Strona 1 z 1

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: pn wrz 29, 2025 11:16 pm
autor: Indie Caldwell
03
✩ ✩ ✩
Sprawa była dosyć prosta: albo miała pracę teraz, zaraz, albo miała problem.
Rozstanie z posadą w monopolowym nie było planowane i nadeszło szybciej niż Indie się tego spodziewała, co było tylko i wyłącznie jej winą. Ostatnio średnio poważnie podchodziła do czegokolwiek we własnym życiu, ze sobą i swoimi obowiązkami włącznie, więc była taka szansa — mała, oczywiście — że zdarzyło jej się parę razy na zmianę przybyć w średniej formie po poprzednim wieczorze albo zdrowo spóźniona. I tak jak z szefową relacje miała przyzwoite, tak nazbierało się tego trochę za dużo i w efekcie Indie została bezrobotna w losowy poniedziałek. W zdrowym rozsądku może i miała poważne braki, ale nawet ona rozumiała, że mimo że nie bardzo interesowała ją kariera w... no, w czymkolwiek, tak prawdę mówiąc, to jednak nie mogła pozwolić sobie na to, żeby odłożyć rozwiązanie tego problemu w czasie, o całkowitym zignorowaniu go nie wspominając.
Wywieszona na drzwiach kina kartka przykuła jej uwagę, bo zdradzała desperację. Wypisane Arialem na pomiętej kartce A4 "POSZUKIWANI PRACOWNICY!!!! info w środku" było szalenie obiecujące i brzmiało tak, jakby znalazła dokładnie to, czego potrzebowała — szefostwo wystarczająco zdesperowane, żeby zatrudnić kogokolwiek. I Bogu niech będą dzięki, po raz pierwszy od dłuższego czasu dopisało jej szczęście, bo przeczucie miała dobre i trafiła idealnie. Wystarczyła informacja, że wiedziała, jak obsługiwać kasę i robotę dostała właściwie z miejsca, razem z firmowym t-shirtem wątpliwego uroku i informacją, że zaczynała jutro rano. Miała zdrowo wypierdolone w to, gdzie dokładnie siedziała za kasą i czy wydawała resztę alkoholikom, czy studentom filmoznawstwa, bo tak czy inaczej nie była to jej wielka aspiracja, więc był to dosłownie najlepszy możliwy scenariusz, jaki mógł jej się przydarzyć. Serio, nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się z siebie tak dumna, bo załatwiła to po prostu mistrzowsko.
No i wykurwiście. Wreszcie coś po jej myśli, nie?
Kulturalnie nie spóźniła się na swoją pierwszą zmianę, fatygując się do wyjścia wystarczająco wcześniej, żeby w spokoju spalić peta i jeszcze zostać z niewielkim zapasem czasu, co trafiało jej się raczej od święta. Odpowiedzialny za oprowadzenie jej miał być niejaki Marv; Marv okazał się siedemnastolatkiem, którego zatrudnili trzy dni wcześniej od niej i nie miał zielonego pojęcia, że to na niego spadła ta odpowiedzialność, więc po mniej-więcej trzech minutach wymiany zdań doszedł do wniosku, że pójdzie po kolegę, który pracuje tu trochę dłużej. Przytaknęła mu, w ciszy odprowadzając go wzrokiem za jakieś drzwi, po czym z nudów obojętnym spojrzeniem zaczęła taksować wnętrze kina, wyłączając się trochę aż do momentu, w którym w końcu dotarł do niej dźwięk kroków.
Okej, wychodzi na to, że do piętnastej jesteśmy tylko we trójkę, więc Lucas Ci wszystko wyjaśni.
Nie ma opcji. Nie ma, kurwa, opcji.
Szanse były znikome, bliskie zera. A jednak — podniesiony momentalnie na dźwięk znajomego imienia wzrok natknął się na ostatnią osobę, którą chciała teraz spotkać. Żart. Jebany, nieśmieszny żart. Tak właśnie czuła się teraz na temat całego swojego życia, od początku do końca.
Chyba mnie chuj strzeli — wyrwało jej się w natychmiastowej reakcji, czego oczywiście szybko pożałowała. Oprócz tego, że nie było to jej wybranym sposobem na powitanie Lucasa, to przy okazji poważnie zbiło z tropu biednego Marva, na którego zaraz przeniosła swoje spojrzenie.
Um... Coś nie tak? Czy...?
Nie, sorry, wszystko świetnie, Marv. Naprawdę zajebiście.

Lucas Miller

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: wt wrz 30, 2025 7:50 pm
autor: Lucas Miller
007.
Lucas pracował w kinie już ponad rok. Zaczął swoją wielką ścieżkę kariery od sprzątania kibli, potem awansował na sprzątacza sal, by finalnie zasiąść w budce do sprzedaży biletów. Powiedzieć, że chłopak spełniał się w tej robocie, to jak nic nie powiedzieć. Kurwa, kochał to. Posadzić Millera za szybą przed ludźmi, to jak zaprosić ludzi z poczuciem humoru na stand up. Ile on się nagadał podczas sprzedaży tych biletów i popolecał filmów, to tylko on wiedział.
Przyszedł jednak taki czas w tej wielkiej karierze, by w końcu ponownie wspiąć się po drabinie zawodowej. Trochę też dlatego, że Roberto złożył wypowiedzenie, ale kierowniczka powiedziała mu, że zasłużył i tego właśnie postanowił się trzymać. I takim sposobem z kasjera dostał awans na popcormana. A tak serio to po prostu pracował za barem, ale praca za barem brzmiała nudno i sam Miller kazał nazwać się popcormanem. Tak też mówił wszystkim dookoła.
Swoje szkolenia przeszedł w trybie ekspresowym i nim się obejrzał już śmigał z kubeczkami, kręcił watę cukrową, sypał popcorn do wielkich pudełek i nawet miksował trochę drinków pod ladą, bo niby nie można było, ale jednak jak się ktoś ładnie uśmiechnął, to Lucas pozwalał.
Dzisiejszego dnia Marv poinformował go, że w końcu przyjdzie ktoś nowy na kasę na szkolenie, Niby mieli w zeszłym tygodniu nową dziewczynę, ale popłakała się już na pierwszej zmianie. Niestety, trafiła się bidulce zmiana podczas premiery nowego filmu Marvela i laska nie wytrzymała ciśnienia (oraz dzieciaków przebranych za fikcyjne postacie, skaczących jej po ladzie). Na Millerze nie robiło to większego wrażenia, ale wiadomo, niektórzy byli bardziej wrażliwi.
Nastawił właśnie nową porcje popcornu, dosypując kukurydzę wraz z kostką masła do maszyny, kiedy Marv krzyknął jego imię. Wcisnął jeszcze wielki, czerwony guzik i przebiegł w podskokach do holu.
I wtedy ją zobaczył.
Stała jak zwykle znudzona, z tym swoim nonszalanckim uśmieszkiem wyjebania, który znał aż za dobrze. Lucas skrzywił się, podczas gdy jego głowa trybiła co dokładnie się właśnie działo.
No kurwa, no nie.
Ciebie również miło widzieć — odpowiedział bezczelnie na tą jej uwagę i sam miał ochotę przewrócić oczami. Co to w ogóle była za reakcja? Podszedł bliżej i stanął tuż obok kumpla, zaglądając Indie w oczy.
Aa-ee, to wy się znacie? — Marv podrapał się po głowie i zaczął kręcić głową, spoglądając to na Indie to na Lucasa, trochę chyba nie do końca rozumiejąc w jakim gównie właśnie się znalazł.
No coś tam się znamy — Miller nawet nie przekręcił głowy, by mu odpowiedzieć. Wciąż przyglądał się Caldwell, zastanawiając w co pogrywała. Wiedziała, że tu pracował? Przyszła specjalnie? Czy był to czysty przypadek? — Ale nie za bardz—
No to świetnie! — szef zmiany klasnął w dłonie, przerywając mu w pół słowa. — W takim razie Lucas przejmie wszystkie obowiązki wprowadzenia — złapał Millera za ramię. — Zacznij od pokazania jej szatni, żeby mogła się przebrać — Marv coś tam mruczał pod nosem, chociaż szczerze mówiąc Lucas słuchał go jakby przez trzy ściany. Gdyby na niego spojrzał, pewnie wiedziałby, że szef zmierzył Indie wzorkiem, ewidentnie niezadowolony z jej aktualnego ubioru. Ale nie patrzył. Bo patrzył na nią.
Co ty tu robisz? — odezwał się w końcu, kiedy zostali sami na środku holu.

Indie Caldwell

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: śr paź 01, 2025 8:08 pm
autor: Indie Caldwell
No cośtam się znali, ale nie za bardzo. Całą siłę woli musiała włożyć w to, żeby nie skrzywić się perfidnie w reakcji na te słowa, ale nie miała wyboru, tym bardziej, że czuła jak nieustępliwe było spojrzenie Lucasa, już od dłuższej chwili wbite w jej osobę. Nie miała pojęcia, czego tak intensywnie próbował doszukać się na jej twarzy, ale nie czekało tam na niego wiele więcej, niż przemieszane z niezręcznością zaskoczenie — podobnie jak Marv, wyglądała tak, jakby niewiele rozumiała z zaistniałej sytuacji, równie tym zajściem zmieszana, co sfrustrowana. Bo jakim prawem, cudem kurwa jakim, kiedy miała czelność stwierdzić, że pierwszy raz od dawna coś wyszło jej dobrze, musiało stać się akurat to? Ze wszystkich możliwych rzeczy, wszystkich innych potencjalnych trudności albo niepowodzeń, które mogłyby jej się przydarzyć, serio...?
Najwyraźniej przeliczyła się myśląc, że nie było już niczego gorszego niż tamta pierdolona domówka i poranek po niej — pomijając astronomiczne poziomy zażenowania, które odczuwała na samo wspomnienie tamtego wieczoru, męczyło ją również poczucie winy już za sam fakt, że znów bez zapowiedzi pojawiła się w życiu Lucasa, nawet jeśli zrobiła to zupełnie nieumyślnie. Od tamtej pory myślała o nim więcej niż wypadało, ale było to trochę nieuniknione, bo kiedy tylko wydawało jej się, że pamiętała już wszystkie głupoty, których dopuściła się tamtego wieczoru, znikąd wracały do niej kolejne fragmenty urwanego filmu z jego udziałem, każdy gorszy i bardziej żenujący od poprzedniego; tylko utwierdzało to ją w przeświadczeniu, że od Millera należało trzymać się z daleka, teraz nie tylko z racji na jego ewidentny (i zrozumiały, umówmy się) brak zainteresowania odnowieniem kontaktu, ale również to, że było jej tak zwyczajnie, po ludzku wstyd.
Podobnie jak Lucas, niewiele zrobiła sobie ze słów kierownika, dopuszczając do świadomości tylko jakichś ich niewielki procent, ale dla przyzwoitości pokiwała na nie głową, bezmyślnie potwierdzając, że oczywiście zrozumiała, nieważne, że sama w sumie nawet nie wiedziała, co takiego. W pierwszej chwili z ulgą przyjęła fakt, że szefostwo zostawiło ich w spokoju, ale gdy tylko faktycznie zniknęło za rogiem, zrozumiała, że było to tak naprawdę przekleństwo, a nie — jak sądziła — błogosławieństwo, bo wcale nie miała ochoty zostać z Lucasem sam na sam.
No podobno pracuję — odpowiedziała wprost, wyjątkowo zupełnie niezłośliwie. — Kartkę mieliście na drzwiach. Wczoraj dosłownie, przechodziłam obok — wyjaśniła, palcem wskazując w stronę drzwi wejściowych, na których zastała to eleganckie ogłoszenie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że pytanie Lucasa brzmiało trochę bardziej jak zarzut niż pytanie, na co momentalnie zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co innego miałaby jego zdaniem tutaj robić. — Czekaj, czekaj. Chyba nie myślisz, że specjalnie tu za Tobą przylazłam? — odezwała się zaraz, szczęśliwie powstrzymując się przed bardziej dobitnym okazem własnego oburzenia. Nie przychodziło jej to bez znaczącego trudu, ale nie bardzo miała wybór, bo na pełną skalę jej reakcji naprawdę nie było teraz przestrzeni, nie jeśli podobno miała tutaj pracować. Nie pamiętała wszystkich obietnic, które w nędznych próbach naprawienia sytuacji złożyła mu w trakcie tamtej nieszczęsnej imprezy, ale znaczenie miała tylko jedna, ta, której Indie zamierzała dotrzymać — zostawić go w spokoju, tym razem już na amen. Była realnie gotowa trzymać się od niego z daleka już do końca życia, jeśli tylko takie było jego życzenie, nawet jeśli przeczyło to wszystkiemu, co podpowiadało jej serce. Nie miała w tej sprawie głosu, jakkolwiek by ją to nie bolało. — Powiedziałam Ci już przecież, że się odpierdolę, tak? — spytała, a ton głosu miała jakby mniej napastliwy, a trochę bardziej... urażony?

Lucas Miller

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: czw paź 02, 2025 5:31 pm
autor: Lucas Miller
Lucas nie chciał widzieć Indie z kilku powodów. Pierwszym był oczywiście fakt, że wciąż miał do niej żal o to, co zrobiła. Bo nie wyjeżdża się z miasta z dnia na dzień, pozostawiając wszystko za sobą bez słowa, pozwalając ludziom myśleć, że więcej cię nie zobaczą. Jemu pozwalając tak myśleć. O to wciąż był zły. Drugim powodem zaś była sama jej obecność. Bo Lucas nie potrafił tak po prostu egzystować w jej towarzystwie nie myśląc o tym wszystkim, co razem przeszli i jak podczas gdy te kilkanaście miesięcy temu ostatni raz spoglądał w jej oczy, patrzyła na niego z tak wielką miłością. I to ze wzajemnością. Nie umiał przyglądać się jej włosom bez wspomnienia jak jego palce bez pamięci plątały się w tych ciemnych końcówkach, gdy całował ją pod drzewem. I ten zapach.. Z tych właśnie powodów nie chciał jej więcej widzieć i wcale nie cieszył się na jej widok. Kurwa, gdyby wiedział, że to właśnie ona przyjdzie go zastąpić na kasie, byłby gotowy jebać na dwie zmiany, byleby tylko musieć spędzać z nią całej zmiany.
A co z twoją pracą w monopolu? — nie żeby praca w kinie była jakaś lepsza od monopolowego. Chociaż może trochę faktycznie była? Starał się o tym nie myśleć, ale jednak trochę go to zainteresowało, dlaczego zmieniała robotę. Wywalili ją? Czy może sama się zwolniła? Przyjrzał się jej dokładniej, a kiedy rzuciła tym tekstem o specjalnym zatrudnieniu się tam, gdzie on, Lucas aż prychnął. Głośno. Trochę za głośno.
Proszę cię — pokręcił głową z niedowierzaniem. — Raczej twoja renoma polega ostatnio na uciekaniu ode mnie, a nie przychodzeniu tam gdzie jestem — zajrzał w te jej błękitne oczy, w których kiedyś widział cały swój świat. — Czy się mylę? — zapytał, rzucając jej tym samym jakieś dziwne wyzwanie, na które chyba sam nie był gotowy usłyszeć odpowiedź. Dlatego też szybko skarcił się w głowię za to nadmierne zainteresowanie i wykonał dwa taktyczne kroki w tył.
Szatnia jest w tamtą stronę — ruszył przed siebie w odpowiednim kierunku, nawet ne moment nie odwracając się i nie sprawdzając czy szła za nim. Chociaż wiedział, że szła. Czuł jej obecność i te kwiatowe perfumy aż za dobrze.
Uchylił drzwi od pokoju pracowniczego. Nie było w im nic specjalnego — kilka szafek, dwie ławki, uszkodzone przekąski, które można było sobie opierdolić, stolik i kilka zgrzewek z wodą.
Możesz sobie wybrać którą chcesz z tych czterech — wskazał dłonią na odpowiednie półki, trochę niechlujnie machając ręką. — Jak już wybierzesz to zostaw w niej rzeczy, a ja zaraz przyniosę ci mundurek — przeszedł przez kolejne drzwi, gdzie na półce z milionem płynów, mopów i odkurzaczy leżały starannie zapakowane ubrania pracownicze. Każde pudło oznaczone było odpowiednim rozmiarem. Miller złapał to z naklejką M i zgarnął pod pachę dwa zestawy.
Wiem, że S by wystarczyło, ale pewnie chcesz mieć luźne — wzruszył ramionami, bo chociaż chciał udawać, że jej nie zna, to przecież znał. Znał ją kurwa na pamięć i dobrze wiedział, że nienawidziły obcisłych łaszków. Zawsze brała rozmiar większe, żeby było jak oddychać. Tylko kurwa czemu go to obchodziło i po co o tym mówił?

Indie Caldwell

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: pt paź 03, 2025 9:34 pm
autor: Indie Caldwell
Spodziewała się, że pytanie o robotę w monopolowym prędzej czy później miało paść, ale i tak nie do końca była na nie przygotowana, niezupełnie pewna, na ile miała ochotę przyznawać się Lucasowi do tego, że tej pracy nie rzuciła, tylko straciła. Nie świadczyło to dobrze ani o niej, ani o tym, jak wyglądały aktualnie jej priorytety, czy raczej ich porażający brak, więc zawahała się lekko przed udzieleniem odpowiedzi, zastanawiając się, czy był sposób na to, aby z tego pytania wyjść obronną ręką. No i nie było, tak poza cofnięciem się w czasie i podjęciem kilku lepszych wyborów, ale tego jeszcze zrobić nie potrafiła, niestety.
Nic — odparła zatem z lekkim wzruszeniem ramion, jakby było jej to zupełnie obojętne, ale z jakiejś przyczyny wcale nie czuła się z tą odpowiedzią dobrze, więc finalnie po krótkiej chwili ciszy jednak westchnęła cicho, kręcąc głową z czymś, co najłatwiej chyba było przyrównać do dezaprobaty, ewentualnie jakiejś łagodnej formy rozczarowania. Samą sobą, rzecz jasna. — Wyjebali mnie, też wczoraj — poprawiła się. Ewidentnie nie była z tego faktu dumna, ale jak zawsze nie życzyła sobie żadnej litości, współczucia ani innych nikomu niepotrzebnych okazów miłosierdzia, więc choć cała sprawa nie była jej ani trochę obojętna, zadbała o to, aby nie zdradzał tego jej ton. Nie miała najmniejszego zamiaru uzewnętrzniać się przed kimkolwiek, a już zwłaszcza przed Lucasem. Ani na ten, ani na jakikolwiek inny temat.
Nawet nie skomentowała jego prychnięcia, znów ograniczając reakcję do wymownego zmarszczenia brwi, którym wyraziła swoją dezaprobatę, ale kolejne słowa Lucasa prawie ją z tego względnego spokoju wyprowadziły.
Czy się mylę? Niewiele rzeczy było dla Indie trudniejszych od okazjonalnego ugryzienia się w język, ale to właśnie zrobiła — nie pozwoliła sobie odpowiedzieć na to pytanie, dobrze wiedząc, że pewnie odpyskowałaby jakąś głupotę i powiedziała coś, czego powiedzieć wcale nie chciała. Bo nie mylił się wcale, ale prawda uwierała w winne sumienie trochę za mocno, żeby przyjąć ją z honorem, tak więc najbezpieczniejszą możliwą strategią było nie dawać sobie szansy na wejście w zbędną dyskusję. Przysłowiowe zamknięcie mordy znacznie ułatwił fakt, że Lucas sam chyba jednak nie do końca był pewny, czy chciał ten temat podejmować — porzucił go prawie tak szybko, jak zaczął, w którymś momencie po prostu odwracając się na pięcie i ruszając przed siebie, za co Indie w duchu była mu w sumie ogromnie wdzięczna, nie mając pojęcia, ile wytrzymałaby zanim nieuzasadniony gniew odebrałby jej kulturę.
Bez słowa ruszyła za Millerem, przez całą trasę poważnie rozważając przerwanie całej misji. Nie było jeszcze za późno na to, żeby bezkarnie wymaszerować teraz z Fox Theatre i nigdy tutaj już nie wrócić; wręcz przeciwnie — był to najlepszy moment na zniknięcie bez jakichkolwiek konsekwencji. Tylko że naprawdę nie było ją na to stać, tak szczerze mówiąc, więc wbrew tym myślom dotrzymała kroku Lucasowi, starając się skoncentrować na tym, co mówił i pokazywał, a nie na... no, całej reszcie tego gnoju, która zajmowała jej myśli dużo skuteczniej niż głupia półka w socjalnym.
Okej — potwierdziła, że przyjęła, przytakując krótko zanim zgodnie z instrukcją zrzuciła swoje rzeczy na pierwszą lepszą z wolnych półek. Przy okazji spojrzeniem jeszcze raz obrzuciła całe pomieszczenie, rozglądając się z umiarkowanym zainteresowaniem zanim wzrok natknął się na Millera, który w międzyczasie znów pojawił się w progu pracowniczego.
Za wszelką cenę chciała (i zamierzała) zachować neutralność, ale nie mogła nie uśmiechnąć się blado w mimowolnej odpowiedzi na jego słowa. Dziwne. Strasznie, kurwa, dziwne — uciec tak daleko od samej siebie i swojej przeszłości, a teraz nagle znów mieć w swoim otoczeniu nie tylko kogoś, kto znał ją dobrze, ale kto jeszcze do niedawna znał ją najlepiej. Zbita z tropu podziękowała odrobinę półprzytomnie, po czym kiwnęła twierdząco głową, gdy Lucas zlecił przebranie się i obiecał zaczekać pod szatnią.
O jej powrocie jako pierwsze oznajmiło teatralne stęknięcie, z którym Indie opuściła pracowniczy, przebrana w cały ten pożal się Boże mundurek.
Wykurwiste te ciuchy, serio. Zawsze marzyłam o tym, żeby wyglądać jak pół dupy zza krzaka — podsumowała elegancko z śmiertelnie poważną miną, w międzyczasie otrzepując pomięty materiał tu i tam jakby miało to realną szansę na poprawienie sytuacji. — No dobra, już. Metamorfozę w Willy Wonkę z dyskontu mamy za sobą, pokazuj tą kasę czy inny chuj — poprosiła.

Lucas Miller

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: ndz paź 05, 2025 9:10 am
autor: Lucas Miller
Co mówiło się komuś, kogo wyjebali z roboty? Ano pewnie wydałoby złożyć jakieś kondolencje, powiedzieć, że smutno czy coś i może, że w takim razie nawet nie wiedzą, co tracą, ci co zwolnili. Tylko co Lucas mógł powiedzieć Indie? Bo na pewno nie żadne z tych rzeczy. Nie czuł się w obowiązku składania jej czegokolwiek, a tym bardziej, żeby okazywać żal, że ją wyjebali. Nawet jeśli gdzieś tam w środku faktycznie się tym przejął. Ale tylko na chwile. Na krótki moment. I finalnie nie powiedział nic.
Świetnie szła im ta komunikacja, nie ma co. On nie odpowiadał na jej słowa, ona ignorowała połowę jego. Jak tak dalej pójdzie, pod koniec zmiany będą komunikować się na spojrzenia albo nawet na siebie nie patrzeć i liczyć na siłkę telepatii. Bardzo zdrowo i rozważnie, jak na dorosłych ludzi w miejscu pracy przystało.
Kiedy oddał jej ten przeklęty mundurek, a ona uśmiechnęła się blado, Lucas pomyślał, że był to chyba pierwszy taki raz odkąd wróciła. Chociaż i tak nie był to jeden z tych szerokich i beztroskich, które lubił najbardziej. Wzruszył na niego ramionami i wyszedł z szatni, żeby pozwolić jej się przebrać. W międzyczasie oparł plecy o chłodną ścianę tuż obok drzwi i zagłębił się we własnych myślach, nawet nie zauważając kiedy wyszła. Całe szczęście jej niewyparzony język od razu złapał jego uwagę.
Przeniosł wzrok na mundurek i zlustrował ją od góry do dołu. Może faktycznie nie były to outfity najwyższych lotów, ale przecież zawsze mogło być gorzej. Mogli dać jej jedną z tych długich, czerwonych, jeansowych spódniczek. To dopiero byłby powód do płaczu.
Ciesz się, że kiecki nie dostałaś, bo podobno kiedyś mieli podział na płeć — a teraz przynajmniej każdy mógł mieć na sobie białą koszulę, spodnie z wysokim stanem i krawacik. Chociaż swoją drogą ciekawe dlaczego tak ujednolicili system? — A poza tym, wyglądasz dobrze — to powiedział bez większego pomyślunku, trochę jakby wyrwało mu się z ust, zanim mózg zdążył przetworzyć polecenie. Trochę nawet zdziwił się własnymi słowami, wiec szybko odepchnął nogą od ściany i ruszył przed siebie. Ponownie, zostawiając ją z tyłu. Trochę nieładnie, ale co zrobić?
Kasa w swoim czasie — przewrócił oczami. Już by chciała iść na kasę. Nic się nie zmieniła, narwana jak zwykle i z kompletnym brakiem cierpliwości. — Pierwsze trochę teorii. A no i tu są kible, jak coś — machnął jeszcze ręką po drodze, tak trochę jak od niechcenia, chociaż były to rzeczy najwyższej wagi, bo przecież potrzeby fizjologiczne były u podstaw Piramidy Maslowa.
Doszli do niewielkiego stołu, przy którym pracownicy często pili kawę w przerwie. Teraz nie było tam nikogo, jednie stos papierków na środku, tuż obok niewielkiej lampki.
Musisz to wszystko wypełnić i podpisać — oznajmił, oddychając z ulgą, że Marv zdążyła wszystko przygotować. Bo ostatnie co mu się chciało, to dymanie do biura, żeby zeskanować całą papierologię. — Jest tam też regulamin. Przeczytaj go i daj mi znać, czy masz jakieś pytania — wyjaśnił od niechcenia i sam rzucił się po jednej stronie loży. Przyparł plecy do ściany i wyciągnął telefon. Chociaż nawet go nie odblokował. Był za bardzo jety przyglądaniem się Indie z ukosa.

Indie Caldwell

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: pn paź 06, 2025 1:08 pm
autor: Indie Caldwell
Kieckę? Po moim trupie chyba — skwitowała zupełnie poważnie, bo bez względu na to jak bardzo potrzebowała pracy, nie było na świecie takiej siły, która mogłaby zmusić ją do codziennego noszenia takiego mundurka, nie za tą kasę. Stawki Fox Theatre może i były przyzwoite, ale nadal nie były nawet w połowie wystarczająco wysokie, żeby dać sobie za nie odebrać honor.
No ale przynajmniej podobno wyglądała dobrze.
Te słowa zbiły ją z tropu równie mocno jak samego Lucasa, bo ostatnią rzeczą, której się teraz po nim spodziewała były jakiekolwiek uprzejmości. Nie miała jednak okazji do tego, żeby zacząć je zbędnie roztrząsać — Miller w ruchu znalazł się szybciej niż zdążyła mrugnąć i po raz kolejny zostawił ją kilka metrów w tyle.
No to, kurwa, pogadane.
Tylko utwierdziło ją to w przekonaniu, że jakiekolwiek próby realnego komunikowania się od początku były skazaną na niepowodzenie stratą czasu i energii, a najlepszą możliwą strategią było nie odzywać się już wcale. Indie wróciła więc do swoich standardowych, domyślnych wyrazów zrozumienia i zgody: to pokiwała głową, to mruknęła twierdzące "mhm", zamykając wszystkie reakcje w możliwie jak najdrobniejszych gestach. Cicho liczyła, że może trochę usprawni to całe to pierdolone szkolenie i ukróci jej cierpienia, ale zastana na stole sterta papierów nie wskazywała na to, żeby cokolwiek miało iść dziś sprawnie.
Okropnie nie chciało jej się tego wszystkiego czytać, zwłaszcza ze zrozumieniem (a akurat wypadałoby), ale nadzór Millera nie pozostawiał jej w tym zakresie większego wyboru, więc znów nie zostało jej nic więcej niż po raz kolejny kiwnąć głową na znak zrozumienia, zająć miejsce i zacząć te papiery wertować. Nuda dogoniła ją jeszcze zanim zdążyła dobrze przeczytać pierwsze zdanie i nie byłoby to najmniejszym kłopotem, gdyby nie to, że Indie nie bardzo miała możliwość dać jej jakikolwiek upust — normalnie już dawno bajdurzyłaby na głos o dzisiejszym porannym horoskopie albo opracowanej po pijaku w zeszły piątek teorii spiskowej na temat Beyonce i Illuminati, bo to właśnie pierdoleniem trzy po trzy najchętniej umilała sobie chwile takie jak ta, ale Lucas nie był do tego najwłaściwszą widownią. Dobrze wiedziała, że nie chciał z nią rozmawiać, wobec czego te monologi, nieważne jak bardzo pasjonujące, należało zachować dla siebie i tak właśnie zrobiła, zdeterminowana, żeby nie odzywać się już niepotrzebnie.
I szło dobrze, serio. Dzieląc swoją uwagę pomiędzy czytany regulamin a własne abstrakcyjne myśli prawie dała radę całkiem zapomnieć o Bożym świecie, a przeszkodził jej w tym tylko i wyłącznie fakt, że czuła na sobie spojrzenie siedzącego naprzeciwko Millera. No i bingo — kiedy w końcu się zgięła i podniosła wzrok znad papierów, patrzył się nie na telefon, ścianę albo dosłownie c o k o l w i e k innego, tylko centralnie na nią. Może spod ukosa, ale nadal na nią.
No weź się tak już nie gap, bo przecież tremy zaraz dostanę — odezwała się, no bo przecież musiała, autentycznie rozsadzało ją po tych dwóch długich minutach ciszy i niezręczności. I pewnie lepiej byłoby darować sobie żarty, ale nie miała zielonego pojęcia, czym innym wypełnić pustą przestrzeń. A czymś musiała. Pilnie. — Jeszcze się nie daj Boże od tej presji pogubię i znów od początku będę musiała czytać, do usranej śmierci będziemy tak siedzieć — dodała pół żartem, pół serio, bo prawdą był fakt, że poczucie bycia obserwowaną ani trochę nie ułatwiało sprawnego przebrnięcia przez dokumenty, a nie miała najmniejszej ochoty tego procesu jakkolwiek wydłużać. Nie jeśli Lucas przez cały czas miał siedzieć obok. — Pilnujesz czy nie ściągam czy o co chodzi, co? — spytała wprost, bo inaczej po prostu nie umiała. Nie potrafiła siedzieć i udawać, że w niczym jej to jego świdrujące spojrzenie nie przeszkadzało.

Lucas Miller

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: śr paź 08, 2025 6:16 pm
autor: Lucas Miller
No niestety, z nową robotą już tak było, że trzeba było przebić się przez stos dokumentów, papierologii i podpisów, które równie dobrze mogły oznaczać, że oddaje się nerkę, bo kurwa powiedzmy sobie szczerze, że nikt o zdrowych zmysłach tego wszystkiego nie czytał. I szczerze? Lucas nie oczekiwał, że Indie faktycznie będzie miała to w planach. Ale musiał ją posadzić przy tym stole i poinstruować, co powinna zrobić.
Z początku faktycznie patrzył na telefon. Odpisał Charlotte na wiadomość z memem i przy okazji obczaił ten domek, który jej rodzice postanowili wynająć na halloween. Wyglądał naprawdę imponująco, chociaż tak szczerze, to Lucas już się ustawił z Claire i Lawem, że Halloween spędzi w Toronto. Powie jej w domu, nie przez SMSa. Tak, tak będzie najlepiej. Obejrzał jeszcze kilka postów na insta i jakoś tak nawet nie wiedział dokładnie kiedy, jego wzrok podniósł się na Indie.
Jej ciemne włosy jak zwykle opadały na twarz, sprawiając, że Lucas praktycznie z automatu chciał je poprawić i zaczesać za jej ucho. Do tego kiedy tak czytała z udawanym skupieniem, pewnie nawet nie zwróciła uwagi na to, że zaczęła przygryzać dolną wargę. Delikatnie ale wciąż. I Lucas tak siedział i na to patrzył. Chociaż nie powinien. Aż w końcu dostał za to reprymendę.
A gdzie niby mam się patrzeć, jak siedzisz dosłownie N A P R Z E C I W K O mnie? — przewrócił oczami, bo co ona sobie myślała? Że to tak celowo? No przecież to był czysty przypadek, a to, że się zapatrzył.. no to już trochę inna kwestia, ale zdecydowanie taka, o której ona nie musiała nic wiedzieć. Nie był jej winny żadnych wyjaśnień.
Kurwa, ale ty wiesz, że nie musisz tego czytać nie? — machnął ręką i cisnął telefonem na stół. Niechętnie i wyjątkowo leniwie odbił się od ściany przy której siedział i przysunął bliżej miejsca, w którym Caldwell miała rozłożone papiery. — Musze ci powiedzieć, żeby ś to przeczytała ale przecież nikt ci nie karze tego czytać. To chyba oczywiste? — uniósł spojrzenie. Błąd. Za blisko. — No po prostu to podpisz i możemy iść dalej — taktyczny krok w tył, a dokładniej przesunięcie się kawałek dalej na kanapie. — No chyba, że przeszkadza ci fakt, że mogą kiedyś sprzedać twoją nerkę za paczkę kukurydzy do popcornicy.

Indie Caldwell

i know if i'm haunting you, you must be haunting me

: wt paź 28, 2025 5:39 pm
autor: Indie Caldwell
A ja wiem? Gdziekolwiek przecież — skrzywiła się w odpowiedzi, wzrok przenosząc z powrotem na kartkę, ale teraz już w ogóle nie była w stanie przetworzyć ani jednego czytanego słowa, zbyt świadoma obecności Lucasa, żeby się skoncentrować, zwłaszcza na takich nudach. No nie mogła, ni chuj.
Nie mógł tak po prostu sobie tam siedzieć niezauważony, bo czego nie robiła aby to powstrzymać, spojrzenie samo jakoś podnosiło się znad papierów i zatrzymywało na Millerze. Nie na specjalnie długo — konsekwentnie upominała się, żeby się tak kurwa nie gapić — ale wciąż wystarczająco, aby okazjonalnie spotykać jego wzrok. I chociaż Indie tak nieustępliwie starała się pilnować, aby przypadkiem nie zagapić się na niego dłużej niż powinna, zdarzało jej się zapomnieć na chwilę albo dwie.
W przeciwieństwie do ich ostatnich dwóch spotkań, tym razem miała okazję przyjrzeć mu się dobrze, we względnym spokoju i bez poczucia, że było to nie na miejscu. Nie przeszkadzały w tym nerwy czy szok, nie utrudniał tego też alkohol ani zmęczenie — tak na prawdę po raz pierwszy od bardzo dawna miała okazję, aby ten widok rzeczywiście przyswoić. Wyglądał doroślej, ale nie zmienił się wiele. I ona też chyba nie zmieniła się wiele, bo dosyć szybko zdała sobie sprawę z tego, że nawet po całym tym czasie potrafiłaby z zamkniętymi oczami i palcem w nosie odtworzyć te znajome rysy twarzy. Każdą zmarszczkę i dołeczek, odcień tęczówek — ten srebrnoszary błękit, który w świetle mienił się dokładnie tak, jak mieniła się spokojna tafla wody w słoneczny, letni dzień — albo nawet sposób, w jaki włosy opadały na czoło łagodną kaskadą i kręciły się przy końcach. Wszystko. Pamiętała wszystko, zupełnie tak, jakby od jej wyjazdu minęło nie więcej niż kilka dni. Nie tylko to, jak wyglądał. Pamiętała też jego bliskość, silne objęcia i to, jak bezpiecznie się w nich czuła; to, jak wtedy nad jeziorem zatrzymał się cały świat i na moment pozbawione znaczenia było cokolwiek, co nie było nimi. Pamiętała bijące od ciał ciepło, mokre od deszczu ubrania i dotyk, który w pamięci odcisnął się tak mocno, że czuła go na sobie do dziś. To, że przez chwilę miała dosłownie wszystko, czego tylko chciała.
I wreszcie też to, że wcale tego wszystkiego nie straciła, tylko oddała. Sama, dobrowolnie. Świadomie.
Więc przestała się patrzeć.
No wiem, że nie muszę, ale dopiero co mnie z jednej pracy wyjebali, z drugiej już nie mogą, zwłaszcza za jakąś przegapioną w tym gównie głupotę — westchnęła ciężko, bo najchętniej faktycznie machnęłaby na to ręką, ale w tej sytuacji czuła się zobowiązana, żeby spróbować podejść do tego wszystkiego z choćby szczątkowymi ilościami powagi. — Trochę by kurwa wypadało... — wymamrotała niepocieszona, bardziej chyba sama do siebie, zaraz jednak znów podnosząc spojrzenie z kartki na Lucasa, który znalazł się tuż obok, blisko. I nagle jakoś już jej nie zależało na tym, żeby być odpowiedzialną, a przynajmniej nie aż tak, jak zależało jej na tym, aby nie tkwić tu z nim sama dużo dłużej. — Dobra, chuj z tym — żachnęła się, wzruszając ramionami zanim dodała sobie otuchy ulubioną maksymą: — Jebać, jebać i się nie bać. — W imię tych świętych słów znacząco przyspieszyła tempo, w którym wertowała papiery, z każdą kolejną przerzuconą kartką czytając mniej i mniej. Niby cośtam z tego zatrybiła, ciężko powiedzieć ile, ale musiało wystarczyć. — Masz już ten wymarzony autograf, proszę Cię bardzo — poinformowała uroczyście po podpisaniu się wszędzie gdzie trzeba i przesunęła dokumenty w kierunku Millera. — No, to co teraz? Możemy już iść dalej, czy jeszcze coś Ci mam podpisać?

Lucas Miller