Strona 1 z 1

The Night the Elevator Died

: śr paź 15, 2025 1:22 pm
autor: Cole Sullivan
Deszcz walił w Forda tak gęsto, że wycieraczki ledwo nadążały z usuwaniem wody z przedniej szyby, a łomotanie kropel o dach prawie zagłuszało muzykę sączącą się z trzeszczących głośników samochodowych. Ulice Parkdale były niemalże puste, za co Cole dziękował losowi, bowiem widoczność była tak bardzo ograniczona przez strugi deszczu i ciemność rozrywaną rozmazującymi się w kałużach pomarańczowymi światłami ulicznymi, że mówienie o niej jako o zjawisku "widoczności" było nieco na wyrost.
Nucąc pod nosem niewyraźne "Into this house, we're born; Into this world, we're thrown" wytężał wzrok, by znaleźć miejsce parkingowe jak najbliżej wejścia do West Lodge Apartments, osiemnastopiętrowego kompleksu mieszkalnego zbudowanego na prawie dekadę przed tym, jak Jim Morrison z kolegami nagrał utwór, który - nieco przyciszony charakterystycznym szumem taśmy - wypełniał wnętrze samochodu.
-Lepiej nie będzie - mruknął próbując zmieścić masywnego Forda F-250 Super Duty z 1999 roku pomiędzy Hondę Civic i coś, co wyglądało jak nieudany eksperyment połączenia wózka golfowego z lodówką na kółkach, a oprócz tego - jakby nieszczęść było mało - miało napęd elektryczny.
Silnik półciężarówki jeszcze przez moment warczał, zanim Cole przekręcił kluczyk i wyłączył zapłon. Zgasły reflektory, a wraz z ich światłem zniknęło wszystko poza pomarańczową poświatą latarni odbijającą się w kałużach wypełniających liczne dziury w asfaltowej nawierzchni parkingu. Wyciągnął Lucky Strike'a, ale po chwili schował go z powrotem do paczki - nie miał wątpliwości, że zapalenie go przy tej ulewie było niemożliwe. Przeczytał wiadomość od kontaktu zapisanego jako Gość od Kaset - była krótka "12 piętro", a potem rzucił telefon na siedzenie pasażera, by sięgnąć na tylną kanapę i wziąć z niej płócienny plecak i kurtkę przeciwdeszczową.
Wysiadł, zatrzasnął drzwi i w deszczu, który od razu przykleił mu koszulę do ramion, ruszył w stronę budynku. W biegu zakładał kurtkę, ale nie miało to już żadnego znaczenia - był przemoczony. Drzwi wejściowe zacięły się przy pierwszym pchnięciu, ale w końcu zamek skrzypnął. Zapach stęchlizny i starego linoleum uderzył go zaraz po wejściu.
Przeczesał włosy dłonią, by woda z nich nie skapywała mu do oczu i wcisnął guzik przy drzwiach windy. Gdzieś kilka pięter wyżej coś zachrobotało, zadudniło i mozolnie ruszyło w stronę parteru.
Mniej więcej w tym samym momencie ktoś pchnął drzwi wejściowe do budynku i wpuścił do środka zimno, wiatr i deszcz...

Billie Brackenborough

The Night the Elevator Died

: śr paź 15, 2025 6:05 pm
autor: Billie Brackenborough
Nic bardziej nie dołowało człowieka, niż deszcz. Niby i Brackenborough wychowała się w kraju, który słynął z takowego zjawiska pogodowego, ale nigdy jakoś się do niego nie przyzwyczaiła. Z pewnością deszcz nie napełniał jej optymizmem, podobnie było dzisiejszego dnia. Przemoknięta była już podczas treningu. Po grze, którą zmuszona była odpuścić ze względu na zarobienie piłką w głowę, trenerka z zadowoleniem wpuściła ją z powrotem na boisko. Wiązało się to z przeogromną radością ze strony blondynki. Football był jej życiem.
Po zakończonym treningu musiała jakoś udać się do domu. Pech chciał, że nie posiadała jeszcze prawa jazdy, a środkiem jej transportu była hulajnoga. Mogła spróbować przesiedzieć deszcz, ale i tak była już przemoknięta. Do tego pracowała tego wieczora i chociaż mogła wziąć prysznic na uczelni, wolała jednak najpierw udać się do mieszkania. Ogarnąć się do porządku i przygotować coś ciepłego do zjedzenia. Spędziła chwilę na motywowaniu samej siebie, zarzuciła torbę sportową na plecy, na głowie umieściła kask (bezpieczeństwo to podstawa) i ruszyła przed siebie. Widoczność miała bardzo ograniczoną, krople deszczu wpadały jej do oczu. Nie było jednak sensu by teraz się poddawać, tak więc sunęła ulicami Toronto, mając wrażenie, że nigdy nie dotrze do celu. Dotarła, co wiązało się z ogromną ulgą. Zapięła hulajnogę w wyznaczonym do tego miejscu, które na szczęście posiadało daszek, po czym skierowała się w stronę budynku. Po wejściu do środka zdjęła kask i przetarła twarz, próbując uchronić się przed zimnem. Może i byłoby to możliwe, gdyby nie użyła do tego całkowicie mokrego rękawa.
- Świetnie - mruknęła pod nosem, kierując się w stronę windy. Musiała wyglądać komicznie, aczkolwiek nie jej było to oceniać.
Winda otworzyła się gdy tylko się przy niej znalazła. Może jednak nie była taka pechowa? Przepuściła mężczyznę, którego dostrzegła dopiero gdy niemal w niego weszła.
- O wybacz - rzuciła cicho, wsuwając się do środka. Zazwyczaj wolała udać się schodami, niestety w obecnej chwili nie mogła pomyśleć o niczym gorszym. Nie była fanem wind. Ciasne pomieszczenia napełniały ją strachem. Jedynym plusem był fakt, że podróż nie trwała długo i zazwyczaj kończyła się nim Billie ogarnęła panika. Wcisnęła odpowiedni przycisk i oparła się o ścianę windy. Zamknęła oczy i w myślach wymieniała wszystkie zawodniczki jej ulubionej drużyny piłkarskiej - Arsenalu. Leah Williamson, Steph Catley, Mariona Calden... Coś zaskrzypiało, po czym winda zatrzymała się z impetem. Otworzyła oczy i by uchronić się od upadku, zmuszona była przytrzymać się mężczyzny- Co się stało? - zapytała, doskonale zdając sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znalazła. Zaczęła ogarniać ją panika.

Cole Sullivan

The Night the Elevator Died

: pt paź 17, 2025 1:54 pm
autor: Cole Sullivan
Zgrzyt był krótki, ale wystarczająco niepokojący, by Cole poczuł jak napięły mu się mięśnie. Jedna z jego klientek zawsze powtarzała, że windy to za dużo metalu, za mało przestrzeni i zawsze ta sama myśl, że jeden przerdzewiały kabel dzieli człowieka od nagłówka w „Toronto Star”. Zawsze zwykł odpowiadać, że awarie wind zdarzają się tak rzadko, że większość ludzi nawet nie zna kogoś, kto w jakiejś utknął, o przeżyciu czegoś takiego nie wspominając.
Los versus Cole - 1:0.
-Spokojnie — powiedział cicho. — Pewnie zaraz ruszy.
Zerknął na panel i wcisnął przycisk otwierania drzwi, który oczywiście nie zareagował. Sullivan przewrócił oczami przeklinając w duszy swojego pecha. Dochodziła północ i nie spodziewał się, by o tej porze ewentualna interwencja techników miałaby zadziać się szybko, co oznaczało, że "Gość od Kaset" pójdzie spać nie doczekawszy się wizyty Cole'a i - tu najgorsze - jutro może sprzedać komuś innemu "L.A. Woman" w wersji Red Shell z czerwoną obudową produkowaną tylko przez kilka miesięcy.
-Cholera.
Przekleństwo niemal dosłownie wyszeptał, ledwo poruszając ustami, ale jednocześnie na tyle głośno, by dziewczyna obok je usłyszała i wyczuła skrytą za nim lekką panikę. Jeśliby, kiedyś w przyszłości, Cole zechciał przeanalizować wydarzenia tej nocy, mógłby dojść do wniosku, że może był to dobry moment, by wyjaśnić, że jego niepokój w tym momencie nie brał się bezpośrednio z awarii dźwigu.
Westchnął głośno i rzucając krótkie "pardon", minął nieznajomą i spróbował wsunąć palce między futrynę, a przesuwne drzwi. Oczywiście - nie było szans powodzenia, o czym przekonał się praktycznie od razu.
W górze, w szybie, coś znowu zachrobotało, jęknęło, a winda gwałtownie uniosła się może o cztery centymetry i znowu stanęła.
-Pamiętasz scenę ze Star Wars, jak wpadli do zgniatarki na śmieci? — zapytał, odwracając się do współpasażerki. Na twarzy miał zrezygnowany uśmiech. — Bo to brzmiało jak początek sequelu.
Cole "Scully" Sullivan. Mistrz dowcipu, wyczucia sytuacji i taktu.

Billie Brackenborough

The Night the Elevator Died

: pt paź 17, 2025 3:15 pm
autor: Billie Brackenborough
Sama awaria nie była jakimś tam większym problemem. Blondynka przeszła w życiu przez wiele i miała dziwne podejście do śmierci. Może i nie wyczekiwała na nią z utęsknieniem, ale nie obawiała się jej. Ludzka egzystencja mogła zakończyć się w bardzo szybkim czasie, a los zazwyczaj nie bywał łaskawy. Nie oszczędzał nikogo i nie odpuszczał ludziom dobry, czy tym kochającym życie. Brackenborough przekonała się o tym na własnej skórze. Nic godnego polecenia. Za to jeśli chodziło o windy, czy inne ciasne pomieszczenia - napawały ją strachem. Za każdym razem gdy w takowym się znalazła, zdawało jej się jak by ktoś przycisnął podeszwę buta do jej klatki piersiowej. Oddychanie nie przychodziło w takich momentach łatwo, a myśli musiała skupić na tym co kochała. W innym wypadku nie skończyłoby to się dla niej najlepiej.
Przez moment próbowała skupić się na słowach mężczyzny, które za pewne miały ją uspokoić. Nic podobnego nie miało miejsca. Z przerażeniem wymalowanym na twarzy obserwowała poczynania towarzysza niedoli. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto miał jakiekolwiek pojęcie o działaniu wind. W każdej innej sytuacji sama spróbowałaby otworzyć drzwi dźwigu. Gdyby tylko pomieszczenie było nieco większe, albo posiadało okno, które można by otworzyć.
- Kim Little, Katie McCabe, Frida Maanum - wróciła do wymieniania zawodniczek ukochanej drużyny, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że nie odbywało się to już tylko w jej myślach. - Daphne Van Domselaar, Olivia Smith, Chloe Kelly - próbowała zapanować nad własnymi emocjami i gdy zdawać by się mogło, że jakoś sobie z nimi radziła, winda niespodziewanie uniosła się do góry. Z jej ust wydobył się przytłumiony krzyk, a jej pokryte mokrymi ubraniami ciało, mocniej przyległo do ściany, na której i tak już się podpierała.
- Nie pomagasz - rzuciła dość oschle. Nigdy nie miała okazji obejrzenia Star Wars, ale przedstawiona przez nieznajomego wizja, jakoś nie napełniała jej optymizmem. - To do czego służy? - zapytała, wskazując przycisk z dzwonkiem. - Może warto spróbować? - dodała, spoglądając na niego wyczekująco. Sama nie była w stanie się ruszyć. Ledwo co przychodziło jej utrzymanie się w pozycji pionowej, a co dopiero oderwanie stóp od niekoniecznie bezpiecznej nawierzchni. - Możesz nas stąd wyciągnąć? - odezwała się ponownie po dłuższej chwili. - Proszę - spojrzała w oczy mężczyzny, przy czym jej własne zaczęły wypełniać się łzami. Do tego dochodził jeszcze jej nierówny oddech. Musiała wydostać się z tej blaszanej puszki. Była bliska paniki.

Cole Sullivan

The Night the Elevator Died

: śr paź 22, 2025 2:03 pm
autor: Cole Sullivan
Kiedy nieznajoma zaczęła wypowiadać na głos nieznane mu nazwiska, spojrzał na nią podejrzliwie spode łba. Tak, żeby głowy za bardzo nie odwracać i nie pokazać, że na nią patrzy, a jednocześnie, żeby dobrze jej się przyjrzeć. Przewrócił gałki oczne tak, jakby chciał spoglądać przez własną czaszkę i lewe ucho.
Ostatecznie, wszystko, co udało mu się uzyskać to widok rozmazanej sylwetki młodej kobiety i ból głowy.
Wymieniasz osoby, które zabiłaś czy współczesne piosenkarki? przeszło mu przez myśl pytanie, którego jednak nie zadał, bo w tym momencie blondynka odezwała się bezpośrednio do niego. Aż podskoczył zaskoczony.
Przez moment spodziewał się, że wyliczankę zakończy jego nazwiskiem, a potem rzuci się na niego z nożem. Albo zębami jak wampir.
Była jednak zbyt przerażona jak na wampira, który w zasięgu wzroku nie ma ani słońca, ani srebra, ani też osikowych kołków. Sam Cole również nie wyglądał jak Sarah Michele Gellar, więc trudno byłoby go pomylić z Pogromczynią. Przez zarost, najpewniej.
-Nie ma się czym martwić - powiedział bez przekonania. Raczej automatycznie, tonem, jakiego wszyscy używają, gdy próbują kogoś pocieszyć, a naprawdę nie wiedzą co powiedzieć lub zwyczajnie mają drugą osobę w dupie. On nie miał, po prostu lepiej nie umiał. - Ta winda na pewno ruszy.
Coś w głosie nieznajomej kazało mu jednak wysilić się bardziej. Nadusił więc guzik z symbolem dzwonka. Nic się nie wydarzyło. Nadusił mocniej. Nic. Może tak miało być? Może to dzwoni gdzieś w jakiejś Centrali Zarządzania Windami? Albo na korytarzach. Byłoby bez sensu, gdyby miało alarmować ludzi, którzy dobrze zdają sobie sprawę z tego, że utknęli między piętrami.
-Ktoś już pewnie wie, że tu jesteśmy i potrzebujemy pomocy - technicznie nie kłamał, bo zakładał, że właśnie tak może być, choć miał spore wątpliwości czy system alarmowy działa. Czy kiedykolwiek działał, bo bardzo prawdopodobne, że był tylko mistyfikacją stworzoną po to, by uspokoić ludzi utykających w niedziałających windach. - Hej, to nie "Oszukać Przeznaczenie", winda nie spadnie.
Nie znając prawdziwych przyczyn paniki, przyjął założenie, że dziewczyna zwyczajnie boi się, że zerwie się lina, winda spadnie, a oni zginą brutalnie uderzając o sufit, a potem ziemię i łamiąc kręgosłupy, żebra, karki i rozbijając czaszki.
Rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś wąskiego i wytrzymałego, co mógłby wcisnąć między drzwi, żeby je rozsunąć - palce się do tego nie nadawały - ale nic takiego w windzie nie było.
-Szkoda, że nie jesteś włamywaczką. Wtedy mielibyśmy łom - postanowił podzielić się swoim talentem do żartów, które śmieszyły tylko jego. - Jestem Cole, tak przy okazji. A ty? Mieszkasz tu czy też chciałaś kupić "L.A. Woman" w wersji Red Shell z czerwoną obudową?
Próbował zmusić ją do mówienia i zajęcia mózgu czymś innym, jakimiś głupotami. To podobno pomaga się uspokoić. Podobno.
Tymczasem, jednocześnie, zastanawiał się czy da się z windy wyjść przez właz w suficie...

Billie Brackenborough

The Night the Elevator Died

: ndz paź 26, 2025 8:25 am
autor: Billie Brackenborough
Próbowała oddychać spokojnie, co w zaistniałej sytuacji nie było rzeczą łatwą. Jedyne na czym potrafiła się skupić było to, aby jak najszybciej wydostać się z tej przeklętej, blaszanej puszki. Chciała pomóc mężczyźnie w jakikolwiek sposób, niestety nie była w stanie się ruszyć, strach niemal całkowicie ogarnął jej ciało. Stała więc tam w dalszym ciągu przyklejona do jednej ze ścian windy, całkowicie bezużyteczna. Dało się tylko słyszeć wodę kapiącą z jej przesiąkniętej deszczem kurtki, która szybko zamieniła się w niemałą kałużę.
Brak przekonania w głosie towarzysza nie pomagał jej się uspokoić.
- Ruszy, tylko kiedy? - burknęła, jakby to on był odpowiedzialny za całe zdarzenie. Tak właściwie to powinna być wdzięczna, że wylądowała z nim w jednej windzie. Nie wiedziałaby co zrobić, gdyby przyszło jej samej utknąć w dźwigu. Pewnie gdy już ktoś przywróciłby go do użytku, znaleźliby ją w opłakanym stanie. Konieczna byłaby wizyta u psychologa, albo i gorzej - pobyt w zakładzie dla czubków. Tak więc, choć jeszcze o tym nie wiedziała, była wdzięczna za towarzystwo.
Uważnie przyglądała się mężczyźnie. Chciała widzieć każdy jego ruch, by móc zapewnić samą siebie, że ten robił wszystko, by wydostać ich z tej jakże nieprzyjemnej sytuacji. Nie była zadowolona brakiem jakiegokolwiek dźwięku, który powinien pojawić się po naciśnięciu przycisku. Powoli zaczynała wierzyć, że przyjdzie jej zginąć w tej windzie, jeśli nie od upadku z wysokości, to na pewno na zawał serca.
- Gdyby to było Oszukać Przeznaczenie już dawno bylibyśmy martwi - przełknęła głośno ślinę, następnie biorąc głęboki oddech. Nie chciała w tym momencie myśleć o bezsensownych filmach. Nie było jej jeszcze na świecie, gdy pierwsze dwie części Final Destination podbijały świat. Mimo to nie omieszkała obejrzeć wszystkich części, nawet jeśli nie były w tematyce jaka ją interesowała. - Billie - również się przedstawiła. Skoro mieli zginąć razem, miło było wymienić się imionami. Tak właściwie to nie myślała w tym momencie o śmierci, czy nawet panice, jaka ogarniała ją jeszcze przed momentem. Jeśli Cole planował odwrócić jej uwagę od lęku, jego wysiłek nie szedł na marne. - Mieszkam tutaj - powiedziała, nie zdradzając żadnych szczegółów. Może i w jego rękach znajdowało się teraz jej życie, ale nie zamierzała ufać mu z niczym innym. Był dla niej obcy. Nie skomentowała uwagi o byciu włamywaczką, nie miała nic do powiedzenia w tym temacie. Nawet nie udało jej się wyłapać, że tekst ten był po prostu żartem.
Powoli udało jej się odsunąć od ściany windy, wciąż skupiona na towarzyszącym jej osobniku. Wyjęła z kieszeni kurtki mokre dłonie, nie do końca przekonana, czy było to spowodowane panującą na zewnątrz pogodą, czy potem wywołanym przez stres. Nie miała pojęcia jak długo znajdowali się w windzie. Nie wiedziała także, ile jeszcze czasu przyjdzie im w niej pozostać.

Cole Sullivan