the art of touch
: pn wrz 29, 2025 7:44 pm
				
				Zaprosił ją do siebie, bo dziadka akurat nie było w mieście, bo chciał jeszcze się z nią spotkać przed ślubem, ustalić i poodpinać ostatnie rzeczy, zanim przedstawi ją seniorowi. W klubie znowu byłoby głośno, sztywno, a tutaj mogli porozmawiać na spokojnie, mógł jej pokazać, co lubi dziadek. Dać jakieś wskazówki. A przede wszystkim to chciał ją sprawdzić, czy rzeczywiście mu nie ucieknie, kiedy na tym ślubie będzie musiała go pocałować, czy trzymać za rękę. Obawiał się, że mogłaby to zrobić. Chociaż... Romeo wciąż nie mógł jej rozgryźć, była zagadką, z jednej strony nie wstydziła się przed nim rozpinać guzików sukienki, z drugiej nie patrzyła mu w oczy, kiedy się do niej dostawiał, a z trzeciej mówiła, że się go brzydzi. I to chyba zapadło mu w pamięć najbardziej.
Miał się nie starać, nie ubrał nawet jednej ze swoich drogich koszul, nie wypryskał się perfumami o zapachu bergamotki. Nie ułożył nawet włosów, w mieszkaniu też panował jakiś taki nieład, rysunki porozkładane na biurku i otwarta butelka z czerwonym winem na kuchennym blacie. Miał zamówić coś do jedzenia, a zamiast tego...
Stał w kuchni i gotował włoski makaron, od czasu do czasu napił się wina, którym podlał też potrawę. Oparł się o blat, ubrany w zwykły tshirt i jeansy z dziurami, na bosaka, odgarnął do tyłu włosy i czekał. Czekał aż wino wyparuje z makaronu, a tak naprawdę to na nią, bo już powinna tutaj być.
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi zamieszał danie, wyłączył je i poszedł otworzyć.
Stanął w drzwiach z kuchenną ścierką przewieszoną przez ramię. Pierwsze co zrobił to zmierzył ją spojrzeniem, bo cały czas się zastanawiał czy dzisiaj założy coś zielonego. Na szczęście nie, uniósł jedną brew, bo zdecydowanie lepiej wyglądała niż wtedy w klubie.
- Skąd wiedziałaś, że dzisiaj dresscode to jeansy? Liczyłem, że znowu odwalisz się w jakąś ciekawą sukienkę - rzucił, bo chyba nie byłby sobą, gdyby tego nie powiedział, a później cofnął się, żeby wpuścić ją do środka. Zamknął za nią drzwi i wziął od niej płaszcz, bo Romeo mógł mieć odzywki na poziomie buraka, ale jednak dziadek uczył go dobrych manier, i czy chciał, czy nie, będzie musiał je uskuteczniać przy rudej. Zaprosił ją do salonu, który był otwarty i połączony z kuchnią, w ogóle dużo jasnej, otwartej przestrzeni. A pod ścianą kilka manekinów w tiulach pospinanych szpilkami, i szkice, szkice nowych sukienek, nad którymi siedział całe do południe, jedna z nich była zielona, taka jak ta którą miała na sobie Celeste w klubie. No nie taka, zupełnie inna, ale ta sama barwa, która współgrała z jej ognistymi włosami.
Celeste B. Salvaggio