Strona 1 z 1

in the same direction

: śr paź 01, 2025 8:00 pm
autor: Miles W. Waits
- siedem -




Ile dni minęło?
Tydzień? Właściwe sześć dni i dwanaście godzin, odkąd Miles nie spotkał się z Cece, tak, liczył. W międzyczasie spędził czterdzieści osiem godzin na przesłuchaniu jednego dupka, który według niego zamieszany był w handel ludźmi. Potem byli z Pilar w Trzech świnkach na bardzo ważnej akcji, a później jeszcze z Blainem na kolejnej i z Teddy w knajpie.
Dużo się działo, więc nic dziwnego, że Miles naprawdę nie miał czasu dla Cece. Chciał mieć, ale kiedy wracał do domu nad ranem to nie miał serca jej budzić, bo wiedział, że za kilka godzin będzie musiała wstać, on zresztą też. Łapał te kilka godzin snu, które mu się trafiło, co do minuty. Wstawał równo z budzikiem, a kiedy mył zęby przed wyjściem do pracy, to wyglądał przez wizjer na korytarz, czy przypadkiem ona też nie wychodzi. Wiedział, że najprawdopodobniej już jej nie było. W konnych przynajmniej ten czas pracy był jakoś bardziej normowany, tutaj nie, tutaj trzeba było korzystać z każdej okazji, żeby przybliżyć się do rozwiązania śledztwa. Z jednej strony było to ekscytujące, bo Miles lubił taki tryb pracy, kojarzył mu się ze starymi, dobrymi czasami, kiedy rzeczywiście więcej pracował w terenie, prowadził więcej śledztw. A od jakiegoś czasu, od rozwodu właściwie trochę wypadł z obiegu, na szczęście miał jeszcze swoje sposoby i swoich informatorów. Z jednej strony odżył, kiedy wreszcie coś się działo, z drugiej umierał... Ale to było spowodowane tym, że tak długo nie widział swojej sąsiadki.
Kiedy wchodził do swojego mieszkania po zmianie, z sześciopakiem piwa i jakimiś zakupami, to patrzył na jej drzwi, jakby z nich chciał coś wyczytać, czy ona jest w środku, czy jej nie ma...
Miał zapukać od razu, ale wtedy zadzwonił mu telefon, więc wszedł do siebie, żeby w spokoju porozmawiać. Spojrzał na zegarek, Cece była jeszcze w pracy, na pewno jeszcze jej nie ma. Poszedł pod prysznic, rozpakował torby z zakupami. Może już wróciła?
Wyjrzał prze wizjer, ale żadnego ruchu na klatce. Nabrał powietrze w płuca, a co jeśli nie chciała go widzieć?
Mogła wcale nie chcieć, bo ich ostatnie spotkanie nie było... Z jednej strony było. Bardzo przyjemne, ale ta rozmowa, Miles trochę nie wiedział, jak ma ją interpretować. Ile czasu jej dać? Czy to już było wystarczające? Wyszedł na korytarz i miał iść do Cece, zapukać do jej drzwi i stać tak długo, aż go nie wpuści. Ale zamiast stanąć przed nimi, zamiast odbić się od klamki, to stanął przed Cece, a właściwie to ona odbiła się od niego, kiedy na nią wpadł. Albo ona na niego? Zareagował szybko i złapał ją za łokieć, pomógł utrzymać jej równowagę. Nie zabrał palców, wciąż zaciskał je na jej łokciu, jakby nie chciał jej puścić, bo może wtedy mogłaby znowu uciec?

Cece Marquis

in the same direction

: śr paź 01, 2025 11:13 pm
autor: Cece Marquis
Miles W. Waits

Sześć dni i dwanaście godzin.
Cece tak bardzo tego nie liczyła. Dla niej od ich ostatniego spotkania mijał równo tydzień. Bała się tych słów wypowiedzianych ich wspólnej nocy. Nie chodziło jej o własne wątpliwości. Tylko o te które powinny pojawić się w jego głowie. Przecież półtora tygodnia temu wydzwaniał do swojej byłej żony, a ona była u niego. Dla niej ta sprawa wydawała się jasna. Wciąż darzył ją uczuciami, a ona nie chciała się wtrącać między nich. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, postanowiła się zdystansować. Bała się zranienia. Zostawienia jej, gdy całe serce będzie gotowa mu przekazać.
Kierowała się jednym ważnym przysłowiem.
Daj odejść, a jeśli wróci, znaczy że Cię kocha.
Ten tydzień był dla niej prawdziwą udręką. Codziennie spoglądała przez wizjer, mając nadzieję, że finalnie go zobaczy. Będzie szedł ze sześciopakiem. Ona wtedy uniesie delikatnie kąciki ust i będzie nim cała oczarowana. Więcej nie potrzebowała do szczęścia. Po prostu potrzebowała go zobaczyć, chociażby przez ułamek sekundy. Wieczorami siadała przy ścianie, zastanawiając się, czy nie zadzwoni do byłej żony, czy ona się u niego nie zjawi. Za to panowała u niego nieznośna cisza.
Po tygodniu pękła. Ugotowała tę zupę pomidorową, nad którą od dawna siedziała przy garnkach. Długo zastanawiała się, co powinna dokładnie zrobić. Finalnie zrobiła wszystko, by wyszło idealnie. Zupa. To mogła być idealna wymówka, by móc go zobaczyć, a jak nie... to zostawiłaby ją pod jego drzwiami. Tak, to był plan. Nawet zdążyła porozmawiać z Krysią i przeprosić ją za imprezę sprzed tygodnia. Emerytka patrzyła na nią podejrzliwym wzrokiem. Jakby czuła, że ją okłamywała. Mogło tak być, bo ona wtedy myślała już o tej zupie. Z wielkim machnięciem otworzyła drzwi od własnego mieszkania, miała już zrobić krok, a wtedy zobaczyła go.
Serce zabiło jej mocniej, a nogi odmówiły współpracy. Dobrze, że ją chwycił. Czuła to narastające napięcie. Bała się spojrzeć mu w oczy, jakby czując wyrok. Wolał ex-żonę. Była na ten temat przekonana. Namyślił się, by właśnie to jej powiedzieć. Uśmiechnęła się nerwowo, a na jej twarzy pojawił się rumieniec. Zdążyła zmyć z siebie, ubrać dłuższą koszulę, która ukrywała krótkie spodenki i na nowo był przed nią.
Zrobiłam pomidorową — powiedziała tylko krótko, wpatrując się w jego niebieskie tęczówki. Próbowała wyczytać z nich coś więcej. Kurczowo trzymała różowy plastikowy pojemnik z zupą. Czy ten czas mu starczył, by poznać odpowiedź? Musiał być pewny, czego właściwie chciał.

in the same direction

: czw paź 02, 2025 6:09 pm
autor: Miles W. Waits
Puścił ją w momencie, w którym się odezwała, ale nie dlatego, że chciał jej pozwolić odejść, po prostu uświadomił sobie, że nie może jej tak długo trzymać za łokieć, że to miał być tylko taki chwyt, który pozwoli jej utrzymać równowagę. Spuścił spojrzenie na jej ręce, na ten różowy pojemnik. Miała coś dla niego? To może jednak wcale nie chciała tego kończyć? A może chciała, żeby było jak dawniej? Bez tych silnych emocji, bez pocałunków, bez wyznań i bez gorących wieczorów?
Mogłoby być jak dawniej, nawet jakkolwiek, żeby tylko Cece była obok. Ale nie w swoim mieszkaniu, nie za drzwiami, tylko obok niego.
- Pomidorową? - zapytał i podniósł spojrzenie na jej oczy. Pomidorowa to była jego ulubiona zupa i już raz, albo dwadzieścia razy, o tym mówił Cece. Że królowa zup to pomidorowa.
- Z ryżem? - dopytał, bo z ryżem to już było mistrzostwo. Czuł, że Cece zrobiła tę zupę jednak z ryżem. Bo mimo, że ich relacja do niedawna to była taka bardziej sąsiedzka, to w tym czasie też zdążyli się dobrze poznać. Sporo o sobie dowiedzieć, pogadać na tematy całkiem błahe, jak ulubiona zupa, czy ulubiona piosenka Britney Spears, ale też takie poważniejsze, że na przykład chcieliby mieć kiedyś dzieci, albo dom z ogródkiem. Tylko że wtedy jeszcze nie brali pod uwagę wcale tego, że razem.
Bo to razem pojawiło się stosunkowo niedawno. Bardzo niedawno, a do tego jeszcze zostało jakby zduszone zanim na dobrze się zaczęło rozwijać. Chociaż Miles tego nie chciał, tęsknił za Cece. Za Cece sąsiadką, ale i za słodką Cece, która tydzień temu siedziała w jego kuchni, w jego koszulce i pytała czy ma ochotę na drugą rundę.
Za tą Cece tęsknił chyba nawet bardziej.
Oparł dłonie na pojemniku, na jej rękach, tak, żeby nie mogła mu uciec i żeby po prostu chociaż przez chwilę poczuć jej ciepłą, gładką skórę pod opuszkami palców. Spojrzał jej w oczy i nabrał w płuca powietrze, bo musiał jej to powiedzieć.
- Cece, a czy już minęło wystarczająco dużo czasu? Czy już możemy o tym porozmawiać? - zapytał, bo miał nadzieję, że tak - i zjemy u mnie zupę? - no bo jednak najlepiej im się zawsze rozmawiało przy jedzenie - kupiłem też piwo - dodał, bo to też był zawsze taki wyznacznik ich szczerej rozmowy, albo dobrej zabawy, zależy w jakim byli humorze.

Cece Marquis

in the same direction

: czw paź 02, 2025 8:03 pm
autor: Cece Marquis
Miles W. Waits

Dlaczego ją puścił? Wzrokiem powędrowała za jego dłońmi. Denerwowała się na samą myśl tego, co się między nimi stanie. Z jakiegoś powodu drżała na sam jego widok. Jakby bała się wyroku, który nie do końca mógłby się jej spodobać. Czy coś dalej czuł do swojej ex żony? Może dlatego tak zwlekał z wizytą u niej. Nie była w stanie spać dniami i nocami, licząc, że zawita do niej.
Tak — kiwnęła głową. Ta zupa nie była przypadkowa. Pomidorowa z ryżem jego ulubiona. Tak samo jak najtańsze piwo, które pewnie kupił. Ona wolała owocowe o smaku mirabelki. Delikatne, ale potrafiło mocno kopać. Prawie jak to uczucie, które poczuła jego względem — twoją ulubioną, królową zup — ich wspólny żarcik. Znała jego upodobania, ulubione dania przygotowywała mu, gdy chciała wejść do niego po pracy. By móc przez moment poczuć się szczęśliwa. Wcześniej wydawało się to takie proste, błogie. Jednak miało w sobie coś skomplikowanego. Czuła jakby zakochała się w zajętym mężczyźnie.
Znów zadrżała, gdy ją dotknął. Tęskniła za jego ciepłem, dotykiem. Spojrzała w te jego piękne, niebieskie oczy ze swego rodzaju prośbą. Oboje dojrzeli do tego, by móc poważnie porozmawiać. Na pewno ona, bez tych wszystkich iskierek po seksie.
Tak, chyba powinniśmy — kiwnęła głową. Bała się tej rozmowy, jakby losy świata miały od niej zależeć. W ten sposób właśnie się czuła, serce biło jej mocniej i sama już nie wiedziała, co powinna począć — u mnie jest garnek, swoją porcję zjadłam, ale... — chcę spędzić z Tobą czas, to właśnie powinna mu powiedzieć. Zamiast tego usłyszał jednak krótkie — piwa się z Tobą napiję — odpowiedziała, unosząc na niego wzrok. Już mieli ruszyć w kierunku jego mieszkania. Szła jak na skazanie, a gdy otwierał drzwi, coś w niej pękło.
Nie był z nią z jakiegoś powodu, a ona czuła się bez niego okropnie.
Czuła się prawie jak Meredith Grey, gdy miała przekonywać Dereka, by wybrał właśnie ją.
Była tak samo zdesperowana.
Miles... — powiedziała, chwytając go jeszcze za rękaw kurtki — tęskniłam za Tobą — powiedziała słabym głosem, unosząc na niego wzrok. Całymi dniami zastanawiała się, czy on zdążył już podjąć jakąś decyzję.

in the same direction

: czw paź 02, 2025 10:11 pm
autor: Miles W. Waits
Uśmiechnął się patrząc jej w oczy, kiedy powiedziała, że zrobiła jego ulubioną królową zup, no bo Miles jej to powiedział kilka razy, żartowali sobie z tego i śmiali się nad pomidorową. Chciałby, żeby znowu tak było, żeby Cece robiła te obiady, a on mógł jej przynosić rano bułki. Tylko, że teraz wracał do domu o tych szalonych godzinach, ale może mógłby jej te bułki podrzucać w nocy, żeby miała na rano na śniadanie? Teraz o każdej porze dnia i nocy praktycznie można kupić świeże bułki. Może nie z tej piekarni na dole, ale mieli taką koło komisariatu, czynną całą noc.
Kiedy Cece powiedziała, że chyba powinni porozmawiać to odetchnął z jakąś taką ulgą, bo to chyba oznaczało, że już minęło odpowiednio dużo czasu.
- Wreszcie - powiedział zanim zdążył ugryźć się w język - to znaczy... To dobrze - zreflektował się, chociaż tak naprawdę to czuł to wreszcie, bo liczył te godziny bez niej, co do jednej. Znowu się uśmiechnął, kiedy Cece powiedziała, że napije się z nim piwa. Bo może jakby chciała go znowu spławić to by się nie zgodziła na piwo. To już był dobry początek.
- Mam też tosty, bo nie chciało mi się gotować - powiedział i chciał ją objąć ramieniem i zaprowadzić do tego swojego mieszkania, ale się zawahał, finalnie ruszył przodem i otworzył przed nią drzwi. Kiedy wypowiedziała jego imię to się zatrzymał i na nią obejrzał, bo brzmiało to groźnie. Miles... ale nie możemy? Miles chce rozwodu? Albo Miles dajmy sobie więcej czasu?
Odwrócił się w jej stronę, a gdy to powiedziała, to znowu odetchnął z ulgą, nawet nie zauważył kiedy sam wstrzymał powietrze.
- Ja też Cece, bardzo za Tobą tęskniłem - powiedział, a potem to już złapał ją za rękę, żeby ją pociągnąć za sobą do mieszkania. Zaprowadził ją do kuchni i posadził na kuchennym stołku, tym przy ladzie.
- Ale najpierw piwo - podszedł do lodówki, żeby wyciągnąć im po piwku, dla Cece miał uwaga... mirabelkowe. Odkapslował jej je i postawił na blacie, sobie otworzył to tanie puszkowe.
- I tost, ale poczekaj - odwrócił się na moment do szafki w kuchni, a potem postawił przed nią talerz, to nawet nie był tost, tylko chleb tostowy z serem zapieczony w mikrofalówce, ale... Miles namalował na nim keczupem krzywe serce i podsunął talerz Cece. W zasadzie jak nie mieli nic innego w lodówkach to robili czasem takie tosty, z uśmiechami malowanymi keczupem, ale dzisiaj było serduszko. Miles od samego początku, jak wyszedł na korytarz, to chciał ją zaprosić na te sercowe tosty.

Cece Marquis

in the same direction

: czw paź 02, 2025 11:27 pm
autor: Cece Marquis
Miles W. Waits

Wreszcie? Aż cała zadrżała. Ten tydzień wydawał się być jednym z mniej znośnych, które przeżyła w całym życiu. Nawet zerwania nie odciskały na jej sercu aż takiego piętna. Trudno było jej to zrozumieć. Nigdy nie była zbyt poważna, bardziej podpierała ściany w trakcie dyskotek. Miała wiele wad, a popełniała jeszcze więcej błędów. Mogła zgrywać mądrą doktorantkę, ale gdy chodziło o uczucia traciła jakikolwiek rozum. Jakby cała mądrość, którą zdobyła nie miała żadnego znaczenia. Po co mówiła językiem wątpliwości, skoro one bolały ją najbardziej, a Miles... był jedną z bliższych dla niej osób.
To tym bardziej przyjdę — odpowiedziała bez żadnego wahania w głosie, a jej oczy błyszczały ze szczęścia. Co prawda... bała się wyroku Milesa. Nie była osobą, która błagałaby drugą o bycie z nią. Nie taką, która prosiłaby o uczucie i relacje. Z drugiej strony chciała to zrobić. Ten tydzień bez Milesa był prawdziwą torturą. Samotność dawała jej znaki pierwszy raz od dawna. Chciała móc się bezpiecznie ukryć we wspólnym śpiewaniu One more time.
Miałam nadzieję, że... — zaczęła, ale pociągnął ją do kuchni. Przymknęła oczy, czując narastający stres. Dlaczego to nie mogłoby być takie proste? Mocno trzymała go za rękę, a w trakcie tej krótkiej wędrówki patrzyła tylko na jego dłoń... mogliby już tacy pozostać na zawsze — najpierw porozmawiajmy — bo mogła jeszcze zostać wyśmiana, albo odrzucona. Trudno było zadecydować, które mogłoby być lepsze. Żadne. Stęskniła się za nim. Jego głosem i tym rozmawianiem o pierdołkach.
Na lepszego sąsiada nie mogłam trafić — odpowiedziała, kiedy podał jej kanadyjską wersję fortuny mirabelki. Oczy jej zabłysnęły, gdy upiła z niej łyka. To się nazywał smak szczęścia. Felix felicis. Płynne szczęście — dziękuję Puchatku — odpowiedziała, gdy dostała tosta. Jak mogłaby mieć wobec niego wątpliwości? To nie był uśmiech przyjaźni. Tylko coś więcej i czuła to każda najmniejsza komórka jej ciała.
Ale musimy porozmawiać... — powiedziała poważnym tonem, zawieszając wzrok na Milesie. Nabrała powietrza w usta i jeszcze przez dłuższy moment mieliła zębami tego tosta, czując jak jakiś kamień ciąży jej na sercu — wiesz, że ten czas nie był dla mnie, a dla Ciebie? — dopytała, patrząc mu wprost oczy. Wzięła jeszcze kolejny oddech — jesteś pewien, że jesteś... gotowy, by zbudować coś nowego? — spytała od razu, nie mogąc już czekać na odpowiedź — bo... — nie dała mu czasu, by mógł coś powiedzieć — jak już przekroczymy do końca granicę, to już nie będzie odwrotu. Chyba nie przeżyłabym złamania serca przez Ciebie — ten tydzień był dla niej wystarczający, by mogła to sobie uświadomić.

in the same direction

: sob paź 04, 2025 11:27 pm
autor: Miles W. Waits
Dla Milesa też ten tydzień ciągnął się w nieskończoność, było dużo pracy, ale jeszcze więcej było myślenia o Cece, o tym czy jest już w domu, czy już z niego wyszła. A może czy nie ugotowała czegoś za dużo, albo czy zrobiłaby mu kanapki. Albo czy śpiewa Britney pod prysznicem, a jeśli tak to Toxic, czy Gimme more. Miles myślał też trochę o Cece pod prysznicem i o jej pocałunkach i o tym jaka jest gorąca, a jednocześnie tak słodka. Te wszystkie myśli prowadziły go do jej drzwi, ale o takich chorych godzinach, że dopiero dzisiaj to miało jakiś większy sens.
Skinął głową, na to, że tym bardziej przyjdzie. Chciał, żeby już przyszła, żeby wyjaśnili sobie to wszystko, albo się przyjaźnią, albo próbują, bo innej opcji nie dopuszczał. Chociaż ta pierwsza też była już jakaś mało wystraczająca.
- Możemy rozmawiać całą noc Cece - powiedział sadzając ją na krześle - najpierw zjedz tost, póki jest ciepły - uśmiechnął się, a kiedy nazwała go Puchatkiem to zrobiło mu się jakoś tak cieplej na sercu. Bo mu tego brakowało, nawet tego, żeby być jej Milesem Puchatkiem.
Usiadł w końcu na przeciwko niej na krześle, z tym swoim tanim piwem, pojemnikiem z zupą pomidorową i łyżką.
- Na to liczę, że porozmawiamy - stwierdził, bo jednak liczył też może trochę na to, że jak już porozmawiają, to się poprzytulają, ale najpierw trzeba było wyjaśnić kilka ważnych kwestii. Otworzył wieko pojemnika i powąchał tę zupę, którą mu przyniosła Cece.
- Pachnie wybornie - znowu się do niej uśmiechnął spojrzenie zawieszając na jej oczach. Słuchał jej wątpliwości, siedzą nad tą jej zupą, ze wzrokiem utkwionym w jej ciemnych tęczówkach.
- Jestem pewien, ale już byłem pewny tydzień temu i gdybyś nie uciekła to bym Ci to powiedział Cece - powiedział to od razu, bez wahania, bez wątpliwości. Był pewny, bo jakby nie był, to by tego nie robił. Miles nie był typem, który poszedł by do łóżka z kobietą, której nie jest pewny. Cece był. Chciał z nią budować coś nowego, coś co oprze się na fundamencie ich przyjaźni, ich sąsiedzkiego wsparcia, tego jak razem pili piwo, śpiewali karaoke i oglądali filmy, tego jak się śmiali. Ale też tego, jak spędzili razem noc, i jak to wszystko jednego wieczora się trochę zmieniło, a on wykasował numer Paige.
Teraz nawet przeniósł się, żeby się odciąć, żeby zacząć coś nowego, ale nie sam, bo on chciał zaczynać z Cece.
- Ale ja nawet nie wiem jak się łamie serca Cece - stwierdził, bo to był fakt, Miles nie był jakimś łamaczem serc. Całe życie z jedną kobietą, nigdy jej nie zdradził, starał się nie krzywdzić, a że później wyszło trochę inaczej... Długo walczył, żeby tak nie wyszło, ale w końcu się poddał. Teraz jednak nie zamierzał tak łatwo ustąpić. Patrzył na Cece czekając na jej reakcję, na to co ona mu teraz powie. Bo skoro on był pewny, ale ona miała wątpliwości?
Już sam nie wiedział.

Cece Marquis

in the same direction

: ndz paź 05, 2025 12:35 pm
autor: Cece Marquis
Miles W. Waits

Nie wiem jak ty, ale ja idę do pracy — odpowiedziała ciut niepewnym tonem. Finalnie, będzie musiała do niej wrócić, pójść spać, pracować. Ciągłe problemy życia dorosłego. Nikt nie chciał pracować, ale też bez pracy żyć by się nie dało. Choć chciała móc spędzić cały wieczór z Milesem, to nie wiedziała, czy będzie w stanie. Zwłaszcza jeśli miałaby zaraz dostać kosza, chociaż... się chyba na to nie zapowiadało — dobrze — ale ten test wcale nie smakował tak dobrze jak kiedyś. Jakimś wyczekaniem, którego nie potrafiła znieść. Nędznym uczuciem bycia niezbyt wartościową. W ten sposób by go nazwała. Potrzebowała tej rozmowy, bo nie była w stanie znieść samotności. Rozdzierała ją. Bała się zapukać do Waitsa, a... dawno nie spędziła bez niego tyle czasu. Może na początku znajomości, później widywali się co parę dni.
Starałam się, by Ci smakowała... — odpowiedziała, unosząc kąciki ust. Wiedziała już, jaka królowa zup musi być dla Milesa. Dla niej wydawało się to naturalne. Przygotowywanie mu posiłków i zastanawianie się, czy nie popełniła błędu w recepturze. Łatwa matematyka, nad którą mogła zapanować. Przynajmniej tak się jej wydawało.
Kiedy Waits zaczął mówić, otworzyła szeroko usta. Nie zamknęła ich szybko. Pierwszy raz zdała sobie sprawę, że ten tydzień... był nikomu niepotrzebną torturą.
To dlaczego mnie nie zatrzymałeś? — spytała ze słyszalną pretensją w głosie. Przecież mogli porozmawiać o tym wtedy, druga runda stałaby się rzeczywistością, a ona mogłaby wyczekiwać jego powrotów do ich mieszkań. Życie wydawałoby się wtedy łatwiejsze, pamiętała jego słowa. Może za bardzo dramatyzowała? Może za mocno doszukiwała się problemów, które tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia? Teraz zdała sobie sprawę, że... mogliby teraz szykować się na pierwszą, prawdziwą randkę — kiedyś będzie pierwszy raz... — a może już był? Nie potrafiła racjonalnie funkcjonować przez ten tydzień, kiedy go nie było przy nim. Nawet śpiewanie Toxic pod prysznicem straciło na radości. Porannych bułek już nie było, za to panowała dziwna samotność, od której chciała i potrzebowała uciec.
Miles, chyba... — zaczęła lekko zdenerwowanym głosem. Dalej jej wątpliwości wybrzmiewały w jej głosie, ale zdała sobie sprawę w ciągu tego tygodnia z jednej niesamowicie ważnej dla niej sprawy — jestem w Tobie zakochana — widziała go tylko w tych różowych barwach. Znała jakieś jego ograniczenia, ale one jak dotąd jej nie przeszkadzały. Za to doskwierała jej jego nieobecność. Tego uśmiechu, wspólnych żartów i beztroski, którą tak ochoczo jej oferował — przy Tobie nawet to najtańsze piwo jest jakieś lepsze — stwierdziła finalnie, próbując wyczytać coś z jego twarzy. Przysunęła się bliżej. Chciała wpaść w jego ramiona, ale czy ta chwila nie była dla nich zbyt piękna? Tak łatwo docierali do siebie, że to było zbyt piękne. Chociaż ten pierwszy etap miłości właśnie taki jest, prawda?
To czemu my się cały tydzień nie widzieliśmy? — spytała poważnie, bo właściwie... na co oni czekali? Mieli siebie nawzajem. Chcieli spróbować... więc niech próbują?

in the same direction

: pt paź 10, 2025 10:36 pm
autor: Miles W. Waits
On też szedł do pracy, a do tego teraz prowadzili to ważne śledztwo, ale... mógłby zarwać nockę rozmawiając z Cece. Zwłaszcza kiedy ta rozmowa miała być tak ważna, zaważyć na ich jakimś być albo nie być, przyjaźń, czy... kochanie?
Kiedy powiedziała, że starała się, żeby zupa mu smakowała, to uśmiechnął się szeroko, a później wziął się za tę zupę, prosto z pojemnika, rzeczywiście była wyborna. Taka, jaką Miles lubił, nic jej nie brakowało. A teraz w zasadzie jak Cece siedziała na przeciwko niego, to jemu też nie.
- Pyszna - uśmiechnął się do niej, między kolejnymi łyżkami, a jak już prawie ją kończył, to oparł łokieć na blacie, a głowę ułożył na nadgarstku. Chwilę patrzył na Cece ze zmarszczonymi brwiami i zastanawiał się, wyglądał trochę groźnie, ale w końcu się odezwał.
- Bo ja myślałem, że może Ty potrzebujesz czasu Cece, żeby się nad tym zastanowić, czy chcesz mnie, z tym wszystkim - z byłą żoną, która zawsze gdzieś tam będzie w jego sercu, może nie jako ukochana, ale jako osoba, z którą spędził dwadzieścia lat życia. Z przeniesieniem do innej jednostki i tymi długimi zmianami. Ze wszystkim.
- Może nie będzie? - zapytał i utkwił w niej niebieskie tęczówki, bo Miles to jednak nie umiał się kłócić, w związkach to on był bardziej jak ten Kubuś Puchatek właśnie, albo jakiś inny troskliwy miś, a nie łamacz serc.
Wbił spojrzenie w Cece, kiedy wypowiedziała jego imię, ale tego co powiedziała później to się wcale nie spodziewał. Uniósł obie brwi w lekkim zdziwieniu. Ale czy powinien być zdziwiony? Skoro on czuł praktycznie to samo? Tylko, że jeszcze nie potrafił tego tak ładnie ubrać w słowa. Otworzył usta, bo nie wiedział co powinien jej powiedzieć. Miles nigdy nie potrafił rozmawiać o uczuciach, a zwłaszcza kiedy one były jakieś takie świeże, delikatne, dopiero kiełkujące. Ale przecież z Cece obiecali sobie, że będą mówić sobie wszystko.
- Cece - wypowiedział jej imię, znowu patrząc prosto w jej duże, piękne oczy - ja... - Miles mielił te słowa, bo wiedział co chce powiedzieć, tylko, nie bardzo wiedział jak - bardzo się cieszę - chyba nie tak to miało brzmieć? To chyba nie o to chodziło. Miało być - ja też, w Tobie. Tak to powinien powiedzieć, bo to przecież czuł. Chociaż cieszył się też bardzo, uśmiechnął się od ucha do ucha. Ale Miles taki był, nigdy zbyt wylewny.
- To jest mirabelkowe, Twoje ulubione - odpowiedział na to tanie piwo, bo dzisiaj się postarał i chciał jej przypomnieć, że o niej myślał, że wiedział nawet jakie jest jej ulubione piwo. Złapał za swój stołek i przysunął się do niej, tak, żeby siąść obok niej, blisko, na wyciągnięcie ręki, którą zaraz jej oparł na nodze.
- Bo teraz mam dużo pracy i wracam do domu, kiedy Ty już pewnie przekręcasz się na drugi bok Cece - nad ranem, albo w ogóle w środku dnia, żeby się przespać - ale nie wiem... Może moglibyśmy, może łatwiej by było, jakbyś się tutaj wprowadziła? - wypalił nagle. Tak, Miles nie umiał powiedzieć, że jest w niej zakochany, ale potrafił jej zaproponować, żeby się do niego wprowadziła. Cały Miles.
Ale no chciałby móc wrócić do domu w środku nocy i się do niej przytulić, byłoby miło. Albo ugotować... No dobra, to jednak nie, ale na przykład kupić jej coś na wynos, co mogłaby sobie odgrzać po pracy, kiedy jego nie będzie i zostawić jej to na blacie ze słodką karteczką.
- Myślę, że jeszcze przez jakiś czas będziemy się mijać, a jak mieszkamy osobno, to już w ogóle trudno będzie się nam spotkać - wyjaśnił, żeby dobrze zrozumiała o co mu chodzi.

Cece Marquis

in the same direction

: pt paź 10, 2025 11:22 pm
autor: Cece Marquis
Miles W. Waits

Lubiła ten widok pełnego zadowolenia Milesa. W jej sercu robiło się ciepło, gdy widziała go zajadającego dania przez nią przygotowane. Przez żołądek do serca, prawda? W przypadku ich obojga się to zgadzało. On przynosił jej bułki, a ona robiła mu pełnowartościowe posiłki. Dbała o niego w każdym najmniejszym szczególe. Te posiłki stały się dla nich stałym rytuałem dnia. Jego nieodłączną częścią, którą trzeba było pielęgnować z każdym wręcz namaszczonym szczególe. Ciepło rozlewało się jej po ciele, kiedy tylko widziała go przed sobą. To wydawało się takie proste, normalne.
Było całkowicie odwrotnie — stwierdziła Cece, marszcząc przy tym brwi — bałam się, że nie jesteś gotowy, by budować nową przyszłość z kimś innym — nie po tylu latach, nie po wiecznych telefonach do swojej byłej. Dla niej to wszystko działo się szybko, może za szybko. Bała się budować coś pięknego, póki on nie był pewny. Badała go wzrokiem. Powiedział już swoje, znała odpowiedź na własne pytanie. Poza tym... tak cholernie się za nim stęskniła, że teraz... nie wyobrażałaby sobie życia bez niego. Miles stał się częścią jej codziennego życia.
Wolałabym, żeby nie — odparła słabym głosem, unosząc na niego wzrok. Znała jego charakter. Był chodzącym niedźwiadkiem, który nie zabiłby w normalnym życiu muchy. Prawdopodobnie to w nim najbardziej ceniła. Tą dobroć wręcz bijącą od niego. Nie byłaby w stanie pozwolić sobie na stracenie jednej z niewielu osób, które pozwalały jej kroczyć po ziemi. Matka Cece w zasadzie była jedną nogą w grobie, a przy jej trybie życia miała tylko Milesa i tą prześmieszną sąsiadkę, Krysię. Tą, która wymagała od nich stanowczo za dużo. Cisza, wynoszenie śmieci, zakupy, a także tego by mogli spojrzeć sobie jeszcze raz w oczy.
Zmarszczyła brwi, widząc jego reakcję. W tym momencie spodziewała się najgorszego, kosza. Po prostu kurewskiego kosza. Przymknęła oczy, biorąc głęboki oddech do swoich płuc. Oczekiwała na jego odpowiedź. Tylko nie takiej się spodziewała. Uśmiechnęła się krótko, delikatnie. Cieszył się. Ona mu wyznawała uczucia, a on się cieszył. Nie skomentowała tego. Chociaż widać było po niej, że ją to ukuło.
Wiem, postarałeś się — skwitowała krótko, ale wcale nie tak radośnie jak zwykle. Może powinna się ucieszyć, uśmiechnąć szeroko? Sama nie wiedziała. Lubiła to piwo, było pewnym gestem. Tylko że teraz w głowie huczało jej od tego, że on się cieszył. Przecież nie oto jej w tym wszystkim chodziło. Przegryzie to.
Uniosła wzrok na Milesa, dopiero gdy dotknął jej nogi.
Co? — spytała, mrugając kilka razy oczami. Wprowadzka? Tak szybko? Jej mózg przechodził właśnie aktualizację wartą windowsa. Mierzyła go wzrokiem, zastanawiając się, co powinna mu powiedzieć. Będą się mijać, skoro mieszkają w drzwi w drzwi? Nie był w stanie powiedzieć jej o zakochaniu, nie miłości, ale przeprowadzkę proponował? Potrząsnęła głową. Nie tego się spodziewała.
A nie możemy do mnie? — dopytała, spoglądając mu prosto w oczy — ty jesteś... zapakowany — uniosła ten jeden kącik ust, wskazując palcem na kartony, które stały w jego mieszkaniu. Zawsze ciekawiło ją, co dokładnie się w nich znajdowało. — długo będziesz jeszcze przeniesiony? — spytała finalnie, próbując znaleźć odpowiedź na swoje pytanie. Przegryzła dolną wargę, wpatrując się w niego. Mijanie się wcale jej nie satysfakcjonowało. Choć się bała, chciała go więcej w swoim życiu.