Strona 1 z 2
					
				anyone but you
				: ndz paź 05, 2025 6:12 pm
				autor: Lando Mangione
				
Choć udało mu się wrócić do aktorstwa, tak jakby, Lando nie mógł zapomnieć o tym, że miał również inną pracę, na ten moment teoretycznie zdecydowanie ważniejszą, bo to dzięki niej miał dach nad głową i co położyć na talerz. Nie mógł więc jej zaniedbać i stracić, nie było go stać na taką nieodpowiedzialność. 
Mimo to każdą wolną chwilę, nawet między kolejnymi kursami, wykorzystywał właśnie na przygotowania do sztuki, która pochłonęła go w całości. To jej był oddany, a nie swojemu głównemu zajęciu. 
Na szczęście ono nie wymagało od niego tak wielkiego zaangażowania. 
Wystarczy, że będzie robił to, co do niego należy i wszystko powinno być w porządku, a pod tym względem niczego nie można było mu zarzucić, ponieważ wywiązywał się ze swoich obowiązków, nawet jeśli obecnie robił tylko minimum, chcąc poświęcić jak najwięcej czasu sztuce, od której czuł, że zależało znacznie więcej. Była w pewnym sensie jego być albo nie być, mogła zdecydować o tym, czy jeszcze uda mu się wrócić do aktorstwa. 
Dlatego nie chciał tego spieprzyć. Szkoda tylko, że pewna osoba w ogóle mu tego nie ułatwiała i komplikowała wszystko nie tylko samą swoją obecnością, ale też podejściem. Lando próbował się z nią porozumieć. Dość nieudolnie, ale przynajmniej próbował. Tego samego nie można było powiedzieć o niej. 
Przez to był teraz na nią w ś c i e k ł y. 
Nic dziwnego, że chciał mieć z nią jak najmniej wspólnego. Jak na złość, los w ogóle nie chciał z nim współpracować i dziś po raz kolejny postanowił to udowodnić. Mangione miał kolejny kurs. Nic specjalnego, miał odebrać kogoś spod baru, typowa sprawa, prawda? Prawdę powiedziawszy Lando spodziewał się podchmielonego klient lokalu, a nie Carrie, która od razu rzuciła mu się w oczy, gdy podjeżdżał na miejsce.
– Cazzo! – rzucił pod nosem po zatrzymaniu się, w duchu modląc się o to, żeby to nie ona okazała się jego nową klientką. Naprawdę nie chciało mu się użerać z nią także w tej pracy, w dodatku będąc teraz w niekorzystnej pozycji, bo nie mógł z nią walczyć w miejscu, gdzie powinien zapewnić jej usługę na jak najwyższym poziomie.
Widząc, jak zbliżała się do jego pojazdu, modlił się w myślach jeszcze intensywniej, żeby okazało się, że wcale nie szła do niego. 
Naprawdę nie chciał się z nią teraz widzieć. 
Carrie Pillbury 
			 
			
					
				anyone but you
				: ndz paź 05, 2025 7:49 pm
				autor: Carrie Pillbury
				
Odkąd po raz pierwszy posmakowała aktorstwa, wywoływało ono w niej bardzo żywe emocje. Początkowo była to ekscytacja, elektryzujące uczucie pobudzenia i coś, czego wcześniej nie znała. Nie od razu dała się temu pochłonąć, początkowo podchodząc do sprawy ze sporym dystansem, częściowo w obawie przed tym, że jeśli zdecyduje się podążyć inną drogą niż ta, którą wyznaczyli jej rodzice, poniesie porażkę. 
A choć poniosła ją niezaprzeczalnie, to właśnie scena była jedynym miejscem, na którym Carys czuła, że żyje. 
W ostatnim czasie to również właśnie tam czuła się najbardziej sfrustrowana, za co winę ponosił nie kto inny, jak Lando. Ilekroć uciekała myślami w kierunku tego, że to właśnie z nim przyszło jej dzielić tak istotny dla jej postaci wątek, coś ściskało ją w żołądku, a powodem tego uczucia bynajmniej nie była ekscytacja. 
Carrie była niemal stuprocentowo pewna tego, że nie mieli się ze sobą dogadać, co jednocześnie czyniło tę sztukę zagrożoną. Jak bowiem mieli sprzedać coś, w czego wiarygodność nie wierzyli przede wszystkim oni? 
Czasami uciekała w tamtą stronę myślami. Czasami zastanawiała się nad tym, czy ich wspólny problem dałoby się jakoś rozwiązać, jednak za każdym razem dochodziła do wniosku, że nie było na to recepty. Dla ich dwójki zwyczajnie nie było ratunku, zatem najlepiej byłoby, gdyby ich drogi na dobre się rozeszły. 
Los jednak, z kompletnie niezrozumiałych dla niej powodów, ciągle pchał ich do siebie.
Z tego jednak Carrie nie zdała sobie sprawy, dopóki nie usadowiła się wygodnie na tylnym siedzeniu taksówki i nie wyrecytowała adresu, pod który kierowca miał ją zawieźć. Dopiero po tym zerknęła na jego taksówkarską legitymację, a później odruchowo spojrzała w lusterko, skłonna chyba uwierzyć, że był to jakiś nieśmieszny żart, a za kierownicą wcale nie siedział Lando. 
— Cudownie — skomentowała, wypuszczając głośniej powietrze. Gdyby nie fakt, że wcale nie miała ochoty marznąć na wietrze, prawdopodobnie wysiadłaby i zaczekała na to, aż przyjedzie po nią kolejna taksówka. — Ze wszystkich taksówkarzy w Toronto ja muszę trafić akurat na ciebie — wymamrotała na tyle głośno, aby Mangione był w stanie ją usłyszeć. Wyciągał z niej to, co najgorsze, bo niezależnie od okoliczności, przy nim nie była w stanie ugryźć się w język i nie dać upustu swojej niechęci. 
A przecież czasami właśnie tak wypadało. 
Lando Mangione 
			 
			
					
				anyone but you
				: śr paź 08, 2025 8:04 pm
				autor: Lando Mangione
				Oboje nie potrafili zrezygnować z aktorstwa, mimo że świat wysyłał im sygnały, że być może powinni sobie odpuścić. Po pierwsze, ich porażki. Każde z nich zawiodło i tak naprawdę po tym trudno i było wrócić do miejsca, z którego spadli. Po drugie, teraz, gdy czuli, że to ich ostatnia szansa, los postawił ich na swojej drodze. A to było najgorsze, co mogło ich spotkać. 
Ich współpraca nie mogła wypalić. Nie potrafili się ze sobą dogadać. Lando naprawdę próbował, ale to było niewykonalne, ponieważ na koniec i tak skakali sobie do gardeł. 
Któreś z nich powinno zrezygnować, jeśli ta sztuka miała się udać, ale które z nich to zrobi? Mangione na pewno nie brał takiej opcji pod uwagę, nie mógł sobie na to pozwolić, ponieważ jeśli nie wystąpi w tej sztuce, to nie będzie miał już żadnej. Więcej opcji miała Carrie, dlatego uważał, że dla dobra wszystkich to ona powinna sobie odpuścić. Jakoś by sobie bez niej poradzili, na pewno udałoby się szybko znaleźć jakąś aktorkę z ładną buzią, z którą by się dogadał. Nawet jeśli nie byłaby tak utalentowana, jak Pillbury, to i tak byłaby lepszą opcją niż ona, bo z nią Lando udałoby się wystąpić. 
Tego, czy wystąpi z Carrie nie był pewny, bo dalej nie miał pojęcia, jak mieliby wiarygodnie sprzedać uczucia do siebie. Mało tego, nie miał pojęcia, jak oni wytrzymają ze sobą dłuższą chwilę na scenie. Na razie to im szło marnie. 
Nawet teraz musiało dojść do spięcia. Żadne ich nie cieszyło się z tego spotkania, z którego Lando zdał sobie sprawę szybciej. Carrie ewidentnie wkroczyła do jamy niedźwiedzia bezwiednie. Kiedy podyktowała mu adres, brunet skinął głową. – Jasne – rzucił, odpalając silnik pojazdu, aby odjechać spod baru. Im szybciej ruszą w drogę, tym szybciej uda mu się zakończyć kurs. A tego nie mógł się już doczekać.
Niestety, jeszcze sporo drogi przed nimi i tej najwyraźniej nie mieli przebyć w ciszy. Nie mogli obejść się bez narzekania na siebie, prawda?
– Ty to masz szczęście. Powinnaś zagrać na loterii – stwierdził, uprzedzając jej ewentualne złośliwości. Doskonale wiedział dokąd to zmierzało, więc postanowił ją uprzedzić, by nie dać jej tej satysfakcji, nawet jeśli powinien odnosić się do niej grzecznie jak do każdego innego klienta. Coś jednak czuł, że gryzienie się w język będzie trudnym zadaniem. 
Carrie Pillbury 
			 
			
					
				anyone but you
				: czw paź 09, 2025 7:53 pm
				autor: Carrie Pillbury
				Nie potrafiła się przy nim odblokować. Nie była w stanie pokazać wszystkiego, na co było ją stać, ponieważ z tyłu jej głowy raz po raz pojawiała się myśl o tym, że dla niego miało to być niewystarczające. 
Lando niejednokrotnie dał jej do zrozumienia, że nie dostrzegał w niej zbyt wiele talentu. Dawał jej odczuć, że nie nadawała się do tej pracy tak, jak nadawał się on i być może wcale się nie pomylił, skoro Pillbury wciąż nie była w stanie odizolować od pracy emocji, które w niej budził. 
Te zaś, choć nie pozytywne, bez wątpienia charakteryzowały się ogromną intensywnością. Mangione skutecznie jak nikt inny potrafił sprawić, że emocje wprost w niej wrzały, a ona nie była w stanie odmówić sobie tego, by jakoś je odreagować. Sposobem na to były najczęściej docinki skierowane pod jego adresem, na które on odpowiadał jej, jeszcze mocniej ją nakręcając. 
Innymi słowy, utknęli w błędnym kole i nie byli w stanie się z niego wydostać. 
Nie rozumiała jednak, dlaczego wszechświat raz po raz rzucał im pod nogi kłody, popychając ich w swoim kierunku. Naprawdę nie była zadowolona z tego, że to na niego trafiła dzisiaj, kiedy chciała po prostu w spokoju wrócić do domu po tym, jak kilka poprzednich godzin spędziła w pracy. Co więcej, wcale tam nie leniuchowała, ponieważ kursowała między stolikami w czasie największego ruchu. 
Była zmęczona, a to oznaczało, że nie miała nastroju na bezsensowne kłótnie. Nie umiała jednak przy nim ugryźć się w język. 
Prychnęła cicho, gdy usłyszała jego słowa. — Strach pomyśleć, co bym wygrała — wymamrotała pod nosem. Wcale nie uważała, że posiadała przeogromne szczęście, a już z pewnością nie wtedy, kiedy los z jakiegoś powodu pchał ją w jego stronę. Nie jest tajemnicą, że wolałaby, aby już nigdy nie musieli na siebie wpadać. 
Skłamałaby jednak twierdząc, że jego obecność za kierownicą ani trochę jej nie zaintrygowała. Do tej pory nie była świadoma tego, że w ten sposób dorabiał, jednak zważywszy na to, że sama też potrzebowała dodatkowego źródła zarobku, nie powinna być zaskoczona. — To znaczy, że w końcu zrezygnowałeś? — odezwała się po chwili. Oczywiście, że nie mogła n o r m a l n i e zapytać go o to, dlaczego zdecydował się na pracę za kierownicę. 
Prawdę powiedziawszy normalnie w ogóle nie była w stanie z nim rozmawiać. 
Lando Mangione 
			 
			
					
				anyone but you
				: pn paź 13, 2025 6:00 pm
				autor: Lando Mangione
				Mieli ten sam problem, bo Lando przy niej również nie potrafił dać z siebie wszystkiego, a to cholernie go frustrowało. Nie chciał dać ciała i pokazać wszystkim, że stracił to coś, tylko jak miał to zrobić z taką partnerką?
Po nieudanych próbach pojednania uznał to za niemożliwe. Starał się coś z tym zrobić, próbował choć trochę oczyścić atmosferę, ale Carrie wolała z nim walczyć. Jak miał w obliczu tego cokolwiek osiągnąć? Jeśli oboje nie spróbują, nic z tego nie będzie. 
Pillbury jednak nie wydawała się skłonna do współpracy, co dziś udowodniła po raz kolejny. I przy okazji znów niemożliwie wkurzyła Mangione, już na dzień dobry nie szczędząc sobie złośliwości, na co on zaczął reagować przewróceniem oczami. Nie miał sił odpowiadać na każdą jej zaczepkę, więc ostatni komentarz zdecydował się zignorować. 
Robił to dla dobra swojego zdrowia psychicznego, choć zachowanie go przy niej i tak wydawało się wyczynem niemal niemożliwym. Lando miał wrażenie, że za każdym razem, gdy się do niego odzywała, to prosiła się o kłótnie, co potrafiło być wykańczające. 
Szczególnie po całym dniu za kółkiem, gdzie musiał użerać się także z innymi upierdliwymi klientami. Pod tym względem Carrie nie była wyjątkowa. 
Ale tylko ona działała mu na nerwy wyjątkowo mocno…
– Co? – zapytał, bo w pierwszej chwili nie załapał, do czego piła. Ale uderzyło to w niego zanim sama by mu to wyjaśniła, co zasygnalizował prychnięciem. Jak zwykle musiała atakować niesprowokowana. – Gdybym mógł wyżyć z samych obietnic, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej – stwierdził, bo najwyraźniej zapominała o jednym, istotnym szczególe – za występ w sztuce na razie nic im nie zapłacono. A przynajmniej Lando nie zobaczył nawet grosza. 
Właścicielka poprosiła go o cierpliwość, wyjaśniając, że w  obecnej sytuacji teatru nie może mu zbyt wiele zaoferować, ale kiedy zaczną napływać pieniądze za bilety, wszystko sobie wyrównają. Mangione jej ufał, dlatego zgodził się na ten układ, mogąc poczekać na pieniądze. 
I tak to nie dla nich brał udział w tej sztuce. Robił to, ponieważ musiał coś udowodnić branży, w której pewien czas temu pokazał się ze złej strony. Musiał wysłać w świat wiadomość, że zmienił się, dlatego pieniądze były tu dla niego sprawą drugorzędną i mógł na nie poczekać. To też nie tak, że spodziewał się, iż te w jakikolwiek sposób go ustawią...
– Ale możesz mi zdradzić, jak ty sobie w ten sposób radzisz – rzucił z sarkazmem w głosie, bo skoro dziwiło ją, że miał normalną pracę, to sama pewnie radziła sobie w inny sposób, prawda?
Carrie Pillbury 
			 
			
					
				anyone but you
				: wt paź 14, 2025 9:43 am
				autor: Carrie Pillbury
				Oboje próbowali udowodnić, jak świetnie radzili sobie w zawodzie, który dla siebie wybrali. Starali się pokazać, że mieli dużo do zaoferowania, a jednocześnie oboje popełniali podstawowe błędy. 
To przecież nie tak, że druga strona mogła popsuć im wszystko. Utrudniali sobie nawzajem zadanie, ale ono powinno być wykonalne nawet pomimo niechęci. Rzecz w tym, że uprzednio musieliby zacząć zachowywać się profesjonalnie, a to na to z jakiegoś powodu nie potrafili się zdobyć. 
Carrie nie potrafiła tego wyjaśnić. Nie umiałaby wytłumaczyć, dlaczego była względem niego taka oschła, ponieważ żadnej innej osoby nie traktowała w ten sposób. Nie była zołzą, która wyłącznie szukała sobie osoby, nad którą mogłaby zacząć się pastwić, choć niekiedy mogło to wyglądać właśnie w ten sposób. Przy nim nie potrafiła jednak nad sobą zapanować. Lando wyciągał z niej wszystko to, co było w niej najgorszego. 
Wzruszyła niedbale ramionami. Angaż w tej sztuce nie był w stanie zagwarantować im godnego życia, mało tego, na chwilę obecną nie gwarantował im nic w ogóle. Sama także chwytała się dorywczej pracy, ponieważ tylko ona stanowiła dla niej obecnie źródło dochodu. 
Z jakiegoś powodu zakładała chyba jednak, że Lando nie musiał tego robić. Wydawało jej się, że po tym, jak hucznie rozkwitła jego kariera wcześniej, teraz nie będzie zmuszony chwytać się tak prostych zajęć. Jak widać, pomyliła się, jednak z tego powodu wcale nie zamierzała wykazać skruchy. Przy nim nauczyła się nie czuć z takimi rzeczami głupio. 
Ściągnęła ku sobie brwi, kiedy usłyszała jego pytanie. — A od kiedy to twoja sprawa? — zapytała, odnajdując jego spojrzenie w lusterku wstecznym. Chwilę po tym poczuła, jak samochód najechał na coś, przez co jej uwaga została oderwana od samego Lando. Zerknęła natomiast za okno, za którym mignął jej puchaty, biały ogon. Jeszcze przed chwilą skłonna byłaby przysiąc, że to, co trafiło pod koło samochodu było wyłącznie jakimś kamieniem, jednak ten widok sprawił, że z jakiegoś powodu nabrała wątpliwości. 
Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo, odpięła własny pas. — Zatrzymaj się — poleciła, chcąc sprawdzić, czy nic nie stało się zwierzęciu, które o tak późnej porze kręciło się w okolicy drogi. Miała szczerą nadzieję, że jej obawy sprzed chwili były kompletnie bezpodstawne, ale nie miała uspokoić się, dopóki nie przekonałaby się o tym na własne oczy. 
Gdyby jednak było inaczej, chyba po raz pierwszy byłaby na siebie zła o to, że się z nim posprzeczała. 
Lando Mangione 
			 
			
					
				anyone but you
				: śr paź 15, 2025 7:26 pm
				autor: Lando Mangione
				Lando starał się z nią współpracować. To nie tak, że nie podjął żadnej próby, bo przecież zrobił to, ale wystarczyła jedna uszczypliwość ze strony Carrie, żeby pękł i zarzucił swoje pierwotne zamiary, dając się wciągnąć w kolejną bezsensowną kłótnię, która prowadziła ich donikąd.
Jego starania brały się stąd, że traktował tę sztukę bardzo poważnie. Może Pillbury nie zależało, ale jemu wręcz przeciwnie – bardzo zależało mu na sukcesie, który mógł być jego ostatnią szansą na odbudowanie własnej kariery. Niestety, szatynka była na dobrej drodze do zniweczenia jego planów. 
Wkurzało go to, z jaką łatwością jedna osoba mogła zniszczyć mu wszystko i co gorsza, zdawała się nie odczuwać z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. 
Co nie znaczy, że Mangione był ideałem, bo wcale nim nie był, ale tego nie dostrzegał… Nie zauważał tego, z jaką łatwością jemu przychodziło obrażanie jej, kiedy poczuł się sprowokowany, albo jak czasami nieświadomie rzucał uwagi, które mogły ją zaboleć, prawie tak, jakby weszło mu to w krew. Niestety, był kompletnie ślepy na własną winę, za to dostrzegał jej całkiem sporo po jej stronie. 
Lando tylko prychnął i pokręcił głową. Spędzili ze sobą zaledwie kilka minut, a już był przez nią nieźle wkurzony. Ale nie to było tu najgorsze… Nie, o wiele gorsze okazało się być to, jak bardzo udało jej się go rozkojarzyć, przez co nie uważał na to, co działo się na drodze. I to było najgłupszą rzeczą, na jaką mógł sobie pozwolić, co uświadomił sobie w momencie, gdy poczuł, że samochód na coś najechał. 
Czując to, Lando od razu zerknął w lusterko, naciskając na hamulec. Carrie nie musiała mu mówić, co miał robić, ponieważ brunet zdążył już zadziałać instynktownie. – Wiem – warknął, ale w tej chwili nie był zły na nią. No, nie tylko na nią. Był zły przede wszystkim na siebie, że pozwolił, by doszło do tej sytuacji. Ale zamiast to sobie teraz wyrzucać, brunet wyskoczył z auta z nadzieją, że jego najgorsze obawy się nie potwierdzą. 
Czuł teraz ogromną panikę, która ogarniała go coraz bardziej z każdą upływającą sekundą i nie opuściła go w momencie, gdy dotarł do leżącego na drodze psa, którego widok sprawił, że do gardła podskoczyła mu jakaś gula, a na żołądku poczuł ciężar. – Kurwa, kurwa, kurwa… – zaczął powtarzać, klękając na drodze obok leżącego czworonoga, który na szczęście żył. Ale dyszał ciężko i nie mógł się ruszać, a Lando, patrząc na niego, poczuł ogromne poczucie winy, ponieważ najpewniej to on odpowiadał za stan tego zwierzaka… Nie mogło być inaczej, prawda? 
Myśląc o tym, nie potrafił nad sobą zapanować. Nerwy brały nad nią górę, przez co zamiast przystąpić do jakiegoś działania, z przerażeniem wpatrywał się w zwierzaka niczym sparaliżowany.
Carrie Pillbury 
			 
			
					
				anyone but you
				: śr paź 15, 2025 9:41 pm
				autor: Carrie Pillbury
				Wyciągali z siebie to, co najgorsze, jednak oboje dość wygodnie pomijali przy tym swoją winę. 
Carrie nie była święta. Niekiedy niepotrzebnie prowokowała go, choć z łatwością mogłaby ugryźć się w język i postąpić dojrzale. Było to jednak coś, na co nie potrafiła się zdobyć, ponieważ Lando jak nikt inny doprowadzał ją do szewskiej pasji. Wywoływał w niej wyjątkowo silne emocje, nad którymi ona nie tyle nie próbowała, co zwyczajnie nie potrafiła zapanować. Przy nim jedynym wściekała się z taką łatwością, w dodatku bardzo długo rozpamiętując to, w czym w danym momencie zaszedł jej za skórę. 
Nie potrafiła jednak przywołać pamięcią tego, co po raz pierwszy sprowadziło ich na wojenną ścieżkę. W jej odczuciu walczyli ze sobą od zawsze i robili to na tyle zaciekle, iż prawdziwa przyczyna tego konfliktu zupełnie straciła na znaczeniu. Liczyło się wyłącznie to, aby skutecznie sobie nawzajem dopiec. 
Teraz jednak zapomniała o ich m a ł e j wojnie. 
Wyparła z własnej podświadomości to, za jak wielkiego kretyna uważała go zwykle, ponieważ o wiele istotniejsze wydawało się to, co dostrzegła przez szybę samochodu. Nie miała pojęcia, czy Lando rzeczywiście ponosił za to winę. Ba, nie miała pojęcia, czy przypadkiem nie ponosili jej o b o j e, ale starała się nie myśleć o tym, kiedy w ślad za nim wypadła z samochodu. Od razu pognała w tym samym kierunku, a gdy Mangione przyklęknął, ona także opadła na kolana tuż obok. 
Jego słowa idealnie obrazowały to, jak sama się teraz czuła. 
— Już dobrze, wszystko będzie dobrze — odezwała się do psa, w którego stronę lekko wyciągnęła dłoń. Wyglądał, jakby był w naprawdę kiepskim stanie, jednak wystarczył jeden rzut okiem, aby dojść do wniosku, że nigdzie dookoła nie było widać krwi. To akurat Carrie uznała za całkiem dobry znak. 
Odważyła się nieznacznie wręcz musnąć sierść zwierzaka palcami. — Masz w aucie jakiś koc? — zapytała, kątem oka spoglądając na Lando. Tym razem ton jej głosu nie krył w sobie nawet grama złośliwości. Znaleźli się bowiem w sytuacji, w której nie było już miejsca na walkę. Jeśli chcieli pomóc temu futrzakowi, musieli raczej działać wspólnie. — Lando — ponagliła go, dostrzegając to, iż panika najwyraźniej brała nad nim górę. Nie oceniała tego jednak. Sama przecież czuła, jak zewsząd ogarniały ją nerwy. — Nie wygląda na rannego, może być po prostu w szoku, ale i tak musimy zabrać go do weterynarza — dodała po chwili. A choć częściowo mogła starać się go uspokoić, nie chodziło wyłącznie o to. Naprawdę miała nadzieję, że psu nie stało się nic poważnego i dość szybko stanie na nogi, bo w innym wypadku prędko by sobie tego nie wybaczyła. 
To, w jakim był stanie, to naprawdę była ich wina. 
Lando Mangione 
			 
			
					
				anyone but you
				: ndz paź 19, 2025 8:46 pm
				autor: Lando Mangione
				Z Lando było podobnie, on również pogubił się w ich konflikcie i nie miał pojęcia od czego się zaczął, ani o co w nim chodziło. Nie wiedział też, kto go zaczął, choć wydawało mu się, że była to Carrie. Ale temu wspomnieniu by nie ufał, bo mogło wynikać z tego, że po prostu chciał obarczyć ją winą za wszystko. Tak było wygodniej, bo to nie on miał być tym złym w tej historii…
Za to w innej, cóż, nie malował się na bohatera. Chwila nieuwagi sprawiła, że nie był pewny, co wydarzyło się na drodze. Nie wiedział już, czy wjechał w tego psa, czy leżał wcześniej na tej drodze, czy co się stało, ale fakty są takie, że na chwilę odwrócił wzrok od drogi i coś się na niej stało. Coś, co mogło mieć związek z obecnym stanem zwierzaka, za co teraz czuł się winny. 
I to poczucie winy uderzyło w niego z taką siłą, że przez chwilę nie potrafił n i c zrobić. Czuł się tak, jakby wszystkiemu przyglądał się z daleka, spoza swojego ciała, nad którym stracił kontrolę. 
Z tego dziwnego stanu wyrwała go dopiero Carrie, która zawołała jego imię. Lando otrząsnął się niemal momentalnie, choć spojrzenie, które jej posłał tuż po tym, było pełne zagubienia. Potrzebował chwili na to, aby odnaleźć się w sytuacji, w której się znaleźli, aby przetrawić to, co do niego mówiła. Na szczęście nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. 
– Koniecznie – zgodził się z nią, bo tu nawet nie było nad czym się zastanawiać, pies musiał trafić do weterynarza i jak najszybciej otrzymać pomoc. Nawet jeśli okazałoby się, że nie mieli nic wspólnego z jego stanem, Mangione nie mógłby tak po prostu zostawić go na pastwę losu, musieli mu pomóc. – Koc mam w bagażniku, możesz go wyciągnąć, a ja wezmę go i zaniosę do samochodu – choć jeszcze przed chwilą był sparaliżowany przez emocje, Lando szybko się pozbierał i myślał na tyle trzeźwo, aby rozdzielić zadania. Nie powinni tracić czasu, a najlepiej będzie, jeśli to on zajmie się transportem psa, bo był sporym zwierzakiem, którego na pewno nie tak łatwo byłoby udźwignąć komuś tak drobnemu, jak Pillbury. Brunet za to jest sporym facetem, więc to nie powinno stanowić dla niego dużego problemu. 
Ale zanim wziąłby go na ręce, postanowił dać mu powąchać swoją dłoń, a później delikatnie pogładził go nią po sierści, aby zasygnalizować mu, że nie miał złych zamiarów i nie musiał się bać. Wolałby uniknąć sytuacji, w której zwierzak zacząłby nagle kłapać zębami albo wyrywać się, przez co mógłby wypaść mu z rąk. 
Carrie Pillbury 
			 
			
					
				anyone but you
				: ndz paź 19, 2025 9:50 pm
				autor: Carrie Pillbury
				Wystraszyła się. 
Przestraszyła się tego, że mogli mieć coś wspólnego z kiepskim stanem zwierzęcia, choć dość prędko uznała, że nie to było najważniejsze. Jeśli rzeczywiście byli winni, rozgrzeszenia będą mogli poszukać później, ponieważ w pierwszej kolejności należało skupić się na psie, który ewidentnie potrzebował ich pomocy. 
Cierpiał, a kiedy Carrie przyglądała się temu, jej serce rozpadało się na małe kawałeczki. 
Nigdy nie radziła sobie dobrze z takim widokiem. Była jedną z tych osób, które wylewały łzy nawet wtedy, kiedy zwierzętom krzywda działa się na ekranie, a przecież była świadoma tego, jak działa kino. Wiedziała, że nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością, ale mimo to kiepsko znosiła takie sceny, dlatego teraz, kiedy spotkała ich ona w prawdziwym życiu, jej także nie było łatwo zachować zimną krew. Wiedziała jednak, że musiała to zrobić, bo nawet jeżeli nie była to ich wina, musieli zatroszczyć się o tego psiaka. On sam nie byłby w stanie tego zrobić. 
Trochę obawiała się, że Lando na nic się teraz nie zda, ale na szczęście prędko ocknął się z chwilowego zawieszenia. Nie sprawiło to co prawda, że Carrie odetchnęła z ulgą, ale na pewno dobrze było mieć świadomość tego, że nie miała zostać z wszystkim sama. 
I że nie okazał się kolejnym kretynem, który przeszedłby obok krzywdy tego zwierzęcia obojętnie, a przecież takie sytuacje też się zdarzały. Jeśli to nie oni odpowiadali za jego stan, ktoś inny musiał go tu zostawić, a myśl o tym sprawiła, że po plecach Carrie przemknął nieprzyjemny dreszcz. 
— W porządku — odparła i skinęła lekko głową. Nie zwlekała z podniesieniem się z miejsca i czym prędzej pognała w stronę bagażnika, z którego wyciągnęła koc. Postanowiła rozłożyć go na tylnym siedzeniu, aby to właśnie tam Lando mógł ułożyć psa. — Mogłabym wziąć go na kolana, ale… chyba nie będzie mu wygodnie — i nie była też przekonana, czy w ten sposób nie pogorszyłaby ewentualnych obrażeń, dlatego prędko odepchnęła od siebie tę myśl obserwując to, jak Mangione transportował zwierzę do samochodu. — Zostanę z nim tutaj — dodała po chwili, chcąc mieć na psiaka oko. Nie była co prawda żadnym znawcą i gdyby wydarzyło się coś poważniejszego, nie miałaby pojęcia w jaki sposób mu pomóc, ale mimo to nie chciała zostawić go samego. 
Przynajmniej tyle mogła dla niego zrobić. 
Lando Mangione