Strona 1 z 2

we have a murder hobo on a loose

: ndz paź 05, 2025 11:01 pm
autor: Evina J. Swanson
Nie dało się zaprzeczyć temu, że niedawne wydarzenia związane z ucieczką z więzienia wywołały w mieście swoistą panikę. Ludzie obawiali się tego, że krwiożerczy morderca znajduje się na wolności i może zaraz uderzyć ponownie. Niektórzy nie zwracali nawet uwagi na to, że miał on swoje upatrzone typy ofiar oraz sposób działania. W końcu co jeśli one się zmieniły? Nikt nie chciał zostać kolejnym nazwiskiem zapisanym gdzieś na wikipedii czy wymienianym w podcastach kryminalnych jako kolejni zabici przez danego zabójcę.
Evina śledziła uważnie sytuację i monitorowała wszystko, co tylko pojawiało się w sprawie zbiega. Co prawda nie była to sprawa podlegająca pod jej wydział ze względu na to, że chodziło o ucieczkę, a nie kolejne zabójstwo, ale mimo wszystko czuła się w obowiązku śledzić wszelkie postępy i informacje. Mimo wszystko wciąż leżało to w kręgu jej zainteresowań ze względu na samą tożsamość człowieka, który znajdował się obecnie na wolności.
Nie spodziewała się jednak tego, że nagle otrzyma telefon od przerażonej znajomej zielarki. Trochę zajęło jej zrozumienie tego, co ta próbowała jej przekazać rozedrganym głosem, ale w końcu zrozumiała jej zniekształcone paniką słowa.
Zabójca był z nią w budynku wydziału botaniki.
Nie miała pojęcia dlaczego Cece postanowiła zadzwonić akurat do niej personalnie zamiast wykręcić numer alarmowy. Być może w panice pomyślała o pierwszej lepszej osobie, która jej zdaniem mogła pomóc w tej sytuacji. Na jej szczęście Swanson znajdowała się w aucie i miała już jechać do domu, ale wykonała ostry skręt w lewo, obiecując, że znajdzie się na kampusie w przeciągu kilku minut.
Zaparkowała na praktycznie pustym parkingu. Nieco krzywo, ale nie miała czasu na to, aby dokładnie wpasowywać się w wymalowane linie. Na wszelki wypadek wyciągnęła broń. Była nabita i gotowa do oddania strzału, gdyż zbieg mógł być uzbrojony i niebezpieczny.
Weszła do odpowiedniego budynku, w którym mieścił się wydział jej znajomej i pchnęła drzwi. Ustąpiły bez problemu. Ktoś zapomniał ich zamknąć.
Ostrożnym krokiem przemierzała korytarze, zaglądając po kolei do wszystkich pomieszczeń, aby upewnić się, że nikt nie czaił się w środku. Nienawidziła takich scenariuszy. W głowie już beształa się za to, że nie wezwała wsparcia, które pomogłoby jej się zorientować w sytuacji. Było tu od grama zakamarków, w których morderca mógłby się schować.
W końcu jednak dotarła do miejsca, gdzie siedziała zamknięta zielarka. Zapukała trzykrotnie w drzwi jako uzgodniony sygnał, aby Cece wiedziała, że nadeszła odsiecz, a nie ktoś kto najchętniej by ją wypatroszył. Jednocześnie wciąż przyglądała się ciemnemu korytarzowi, nasłuchując czyichś kroków, ale na razie nie wyczuła nic niepokojącego, co mogłoby ją zaalarmować. Może w budynku było faktycznie pusto?

Cece Marquis

we have a murder hobo on a loose

: pn paź 06, 2025 7:57 pm
autor: Cece Marquis
Evina J. Swanson

Cece była prostą kobietą.
Wystarczyła jedna wiadomość, by dostała pierdolca. Tego wieczoru dopinała sprawy swojego doktoratu. Siedziała nad programem statystycznym, wypełniając jakieś rubryczki, cyferki, tabelki. Wszystko byle zamknąć się w tych ponad stu stronach. Tak często płakała nad statisticą, że zapomniała, jak się nazywa. Cały czas wywalało pierdolony error, a ona aż musiała założyć okulary do czytania. To już jest ten wiek, w którym trzeba było wykonywać tak potężne ruchy, by móc wyczytać coś z ekranu komputera.
Wtedy spojrzała nerwowo na zegarek. Dobijała 22:00.
Na telefonie wiadomość: UWAGA NA SERYJNEGO MORDERCĘ.
Przełknęła nerwowo ślinę, zastanawiając się, co właściwie powinna zrobić. Inni doktoranci już dawno byli we własnym domu. Podobnie jak inni pracownicy. Jak ona miała stąd wyjść? Zawołać jakiegoś ciecia? Już prawie wyszła z własnego gabinetu, gdy usłyszała przedziwny ruch, szmer, czy co tam właściwie się zadziało. COŚ USŁYSZAŁA. Równie dobrze mógłby to być bóbr, ale w tym momencie się to nie liczyło. Długo zastanawiała się, do kogo powinna napisac. Miles? Nie. Zdecydowanie nie ośmieszy się przed swoim przyszłym facetem, za to Evina... była dobrym wyborem. Zwłaszcza że ostatnio polecała jej syrop z cebuli.
Tak czekała długie męki, aż usłyszała te trzy puknięcia. Czuła się, jakby ktoś właśnie uderzył ją w głowę.
EVINA — krzyknęła z radości, ekscytacji, bo w końcu nie była sama na tym przedziwnym padołku. Pojawił się ktoś, na kogo mogła jakkolwiek liczyć — całe szczęście, że tu jesteś — powiedziała na jednym wydechu, wypuszczając powietrze ze swoich ust. Dawno się tak nie cieszyła, widząc jakiegokolwiek człowieka. Czuła, jak cała drży — właśnie dostałam wiadomość o seryjnym mordercy na telefon, a tu nikogo nie powinno być — wymruczała pod nosem, patrząc na Evinę jak na wyrocznię. Faktycznie, mógł to być bober, mysz, czy inny pokemon, ale równie dobrze mógł to być też ten seryjny morderca.

we have a murder hobo on a loose

: pn paź 06, 2025 10:45 pm
autor: Evina J. Swanson
W życiu nie przypuszczałaby, że stanie się częścią podobnego szaleństwa. Tuż po tym jak otrzymała telefon od Cece była przekonana święcie o tym, że koleżanka znajduje się w sytuacji zagrożenia i być może natknie się na jej zwłoki albo na szaleńca, który rozbijał się gdzieś na terenie kampusu. W zasadzie to nie miała pojęcia, co właściwie będzie mogła zastać na miejscu skoro Marquis była nieziemsko przerażona i przekonana o tym, że jeszcze trochę, a zdecydowanie umrze.
Mogła finalnie odetchnąć z ulgą, gdy tylko doktorantka otworzyła jej w końcu drzwi. Wsunęła się bez zastanowienia do środka i rozejrzała po pomieszczeniu, aby upewnić się czy na pewno w pobliżu nic się nie działo. Dopiero, gdy wiedziała już, że przynajmniej w najbliższym otoczeniu nie kryje się żadne zagrożenie, obrzuciła kobietę uważnym spojrzeniem.
- Nic ci nie jest? Co się właściwie stało? - zapytała, chcąc lepiej się zorientować w sytuacji.
Potrzebowała krótkiej chwili, aby w pełni zrozumieć, co właściwie kobieta do niej mówiła. Przez moment musiała wyraźnie wysilić zwoje mózgowe, aby pojąć, że przynajmniej według jej standardów w zasadzie nic się nie zadziało.
- Czekaj... Jaką wiadomość? - dopytała. - Chodzi ci o alert, który automatycznie wysyłany jest do wszystkich w mieście i okolicach?
Musiała się upewnić, bo do końca nie wierzyła w to, co właściwie miało tutaj miejsce. No pięknie. Czyli kompletnie bez przyczyny gnała tak przez miasto, aby uratować Cece, bo ta coś tylko sobie ubzdurała, dając się porwać w pełni panice, która zapanowała w mieście po tym jak z więzienia uciekł jeden z seryjnych morderców.
Takiego obrotu sprawy się zdecydowanie nie spodziewała. Trochę żałowała w tej chwili tego, że nie znalazła faktycznie Marquis z głową zmasakrowaną siekierą, bo przynajmniej wtedy wiedziałaby, że nie przyjeżdżała tutaj na próżno. Znaczy, oczywiście idealnie byłoby jakby ujęła mordercę, ale z dwojga złego już lepsza ofiara niż kompletne marnotrawstwo czasu.

Cece Marquis

we have a murder hobo on a loose

: ndz paź 12, 2025 1:57 pm
autor: Cece Marquis
Evina J. Swanson

Evina zostanie jej boginią. Jedyną prawdziwą bohaterką, która nie nosiła peleryny. Taką, na którą każdy człowiek był w stanie liczyć. Tak własnie czuła się Cecille, kiedy tylko weszła. Oczy jej zabłysnęły, a z płuc wydostał się oddech pełen ulgi. Była gotowa na tę walkę z... seryjnym mordercą, zwłaszcza gdy obok niej pojawiła się prawdziwa profesjonalistka.
Ktoś sobie biegał ze sznurkiem w nocy po Uniwersytecie i się śmiał — albo była to siekiera? Na pewno wiedziała, że nie jest teraz sama. Powinna siedzieć zamknięta w swoim mieszkaniu, czekając na Milesa, a zamiast tego domykała ostatnie sprawy przed swoją obroną. Ważny okres w jej życiu coraz bardziej się zbliżał. Zamiast w klubie przesiadywała na uniwersytecie. Dla niej gorzej szef, Pavel, przynajmniej odwiózłby ją pod same drzwi do domu. Miałaby wtedy święty spokój, a teraz? W głowie nachodziły ją same negatywne myśli. Nie była w stanie od niej uciec.
Evina była jej królową.
Za przyjazd dostanie secik darmowych, leczniczych ziół wprost z parapetu Cece.
Tak, ten ALERT — kiwnęła głową z pełnym entuzjazmem — tak, ale ktoś naprawdę tu chodził ze sznurem! — i to były fakty. Ktoś oprócz nich był jeszcze na uniwersytecie, szedł w kierunku toalet... Tylko że nikogo już dawno nie było, nawet woźny zostawił u Marquis klucze, by zamknęła tu wszystko — o tej godzinie powinnam być tu sama, a nikt normalny nie spędza tu czwartkowych wieczór. Studenci wtedy chleją w umór na mieście — wytłumaczyła jeszcze raz. Powinna być sama, a właściwie teraz same. Za to dałaby sobie rękę odciąć, że ktoś tu jeszcze był — to na pewno coś poważnego Swanson, inaczej bym Cię tutaj nie prosiła — powiedziała na jednym wydechu. Była poważna, to było po niej widać. Przecież współpracowała z policją, nie wzywałaby ich, gdyby nie było to konieczne.
Wcale.

we have a murder hobo on a loose

: ndz paź 12, 2025 11:05 pm
autor: Evina J. Swanson
Mogłaby rozważyć noszenie peleryny, ale te niestety nie występowały już na rynku w szykownych odsłonach. Jedyne na co było ją zatem stać to jakiś modny długi płaszcz, którym mogłaby łopotać lub zarzucać. Chociaż to było zbyt dramatyczne jak na jej gust. Nie miała w sobie niestety tej wymaganej teatralności, aby móc uskuteczniać coś podobnego.
- Ktoś biegał ze sznurkiem... Nie brzmi to raczej na stan podwyższonego zagrożenia - oceniła cierpko, bo dla niej mógł to być jedynie jakiś niezwykle wymyślny prank, który ktoś postanowił wyciąć na terenie kampusu.
Westchnęła jedynie ciężko, chowając w końcu broń. To wszystko było zbyt nieprawdopodobne, aby mogła się tym właściwie przejmować. Dla niej sprawa była prosta i nie potrzebowała szczególnie wielkiego doświadczenia w rozwiązywaniu zbrodni, aby wiedzieć, co właściwie się tutaj zadziało.
- Cece, jesteś pewna, że przypadkiem ci nie odbija i nie dałaś się ponieść wszechobecnej paranoi? - zapytała wprost, przyglądając się uważnie wyjątkowo przerażonej doktorantce. - Wiem, że taki news potrafi wyjątkowo działać ludziom na wyobraźnię. Owszem, na wolności pozostaje seryjny morderca, ale nie dajmy się zwariować.
Może i Swanson uważała, że pewne środki bezpieczeństwa z pewnością były potrzebne, ale nie ulegało wątpliwości to, że ich poszukiwany człowiek miał już wcześniej utarty jakiś schemat działania oraz typy ofiar, które sobie wybierał. Nie sądziła, aby podejmował się tak ryzykownego i głupiego pomysłu jak włamanie się nagle na teren kampusu, aby sznurem zabić jedną doktorantkę botaniki.
- Dobra... Sytuacja kryzysowa... Ale będziesz mi winna przysługę, Marquis - ostrzegła lojalnie, bo gdyby nie ona to Evina już mogłaby być w domu i rozkoszować się wolnym wieczorem w towarzystwie narzeczonej. - To gdzie to słyszałaś?
Wiedziała, że Cece była w tym momencie śmiertelnie poważna, ale dalej nie bardzo potrafiła uwierzyć w to, że na kampusie znajduje się prawdziwe zagrożenie, a nie jedynie jakieś urojenia młodej kobiety, która po otrzymaniu alertu na telefon zaczęła łączyć jakiekolwiek dźwięki z potencjalnym mordercą czającym się w cieniu.

Cece Marquis

we have a murder hobo on a loose

: sob paź 18, 2025 4:22 pm
autor: Cece Marquis
Evina J. Swanson

Teatralność miała swoje plusy. Zwłaszcza gdy zamykało się, najgorszych przestępców. Cecile była wielką fanką brooklyn 99, a momentami widziała oczami wyobraźni Evinę jako Peraltę. Może miała też własnego pontiakowego bandytę? Takie z którym może się zbratać, by razem walczyć ze światem w imię sprawiedliwości.
Ale to nie był sznurek wełny, czy jakiś taki cienki, a bardziej coś co mogłoby przypominać sznur od szubienicy — odparła lekko obrażona, urażona, że Swanson nie wzięła jej wezwania na poważnie. Nabrała odrobiny powietrza do płuc. Co więcej mogłaby jej powiedzieć? To jednak był stan alarmowy. Czuła, że zagrożenie jest poważne. Może był to jakiś nadęty student, który postanowił pozbawić ją życia? Bo ona pozbawiła go zaliczenia. Nigdy nie wiesz, jakiego wariata spotkasz. Zwłaszcza gdy seryjny zabójca krążył w przestrzeni.
Evina, nie wierzysz mi? — spytała, robiąc wielkie oczy. Nie przypuszczałaby przecież, że dała się ponieść własnym paranojom. To był fakt, którego nie dało się w żaden sposób podważyć. Momentami Marquis za mocno się przejmowała, zwłaszcza w takich chwilach, w których odnajdywała odrobinę szczęścia, beztroski, czegoś co naprawdę potrzebowała — fakty są takie, że ktoś jest w budynku między nami. Jak wariat o tej godzinie odwiedzałby uniwersytet? — no właśnie, kto byłby na tyle zdesperowany, miał na tyle źle w głowie, by odwiedzać to miejsce o tej porze. Przecież sama Cece marzyła o tym, by stąd wyjść. Jednak zobaczyła kogoś, miała zamknąć, a jedyne o czym teraz myślała to o tym debilnym seryjnym mordercy.
Nie mógł jej zabić, kiedy ona odnalazła w końcu szczęście.
Postawię Ci całą flaszkę z baru, w którym pracuję — odpowiedziała anielskim tonem. Miejsce dla bogaczy, w którym jedna butelka kosztowała więcej niż samochód Cece. Nieodpowiednie miejsce, jeśli chodziło o moralność, ale idealne jeśli chciałeś bardzo szybko zarobić. Wtedy wręcz doskonałe, a dla niej liczył się kaszty dolar. — w kierunku toalety — rzuciła całkiem poważnym, skupionym tonem. Byłaby w stanie nawet zaprowadzić ją tam.
Wtedy usłyszały... KRZYK i to krzyk kobiety.
Może faktycznie nie były tutaj same?

we have a murder hobo on a loose

: ndz paź 19, 2025 4:20 pm
autor: Evina J. Swanson
Jako osoba, która również w swoim życiu widziała Brooklyn-99 Evina zdecydowanie wykłócałaby się o to, że nie jest Peraltą, a raczej Rosą, która trzyma siekierę pod łóżkiem. Być może również dlatego, że sama też żywiła niechęć do klasyki amerykańskiego kina jaką był Obywatel Kane.
- Jesteś pewna? Gdzie i kiedy go widziałaś? - dopytywała, bo pewnie zaraz wyciągnie nauczkę z kolejnego filmowego klasyka jakim było Dwunastu gniewnych ludzi, aby przekonać ją o tym, że z takiej odległości w podobnych warunkach z pewnością nie miała szansy na zobaczenie wyraźnie takich detali.
Nie było niczym dziwnym, że w takich momentach jak ten ludziom jednak odrobinę odwalało i zaczynali widzieć coś, co tak naprawdę w ogóle nie miało miejsca. Stres, ogólna atmosfera tego miejsca i pewne okoliczności z pewnością niezwykle pomagały w tym, aby umysł stworzył coś naprawdę przerażającego i działającego na wyobraźnię.
- W tej chwili? Nie bardzo - odpowiedziała szczerze, bo niestety przerabiała w historii swojej kariery aż za dużo fałszywych alarmów, bo coś się komuś wydawało.
Nie wiedziała jak dokładnie funkcjonował uniwersytet. Może jeszcze o tej porze kręcili się jacyś sprzątacze? Było to całkiem prawdopodobne, ale skoro Cece wszczęła już alarm to nie szkodziło jej sprawdzić okolicy dla spokoju ducha.
- Jesteś mi to winna. Idziemy - odpowiedziała przekonana jeszcze bardziej postawioną butelką.
Niewiele myśląc, sięgnęła ponownie po broń i ruszyła ku drzwiom. Tylko, że wtedy rozległ się rozdzierający ciszę kampusu krzyk.
- Zostań tutaj, a ja to sprawdzę - zwróciła się jeszcze do kobiety, mając nadzieję, że ta faktycznie jej posłucha i zabarykaduje w środku na wypadek, gdyby faktycznie w pobliżu kręcił się jakiś zbir.

Cece Marquis

we have a murder hobo on a loose

: pn paź 20, 2025 8:58 am
autor: Cece Marquis
Evina J. Swanson

No widziałam i słyszałam, jak do Ciebie pisałam — wyrecytowała niczym najpiękniejszy wiersz, którego zdążyła się nauczyć. Doskonale wiedziała, po co ją wezwała. Na pewno się jej nie przywidziało, a zmysły jej nie oszukały. Była na to zbyt dokładna. Świadoma. Może spędziła prawie dziesięć godzin, wpatrując się w najbardziej okropny program na całej kuli ziemskiej, próbując klikać w nim jakieś sensowne rzeczy, ale...
MIAŁA OCZY I USZY niczym prawdziwy badacz przyrody.
Czyli całkiem tęgi.
Evino Swanson — teraz spoważniała przez oburzenie. Spojrzała na koleżankę taką wręcz śmiertelną miną, jakby od tego co powie zależało co najmniej jej całe życie — to po co tutaj przyjechałaś? — zapytała finalnie, wbijając w nią intensywny wzrok. Mogła napisać, że coś się jej przywidziało. Zostawić ją na pastwę losu. Cece wtedy zostałaby bohaterką pierwszego planu nowej wersji Szklanej Pułapki na uniwersytecie.
To mam zostać, czy iść? — spytała, bo komunikaty były dla niej stosunkowo niejasne. Zostań, idź ze mną. Rabini się ze sobą nie zgadzali, trudno było wyrokować — to zostanę, szefowo. Chociaż mogę wziąć... łopatę ze sobą i w razie czego zostać prawdziwym zabijaką, jakby ktoś odszedł Cię od tyłu — zaproponowała jeszcze Cece, zanim Evina zamknęła za nią drzwi. Czy miała łopatę? Oczywiście, że tak. Wszystko po to by móc wykopać roślinę. Co prawda nikt o zdrowym rozsądku nie wykopał, by za jej pomocą grobu, a raczej tylko kogoś delikatnie uderzył, ale dalej się liczyło.
Gdy Evina wyszła w stronę toalety, dało się usłyszeć coraz głośniejsze sapnięcia. Dźwięk wybrzmiewał coraz bardziej im zbliżała się do drzwi. Były one niepokojące, jakby faktycznie komuś działa się prawdziwa krzywda.
Jezus, maria, Marian — usłyszała finalnie błagalny głos kobiety — przestań, mam dosyć — kolejna prośba, ale to co się działo za drzwiami, było nie do odgadnięcia. Kto wie, co się kryło za tymi drzwiami?
Po chwili kolejny głos.
Krzycz, malutka, sami jesteśmy, a ty przecież tego chcesz... — warknął dosyć stary głos. Profesor i studentka? Sugar daddy z sugar baby? Czy może ofiara z oprawcą?

we have a murder hobo on a loose

: śr paź 22, 2025 7:34 pm
autor: Evina J. Swanson
Gdyby tylko Evina J. Swanson żyła w starożytnej Grecji to na pewno sympatyzowałaby ze szkołą sceptyków. Widać to było zresztą po tym jak własnemu sceptycyzmowi poddawała w tej chwili wszystko, co Marquis mówiła jej na temat rzekomego mordercy, który się kręcił w budynku. Była całkowicie niewrażliwa na oburzenie doktorantki i wpatrywała się na nią przez chwilę powątpiewająco.
- Brzmiałaś jakby ktoś miał cię poćwiartować siekierą. Musiałam to sprawdzić - odpowiedziała spokojnie, bo dla niej to wyjaśnienie było oczywiste.
Nie miała wcześniej innych informacji i nie miała pojęcia jak faktycznie przedstawia się sytuacja na miejscu. Dlatego nie mogła zostawić jej samej. Teraz też mogłaby się wycofać, ale na wszelki wypadek sprawdzi teren kampusu i odprowadzi Cece do samochodu, żeby mogła w spokoju wrócić do domu.
- Dobra. Zostań tu na razie i nikogo nie wpuszczaj. Rozejrzę się dla ciebie - obiecała, bo nie chciała narażać mimo wszystko kobity na jakieś ewentualne ataki ze strony potencjalnego zabójcy ani ryzykować, że jakiś Bogu ducha winny przechodzień oberwie łopatą jak się Cece zamachnie.
Zostawiła zatem botaniczkę na chwilę i ruszyła w kierunku, z którego dobiegały krzyki. Im bliżej jednak się znajdowała tym bardziej była przekonana o tym, że z każdą chwilą wydawało jej się, że sytuacja o wiele bardziej odbiega od tego, czego można było się spodziewać po seryjnym mordercy, a raczej dotyczy typowego romansu w pracy.
Kto chociaż raz nie ruchał się na biurku w miejscu zatrudnienia niech pierwszy rzuci kamień... Bo Evina nie mogła. Chwilę jeszcze nasłuchiwała pod drzwiami. Uchyliła je nawet delikatnie, bo nie były one zamknięte. Jedno zerknięcie do środka pozwoliło jej na ustalenie tego, że w środku faktycznie znajdowała się całkowicie skupiona na sobie para kochanków. I tyle było z tego seryjnego mordercy.
Powoli wróciła do pomieszczenia, w którym zostawiła wcześniej Cece i raz jeszcze zapukała do drzwi umówionym wcześniej sygnałem, żeby kobieta wiedziała, że nie miała do czynienia z jakimś psychopatą, który biegał po kampusie.
- To ja. Fałszywy alarm. Komuś zebrało się na wieczorne pukanko w jednej z sal - oświadczyła beznamiętnym głosem.
Naprawdę nie wierzyła w to, co właśnie zobaczyła. Czym się stało jej życie, że była wzywana do właśnie takich rzeczy?

Cece Marquis

we have a murder hobo on a loose

: ndz paź 26, 2025 9:04 am
autor: Cece Marquis
Evina J. Swanson

Cece za to parała emocjami. Szybko wkręcała sobie jakieś rzeczy. Do nauki potrafiła podchodzić na chłodno, analizować dane w sposób rzetelny, ale jeśli coś wzbudzało w niej większe emocje niż doktorat wszystko wydawało się zmienić. Na co dzień Cecille nie była zbyt strachliwa. Mogłaby spokojnie przejść po cmentarzu w trakcie nocy. Niczego by to nie zmieniło w jej nastawieniu. Jednak są takie chwile jak ta, gdy wiesz, że jesteś sama i powinnaś być, a jednak... ktoś się pojawił w budynku.
Bo to poważna sprawa jest — stwierdziła Marquis, zakładając rękę na rękę i łupiąc wzrokiem na Evinę — ktoś jest w budynku, nikt o zdrowych zmysłach, by się tu nie pojawił — kto by chciał spędzać swój wieczorny czas w budynku uniwersytetu? Tylko jakaś zapracowana barmanka, która sama nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić.
Tak jest szefowo — zasalutowała Cece, wracając do swojego biurka. Chwyciła za swój kubek z melisą i zaczęła ją sączyć. Słyszała, jak serce jej bije. Z każdą sekundą nieobecności Eviny coraz bardziej się denerwowała. Gdzie ona do cholery zniknęła? Powtarzała sobie w głowie: takiej dzielnej policjantki nikt by przecież nie dał rady porwać. Była pewna siebie, zadziorna i nikt nie powinien jej zagrozić. Tak długo powtarzała jak jakąś mantrę, lub modlitwę.
Aż do puknięć w drzwi. Cała podskoczyła radosna, by w końcu je otworzyć. Wróciła do niej. Cała. Marquis od razu zlustrowała policjantkę wzrokiem. Żadnych śladów walki, żadnych włosów, które wyglądałaby nieidealnie. Czyli... mózg zrobił sobie z niej figle?
Co — spytała, robiąc wielkie oczy, a przy tym otworzyła usta. Wyglądała, jak zdziwiona emotka. Widać było, że system dopiero się jej ładował. Nocne schadzki w jednej sal... ciekawe kto — przepraszam, myślałam, że to coś poważnego — wymruczała finalnie Cecille, a ze swojego biurka wyjęła whiskey. Tak, nawet najbardziej poukładana dziewczyna miała w swoim biurku coś na wypadek jakiejś... tragedii narodowej, albo apokalipsy zombie.