I'm soft where I'm safe at
: pt paź 03, 2025 11:44 am
				
				Dziwnie było włożyć klucz do zamka w drzwiach własnego mieszkania i zorientować się, że po trzech dniach nieobecności nie da się go przekręcić w lewo. Jeszcze dziwniej było uświadczyć kogoś w środku, w towarzystwie dwóch ragdolli, w oblanej ciepłym światłem kuchni i przy włączonym, przyciszonym radiu. Ocknął się dopiero, gdy wilgoć spłynęła mu rynienką po karku wzdłuż kręgosłupa, a Hiacynta podbiegła z ogonem w górze by mimo przemoczonych nogawek popielatych cygaretek otrzeć się dla zasady bokiem o jego chudą łydkę. Z kluczami w jednej ręce i walizką w drugiej stał przez moment i ociekał na wytarty w tym miejscu parkiet, nie wiedząc jak określić uczucie, które pojawiło się w nim momentalnie po zarejestrowaniu Grateau parzącego herbatę w pękatym imbryku.
Z pewnością było ciepłe, i całe szczęście, bo deszcz nie miał nad nim litości i zlał go jak rynsztokowego szczura.
Obrócenie się zajęło mężczyźnie znacznie więcej czasu przez wzgląd na gips, mimo to Perella i tak zaczekał w przedpokoju dzwoniąc zębami z zimna, cały rozdrażniony od przyklejonych do ciała ubrań, warstwa po warstwie.
一 Ani słowa 一 przywitał się z miejsca, zanim Orpheus zdążyłby cały zakwitnąć szczęściem i pogodą ducha. 一 Prysznic. Wezmę prysznic i przyjdę.
Ta obietnica brzmiała już znacznie łagodniej, nawet jeśli Leo rzucił ją przelotem podczas szybkiego marszowego truchtu przez korytarz nawet nie oglądając się za siebie, jedynie zaklął szpetnie i słyszalnie w każdym zakamarku mieszkania, kiedy spragniona uwagi Hiacynta nawinęła mu się pod nogi.
Wypadek, kolejno kapitulacja wobec zalotów Grateau, rozmowa dyscyplinarna i trzydniowe gówno-szkolenie, na jakie wysłano go stawiając przed faktem w ramach reprymendy upchnięte w jeden tydzień wyczerpało go dość, by odwołał przewidziane na weekend aktywności.
Naczelny oczywiście magicznie wyciszył sprawę, ale i tak musiał wysiedzieć swoje i wysłuchać wywodu na temat odpowiedzialności i konieczności powściągania nerwów. Brakowało jeszcze, żeby Fawley pogroził mu palcem, aczkolwiek jak dla niego, mógł nawet dać mu klapsa i miesięczny szlaban na wyłączność audycji, byle tylko nie skazywał go na trzydniową banicję na jakieś podleśne zadupie.
Tak czy inaczej, szkolenie z zakresu emisji głosu było mu potrzebne jak w bucie kwiatek, ujmując delikatnie, a jebany Salinger w roli samozwańczej kurateli był już w ogóle urojonym pomysłem. Miał go przez bite trzy dni przy stoliku, na auli, za ścianą i wszędzie tam, gdzie pajac zdołał się wcisnąć z tym swoim medialnym uśmiechem i nienaturalnym wręcz spokojem, który być może zdaniem Fawleya miało mu się w jakiś sposób udzielić na przyszłość. Jeżeli taki był cel, plan wziął w łeb i odniósł wręcz odwrotny skutek do zamierzonego, bo niewiele rzeczy tak wyprowadzało go z równowagi jak kompletnie zbędny protekcjonalizm, o który nigdy nie prosił.
一 Byłbym ze dwie godziny wcześniej, ale ktoś musiał wymienić oponę 一 oznajmił z goryczą, kiedy wraz z parą, pachnący migdałowym balsamem i w nałęczce z ręcznika na głowie pojawił się w kuchni. Piżama i narzucony na nią gruby szlafrok nie wystarczała, by utrzymać go w takim cieple jakiego potrzebował, a że prawdopodobnie rozwijał właśnie łagodny stan podgorączkowy, łakomy ciepła wepchnął się tam, gdzie było go najwięcej. Wiedząc, że ma nad nim przewagę sprawności przykleił mu się do szerokich pleców, splótł mu swoje palce z przodu w koszyczek i przytulił się płasko policzkiem z głośnym westchnieniem, mało komunikatywnym mamrotaniem (coś w temacie bezużytecznych, panoszących się kolegów po fachu i to niezbyt przychylnie), ponarzekał jeszcze chwilę, wyżalił się na deszcz, na facetów i pracę, aż wreszcie po wylaniu wszystkiego pociągnął dramatycznie nosem, wytarł twarz w koszulkę Orpheusa i puścił go wreszcie, bo odkąd wrócił nie widział go jeszcze a fronte.
Cofnął się o parę kroków, obie dłonie upchnął w przepastnych kieszeniach szlafroka i gdy Grateau wykręcił się w końcu przodem, Perella spojrzał na niego z dołu i przez parę sekund tylko patrzył bezczynnie nieco przekrwionymi oczami.
一 A ty jak? Zdążyłeś się rozgościć? 一 Uśmiechnął się dość enigmatycznie, ze zmęczeniem, które dopiero wypierało złość na niesprawiedliwość jaka go spotkała (jego zdaniem) i właściwie, to ciężko było odgadnąć co Perella miał dokładnie na myśli. Prawdopodobnie zarówno był to przekaz dosłowny jak i zdrożna aluzja, choć odnosił wrażenie, że Orpheus był na takie zaskakująco odporny.
一 No i jak było, hmm? Och, puchata jak zapamiętałem, co masz mi do powiedzenia? Byłaś dobra dla Oreo? 一 Z Ophelią na rękach, przytuloną do policzka i ewidentnie niezbyt zadowoloną z tego, że się ją podnosi, Orpheus zyskał sobie dwie pary oczu skupione na nim i tylko na nim na te kilka długich sekund. 一 Ale z pewnością nadal jesteś kurewsko humorzasta. A idź, prześpij pół dnia 一 zacmokał za kotką, gdy nie zdążył się nawet w pełni pochylić, a już miał ją przelewającą się przez przedramię. 一 Nie sprawiły ci kłopotu?
orpheus grateau