach, jej oddech na szyi, tylko...
- Cherry musisz mi powiedzieć o co chodzi - powiedział odsuwając się od niej. Czas, teraz liczył się dla niego czas, bo niestety wakacje się już skończyły, ten ostatni wieczór, dzięki któremu mieli zapomnieć też. Teraz, wracali do rzeczywistości, a rzeczywistość Wyatta z tym całym zamieszaniem okazywała się równie bolesna, jak jej z udawanym ślubem w tle.


Cherry Marshall

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 3:28 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

No... dobrze — wydukała finalnie z siebie, wpatrując się lekko zmartwionym głosem w Galena. Domyślała się, czego ta rozmowa mogła dotyczyć i liczyła wewnętrznie na firmę. Była w stanie usłyszeć o wszystkich jego brudach, móc jaj zaakceptować, a i tak bardziej przeżywała to senne kocham cię. Zobaczyła go, a w głowie pojawiła się ta dziwna myśl. Czy ona byłaby w stanie go pokochać? Była nim zafascynowana, chciała wiedzieć o nim wszystko. Tak czy siak było to dla niej trudne. Nabrała powietrza w usta. Musieli porozmawiać, było dużo tematów. Najgorsze w tym wszystko było to, że ona... chciała być przy nim.
Nie — odpowiedziała spokojnym tonem — ale właśnie się kładłam — czuła zimno klatki schodowej. Przeszedł jeszcze delikatnie po jej nogach. Schowała się do środka i zaczęła delikatnie głaskać swojego psa po plecach. Odnajdywała w nim spokój. W psie, nie Galenie. Potrafił układać jej myśli jak nikotyna. Była zmęczona, niespokojna, a jej ciało delikatnie drżało.
— Dobrze — odpowiedziała krótko, gdy już przytulała się do niego. Przymknęła delikatnie oczy, tak jakby nie miało być jutra. Łatwiej się jej funkcjonowało, gdy był obok. Wszystkie zmartwienia odchodziły w niepamięć, kiedy mogła się do niego przytulić. Może to właśnie było rozwiązanie? Nie powinna go puszczać z ramion i zasypiać zaraz po nim.
Musisz mi powiedzieć, co się stało.
Uderzyło ją jak z bicza. Bo co miała mu powiedzieć? Spanikowałam, bo wyznałeś mi miłość? Nikt nigdy tego nie zrobił? Wolałam przygodne relacje, a gdy znalazła się jedna prawdziwa, to nie wiedziałam co ze sobą zrobić? Było wiele propozycji, ale wiedziała, że musiała mu się do tego przyznać.
Spanikowałam, bo powiedziałeś wczoraj, że mnie kochasz — zamknęła oczy, bo nie chciała widzieć jego reakcji. Otworzyła je, dopiero gdy poczuła sierść swojego psa i głaskała go delikatnie po grzbiecie. Te kędziorki Koko zawsze działały na nią zbawiennie — a ja jeszcze nie jestem gotowa na te słowa — chyba właśnie to chciała mu powiedzieć. Za szybko, za mocne słowa. Nie mogła przestać o nim myśleć. Potrzebowała czasu, by móc zacząć brać go na poważnie. Było w nim coś magicznego, czego nie mogła mu odmówić. Zdecydowanie.

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 4:47 pm
autor: Galen L. Wyatt
Drażniła go ta jej niepewność, to jej zmartwione spojrzenie, po prostu czuł się z tym winny, jakby zrobił coś, co w jednym momencie przekreśliło wszystko, tylko Galen jeszcze nie wiedział co, ale się dowie. Zaraz.
Po przekroczeniu progu schylił się, żeby pogłaskać Koko, chociaż ona szczerze cieszyła się na jego widok, bo ze spojrzenia Cherry nie mógł nic wyczytać. Cieszyła się, czy nie, wahała się, to widział w każdym jej ruchu, w tym, że dłużej stała w drzwiach, w tym, że sięgała do swojego psa szukając w nim spokoju, w drżeniu jej ciała. Ta jej niepewność sprawiał, że czuł się tutaj bardzo nie swojo, nie na miejscu. Zupełnie inaczej niż wczoraj.
Już jej miał powiedzieć, że przyjdzie jutro, a później może odłożyć tę rozmowę na sto lat, przecież zawsze tak robił. Znikał, kiedy zaczynało się robić poważniej. A dla niego zaczynało, tylko, że... on pierwszy raz w życiu chyba nie chciał skapitulować.
Trzymał ją w ramionach i cały czas się zastanawiał co się wydarzyło, o co chodziło tym razem. Ślub? Przyjaciel gej? Jej ojciec? A może miała go za kryminalistę? Może widziała te zdjęcia?

Odsunął się od niej delikatnie, po tym pytaniu, które jej zadał. Zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Właściwie pamiętał te słowa jak przez mgłę, nie był nawet pewny, czy to nie był sen, czy to była prawda... Ale nie w sensie, że jej nie kochał, raczej w sensie, czy jej to powiedział. A jednak.
Zrobił krok w tył i oparł jej rękę na ramieniu. Nie wiedział co ma jej powiedzieć, że jej nie kocha? Kiedy tego nie był wcale pewny. Że nie chciał tego powiedzieć? Że też nie jest gotowy?
Problem w tym, że chyba był, bo Galen Wyatt żył szybko, dla niego miłość też albo musiała wybuchnąć szybko, jak pożar w dziczy, i strawić wszystko po drodze, albo... wcale?

- Dobrze... - rzucił, chociaż wcale tego nie czuł. Wręcz przeciwnie, ścisnęło go w żołądku, jakaś taka myśl, że może ona nigdy nie będzie gotowa, nigdy nie będzie traktowała go poważnie? Tak poważnie, jak swoją firmę, swój udawany ślub z przyjacielem gejem. Zrobił kolejny krok w tył i wsunął ręce do kieszeni kurtki.
- To... powiedz czego ode mnie oczekujesz Cherry? - bo on już sam nie wiedział. Jednego wieczora potrafiła mu się oddać, potrafiła się przed nim otworzyć, a później go odpychała. Teraz znowu padała przed nim na kolana, pokazywała mu pełną uległość, a kiedy on chciał okazać jej jakieś głębsze uczucia, niż do tych wszystkich panienek, to nie była gotowa. Może powinien dać jej czas? Więcej czasu, ale czas zawsze działał na jego niekorzyść. Im więcej się zastanawiał tym gorzej wszystko psuł, a tym razem, po prostu chciał dać się ponieść.
Wetschnął ciężko z jakąś taką rezygnacją, ale podniósł spojrzenie niebieskich tęczówek na jej oczy.


Cherry Marshall

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 5:25 pm
autor: Cherry Marshall
Galen L. Wyatt

Czego oczekiwała?
Patrzyła, jak się od niej odsuwa. Wtedy już wiedziała, że na pewno nie tego. Tylko sama przed sobą bała się do tego przyznać. Jej życie zawsze było poukładane. Ślub z przyjacielem wydawał się prosty, chodziło o przejęcie firmy. Za to z Galenem wszystko było skomplikowane. Darli ze sobą koty, potem pokazał jej gwiazdy nocą... Następnie seria przypadków na Lanzarote. Zależało jej na nim, tego była pewna. Mogła zatracić się w zapachu jego perfum i cieple ciała. Wstrząsnął nią. To wyzwanie nią wstrząsnęło. Jak dotąd jej relacje z innymi ludźmi wydawały się chwilowo. Mówiła o tym ślubie, a później mężczyźni od niej uciekali. Nikt nie był na niego gotowy. Potrzebowała więcej powietrza, bo nie potrafiła się jak dotąd otworzyć na uczucia innej osoby.
Może właśnie nadszedł ten czas? On oczekiwał od niej odpowiedzi, a jej język zgubił się w ustach.
Chciałabym, żebyś dał mi czas. Nie na zawsze, nie w nieskończoność, ale... — głos się jej finalnie urwał. Potrzebowała dobrze wyważyć słowa. Jednocześnie go chciała, bojąc się sparzenia. Był jak ogień, który trawił wszystko, co spotkał. Za to ona znowu była uległa. Bała się jednoznacznego określenia uczuć. Łatwiej było po prostu stać przy jego boku, bez zbędnych słów, które mogłyby określać ich relację — muszę się dowiedzieć, co do Ciebie czuję — rzuciła finalnie, unosząc wzrok. Liczyła, że znajdzie w nich coś w postaci zrozumienia. Nigdy nie oddała się żadnemu mężczyźnie. Z nim też miała ten problem, nawet jeśli był spełnieniem jej najskrytszych marzeń. Słowa wydawały się dla niej bardziej wiążące, niż to co zrobiła wczoraj — bo chcę Cię, ale boję się — przyznała finalnie, patrząc mu finalnie w oczy. Poszukiwała w nich czegoś w rodzaju zrozumienia. Musiał ją zrozumieć. Tak przynajmniej myślała, miała taką nadzieję, bo nie chciała, by stąd znikał — żyjąc w przeznaczeniu, widziałam tylko jeden sposób na spełnienie moich marzeń — głos jej drżał, bo bała się do tego przyznać, co naprawdę miała w sercu. Ślub miał się odbyć, ale nigdy nie zastanawiała się nad tym, czy to była jedyna możliwość — jeśli jest inny, chciałabym móc go spróbować — odparła finalnie, unosząc wysoko swoją głowę. Może nie były to oświadczyny, a bardziej obietnica tego, że mogliby się o siebie troszczyć? Tylko bała się jego reakcji.
Lepiej ty mi powiedz, czego ode mnie oczekujesz — powiedziała na jednym wdechu. Czy kochał ją, czy nie? Czy w ogóle o tym pamiętał, a ona zburzyła ich dziwną relację? Drżała w oczekiwaniu na jego odpowiedź. Po wczoraj wiedziała jedynie, że najbardziej w życiu obawiała się go stracić, jednocześnie z określeniem bycia jego partnerką. Wzburzył to, co miała ustalone od jakiegoś czasu.

weight of three words

: śr wrz 17, 2025 6:34 pm
autor: Galen L. Wyatt
Dla niego Lanzarote nie było serią przypadków, było prawdziwe na wskroś, i tu nawet nie chodziło o seks, a bardziej o te inne gesty, o te zwierzenia, moment, w którym chowała się za nim przed tym hukiem i moment, w którym on spojrzał na nią jak na Boginię, na kobietę, która może wywrócić świat do góry nogami. Bo jego trochę wywracała. Ale najwidoczniej to były tylko jego uczucia. Trochę go to zabolało, ale nie dał nic po sobie poznać. Wyraz twarzy nie zmienił mu się nawet na moment, może tylko oczy, jakby ten niebieski stał się jakiś chłodniejszy, bardziej jak lód, niż jak ocean.
Czas... Czyli tak jak myślał, potrzebowała czasu. Tylko czy on mógł go jej dać? Czy chciał? Czy to potrafił?
Wyjść teraz stąd i dać jej czas. Proste, a jednak nie do końca. Może każdy inny facet na miejscu Galena Wyatta by się teraz uśmiechnął, powiedział jej, tak, mamy dużo czasu. Będzie jak zechcesz, ale on nie umiał.
Dużymi krokami zbliżał się ten jej udawany ślub, to kiedy miał reagować, jak nie teraz?
Wciąż mógł iść do więzienia, jak się okaże, że jednak go wrobili lepiej niż się spodziewał. Na co miał czekać?
Aż ona się dowie co do niego czuje?

Powinien jej to powiedzieć, że na nią zaczeka, na jej pewność, na to, aż jej uczucia względem jego się wyklarują. Tylko, że on nigdy nie umiał czekać. Umiał działać i tak było zawsze, w życiu, w firmie, w u-czu-ciach.
Chociaż to co mówiła Cherry powinno go uspokoić, powinno naprawdę sprawić, że ją znowu przytuli, powie, że też jej chce i że zaczeka, to skutek był przeciwny. Kolejny krok do tyłu. Pospieszył się, a ona się bała, a ona potrzebowała czasu. Chyba nawet nie do końca dotarły do niego jej kolejne słowa, bo myśli już znowu krążyły wokół tego, że dostał od niej kolejnego kosza. Zacisnął palce na tym pierścionku w kieszeni kurtki, ale to było bez sensu. Bo Cherry nawet nie była gotowa na jego kocham cię, a co dopiero na to.
- Właściwie to... - zaczął, ale nie wiedział co ma jej powiedzieć, bo mogła być niegotowa na żadną z tych rzeczy, nabrał powietrze w płuca - niczego, już - rzucił wypuszczając je. Jeszcze przez chwilę stał w miejscu patrząc na nią. Chciał ją przytulić, chciała tego każda pierdolona komórka jego ciała, ale myśli, które krążyły teraz w jego głowie mu na to nie pozwalały.
- Pójdę już - rzucił w końcu i wyminął ją, żeby przejść przez drzwi. Chociaż to była najtrudniejsza decyzja w jego życiu.

Zanim jeszcze wsiadł do samochodu, to wyjął z kieszeni to pieprzone pudełeczko z pierścionkiem, zamachnął się i wyrzucił go. Miejmy nadzieję, że trafił w jakiegoś bezdomnego, jak go spienięży, to sobie kupi za to kawalerkę.

Cherry Marshall

/koniec