A Glass Instead of a Ring
: pt paź 10, 2025 9:56 pm
				
				Galen L. Wyatt 
Cherry wysłała jedynie adres wraz z godziną: 21:37, błagam odbierz mnie. Wypiłam, choć nie planowałam. Krótka, treściwa i wystarczająca. Charity nie chciała denerwować narzeczonego. Dlatego wcześniej Galen jedynie wiedział, że... poszła do swojego przyjaciela, by przegadać sprawy dotyczące jej życia. Nie mówiła, że to TEN przyjaciel. Raczej wyglądało, jakby szykowała się na spotkanie towarzyskie ze swoją najlepszą przyjaciółką. Po części tak było.
Zawsze ubierała się do niego na biało. Tym razem nie było inaczej, marynarka zakrywała jej połowę ud, a sukienka ledwo sięgała za pośladki. W ten sposób zawsze wędrowała do niego. Znała go od wielu lat. Był jej najlepszym przyjacielem już za dzieciaka. Nie miała żadnych oporów, by do niego pójść. Wraz z plotkami napiła się jednego kieliszka wina, no może na dwóch się skończyło. Śmiała się głośno, żartowała i... twerkowała? Po prostu dobrze się bawiła, czując finalny relaks. Rzadko kiedy była w stanie poczuć coś tak ciepłego.
Poszła do toalety, a wtedy zabrzmiał dzwonek.
Galenowi drzwi otworzył mężczyzną jego wzrostu z delikatnym zarostem i piwnymi oczami. Od razu uśmiechnął się szeroko, choć zmierzył Wyatta wzrokiem. W niczym mu nie ustępował. Droga koszula kupiona za milion alpak, czy wielbłądów. Piekielnie drogi zegarek na nadgarstku, a także ten błysk w oku. Perfumy też mógł wyczuć. Jeszcze mocniejsze niż te Galena. Eliott pryskał się w ten sposób po wizytach w aresztach.
— Narzeczony Cherry? — spytał, wbijając w niego wzrok. Ten, w którym zdążył się już o nim sporo nasłuchać, niekoniecznie dobrych rzeczy — Elliott, jej były pan młody, partner w kancelarii — podał mu rękę i ścisnął zdecydowanie zbyt mocno. Jakby chciał właśnie zaznaczyć swój teren. Znajdowali się w jednej z bogatszych dzielnic Toronto, gdzie Elie mieszkał we własnej rezydencji. Wyatt'owie by się jej nie powstydzili — sika, ale chyba wypiliśmy trochę za dużo — skwitował, wpuszczając go do środka. Zaprosił głową, by wszedł do wielkiego korytarza, który oświecany był przez szklany, diamentowy żyrandol. Krzyczał on aż od przepychu tego miejsca.
— Myślałem, że wybierzesz jakąś, lepszą kancelarię — powiedział mimochodem, bo tak. Słyszał o aresztowaniu Galena, tylko debil by tego nie zrobił — CHERRY SKARBIE, TWÓJ STARY TU CZEKA — krzyknął finalnie, czekając, aż opróżni pęcherz. W końcu pojawiła się Marshall, cała radosna z wielkim uśmiechem na twarzy i z zarumienionymi policzkami od alkoholu. To nie była ta sama Charity, co parę dni temu, ta wręcz błyszczała od radości. Nic nie mówiąc, wtuliła się w objęcia Galena. Na to prawnik wywrócił teatralnie oczyma.
— Galen, stęskniłam... Chodź, musicie się poznać — rzuciła, ciągnąc go w stronę salonu. Dla niej zabawa jeszcze się nie skończyła — Elliott, zrób mu kawę. Będzie cudownie — w końcu musieli się poznać. Bez słowa sprzeciwu ciągnęła go na kanapę, na której jeszcze niedawno siedziała. Przed nią paliło się w kominku, a na ławie stały dwa kieliszki z winem — w ogóle... nie pokazywałam Ci, bo przyniosłoby to pecha, ale patrz — zaczęła Charity, wyjmując telefon i przekazując go przyjacielowi — tak miałam dla Ciebie wyglądać — powiedziała to cała zadowolona z siebie. Jej oczy aż błyszczały z ekscytacji. Czekała na jakieś słowa pochwały, gdy pokazywała mu sukienkę, którą prawie Galen z nią ściągnął. Oddał jej telefon z krótkim uśmiechem, zatwierdzającym całą wizualizację. Może pokusiłby się, by nic nie mówić.
— No, dla kobiet mi nie staje, ale dla takiej ślicznotki ubranej dla mnie, by to zrobił — zaśmiał się krótko — co ci zrobić Galen? Księżniczka tego chce, a jej się nie odmawia — stwierdził krótko Elliott, przenosząc wzrok na Charity — woda, herbata, kawa, whiskey? — znał jego zwyczaje, nie były dla niego niczym wyjątkowym. Elliott cały czas pracował z ludźmi przypominającymi Galena. Nie był dla niego wyjątkowy, jedne z wielu, ale z poważnymi oskarżeniami.
			Cherry wysłała jedynie adres wraz z godziną: 21:37, błagam odbierz mnie. Wypiłam, choć nie planowałam. Krótka, treściwa i wystarczająca. Charity nie chciała denerwować narzeczonego. Dlatego wcześniej Galen jedynie wiedział, że... poszła do swojego przyjaciela, by przegadać sprawy dotyczące jej życia. Nie mówiła, że to TEN przyjaciel. Raczej wyglądało, jakby szykowała się na spotkanie towarzyskie ze swoją najlepszą przyjaciółką. Po części tak było.
Zawsze ubierała się do niego na biało. Tym razem nie było inaczej, marynarka zakrywała jej połowę ud, a sukienka ledwo sięgała za pośladki. W ten sposób zawsze wędrowała do niego. Znała go od wielu lat. Był jej najlepszym przyjacielem już za dzieciaka. Nie miała żadnych oporów, by do niego pójść. Wraz z plotkami napiła się jednego kieliszka wina, no może na dwóch się skończyło. Śmiała się głośno, żartowała i... twerkowała? Po prostu dobrze się bawiła, czując finalny relaks. Rzadko kiedy była w stanie poczuć coś tak ciepłego.
Poszła do toalety, a wtedy zabrzmiał dzwonek.
Galenowi drzwi otworzył mężczyzną jego wzrostu z delikatnym zarostem i piwnymi oczami. Od razu uśmiechnął się szeroko, choć zmierzył Wyatta wzrokiem. W niczym mu nie ustępował. Droga koszula kupiona za milion alpak, czy wielbłądów. Piekielnie drogi zegarek na nadgarstku, a także ten błysk w oku. Perfumy też mógł wyczuć. Jeszcze mocniejsze niż te Galena. Eliott pryskał się w ten sposób po wizytach w aresztach.
— Narzeczony Cherry? — spytał, wbijając w niego wzrok. Ten, w którym zdążył się już o nim sporo nasłuchać, niekoniecznie dobrych rzeczy — Elliott, jej były pan młody, partner w kancelarii — podał mu rękę i ścisnął zdecydowanie zbyt mocno. Jakby chciał właśnie zaznaczyć swój teren. Znajdowali się w jednej z bogatszych dzielnic Toronto, gdzie Elie mieszkał we własnej rezydencji. Wyatt'owie by się jej nie powstydzili — sika, ale chyba wypiliśmy trochę za dużo — skwitował, wpuszczając go do środka. Zaprosił głową, by wszedł do wielkiego korytarza, który oświecany był przez szklany, diamentowy żyrandol. Krzyczał on aż od przepychu tego miejsca.
— Myślałem, że wybierzesz jakąś, lepszą kancelarię — powiedział mimochodem, bo tak. Słyszał o aresztowaniu Galena, tylko debil by tego nie zrobił — CHERRY SKARBIE, TWÓJ STARY TU CZEKA — krzyknął finalnie, czekając, aż opróżni pęcherz. W końcu pojawiła się Marshall, cała radosna z wielkim uśmiechem na twarzy i z zarumienionymi policzkami od alkoholu. To nie była ta sama Charity, co parę dni temu, ta wręcz błyszczała od radości. Nic nie mówiąc, wtuliła się w objęcia Galena. Na to prawnik wywrócił teatralnie oczyma.
— Galen, stęskniłam... Chodź, musicie się poznać — rzuciła, ciągnąc go w stronę salonu. Dla niej zabawa jeszcze się nie skończyła — Elliott, zrób mu kawę. Będzie cudownie — w końcu musieli się poznać. Bez słowa sprzeciwu ciągnęła go na kanapę, na której jeszcze niedawno siedziała. Przed nią paliło się w kominku, a na ławie stały dwa kieliszki z winem — w ogóle... nie pokazywałam Ci, bo przyniosłoby to pecha, ale patrz — zaczęła Charity, wyjmując telefon i przekazując go przyjacielowi — tak miałam dla Ciebie wyglądać — powiedziała to cała zadowolona z siebie. Jej oczy aż błyszczały z ekscytacji. Czekała na jakieś słowa pochwały, gdy pokazywała mu sukienkę, którą prawie Galen z nią ściągnął. Oddał jej telefon z krótkim uśmiechem, zatwierdzającym całą wizualizację. Może pokusiłby się, by nic nie mówić.
— No, dla kobiet mi nie staje, ale dla takiej ślicznotki ubranej dla mnie, by to zrobił — zaśmiał się krótko — co ci zrobić Galen? Księżniczka tego chce, a jej się nie odmawia — stwierdził krótko Elliott, przenosząc wzrok na Charity — woda, herbata, kawa, whiskey? — znał jego zwyczaje, nie były dla niego niczym wyjątkowym. Elliott cały czas pracował z ludźmi przypominającymi Galena. Nie był dla niego wyjątkowy, jedne z wielu, ale z poważnymi oskarżeniami.