Strona 1 z 3

nobody gonna believe this

: wt paź 07, 2025 6:39 pm
autor: Evina J. Swanson
To wszystko brzmiało jak jakiś nieśmieszny żart.
Na początku nie chciała wierzyć w to wszystko, ale wolała wszystko dokładnie sprawdzić, żeby móc spokojnie zasnąć.
Nigdy bowiem nie spodziewałaby się tego, że na komendzie czekać będzie zaadresowany do niej list, który został dostarczony z samego rana. Na pierwszy rzut oka wyglądał całkiem zwyczajnie. Dane na kopercie skreślone były nieco koślawymi drukowanymi literami, które nie bardzo pasowały do zamaszystego pisma, którym zapisana wymięta kartka, którą ktoś wsadził do środka. Rozprostowała ją i pochyliła się nad treścią, aby rozczytać każdy zawijas zniekształcony przez linie zgnieceń. Nie ulegało jednak wątpliwości, że był to list z pogróżkami, który ktoś wspaniałomyślnie postanowił dostarczyć jej na próg komendy.

Swanson,
mam nadzieję, że mój przyjaciel wywiązał się ze swojej obietnicy i przekazał ci mój list. Z początku nie wierzyłem, że mu się uda, gdy opowiedział mi o swoim panie ucieczki. Jeśli jednak czytasz te słowa to znaczy, że mu się udało. Proponował mi nawet, abyśmy uciekli razem, ale wolałem nie ryzykować. Jego plan miał w sobie kilka słabych punktów, a wolałbym, aby niczego mi nie dojebali skoro zaraz i tak mam wyjść. Dlatego poprosiłem o to, aby po prostu przekazał ci moją wiadomość.

Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem, gdy tylko usłyszałem słowo 'wolność'. Cieszysz się? W końcu trudno jest zapomnieć o kimś kto zniszczył ci życie.
Przez ciebie zmarnowałem najlepsze lata. To ty ponosisz za wszystko odpowiedzialność. Nie mogę się doczekać, aż w końcu wyrwę się stąd i będę mógł cię dopaść. Marzę o tym, aby cię zniszczyć. Ciekawi mnie to jak się zmieniłaś przez cały ten czas. Zastanawiam się też czy będziesz skomleć niczym żałosna suka, gdy będę cię zarzynał.
Chciałbym, abyś na mnie zaczekała. Myśl o mnie tak jak ja myślę o tobie, aż w końcu będę mógł po ciebie przyjść. Nie powiem ci jednak kiedy. Niech to będzie niespodzianką.


Przez moment siedziała jedynie we własnym gabinecie, wlepiając puste spojrzenie w drzwi przed sobą. To mógł być żart. Jakiś cholerny halloweenowy prank, ale coś jej podpowiadało, że kryje się za tym coś więcej. W końcu musiała się liczyć z tym, że w końcu mogłaby znaleźć się na celowniku kogoś kto chciałby się na niej zemścić.
I chociaż wydawało się to nieprawdopodobne to rzuciła się do przeszukiwania akt i wertowania swoich starych spraw, które udało jej się rozwiązać. List nie był podpisany. Musiała zatem sama dojść do tego kto mógłby być jego autorem jeśli faktycznie była to rzeczywista groźba.
Przeglądała kolejne dokumenty, sprawdzając kto z aresztowanych przez nią ludzi trafił do Millhaven, gdzie mógł się zaprzyjaźnić ze zbiegłym Danielem Wescottem. W dodatku był to ktoś kto zgodnie ze skreślonymi słowami miał wyjść na wolność w najbliższym czasie. To zdecydowanie zawężało listę.
Spędziła nad papierami ładnych kilka godzin. Nie chciała nikogo informować o czymś, co mogłoby być uznane za jedynie zwyczajny żart. Wiedziała, że niejedna osoba wyśmiałaby ją i stwierdziła, że dała się porwać zwykłej halloweenowej prowokacji. Niby każda informacja była na wagę złota, a jednak policja wyraźnie przesiewała to, co ich zdaniem wydawało się zbyt nieprawdopodobne i mogło zostać zignorowane, bo potrzebowali sił przerobowych w innym miejscu.
W końcu jednak udało jej się znaleźć kogoś kto mógł być grożącym jej dawnym mordercą. Próbka pisma, którą miała załączoną w aktach również wyglądała niezwykle podobnie do spisanych na kolanie przy pryczy słów pokrywających wymięty papier. Nie był to jednak żaden znaczący dowód.
Dotychczas nikt nie wpadł jeszcze na ślad Wescotta. Sprawdzono rzecz jasna wszystkie związane z nim miejsca i bardziej oczywiste kryjówki, ale nigdzie go nie było. Nic też nie świadczyło o tym, aby wcześniej się tam zatrzymał. Co jeśli jednak chowa się w miejscu, które mógł podsunąć mu inny morderca?
Przeczytała raz jeszcze akta i sprawdziła adresy. Chyba wiedziała, gdzie mogłaby szukać. Musiała sprawdzić te poszlaki nawet jeśli miały prowadzić donikąd.
Wyciągnęła telefon i przedzwoniła do Zaylee. Nie chciała ją w to wciągać. Wiedziała jednak, że koronerka martwiłaby się nią, gdyby nagle zniknęła z komendy bez słowa. Mogło jej nie być dłuższy czas. Chciała po prostu powiedzieć jej, że wychodziła i spotkają się później w domu. Nie miała pewności ile może jej zejść. Nie podawała szczegółów. Rozłączyła się nim narzeczona mogła zadać jakiekolwiek pytanie i ruszyła do swojego auta.
Cel jej podróży był położony na samych obrzeżach miasta. Czekała ją zatem dosyć długa przejażdżka bocznymi uliczkami, których akurat nie obstawiała policja. Kierowała się do dawno opuszczonego domu. W zasadzie nawet chaty, która kiedyś służyła jako kryjówka pewnego mordercy... Być może właśnie tam przebywał obecnie Wescott.
Zaparkowała na końcu ulicy. Wyciągnęła broń i sprawdziła jej stan. Dopiero wtedy wyszła z pojazdu i ruszyła zdezelowanym chodnikiem w stronę podniszczonego budynku, w którym od lat nikt nie mieszkał.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: śr paź 08, 2025 10:36 am
autor: zaylee miller
021.
Nie była głupia. Znała Swanson lepiej niż ktokolwiek. Kiedy mówiła takim tonem, to znaczyło jedno — coś ukrywała. A jeśli coś ukrywała, to nie bez powodu. Telefon między jedną a kolejną autopsją szczerze ją zaskoczył. Już wtedy podskórnie wiedziała, że coś było nie tak. Evina nigdy do niej nie dzwoniła, gdy obie znajdowały się w pracy. Zwykle była to krótka wiadomość tekstowa z propozycją seksu lunchu albo wycieczka do prosektorium. Ale telefon? Ewidentnie coś tutaj nie grało.
Przez chwilę stała w milczeniu, wpatrzona w ekran, na którym wciąż widniało imię narzeczonej. Jej głos brzmiał zbyt chłodno, jak na zwykły służbowy wyjazd. Dlatego od razu po zakończonym połączeniu Zaylee włączyła aplikację, która miała lokalizować telefon Swanson. Zainstalowała ją jakiś czas temu, ale nie z braku zaufania, a z potrzeby spokoju. Obie wykonywały zawody, gdzie granice między życiem a śmiercią często się zacierały. A po ostatnich wydarzeniach z Calebem Fosterem, który był odpowiedzialny za śmierć koronerów oraz niedawnej informacji o ucieczce innego seryjnego mordercy, który zbiegł z zakładu karnego Millhaven, stała się jakoś bardziej wyczulona na zagrożenia. A nawet i przewrażliwiona.
Ikona aplikacji rozbłysła na ekranie. Czerwona kropka wyjeżdżała spod komisariatu i powoli poruszała się po mapie miasta, zmierzając w stronę bocznej ulicy. Miller nie zastanawiała się długo. Odłożyła sekcję zwłok denata na później, zarzuciła na ramiona płaszcz i po chwili już wsuwała telefon do uchwytu na desce rozdzielczej. Uruchomiła silnik i obrała równoległą trasę. Nie chciała, żeby Evina zauważyła, że ktoś za nią jedzie. Nie chciała też zostać zawrócona przez policję, która patrolowała miasto w poszukiwaniu Daniela Wescotta.
W końcu światła miasta zaczynały gasnąć za jej plecami. Wjechała w strefę przemysłową, gdzie zamiast neonów panowały cienie, a w oddali majaczyły reflektory — punkt, który poruszał się z tą samą prędkością, co czerwona kropka. Zwolniła, chowając się za ciężarówką. Na zakręcie widziała, jak samochód Swanson zjeżdża na bok i zatrzymuje się na końcu ulicy. Zaylee podjechała z drugiej strony. A dokładniej tam, gdzie kończył się asfalt, a zaczynały pola i lasy.
Wyłączyła światła i powoli wyszła z samochodu, cały czas ściskając w dłoni telefon z włączoną lokalizacją. Ruszyła w stronę starego, opuszczonego domu, do którego narzeczona wchodziła po skrzypiących schodach. Sama obiegła budynek, cicho stawiając kroki w panującym na zewnątrz półmroku i kiedy znalazła wąski prześwit za stertą zniszczonych kartonów, zatrzymała się na chwilę, przywierając plecami do zimnej cegły. Sylwetka Eviny mignęła jej przed oczami, więc ruszyła dalej. Przystanęła dopiero za plecami narzeczonej. Bezgłośnie położyła jedną ręką na jej ramieniu, a drugą docisnęła ją do ściany tuż przy frontowych drzwiach
Co ty tu, kurwa, robisz? — wysyczała przez zaciśnięte zęby, czując, jak ciało Swanson napręża się pod jej dotykiem, jakby chciała się wyrwać. Ale Zaylee nie puściła. Trzymała ją mocno, pewnie wbijając łokieć w klatkę piersiową.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: śr paź 08, 2025 3:23 pm
autor: Evina J. Swanson
Nie miała w zwyczaju wyłączania telefonu. Głównie dlatego, że w każdej chwili mogła otrzymać wiadomość od przełożonych. Zresztą pozostawała jeszcze kwestia aplikacji dzielącej się lokalizacją. Nie nadużywały jej. Ufały sobie i nie było potrzeby, żeby sprawdzały swoje położenie jeśli nie miały ku temu solidnych podstaw. Wolały jednak mieć szybki i prosty sposób na sprawdzenie ostatniej lokalizacji telefonu, gdyby się coś się stało. Evina nie przypuszczała jednak, że Miller postanowi skorzystać z tej opcji, gdy tylko otrzymała od niej telefon.
Nie dostrzegła żadnego samochodu. Była skupiona przez chwilę na obserwacji domu, ale nie dostrzegła nic, co mogłoby świadczyć o obecności kogokolwiek we wnętrzu. Dlatego powoli ruszyła ku drzwiom.
Trzymała broń w jednej z rąk, gdy drugą ostrożnie sięgnęła do klamki. Stan zawiasów wołał o pomstę do nieba. Czuła, że nie byłaby w stanie uniknąć skrzypienia, a mogła jedynie je zminimalizować. Nie podobało jej się to. Budynek wyglądał niczym wyjęty żywcem z powieści Stephena Kinga, a to oznaczało, że nie miała pojęcia, co właściwie mogłaby tam znaleźć.
W środku uderzył w nią stęchły zapach. Miała wrażenie, że coś mogło zdechnąć zarówno w ścianach jak i pod trzeszczącymi deskami podłogowymi. Wokół niej krążyły ledwie widoczne w słabym świetle padającym przez brudne okna drobinki kurzu, który zdawał się pokrywać właściwie wszystko całkiem grubą warstwą. Przyjrzała się uważniej podłodze, starając się dojrzeć a znajdującym się na deskach brudzie wyraźniejszy odcisk buta. Sądząc po rozmiarze musiał należeć do mężczyzny.
W głębi korytarza po swojej prawej widziała prowadzące na górę zbutwiałe schody. Z pewnością będzie musiała uważać jeśli tylko zechce z nich skorzystać i udać się na piętro. Wpierw jednak wolała dokładnie przetrząsnąć parter i zaglądnąć po kolei do każdego z pomieszczeń, aby mieć pewność, że nikt jej nie zaskoczy...
Stawiała ostrożnie kroki tak, aby przypadkiem nie wywołać zbyt wielkiego hałasu. Czuła jak wzdęte drewno ugina się pod jej stopami, gdy sunęła z gotową do strzału bronią przez korytarz. Zaglądnęła do pierwszego z pomieszczeń, które okazało się być kuchnią. Zostawioną w nieludzkim stanie.
Ze zlewu niemal wylewały się brudne naczynia, na których brud zaschnął wiele lat temu. Dopełniały one kompozycję przypalonych garnków. Na blacie obok leżała drewniana deska z zardzewiałym nożem kuchennym obok spleśniałych resztek czegoś niezidentyfikowanego. W kącie widziała kosz pełen puszek po gotowych przetworach.
Wycofywała się z pomieszczenia, które przeskanowała w momencie, gdy wyczuła za swoimi plecami czyjąś obecność. Serce zdążyło jej przyspieszyć i miała już się odwrócić, gdy dłoń wylądowała na jej ramieniu. Była wyszkolona. Działała instynktownie, ale całe szczęście zdążyła się powstrzymać w ostatnim ułamku sekundy, starając się oddalić jak najbardziej dłoń z trzymanym glockiem od swojej napastniczki. Nie chciała jej przypadkiem postrzelić. Już i tak cudem cofnęła palec, który niemal nacisnął spust. Przez to jednak nie mogła stawiać zbytniego oporu i dała się przyprzeć do ściany, a przed sobą miała jedynie wściekłą twarz swojej narzeczonej.
- Pojebało cię? - warknęła, czując jak własna złość zaczyna w niej wrzeć, bo Miller przed chwilą właśnie zrobiła najdurniejszą rzecz pod słońcem. - Mogłam cię postrzelić.
Myślała, że Zaylee naprawdę miała więcej instynktu samozachowawczego i rozumu by nie zachodzić niespodziewanie uzbrojonej osoby, ale jak widać się myliła. Próbowała się uwolnić, ale nie było to takie proste. Warknęła coś cicho pod nosem, czując że pomimo napiętych mięśni, koronerka nie zamierza jej puścić. Nie chciała się szarpać, bo to mogłoby się skończyć tragicznie z naładowaną bronią, a nie mogła jej po prostu odrzucić.
- Muszę tu coś sprawdzić. Odstąp - poleciła jej jeszcze, posyłając jej twarde spojrzenie.
Mogły porozmawiać, ale zdecydowanie nie wydawało jej się to być odpowiednim czasem ani miejscem na rozmowy. Nie, gdy w którymś z pomieszczeń mógł znajdować się zbiegły seryjny zabójca. Choć pewnie już i tak usłyszałby to zamieszanie wynikłe z interwencji Zaylee.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: śr paź 08, 2025 4:49 pm
autor: zaylee miller
Jej zachowanie nie należało do najrozsądniejszych, jednak w tym momencie działała według własnego, niekoniecznie mądrego instynktu. Nie pomyślała o tym, że narzeczona mogła ją postrzelić. A przecież mogłaby i to jeszcze jak. Ale trzeba mieć na uwadzę, że od wydarzeń z Fosterem wciąż nie była do końca sobą i postępowała impulsywnie, kierując się bardziej emocjami niż rozsądkiem. Strach, gniew i poczucie winy — to wszystko mieszało się w niej w sposób, który uniemożliwiał trzeźwe myślenie. Może właśnie dlatego nie potrafiła się zatrzymać, mimo że rozum podpowiadał jej, żeby odpuścić. Zamiast tego brnęła dalej, jakby coś ją pchało ku nieuchronnej katastrofie.
Zaylee zadarła brodę, nie spuszczając wzroku z narzeczonej, choć serce tłukło jej o żebra jak oszalałe. W panujących ciemnościach widziała to jej twarde i tak znajome spojrzenie. Nie mogła jednak po prostu się cofnąć. Zmarszczyła brwi, wciąż nie rozumiejąc, co Swanson tutaj robiła. Nie miała pojęcia, dlaczego przyjechała do tego opustoszałego domu, ani czego się spodziewać.
Dlaczego tutaj jesteś, co? — powtórzyła, jednak jeszcze nie zwolniła uścisku. — Musisz mi powiedzieć. Nie zamierzam cię powstrzymywać, ale jeśli myślisz, że zostawię cię tutaj samą, to się mylisz.
Przez krótką chwilę mierzyły się wzrokiem, jakby każda z osobna próbowała zdominować przestrzeń. Miller nie zamierzała ustąpić, choć doskonale wiedziała, że w razie czego to ona skończy na gorszej pozycji. Nie była tak silna, jak narzeczona. Zrobiła krok w bok, dając jej nieco miejsca, ale nie odeszła dalej niż na wyciągnięcie ręki. Po chwili warknęła pod nosem, czując, jak złość wzbiera w niej gwałtownie, przesłaniając strach i niepewność. Nie mogła uwierzyć, że Evina w ogóle przyjechała w takie miejsce całkiem sama i nawet nie zająknęła się o tym ani słowem.
Obyś miała jakieś zajebiście dobre usprawiedliwienie na to, co właśnie odpierdalasz — dodała i wciągnęła powietrze z takim impetem, że aż poczuła ból w płucach. W zasadzie to ona nie mogła uwierzyć w bezmyślność Swanson. Po tym wszystkim, przez co ostatnio razem przeszły, po tym jak Zaylee sama ledwo uszła z życiem z rąk seryjnego mordercy koronerów, narzeczona wpakowała się w jakieś kolejne beznadziejne gówno i nie raczyła jej nawet o tym uprzedzić.
Spojrzenie Miller dalej było stanowcze i nieustępliwe, ale w oczach błyszczała też troska. Każda myśl o tym, że narzeczona mogła znaleźć się w takim samym zagrożeniu, ściskała jej żołądek niczym lodowata dłoń. Jednak pojawiła się jeszcze ta złość, która napędzała ją na tyle, aby wymusić wyjaśnienia. Evina była jej to winna. Bo Miller nie mogła zostawić jej samej, a jednocześnie nie miała pewność, czy było tutaj wystarczająco bezpiecznie.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: śr paź 08, 2025 7:57 pm
autor: Evina J. Swanson
Obie były zatem siebie warte. Pakowały się w coś, co je przerastało i było wielce niebezpieczne. Z tą różnicą, że Evina nigdy nie podeszłaby tak Miller w momencie, gdy ta miałaby broń w ręku gotową do wystrzału. To była podstawa. Coś, czego uczyła się jeszcze jako dzieciak od rodziny, która interesowała się myślistwem.
Dlatego właśnie była wściekła. Nie wybaczyłaby sobie nigdy, gdyby skrzywdziła Zaylee, a ta kusiła los i prawie zmusiła ją do pociągnięcia za spust, bo jeszcze policjantka pomyliłaby ją z seryjnym mordercą, który grasował na wolności i mógł się kryć dokładnie w tym samym domu.
Doskonale znała to uparte spojrzenie. Zresztą pewnie jej własne wyglądało podobnie. Pełne zaciętości i rzucane spode łba w przeciwieństwie do zadzierającej głowę koronerki. Powietrze stało się dużo gęstsze między nimi oraz iskrzące od generującego się napięcia.
Na razie jeszcze się nie odzywała. Liczyła na to, że w końcu Miller ulegnie pod jej naciskiem i cofnie się przynajmniej o te kilka kroków, puszczając ją. Nie potrzebowały tutaj żadnej kłótni ani szarpaniny. To jedynie zadziałałoby na ich niekorzyść. Zwłaszcza jeśli ktoś faktycznie się chował w domu.
W końcu koronerka puściła ją, ale wciąż znajdowała się blisko i nie zamierzała jej odpuścić. Wiedziała, że będzie musiała się wytłumaczyć, ale wpierw pociągnęła kobietę w kierunku kuchni, gdzie nie znajdowały się tak bardzo na widoku jak w korytarzu, gdzie ktoś mógłby do je podejść z każdej możliwej strony.
- Szukam tu śladów Wescotta... Bazuję na niepotwierdzonych informacjach, ale muszę to sprawdzić - odpowiedziała ściszonym głosem, wciąż ściskając ramię narzeczonej i westchnęła ciężko. - Teraz już wiesz. Wracaj do prosektorium.
Nie chciała, aby znowu Zaylee pchała się w coś niebezpiecznego. Jakby nie patrzeć z ich dwójki to właśnie do Swanson należały takie rzeczy jak szlajanie się po wszelkich podejrzanych miejscach. Miller jako koronerka powinna trzymać się swojej chłodni i nie pchać w dodatkowe tarapaty.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: śr paź 08, 2025 10:28 pm
autor: zaylee miller
Dała się pociągnąć tylko dlatego, że nie chciała robić jeszcze większego hałasu. A gdy Swanson w końcu puściła jej ramię, szarpnęła się gwałtownie i odetchnęła płytko, próbując zapanować nad emocjami, ale to nie działało. Słowa narzeczonej tylko dolały oliwy do ognia. Złość, którą próbowała utrzymać na wodzy, pulsowała w niej coraz mocniej.
Szukasz śladów Wescotta? — powtórzyła z niedowierzaniem. — Kurwa mać, Evina, czy ty siebie słyszysz? — prychnęła i spojrzała na narzeczoną tak, jakby zobaczyła ją pierwszy raz w życiu. — Serio? Po tym wszystkim pakujesz się w coś takiego i nawet mi o tym nie mówisz? — miała ochotę złapać ją za ramiona i z całych sił potrząsnąć. W oczach Miller czaiło się czyste wkurwienie, ale pod nim krył się strach. Ten sam, który od tygodni nie dawał jej spokoju.
Kuchnia tonęła w półmroku. Przez brudne okno wpadało jedynie blade światło księżyca, które rozcinało ciemność i kładło się smugami na zardzewiałym zlewie. W całym opuszczonym budynku pachniało starą farbą i stęchlizną. Trochę jak w zwilgotniałej piwnicy.
Bazujesz na niepotwierdzonych informacjach i po prostu przyjeżdżasz tutaj sama? — Zaylee przymknęła powieki i przycisnęła sobie dłonie do skroni. Nakaz powrotu na komisariat było jak dźgnięcie pod żebra. — No chyba sobie ze mnie kpisz — parsknęła po chwili i podniosła na nią wzrok. — Nie możesz mi mówić, że mam siedzieć spokojnie, kiedy ty robisz coś takiego! — podniosła głos, bo wściekłość stłumiła resztki rozsądku. Zrobiła dwa kroki w jej w jej stronę, aż zostało między nimi zaledwie kilka centymetrów. — Nie rób ze mnie idiotki, Swanson. Tego gościa szuka cały kraj, a ty postanowiłaś złapać go na własną rękę? Bez żadnego wsparcia? Robisz z siebie przynętę, a może już do reszty cię pojebało? — zacisnęła szczękę, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo ją to ruszało, ale gniew wypływał z niej mimo woli.
Na chwilę w kuchni zapadła cisza, przerywana tylko dźwiękiem wiatru uderzającego o okna i skrzypieniem desek pod nogami. Miller przetarła twarz dłonią, jakby próbowała zetrzeć z siebie całą tę frustrację, ale to nic nie dało. Wciąż czuła, jak gniew pali ją od środka. Miała ochotę krzyczeć, walić pięściami w ścianę, zrobić cokolwiek, żeby tylko rozładować to, co w niej buzowało, ale wiedziała, że każdy zbyt głośny odgłos może ściągnąć na nie kłopoty.
Ty naprawdę niczego nie rozumiesz, co? — powiedziała już ciszej, ale nie mniej ostro. — Myślisz, że masz monopol na robienie głupich, bohaterskich rzeczy? — znowu zrobiła krok w jej stronę i pchnęła ją lekko w ramię. Nie mocno, ale wystarczająco, aby wyrzucić z siebie napięcie. Ostatnio, kiedy sama nazwała ją superbohaterką, wcale nie miała na myśli czegoś takiego.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: czw paź 09, 2025 1:02 am
autor: Evina J. Swanson
Nie powinny robić scen w miejscu, gdzie mógł się ukrywać seryjny morderca, a jednak zdawało się, że taka oczywistość gdzieś umykała Zaylee i zdawała się nagle być kompletnie nieistotną. To z kolei powodowało jedynie coraz większy poziom irytacji, który niebezpiecznie gromadził się pod skórą detektywki, gotową do tego, aby w każdej chwili podjąć się walki z takim czy innym przeciwnikiem.
- Słyszę. Nie chciałam, żebyś się przesadnie martwiła. Zresztą i tak go zapewne tu nie ma, bo już by wyskoczył z tym jaki teraz robisz raban - odpowiedziała chłodno, nie mogąc się powstrzymać od krótkiego prychnięcia.
Była przekonana, że gdyby faktycznie Wescott gdzieś tutaj się chował to słysząc jak się rozbijają na parterze już dawno pojawiłby się, żeby się nimi zająć lub zdążył uciec. Chyba, że przygotowywał jakąś bardziej skomplikowaną pułapkę gdzieś w innym z pomieszczeń. Może na piętrze, gdzie się przyczaił, gotowy do ataku.
Otoczenie z pewnością sprawiało, że cały wymiar tej kłótni zdawał się być niezwykle surrealny. Tkwiły w scenerii niczym z jakiegoś podrzędnego horroru, a ich rozmowa przypominała jakiś dramat małżeński, z którego nie mogła się wydostać nieważne jak bardzo tego chciała.
- Tak. Mamy tysiące innych zgłoszeń. Nie będę ciągała ze sobą kogoś do czegoś, co jest najpewniej kolejnym ślepym trafem - odpowiedziała lodowato chłodnym tonem, nie zamierzając zbytnio wdawać się w szczegóły i wyjaśniać dlaczego właściwie zdecydowała się na samotne wyjście.
Musiałaby w końcu wytłumaczyć się z listu, który otrzymała. Nie był on żadnym solidnym dowodem, a dodatkowo wzbudziłby sensację. Wolała na razie siedzieć cicho zanim na dobrze przemyśli to wszystko i zdecyduje, co finalnie zrobić z tym fantem. To nie była najprostsza kwestia.
- Taka jest moja praca. Co chwila pakuję się w jakieś gówno - odpowiedziała, bo taka właśnie była prawda. - Każdy z nas go szuka, a ja po prostu sprawdzam kolejną możliwość. Nikłą i niepewną.
Starała się zachować spokój, ale wiedziała, że popełniała głupotę. Na miejscu Zaylee również szalałaby z wściekłości. W końcu powinna uruchomić odpowiednie procedury, zgłosić wszystko do służb, w których pracowała, a co najważniejsze pojawić się na miejscu z partnerem, który by ją ubezpieczał. O wszystkim powinna wiedzieć policja, a zamiast tego jechała w nieznane, pozwalając sobie na samowolkę.
W kącie rozległ się cichy dźwięk. Coś przebiegło po podłodze, a Evina spojrzała szybko w tamtym kierunku, ale nic nie dostrzegła. To musiał być zapewne szczur. W takim miejscu musiała ich żyć cała chmara.
- Chcę to sprawdzić. Po prostu mieć pewność czy tu w ogóle był - odpowiedziała, robiąc jeszcze dwa kolejne kroki, aby znaleźć się całkowicie w przestrzeni należącej do koronerki. - I czułabym się lepiej, gdyby cię tutaj nie było. Rozpraszasz mnie, Miller...
Prawda była taka, że emocje zdecydowanie wymknęły się spod kontroli, a dodatkowo nie potrafiła myśleć tak racjonalnie jak by tego chciała, gdy tylko w pobliżu znajdowała się Zaylee. Za bardzo martwiła się o to czy jej samej nic się nie stanie, a to sprawiało, że nie umiała skupić się całkowicie na zadaniu, które miała do wykonania.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: czw paź 09, 2025 11:45 am
autor: zaylee miller
Oczywiście, że Miller miała rację i dalej nie potrafiła pojąć, jak Swanson mogła być aż tak durna. Doskonale wiedziała, na czym polegała jej praca. Znała ryzyko, bo znały się od lat. To nie było żadne branie kota w worku tylko pełna świadomość wszystkiego. Dlatego Zaylee powiedziała tak, kiedy Evina prosiła ją o rękę.
Tylko związek dwóch kobiet takich jak one był niczym zderzenie dwóch światów, które w teorii powinny się rozumieć, a w praktyce nieustannie ocierały się o siebie ostrymi krawędziami. Z zewnątrz mogło się wydawać, że to połączenie idealne. Rozumiały język milczenia, napięcia i ciągłego zmęczenia. Nie musiały sobie tłumaczyć, dlaczego któraś wraca do domu o trzeciej nad ranem albo dlaczego czasem po prostu trzeba się napić, żeby zasnąć. Ale w niektórych chwilach ta wspólnota doświadczeń bardziej dzieliła, niż łączyła.
Obie były pracoholiczkami — zafiksowanymi na detalach, obsesyjnie lojalnymi wobec własnych obowiązków. Miller potrafiła spędzić całą noc nad raportem z sekcji, dopóki każde słowo nie brzmiało idealnie. Swanson w tym samym czasie grzebała się w papierach po kolejnym przesłuchaniu, z oczami przekrwionymi od zmęczenia. Spotykały się dopiero nad ranem, między kawą a prysznicem, wymieniając kilka słów, które bardziej przypominały meldunek niż rozmowę. Czasem ich relacja przypominała śledztwo bez końca, a mimo to, gdy Zaylee zasypiała z głową na ramieniu narzeczonej, która gładziła jej włosy, wszystko inne traciło znaczenie. I może właśnie dlatego trzymały się razem tak kurczowo.
Oczywiście, że nikogo tu nie ma! — znów niekontrolowanie podniosła głos. — A wiesz dlaczego? Bo bazujesz na niepotwierdzonych informacjach. Widzisz tu kogoś? — rozłożyła ręce i rozejrzała się teatralnie w momencie, kiedy w pobliżu dobiegł cichy dźwięk, który na pewno nie należał do zbiegłego seryjnego mordercy. — Przestań — wymierzyła w Evinę oskarżycielsko palcem. — W tym momencie przestań mnie okłamywać. Wiem, że musiało wydarzyć się coś, co kazało ci tutaj przyjechać — Miller przechyliła głowę na bok i spojrzała na narzeczoną z pobłażaniem.
Miały być wobec szczere, a z każdą podobną sytuacją zaczynały się od siebie oddalać. Nie chodziło nawet o zdradę w klasycznym sensie. Rywalką nie była żadna inna kobieta, tylko sama praca — ta bezlitosna, zaborcza kochanka, która żądał wszystkiego i nie dawał nic w zamian. To właśnie praca sprawiła, że obie miały tendencję do małych kłamstw nie ze złej woli, ale z nawyku.
Nigdzie się stąd nie ruszę — dodała dobitnie. — Możesz sprawdzać sobie te wszystkie swoje wątpliwe ślady, ale nie mam zamiaru bezczynnie patrzeć, jak wpierdalasz się w bagno, zamiast jak człowiek współpracować z resztą wydziałów.
Zaylee wiedziała, że Evina nie umiała inaczej. Jej narzeczona była nieustannie w ruchu, wciąż gotowa wkroczyć w niebezpieczeństwo, zanim pomyśli o konsekwencjach. Ona zaś żyła w świecie, w którym każdy szczegół mógł być różnicą między życiem a śmiercią — analizowała, dokumentowała i segregowała fakty, a emocje odkładała na bok. Zazwyczaj tak było, bo nikt nie doprowadzał jej do szału tak, jak Swanson.

Evina J. Swanson

nobody gonna believe this

: czw paź 09, 2025 3:37 pm
autor: Evina J. Swanson
To wszystko powoli ją przerastało. Sprawa stała się osobista, przynajmniej w pośredni sposób. W takich właśnie momentach miała tendencję do tego, aby działać wbrew procedurom. Dlatego właśnie przyjechała tu sama, przekonana o tym, że jakoś będzie w stanie opanować sytuację nawet jeśli natknęłaby się na Wescotta. W końcu nie byłby pierwszym seryjnym, którym musiałaby się zająć.
Ich związek był… pełen sprzeczności. Jednocześnie harmonijny i burzliwy. Potrafiły kłócić się bez opamiętania zarówno o głupoty i zwykłe nieporozumienia jak i o sprawy poważne. Wyżywały się na sobie w łóżku, odreagowywały stres pracy oraz życia prywatnego na wszelkie niezdrowe sposoby, aby jakoś to przetrwać. Wciąż jednak dbały o siebie niezwykle i byłyby zdolne skoczyć dla siebie w ogień. Właśnie dlatego były ze sobą. Przez tę cholerną wieź, która była mocniejsza niż wszystko inne. Przez to wsparcie, które odnajdywały w sobie i bezpieczeństwo odczuwane przy boku tej drugiej. Chociaż na pewno nie było im razem łatwo...
Ściągnęła jedynie gniewnie brwi i zacisnęła mocniej szczęki na dźwięk specjalnie uniesionego głosu narzeczonej. Świetnie. Gdyby tylko seryjny morderca znajdował się w pobliżu to teraz na pewno usłyszałby ich kłótnię.
- Piętro, strych, piwnica, szopa za domem... Myślisz, że wszystko zdążyłam sprawdzić? - odparowała z wyraźną wściekłością, którą jedynie pozornie trzymała na wodzy.
Jasne, że teraz nikogo nie widziała. Gdyby tak było to na pewno nie ucinałaby sobie pogawędki z Zaylee. To jedno powinno być oczywiste. Teraz jednak to wszystko nie miało sensu. Schowała szybko broń przy pasie. Przynajmniej na ten krótki moment. Obchód na pewno kontynuowałaby w swój typowy sposób na wszelki wypadek.
- Dowiedziałam się, że Wescott potencjalnie miał kogoś w pierdlu komu mógł powiedzieć o ucieczce. Postanowiłam sprawdzić miejsce związane z tym drugim więźniem, bo na pewno Wescott nie jest na tyle głupi, żeby korzystać ze swoich starych przyczółków... Chociaż może spierdolił stąd na wypadek, gdybym na to wpadła - odpowiedziała w końcu, bo nie mogła wykluczyć opcji, że do tej pory zbieg przebywał w tym miejscu, ale dostarczenie listu do Swanson było równoznaczne ze spaleniem kryjówki, więc przeniósł się już zawczasu gdzie indziej.
Nie była niczego pewna. Dlatego właśnie musiała sprawdzić tę możliwość. Nie czuła się dotychczas na tyle pewnie, aby tłumaczyć się innym z tego skąd ma takie przemyślenia. Wiedziała, że każdy zacząłby zadawać pytania. Dlatego właśnie przyjechała tu sama. Zero pytań. Zero tłumaczeń... No, a przynajmniej tak było dopóki Miller nie postanowiła jednak za nią ruszyć w pościg.
- Kurwa... Dobra, ale trzymaj się blisko mnie. Żadnego oddalania się i przechodzenia do innych pomieszczeń - zarządziła, bo wciąż nie zdołała sprawdzić terenu, który sam w sobie również mógł stanowić zagrożenie.
Nie było opcji, aby wygrała z koronerką. Mogła zatem przyjąć ja do swojej dotychczas jednoosobowej drużyny, ale jedynie na konkretnych warunkach.

zaylee miller

nobody gonna believe this

: czw paź 09, 2025 4:29 pm
autor: zaylee miller
Prychnęła z nieukrywaną wściekłością, która z każdą chwilą wylewała się z niej na powierzchnię. Bywały moment, kiedy zastanawiała się, dlaczego ciągle są razem, bo przecież miłość czasami nie wystarczała. No właśnie dlatego. Coś usilnie kazało im trwać przy sobie, żeby nie pozwolić tej drugiej zginąć.
Z drugim więźniem? — uniosła wysoko brwi, krzyżując ręce na piersiach. — Czyli Wescott miał za kratkami ziomka, któremu zwierzył się ze swojej ucieczki i to jest właśnie jego dom? — Zaylee rozejrzała się po obskurnej kuchni. Nie dało się nie zauważyć, że od lat nikt tutaj nie przebywał. Świadczył o tym zapach i warstwy kurzu, które pokrywały meble. — Skąd w ogóle o tym wiesz? — spojrzała podejrzliwie na narzeczoną, bo nawet na komisariacie nie chodziły takie plotki, a od kilku dni nie mówiło się o niczym innym. Ucieczka kolejnego seryjnego mordercy odwróciła uwagę od sprawy Miller. I całe szczęście. Nigdy nie lubiła być na językach, a w dodatku ludzie wokół stali się nagle przesadnie mili, mimo że nie potrzebowała ich współczucia.
Swanson coś ukrywała. Wystarczyło na nią spojrzeć. Może zwykle dobrze się maskowała, ale na pewno nie przed czujnym okiem koronerki, która potrafiła wychwycić u niej każde drgnięcie powieki czy kącika ust. Ale jeśli ta dalej chciała pogrywać w te swoje gierki, droga wolna. W końcu będzie musiała powiedzieć, o co tak właściwie chodzi. A wtedy będzie musiała liczyć się z namnożonym gniewem Miller.
Uniosła ręce w obronnym geście, dając Evinie do zrozumienia, że nie zamierzała się nigdzie oddalać ani działać w pojedynkę. Nie po to tutaj przyjechała. W planach miała, żeby ją pilnować i nie pozwolić, aby narobiła jakichś głupstw. Co wcale nie oznaczało, że łykała wszystko jak młody pelikan.
Jak tam chcesz, skarbie — odparła, chowając dłonie do kieszeni płaszcza. — Możesz spokojnie się rozglądać. Tylko nie rób ze mnie idiotki i nie myśl, że nie wiem, że próbujesz coś przede mną zataić. Ale w porządku, daj sobie czas — rzuciła, niby ot tak, ale w jej głosie dało się wyczuć stłumioną kpinę. Zresztą Swanson nie powinna się temu dziwić, bo gdyby to Zaylee odjebała coś podobnego, od wejścia suszyłaby jej głowę, próbując wycisnąć wszystkie szczegóły. Po co, dlaczego i jak. I nawet, jeśli nie chciałaby mówić, detektywka wierciłaby jej dziurę w brzuchu do chwili, aż w końcu puściłaby parę z ust. Miller postanowiła jednak obrać inną taktykę i poczekać, aż narzeczona sama zacznie mówić. Kiedy ta chwila nie nastąpi, będzie musiała wziąć ją sposobem. Nie wiedziała jeszcze jakim, jednak ciche dni zawsze były skuteczne.

Evina J. Swanson