nobody gonna believe this
: wt paź 07, 2025 6:39 pm
				
				To wszystko brzmiało jak jakiś nieśmieszny żart.
Na początku nie chciała wierzyć w to wszystko, ale wolała wszystko dokładnie sprawdzić, żeby móc spokojnie zasnąć.
Nigdy bowiem nie spodziewałaby się tego, że na komendzie czekać będzie zaadresowany do niej list, który został dostarczony z samego rana. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem zwyczajnie. Dane na kopercie skreślone były nieco koślawymi drukowanymi literami, które nie bardzo pasowały do zamaszystego pisma, którym zapisana wymięta kartka, którą ktoś wsadził do środka. Rozprostowała ją i pochyliła się nad treścią, aby rozczytać każdy zawijas zniekształcony przez linie zgnieceń. Nie ulegało jednak wątpliwości, że był to list z pogróżkami, który ktoś wspaniałomyślnie postanowił dostarczyć jej na próg komendy.
Swanson,
mam nadzieję, że mój przyjaciel wywiązał się ze swojej obietnicy i przekazał ci mój list. Z początku nie wierzyłem, że mu się uda, gdy opowiedział mi o swoim panie ucieczki. Jeśli jednak czytasz te słowa to znaczy, że mu się udało. Proponował mi nawet, abyśmy uciekli razem, ale wolałem nie ryzykować. Jego plan miał w sobie kilka słabych punktów, a wolałbym, aby niczego mi nie dojebali skoro zaraz i tak mam wyjść. Dlatego poprosiłem o to, aby po prostu przekazał ci moją wiadomość.
Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem, gdy tylko usłyszałem słowo 'wolność'. Cieszysz się? W końcu trudno jest zapomnieć o kimś kto zniszczył ci życie.
Przez ciebie zmarnowałem najlepsze lata. To ty ponosisz za wszystko odpowiedzialność. Nie mogę się doczekać, aż w końcu wyrwę się stąd i będę mógł cię dopaść. Marzę o tym, aby cię zniszczyć. Ciekawi mnie to jak się zmieniłaś przez cały ten czas. Zastanawiam się też czy będziesz skomleć niczym żałosna suka, gdy będę cię zarzynał.
Chciałbym, abyś na mnie zaczekała. Myśl o mnie tak jak ja myślę o tobie, aż w końcu będę mógł po ciebie przyjść. Nie powiem ci jednak kiedy. Niech to będzie niespodzianką.
Przez moment siedziała jedynie we własnym gabinecie, wlepiając puste spojrzenie w drzwi przed sobą. To mógł być żart. Jakiś cholerny halloweenowy prank, ale coś jej podpowiadało, że kryje się za tym coś więcej. W końcu musiała się liczyć z tym, że w końcu mogłaby znaleźć się na celowniku kogoś kto chciałby się na niej zemścić.
I chociaż wydawało się to nieprawdopodobne to rzuciła się do przeszukiwania akt i wertowania swoich starych spraw, które udało jej się rozwiązać. List nie był podpisany. Musiała zatem sama dojść do tego kto mógłby być jego autorem jeśli faktycznie była to rzeczywista groźba.
Przeglądała kolejne dokumenty, sprawdzając kto z aresztowanych przez nią ludzi trafił do Millhaven, gdzie mógł się zaprzyjaźnić ze zbiegłym Danielem Wescottem. W dodatku był to ktoś kto zgodnie ze skreślonymi słowami miał wyjść na wolność w najbliższym czasie. To zdecydowanie zawężało listę.
Spędziła nad papierami ładnych kilka godzin. Nie chciała nikogo informować o czymś, co mogłoby być uznane za jedynie zwyczajny żart. Wiedziała, że niejedna osoba wyśmiałaby ją i stwierdziła, że dała się porwać zwykłej halloweenowej prowokacji. Niby każda informacja była na wagę złota, a jednak policja wyraźnie przesiewała to, co ich zdaniem wydawało się zbyt nieprawdopodobne i mogło zostać zignorowane, bo potrzebowali sił przerobowych w innym miejscu.
W końcu jednak udało jej się znaleźć kogoś kto mógł być grożącym jej dawnym mordercą. Próbka pisma, którą miała załączoną w aktach również wyglądała niezwykle podobnie do spisanych na kolanie przy pryczy słów pokrywających wymięty papier. Nie był to jednak żaden znaczący dowód.
Dotychczas nikt nie wpadł jeszcze na ślad Wescotta. Sprawdzono rzecz jasna wszystkie związane z nim miejsca i bardziej oczywiste kryjówki, ale nigdzie go nie było. Nic też nie świadczyło o tym, aby wcześniej się tam zatrzymał. Co jeśli jednak chowa się w miejscu, które mógł podsunąć mu inny morderca?
Przeczytała raz jeszcze akta i sprawdziła adresy. Chyba wiedziała, gdzie mogłaby szukać. Musiała sprawdzić te poszlaki nawet jeśli miały prowadzić donikąd.
Wyciągnęła telefon i przedzwoniła do Zaylee. Nie chciała ją w to wciągać. Wiedziała jednak, że koronerka martwiłaby się nią, gdyby nagle zniknęła z komendy bez słowa. Mogło jej nie być dłuższy czas. Chciała po prostu powiedzieć jej, że wychodziła i spotkają się później w domu. Nie miała pewności ile może jej zejść. Nie podawała szczegółów. Rozłączyła się nim narzeczona mogła zadać jakiekolwiek pytanie i ruszyła do swojego auta.
Cel jej podróży był położony na samych obrzeżach miasta. Czekała ją zatem dosyć długa przejażdżka bocznymi uliczkami, których akurat nie obstawiała policja. Kierowała się do dawno opuszczonego domu. W zasadzie nawet chaty, która kiedyś służyła jako kryjówka pewnego mordercy... Być może właśnie tam przebywał obecnie Wescott.
Zaparkowała na końcu ulicy. Wyciągnęła broń i sprawdziła jej stan. Dopiero wtedy wyszła z pojazdu i ruszyła zdezelowanym chodnikiem w stronę podniszczonego budynku, w którym od lat nikt nie mieszkał.
zaylee miller
			Na początku nie chciała wierzyć w to wszystko, ale wolała wszystko dokładnie sprawdzić, żeby móc spokojnie zasnąć.
Nigdy bowiem nie spodziewałaby się tego, że na komendzie czekać będzie zaadresowany do niej list, który został dostarczony z samego rana. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem zwyczajnie. Dane na kopercie skreślone były nieco koślawymi drukowanymi literami, które nie bardzo pasowały do zamaszystego pisma, którym zapisana wymięta kartka, którą ktoś wsadził do środka. Rozprostowała ją i pochyliła się nad treścią, aby rozczytać każdy zawijas zniekształcony przez linie zgnieceń. Nie ulegało jednak wątpliwości, że był to list z pogróżkami, który ktoś wspaniałomyślnie postanowił dostarczyć jej na próg komendy.
Swanson,
mam nadzieję, że mój przyjaciel wywiązał się ze swojej obietnicy i przekazał ci mój list. Z początku nie wierzyłem, że mu się uda, gdy opowiedział mi o swoim panie ucieczki. Jeśli jednak czytasz te słowa to znaczy, że mu się udało. Proponował mi nawet, abyśmy uciekli razem, ale wolałem nie ryzykować. Jego plan miał w sobie kilka słabych punktów, a wolałbym, aby niczego mi nie dojebali skoro zaraz i tak mam wyjść. Dlatego poprosiłem o to, aby po prostu przekazał ci moją wiadomość.
Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem, gdy tylko usłyszałem słowo 'wolność'. Cieszysz się? W końcu trudno jest zapomnieć o kimś kto zniszczył ci życie.
Przez ciebie zmarnowałem najlepsze lata. To ty ponosisz za wszystko odpowiedzialność. Nie mogę się doczekać, aż w końcu wyrwę się stąd i będę mógł cię dopaść. Marzę o tym, aby cię zniszczyć. Ciekawi mnie to jak się zmieniłaś przez cały ten czas. Zastanawiam się też czy będziesz skomleć niczym żałosna suka, gdy będę cię zarzynał.
Chciałbym, abyś na mnie zaczekała. Myśl o mnie tak jak ja myślę o tobie, aż w końcu będę mógł po ciebie przyjść. Nie powiem ci jednak kiedy. Niech to będzie niespodzianką.
Przez moment siedziała jedynie we własnym gabinecie, wlepiając puste spojrzenie w drzwi przed sobą. To mógł być żart. Jakiś cholerny halloweenowy prank, ale coś jej podpowiadało, że kryje się za tym coś więcej. W końcu musiała się liczyć z tym, że w końcu mogłaby znaleźć się na celowniku kogoś kto chciałby się na niej zemścić.
I chociaż wydawało się to nieprawdopodobne to rzuciła się do przeszukiwania akt i wertowania swoich starych spraw, które udało jej się rozwiązać. List nie był podpisany. Musiała zatem sama dojść do tego kto mógłby być jego autorem jeśli faktycznie była to rzeczywista groźba.
Przeglądała kolejne dokumenty, sprawdzając kto z aresztowanych przez nią ludzi trafił do Millhaven, gdzie mógł się zaprzyjaźnić ze zbiegłym Danielem Wescottem. W dodatku był to ktoś kto zgodnie ze skreślonymi słowami miał wyjść na wolność w najbliższym czasie. To zdecydowanie zawężało listę.
Spędziła nad papierami ładnych kilka godzin. Nie chciała nikogo informować o czymś, co mogłoby być uznane za jedynie zwyczajny żart. Wiedziała, że niejedna osoba wyśmiałaby ją i stwierdziła, że dała się porwać zwykłej halloweenowej prowokacji. Niby każda informacja była na wagę złota, a jednak policja wyraźnie przesiewała to, co ich zdaniem wydawało się zbyt nieprawdopodobne i mogło zostać zignorowane, bo potrzebowali sił przerobowych w innym miejscu.
W końcu jednak udało jej się znaleźć kogoś kto mógł być grożącym jej dawnym mordercą. Próbka pisma, którą miała załączoną w aktach również wyglądała niezwykle podobnie do spisanych na kolanie przy pryczy słów pokrywających wymięty papier. Nie był to jednak żaden znaczący dowód.
Dotychczas nikt nie wpadł jeszcze na ślad Wescotta. Sprawdzono rzecz jasna wszystkie związane z nim miejsca i bardziej oczywiste kryjówki, ale nigdzie go nie było. Nic też nie świadczyło o tym, aby wcześniej się tam zatrzymał. Co jeśli jednak chowa się w miejscu, które mógł podsunąć mu inny morderca?
Przeczytała raz jeszcze akta i sprawdziła adresy. Chyba wiedziała, gdzie mogłaby szukać. Musiała sprawdzić te poszlaki nawet jeśli miały prowadzić donikąd.
Wyciągnęła telefon i przedzwoniła do Zaylee. Nie chciała ją w to wciągać. Wiedziała jednak, że koronerka martwiłaby się nią, gdyby nagle zniknęła z komendy bez słowa. Mogło jej nie być dłuższy czas. Chciała po prostu powiedzieć jej, że wychodziła i spotkają się później w domu. Nie miała pewności ile może jej zejść. Nie podawała szczegółów. Rozłączyła się nim narzeczona mogła zadać jakiekolwiek pytanie i ruszyła do swojego auta.
Cel jej podróży był położony na samych obrzeżach miasta. Czekała ją zatem dosyć długa przejażdżka bocznymi uliczkami, których akurat nie obstawiała policja. Kierowała się do dawno opuszczonego domu. W zasadzie nawet chaty, która kiedyś służyła jako kryjówka pewnego mordercy... Być może właśnie tam przebywał obecnie Wescott.
Zaparkowała na końcu ulicy. Wyciągnęła broń i sprawdziła jej stan. Dopiero wtedy wyszła z pojazdu i ruszyła zdezelowanym chodnikiem w stronę podniszczonego budynku, w którym od lat nikt nie mieszkał.
zaylee miller