Strona 1 z 1

#1

: czw wrz 25, 2025 9:52 pm
autor: Darcy Bowman
To nie tak miało się skończyć. Zdecydowanie nie tak. Nawet jeśli Blaine się uparł i chciał ją eskortować do hotelu to na tym miało się skończyć – na parkingu, najdalej w hotelowym lobby mieli się pożegnać, rozstać i nigdy więcej do tego nie wracać. Naprawdę nie wiedziała, co ją podkusiło, żeby do niego zadzwonić, ale później każdą jedną komórką ciała wiedziała, że to nie był dobry pomysł. Po prostu nie. To przypominało jej o… wszystkim właściwie. Rozdrapywało stare rany i było niepotrzebne. W końcu z jakiegoś powodu przestali utrzymywać kontakt i tak powinno pozostać.
Na pewno nie powinna spędzić nocy w jego mieszkaniu.
Gdy w hotelu odbiła się od ściany zaczęła wpadać w panikę. Jeden, drugi a nawet kolejny… każdy jeden miał pełne obłożenie, bo okazało się, że w mieście jest jakaś duża impreza sportowa i każdy z recepcjonistów tylko bezradnie wzruszał ramionami. Nic nie mogli dla niej zrobić. Nawet na wszelkiego rodzaju aplikacjach zostały tylko miejsca, w których bałaby się postawić nogę. Oczywiście mogła po prostu przespać się w klubie, ale nie chciała zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Chciała, czy nie… musiała skorzystać z pierwotnej propozycji Blaine’a i w rezultacie dała mu się zabrać do domu.
I chociaż spodziewała się, że nie będzie mogła zasnąć – zasnęła szybciej niż przypuszczała i spało jej się zaskakująco dobrze. Spokojnie… zupełnie jak kiedyś.
Obudziła się jednak wcześnie, na dworze jeszcze nawet na dobre nie wstało słońce… podniosła tyłek z łóżka i ostrożnie, cicho i tak, żeby go nie obudzić przeszła do kuchni. Potrzebowała wody i kawy, sama nie wiedziała czego bardziej. Trudno powiedzieć, że się rozgościła, ale musiała sobie poradzić i naprawdę miała nadzieję, że była bezszelestna. Więc, gdy się odwróciła i praktycznie wpadła na chłopaka, który nagle zmaterializował się za jej plecami (no cóż… widocznie jemu udało się być naprawdę bezszelestnym) prawie dostała zawału. Aż śmiesznie podskoczyła w miejscu i poczuła się… głupio.
- Nie chciałam cię obudzić, przepraszam – nie chciała też stać w jego kuchni zaledwie w koszulce nocnej (bo przecież miała spać sama w hotelu, inaczej pewnie zabrałaby bardziej przyzwoitą pidżamę!), bez grama makijażu i cieniami pod oczami, z włosami związanymi w luźny warkocz… zupełnie inna niż poprzedniego wieczoru, a bardziej taka jak kiedyś.
I nagle coś jej się przypomniało… a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu na samo wspomnienie.
- Wiesz, że twoja babcia też mnie kiedyś nakryła w waszej kuchni? Doskonale wiedziała, że u was nocuje… obiecała jednak nigdy nikomu nic nie powiedzieć. Dotrzymała słowa? – nie wydawała się nawet jemu? Była wdzięczna kobiecie, że jej wtedy nie wyrzuciła, nie zabroniła wracać… wolała, żeby spała u jej wnuka niż na ulicy.


Blaine Harvett

#1

: pt wrz 26, 2025 1:20 pm
autor: Blaine Harvett
#1.5

Przegapił najważniejszy mecz w sezonie. Dziadek pewnie przerwacał się w grobie, bo sam był największym fanem Toronto Maple Leafs i nigdy nie zdarzyła mu się taka herezja. Blaine też oglądał prawie wszystkie mecze, ale wczorajsze zamieszanie z Darcy sprawiło, że kompletnie zapomniał o mistrzostwach Kanady. Zrealizował to dopiero na recepcji pierwszego hotelu, w którym próbowała się zatrzymać.
Kiedy odbili się od pierwszych, drugich i trzecich drzwi przeróżnych hoteli, postanowił zainterweniować. Miał nadzieję, że zdąży zobaczyć choć końcówkę tego hokejowego „Superbowla”. Chuja zdążył. Pozytyw był jedynie taki, że jeśli ktoś faktycznie ich śledził, to pewnie też był nieźle zdezorientowany.
Ostatecznie obejrzał sobie powtórkę, kiedy Darcy już rozlokowała się w jego sypialni. Oczywiście oddał jej swoje łóżko. Sam spał na kanapie, choć raczej nie można było tego nazwać spaniem. Gapił się w sufit, a myśl, że Darcy jest tuż za drzwiami, skutecznie nie pozwalała mu zmrużyć oka. Z jednej strony cieszył się, że mógł znowu ją zobaczyć, ale z drugiej jej niechęć raniła jego ego. Wiedział, że na to zasłużył, ale to ona wybrała Daniela, definitywnie odpychając od siebie Harvetta. Z kolei, czy Blaine kiedykolwiek jej wyznał, że czuje coś więcej niż szczeniacką przyjaźń, która czasem kończyła się w łóżku? No nie…
Nie tylko śpiąca obok Bowman nie pozwalała mu zasnąć. Jego myśli krążyły też wokół całego tego włamania. Zastanawiał się, kto za tym wszystkim stoi, ale bez dodatkowych informacji nie był w stanie tego rozgryźć.
Usłyszał, kiedy się obudziła i przeszła do kuchni. Przez chwilę się nie ruszał, ale w końcu uznał, że udawanie śpiącego to dziecinada. Odrzucił więc koc, przetarł dłońmi twarz i też poczłapał do kuchni. Nie starał się przy tym być przesadnie cicho, żeby jej nie wystraszyć. Kiepsko mu to wyszło.
Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć — powiedział, widząc jej reakcję.
Wyciągnął rękę nad jej głową i sięgnął po kubek. Nalał sobie kawy z ekspresu i przeczesał ręką włosy, żeby uporządkować chaos, który miał pewnie na głowie. Oparł się o kuchenny blat i upił kilka łyków kawy. Tylko ona mogła uratować jego dzisiejszy dzień. Ona i jeszcze jakieś sześć jej koleżanek. Wbił spojrzenie w Darcy i zlustrował ją wzrokiem. Tak wyglądała inaczej, ale w tym wydaniu bardziej mu się podobała. Przypominała mu jego Darcy.
Kiedy się uśmiechnęła, uniósł brew, zastanawiając się, co ją tak rozbawiło. Może był jeszcze umazany pastą do zębów? Albo… Zerknął w dół. Nie, bokserki miał na swoim miejscu, białą koszulkę z napisem "Toronto Police Service" też.
Zakrztusił się kawą, gdy wspomniała o babci. Odkaszlnął i spojrzał rozbawiony na Darcy. A to ci Doris.
Nic nie powiedziała — przyznał i uśmiechnął się. — Ale wiem, że bardzo cię lubiła — dodał całkiem szczerze. Nie tylko ona. Dziadek też lubił jej towarzystwo. Darcy miała to do siebie, że swoją autentycznością szybko zdobywała przyjaźń innych. Też w niej to lubił.
Ręce do góry! — rozległ się nagle skrzeczący dźwięk. Blaine wypuścił głośno powietrze ze znudzoną miną.
To George, mój współlokator — wyjaśnił, ruszając w stronę niewielkiego pokoju, który służył mu też za biuro. — Straszna z niego menda z rana… — rzucił przez ramię, znikając w pokoju.
Po chwili do kuchni wleciała niebieska papuga. Zakręciła koło nad szafkami, po czym wylądowała na kuchennym blacie. Przekrzywiła łepek, wpatrując się w Darcy.
Ręce do góry! — powtórzyła.
Pracujemy nad rozszerzeniem repertuaru — odezwał się Blaine, opierając ramieniem o framugę drzwi. Wspominał o papudze? Chyba nie miał czasu między „niepotrzebne, do ciebie zadzwoniłam” a szukaniem wolnego pokoju w całym Toronto. Spokojnie, aż tak mu nie odbiło, żeby kupować sobie papugę. Ich historia była raczej zlepkiem zbiegów okoliczności.
Stul dziób! Stul dziób! — zawołała papuga, przez co Blaine uśmiechnął się przepraszająco i podrapał po potylicy. Jak przystało na Harvetta, nauczył ją samych głupstw.

Darcy Bowman

#1

: pt wrz 26, 2025 5:02 pm
autor: Darcy Bowman
Uśmiechnęła się słysząc, że jego babcia ją lubiła. To dobrze. Ona też ją bardzo lubiła i strasznie, ale to strasznie doceniała, że mogła się u nich zatrzymać w momencie, gdy nie miała tak naprawdę nic innego. Gdy do wyboru miała jego pokój, pokój jakiejś koleżanki albo cóż… żaden pokój. Doceniała też, że nie doniosła na nią, nie zadzwoniła do jej rodziców, nie odesłała jej do domu – była przecież dzieciakiem i Darcy była pewna, że jakieś służby chętnie by się tym zainteresowały. Doris jednak trzymała język za zębami, czym zasługiwała na wieczną sympatię Bowman. I nawet chciała to powiedzieć, wspomnieć i zapytać o to jak miała się starsza pani, bo może mogła się teraz jakoś odwdzięczyć… ale nie zdążyła.
Ściągnęła mocniej brwi, bo oczywiście, że nie zdążył jej powiedzieć o współlokatorze. I chociaż w pierwszej chwili mocno się zdziwiła to jednak szybko połączyła kropki i uśmiechnęła się, gdy ptak przysiadł na blacie i na nią spojrzał. I przy okazji się wyrażał! Nie mogła się nie zaśmiać, bo może i faktycznie nauczył ją głupot, ale było to rozbrajające.
- Ej, mam nadzieję, że mówisz tak do każdej dziewczyny, która u niego śpi! Wiem, że na więcej nie zasłużyłam, ale trochę sprawiedliwości musi być! – wycelowała w ptaszysko paluchem, podśmiechując się pod nosem i przyglądając jej się przez krótką chwilę. Nawet jeśli przy okazji miała stulić dziób! Jeszcze raz rozbawiona pokręciła głową, wróciła do swojej kawy, obracając kubek w dłoniach i opierając się o kuchenny blat przeniosła spojrzenie na Blaine’a.
- Przepraszam… za wczoraj. Nie popisałam się, byłam trochę okropna, a tak naprawdę jestem ci ogromnie wdzięczna. Po prostu… chyba się od tego odzwyczaiłam, od proszenia cię o pomoc. – uśmiechnęła się do niego przepraszająco i wzruszyła lekko ramionami. Wcale nie przychodziło jej to łatwo – ani nie była dobra w przyznawaniu się do błędów, ani przepraszaniu, ani… no właśnie, proszeniu się o pomoc. Nigdy nie była. Tak naprawdę Blaine zawsze wiedział lepiej od niej, gdy jej potrzebowała, właściwie nigdy nie musiała tego artykułować… ale minęły wieki od tamtego czasu. Byli innymi ludźmi. Nadal nie była pewna, czy to było dla nich dobre, ale przynajmniej mogła przestać zachowywać się jak jędza.


Blaine Harvett

#1

: pt wrz 26, 2025 11:55 pm
autor: Blaine Harvett
Uśmiechnął się widząc jak Darcy dyskutuje z papugą. Niestety poza "ręce do góry" nie miała jej nic do powiedzenia.
O proszę, ledwo zobaczyła ptaka i już się przymila. Nie wiedziałem, że potrzebuję papugi, żeby skruszyć twoje serce – roześmiał się, wracając do kuchni.
Otworzył jedną z szafek, wyciągnął krakersa i podał Georgowi, który natychmiast zaczął go dziobać. Kiedy Blaine brał to ptaszysko z przemytu do domu, nie miał bladego pojęcia o zajmowaniu się zwierzętami. Ba, sobą się nawet porządnie zająć nie umiał. Wystarczyło jednak Google, krakersy i czarujący charakter Georga, żeby wyszedł z nich całkiem niezły duet.
A tak całkiem serio… – zaczął, podchodząc bliżej dziewczyny. Oparł się biodrem o blat, pochylając lekko w jej stronę. Jego spojrzenie stało się nagle poważniejsze. – Nie przepraszaj. Wiem, że sobie zasłużyłem – powiedział szczerze, choć doceniał gest i wyczuwał, że nie było to dla niej łatwe. Sam też miewał z tym cholernym słowem „przepraszam”. Zresztą... nie była aż taka okropna.
Darcy wcześniej zbyła go, gdy zapytał, czy coś jej grozi, ale postanowił jeszcze raz trochę podrążyć temat. Nie miał zamiaru czekać, aż stanie się coś dużo gorszego niż jakieś bzdurne włamanie.
I zawsze chętnie ci pomogę, ale byłoby mi zdecydowanie łatwiej, gdybym wiedział jak. Domyślasz się, kto za tym stoi? Wpadłaś w jakieś kłopoty? – zapytał, obniżając głos, jakby bał się, że ściany mają uszy. Kto wie, może faktycznie ściągnęła na siebie ludzi, z którymi nawet Blaine wolałby nie zadzierać? Powiedzmy sobie szczerze: Darcy mogła ostrzyć pazury ile tylko chciała, ale w starciu z prawdziwymi kryminalistami nie miała najmniejszych szans. W gruncie rzeczy, chociaż zaplątała się w ten cały półświatek, to nie była przecież żadnym gangsterem. Nie wierzył w to.
Zatrzymał wzrok na kosmyku włosów, który wysunął się z warkocza i opadł jej na policzek. Korciło go, aby założyć go za ucho, ale nie chciał, żeby poczuła się nieswojo. Zresztą chyba nie był już w pozycji kogoś, kto miał do tego prawo… a pierdolić. Wyciągnął rękę i odsunął niesforny kosmyk, pozwalając, by jego palce musnęły skórę jej szyi. Przytrzymał dłoń moment dłużej, niż powinien. Nie był pewien, czego się teraz spodziewać. Bowman równie dobrze mogła się uśmiechnąć, odsunąć albo dać mu w ryj.

Darcy Bowman

#1

: śr paź 01, 2025 9:43 pm
autor: Darcy Bowman
Zaśmiała się – szczerze i lekko, bo cóż… - Od zawsze miałam do nich słabość. – wszelkiej maści ptaków! A że przy okazji była to całkiem trafna uwaga i całkiem niezły sposób na rozładowanie atmosfery to naprawdę doceniała. Bo czy to na pewno papuga skruszyła jej serce? Czy może po prostu musiała się zdystansować od tego, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru, pomyśleć, przespać się z tym, albo po prostu długimi godzinami (albo wcale nie takimi długimi, bo wcale długo nie spali) wpatrywać się w sufit jego sypialni. Teraz też oderwała wzrok od ptaszyska i skupiła się na… przyjacielu? Kiedyś nim był, a teraz? Nie potrafiła tego nazwać, bo bała się nadużycia słowa, które przecież wcale nie było łatwe.
A z drugiej strony… co było łatwe?
Nawet stanie obok niego, przy tym nieszczęsnym kuchennym blacie, wpatrując się w jego przystojną twarz i zupełnie nieświadomie przypominając sobie wszystko to, co kiedyś między nimi się wydarzyło. Nie raz, nie dwa. Dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, gdy sięgnął do jej twarzy, gdy odsuwając kosmyk włosów musnął opuszkami palców jej skórę na policzku, a to miejsce wymownie zapiekło. Kiedyś po prostu by go pocałowała, bo przecież za każdym razem kończyło się tak samo. Tylko ona już nie była taka sama.
Nie chciała się też od niego odsuwać, zatrzymała wzrok na jego twarzy przez ułamek sekundy, przez krótką chwilę, która wydawała się trwać wieczność. Zagryzła lekko wargę zastanawiając się, co powiedzieć… ale wybrała najbezpieczniejszą opcję i powrót do tematu.
- Czy wpadłam w kłopoty? Blaine… – uśmiechnęła się pod nosem i upiła łyk kawy, starając się wrócić do bardziej beztroskiego tonu – Wiele lat temu. – czy kłopoty to nie było jej drugie imię? Przecież nie raz ją musiał z nich wyciągać… od imprezy, na której nie chciała dłużej być po zabieranie ciuchów od chłopaka, który ją uderzył. Przeszli przez wszystko, więc może i teraz przyszedł czas na gangsterskie groźby… - Klub jest… ważny dla wielu osób, którym nie podoba się to, że ostatnio jest po prostu klubem, w którym możesz wydać nieprzyzwoicie dużo na alkohol i dziewczyny, ale nic więcej. Uważają, że powinnam odpuścić. Jest kolejka na moje miejsce i gdybym dzisiaj powiedziała, że chce go sprzedać… kolejka ustawiłaby się w tej samej chwili, a pewnie resztę życia mogłabym spędzić na plaży na drugim końcu świata. Więc… dużo osób chce mnie przestraszyć i stąd wykurzyć. – wyjaśniła, wzruszając lekko ramionami, bo co zrobisz jak nic nie zrobisz, prawda? Na szczęście tylko straszyli.


Blaine Harvett

#1

: sob paź 04, 2025 10:23 pm
autor: Blaine Harvett
Ha! Blaine zawsze wiedział, jak rozładować atmosferę i rzucić głupim żartem w najmniej odpowiednim momencie. Ale kiedyś tak nie było. Kiedyś traktował swoją robotę śmiertelnie serio, a służba pożerała go kawałek po kawałku. Cóż, nadal chyba trochę pożerała, biorąc pod uwagę, że jego życie prywatne (poza papugą) praktycznie nie istniało. Nic dziwnego, że jego mieszkanie miało jakieś pięć metrów kwadratowych. Nie potrzebował więcej, skoro i tak bywał tu zaledwie kilka godzin, a potem znów wracał na komisariat. I tak dzień w dzień.

Zabrał rękę i po prostu słuchał. Uśmiechnął się krzywo, gdy usłyszał, że wpadła w kłopoty dawno temu. Pospiesznie upił łyk kawy, a jego wzrok powędrował w stronę papugi, która właśnie z zapałem maltretowała krakersa, rozsypując okruchy po całym blacie.
To go sprzedaj — rzucił najłatwiejszym rozwiązaniem, jakie tylko przyszło mu do głowy. — Wyjedź. Leż na plaży na drugim końcu świata — dodał, spoglądając na nią.
Może zabrzmiało to tak, jakby chciał się jej pozbyć, ale nie o to mu chodziło. Chciał, żeby była szczęśliwa i przede wszystkim bezpieczna. Wizja Darcy w odległych, ciepłych krajach, popijającej drinki z kokosów, brzmiała obiecująco. Tylko słońce, szum morza i święty spokój. Jednak jakaś egoistyczna część jego duszy nie chciała, żeby była tak daleko. Kto wie? Może i wskoczyłby wtedy w jakąś idiotyczną hawajską koszulę, kupił bilet i poleciał za nią? Ale pewnie tylko na chwilę. Jego życie, jakkolwiek szare by nie było to toczyło się tu, w Toronto.
Blaine nie rozumiał, dlaczego Darcy od razu nie pozbyła się klubu. Czy naprawdę musiała coś komuś udowadniać? Albo sobie?
Jeśli chcesz się bawić w bizneswoman, to wybrałaś sobie wyjątkowo gównianą branżę. - posłał jej cwany uśmieszek - Mogłabyś wykorzystać te pieniądze i zacząć wszystko od nowa — dodał.
Papuga zakrakała, jakby chciała przytaknąć.
Blaine uśmiechnął się.
Widzisz? Nawet George wie, że mam rację.

Darcy Bowman

#1

: pn paź 13, 2025 2:45 pm
autor: Darcy Bowman
To go sprzedaj. W pierwszej chwili miała ochotę parsknąć, bo to naprawdę było najprostsze i najbardziej oczywiste rozwiązanie. Dlaczego o tym nie pomyślałaś, kretynko?. Tylko prawda była taka, że myślała… nie raz, nie dwa i nie pięć razy. Myślała o tym wielokrotnie. Ale to dlaczego tego nie zrobiła było już dużo bardziej skomplikowaną sprawą. Dużo głębszą sprawą i prawdopodobnie sprawą, którą powinna omówić ze swoim psychoterapeutą, gdyby tylko do jakiegoś chodziła (a pewnie powinna). Nie lubiła o tym mówić, nie lubiła się do tego przyznawać, więc teraz przez dłuższą chwilę milczała, a jedynie wbijała uparte spojrzenie w twarz Blaine’a.
Uśmiechnęła się pod nosem, na moment zerkając na Georga, ale w tym uśmiechu wyjątkowo było zdecydowanie więcej smutku niż czegokolwiek innego. Zagryzła wargę i zawiesiła na nim spojrzenie. Bo pewnie zarówno Harvett jak i jego ptaszysko mieli rację, ale…
- To nie jest takie proste. – przynajmniej tak jej się wydawało. Panicznie bała się tego momentu, w którym to wszystko, całe jej dotychczasowe życie przestanie istnieć. A nawet inaczej… to całe życie, które odwróciło jej los przestanie istnieć. Znowu zostanie nikim – I jesteś pewien, że to ja sobie wybrałam tą wyjątkowo gównianą branżę? – nie zdążyła się ugryźć w język, gdy znowu spojrzała na dawnego przyjaciela, jednocześnie w bardzo bezpośredni sposób sugerując mu, że sam maczał w tym palce. Jasne… to ona znalazła sobie pracę w klubie, to ona wpadła na ten idiotyczny pomysł, że zostanie striptizerką – jakby miała szczególnie dużo innych życiowych opcji, prawda – ale nigdy nie wybił jej tego z głowy, a przynajmniej nie w momencie, gdy był jeszcze na to czas. Widział w tym swoją szansę i teraz z perspektywy czasu doskonale to rozumiała. Blaine wykorzystał ją tak jak wykorzystywali ją wszyscy inni mężczyźni w jej życiu.
- Ale pomijając to. Załóżmy, że bym go sprzedała… co miałabym robić? Czym miałabym się zająć? Zapominasz kim jestem, Harvett. Nie mam wykształcenia, nie mam doświadczenia… całe moje życie to ten klub. Gdy go sprzedam znowu będę nikim. Takim samym nikim jak byłam, gdy pierwszy raz do niego weszłam… ale z paroma zerami więcej na koncie. – tylko Darcy nie miała już najmniejszej ochoty wracać do bycia nikim.


Blaine Harvett

#1

: wt paź 14, 2025 10:25 pm
autor: Blaine Harvett
Spojrzał na nią z ukosa, gdy zapytała, czy naprawdę myślał, że sama z własnej woli wybrała tę gównianą branżę. Wziął głęboki oddech, gotów odpowiedzieć, ale zanim zdążył ułożyć w głowie choćby jedno sensowne zdanie, Darcy już mówiła dalej. Może i dobrze? Co chciał jej właściwie powiedzieć? Że schrzanił. To pewne. Ale jak sama wielokrotnie podkreślała – była dużą dziewczynką, więc nie uważał, że to tyko i wyłącznie jego wina. Gdyby wiedział, że aż tak wsiąknie w ten mroczny świat, oczywiście, że wybiłby jej to z głowy. Był jednak wtedy w zupełnie innym miejscu. Świeżo po akademii policyjnej, z głową nafaszerowaną ambicjami i chęcią zemsty za śmierć najbliższej mu osoby. Zdrowy rozsądek raczej nie był wtedy głosem w jego głowie, bo niczym buldożer rozwalał wszystko na swojej drodze, byle tylko samemu wymierzyć sprawiedliwość.
Może i przyczynił się do tego, że wpadła w gangsterski światek, ale na pewno nie wpychał jej w ramiona Daniela.
Kiedy powiedziała, że jest nikim, jego serce zamarło. Naprawdę tak o sobie myślała? Naprawdę nie widziała, jaka była silna, błyskotliwa, jak potrafiła stanąć na nogi, nawet gdy wszystko wokół niej się waliło? Może to on zawinił, bo nie potrafił jej tego pokazać?
Nigdy nie byłaś nikim – wychrypiał, spoglądając na nią. Intensywnie. W tym spojrzeniu było wszystko, czego nie potrafił powiedzieć.
Nigdy nie był w tym dobry. W poważnych rozmowach. Zawsze uciekał w żarty, jakby w ten sposób chciał przykryć swoją nieumiejętność mówienia o uczuciach.
Jesteś głodna? – zapytał i odwrócił się w stronę szafek, sprawdzając, co ma do zaoferowania na śniadanie.
Znowu to zrobił. Uciekł od poważnej rozmowy.

Darcy Bowman

#1

: wt paź 14, 2025 11:14 pm
autor: Darcy Bowman
Oh, oczywiście, że nie uważała, że to była tylko jego wina. To w większości była jej wina, to ona znalazła klub, to ona wpadła na ten idiotyczny pomysł, a on to wykorzystał do własnych celów. Minęło wiele czasu zanim powiedziała dość i zrobiła to z zupełnie innych pobudek niż powinna. Jednocześnie zawsze uważała, że z ich dwójki on był tym… rozsądniejszym. Tym, który wielokrotnie wyciągał ją z kłopotów, więc dlaczego akurat wtedy zrobił na odwrót? Dlaczego tej jeden raz… wszystko musiało się zawalić. Ba! Dlaczego to teraz do nich wracało? Minęło tyle czasu, oboje byli innymi ludźmi, w zupełnie innych miejscach w życiu… dlaczego musieli to w tak idiotyczny sposób rozpamiętywać i rozdrapywać?
Wiedziała, że spędzenie nocy u Blaine’a nie było najlepszym pomysłem. Wpatrywała się w jego twarz, widziała to spojrzenie, a śmieszny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Nie powinien się w nią tak wpatrywać. I mówić jej takich rzeczy. Tak jak jej nie powinno tutaj w ogóle być. Czuła się tak bardzo zagubiona, tak bardzo rozdarta i jakby znowu znalazła się w szkole średniej, a bardzo nie chciałaby wracać do szkoły średniej. Chociaż… nie. Wtedy byłoby łatwiej niż teraz. Wtedy po prostu by go pocałowała, zdjęła majtki i rozłożyła przed nim nogi, dając się przelecieć na tym blacie obok pokruszonych krakersów Georga.
Może teraz wystarczyło zrobić dokładnie to samo?
- Jezu, nie… nie jestem głodna, Harvett. – na szczęście jej dylematy moralne zostały przerwane przez najbardziej przyziemne pytanie ze wszystkich przyziemnych pytań. Ściągnął ją tym na ziemię, ale jednocześnie zirytował… bo doskonale wiedziała, że to ucieczka – Nie będziemy razem jeść śniadania. Nie powinnam była w ogóle do ciebie przychodzić. Tak jak nie powinnam do ciebie dzwonić. Bo już nie mamy po szesnaście, czy nawet dwadzieścia lat… Bo już nie wystarczy, że przelecisz mnie bez zobowiązań, żebyśmy nie musieli za dużo rozmawiać. A nie rozmawialiśmy ze sobą od wieków i prawdopodobnie już się nie znamy. I nie wiem dlaczego to zrobiłam… zadzwoniłam, i przyszłam. I dlaczego teraz tak dużo mówię i tak się tym wszystkim przejmuję. – naprawdę nie wiedziała.
Chociaż nie miała szesnastu lat to czuła się dokładnie tak samo zagubiona.



Blaine Harvett