They buried the proof of my friendship together with this wedding ring
				: ndz paź 05, 2025 9:37 pm
				autor: Percival Gardner
				
Gdyby ktokolwiek wcześniej powiedział mu, że pewnego późnego, październikowego wieczoru będzie ganiał po cmentarzu w towarzystwie świrniętej pani tanatopraktor (czyt. jego przyjaciółki), w poszukiwaniu zgubionej obrączki ślubnej, puknąłby się w czoło i stwierdził, że „tego kogoś chyba l e k k o pojebało”. Daleko mu było do takich akcji, ale Flores bywała nieprzewidywalna, a on miał najwyraźniej zbyt miękkie serce, skoro po kilku telefonach, jednym ledwie wykrztuszonym „proszę” i sms-ie, że „w takim razie pójdzie tam sama”, ostatecznie zaczął zbierać się do wyjścia. Poza tym… znał ją. Wiedział, że jeżeli tylko wybierze się w pojedynkę, nie skończy się to dobrze. Dla nikogo, a już zwłaszcza nie dla niej.
Było po godzinie dziesiątej, kiedy wychodził z domu. Ubrany na czarno – w kurtkę bomberkę, bluzę z kapturem, dżinsy, sneakersy i czapkę z daszkiem – wyglądał trochę jak uliczny dealer, a nie prawnik z krwi i kości w wyprasowanej koszuli i garniturze. Zapewne dlatego gdy mijał w salonie Georginę, rzuciła mu znad książki podejrzane, oceniające spojrzenie. Nie powiedział jednak, gdzie wychodzi o tej porze i dlaczego wygląda tak, a nie inaczej – właściwie nie odezwał się wcale, zamknął za sobą drzwi i zszedł do garażu. Po ostatniej kłótni nadal prawie ze sobą nie rozmawiali.
Żeby nie było, że się nie przygotował – zabrał latarkę, łopatę i linę, a nawet cholerny podnośnik samochodowy, w razie, gdyby cokolwiek tam zdziałali, chociaż był wręcz przekonany, że nie zdziałają niczego. Po prostu w to nie wierzył. I za bardzo patrzył na wszystko pod racjonalnym kątem, żeby łudzić się, że otworzą jakikolwiek grób.
Jak obiecał, tak zrobił, zjawiając się pod domem znajomej mniej więcej o ustalonej porze. Nie lubił się spóźniać i chciał mieć to jak najszybciej z głowy, w odróżnieniu od Paisley, która maszerowała do samochodu Percy’ego spokojnie wolnym krokiem. Stukał palcami o kierownicę, patrząc na nią przez szybę spod uniesionych brwi.
— Ty co, na spacer wyszłaś? — palnął, kiedy wsiadła do środka po stronie pasażera. Nie byłby sobą, gdyby jej przy okazji nie ochrzanił, a czuł, że tamtej nocy zdarzy mu się to nie raz. — Nie mogę się doczekać aż staniemy nad tym grobem i powiem: a nie mówiłem? — Odpalił samochód, wrzucił w GPS-a adres cmentarza i ruszył, posyłając Lee krzywy uśmieszek.
Nadal był zdania, że nawet jeśli pogrzeb był wczoraj, nie uda im się dostać do środka grobu, bo najpewniej musieliby zacząć grzebać w ziemi, czego robić nie chciał. Ale co on tam wiedział o umarlakach, obok miał od tego specjalistkę.
Paisley Flores 
			 
			
				They buried the proof of my friendship together with this wedding ring
				: pt paź 10, 2025 10:36 pm
				autor: Paisley Flores
				Nie odpowiedziała od razu, jednak jej cichy śmiech, zagłuszony zaraz trzeszczeniem skórzanego siedzenia pod jej ciężarem , zdradzał jej nastawienie do całej tej absurdalnej sytuacji. 
— A nie mówiłem, blah blah blah, — przedrzeźniła go, specjalnie zniżając swój naturalnie piskliwy głos. Przewrócenie oczami przy tym nie było konieczne, ale impuls był silniejszy, niż szarpnięcie startującego samochodu. —  Daj spokój. To tylko szybki wypad na cmentarz, dla mnie dzień jak co dzień, dla ciebie zapoznanie się w praktyce z nie-żywymi dowodami w sprawie. — rzuciła mu rozbawione spojrzenie, a zaraz dodała, zupełnie nie przejmując się grząskością tematu, w który właśnie mniej lub bardziej świadomie wdepnęła; — Przy okazji zamieniasz chłód żony na chłód nagrobka. O, właśnie, wizualizujesz to całe i będę cię kochał aż po grób. 
Jeśli chodziło o rodzinne bagno Percivala, zwykle pływała w nim bez koła ratunkowego, wychodziła na brzeg przyjacielskiej porady oblepiona pijawkami emocjonalnymi, a teraz na własne życzenie znowu się w nie wpierdoliła. Najwidoczniej była masochistką, albo słowa z jej ust padały szybciej, niż zdążyła przeanalizować ich ewentualne konsekwencje. Zorientowała się, że palnęła coś, co momentalnie podniosło temperaturę w powietrzu, i, ku jej niemiłemu zaskoczeniu, nie była to nastawiona przez mężczyznę klimatyzacja. 
— Chcesz o tym porozmawiać, czy...? — urwała na moment, odwracając od niego wzrok w stronę zamglonego widoku za oknem. Coś przykuło jej uwagę, coś, co nie było niewygodnym tematem. Nagle oglądany serial przez jakiegoś niczego nieświadomego człowieka, w mijanym przez nich domu, stał się o wiele bardziej interesujący.  — Czy może chcesz znowu na mnie pokrzyczeć, za bycie ofiarą losu, wrzodem na tyłku i paplą? Dawaj, śmiało, przyjmę wszystko! Jak ma ci to pomóc spuścić parę z portek, to nawet nastawię lewy policzek, bo prawy profil mam ładniejszy...
Ostatnie zdanie wypowiedziała z przekąsem, którego tak samo jak tego tematu, oczywiście nie miało być. Jej dłoń machinalnie powędrowała do jej skroni, które nerwowo pomasowała. Nigdy do końca nie potrafiła znaleźć tej wspólnej nici porozumienia, która się między nimi wytworzyła, ale zdecydowanie swoim gadulstwem i opornością na zachowanie umiaru w rozmowie właśnie nią szarpała. I to na prawo i lewo, tak samo, jak Percival szarpał samochodem na zakrętach.
— Kto ci do jasnej cholery dał prawo jazdy?! Chociaż nie nie, wiesz co, dobrze, że je masz. Przynajmniej nie muszę dylać na ten cmentarz spacerem. — zerknęła na jego telefon, a właściwie na dzielące ich od miejsca docelowego minuty, które gps zdążył wyliczyć. — Ale na poważnie, dzięki, że nie zostawiłeś mnie z tym samej. Wiesz doskonale, że ten pierścionek ma dla mnie wartość sentymentalną, a poza tym nie mogę sobie wyobrazić, jak mu tam zimno i mokro beze mnie w tym grobie... Plus, nie oszukasz mnie, Percy, że robisz to z łaską. Ubrałeś się jak rasowy włamywacz, ci z Kevina z Samego w Domu mogą jedynie pozazdrościć. 
Czy próbowała właśnie rozluźnić atmosferę? Możliwe. Zawsze skakała z tematu na temat, kiedy zaczynała się denerwować. Nie dość, że najprawdopodobniej była powodem niejednej pulsującej żyłki na czole jej przyjaciela, to jeszcze została oficjalnie parodią samej siebie - jak mogła zgubić pierścionek w tak durny sposób? 
Percival Gardner 
 
			 
			
				They buried the proof of my friendship together with this wedding ring
				: śr paź 15, 2025 1:07 am
				autor: Percival Gardner
				Rzecz jasna Percy przejmował się tą absurdalną sytuacją bardziej niż ona, robiąc za tego, który najchętniej – gdyby tylko miał czas – przed całym przedsięwzięciem ogarnąłby jego plusy i minusy, ewentualne zagrożenia, mapę lokacji, a już z pewnością plan działania, bo póki co kompletnie nie wiedział jak się do tego zabiorą. Gdy usłyszał śmiech przyjaciółki dotarło do niego, co tak naprawdę zamierzali zrobić. Skrzywił się jeszcze mocniej.
— Dzień jak co dzień… — mruknął. — Głupota. Totalna głupota. — Pokiwał głową, przyspieszając samochód.
Zaczynał już przewracać oczami, słuchając o chłodzie żony i chłodzie nagrobka.
„Chcesz o tym porozmawiać, czy…?”.
— Nie — odpowiedział tylko, odrobinę zbyt szybko i głośno.
Ostatnie o czym chciał rozmawiać jadąc na cmentarz była relacja z żoną, która ostatnio układała się wyjątkowo nie po jego myśli.
— Właściwie może przyda mi się… a dobra. — Machnąłby ręką, gdyby nie trzymał obu na kierownicy. Chciał powiedzieć coś w stylu „przyda mi się trochę innej adrenaliny”, ale obawiał się, że w uszach Paisley zabrzmiałoby to jak zachęta do przygody, a on nie potrzebował wrażeń (n a p r a w d ę). Miał ich po dziurki w nosie. Był więc skazany na odgrywanie roli niezadowolonego z akcji gościa.
Na słowa Flores szarpnął kierownicą w lewo i prawo, korzystając z chwilowo pustej jezdni. Zerknął na nią z satysfakcją.
— Marudź dalej to cię wysadzę. O tam. — Skinął podbródkiem w kierunku przystanku autobusowego, który właśnie mijali. — Taki wspaniałomyślny jestem, żebyś w razie czego nie musiała wracać na piechotę. — Uśmiechnął się półgębkiem. — A robię to dlatego, że nie mam miejsca na kolejną sprawę, gdyby trzeba było reprezentować klientkę, która zrobiła raban przy kościele w środku nocy — dodał. — Tyle i aż tyle.
Droczył się, chociaż prawda była taka, że po prostu się o nią bał. Niezależnie od tego jak blisko było jej do tematyki grobowej za dnia, wypad na cmentarz w pojedynkę, po zmroku, i to w poszukiwaniu zagubionej obrączki, która najpewniej znajdowała się w ziemi, brzmiał jak wymysł z góry skazany na tragedię.
Zatrzymał się gdzieś z boku, obok bramy, ale w niezbyt oczywistym miejscu, co by nie zwracać takim cackiem uwagi, jakby ktoś zaczął się tam kręcić.
— Wyłaź — rzucił do niej i sam opuścił samochód.
Rozejrzał się dookoła, ściągając brwi, a później podszedł do bagażnika, gdzie trzymał wszystkie fanty.
— Plan jest taki, że nie ma planu i najpierw idziemy zerknąć na ten twój grób… — Posłał jej wymowne spojrzenie. — Potem ewentualnie wrócimy po resztę. Mam nadzieję, że nic z tych rzeczy oprócz latarki nam się nie przyda, bo zaraz stąd pojedziemy. — Westchnął ciężko i wyciągnął ją z bagażnika. — Idę przodem.
Paisley Flores 
			 
			
				They buried the proof of my friendship together with this wedding ring
				: śr paź 22, 2025 9:04 pm
				autor: Paisley Flores
				— Whoah, Percy! — nachyliła się tuż nad jego ramieniem, spoglądając do otwartego bagażnika. — Zaczynam się zastanawiać, czy Gigi kiedykolwiek odpowie mi na sms'a. Komukolwiek. Jakkolwiek.
Trudno oszacować, czy przemykający po jej twarzy znienacka grymas wynikał z zawartości wnętrza samochodu (łopata, lina, podnośnik, brakowało tylko taśmy klejącej i czarnego worka — to też właściwie wiele wyjaśniało), czy poddusił ją mdlący zapach perfum, który przylgnął prawdopodobnie na stałe do jego skóry. 
— Słuchaj, nikomu nie powiem. Słowo harcerki, którą nigdy nie byłam. — szturnęła go zaczepnie łokciem gdzieś na wysokości żeber, klapa bagażnika trzasnęła w tym samym czasie głośno i Paisley zaczęła się zastanawiać, czy przez przypadek nie złamała mu kilku kości, a może to któraś z  pulsujących żyłek na jego skroni w końcu puściła. 
Ruszył pewnie przodem, latarką świecąc po żwirze ewidentnie samemu sobie. Szczęśliwiec, najwyraźniej nigdy nie musiał naprawiać niczego z ojcem po ciemku. Pozwoliła mu odejść kawałek, wybadać teren,  przetrzeć szlak, zanim sama powolnym krokiem zdecydowała się zbliżyć ku bramie. 
— Te, Terminator, znalazłeś już jakiegoś wroga do obicia? — przystanęła przy nim, rozglądając się bezwiednie wokół. Nagrobki skąpane we mgle, znajdujące swoje miejsce bezpośrednio przy samym wyjściu nie wydawały się znowu takim ogromnym zagrożeniem, ale cholera wie, jakich podcastów true-crime Percy zdążył się nasłuchać. —  Przecież wszyscy tutaj są nie mniej sztywni od ciebie, sami swoi!  
Nie patrzyła jednak na niego, a w stronę jednej z ledwie oświetlonych przez latarkę alejek, na której prawie samym końcu odbyła się uroczystość pogrzebowa dnia poprzedniego. Kiwnęła głową w tamtą stronę, znacząco, choć z jego perspektywy mogło to wyglądać tak, jakby dostała nagłego skrętu kręgów szyjnych.
— Tam, o, trzy minuty i będziemy na miejscu. — machnęła dłonią, znowu puszczając go przodem. Cholerny syndrom bohatera tego człowieka nigdy nie przestał jej bawić, choć gdzieś w głębi swojego emocjonalnie zdystansowanego serduszka, była mu cholernie wdzięczna za wszystkie te absurdalne sytuacje, w których okazał się być jednak, i zapewne ku uciesze jego ego, jej wybawcą. 
Kiedy zobaczyła znajomy nagrobek, a właściwie wystającą część płyty spod solidnego stosu wieńców, wyminęła go bez wahania i jak długa popędziła w tymże kierunku. Nie czekała na pomoc, zakasała rękawy płaszcza, i gdy Percy pojawił się obok, spora część przemokniętego zielska leżała już porozwalana wokół. Jedna z wiązanek przeleciała tuż przed twarzą mężczyzny, ale Paisley nie wyglądała na specjalnie przejętą tym faktem. 
— Wiesz co, - sapnęła, padając bez zastanowienia na kolana przy mogile. — Twój plan bez planu właśnie poszerzył się o kolejny punkt. Nie mam absolutnie bladego pojęcia, — znowu sapnęła, ale tym razem dlatego, że pchnęła w miarę czystą już płytę w jego kierunku. — Jak mamy się tam dostać. 
Pchnęła płytę kolejny raz, wkładając w to jednak więcej siły. Nie zadziałało, ale jej determinacja ani trochę nie zmalała. Wręcz przeciwnie, zamiast rąk użyła nogi. Jednej. Kopnęła w płytę, co w założeniu miało jej pomóc się wyżyć, a nie ewentualnie otworzyć miejsce pochówku, i jakimś cudem zadziałało. Ku jej niemałemu zaskoczeniu zresztą, przerażeniu nawet bardziej. Przez kamień w akompaniamencie cichego crack! przemknęło pękniecie tak długie, jak długa będzie droga Paisley jutro, żeby się wytłumaczyć przed mężem, dlaczego do cholery wróciła ubłocona po same pachy i dlaczego rodzina dopiero co odesłanego do Bozi jegomościa domaga się zwrotu pieniędzy za pochówek.
 — O żesz kurwa...! — jęknęła, prawdopodobnie wraz z nią jęknął również nieszczęśnik w ziemi. 
			 
			
				They buried the proof of my friendship together with this wedding ring
				: czw paź 30, 2025 1:46 pm
				autor: Percival Gardner
				Starał się, naprawdę się starał puścić teksty przyjaciółki mimo uszu, bo w odróżnieniu od niej widocznie nie był w humorze do żartów, ale… nie mógł powstrzymać się przed rzuceniem Flores spojrzenia w stylu „lepiej już nic nie mów”. Jakby chwila dzieliła go od decyzji o wykorzystaniu wszystkich tych rzeczy na jej osobie.
Zatrzasnął bagażnik (odrobinę zbyt mocno) i ruszył przed siebie, świecąc latarką to po żwirze, to po nagrobkach. Czekał na jakikolwiek znak, że znaleźli się przy odpowiednim grobie. Zamiast tego Paisley uderzała w niego następną falą świetnie dobranych do sytuacji tekstów. Bawiła się znacznie lepiej od niego. On właściwie nie bawił się wcale.
„Te, Terminator, znalazłeś już jakiegoś wroga do obicia?”.
Skrzywił się mimowolnie. Nic nie powiedział.
„Przecież wszyscy tutaj są nie mniej sztywni od ciebie, sami swoi!”.
Na to stwierdzenie nawet odwrócił głowę, mając na końcu języka siarczyste „weź się przymknij” i gdyby nie mroźne powietrze, które przypominało mu, że chciał się stamtąd jak najszybciej urwać, pewnie przystanąłby i skończyłoby się na tym, że zamiast szukać grobu pokłóciliby się na środku cmentarnej alejki.
„Tam, o, trzy minuty i będziemy na miejscu”.
— Wreszcie, kurwa… — mruknął pod nosem i przyspieszył kroku.
Zanim zdążył ją powstrzymać, Paisley pędziła już w stronę konkretnego nagrobka. Westchnął tylko, kiedy z prędkością światła zaczęła zrzucać z niego ozdobne roślinki. Przelatująca przed twarzą Gardnera wiązanka prawie wybiła mu nos. Dobrze, że miał refleks. Coraz bardziej zaczynał doceniać niedzielne gry w squasha.
Świecił od góry latarką i z każdą sekundą obawiał się tego, co wyniknie z usilnych prób przesunięcia płyty przez jego dobrą znajomą. Przeczuwał w kościach, że pewnie nic dobrego, ale skoro już się za to zabrała, pozwolił jej działać.
— Co ty nie powiesz…
On też nie wiedział jak, do cholery, mają się tam dostać. Nie bez powodu zabrał ze sobą podnośnik samochodowy. Pomyślał, żeby po niego wrócić. Generalnie nie chciał się w to mieszać, mając nadzieję, że płyta po czasie jakoś sama ruszy, ale gdy kopnęła w kamień…
— Dobra, Lee, przestań, ja to zro- 
Nie skończył. Nagły trzask; na płycie pojawiło się pęknięcie, a po karku Percy’ego przeszedł potężny dreszcz.
— Ja pierdolę — syknął, ledwo powstrzymując się przed krzyknięciem.
Bez wahania dopadł przyjaciółki i żwawym ruchem pociągnął ją za ramię do góry. Patrzył i nie dowierzał. Przy okazji udało jej się otworzyć ten nieszczęsny grób, jednak nie miało to wówczas żadnego znaczenia.
— Kurwa, Paisley! — Prawie nią potrząsnął.
Rozejrzał się dookoła z obawą, że odgłos łamanego kamienia przyciągnął kogoś na cmentarz. Póki co nikogo nie zauważył.
— Trzymaj — warknął, wciskając jej latarkę w dłonie.
Kucnął nad niewielką wnęką, czując jak krew napływa mu do twarzy.
— Świeć tu — rzucił.
Strużka światła oświetliła kawałek trumny w środku.
— Trzeba to bardziej przesunąć.
Po pierwsze, zdążył się wkurzyć. Po drugie, posunęli się za daleko i chciał mieć to jak najszybciej z głowy. Po trzecie, płyta tak czy siak była pęknięta. Po czwarte… wolał to zrobić sam.
Oparł kolana o ziemię i nachylił się nad uszkodzonym nagrobkiem.
— Świeć i pilnuj czy nikt nie idzie — powiedział oschle.
Napierał mocno dłońmi o płytę, przesuwając ją dalej. Robiła za dużo hałasu.
Paisley Flores