Do you ever stop and think about me?
: wt paź 14, 2025 7:50 pm
Phileas nie wierzył w przypadki. Nie uznawał ślepego losu, który pisze za nas scenariusz życia, rozstrzygając wedle swych preferencji każdą scenę, każdy najmniejszy detal naszego istnienia, jakbyśmy faktycznie byli tylko pionkami, aktorami na planie, który ktoś dla nas stworzył – cierpliwie, szczegół po szczególe, od kostiumów po rekwizyty. Wieczór ten mógłby upłynąć mu więc nieco spokojniej, gdyby poszedł w dobrze mu znanym kierunku, ale nie tym razem. Tego dnia wiedział, że potrzebuje wrażeń, lecz nie takich, jakich można by się po nim spodziewać. Nie pragnął nocnej przygody, umizgów, ani tego typu sercowych perturbacji. Nie zamierzał też zalać się w trupa, litrami przedziwnych spirytualiów, które stopniowo przepalałyby jego trzewia. Dlaczego więc jego nogi podążały do baru? Co skłoniło go, by przemierzać senne ulice miasta po zmroku, nie bacząc na pijanych bankierów i finansistów zataczających się po firmowych libacjach, którzy wyjątkowo opanowali centrum miasta? To była ona. Wiedział, że ją tu spotka, a pod skórą czuł, że potrzebował tego spotkania. Potrzebował przeszywania jej tęczówkami, miękkiego tonu jej głosu, tej niepewności, która towarzyszyła spotkaniom po latach.
Tak więc, wchodząc do lokalu, nie baczył na nagromadzenie bodźców, które otumaniały go całym swym dymno-alkoholowym przekrojem. Od razu podążył do baru, składając przed nią najprostsze powitanie, które było równie sensowne, co nieadekwatne w tej sytuacji. Carrie. Jej imię zawisło na końcu jego języka, jak echo przeszłości, coś tak nieuchwytnego, coś, co, co kiedyś wypowiadał w zupełnie innych okolicznościach, a dziś musiałby przywołać z pamięci, jak zapomnianą rymowankę z dziecięcych lat, które uczyła go babcia, gdy akurat miała na to humor w przerwach od trwonienia majątku dziadka na bzdety. Myślał, że ma sytuację pod kontrolą, ale gdy obróciła się ku niemu powoli, czuł, jakby świadomie przedłużała tę chwilę, chociaż w rzeczywistości mogło być to tylko złudzenie, którym podsycał swoją niepewność. Jednak wiedział, po co przyszedł, gdy w końcu zobaczył w jej oczach coś, co sprawiło, że oddech zamarł mu w piersi. Nie zdziwienie, bo to byłoby zbyt proste, by chciał grać w tę grę. Był to przedziwny miks emocji, którego nie potrafił rozłożyć na czynniki pierwsze, a jak wiadomo, nigdy nie lubił prostych, wręcz trywialnych spraw i prywatnie i zawodowo.
Phileas usiadł, więc przy barze tuż naprzeciwko niej, choć pod skórą czuł niepewność, która podpowiadała by się wycofać, wiedział, że nie mógł tego zrobić. Dlaczego, więc został? Nie było w nim pewności, tylko coś w rodzaju dawnej nieco wyciszonej upływem lat tęsknoty. Wiele w Carrie przypominało mu jego sprzed lat, z tym że on nigdy nie zrezygnowałby z tego co było jego powołaniem, a tak jego zdaniem postąpiła Carrie. Uważał ją niegdyś za stworzoną do rzeczy wyższych niż przelewanie takiej whisky w między szankami z matowego szkła. Chciał ją zrozumieć, a może nawrócić? Sam nie wiedział, ale na pewno pragnął spojrzeć jej w oczy po tak długim czasie.
Carrie Pillbury
Tak więc, wchodząc do lokalu, nie baczył na nagromadzenie bodźców, które otumaniały go całym swym dymno-alkoholowym przekrojem. Od razu podążył do baru, składając przed nią najprostsze powitanie, które było równie sensowne, co nieadekwatne w tej sytuacji. Carrie. Jej imię zawisło na końcu jego języka, jak echo przeszłości, coś tak nieuchwytnego, coś, co, co kiedyś wypowiadał w zupełnie innych okolicznościach, a dziś musiałby przywołać z pamięci, jak zapomnianą rymowankę z dziecięcych lat, które uczyła go babcia, gdy akurat miała na to humor w przerwach od trwonienia majątku dziadka na bzdety. Myślał, że ma sytuację pod kontrolą, ale gdy obróciła się ku niemu powoli, czuł, jakby świadomie przedłużała tę chwilę, chociaż w rzeczywistości mogło być to tylko złudzenie, którym podsycał swoją niepewność. Jednak wiedział, po co przyszedł, gdy w końcu zobaczył w jej oczach coś, co sprawiło, że oddech zamarł mu w piersi. Nie zdziwienie, bo to byłoby zbyt proste, by chciał grać w tę grę. Był to przedziwny miks emocji, którego nie potrafił rozłożyć na czynniki pierwsze, a jak wiadomo, nigdy nie lubił prostych, wręcz trywialnych spraw i prywatnie i zawodowo.
Phileas usiadł, więc przy barze tuż naprzeciwko niej, choć pod skórą czuł niepewność, która podpowiadała by się wycofać, wiedział, że nie mógł tego zrobić. Dlaczego, więc został? Nie było w nim pewności, tylko coś w rodzaju dawnej nieco wyciszonej upływem lat tęsknoty. Wiele w Carrie przypominało mu jego sprzed lat, z tym że on nigdy nie zrezygnowałby z tego co było jego powołaniem, a tak jego zdaniem postąpiła Carrie. Uważał ją niegdyś za stworzoną do rzeczy wyższych niż przelewanie takiej whisky w między szankami z matowego szkła. Chciał ją zrozumieć, a może nawrócić? Sam nie wiedział, ale na pewno pragnął spojrzeć jej w oczy po tak długim czasie.
Carrie Pillbury