Strona 1 z 2

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: śr paź 01, 2025 8:03 am
autor: Percival Gardner
#1
Firmowe eventy miały to do siebie, że lubiły się przeciągać. Ten ciągnął mu się wyjątkowo długo. Od jednej rozmowy do drugiej, po kolejnego drinka – choć w jego przypadku zwykle bezalkoholowego – i najszczersze gratulacje nawiązania następnego znaczącego kontraktu, który podnosił kancelarii renomę; podwyższał zyski. O to przecież chodziło, prawda? O grube pieniądze. Coroczna konferencja, która za każdym razem odbywała się w innym mieście, była na tyle ważna, że po prostu nie dało się na niej nie być, o ile miało się na uwadze polepszanie zawodowych kontaktów. Tegoroczna przypadała na Toronto, więc jako przedstawiciele jednej z lepszych kancelarii w mieście, adwokaci z Philips and Gardner LLP byli niejako jej miejscowymi organizatorami. Zwłaszcza ci, którzy znaczyli więcej.
Powtarzał Georginie o tym wydarzeniu od przeszło dwóch miesięcy, podkreślając, że było naprawdę, ale to naprawdę ważne i oboje musieli się na nim pojawić. Po konferencji miała odbyć się uroczysta kolacja, a później jak zwykle czas na luźniejsze pogawędki i poobracanie się trochę w prestiżowym towarzystwie. Zabierał ją na każdą ważniejszą imprezę, czasami dosyć brutalnie twierdząc nawet, że była jego ślicznym dodatkiem – lepiej to zresztą wyglądało, gdy miał u boku swoją żonę, zamiast zjawiać się gdzieś w pojedynkę. Jeszcze przed porannym wyjściem z domu w biegu rzucił jej, żeby przyjechała do hotelu The Ritz-Carlton nieco szybciej, najlepiej przed większością gości. To właśnie tam wszystko miało się rozpocząć. Sam musiał pozałatwiać parę spraw przed wieczorem i nie zdążyłby jej zabrać, jechał na miejsce prosto z kancelarii.

Początek eventu zbliżał się nieubłaganie, a jej nie było. Ani kilkanaście minut przed, ani równo z wybiciem godziny szóstej po południu. Nie dzwonił do niej, nie chciał robić scen. I tak zbyt często zerkał w telefon, w myślach przeklinając nie tylko Gigi, ale i każdego, kto tamtego wieczoru zdecydował się spytać: „dzisiaj bez pięknej żony?”. Wysłał jej tylko jednego, krótkiego sms-a.
Percy
Gdzie Ty jesteś, do cholery?
Wiadomość...
W jednej z bocznych sali hotelu co chwila tracił zasięg, nie był pewien czy wysłana wiadomość w ogóle do niej dotarła. Fakt był taki, że nie przyjechała, a on opuszczając śródmieście myślał tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu. Dawno nic go tak nie wyprowadziło z równowagi. Działanie mężowi na nerwy ostatnimi czasy wychodziło Georginie doprawdy wspaniale.
Było już grubo po pierwszej w nocy, gdy wjechał na podświetlony podjazd posiadłości, chowając samochód do garażu. Najchętniej trzasnąłby drzwiami z impetem, ale to czarne BMW traktował czasem lepiej niż ludzi. Upewnił się tylko, że zamknął bramę i przez piwnicę wszedł do środka domu, przy okazji nerwowo ściągając z szyi krawat, który zaczynał go drażnić. Uderzył w niego znajomy, przyjemny zapach świeczek. Zapalone, lekko przyciemnione światło świadczyło o tym, że musiała być na dole. Intuicyjnie skierował się w stronę salonu połączonego z kuchnią.
Podszedł do potężnego stołu i rzucił na niego trzymany w dłoni krawat, od razu kierując wkurzone spojrzenie na Georginę. Musiał też zdjąć marynarkę, robiło mu się za gorąco. Ją też bezwładnie cisnął na mebel.
Gratuluję — syknął, opierając obie dłonie o blat. Nie przestawał na nią patrzeć. — Dobrze się dzisiaj bawiłaś? Ja świetnie. Zwłaszcza kiedy pytali mnie, dlaczego cię, do kurwy nędzy, ze mną nie ma — wycedził.

Georgina Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: śr paź 01, 2025 9:49 pm
autor: Georgina Gardner
Zazwyczaj tego nie robiła. Zazwyczaj grzecznie stała u boku męża, szeroko się uśmiechała i zabawiała rozmówców anegdotkami i miłym słowem. Szkolona od najmłodszych lat była doskonała w small talkach i potrafiła brylować w towarzystwie. Wiedziała z kim i o czym rozmawiać, pamiętała imiona, nazwiska i co studiowały dzieci, tych których byli naprawdę ważni. Wiedziała kiedy się śmiać z nawet nieudanych żartów, a kiedy lepiej ugryźć się w język niż powiedzieć o jedno słowo za dużo. Doskonale wiedziała, że była wartościowym dodatkiem do drogiego garnituru Percivala, a on oczekiwał jej towarzystwa. Tego konkretnego wieczoru zależało mu na jej towarzystwie. I to nie tylko dlatego, że wyglądała naprawdę dobrze w sukience, którą przyszykowała na tą specjalną okazję.
Miała zrobić jak zawsze, pojawić się na miejscu i wejść w tą doskonale wyuczoną rolę. Nie planowała tego nieposłuszeństwa od miesięcy, tygodni, czy nawet dni. Ubrała się, założyła szpilki, wybrała biżuterię i odpowiednie na ten wieczór perfumy, którymi spryskała te strategiczne punkty. Poprawiła ostatni raz warstwę pomadki na ustach, spojrzała na swoje odbicie w lustrze i coś w niej pękło. Starała się. Chciała zrobić to dla niego, zależało mu…
Ale jej przecież też zależało. Miesiącami przygotowywała ostatnią wystawę, dopinała każdy jeden jej szczegół i ekscytowała się tym jak dawno niczym innym, a jednak tamten wieczór spędziła bez Percy’ego. Nie przyszedł – jak zawsze. Więc dlaczego ona miała?
Zeszła na dół domu i już wiedziała, że nigdzie nie idzie. Tym razem zamierzała postawić na swoim i spędzić ten wieczór tutaj – w ciszy i spokoju. Sięgnęła po telefon i wyciszyła go, bo domyślała się, że prędzej czy później Gardner będzie próbował się dodzwonić. Nie miała ochoty z nim rozmawiać. Zamiast tego otworzyła butelkę białego wina, nalała go do kieliszka i opadła na kanapę.
Było już późno, gdy dotarły do niej dźwięki świadczące o tym, że Percy wrócił. Siedziała akurat przy kuchennej wyspie. Ciągle w wieczorowej sukience, chociaż szpilki zgubiła gdzieś w salonie, ciągle w nienagannym makijażu chociaż już bez czerwonej pomadki… Obserwowała go i uniosła kieliszek do ust, nie zamierzała odzywać się pierwsza. A kiedy on to zrobił kącik jej ust drgnął wymownie w kierunku uśmiechu.
- Trzeba było powiedzieć, że pracuję… to moja stała wymówka, gdy ktoś pyta dlaczego ciebie przy mnie nie ma. – rzuciła spokojnie, wręcz chłodno i zsunęła się z wysokiego kuchennego stołka, podchodząc w kierunku jadalni i stołu, o który opierał się Percy – Byłoby to kłamstwo, ale ja przecież też w większości przypadków kłamię. Nie wiem, czy pracujesz, czy po prostu masz gdzieś to, co robię, bo nie zwykłeś się tłumaczyć. Nie oczekuj więc, że ja zacznę. – wbijała w niego uważne spojrzenie, nie odrywała od niego wzroku nawet na moment.


Percival Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: czw paź 02, 2025 1:26 am
autor: Percival Gardner
Tworzyli zgraną parę nie tylko w życiu – a z pewnością jeszcze jakiś czas temu – ale i na salonach. Wszędzie tam, gdzie pojawiali się razem, błyszczeli. Przyciągali wzrok i ludzi, którzy zdawali się do nich lgnąć. Może dlatego, że czasem wyglądali niczym wyciągnięci z sesji zdjęciowych dla modowych marek, a może po prostu potrafili rozmawiać. Oboje wiedzieli jak dobrze się ubrać, co się aktualnie nosiło, a czego nie; co powiedzieć, a co lepiej przemilczeć. Ona miała to wszystko w małym paluszku, od dawna. On musiał się tego nauczyć, wkraczając w świat śmietanki towarzyskiej, ale po latach obcowania z tymi ludźmi radził sobie perfekcyjnie. Pasował tam.
Nie miał wątpliwości, że i na tą okazję wybierze odpowiednią kreację, że jak zwykle go czymś zaskoczy, bo choć przywykł do jej piękna, za każdym razem odnosił wrażenie, że czasami tego zwyczajnie nie doceniał. Ale przecież… głośno by się nie przyznał.
Widok żony ubranej w wieczorową sukienkę, pijącej wino przy kuchennej wysepce jak gdyby nigdy nic, mimowolnie zdenerwował go jeszcze bardziej. I ten bijący od niej s p o k ó j.
Wyprostował się dopiero wtedy, kiedy podeszła bliżej stołu.
Powiedziałem, że musiałaś pilnie wyjechać — syknął znowu.
Podciągnął rękawy czarnej koszuli, która nie przypominała już idealnie wyprasowanej jak z rana. Słuchał jej i niedowierzał. Pokręcił głową z poirytowanym prychnięciem.
Pracuję i doskonale o tym wiesz — wtrącił nieco głośniej, bo cała ta sytuacja wydawała się dla niego niedorzeczna. Przecież prosił, przypominał, że to dla niego ważne. Czy naprawdę wymagał tak wiele? — Więc o to chodzi, tak? — Zaśmiał się ironicznie.
Ominął stół i jej sylwetkę, ruszając w kierunku barku, który znajdował się w rogu salonu. Wyciągnął z niego stary, amerykański bourbon wraz z tumblerem i wrócił do kuchni. Przez chwilę milczał, zaciskając tylko szczęki.
Jeden z najważniejszych wieczorów w tym roku a ty postanowiłaś, że akurat dzisiaj tupniesz nóżką. Zajebiście ci się, kurwa, udało. Pełna klasa, kochanie. — Głos miał wściekły, gdy wreszcie się odezwał. Butelka stuknęła o marmurowy, ciemny blat. Odkręcił ją i nalał do szklanki alkoholu. — Przyjechali wszyscy. Wszyscywpływowi, o których mówił i opowiadał od miesięcy. — Jeżeli myślisz, że twoje wystawy są od tego ważniejsze, to przejrzyj, kurwa, na oczy. — Musiał być doprawdy wkurzony, skoro słowo „kurwa” robiło co kilka zdań za przerywnik wypowiedzi. Upił łyk bursztynowego płynu, czując specyficzne pieczenie w gardle. Dopiero w tamtym momencie przypomniał sobie o ostatniej sytuacji, na którą i tak machnął ręką. Miał być na organizowanej przez nią imprezie, ale oczywiście go nie było. — Nudzisz się? Chyba że to chwilowy bunt. Nie? Albo okres. Terapia nawala? Może powinienem poszukać ci lepszego specjalistę, co?
Wbijał w nią mini szpileczki, dobrze o tym wiedział.

Georgina Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: sob paź 04, 2025 5:18 pm
autor: Georgina Gardner
Do tej pory też tak uważała – tworzyli naprawdę zgraną parę. Jednak im dalej to szło, tym bardziej im się to rozjeżdżało, a ona coraz częściej to widziała. Czy żałowała? Tak. Czy tęskniła za tym, co mieli jeszcze chwilę temu? Bardzo. Czy jednak zamierzała udawać i dalej pozwalać robić z siebie idiotkę? Zdecydowanie już mniej. Znała świat, w którym się obracali, nie była dziewczyną, która weszła do niego przez przypadek i może dlatego widziała w nim zupełnie inne rzeczy niż widział Percy. Może dlatego lubiła z niego czerpać, ale nie zamierzała zaprzedać mu swojej duszy, co on najwyraźniej robił. I to nie był mężczyzna, za którego wyszła… a przynajmniej wtedy dużo lepiej to ukrywał. Był ambitny, pełen zapału i pracowity – ale to były cechy, które przecież podziwiała, nie było w tym nic złego. Nie przypuszczała, że przerodzi się to w taką… obsesję.
Obserwowała każdy jego ruch, każdy gest, oceniała zachowanie i sunęła spojrzeniem po twarzy, starając się jak najwięcej z niej wyczytać. Był zły, tego nawet nie próbował ukrywać. Ale czy wiedział dlaczego to zrobiła? Czy cokolwiek do niego docierało?
- Są ważniejsze… dla mnie są ważniejsze. – dodała spokojnie – A poza tym… zaczynasz brzmieć jakby coś zależało od mojej obecności na twojej prawniczej imprezie. – on przeszedł do kuchni, ona została przy stole. Oparła się o niego pośladkami i na wyprostowanych z tyłu rękach. Jednocześnie dalej uparcie wwiercała się w męża spojrzeniem. Czy wypiła za dużo wina? Czy może faktycznie się nudziła? Jednak cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał jej, żeby przesuwała granicę dalej… chciała go wkurwić – Jakbyś nie był w stanie poradzić sobie sam. Jakbyś mnie potrzebował. Nieprawdopodobne… – zakpiła, wywracając oczami – I wręcz przeciwnie… moja terapia ma się doskonale. Może powinnam dać mu podwyżkę! W końcu zaczęłam zauważać rzeczy, których nie widziałam wcześniej… i przestałam robić rzeczy, których robić nie chce. – czyli na przykład nie chciała iść na dzisiejszą imprezę. Nie chciała być dodatkiem do jego drogiego garnituru. To, że jej potrzebował odrobinę łechtało jej ego, ale jednocześnie wiedziała, że on i tak nigdy by się do tego nie przyznał… nie zaszkodzi jednak spróbować, prawda?
Potrzebujesz mnie? – nie spodziewała się szczerej odpowiedzi. Czekała raczej na odbitą piłeczkę albo kolejny atak. Czekała jednak w całkowitym spokoju, siadając na blacie stołu, zakładając nogę na nogę i sunąc spojrzeniem za Percym.



Percival Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: sob paź 04, 2025 11:13 pm
autor: Percival Gardner
Percy którego znała potrafił docenić piękno sztuki.
Miał swoich ulubionych artystów, których dzieła wisiały nawet w ich okazałym domu; znał się na muzyce (bo to właśnie ona często ratowała go, gdy w zatęchłym, obskurnym mieszkaniu Gardnerów rozpętywało się kolejne piekło) i dostrzegał w niej coś, czego nie wszyscy dostrzec potrafili.
Miał zainteresowania, pasje. Smykałkę do przeobrażania każdego spotkania z nią w ciepłą niespodziankę, tak, by zrobiło jej się zwyczajnie miło. Nie potrzebował drogich prezentów, żeby go pokochała.
Miał serce i uczucia – przed nią nie bał się ich okazywać. Wpatrzony w tą kobietę do tego stopnia, że wygrywała nawet z jego ambicjami.
Percy którego widziała przed sobą wtedy, stojącego przy kuchennym blacie z tumblerem w ręku i wymalowaną złością w każdej zmarszczce na twarzy, był kimś, kogo chyba on sam powoli przestawał rozpoznawać. Tego właśnie pragnął? Jeżeli taka była cena sukcesu… zapewne tak.
„Są ważniejsze… dla mnie są ważniejsze”.
Oczywiście, że o tym wiedział. Zachowywał się jakby dawno zapomniał, a tak naprawdę wciąż pamiętał – bardzo, ale to bardzo dobrze. Uwierało go, że nie miał już tyle czasu (a może nie chciał mieć), żeby cieszyć się z jej osiągnięć razem z nią. Być częścią czegoś, co było dla niej ważne.

Po prostu… być.
Tęsknił za nią. Sądził, że się starał, że nie miała się o co wściekać. Guzik prawda. Wypierał myśli stawiające go w roli głównego winowajcy. Według siebie postępował słusznie. Przecież robił to dla n i c h.
Tu nie chodzi o to czy jesteś potrzebna, czy nie, bo świetnie radzę sobie samemu — rzucił sucho, nerwowym, powtarzalnym ruchem zataczając na blacie kółka trzymaną w palcach szklanką. Podjudzała go, cholera. — Wypadało, żebyś się pojawiła. Nawet bardziej niż ci się wydaje. — Bzdura. Potrzebował Georginy, ponieważ lubił, kiedy była obok. Potrzebował tego wsparcia emocjonalnie. — Wiesz, co powiedział twój ojciec? „Mam nadzieję, że to faktycznie ważny wyjazd”. — Roześmiał się. — Mogłaś od razu do niego zadzwonić i powiedzieć, że terapeuta sprowadza cię na ścieżkę światła, więc od teraz przestajesz angażować się w rzeczy związane z naszą kancelarią. Nie obeszłoby się bez kolejnej sceny, ale ty przecież uwielbiasz je robić. — Uniósł szkło do ust i wypił pozostałość płynu. Nalał sobie następną kolejkę. — Co takiego zaczęłaś zauważać, co? Powiedz. Oświeć mnie — dodał, łypiąc na nią spod ściągniętych brwi.
„Potrzebujesz mnie?”.
Tak, potrzebuję cię. Tak, kocham cię. Przestańmy się kłócić – w tamtym momencie nie przeszłoby mu to przez gardło.
Nie sprawdzaj mnie, Gigi — warknął zamiast tego, przecierając wierzchem dłoni wilgotne usta. — Od kilku miesięcy zachowujesz się jak zbuntowana nastolatka. Wyrzuć to z siebie wreszcie. Czego ty właściwie chcesz?

Georgina Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: pn paź 13, 2025 2:46 pm
autor: Georgina Gardner
Wpatrywała się w niego uważnie. Nie uciekała spojrzeniem ani od niego, ani od nikogo innego. Nie bała się tej rozmowy, tej konfrontacji, ani nawet konsekwencji, które mogła za sobą nieść. Wpatrując się w męską sylwetkę w kuchni, wsłuchując się w każde jedno jego słowo… coś w niej pękło. Gdy klika godzin temu zapinała zamek wieczorowej sukienki nie zdawała sobie sprawy, że to może być tak ważny wieczór, że skończy się właśnie w ten sposób…
Nie miała szesnastu lat, żeby zastanawiać się nad tym, co wypadało. Zagryzła lekko wargę, żeby powstrzymać się przed komentarzem na ten temat. Przecież to wiedział… musiał wiedzieć, nie mógł być aż tak zaślepiony. A może jednak? Kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, gdy pojawił się temat jej ojca, a jeszcze większe rozbawienie naszło ją w momencie, gdy Percy wspomniał o naszej kancelarii. Teraz już się nie powstrzymała – wymownie wywracając oczami. Naprawdę…
- To nie byłaby wasza kancelaria, gdyby nie ja, Percy. – odezwała się w końcu, nadal nie odpuszczając i nie odrywając od niego spojrzenia – Myślisz, że dałby ci szansę, gdybym go o to nie prosiła… gdybym nie błagała, żeby zauważył twoje poświęcenie, ciężką pracę i zaangażowanie? Gdybym nie powiedziała mu, że na to zasługujesz? Byłam taka głupia, bo to był moment, w którym to wszystko się skończyło. – może nie od razu, może nie jak za dotknięciem magicznej różdżki, ale doskonale wiedziała, że to był przełomowy moment ich relacji, który był tak naprawdę początkiem końca. Momentem, w którym straciła człowieka, w którym się zakochała – Wspominasz mojego ojca jakbym była mu coś winna… jakbym musiała się przed nim tłumaczyć, a tylko ty się tym przejmujesz. Tylko tobie zależy na jego uznaniu. Stałeś się taki sam jak on… jesteś nim. – wyrzuciła wreszcie z siebie to, co od dłuższego czasu w niej siedziało, ale czego nie chciała powiedzieć na głos. Nie chciała tego wyznać głównie sama przed sobą, bo łamało jej to serce. To nie był człowiek, którego pokochała. Stał się wszystkim tym, czego tak całe życie nienawidziła. Przejmował się tym, co wypadało i jak ludzie go widzieli, albo oceniali.
Więc wiesz, czego tak naprawdę chcę? – zapytała, ale nie czekała na odpowiedź – Człowieka, którego znałam i kochałam. Który chciałby mnie u swojego boku, bo mnie kochał, bo lubił spędzać ze mną czas, a nie dlatego, że tak wypada.
Starała się zachować spokój, głos nadal nie zdradzał jej zdenerwowania, ale serce biło jej tak jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej, a palce zaciskała na krawędzi stołu tak mocno, że pobielały jej kostki. I nawet na moment w tym wszystkim nie oderwała od niego spojrzenia. Nie mogła i nie chciała… wbrew pozorom za bardzo jej zależało.



Percival Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: wt paź 14, 2025 9:50 pm
autor: Percival Gardner
Powiedziała coś, czego się spodziewał – przeczuwał, że w końcu padną podobne zdania. I chyba właśnie tego obawiał się najbardziej, bo jak bardzo by się nie starał i czego nie robił dla kancelarii, wiedział, że w jego sukcesie była też duża zasługa Gigi. Czy nie z tego powodu między innymi klęknął przed nią z pierścionkiem zaręczynowym?
„Myślisz, że dałby ci szansę, gdybym go o to nie prosiła…”.
Przestań — wtrącił. Nie chciał tego słuchać, ale ona ciągnęła dalej.
Życie dawało mu w kość i uczyło go na każdym kroku, że aby coś zyskać, trzeba było coś stracić. Znajomych, którzy nie pasowali do wyśnionego obrazka. Rodzinę, która ciągnęła go ze sobą na dno. Swoje „ja”. Dawno temu poświęcił całego siebie, żeby wspiąć się na wyżyny, bo… obiecał kiedyś małemu chłopcu, że jego życie się zmieni. Rozpadłby się na kawałki, gdyby tak się nie stało.
Nie jestem nim — rzucił głośno, znów między jej słowami. Kręcił głową z wymalowanym na twarzy niesmakiem. Przecież od dawna czuł, że się w niego zamienia. Nie mówiła niczego, czego sam by nie dostrzegał, a mimo to miał wrażenie, że oblała go właśnie kubłem lodowatej wody.
„…bo mnie kochał, bo lubił spędzać ze mną czas, a nie dlatego, że tak wypada”.
Nie łap mnie za słówka, do cholery — warknął, uderzając pięścią w blat, niespodziewanie i tak mocno, że zawartość w stojącej obok szklance niebezpiecznie zadrżała. — Dobrze wiesz, o co mi chodzi, jakie to ma dla nas znaczenie, dla mnie, kurwa — cedził słowa, wbijając w nią wkurzony wzrok. — I tak, tak właśnie w y p a d a ł o, wypada i będzie wypadać na każdym kolejnym, pieprzonym spotkaniu czy evencie. — Chwycił za szkło i wypił nalaną whisky jednym haustem. Nie powinien tyle pić, ale w tamtym momencie było mu wszystko jedno. Mógłby wypić i całą butelkę. — Pracowałem na to wszystko od dziecka. Nie masz pojęcia jak ciężko, bo żadna opowieść ci tego nie wyklaruje. — Ton miał nieprzyjemny. — Nie miałem bogatego tatusia, który starał się o moją przyszłość, nikt mnie nie pytał czy przypadkiem nie chcę iść na studia, dobrze zarabiać, mieć normalne życie — syknął, opierając się o kuchenną ladę i pochylając w jej stronę. — Może tego nie dostrzegasz, może nie chcesz dostrzec, ale nie doceniasz niczego, co w życiu dostałaś. — Niczego to za dużo powiedziane, choć uważał, że było w tym ziarnko prawdy. — Nie przejmujesz się tym? Nie zależy ci? Powiedz mu, że wcale tego nie chcesz. Domu za pierdolone miliony, samochodu, drogich ciuchów, błyskotek, wyjazdów. Oddajmy wszystko. — Nakręcał się albo to alkohol zaczynał robić swoje. — Powiedz, że kariera zabrała ci męża, który cię kochał, jakby teraz było, kurwa, inaczej. — Głos nieznacznie mu się załamał. — Powiedz, żeby mnie zwolnił. Tego właśnie chcesz?
Patrzył na nią z wściekłością, bólem, niedowierzaniem – nie potrafił być tak spokojny jak ona. Nie zamierzał wybierać między nią a tym, co robił. Kompletnie sobie tego nie wyobrażał. Ale mógł przecież chociaż próbować to pogodzić.
Kochałaś… — dodał jeszcze, bo zaczynało do niego docierać, że mówiła tak jakby… już go nie kochała.

Georgina Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: wt paź 14, 2025 10:46 pm
autor: Georgina Gardner
Wiedziała, że go raniła. Jednocześnie łamało jej to serce i nie potrafiła przestać. Nie potrafiła się po prostu zamknąć, przeżywać tego w ciszy i po swojemu, tak jak robiła to od dłuższego czasu. Możliwe, że to nie tylko jego wypita whisky brała w tym momencie górę nad tą rozmową. Rozmową…
Nie była pewna, czy można to było jeszcze tak nazwać. Drgnęła lekko, gdy pięść Percy’ego uderzyła o blat, serce zabiło jej mocniej, ale jednocześnie poczuła kolejną falę złości zbierającą się w jej ciele. On. Jakie to miało znaczenie dla niego. Jak ciężko on na to wszystko sobie zapracował. Zawsze chodziło tylko i wyłącznie o niego.
I każdą jedną komórką ciała czuła jak bardzo było to niesprawiedliwe… i jak bardzo ją to raniło. Zdecydowanie bardziej niż powinno. Sama nie rozumiała dlaczego akurat to ją tak bardzo ruszyło, że cały spokój poszedł w zapomnienie, a ciemne oczy Georginy zaszły łzami, których bardzo-bardzo nie chciała. Były jednak mieszanką złości i zranienia… i wypitego przez wieczór alkoholu, więc trudno było jej z nimi walczyć.
- Nie doceniam, bo całe życie staram się od tego odciąć. Dlatego nie zostałam prawnikiem, dlatego nie zajęłam ciepłej posadki w waszej kancelarii i dlatego nie ma dla mnie znaczenia, czy jest rozczarowany brakiem mojej obecności na jego imprezie. Doskonale wiesz… zawsze wiedziałeś. – jak bardzo próbowała żyć po swojemu, jak rozwijała karierę, którą grubą kreską odcięła od rodzinnych powiązań, jak zakładała firmę i jaka była dumna z każdego jednego zlecenia, każdej jednej udanej transakcji. Dzisiaj była samowystarczalna, nie potrzebowała ojca i jego nazwiska, a tym bardziej jego pieniędzy. Dom, samochody, ciuchy i błyskotki… nie potrzebowała do tego ojca. Oboje sami sobie na to zapracowali.
Kiedyś wydawało jej się, że Percival jest w tym wszystkim jej największym fanem… teraz nie potrafił poświęcić jednego wieczoru, żeby pojawić się na wydarzeniu, które było ważne dla niej. Miała żal i nawet nie próbowała go ukrywać. Był w jej spojrzeniu, gdy wreszcie zsunęła się z jadalnianego stołu i przeszła do kuchni, praktycznie całkowicie likwidując jakikolwiek dystans między nimi.
- Zrobiłabym to… gdyby nie to, że wiem, że byś mnie znienawidził. Bo nie wierzysz w siebie prawie tak samo jak nie wierzysz we mnie. – w to, że jego sukces i kariera wcale nie wymagały takiego poświęcenia, że wcale nie musiał wybierać, wcale nie musiał zamieniać się w kogoś, od kogo Gigi tak bardzo chciała się uwolnić.
Kochała.
Wpatrywała się w niego intensywnie, ważąc słowa… jakby sama się nad tym właśnie zastanawiała. Część jej chciała odpowiedzieć tylko głupim „nie łap mnie za słówka, do cholery” – powtarzając to, co sam jej chwilę temu rzucił w twarz. Ale wbrew temu, co o niej myślał… wcale nie była tak dziecinna.
- Kocham. Byłoby dużo łatwiej, gdybym cię nie kochała. Tej rozmowy też by nie było.



Percival Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: śr paź 15, 2025 7:50 pm
autor: Percival Gardner
On ciężko pracował, zarywając wolne wieczory i noce.
On starał się, żeby kancelaria trzymała poziom, gdy stary Philips podejmował ryzykowne decyzje.
On się poświęcał, on osiągał sukces za sukcesem, on piął się w górę, on, on i on

…zapominając w tym wszystkim, że była też ona.
Jej poświęcenie, determinacja, sukcesy. I wielka cierpliwość do człowieka, który przestał dbać o to, co ich łączyło.
Dostrzegł delikatnie zaszklone oczy, które wpatrywały się w niego z coraz bardziej widocznym bólem i nadzieją, że wreszcie zrozumie, o czym tak naprawdę mówiła, czego chciała.
Zawsze wiedział. Zanim poczuł do Georginy miłość, wiedział już, że nie należała do świata, do którego on sam pragnął należeć. Jedna sprzeczna, która go od niej odpychała, jednocześnie przyciągając. Właśnie to kochał w żonie najbardziej – niezależność, subtelną ekstrawagancję i artystyczny urok. Co się stało z mężczyzną, którym był kiedyś?
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wyszło z nich ani jedno słowo. Żadne potwierdzenie, żadne „wiem”, które świadczyłoby o tym, że się z nią zgadzał. Zamiast tego bujne brwi Gardnera ściągnęły się, tworząc między nimi widoczną zmarszczkę.
„Zrobiłabym to” zabolało mniej niż stwierdzenie, że w siebie n i e wierzył. Musiał się uspokoić. Wyszedł zza kuchennej wysepki i powoli do niej podszedł. Stanął na tyle blisko, że spokojnie mógł ująć jej buzię w swoje dłonie. Tak też zrobił.
Nie będę wybierał między tobą a nim… — mruknął, nachylając się nad nią. Wodził przez chwilę spojrzeniem od oczu po usta, aż wreszcie zatrzymał wzrok na oczach, których z tak bliska nie widział od dawna. — Ani tym wszystkim. — Pogładził jej policzek kciukiem. — Rozumiesz?
Spoglądał na Gigi o wiele łagodniej, niżeli wcześniej, ale w rysach jego twarzy wciąż dało się dostrzec napięcie i pewną złość. Znowu chodziło o niego.

Georgina Gardner

I don't need coffee when you raise my blood pressure like that

: śr paź 15, 2025 9:19 pm
autor: Georgina Gardner
Nie spodziewała się, że Percy całkowicie zminimalizuje dystans między nimi. Przynajmniej ten fizyczny, który do tej pory był im potrzebny prawdopodobnie po to, żeby zachować resztki zdrowego rozsądku, albo nie iść o jeden krok za daleko. Teraz jednak emocje opadły. Georegina poniekąd się poddała. Jej zaszklone oczy nie świadczyły o niczym innym jak właśnie o tym… złość, chęć tupnięcia nogą minęła i właściwie teraz sama już nie wiedziała, czego tak naprawdę chciała. Czego potrzebowała.
Kiedy sięgnął dłońmi do jej twarzy zadrżała. Dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, a jakiś cichy głosik z tyłu głowy podpowiedział jej, że wolałaby, żeby już nie mówił. Żeby wreszcie przestał mówić, bo nigdy nie dojdą do porozumienia… raz za razem słowa, które wypowiadali prowadziły do kolejnych nieporozumień.
Bo przecież nie chciała, żeby wybierał. Ba! Wolałaby, żeby w ogóle nie musiał się zastanawiać nad jakimkolwiek wyborem, żeby oczywistym było dla niego, że… chciał jej. Że zawsze wybierze ją. I w tej samej chwili uświadomiła sobie jak bardzo naiwna była, bo to się nigdy nie wydarzy i właśnie dlatego nie mogła kazać mu wybierać. Musiała to zaakceptować, chociaż spróbować, albo musiała odpuścić i przestać walczyć – szczególnie, że jej walka pozostawiała wiele do życzenia, a ona sama raczej przypominała szamoczącego się w klatce kanarka.
Nie chciała, żeby wybierał.
Chciała, żeby wybrał ją..
Nie odpowiedziała jednak nic. Zamiast tego zareagowała impulsywnie, zacisnęła palce na koszuli na torsie męża, przysuwając się do niego mocniej, wspinając na palce i sięgając jego warg. Pocałowała go z silnie bijącym sercem i całym mnóstwem emocji, które się w niej kłębiły. Smutek, złość, rozczarowanie… i to wszystko napędzane wypitym alkoholem, który szumiał jej w głowie. Możliwe, że to też był idiotyczny pomysł, ale najwyraźniej nie miała dzisiaj lepszych i właśnie dlatego zachłannie wpiła się w jego wargi, mając nadzieję, że jej nie odtrąci.



Percival Gardner