in my defence, i was left unsupervised
: pn wrz 29, 2025 5:57 pm
				
				— Nie, mamo, nic mi nie jest. Nie musisz przyjeżdżać. — Westchnął z frustracją, szurając butami o laminowaną podłogę, bo jego szpitalne łóżko było zdecydowanie zbyt niskie, by mógł pomachać stopami w powietrzu i nie był pewien, czy ta niemoc w spożytkowaniu nadmiernej energii w taki sposób, jaki chciał, była główną przyczyną jego niezadowolenia, czy może jednak głos jego nadopiekuńczej matki, próbującej go przekonać, że jej obecność w szpitalu była niezbędna, by wyzdrowiał z tych kilku zadrapań i skaleczeń.
— Tyle razy ci mówiłam, że motory są niebezpieczne, a ty swoje.
— Tak, wiem, niby dlaczego go-
— Zaraz tam będę, Lowell.
— Nie no mamo nie przyjeż- — Dźwięk zakańczanej rozmowy sprawił, że Wolfie skrzywił się i odrzucił telefon na łóżko, po chwili zaciskając palce na szorstkim szpitalnym prześcieradle i zawieszając wzrok na pustej, smutnej ścianie przed sobą. Najchętniej wstałby i pochodził po sali, a najbardziej chciałby po prostu już wyjść, ale gdy był niezwykle odważny, gdy przychodziło do sportów ekstremalnych, tak absolutnie nie miał tej odwagi gdy miał się zmierzyć z surowym, niezadowolonym spojrzeniem starszej pielęgniarki, która pogadała mu coś o możliwym wstrząsie czy innych trzęsieniach mózgu i w ogóle zabroniła się podnosić, a on czuł, że nawet siadając stąpał po cienkim lodzie — o ile stąpanie siedząc w ogóle było fizycznie możliwe.
Drzwi do sali się uchyliły, a on praktycznie rzucił się na plecy, lądując koślawo na materacu — z głową zwisającą po drugiej stronie łóżka — i fatalnie udając, że leżał tak cały czas. Dopiero gdy zamek znów kliknął, a czyjeś buty zaszurały o podłogę, zdobył się na swój uśmiech do wciskania kitu numer trzy i powoli podniósł głowę, zaczynając swoją wymówkę jeszcze w momencie, gdy widział świat do góry nogami.
— Słuchaj Shawna, to wszystko przez ten wstrząśnięty niezmieszany mózg, wiesz? Chyba pomyliły mi się kierunki. Ty nie jesteś Shawna…? — Jego stwierdzenie szybko zamieniło się w pytanie, bo stojąca przed nim młoda dziewczyna ani trochę nie przypominała starszej pielęgniarki, co trochę go skołowało, ale nie mógł narzekać, nawet oddychając przy tym nieco z ulgą, bo nie wyglądała też tak, jakby miała mu odgryźć głowę za ten jawny akt niesubordynacji.
romy allerton
			— Tyle razy ci mówiłam, że motory są niebezpieczne, a ty swoje.
— Tak, wiem, niby dlaczego go-
— Zaraz tam będę, Lowell.
— Nie no mamo nie przyjeż- — Dźwięk zakańczanej rozmowy sprawił, że Wolfie skrzywił się i odrzucił telefon na łóżko, po chwili zaciskając palce na szorstkim szpitalnym prześcieradle i zawieszając wzrok na pustej, smutnej ścianie przed sobą. Najchętniej wstałby i pochodził po sali, a najbardziej chciałby po prostu już wyjść, ale gdy był niezwykle odważny, gdy przychodziło do sportów ekstremalnych, tak absolutnie nie miał tej odwagi gdy miał się zmierzyć z surowym, niezadowolonym spojrzeniem starszej pielęgniarki, która pogadała mu coś o możliwym wstrząsie czy innych trzęsieniach mózgu i w ogóle zabroniła się podnosić, a on czuł, że nawet siadając stąpał po cienkim lodzie — o ile stąpanie siedząc w ogóle było fizycznie możliwe.
Drzwi do sali się uchyliły, a on praktycznie rzucił się na plecy, lądując koślawo na materacu — z głową zwisającą po drugiej stronie łóżka — i fatalnie udając, że leżał tak cały czas. Dopiero gdy zamek znów kliknął, a czyjeś buty zaszurały o podłogę, zdobył się na swój uśmiech do wciskania kitu numer trzy i powoli podniósł głowę, zaczynając swoją wymówkę jeszcze w momencie, gdy widział świat do góry nogami.
— Słuchaj Shawna, to wszystko przez ten wstrząśnięty niezmieszany mózg, wiesz? Chyba pomyliły mi się kierunki. Ty nie jesteś Shawna…? — Jego stwierdzenie szybko zamieniło się w pytanie, bo stojąca przed nim młoda dziewczyna ani trochę nie przypominała starszej pielęgniarki, co trochę go skołowało, ale nie mógł narzekać, nawet oddychając przy tym nieco z ulgą, bo nie wyglądała też tak, jakby miała mu odgryźć głowę za ten jawny akt niesubordynacji.
romy allerton