The truth is… she still orders water
: czw wrz 25, 2025 4:04 pm
				
				-Ekhm.
Chrząknięcie. Łagodne, niemal przyjazne, choć podszyte umiejętnie skrywaną, narastającą irytacją, której Cole jeszcze nie pozwolił wylać się na głowy dwójki małolatów. Ona – szatynka w ramonesce, pod którą kryła się koszulka z, ku przerażeniu Sullivana, wizerunkami jakichś k-popowych gwiazdek; on – najbardziej przeciętny siedemnastolatek, jakiego można sobie wyobrazić, bo nawet patrząc na niego, trudno było opisać jego twarz. Oboje wpatrzeni w smartfony.
Uniósł oczy ku niebu w myślach prosząc kogokolwiek, kto zasiadał ponad chmurami, bez względu na to czy to Jahwe, Zeus, czy Wielki Przedwieczny, by zesłał na tych dwoje dar zdrowego rozsądku. Niestety, tego dnia, najwyraźniej, wszystkie połączenia telefoniczne były zablokowane przez, oczarowanych ekranami, e-zombie i niemożliwym było dodzwonić się na Olimp, bo nic się nie zmieniło - tych dwoje nadal zajętych było małymi, elektronicznymi urządzeniami.
-Ekhm.
Tym razem chrząknięcie było już głośniejsze i bardziej natarczywe - głównie dlatego, że towarzyszyło mu podsunięcie pod nos chłopaka kawiarnianego menu. Dzieciak zastygł w bezruchu, po czym powoli uniósł, lekko przekrwione, oczy na Cole'a. Ten pozbawiony zrozumienia, pytający wzrok sprawiał, że Scully miał ochotę młodzieńca zdzielić w potylicę, lecz zamiast tego, cierpliwie stuknął palcem wskazującym w prawy dolny narożnik menu, gdzie widniał prosty symbol przekreślonego telefonu komórkowego.
-Ekhm - jeszcze raz chrząknął dla podkreślenia wskazywanego zakazu.
-Tu się uprasza, by nie używać telefonów komórkowych - przytomnym tonem wyjaśniła dziewczyna w ramonesce, choć sama wzrok uniosła jedynie na chwilę, by spojrzeć w oczy Sullivanowi. - Takie zakazy były popularne, gdy ludzie przez telefon rozmawiali. Głosowo. Teraz nie przeszkadzają innym, bo piszą. Mamy 2025 rok.
Upiła łyk swojego karmelowego latte i wróciła do telefonu.
– Oczy sobie popsujesz i kark cię będzie bolał – odparł Cole, chcąc mieć ostatnie słowo. Odszedł od stolika, zanim zdążyło do niego dotrzeć lekceważące prychnięcie nastolatki.
Minął regał z używanymi książkami. Tych do The Big Guy's Little Coffee Shop wniósł wystarczająco dużo, by zdominować nimi wystrój wnętrza. Jako konkurencję mając McDonald's na końcu ulicy, musiał dbać o to, by jego lokal miał niepowtarzalną atmosferę. Podszedł do, odziedziczonego po ojcu, boomboxa i z szafki pod nim wyszperał kasetę z napisem "Pop rock 2002" – odręcznie nakreślonym niezmywalnym mazakiem na opakowaniu.
Miał nadzieję, że ktokolwiek wejdzie następny, nie będzie uzależniony od smartfona.
@Mickey I. Gilmore
			Chrząknięcie. Łagodne, niemal przyjazne, choć podszyte umiejętnie skrywaną, narastającą irytacją, której Cole jeszcze nie pozwolił wylać się na głowy dwójki małolatów. Ona – szatynka w ramonesce, pod którą kryła się koszulka z, ku przerażeniu Sullivana, wizerunkami jakichś k-popowych gwiazdek; on – najbardziej przeciętny siedemnastolatek, jakiego można sobie wyobrazić, bo nawet patrząc na niego, trudno było opisać jego twarz. Oboje wpatrzeni w smartfony.
Uniósł oczy ku niebu w myślach prosząc kogokolwiek, kto zasiadał ponad chmurami, bez względu na to czy to Jahwe, Zeus, czy Wielki Przedwieczny, by zesłał na tych dwoje dar zdrowego rozsądku. Niestety, tego dnia, najwyraźniej, wszystkie połączenia telefoniczne były zablokowane przez, oczarowanych ekranami, e-zombie i niemożliwym było dodzwonić się na Olimp, bo nic się nie zmieniło - tych dwoje nadal zajętych było małymi, elektronicznymi urządzeniami.
-Ekhm.
Tym razem chrząknięcie było już głośniejsze i bardziej natarczywe - głównie dlatego, że towarzyszyło mu podsunięcie pod nos chłopaka kawiarnianego menu. Dzieciak zastygł w bezruchu, po czym powoli uniósł, lekko przekrwione, oczy na Cole'a. Ten pozbawiony zrozumienia, pytający wzrok sprawiał, że Scully miał ochotę młodzieńca zdzielić w potylicę, lecz zamiast tego, cierpliwie stuknął palcem wskazującym w prawy dolny narożnik menu, gdzie widniał prosty symbol przekreślonego telefonu komórkowego.
-Ekhm - jeszcze raz chrząknął dla podkreślenia wskazywanego zakazu.
-Tu się uprasza, by nie używać telefonów komórkowych - przytomnym tonem wyjaśniła dziewczyna w ramonesce, choć sama wzrok uniosła jedynie na chwilę, by spojrzeć w oczy Sullivanowi. - Takie zakazy były popularne, gdy ludzie przez telefon rozmawiali. Głosowo. Teraz nie przeszkadzają innym, bo piszą. Mamy 2025 rok.
Upiła łyk swojego karmelowego latte i wróciła do telefonu.
– Oczy sobie popsujesz i kark cię będzie bolał – odparł Cole, chcąc mieć ostatnie słowo. Odszedł od stolika, zanim zdążyło do niego dotrzeć lekceważące prychnięcie nastolatki.
Minął regał z używanymi książkami. Tych do The Big Guy's Little Coffee Shop wniósł wystarczająco dużo, by zdominować nimi wystrój wnętrza. Jako konkurencję mając McDonald's na końcu ulicy, musiał dbać o to, by jego lokal miał niepowtarzalną atmosferę. Podszedł do, odziedziczonego po ojcu, boomboxa i z szafki pod nim wyszperał kasetę z napisem "Pop rock 2002" – odręcznie nakreślonym niezmywalnym mazakiem na opakowaniu.
Miał nadzieję, że ktokolwiek wejdzie następny, nie będzie uzależniony od smartfona.
@Mickey I. Gilmore