Strona 1 z 2

What have you done

: ndz paź 12, 2025 8:00 pm
autor: Hazel Price
Siedzenie na trybunach nigdy nie było częścią jej planu na sobotnie popołudnie. Nie miała w sobie ani krzty sportowego ducha, a mimo wszystko tutaj była. Wśród zbyt głośnych studentów i papierowych kubków z kawą, które szybciej stygną niż cokolwiek tu nabiera sensu. Znalazła się tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że „będzie fajnie, chodź, wszyscy idziemy”, a wszyscy, jak się okazało, oznaczało wszyscy oprócz niej. Znajomi wystawili ją w ostatniej chwili, zostawiając z biletem, którego nawet nie chciała, i z tłumem, w którym nikt nie znał jej imienia. Teraz więc siedziała, zagubiona i zrezygnowaniem, obserwując jak gracze w niebiesko-białych barwach biegają po murawie z energią, której ona nie potrafiła w sobie odnaleźć.
-Jakoś musze sie tu odnaleźć- Wymamrotała sama, do siebie, bo przecież do kogo miała mówić? Byłą tutaj całkowicie sama w tłumie obcych ludzi. Niby nic nowego, a mimo wszystko tutaj byłą anonimowa. Tak przynajmniej mogło się zdawać, a może to jej paranoja? przecież gdzieś tam w tłumie zdawać się mogło, że ktoś robi zdjęcie jej osobie, a z drugiej jej telefon natarczywie zaczynał wibrować. Czyżby kolejne niechciane powiadomienia, od jakich chciała odpocząć? Jak nic mogła pozostawić ten upierdliwy element życia w domu, a ona jak przystało na kogoś pokroju dzisiejszego pokolenia sprawiło, że właśnie musiała odczuwać nieznośne wibracje.
-Po co mi, to było?- Spytała samą siebie wygrzebując telefon, z kieszeni spodni, tylko i wyłącznie po to by przy pomocy jednego przycisku oznaczyć wszystkie powiadomienia jako przeczytane. Tyle wystarczyło, by ponownie urządzenie spoczęło w kieszeni, a ona mogła wreszcie skupić się na tym co dzieje się na murawie. Fakt, że niczego z tego nie rozumiała, to jedna sprawa. Drugą był fakt iż starała sie naprawdę dobrze bawić pomimo faktu bycia wyobcowaną w tym dziwnym miejscu. Ludzie w koło niej reagowali co i rusz entuzjastycznie na ruchy osob na boisku, a ona? Ona siedziała wpatrując się w to całe przedstawienie smutnym, znudzonym spojrzeniem. Ot cała Hazel w świecie, do którego nigdy nie należała.
Billie Brackenborough

What have you done

: pn paź 13, 2025 10:37 am
autor: Billie Brackenborough
Niezbyt była zadowolona z konieczności opuszczenia gry. Football, czy też "soccer" - jak to miejscowi nazywali jej ukochany sport, znaczył dla niej wiele. Właściwie to był jednym z głównym powodów opuszczenia rodzinnych stron, a może raczej ucieczką przed przykrą rzeczywistością? Miała sporo czasu, aby główkować nad tym w innym terminie. Póki co była zła na trenerkę, która z powodu jakiegoś błahego urazu głowy wycofała ją z rozgrywki. Podczas treningu zarobiła piłką prosto w czoło i od razu wielkie halo. Zdaniem trenerki musieli podjąć środki zapobiegawcze na wypadek wstrząsu mózgu, czy innych takich. Jakby nie zdarzało jej się grać z gorszymi urazami. Brednie.
Wiedziała, że nie ma sensu się wykłócać. Pokornie więc udała się do budki z szybkim jedzeniem. No bo skoro nie mogła grać, to zdecydowała opchać się tuczącym jedzeniem (bardzo rozsądnie). W drodze do celu dostrzegła na trybunach znajomą sylwetkę, a przynajmniej tak jej się wydawało. Kumpela z roku często pojawiała się na meczach, dlatego nie była zdziwiona jej obecnością. Postanowiła najpierw ogarnąć jedzenie, potem dołączyć do nieobcej jej osoby. Zamówiła podwójną porcję, z zamiarem podzielenia się. Dwa hot dogi, dwa kubły z popcornem i dwa kubki z colą ledwo mieściły się jej w rękach, przysłaniając widok i utrudniając przemieszczanie się. Do miejsca docelowego nie miała daleko, a i tak staranowała obecnych tam ludzi, cudem nie tracąc tego co znajdowało się w jej rękach.
- Jeśli przyszłaś podziwiać moje zdolności piłkarskie, niestety będę zmuszona cię rozczarować - rzuciła ze śmiechem, jednocześnie będąc jak najbardziej poważną. Billie nie należała do typu osób, które nie widziały nic poza czubkiem własnego nosa, co nie zmieniało faktu, że była świadoma własnego talentu. - Nie możemy ryzykować wstrząsu mózgu czy innego urazu głowy - powiedziała, naśladując głos trenerki, którego siedząca przed nią dziewczyna z pewnością nie mogła znać. - No ale nic z tym zrobić nie mogę - dodała wciskając w ręce dziewczyny część tego co wciąż znajdowało się w jej dłoniach, po czym klapnęła sobie obok niej. - Ominęło mnie coś? - zapytała odwracając głowę w kierunku siedzącej obok brunetki. - Kim jesteś? - rzuciła z niesmakiem, jak by to nieznajoma właśnie jej się narzucała. - Gdzie jest CJ? - rozejrzała się dookoła przypuszczając, że z powodu ograniczonego widoku znalazła się w złym rzędzie. Niestety nigdzie nie mogła dojrzeć znajomej, którą wcześniej widziała. Rękę by se dała uciąć, a przynajmniej palec, bo bez ręki ciężko byłoby jej utrzymać równowagę na boisku.
Siedziała tak przez chwilę próbując ogarnąć co tak właściwie miało miejsce, po czym zdała sobie sprawę, że zrobiła z siebie głupka. Nie pierwszy raz i prawdopodobnie nie ostatni.
- Sorki, od tyłu wyglądasz jak ktoś kogo znam - wytłumaczyła mając nadzieję, że to wyjaśni całą sytuację, nie ogarniając w ogóle jak dziwnie mogło to zabrzmieć. - Czekasz na kogoś... chcesz żebym się ulotniła? - spojrzała na nią wyczekująco. Brackenborough nie musiała siedzieć na trybunach, mogła cieszyć się grą w towarzystwie drużyny, ale jakoś nie bardzo chciała teraz zmieniać miejsce. Nie widziało jej się tracić więcej z tego co działo się na boisku.

Hazel Price

What have you done

: pn paź 13, 2025 8:31 pm
autor: Hazel Price
Przez moment patrzyła na dziewczynę, która właśnie klapnęła obok niej z całym arsenałem stadionowego jedzenia — i wyglądała przy tym jak ktoś, kto stoczył heroiczną walkę z hot dogami, popcornem i grawitacją. Nie odzywała się, pozwalając, by ta sama scena wybrzmiała w pełni, od teatralnego tonu imitującego trenerkę po to nieszczęsne, kompletnie zdezorientowane „kim jesteś?”.
– Nie, serio… – powiedziała w końcu, starając się utrzymać powagę, choć kąciki ust zaczynały jej drżeć. – Właśnie miałam ochotę posiedzieć z kimś, kto rzuca jedzeniem i obraża nieznajomych. Los mnie dziś wyjątkowo lubi.- Odwróciła głowę z powrotem w stronę boiska, gdzie reszta drużyny próbowała dokończyć mecz bez swojej najwyraźniej niepokonanej zawodniczki. – Hazel – dodała po chwili, zerkając na nią kątem oka. – A ty musisz być ta, o której wszyscy gadają. Od piłki..- Nie było w tym złośliwości, raczej coś w rodzaju rozbawienia. Billie miała w sobie tę energię, która była równie irytująca, co zaraźliwa
– Nie widziałam żadnej, żadnego CJ – kontynuowała spokojnie, sięgając po popcorn, który dostała w prezencie. – Ale skoro już tu jesteś, to przynajmniej masz widok z pierwszego rzędu. I przekąski. To prawie jak wygrana, nie?- Przez moment milczała, obserwując, jak Billie jeszcze raz spogląda na boisko, jakby zaraz miała tam wrócić. Artystka odchyliła się lekko na siedzeniu, uśmiechając się pod nosem.
– Więc… skoro już mnie pomyliłaś z kimś znajomym, możesz równie dobrze udawać, że właśnie tę osobę spotkałaś. Zawsze raźniej ogląda się mecz z kimś, nawet jeśli to ktoś zupełnie obcy.- stwierdziła bez zająknięcia zerkając ciekawskim spojrzeniem w stronę dziewczyny. No co? Była ciekawa, z kim ma doczyniania, a poza tym chciała bardziej poznać kogoś tak bardzo bezpośredniego, a może poprostu chciała zezceremonalnie przyjżeć się tej młodej kobiecie. Tak po prostu. Była przecież śliczna, o ile można tak powiedzieć. Zresztą nasza mała artystka patrzyła na ludzi w zupełnie inny sposób niż reszta ludzi. Była artystką, kochała piękno, a tym bardziej cięty język, a jej rozmówczyni zdawałą się takowy posiadać.
Billie Brackenborough

What have you done

: wt paź 14, 2025 10:48 am
autor: Billie Brackenborough
Przyglądała się jej przez moment, próbując doszukać się w jej twarzy podobieństwa, do wspomnianej wcześniej znajomej. Nie znalazła takowego, dziewczyny różniły się pod każdym względem. Zabawne, że wcześniej tego nie dostrzegła.
- Potraktuj to jako rekompensatę za chujowe zachowanie - skinieniem głowy wskazała na jedzenie, umiejscowione w dłoniach ciemnowłosej. - Mam nadzieję, że jadasz mięso - dodała, świadoma tego, że w tych czasach wiele osób odstawiało przetwory zwierzęce na bok. Sama zastanawiała się nad przejściem na wegetarianizm, aczkolwiek jeszcze nie była gotowa. Nawet nie chodziło o to, że smakowała się w potrawach mięsnych, ale w pewnym sensie były one łatwiejsze do przygotowania. Poza tym była atletką, potrzebowała sporo białka. - Billie... tylko jeśli gadają o mnie dobre rzeczy - wyciągnęła w jej kierunku upaćkaną musztardą dłoń, zaraz po tym jak wpakowała do ust połowę hot doga.
Próbowała skupić uwagę zarówno na Hazel, jak i na tym co działo się na boisku. Nie było to łatwe, aczkolwiek wiadomo, grą była zainteresowana bardziej. Tak to z nią bywało, że potrafiła zrezygnować z każdej przyjemności na rzecz piłki nożnej. Ominęła kilka imprez, zawaliła test, a nawet zdarzyło jej się wystawić Indie, gdy przypadkowo umówiła się z nią w dzień meczu. Football był jej priorytetem. Period. Dlatego nie było nic dziwnego w tym, że nie zmieniła niczego dla nieznajomej jej osoby.
- Często tutaj przychodzisz? - zapytała, ignorując słowa dziewczyny. Nigdzie się nie wybierała, to chyba potwierdzało chęć pozostania w jej towarzystwie, prawda? - Całkiem nieźle radzimy sobie w tym sezonie. Póki co jeden remis, żadnej przegranej - powiedziała dumna ze swojej drużyny. Varsity Blues przez kilka ostatnich lat nie przebiły się powyżej drugiego miejsca. Brackenborough obiecała sobie, że to zmieni się w trakcie obecnego sezonu. Miały za sobą pięć gier i na ten moment plasowały się na pierwszym miejscu. Oby tak dalej. - Wspierasz kogoś konkretnego? Którąś z dziewczyn? - wcisnęła do buzi pełną garść popcornu. - Chyba, że je? - zwróciła się w stronę połówki, którą zajmowała rywalizująca z nimi drużyna dziewczyn i wymownie umieściła palec w ustach, imitując dźwięk wymiotów. Nie, nie miała by nic przeciwko, nie należała do takowych osobników. Znaczenie miało dla niej to, że coraz więcej ludzi pojawiało się na meczach kobiecej piłki nożnej.
- SPALONY! - wydarła się niespodziewanie, sygnalizując niezadowolenie z decyzji sędziego. Tym bardziej, że zaowocowało to golem przeciwnej drużyny. - Zainwestuj w okulary! - dodała oburzona, przenosząc wzrok na ciemnowłosą towarzyszkę. - Mamy jeszcze sporo czasu żeby to wygrać - westchnęła ciężko. Tak bardzo chciała być teraz na boisku.

Hazel Price

What have you done

: wt paź 14, 2025 7:13 pm
autor: Hazel Price
Przez chwilę przyglądała się Billie z tym swoim charakterystycznym półuśmiechem. Takim, w którym trudno było rozszyfrować jej uczucia: ironia, rozbawienie, a może lekkie politowanie? Trudno powiedzieć.
– Dzięki, rekompensata przyjęta – odparła spokojnie, biorąc łyk coli. – I tak, jem mięso. Na razie. Może kiedyś zostanę wegetarianką, jak już życie stanie się wystarczająco spokojne, żeby można było myśleć o czymś więcej niż przetrwanie.- z dziwną fascynacją patrzyła, jak Billie wciąga hot doga z zapałem godnym zawodnika po maratonie. Zdecydowanie miała w sobie ten rodzaj energii, który mógłby napędzać całe drużyny, a może i nawet miasta dorpowadzając trenera, czy tam trenerkę, do szału.
– Hazel – przedstawiła się jednocześnie, odwzajemniając uścisk dłoni, choć wolała nie myśleć o musztardzie, która właśnie znalazła się na jej palcach.
– I nie martw się, ludzie gadają dobre rzeczy. W końcu ktoś musi dawać im tematy do rozmów.-Jej rozmówczyni zadała pytanie o mecz, a Hazel zerknęła na boisko. Piłka w grze, sędzia biegał, za zawodniczkami oraz wszechobecne krzyki. Wszystko to wyglądało jak rytuał, w którym nigdy nie brała udziału, ale mogła podziwiać jego intensywność i zaangażowanie z boku.
– Czasem przychodzę – odpowiedziała po chwili.
– Lubię patrzeć, jak ktoś wkłada w coś całą siebie. Trochę przypomina mi to, że nie wszyscy jeszcze odpuścili.-Kiedy Billie zaczęła mówić o wynikach, młoda artystka naprawdę zobaczyła ten błysk w jej spojrzeniu. To była czysta pasja. Ambicja. Coś, co napędzało ją znacznie mocniej niż jakiekolwiek batoniki proteinowe. Nagle padło pytanie, o poparcie dla jednej, z drużyn. Odruchowo wzruszyła ramionami.
– Nie kibicuję konkretnej drużynie – powiedziała szczerze. – Kibicuję ludziom, którzy wiedzą, czego chcą. A to chyba się zgadza z twoim profilem, nie? Reasumując, kibicuje Tobie?- Jej ton był spokojny, ale coś w jej spojrzeniu zdradzało, że nie mówi tego dla żartu.
Nagle obezwładniający krzyk. „SPALONY!”
Hazel nawet nie drgnęła. Przez wielogodzinne przebywanie na konwentach przywykła do ludzi, którzy wybuchają emocjami jak fajerwerki. Dopiero, gdy usłyszała „zainwestuj w okulary”, parsknęła śmiechem.
– Ty naprawdę nie potrafisz siedzieć spokojnie, co? – spytała rozbawiona. – Powinni cię trzymać na łańcuchu do czasu, aż sędzia odgwiżdże koniec meczu.- Potem spoważniała, widząc, jak Billie odwraca wzrok ku boisku z tym samym rodzajem tęsknoty, który Hazel znała aż za dobrze.
– Wiesz… – powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niej. – Może i nie możesz grać teraz, ale wygląda na to, że całe boisko i tak gra dla ciebie.
Billie Brackenborough

What have you done

: śr paź 15, 2025 10:47 am
autor: Billie Brackenborough
Może i sprawiała wrażenie energicznej i pewnej siebie, ale tak naprawdę była to tylko maska. Brackenborough przez długi czas zmagała się z psychiczną, jak również fizyczną przemocą ze strony własnego ojca. Co zaowocowało wycofaniem społecznym i zaniżoną samooceną. Ukojenie odnajdowała w piłce nożnej, więc śmiało mogła powiedzieć, że sport ten uratował jej życie. W przeciwnym wypadku już dawno wąchałaby kwiatki od spodu. Po wyrwaniu się spod terroru ojca powoli odnalazła siebie i z każdym nadchodzącym dniem była bardziej otwarta na ludzi. Uśmiech częściej gościł na jej twarzy, a ona sama odkrywała to, kim tak naprawdę była. Zdecydowanie nie workiem treningowy, w który jej rodzic próbował ją zamienić.
- Oo to świetnie... chyba - zatrzepotała rzęsami, w jakiś tam sposób zadowolona z odpowiedzi nowo poznanej brunetki. - Też pewnie któregoś dnia przejdę na wegetarianizm, nawet jeśli to nie uratuje zwierząt od śmierci - dodała z widoczną nutą smutku w swoim głosie. - Tak wiem, już mówiłaś - zarechotała, gdy dziewczyna przedstawiła się po raz kolejny. - Naprawdę musiałam zrobić na tobie mocne wrażenie - uniosła kąciki ust w dość zabawny sposób.
Słuchała uważnie co Hazel miała do powiedzenia. No może nie tak do końca uważnie, bo przecież tak wiele działo się na boisku. Jej drużyna zdecydowanie grała lepiej, podania były dokładniejsze i miały więcej okazji na umieszczenie piłki w siatce. Niestety nie potrafiły tego dokonać. Gdyby nie była skromna, powiedziałaby, że to z powodu jej nieobecności, co w pewnym sensie nie mijało się tak bardzo z prawdą.
- Czy to znaczy, że znalazłam nową fankę? Znaczy się, pewnie jesteś moją pierwszą - powiedziała z uśmiechem, który szybko zniknął z jej twarzy w chwili, w której uświadomiła sobie, że po raz kolejny powiedziała coś dwuznacznego. - Nie wydaje mi się, żeby ktoś przychodził tutaj specjalnie dla mnie - zaśmiała się z zakłopotaniem, po czym upiła spory łyk coli. Odkąd straciła matkę, nikt nie pojawiał się na meczach specjalnie dla niej. Nikt nie dopingował jej i wysiłku jaki wkładała w ten sport. Nie miała rodzeństwa, dziadkowie nie mieszkali w pobliżu wyspy, z której pochodziła. Znajomych nie miała wielu ze względu na wspomniane wcześniej wycofanie społeczne. Po przeprowadzce do Kanady rzeczy trochę się pozmieniały i dostrzegała na trybunach znajome twarze zaprzyjaźnionych studentów. Aczkolwiek przychodzili oni by wspierać całą drużynę, nie tylko ją. - Wystarczyłoby, żeby pozwolili mi wejść na boisko - przyznała szczerze. - A ty czym się zajmujesz? Co studiujesz? - założyła, że Hazel uczyła się na uniwersytecie. Nie przyszło jej nawet do głowy by mogło być inaczej.
Do końca pierwszej połowy nic istotnego nie wydarzyło się na murawie. Nie było więcej goli, a Varsity Blues zaczynały czterdziestą piątą minute z jednym golem w plecy.
- Jeśli tak rzeczywiście jest, to niech lepiej zaczną bramki strzelać - wskazała na boisko z lekki poirytowaniem w głosie, a gdy miała dodać coś jeszcze, piłka wleciała w prawy róg bramki, niemal uderzając w poprzeczkę. Wszyscy na trybunach zawyli z radości, między nimi oczywiście Brackenborough. - TAK TRZYMAĆ DZIEWCZYNY! - zawołała w stronę celebrującej drużyny, unosząc do góry oba kciuki. Już nie ważne, że wraz z tą czynnością rozsypała resztkę popcornu. Emocje były zbyt wielkie, więc i tak nie mogła skupić się na jedzeniu.

Hazel Price

What have you done

: śr paź 15, 2025 5:19 pm
autor: Hazel Price
Przez dłuższą chwilę przyglądała się Billie z boku, tak całkiem wprost, jakby nie bała się, że zbyt długie spojrzenie mogłoby coś zdradzić. Było coś w sposobie, w jaki dziewczyna mówiła o sobie, o zwierzętach, o byciu „pierwszą fanką”. Coś, co brzmiało jak śmiech niosący w sobie cień.
– Brzmi jak plan – powiedziała cicho, nawiązując do tematu wegetarianizmu. – Chociaż myślę, że jak ktoś robi coś z empatii, to i tak już coś zmienia. Nawet jeśli tylko siebie.- Na ustach młodsza, z dziewczyna zagościł uśmiech, tym razem mniej ironicznym, bardziej… ciepły. Billie miała w sobie tę zadziorność. I może właśnie dlatego chciała ją trochę lepiej zrozumieć, zanim dziewczyna znowu zaśmieje się, żeby odwrócić uwagę od czegokolwiek głębszego.
– Fanką? – powtórzyła po niej z udawanym namysłem, przechylając głowę. – Nie wiem, może. Ale jeśli już, to taką wymagającą. Będę krzyczeć, jak zmarnujesz akcję. I nie będę przymykać oka na kiepskie zagrania.-Miało zabrzmieć, to żartobliwie, ale było też w tym coś, co mogłoby zabrzmieć jak: „widzę cię, naprawdę”. Hazel nie potrzebowała wiele, by zorientować się, że Billie nie jest tylko głośna i pewna siebie. Miała w sobie, to coś co widziała również u siebie samej.
– Może i nikt nie przychodzi specjalnie dla ciebie – powiedziała spokojnie, popijając colę –Ale to się zmienia. Ktoś w końcu przyjdzie. I nie dlatego, że dobrze grasz, tylko dlatego, że dobrze się ciebie ogląda.- Zawiesiła spojrzenie na boisku, jakby chciała dać jej chwilę,
– Projektuję kostiumy – odpowiedziała po chwili, z lekkim wzruszeniem ramion. – Czasem dla cosplayerów, czasem dla teatru, gdy mam chwilę dorabiam w kostnicy, przy malowaniu zmarłych, a co do szycia czasem po prostu dla siebie. Zależy, co akurat mnie wciągnie.- Uśmiechnęła się pod nosem, nieco nieśmiało, jak ktoś, kto nie lubi mówić o sobie zbyt wiele. – W praktyce oznacza to dużo kawy, mało snu i jeszcze mniej miejsca na podłodze, bo wszędzie leżą kawałki materiału, nici, planów.-Kiedy Billie zerwała się, by wrzasnąć w stronę boiska, Hazel aż podskoczyła, po czym roześmiała się cicho. Radość dziewczyny była tak szczera, że trudno było się nie zarazić jej entuzjazmem. Postanowiła w milczeniu obserwować, jak popcorn rozsypuje się po stopniach trybun niczym konfetti. – Może powinni cię trzymać w rezerwie jako talizman drużyny.
Billie Brackenborough

What have you done

: śr paź 15, 2025 8:16 pm
autor: Billie Brackenborough
Nie zauważyła, że dziewczyna przyglądała jej się przez dłuższą chwilę. Pewnie gdyby nie dwadzieścia dwie dziewczyny i sędzia, którzy biegali przed jej oczami byłaby bardziej spostrzegawcza.
- Niby tak - wzruszyła ramionami. Niby Hazel miała rację, ale to nie sprawiało, że blondynka czuła się lepiej. Posiadała ogromną empatię w stosunku do zwierząt, a pomimo tego wciąż sięgała po potrawy mięsne. Hipokrytka z niej przeogromna. Billie nie była zbyt dobra na czytaniu ludzi i ich emocji. Co było jak najbardziej zrozumiałe, chociażby przez wzgląd na to, że nie potrafiła nawet określać własnych. Łatwiej przychodziło jej zbywanie wszystkiego śmiechem.
- Tacy fani są najlepsi - przyznała zgodnie z prawdą. - Denerwuje mnie gdy ktoś wspiera klub, czy zawodników tylko kiedy wygrywają. Wiem, że nie łatwo jest dopingować drużynę, która nie odnosi sukcesu, ale takie są realia w sporcie. Raz się wygrywa, a raz nie - westchnęła, odstawiając pusty kubełek po popcornie na ziemię, pomiędzy własne stopy. Zbyt często spotykała się z krytyką ulubionej drużyny piłkarskiej. Od kilku ładnych lat wspierała Arsenal. W poprzednim sezonie dziewczynom udało się wygrać najważniejszy puchar w Europie. Wszyscy się nimi wtedy zachwycali. Obecny sezon również zaczęły dobrze, ale po kilku rozegranych meczach ich wyniki poszły w dół. Wraz z nimi uwielbienie ze strony rzekomych fanów.
Uśmiechnęła się nieśmiało na komentarz o tym, że fajnie się ją ogląda. Miło było usłyszeć coś takiego, nawet jeśli brunetka nigdy wcześniej nie widziała jej w akcji. Brackenborough nie mogła wiedzieć jak to właściwie było, nie zamierzała także o to pytać.
- Nie dziwi mnie, że mało sypiasz - zaśmiała się. Dziewczyna zdecydowanie nosiła wiele na własnych barkach, a Billie myślała, że to ona żonglowała wieloma sprawami na raz. - Musisz mieć interesujące życie... no może z wyjątkiem malowania umarlaków. To nie dla mnie - pokręciła głową, jakby samą siebie próbowała do tego przekonać. Nie spotkała się z wieloma trupami. Jedyną osobę, którą widziała po odejściu z tego świata była jej matka. Billie po dziś dzień pamiętała twarz ukochanej kobiety z dnia jej pogrzebu. Wyglądała na spokojną, co w pewnym sensie przynosiło blondynce ukojenie. Za sprawą ojca obwiniała siebie o śmierć rodzicielki, co raczej nigdy nie miało ulec zmianie. - Może chciałabyś zaprojektować nowe koszulki dla naszej drużyny? - zapytała podekscytowana, nie wiedząc nawet, czy znalazłby się na to fundusze. Nie była pewna, czy próbowała odwdzięczyć się dziewczynie za wszystkie miłe komentarze, czy po prosty wierzyła w jej talent. Może i nie poświęcała rozmówczyni całkowitej uwagi, ale za to wystarczająco by wiedzieć o czym dyskutowały.
Przed ich oczami gra rozwijała się w zawrotnym tempie. Na kilka minut przed gwizdkiem sygnalizującym zakończenie drugiej połowy padły dwa gole. Na szczęście oba na rzecz Varsity Blues, co spowodowało ogromne uniesienie na trybunach, a sama Billie poderwała się z miejsca. Kolejne trzy punkty na ich koncie, nie mogła prosić o więcej.
- Byłam pewna, że wygramy - przyznała radośnie, ledwo powstrzymując się przed uściskaniem brunetki. Normalnie nie miałaby oporów, ale przecież dopiero co się poznały. Brackenborough nie była zbyt przytulaśnym osobnikiem, aczkolwiek w przypływie ekscytacji nie zawsze była w stanie się opanować.

Hazel Price

What have you done

: śr paź 15, 2025 8:51 pm
autor: Hazel Price
Jej wzrok był spokojny, jakby to, co działo się na boisku, było jedynie tłem do obserwowania ludzi – ich reakcji, emocji, tego, jak w nich buzowało życie.
– To nie hipokryzja – powiedziała cicho, kiedy blondynka wspomniała o empatii wobec zwierząt. – To sprzeczność, a sprzeczności są… ludzkie. – Ujęła kubek z colą, obracając go w palcach. – Czasami myślę, że tylko dlatego jeszcze da się nas lubić-. Kiedy jej towarzyszka tej dziwnej podróży mówiła, o fanach ona słuchała naprawdę. Nie dlatego, że interesowała się piłką – nie potrafiła nawet wymienić więcej niż trzech zawodniczek – ale dlatego, że słyszała w jej głosie coś znajomego. To samo ciepło, które pojawiało się u ludzi, kiedy mówili o czymś, co naprawdę kochali, nawet jeśli świat uważał to za błahe.
– Wierność wtedy, kiedy wszystko się wali – to chyba jedyny prawdziwy test lojalności – mruknęła. – Wiesz, nie tylko w sporcie.- Unosząc brwi, roześmiała się krótko na wzmiankę o „malowaniu umarlaków”.
– To akurat nie jest najciekawsza część. Ale ktoś to robić musi. – Odstawiła kubek, wzdychając. – Choć przyznaję, czasem lepiej byłoby zaprojektować koszulkę niż makijaż pośmiertny.- Propozycja złożona przez Billie zaskoczyła ją. Na sekundę zamarła, szukając w jej oczach żartu, ale nie znalazła go.
– Koszulki, mówisz? – powtórzyła powoli, a w kąciku jej ust pojawił się cień uśmiechu. – Brzmi jak projekt, który mógłby mnie uratować przed kolejną nocą z trupem. – Skomentowała, z rozbrajającą powagą. Wiedziała przecież doskonale, że malowanie zmarłych było jedynie dodatkiem, do i tak nie równej pensji co miesiąc, czy dwa. – Jeśli chcesz, spróbuję. Ale ostrzegam, moje pomysły bywają… ekscentryczne.- Kiedy Varsity Blues zdobyły gola, Hazel poderwała się razem z tłumem, zaskoczona, że jej własne ciało zareagowało spontanicznie, zanim zdążyła to przemyśleć. Śmiech Billie, radosny i pełen energii, był zaraźliwy.

– Nie wiem, jak to robisz – powiedziała, patrząc na nią z mieszaniną podziwu i lekkiego zdumienia. – Ale zaczynam rozumieć, czemu ludzie przychodzą tu dla emocji. Może nawet... dla ciebie.-Na sekundę ich spojrzenia się spotkały, a może po prostu tak się jej wydawało?. Hazel uśmiechnęła się ciepło, prawdziwie.
– Wiesz, jeśli to była twoja metoda na pokazanie mi, że sport to coś więcej niż bieganie za piłką, to chyba zaczyna działać. No chyba, że w taki sposób podrywasz fanki?
Billie Brackenborough

What have you done

: czw paź 16, 2025 11:31 am
autor: Billie Brackenborough
Mogłoby się zdawać, że piłka nożna była jedną pasją Brackenborough. Nic bardziej mylnego, poza kopaniem piłki były również inne rzeczy/czynności, które potrafiły pochłonąć ją na długie godziny. Gry planszowe zaliczały się do jednej z nich. Za ich sprawą zatrudniła się w The Bubble Tea Shop, bo przecież samo parzenie herbaty i sprzedawanie wyrobów cukierniczych nie zaliczało się do najciekawszych. Rzecz w tym, że wbrew pozorom miała życie poza boiskiem.
- Nie żebym cokolwiek wiedziała na ten temat - wzruszyła ramionami. Jeśli chodziła o związki, tak naprawdę nigdy w żadnym nie była. Kilka lat temu miała kogoś, kto mógłby zagościć w jej sercu na dłużej. Niestety szybko zakończyła tę znajomość i nigdy więcej nie zaprzątała sobie głowy podobnymi sprawami. Była zbyt skupiona na wyrwaniu się spod tyranii ojca, dlatego całkowitą uwagę poświęciła futbolowi i nauce. - No ale pewnie masz rację, zazwyczaj coś się pieprzy gdy rzeczy nie idą po naszej myśli - niekoniecznie mówiła o sobie, raczej tak ogólnie o istotach ludzkich.
No i pięknie, nie przeżyłaby dnia, gdyby nie palnęła czegoś głupiego. Nie chciała rzucać słów na wiatr i również nie miała w planach robienia nikomu złudnych nadziei. Tak, Varsity Blues potrzebowały nowych koszulek, a wiadomo jako drużyna uniwersytecka nie mogły zbytnio liczyć na sponsorów.
- Znaczy się, musiałabym pogadać z trenerką. Nie wiem, czy mamy fundusze na nowe stroje - westchnęła ciężko. Było jej trochę głupio, zwłaszcza gdy Hazel wspomniała, że uratowałoby ją to od pracy w kostnicy. - Nie wiem czemu wyskoczyłam z tą propozycją - przyznała szczerze. Po prostu chciała być miła, ale to nie zawsze wychodziło ludziom na dobre.
Opróżniła kubek z colą, po czym podniosła z ziemi opakowanie po popcornie. Zaliczała się do tego gatunku, który potrafił po sobie sprzątać. Może i jej matka nie gościła w życiu Billie zbyt długo, ale i tak zdołała przekazać dziewczynie dobre wartości.
- Ekhm... - rozmowa o piłce nożnej przychodziła jej z łatwością, ale tematy bardziej osobiste zazwyczaj zamieniały ją w amebę. Była świadoma tego, że brunetka tylko chciała się z nią podroczyć, ale nie rozumiała dlaczego założyłaby, iż Brackenborough zainteresowana była dziewczynami. Czy to ze względu na jej ubrania, sposób wysławiania się, a może tylko dlatego, że uwielbiała kopać piłkę? W końcu większość jej ulubionych piłkarek, była w związku z kobietami. Nigdy nie zastanawiała się na tym, czy ludzie uważają ją za lesbijkę. Była nią i nie chciała tego ukrywać, ale póki co jeszcze nie nauczyła się otwarcie mówić o swojej seksualności. Trochę niemądrze, bo w obecnych czasach lesbijskie, czy tam gejowskie upodobania były na porządku dziennym. - Sądzę, że każdy powinien doświadczyć czegoś na własnej skórze, nim zdecyduje że tego nie lubi - powiedziała wymigująco, podnosząc się z miejsca. - Nic tu po nas - mruknęła po dłuższej chwili. Myślała o tym, by zabrać brunetkę na boisko, albo chociaż udać się gdzieś razem i dokończyć rozmowę, aczkolwiek obawiała się, że mogłoby to być źle zinterpretowane. Dlatego też nie dodała nic więcej, trochę licząc na to, że ta coś zaproponuje.

Hazel Price