Fragile Presence
: wt paź 14, 2025 4:20 pm
Galen L. Wyatt
Wyszła bez słowa, gdy tylko zjawił się lekarz.
Jedynie kątem oka jeszcze na niego spojrzała, zastanawiając się w głowie, czy to ten sam mężczyzna, którego pokochała?
Pod kliniką czekało na nią jej auto. O tyle zdążyła poprosić ojca, by mogła w spokoju wrócić do domu. Nie chciała wracać jego porsche. Za dużo dobrych wspomnień w nich biło, które ją rozbijało. Co z tego wszystkiego, co się działo między nimi było prawdą? Czy chociażby Lanzarote nią była? Tamta opowieść o jego siostrze, wyznawanie uczuć, a nawet... a nawet zaręczyny. We wszystko zaczęła wątpić. Każdy kawałek ich wspólnego życia.
Skoro ją kochał, to mógłby poczuć się szczęśliwy przy innej?
Szybkim krokiem wsiadła do auta, zatrzaskując je za sobą. Dopiero w nim kiedy była już sama, wrzasnęła z bezsilności. Po czym chwyciła za kierownicę, jakby była jej jedynym łącznikiem ze światem i zaczęła głośno płakać. Przecież wiedziała. Miała z nim o tym porozmawiać. Madox coś jej powiedział, a ona nie chciała w to wierzyć. Tylko teraz bolało ją to bardziej, mocniej, głębiej... W takiej chwili to musiało być coś ważnego, wartościowego, a mimo to miał on odwagę, by móc wyznać jej uczucia? Już w to nie wierzyła. Odjechała z piskiem opon.
Odwiedzała go, ale tylko wtedy gdy spał. Nie chciała mierzyć się z jego spojrzeniem, a nawet słowami. Była codziennie, zostawiając małe gesty, by mógł czuć jej obecność. Bała się rozmowy, która ich czekała. Zostawił ją z wieloma niedopowiedzeniami, które doprowadzały ją głośno do rozpaczy. Gdy nie spędzała czasu w poczekalni, siedziała w biurze. Tylko tam pod natłokiem obowiązków mogła uspokoić myśli. Choć zdarzyła się jej chwila, że... zdjęła pierścionek i zaczęła nim obracać. Pamiętała tamte gwiazdy, ich wspólną konstelację.
Tylko już nie wierzyła, że jest prawdziwa.
Finalnie dostała SMS'a z informacją o przeniesieniu do szpitala i prośbą o rzeczy. Zgodziła się, choć przekroczenie progu jego apartamentu jeszcze bardziej ją zdołowało. Przypomniała sobie wszystkie myśli, wszystkie próbowała uporządkować na nowo. Już wcześniej miała ten strach, że nie jest jedyną, a on go tylko potwierdził. Brała wszystkie rzeczy z listy, pakując je do walizki, a gdy... weszła do łazienki zwymiotowała z nerwów. To miało być dobre wspomnienie, a czuła się jak popsuta zabawka, jakaś szmata. Nic nie warta.
Wychodząc od niego, podeszła jeszcze do siebie i wzięła kilka tabletek na uspokojenie. Miała go nie martwić, na tym postanowiła się skupić, odrzucając wszystkie myśli, które panowały jak dotąd w jej głowie. Nie mógł zginąć, bo nawet jeśli był największym Królem Dupków, to... dalej czuła, jakby był jej. Poprawiła makijaż, ubrała spodnie i jakąś czarną koszulę. Nie pozwoliła samej sobie na lepszy wygląd. Blond kolor zaczął jej przeszkadzać, będzie musiała go zmienić.
Finalnie stanęła przed jego salą. Jeszcze raz unosząc brodę do góry, miała dosyć. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości, ani jakikolwiek nerwów. Nawet nie przekroczyła progu jego sali, a już odliczała w myślach, co do dziesięciu, by móc uspokoić myśli. Weszła, ale nawet na niego nie spojrzała.
— Cześć, Galen — powiedziała oschłym tonem, zastanawiając się, jak w ogóle powinno wyglądać to spotkanie — przyniosłam Ci laptopa, ubrania, kosmetyki i... — zajechała walizką pod jego łóżko — odrobinę rozrywki — dodała, próbując być mniej spiętą, chłodną. Starała się. Chciała, by wszystko z nim było w porządku, ale poczuła się zbyt zraniona — proszę, możesz rozpakować — położyła mu karton zawinięty w papier prezentowy w pudle, a w środku czekało na niego jego własne porsche w wersji Lego.
Przynajmniej takim będzie mógł pojeździć.
Wyszła bez słowa, gdy tylko zjawił się lekarz.
Jedynie kątem oka jeszcze na niego spojrzała, zastanawiając się w głowie, czy to ten sam mężczyzna, którego pokochała?
Pod kliniką czekało na nią jej auto. O tyle zdążyła poprosić ojca, by mogła w spokoju wrócić do domu. Nie chciała wracać jego porsche. Za dużo dobrych wspomnień w nich biło, które ją rozbijało. Co z tego wszystkiego, co się działo między nimi było prawdą? Czy chociażby Lanzarote nią była? Tamta opowieść o jego siostrze, wyznawanie uczuć, a nawet... a nawet zaręczyny. We wszystko zaczęła wątpić. Każdy kawałek ich wspólnego życia.
Skoro ją kochał, to mógłby poczuć się szczęśliwy przy innej?
Szybkim krokiem wsiadła do auta, zatrzaskując je za sobą. Dopiero w nim kiedy była już sama, wrzasnęła z bezsilności. Po czym chwyciła za kierownicę, jakby była jej jedynym łącznikiem ze światem i zaczęła głośno płakać. Przecież wiedziała. Miała z nim o tym porozmawiać. Madox coś jej powiedział, a ona nie chciała w to wierzyć. Tylko teraz bolało ją to bardziej, mocniej, głębiej... W takiej chwili to musiało być coś ważnego, wartościowego, a mimo to miał on odwagę, by móc wyznać jej uczucia? Już w to nie wierzyła. Odjechała z piskiem opon.
Odwiedzała go, ale tylko wtedy gdy spał. Nie chciała mierzyć się z jego spojrzeniem, a nawet słowami. Była codziennie, zostawiając małe gesty, by mógł czuć jej obecność. Bała się rozmowy, która ich czekała. Zostawił ją z wieloma niedopowiedzeniami, które doprowadzały ją głośno do rozpaczy. Gdy nie spędzała czasu w poczekalni, siedziała w biurze. Tylko tam pod natłokiem obowiązków mogła uspokoić myśli. Choć zdarzyła się jej chwila, że... zdjęła pierścionek i zaczęła nim obracać. Pamiętała tamte gwiazdy, ich wspólną konstelację.
Tylko już nie wierzyła, że jest prawdziwa.
Finalnie dostała SMS'a z informacją o przeniesieniu do szpitala i prośbą o rzeczy. Zgodziła się, choć przekroczenie progu jego apartamentu jeszcze bardziej ją zdołowało. Przypomniała sobie wszystkie myśli, wszystkie próbowała uporządkować na nowo. Już wcześniej miała ten strach, że nie jest jedyną, a on go tylko potwierdził. Brała wszystkie rzeczy z listy, pakując je do walizki, a gdy... weszła do łazienki zwymiotowała z nerwów. To miało być dobre wspomnienie, a czuła się jak popsuta zabawka, jakaś szmata. Nic nie warta.
Wychodząc od niego, podeszła jeszcze do siebie i wzięła kilka tabletek na uspokojenie. Miała go nie martwić, na tym postanowiła się skupić, odrzucając wszystkie myśli, które panowały jak dotąd w jej głowie. Nie mógł zginąć, bo nawet jeśli był największym Królem Dupków, to... dalej czuła, jakby był jej. Poprawiła makijaż, ubrała spodnie i jakąś czarną koszulę. Nie pozwoliła samej sobie na lepszy wygląd. Blond kolor zaczął jej przeszkadzać, będzie musiała go zmienić.
Finalnie stanęła przed jego salą. Jeszcze raz unosząc brodę do góry, miała dosyć. Nie mogła pozwolić sobie na chwilę słabości, ani jakikolwiek nerwów. Nawet nie przekroczyła progu jego sali, a już odliczała w myślach, co do dziesięciu, by móc uspokoić myśli. Weszła, ale nawet na niego nie spojrzała.
— Cześć, Galen — powiedziała oschłym tonem, zastanawiając się, jak w ogóle powinno wyglądać to spotkanie — przyniosłam Ci laptopa, ubrania, kosmetyki i... — zajechała walizką pod jego łóżko — odrobinę rozrywki — dodała, próbując być mniej spiętą, chłodną. Starała się. Chciała, by wszystko z nim było w porządku, ale poczuła się zbyt zraniona — proszę, możesz rozpakować — położyła mu karton zawinięty w papier prezentowy w pudle, a w środku czekało na niego jego własne porsche w wersji Lego.
Przynajmniej takim będzie mógł pojeździć.