Sure, take your time, (fuckin') princess
: czw paź 16, 2025 1:25 am
				
				#4
W budynku wciąż było parę osób, którym najwidoczniej nie spieszyło się do domów. Dokańczali robotę albo kręcili się po kuchni niczym śnięte muchy. Zresztą, on sam miał jeszcze jedną sprawę do załatwienia, zanim pojedzie do siebie.
Ta s p r a w a spóźniała się już od przeszło godziny.
Po przeszklonym pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny dźwięk telefonu stojącego na biurku. Z laptopa leciał właśnie kawałek „Spirit in the Sky” Normana Greenbauma; wcisnął pauzę i podniósł słuchawkę.
— Pani Finch do ciebie. — Usłyszał głos sekretarki.
— Wpuść ją — rzucił neutralnie i się rozłączył.
Wstał od biurka i podszedł do szyby, która rozpościerała się na całej długości gabinetu; od jednego końca do drugiego, od sufitu do podłogi. Z tego piętra widok na miasto był efektowny. Zwłaszcza w nocy, kiedy patrzyło się na skąpane w neonach i światłach drapacze chmur, niższe budynki i goniące ulicą samochody. Włożył ręce do kieszeni garniturowych spodni.
Ciche pukanie, a wreszcie dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Zanim odwrócił się w ich kierunku, powiedział:
— Spóźniłaś się. — Cierpki, bezpośredni ton. Już jakiś czas temu przeszli na „ty”, a poza tym… ona wiecznie się spóźniała. — Znowu.
Nie miał na to czasu. Chciał przekazać Astrid kilka istotnych informacji przed piątkową rozprawą, co nieco przypomnieć, podpowiedzieć. Podchodził też do całej sprawy bardzo poważnie, bo taka właśnie była. Ostatecznie wpędziła do grobu dwie osoby.