Strona 1 z 2

today’s mood: autopilot with turbulence

: czw paź 16, 2025 11:26 pm
autor: Milo Rivera
6
today’s mood: autopilot with turbulence


Trzy dni. Od ponad siedemdziesięciu dwóch godzin uparcie unikał człowieka, z którym mieszkał pod jednym dachem i chyba był w związku.
Nie ustalili tego, bo Rivera panicznie bał się tej rozmowy, a najbardziej tego, że Dylan mógł zmienić zdanie, więc eskapizm wydał się najlepszą dostępną opcją. Z niespotykanym wcześniej entuzjazmem zrywał się na najwcześniejsze wykłady, chwytał się każdej możliwości wyrobienia nadgodzin w Simply Fix It i gdy wieczorem wracał do domu, na widok zapalonego w kuchni światła odbijał w stronę łazienki lub swojej sypialni.
Od wczoraj wydawało mu się, że z jakiegoś powodu Gauthiera bawiła ta wymijanka, a chociaż z pewnością nie był to wymarzony początek relacji, hojnie podarował mu możliwość oswajania się jak zdziczałemu kotu.
To były dziwne trzy dni. Jak dotąd nie musiał nasłuchiwać zza drzwi, czy kuchnia opustoszała, a widok Dylana na końcu korytarza, patrzącego prosto w jego stronę gdy w drodze do łazienki zamierał jak sarna na widok reflektorów przyprawiał go o palpitacje serca. Możliwe, że wciąż żywe wspomnienie rzeczy, które Dylan wyczyniał ze swoim językiem, kiedy... och.
Rozdrażniony na brak jakiejkolwiek samokontroli odjechał fotelem kawałek od biurka, zamknął oczy, a palce przycisnął sobie do powiek aż zatańczyły mu pod nimi kolorowe plamy. Musiał szybko wyhodować sobie jakąś asertywność, jakieś elementarny posłuch w tym domu, a póki co oddał inicjatywę walkowerem. Czy to nie było żałosne?

Dochodziła pierwsza w nocy, kiedy zgodnie z planem zakradł się do kuchni. ASAP przyświecił mu po drodze, więc liczył, że rezygnując z głównego światła nie wywabi Gauthiera z pokoju o ile nie spał. Miał ochotę na płatki Kapitana Cruncha, te bajecznie pstrokate, z mnóstwem sztucznych barwników, słodzikami i wszystkim, czego powinien unikać, a planował je dodatkowo podlać mlekiem czekoladowym. Koniecznie w wielkim, prawie półlitrowym kubku z motywem z tetrisa.
Już stawał na palcach, już mrużył oczy w ciemności, bo ASAP nie był w stanie przyświecić mu tak wysoko (jeszcze, bo widząc potrzebę Milo postanowił popracować nad tym w najbliższym czasie) i sięgał na górną półkę po kubek, ale wówczas usłyszał jakieś podejrzane szurnięcie, więc obrócił się chwytając to, co jako pierwsze wpadło mu w ręce.

Co do... AAAYJOOODER! 一 wrzasnął na widok siedzącego w ciemności Dylana. W dłoni jako broń ostateczną trzymał chochlę. 一 Jezu, prawie dostałem zawału, co ty, światła nie masz?! Pokoju?! Czy... hmm.
Odłożył to niebezpieczne narzędzie z powrotem do zlewu i dysząc jakby przebiegł się właśnie po klatce schodowej, zaczął rozmasowywać sobie koliście klatkę piersiową. Spodziewał się, że raczej prędzej niż później Gauthier ukróci te jego żenujące podchody, ale cóż, nie tak. Nie w najpaskudniejszym musztardowym swetrze z nadpalonym rękawem, nie w kraciastych zielono-czerwonych dresowych spodniach sprzed kilku świąt bożego narodzenia i nie w dwóch różnych skarpetkach. Jedna raziła po oczach intensywnie pomarańczowym kolorem, drugą charakteryzował motyw w kolorowe kokardki. I jeszcze na dobitkę był niemal przekonany, że gdzieś we włosy wtarł sobie smar, bo po powrocie z gościnnego występu w warsztacie wziął tylko powierzchowny prysznic. Och. Właśnie zauważył, że przypalony mankiet swetra nie był jedynym problemem - pojęcia nie miał kiedy przygarnął tę wielką plamę po Capri Sunie.



Dylan Gauthier

today’s mood: autopilot with turbulence

: ndz paź 19, 2025 7:34 pm
autor: Dylan Gauthier
5
Od momentu zniknięcia Milo za zamkniętymi drzwiami pokoju po drugiej stronie korytarza, Dylan nie miał okazji zamienić z nim ani jednego słowa. Pierwszego dnia uznał to za moment na oddech, przemyślenie wszystkiego co zwaliło im się na głowy, gdy postanowili przestać okłamywać zarówno siebie samych, jak i się nawzajem, spojrzenie z nowej perspektywy na cały poprzedni. A było na co patrzeć. Miesiącami kręcili się w swojej orbicie, zawsze o krok bliżej niż z resztą świata, ale wciąż o krok za daleko. Rozwieszając koszule na wieszakach, bez najmniejszego ładu ani sensu upychając książki na skręconym od nowa regale i przyklejając do ścian plakaty z układem słonecznym czy ulubionymi zespołami, przegrzebywał się przez niezliczone sytuacje nabierające nowych barw. Zdążył przebrnąć przez większość pudeł tworzących na jego podłodze pole minowe zanim zdecydował się, że ma dość własnego towarzystwa w mieszkaniu dzielonym z najlepszym kumplem. Przynajmniej dotychczas nim był - nagle przestał być tego taki pewny.
Próby złapania Milo na tak małym metrażu nie powinny być tak trudne, a jednak chłopak zdawał się przemykać cieniami i z dnia na dzień wyrobić sobie słuch królika. Zastanie go we wspólnej przestrzeni życiowej graniczyło z cudem, a nawet jeśli Gauthier dał radę go zobaczyć, ten wyglądał jak bohater slashera uciekający przed mordercą. Nie było to szczególnie zachęcające do rozpoczynania głębokich rozważań o uczuciach. Początkowo był jedynie zaskoczony nowym obrotem spraw, jednak dość szybko przerodziło się to w niepewność. Chociaż wolałby odpuścić sobie spekulacje, drugiej nocy wiercił się w łóżku rozważając czy mimo obiecującego początku nie wylądowali w punkcie, którego tak bardzo się obawiał. Milo mógł najzwyczajniej w świecie pożałować tej rozmowy, zorientować się, że nie tego chciał i nie potrafił powiedzieć mu tego wprost. I być może dałby się porwać temu tokowi myślenia, gdyby dopiero co nie wykopał się spod miesięcy błędnych założeń i nie zamierzał ponownie tam wracać.
Już następnego dnia zaczął robić sobie z tego grę. Zmieniał własny plan dnia by pojawiać się tam, gdzie teoretycznie nie powinien, wracał do domu wcześniej, szedł spać później, jednak poza kilkoma prawie-spotkaniami, kiedy słyszał znajome kroki spieszące w stronę najbliższego pokoju, w którym go nie było, niewiele uległo zmianie.

Tak właśnie wylądował przy stole kuchennym w środku nocy, rozwiązując krzyżówki na telefonie w całkowitej ciemności, mając za towarzystwo jedynie nadzieję i świadomość tego, jak bardzo desperacko wyglądałby dla każdego pobocznego obserwatora. Skubiąc palcami nawinięty na dłoń rękaw pożyczonej w grudniu bluzy, której wcale nie musiał szukać tak głęboko jak zasugerował to Milo kilka dni wcześniej, układał sobie w głowie plany obiadów na następny tydzień i akurat dotarł do czwartkowych, dyniowych gnocci, kiedy usłyszał ciche stęknięcie drzwi w głębi korytarza. Momentalnie zablokował telefon i oparł przedramiona na stole, zostając w bezruchu by nie przepłoszyć zakradającego się do kuchni Rivery. Dał radę wytrzymać tak całe kilka minut, po czym prawie wyskoczył z własnej skóry, kiedy mężczyzna wydarł się na jego widok jakby zobaczył ducha.
- Matko boska, czy ciebie-... - urwał, a szok na jego twarzy przeszedł gładko w szeroki, rozbawiony uśmiech. - Przepraszam, co planowałeś zrobić z tą chochlą jakbym był faktycznym włamywaczem? - upewnił się, nie potrafiąc powstrzymać drobnych parsknięć wyrywających mu się nosem. Podniósł dłoń ze stołu by podeprzeć sobie podbródek i przy okazji zasłonić usta w próbie uspokojenia się. W końcu chciał poprowadzić z nim poważną rozmowę. Nic nie mógł za to poradzić na fakt, że cały czas patrzył na niego roześmianymi, marszczącymi się w kącikach oczami.
- Porozmawiasz ze mną w końcu czy dalej mam cię gonić? - dopytał, nie zamierzając marnować kolejnych dni w razie jakby ten postanowił teraz odwrócić się na pięcie i zwiać z powrotem do swojej jaskini. Tym razem chyba dałby sobie spokój z poszanowaniem granic prywatności i bez zaproszenia wpakowałby się tam za nim. - Nie żebym się jakoś tragicznie źle bawił, jesteś bardzo umiejętny w te zagrywki, ale może najpierw ustalmy zasady tego berka - zaproponował, stukając palcami o blat stołu i przebiegając wzrokiem po pstrokatej postaci stojącej na środku kuchni, oświecanej wyłącznie przez swój jeżdżący ekspres do kawy. Ciepło rozlewające się w jego klatce piersiowej na widok tego chaosu w ludzkiej formie było niepojęte nawet dla niego samego. - I wiesz, jak podrzucisz mi rzeczy to ogarnę ci pranie - dorzucił, kiedy zatrzymał wzrok na plamie, i ponownie podniósł rozbawione spojrzenie do jego twarzy. -Siadasz? Czy mam tam do ciebie podejść? - dał mu dwie proste opcje, kopniakiem odsuwając od stołu krzesło na skos od siebie, i chociaż chętnie sam przetransportowałby się bliżej utkwionego przy blacie Milo, po ostatnich dniach wątpił by ponowne zamykanie go między sobą a nieprzesuwnymi elementami mieszkania miało zostać przyjęte pozytywnie.

Milo Rivera

today’s mood: autopilot with turbulence

: ndz paź 19, 2025 9:12 pm
autor: Milo Rivera
Milo nie wybiegł myślami aż tak daleko, chochla znalazła się zresztą w jego dłoni siłą odruchu i do ostatniego momentu nie był nawet pewny co w niej trzymał. Kiedy Dylan wytknął mu ten debilizm, przez chwilę jeszcze sterczał przy blacie z kubkiem w ręku, już bez czerpaka, natomiast z tym samym nieporozumieniem w błądzącym po ciemnej kuchni spojrzeniu.
Na pewno chcesz wiedzieć? 一 fuknął rozeźlony, że dał się spłoszyć jak otrąbiona na środku ekspresówki łania. 一 Ale przecież ja ci nigdzie nie uciekam, o co ci chodzi?
Może o to, że od trzech dni dłuższe rozmowy prowadziłeś z ASAPem niż z nim 一 podpowiedział usłużnie cichutki, drażniący głosik z tyłu głowy.
Na podsuwany powoli taboret Rivera spojrzał nieufnie, nie rozpoznając w nim mebla lecz jakieś zagadkowe narzędzie tortur, cierpiąc, bolejąc - tylko nikt chyba nie był w stanie stwierdzić za co lub dlaczego. Usiadł na skraju zydelka i wepchnął sobie pusty kubek między uda, razem z dłońmi, z bardzo dramatycznym westchnieniem w roli podkładu dźwiękowego. Nadzieja na to, że Gauthier uzna jego uniki za coś normalnego i do przyjęcia nigdy nie była wielka.

Dopiero się prał 一 burknął w obronie swetra, celowo wspierając stopy o poprzeczkę pomiędzy nogami taboretu, dzięki czemu mógł zasłonić plamę kolanami. Nie, żeby szczególnie go to peszyło, rzeczy, które zakładał na grzbiet osiągały maksymalny okres czystości najwyżej paru godzin, a gdyby miał wszystko ładować do pralki po każdorazowym chlapnięciu, prawdopodobnie poszedłby z torbami. 一 ASAP, lights off.
Jeśli miał prowadzić trudne rozmowy wolał to robić po ciemku.

Zanim cokolwiek powiesz, to wcale nie jest tak, że ja cię unikałem 一 objawił tuż po tym, jak robot wycofał się z kuchni do swojej bazy ładowania. Milo słyszał, jak stacja reaguje na wykrycie kompatybilnego portu i w jakiś sposób odgłosy działającej prawidłowo elektroniki dodały mu otuchy, mimo to ramiona wciąż miał wyciągnięte do przodu i siedział przygarbiony. 一 Po prostu nie rozpracowałem jeszcze jak to jest mieć chłopaka i jak wyglądają te wszystkie... aktywności. Bo na tym stanęło, tak?
Rivera nie miał problemu z nazywaniem rzeczy po imieniu, o wiele większą trudność sprawiało mu natomiast odnalezienie się wśród półcieni, których nabrała ich relacja parę dni temu, a z jakimi nigdy przedtem nie miał do czynienia. Czy gesty, które jemu wydawały się właściwe nadawały się dla nich? I czy już teraz, a jeśli nie, to kiedy dokładnie?

Byłoby znacznie prościej, gdybyś miał jakiś, nie wiem, manual? Najsłabiej opisaną dokumentację, cokolwiek, bo wtedy przynajmniej miałbym konkret, miałbym... no wiesz, co nie?
Bo to, że normalny człowiek po prostu sformułowałby pytanie nie przyszło mu do głowy.
W nieruchomej ciszy właściwej dla takich późnonocnych godzin Milo przez moment żuł policzek gdybając, dumając i znów niepotrzebnie komplikując sytuację. Dylan wydawał się nie mieć podobnych rozterek, przeciwnie, jeszcze kilka dni temu nie brakowało mu przekonania kiedy zagonił go, przy pełnym przyzwoleniu i wstydliwej aprobacie Rivery zresztą, między szafę a ramę wąskiego łóżka. Pamiętał ten moment z wyjątkową dokładnością, z pewnością dołożył on więcej kolorytu w jego zwykle jałowe, szarawe prompty jakich rozwinięciami karmił się przed zaśnięciem. Oczywiście wtedy, kiedy nie recytował sobie dla uspokojenia pełnej Tablicy Mendelejewa.
Być może była to właściwość tak późno prowadzonych rozmów, a może tego, że między cienkim śniadaniem a nieistniejącą kolacją Milo zdążył rozczarować się brakiem ulubionych owsianych batoników, w każdym razie w pewnym momencie po prostu zostawił kubek pomiędzy swoimi udami i przetarł sobie twarz obiema dłońmi, z westchnieniem przechodzącym w nerwowy pomruk.

Pewnie bardzo tego pożałuję, zapewne nie raz i w ogóle, ale czy mógłbyś może... 一 Rivera nerwowo przełknął ślinę i spojrzał wreszcie na mężczyznę w taki sposób, jakby chciał już nawet samą mową ciała przekazać mu kapitulację. 一 Wiesz, może po prostu dam ci tę, no. Inicjatywę, sí. Bo ja naprawdę nie wiem jak to powinno wyglądać i ile z tych rzeczy, co ja je mam w głowie mógłbym, wiesz, więc gdybyś mnie trochę nakierował i nie przejmował się aż tak, że w pierwszym odruchu gryzę, to byłoby mi prościej.
Zrzucenie z siebie tej propozycji, która w dość oczywisty sposób dawała przyzwolenie na niekontrolowane wniknięcia w jego przestrzeń osobistą i rozbijanie komfortowej banieczki samotnictwa nie było niczym, co mógłby sprezentować pierwszej lepszej osobie. W gruncie rzeczy, Dylan był jedyny i tak, jak powiedział mu to już wcześniej - to mogło się udać tylko i wyłącznie z nim.

Wczoraj myślałem, żeby zajrzeć do ciebie i może jakoś, nie wiem, chciałem coś... kurwa, no nie wiem, posiedzieć obok? To brzmi tak zajebiście płasko i nijako, że szlag mnie trafia.


Dylan Gauthier

today’s mood: autopilot with turbulence

: ndz paź 19, 2025 10:28 pm
autor: Dylan Gauthier
Po zniknięciu jedynego źródła światła, poza nikłymi poświatami latarni ulicznych wpadającymi przez okna, potrzebował dłuższej chwili by jego oczy ponownie przyzwyczaiły się do ciemności i zaczęły wyłapywać konkretne kształty. Kiedy spomiędzy cieni wysunęła się przygięta na krześle sylwetka jego współlokatora, zatrzymał na nim skupione spojrzenie. I tak był jedynym co chciał w tej chwili widzieć. W przeciągającej się ciszy pozwolił by wstępne rozbawienie sytuacją ustąpiło odrobinie powagi. Skoro już dał radę go tam zaciągnąć, nie czuł potrzeby dalszego rozluźniania atmosfery. Zwłaszcza kiedy spomiędzy warg Milo wypłynęło magiczne słowo, na które Dylan nieznacznie się spiął, zmarszczył czoło i odłożył rękę z powrotem na stół. Może lepiej, że darowali sobie zapalanie świateł - dostał dzięki temu okazję by na własnych warunkach rozprawić się z zaskoczeniem jakie bez dwóch zdań wykwitło na jego twarzy.
- Stanęło? - spytał całkowicie szczerze. Dokładnie tego momentu brakowało mu w rozmowie trzy dni wcześniej. I najwidoczniej Milo doszedł do pewnych wniosków na własną rękę. - Właśnie o tym mówię. Dla mnie stanęło na tym, że dałeś mi się pocałować i wyszedłeś. I, nie zrozum mnie źle, nie mam ci tego za złe, ale fajnie byłoby się w międzyczasie dowiedzieć, że ze sobą chodzimy - wyznał, bezwiednie uśmiechając się przy wypowiadaniu ostatniego słowa, co zabarwiło jego głos czy tego chciał czy nie. Podobała mu się ta myśl, oznaczała jednocześnie, że zaszli ze swoimi wyznaniami dalej niż się spodziewał. Prawdę mówiąc to jak długo zajmie im przejście od krążenia wkoło siebie jako kumple przez krążenie wkoło siebie jako coś więcej do faktycznego związku trochę zaprzątało mu głowę. Wyglądało na to, że całkowicie niepotrzebnie. - Bo możemy. W sensie chodzić. Bardzo chętnie zresztą, ale mój boże, Milo, informuj człowieka, że jest w związku - dodał, trochę dla pokreślenia istoty całego problemu, a trochę dla samego siebie. Chciał to usłyszeć, sprawdzić jak się z tym poczuje i, między bogiem a prawdą, śmieszna lekkość jaka go przejęła rywalizowała z euforią jaką przeżył po ostatniej rozmowie.
Instynktownie skinął głową w odpowiedzi na jego pytanie, dopiero po chwili orientując się, że w tych warunkach lepiej było używać słów niż mowy ciała.
- Mogę podać ci swoją instrukcję obsługi jak jej potrzebujesz, właściwie jest dość krótka. Rozmawiaj ze mną- wyliczył mu cały jeden punkt, ten pierwszy i najważniejszy jaki pomagał pozbyć się większości problemów życiowych. - I mówię całkowicie serio, nie ma nic co... Nie ma nic konkretnego czego bym od ciebie wymagał albo oczekiwał, poza tym co dotychczas mieliśmy, a cała reszta... Wszystko jest do dogadania - podsumował, luźno wzruszając ramionami, jako że dla niego było to najprostszym i najlepszym rozwiązaniem jakie miał. Zwłaszcza po własnoręcznym wsadzeniu się do friendzone'u na rok przez brak otwartej komunikacji. Nie zamierzał tego powtarzać, kiedy faktycznie dostał z nim szansę.
Uśmiech, jaki powoli wyrósł na jego twarzy, potwierdzał to, że Rivera mógł bardzo szybko pożałować podjętej decyzji. Nie żeby planował wykorzystywać oddanie mu pałeczki w nikczemnych celach, jednak właśnie jego życie stało się znacznie ciekawsze. Drgnął niespokojnie na jego wyznanie i postanowił skorzystać z otwartego zaproszenia tu i teraz. Podniósł się z miejsca i w dwa kroki pokonał odległość między ich krzesłami, by kucnąć tuż przed Milo, dla równowagi podpierając się o jego kolano. Spojrzał w górę, by wyłapać z nim kontakt wzrokowy między opadającymi mu na oczy lokami.
- Następnym razem po prostu do mnie przyjdź. Posiedzieć, postać, jak się odważysz nawet poleżeć - dodał z ponownie unoszącym się kącikiem ust. - Nie ma w tym nic nijakiego, bo ty nie jesteś nijaki, a tak się składa, że lubię z tobą spędzać czas. Nawet jakbyśmy mieli siedzieć w ciszy i patrzeć w ścianę, chociaż nie wiem czy do końca wierzę, że jesteś do tego zdolny - przyznał i wolną ręką sięgnął po jedną z jego dłoni by złożyć na jej wierzchu drobny pocałunek. -I mogę cię pokierować, a gryzienie mnie nie zniechęca - podrzucił mimochodem, przekręcając dłoń w jego by przepleść ze sobą ich palce. Testowo, pierwszy raz tak na serio, i szybko dochodząc do wniosku, że niekoniecznie miał ochotę go teraz puszczać. - Ale naprawdę chciałbym wiedzieć co ci siedzi w głowie. I możesz, no, w sumie wszystko co chcesz. Jak mi się nie spodoba to dam ci znać - zapewnił, spoglądając na mężczyznę z zaciekawieniem. Po ich wcześniejszym eksperymencie pod ścianą to co tworzyło się w głowie Milo zapowiadało się raczej obiecująco.

Milo Rivera

today’s mood: autopilot with turbulence

: ndz paź 19, 2025 11:08 pm
autor: Milo Rivera
A stanęło?
W pierwszej chwili Milo spojrzał na niego jak na idiotę, parę sekund później już nieco bardziej pobłażliwie. Dylan jakkolwiek wydawał się być zadowolony podsunięciem mu tej konkluzji za pewnik, słychać to było w jego głosie i chociaż w niemal całkowitych ciemnościach nie widział zbyt dokładnie jego twarzy pomyślał, że prawdopodobnie się uśmiechnął.
No to informuję cię teraz w razie gdyby nie było to do tej pory wystarczająco jasne. Potrzebujesz tego na piśmie? 一 Drobna złośliwość nigdy nie była wymierzona w Gauthiera z intencją sprawienia mu faktycznej przykrości, Rivera traktował to raczej jako pewną formę sportu z człowiekiem, który potrafił pod tym względem odpłacić mu pięknym za nadobne.
I przecież rozmawiam 一 prychnął, już z mniejszym przekonaniem bo chyba obaj wiedzieli, że przesadził. 一 No, na ogół. Czasami po kilku dniach, ale prędzej czy później przecież mówię, hmm?
Nie chciał mu już wytykać, że sam od paru ostatnich miesięcy przez podobne zacięcie na etapie klarownego formułowania informacji zafundował im bardzo irytujący status quo.
Odetchnął sobie od serca bez szczególnego entuzjazmu, odrobinę umartwiony, że nie istniała żadna lista, która w szczegółowych punktach podsumowała mu wszystko czym powinien się kierować w nowym wymiarze starej-nowej relacji. To było frustrujące, zważywszy na to, że Milo nie zawsze wiedział dokładnie czego sobie życzył, nie potrafił ubrać tego w słowa, a czasami dojść do porozumienia z samym sobą.
Drgnął sztywno i mrugnął łapiąc się na chwilowej nieuwadze, gdy dźwięk ruszonego taboretu chrząknął w ciemnościach i Rivera bardziej poczuł niż zauważył, że Dylan zrezygnował z dystansu. Poruszył lekko palcami w uścisku jego dłoni, w geście, który prawdopodobnie towarzyszył im od dawna, a na jaki dotąd nie zwrócił właściwej uwagi. Z drugiej strony, wcześniej nie było to niczym więcej jak praktycznym odruchem, próbą podtrzymania, pociągnięcia do pionu, owszem, jednak dopiero teraz poczuł, że znacząco zmienił się wydźwięk.

Bardzo zabawne 一 mruknął i skrzywił się lekko, choć puścił to bardziej w przestrzeń niż po to, by odszczekać się za ten przytyk. Rozmiękczył go ten wychuchany w wierzch dłoni pocałunek i przez moment Milo nie potrafił zmusić rozbieganych urywków myśli do współpracy. 一 Postaram się, chociaż byłoby lepiej, gdybyś to ty przyszedł pierwszy. Wiesz, na przetarcie szlaków i tak dalej.
Niekontrolowane parsknięcie śmiechem przerwało krótkotrwałą ciszę, która tak drażniła go w uszy, że aż zapragnął znów usłyszeć ten wkurwiający jingiel ze stacji radiowej, jaką Lian zawsze włączał w Simpy Fix It.
Wzrok powoli przyzwyczajał się do ograniczonej ilości światła, łatwiej było zresztą rozpoznać mu w kształtach majaczących przed oczami Dylana, gdy ten rezydował mu na kolanie i wbijał w nie brodę. Patrzył zatem jak kilka poblasków bardzo słabej łuny wpadającej przez okno do kuchni kołysze się mu na jasnych włosach i automatycznie, tak, jak na widok nowej elektroniki jego pierwszym odruchem było rozparcelowanie z obudowy, tak zapragnął przedzielić mu je na kilka pasm.

Hmm, Dylan? 一 zaryzykował póki co bardzo otwartym pytaniem w eter. Ręką rzeczywiście najpierw z grubsza, bez wprawy i trochę zbyt szorstko zaczesał mu włosy w tył, by już odrobinę łagodniej i bardziej płytko zagłębić się w nie samymi palcami. 一 Czy to jest moja bluza?
Nie było w tym nawet cienia pretensji lub ponaglenia, właściwie to myśl o opakowaniu go w coś, co należało do niego przyjemnie łechtało go z tyłu głowy w jakiś trudny do rozgrzeszenia się na głos sposób. Podobnie chyba czuł się, gdy w niektóre dni zakładał na siebie skradzioną koszulkę z wielkim D. Gauthier na odwrocie, nie wiedział tylko czy było to jego osobiste skrzywienie, czy wszyscy mieli coś podobnego w swoim osobistym zestawie nieoczywistych upodobań.
Dziwnie było nagle uporządkować kilkudniowy dylemat w paru przejrzystych komunikatach i zostać z tym dziwnym, podyskusyjnym wrażeniem... nie, Milo nie potrafił tego uczucia nazwać bez względu na to jak bardzo by się nie starał. Był natomiast coraz bardziej zaaferowany obecnością Gauthiera na przysłowiowe i literalne wyciągnięcie ręki, podobnie jak powoli dojrzewającą świadomością, że najwyraźniej naprawdę mógł odrobinę przyciszyć swoje paranoje i po prostu go dotknąć.
Wybrał więc kark, gdzie bez pomysłu i żadnego konkretnego celu poobtykał mu potylicę i jej fascynujące, głębsze wklęśnięcie, palcami nawet przez moment odważniej kreślił coś przy kołnierzu, za to nie wyprawił się już poza jego umowną granicę.

Powiesz mi, jeżeli zrobię coś co byłoby, hmm, dziwne? Zbyt dziwne na standardowe dziwne?
Być może już nawet w tym momencie coś krążyło mu po głowie, podjudzało do wyrwana się przed szereg i zbadania pewnych jak dotąd czysto teoretycznych konceptów, mimo to doświadczenie obcowania z ludźmi o mniej atypowych potrzebach kazało mu zachować jakąś dozę ostrożności.



Dylan Gauthier

today’s mood: autopilot with turbulence

: pn paź 20, 2025 12:37 am
autor: Dylan Gauthier
Przewrócił oczami na uszczypliwość w jego głosie, przypominając sobie mentalnie, że sam się na to pisał i najwidoczniej zgodził, nawet jeśli nie do końca oficjalnie. Wychodziło na to, że sam także musiał nauczyć się lawirować w specyficznym labiryncie jakim była bliższa relacja z Milo.
- Jak już oferujesz. Będę miał jakąś podkładkę jak znowu zaczniesz mnie unikać - odparł i chociaż wszystko to było na żarty, właściwie nie obraziłby się za jakiś fizyczny dowód, którym mógłby pomachać mu przed twarzą w razie potencjalnego kryzysu. Nie żeby spodziewał się dalszych problemów, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Z uprzejmości zdecydował się nie wyliczać mu ile prób złapania go miał za sobą, ani że gdyby nie urządził na niego zasadzki, nie prowadziliby teraz tej rozmowy. Mieli ciekawsze tematy do rozmowy, to mógł tymczasowo schować i przetrzymać w ramach potencjalnej amunicji w przyszłej przepychance słownej, która niewątpliwie nadejdzie. Obrzucił go rozbawionym spojrzeniem i na chwilę zacisnął wargi.
- Mhm. Mogę przychodzić. To zaproszenie otwarte? - upewnił się czy dobrze go zrozumiał. W teorii mógł zrobić to w każdej chwili podczas ostatnich kilku dni, miał jednak dość szacunku względem Milo by nie narzucać się swoją obecnością, kiedy nie czuł że jest ona mile widziana. - Wiem, że w tej chwili brzmię jak wampir, ale raczej nie przyjdę cię w nocy wyssać - zapewnił, kiedy prośba o wyklarowanie oferty odwiedzin wydała mu się podejrzanie znajoma. - Z krwi w sensie - doprecyzował by nie było żadnych wątpliwości względem jego intencji. Przez cały ten czas rozbawiony, sztucznie niewinny uśmiech nie znikał z jego twarzy. Po takim czasie i ilości żartów, które brał za bardzo, i jednocześnie za mało, do siebie, możliwość pokierowania się w tę stronę bez kłucia na sercu była wyzwalająca. Teraz mógł z nim tak żartować. Bo Milo był jego chłopakiem. O ile w teorii to sobie wyjaśnili, ta myśl wydawała mu się jeszcze zbyt abstrakcyjna by w pełni pojmował ją umysłem. Na dobrą sprawę cały ostatni tydzień mógł być jakimś dziwacznym snem podczas zbyt intensywnego kucia na dobry początek semestru. Jakby teraz obudził się, śliniąc się na zeszyt z chemii organicznej, chyba zaliczyłby swoje pierwsze prawdziwe załamanie nerwowe.
- Hm? Nie, to moja bluza - powtórzył z pełnym przekonaniem to, co powiedział mu już wcześniej. Nie zamierzał jej zwracać. Nieznacznie zmrużył oczy czując dłoń przedzierającą się przez swoje włosy, a kiedy dotyk złagodniał, wraz z nim mięśnie Gauthiera zaczęły się rozluźniać. Wszystkie. Im dalej zapędzały się palce Milo, tym większą galaretą się stawał, rozwalony na jego kolanie niczym kot. - Ale tak, to ta, która była twoja, jak o to pytasz - przyznał, po czym wbił wzrok w swój rękaw i zawiesił się na chwilę na rozważaniu, czy chciał powiedzieć mu na jej temat więcej. Ostatecznie zdecydował się wziąć swoją własną radę i ponownie otworzył jadaczkę. - Nie nosiłem jej... za często. Za bardzo przypominała mi ten wieczór, kiedy uznałem, że... no... to nie wypali. Ale teraz wróciła do łask - wyłożył mu swoją burzliwą relacją z elementem garderoby, który wbrew pozorom zwykle trzymał gdzieś na wierzchu. Patrzenie na nią przypominało mu Milo, za to noszenie jej przez długi czas było zbyt łatwym sposobem na pogorszenie sobie nastroju. I chociaż masaż głowy aktywnie go rozbrajał, słysząc pytania, które brzmiały dość poważnie, zebrał się w sobie by faktycznie na niego spojrzeć, przeanalizować prośbę i odpowiedzieć szczerze. Nie chciał rzucać mu zlewczych zapewnień, zwłaszcza kiedy miał wrażenie, że jest to dla niego istotne.
- Powiem ci jak coś nie będzie mi pasować - powtórzył to co wcześniej, po czym lekko zmarszczył czoło w zastanowieniu. - Nie wiem jak dziwnie może być i nie będę zakładać, że twoje dziwne wychodzi dalej niż moje dziwne. Mogę ci mówić jak coś wybiega poza całkowicie typowe sprawy, czysto informacyjnie. Ale to nie oznacza, że będę przeciwny. Ma sens? - dopytał, nie do końca pewny jak poprowadzić tę rozmowę, kiedy nie wiedział nawet czy potencjalne dziwactwa miały tyczyć się niestandardowych metod okazywania czułości, czy najbardziej odklejonych fetyszy o jakich słyszał. Chyba zostanie mu dowiedzieć się w praktyce. - Także będą dwie kategorie, hm? Jedna, nietypowe zachowania dla ogółu nudnych ludzi. Druga, to co nie pasuje mi personalnie. Gra? - upewnił się, gdzieś z tyłu głowy notując sobie by w sensownym momencie przeprowadzić z nim rozmowę o potencjalnych granicach, zielonych i czerwonych światłach i reszcie rozrywek, o których nigdy nie odważył się myśleć w odniesieniu do jego osoby. Oboje mieli przed sobą ciekawy proces nauki.
- Ale jak już rozmawiamy to mam pytanie. Miałem, wiesz, sporo czasu na myślenie. I jak mówiłeś, że chcesz coś sprawdzić, przy tej szafie, to wspomniałeś, że coś takiego... stało się u ciebie w robocie? Co się działo na tym zapleczu? - upewnił się, prostując się by nie patrzeć na niego całkowicie z dołu. Ta kwestia zaprzątała mu głowę bardziej niż chciałby się do tego przyznać, ale nie widział żadnego sensownego, związanego z pracą wyjaśnienia jakie mogłoby pchnąć Milo do zaciągnięcia go do kąta by zawisł kilka centymetrów od niego. Im dłużej myślał o tym bez żadnej dodatkowej informacji tym gorzej na tym wychodził.

Milo Rivera

today’s mood: autopilot with turbulence

: pn paź 20, 2025 1:20 am
autor: Milo Rivera
Kiedy siedział w kuchni słuchając jak Dylan bredzi o wampirach i na głos rozprawia o innych bzdurach, Milo uśmiechnął się tylko pod nosem nieco odchylając głowę w tył i przez moment wpatrując się w bielony sufit. Jedną z rzeczy, której się obawiał i przez jaką po części faktycznie unikał go przez ostatnie dni były zmiany w zakresie, którego akurat wyjątkowo nie chciał w żaden sposób korygować. To, co udało im się zbudować do tej pory, wspólne poczucie humoru (nawet wtedy, kiedy nie do końca rozumiał i prosił Gauthiera by wytłumaczył mu żart), przyzwyczajenia od tych drobnych i łatwych do przeoczenia po wspólne, ugruntowane na przestrzeni miesięcy celebracje, czy obecność milcząca, nie wywierająca presji, aby zawsze o czymś mówić. Nie chciał tego zmieniać, dlatego z ulgą zaczynał zauważać, że fundament został nienaruszony.
No przecież, że z krwi, oczywiście.
Nie był znów aż tak niedomyślny, by nie wyłapać podtekstu. Jedną rękę, tę, którą nie układał Dylanowi włosów na ślepo, podniósł sobie do twarzy i ucisnął lekko kąciki oczu, czując się w obowiązku, aby zachować powagę jeszcze przynajmniej przez kilka minut.

Jaki wieczór? 一 ocknął się zaledwie chwilę później, kiedy Gauthiera wzięło na sentymentalne wspominki. Początkowo drętwe uczucie napomnienia, że mówili o czymś o czym powinien był pamiętać kazało mu desperacko zanurkować w mgliste detale tak odległego wydarzenia, do chwili, w której wywlókł mu z szafy pierwszą lepszą i dla odmiany czystą bluzę. Czy było w tym rzeczywiście coś aż tak niezwykłego? Chodziło o materiał? Nadruk?
Ach 一 zreflektował się gdy połączył kilka kropek i trybiki znów ruszyły. 一 Wiesz co, jakbyś chciał pożyczyć coś, co dla odmiany skojarzy ci się lepiej, to możesz mi zajrzeć do szafy. Masz szczęście, że oversize to jedno z moich głównych kryteriów podczas zakupów.
O tym, że sam trzymał tę jego sportową koszulkę między materacem a ścianą nawet się nie zająknął, za to podjął decyzję, że był to najwyższy czas aby cichaczem ją wyprać. Przypomniało mu się natomiast coś innego, poniekąd związanego z tym samym dniem, nad którym rozpływał się Dylan i przez moment Rivera gryzł się z wątpliwościami, czy coś takiego kwalifikowało się do informacji jakimi warto się było podzielić z, cóż, partnerem, czy może lepiej było pozostawić to dla samego siebie.
Gautier zdążył wpaść w tryb zapewnień kierowanych pod adresem potencjalnych dziwactw jakich mógł doświadczyć, dla wygody nawet je skategoryzował, co Milo skwitował bardzo uciesznym, pełnym aprobaty pomrukiem i bardziej zaangażowanym podrapywaniem za uchem. Podobnie robił z kotem Estelli, starym José - zwierzak był raczej zadowolony, więc nie widział powodu, dla którego miałoby to nie zadziałać z dorosłym mężczyzną.

W sumie chciałem po... och 一 urwał, bo w tym samym momencie Dylan wyrwał się z pytaniem o sytuację na zapleczu, przez co wszystko co miał zamiar mu powiedzieć rozsypało się jak paciorki z zerwanej bransoletki. Przez moment miał kompletną pustkę w głowie, nawet przestał poruszać palcami, zresztą zaraz Gauthier wyprostował się i Milo aż czuł intensywność jego spojrzenia.
Zamrugał w milczeniu, nabrał sykliwie powietrza przez uchylone usta i zwilżył dolną wargę końcem języka.

Okay, no to w skrócie wpadł do mnie znajomy. Facet mojego kumpla, któremu naprawiałem samochód jakoś w grudniu bo... dobra, to nie jest akurat najważniejsze. Chodzi o to, że szukaliśmy adaptera na zapleczu i tam zawsze po Lianie jest zajebisty burdel. No i to było tak, że on mnie chyba próbował odratować jak przygniotły mnie te-tam, a że w tej kanciapie jest tak cholernie ciasno, no to trochę się zaskoczyłem jak się zorientowałem, że stał tak blisko.
Sam wiedział najlepiej, że w tym co się wówczas stało nie było nic nieprzyzwoitego, miał jednak dziwne podejrzenie, że nie do końca potrafi to w należyty sposób przedstawić Gauthierowi łowiącemu każde jego słowo w podejrzanej ciszy.

No i tak, hmm. Pomyślałem wtedy, znaczy się, jak prawie dostałem kurwa zawału, że gdybyś to był ty to byłoby... znośniej.
Nie było to określenie, które wiernie oddawałoby co miał wówczas na myśli, ale nie sądził by Dylan potrzebował aż takiego doprecyzowania, skoro sytuacja sprzed paru dni powinna mu to wyjaśniać aż nazbyt dobitnie.
Kubek zaczynał uwierać go w uda, więc dla bezpieczeństwa, zanim zapomniałby, że w ogóle go przy sobie ma, przestawił go na sam koniec stołu. Kilka bezkształtnych, raczej niewidocznych w ciemnościach rumieńców zaczynało parzyć mu twarz, bo przypomniał sobie właśnie o czym chciał wspomnieć mu wcześniej, a co wydawało mu się o wiele ciekawszą anegdotką niż nieporozumienie z zaplecza.
Nabrał głęboko powietrza, po czym odchylił się cały z taboretem tak, aby uhaczyć się niestabilnie łokciem o krawędź blatu.

Wiesz, ja wtedy w grudniu też miałem taki moment 一 odezwał się suchym, trochę nieswoim głosem. 一 Powiedzmy, że tamten prysznic nie przeciągnął się tylko dlatego, że przemroziłem tyłek na śniegu, hmm? Okay, może mogłem sobie odpuścić aż taką szczerość.


Dylan Gauthier

today’s mood: autopilot with turbulence

: pn paź 20, 2025 3:12 am
autor: Dylan Gauthier
W ciągu kwadransa zarobił zaproszenie zarówno do pokoju Milo, jak i do jego szafy i znajdujących się tam ciuchów, przez co zaczął zastanawiać się, czy faktycznie to mogło być zwyczajnie tak proste. Dla niego także była to nowa sytuacja, może nie pod względem samych romantycznych relacji międzyludzkich, co całej otoczki i faktu, że znał go znacznie dłużej w układzie platonicznym, oraz tego, że już mieszkał z nim pod jednym dachem. To mu się jeszcze nie zdarzyło. Łatwość i lekkość z jaką prześlizgiwali się po kolejnych kwestiach, podsumowując je kilkoma słowami i momentalnie znajdując jakiś pasujący konsensus, nie zgrywała się do końca z tym czego doświadczał wcześniej. Jednocześnie wszelkie gesty musiał podejmować świadomie, jeszcze odrobinę zbyt zawieszony na mentalności unikania dwuznacznych sytuacji dla własnego dobra, by od razu wskoczyć w instynktowne inicjowanie kontaktu fizycznego. Chciał, bez dwóch zdań chciał, jednak potrzebował czasu by się w pełni oswoić. Zupełnie jak kot, którego w tej chwili tak czy siak przypominał.
- I tak jej nie odzyskasz - podkreślił tylko, żeby nie zostawiać wątpliwości. Mógł zgarnąć od niego więcej ciuchów, jednak nie oznaczało to, że zamierzał zrezygnować ze swojego pierwszego zdobycznego fragmentu jego osoby, który mógł nosić blisko siebie. Zaprzyjaźnił się z nim zwłaszcza w ciągu ostatnich dni, kiedy nie mógł mieć pod ręką faktycznego Milo. - A i wiesz, droga wolna jak chcesz coś ode mnie - zaoferował, teoretycznie odwzajemniając uprzejmość, jednak w praktyce był prawie pewny, że wsadzenie chłopaka w coś swojego mogłoby przyprawić go o palpitacje serca. - Mam kilka bluz jak bardzo odczuwasz brak tej - dodał, chociaż nie do końca obchodziło go czy ten faktycznie za nią tęsknił. Jeśli bardzo mu na niej zależało mógł mu ją z każdym momencie podwinąć, a teraz, kiedy dzielili przestrzeń życiową i pralkę, było to wyjątkowo łatwe zadanie.
Odrobinę trudniejszym zadaniem było wysłuchanie historii o osławionym zapleczu Fix It i czymkolwiek, co pchnęło Milo do testowania własnych reakcji na bliskość z drugim człowiekiem. Dylan sam nie był pewny co chce od niego usłyszeć. Wiedział czego usłyszeć nie chciał, jednak ta kwestia także wydawała mu się chwiejna, bo nawet jeśli okazałoby się, że Rivera ma branie wśród klientów czy współpracowników, w teorii nie miałby nic do gadania względem czegoś co wydarzyło się zanim byli razem. W praktyce przyglądał mu się uważnie i rozrysowywał sobie sytuację w głowie z każdym wypowiedzianym słowem, w pewnym momencie nieco bardziej przejęty niż chwilę wcześniej.
- Co cię przygniotło? - podłapał, kiedy dostał pierwszy moment na wtrącenie swoich trzech groszy. Nie wyglądał jakby w ostatnim czasie został kontuzjowany, Gauthier także nie przypominał sobie by widział go w ostatnim czasie w wyjątkowo gorszym stanie fizycznym. Mimo tego obrzucił go kontrolnym spojrzeniem i wrócił wzrokiem do jego twarzy dopiero, kiedy żaden nowy gips nie wyrósł na jego ciele. - Czyli... O... okej. Po prostu... był blisko? Stał za blisko i tyle? - dopytał, dla całkowitej pewności, formułując zdania z pewnym trudem przez rozproszenie wywołane wyznaniem Milo. Przez fakt, że myślał o nim w sytuacji, która go nie dotyczyła, a przez którą, chociaż samemu nie chciał tego przyznawać, zaczynał czuć igiełki zazdrości. - I było znośniej? - upewnił się po chwili, nagle zainteresowany wynikiem testu, który niedawno był dla niego tylko bardzo wygodną metodą na pierwszy pocałunek. Nie było najmniejszej szansy, że zamierzał tego pożałować, jednak mógł przynajmniej naprawić wcześniejszy błąd i faktycznie dopytać o co chodziło.
Z kolei kwestie niespodziewane zdawały się narastać w zastraszającym tempie i nagle wszystko potoczyło się w kompletnie nowym, nieodkrytym kierunku, przez który Dylan zwyczajnie zaniemówił. Żarciki były jednym, drobne dwuznaczności także, jednak nic nie było w stanie przygotować go na mentalny obraz zaserwowany przez Riverę bez ostrzeżenia. Szczęka fizycznie mu opadła, zostawiając go na moment z rozchylonymi wargami. Podczas gdy on na wpół świadomy grzebał mu po szafkach i próbował rozwiązać wielkie sekrety podgrzewania pizzy z użyciem robota, za ścianą odprawiał się moment. Dobrze wiedzieć.
- Och - mruknął elokwentnie, zawieszony pomiędzy chęcią na pociągnięcie tematu i jego zignorowanie. Wcisnął język w policzek, zbierając myśli z bałaganu jaki wywołał w jego głowie huragan Milo. W końcu zamrugał, przyprószony niknącym w cieniu rumieńcem sięgającym jego obojczyków. Zaśmiał się krótko, bardziej z zaskoczenia niż humoru i delikatnie ścisnął jego kolano. - Śnieg cię tak nakręcił? Czy moje zajebiste sztuczki karciane? - dopytał, unosząc zaczepnie brwi i spoglądając na niego z nowym błyskiem w oczach. - Mam ich trochę w zanadrzu, jakbyś był zainteresowany - zaoferował, chociaż jego myśli już pędziły w innym kierunku i obdarował chłopaka nieco podejrzliwym spojrzeniem. - Możesz być ze mną jeszcze bardziej szczery. Liczyłeś, że tam wejdę? - upewnił się, próbując wywnioskować z tej historyjki nieco więcej szczegółów. Nigdy wcześniej nie prowadzili takich rozmów, nie na serio, a teraz był bardziej ciekaw niż kiedykolwiek.

Milo Rivera

today’s mood: autopilot with turbulence

: pn paź 20, 2025 2:31 pm
autor: Milo Rivera
Historia z zaplecza, choć sam nie mógł tego wiedzieć, nie zajmowała go aż w takim stopniu jak Dylana, prawdopodobnie dlatego, że sam znał jej dokładny przebieg z pierwszej ręki. Bowie nie był zagrożeniem, był zwyczajnie dotykalski i ciekawy wszystkiego, nie do końca pojmował pojęcie przestrzeni osobistej, ale nie można mu było zarzucić w tym wszystkim złych intencji. Był jedną z bardzo niewielu osób, przy których Rivera nie czuł się ani jak ciekawostka towarzyska ani jak breloczek, o którym można było bez konsekwencji zapomnieć. Vance był dziwny, prawda, jednak kim był w takim razie Milo by to oceniać?
No stał blisko i tyle. A myślałeś, że co? 一 Teraz to on zmrużył podejrzliwie oczy, bo nie domyślił się co mogło chodzić Dylanowi po głowie. Myśl o tym, że on i Bowie mogliby... nie, po prostu nie. Z całą sympatią dla tego postrzelonego, chaotycznego muzyka, Milo miał kompletnie inny typ. 一 Po prostu zwróciło mi to uwagę na to, że może fizyczna bliskość z kimś kogo znam nie byłaby aż takim problemem jak mi się wydawało. Potrzebowałem tylko sprawdzić tę teorię.
O wyniku tego małego eksperymentu Gauthier dowiedział się zresztą natychmiast, chociaż wówczas nie miał pełnego oglądu na sytuację. Z rameczką ze szczegółów mogli to teraz domknąć, aczkolwiek paradoksalnie Milo miał wrażenie, że to jedynie otworzyło kolejne drzwi do dalszej dyskusji.
Nie potrafił znaleźć zajęcia dla swoich dłoni kiedy Dylan z jakiegoś powodu postanowił siedzieć sztywno poza ich zasięgiem, co było niezwykle frustrujące; ledwo odkrył, że szkicowanie palcami wzorów po jego odsłoniętym częściowo ramieniu było wyjątkowo kojące, a być może taka forma aktywności dla wiecznie szukających powtarzalnych czynności rąk sprawdziłaby się przy teoretycznym rozwijaniu problematycznych zagadnień, czy to na uczelnię czy w ramach własnych projektów.

Nie, raczej... hmm, bueno, solo déjame pensar...
To, że Dylan nie pytał poważnie o powód - chyba? - nie było dla niego aż tak oczywiste, więc z odruchu autentycznie zaczął poszukiwać tego konkretnego impulsu, czegokolwiek, co można by było podciągnąć pod wiarygodne wyjaśnienie. Podrapał się w zamyśleniu po skroni, zupełnie bez zażenowania, w pewnym sensie sprawiał wrażenie, jakby przyglądał się z boku jakiemuś procesowi i interpretował sygnały wysyłane przez analizator stanów logicznych.

Właściwie to wcale o tym na początku nie myślałem, wiesz? Zwykle w takich sytuacjach po prostu przekręcałem kurek w drugą stronę i przechodziło mi po zimnym prysznicu, ale jakoś... wydaje mi się, że to przede wszystkim dlatego, że byłeś gdzieś za ścianą? 一 zaryzykował stwierdzeniem, w skupieniu na przemian ssąc i skubiąc swoją dolną wargę. Nie potrafił stopniować szczerości widząc to jako kwestię mocno zero-jedynkową, co częściej sprawiało mu więcej kłopotu niż korzyści i nadal nie potrafił dokładnie wybadać, czy pomimo zapewnienia Gauthier pojmuje, że jego zachęty mogły doprowadzić do skrajnej wręcz otwartości.
Właśnie dlatego tak często zawieszał się na prostych pytaniach; filtrował to, co chciał przekazać przez pół, porównywał do podobnych zagadnień zaobserwowanych na filmach czy wyczytanych w książkach i sprawdzał czy komunikat nadawał się do przekazania. Bywało również, że nie potrafiąc tego jednoznacznie określić Rivera wyłącznie wzruszał ramionami i milczał.

I nie nazwałbym tego w ten sposób, bo nie liczyłem. Miałem nadzieję 一 poprawił go z miejsca, widocznie dla niego ten szczegół miał znaczenie. 一 Bo rozumiesz, my jesteśmy jak front-end widziany od strony wizualnej i tej językowej. Masz intuicyjny, przyjemny wizualnie interfejs, wysoką responsywność i ciekawe funkcje, więc ludzie cię po prostu lubią. Ja jestem tym spaghetti kodem, którego większość osób nie widzi, a jeśli już, to nie ma pojęcia co zrobić z tym ciągiem znaków, reguł syntaktycznych i... no rozumiesz co mam na myśli, nie? Ja po prostu nie sądziłem, że ktokolwiek mógłby być mną zainteresowany w jakikolwiek sposób, a już na pewno nie ty, dlatego na nic nie liczyłem. Miałem tylko nadzieję.
Nie wspomniał już w swojej zaimprowizowanej metaforze, że teoretycznie kod i jego wizualne odbicie były jednością, która nie zaistniałaby bez wzajemnej korelacji pomiędzy obiema stronami, bo musiałby poczęstować Gauthiera kolejnym gorzkim wnioskiem, w którym przecież te same strony mogłyby się okazać niespójne.
Potrzebował momentu, ciężkiego, świadczącego o zadumie westchnięcia (trochę cierpiętniczego, ale Milo chyba wiele rzeczy kwitował przynajmniej jednym sygnałem świadczącym wszem i wobec, że jest permanentnie zmęczony) zanim zdołał zmienić odrobinę kierunek w jakim zmierzał. Dylan był chyba bardziej zainteresowany innymi aspektami tego wywodu, nikt przecież (poza Riverą, a i to tylko do pewnego stopnia) nie przepadał za suchą teorią.

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description



Dylan Gauthier

today’s mood: autopilot with turbulence

: pn paź 20, 2025 7:02 pm
autor: Dylan Gauthier
Co myślał? Podczas ostatnich kilku dni parę różnych rzeczy, z czego niektóre były tak absurdalne, że nie zamierzał się do nich przyznawać i w tej chwili całkowicie wolałby skończyć temat. Wierzył mu na słowo. Nawet jeśli po części chciałby usłyszeć tę historię z większymi szczegółami, nie zmieniłoby to nic. Przełknął ślinę wraz z jakimikolwiek dalszymi pytaniami cisnącymi mu się na język, pokręcił głową i machnął ręką by przekazać mu, że uznawał temat za zakończony. Przynajmniej na ten moment. Nie mógł obiecać, że za jakiś czas nie wróci do głębszych rozważań by wyciągnąć z niego resztę niejasnych kwestii. Tymczasowo musiał przekonać samego siebie, że Milo nie miał powodów by cokolwiek przed nim ukrywać i być może powinien nawet podziękować temu jego kumplowi za wrzucenie go w nastrój do eksperymentów.
Szczera, faktycznie przemyślana odpowiedź względem tak intymnej kwestii, oraz wskazanie go jako powód całego problemu, zaczęło gwałtownie otwierać przed nimi nowe tematy i wcześniej nietykane rejony całej tej znajomości. Dylan w ostatnim czasie tak bardzo skupił się na sferze uczuciowej i emocjonalnej, na rozmowach jakie chciał z nim przeprowadzić i samym formalnym podejściu do nowej sytuacji, że faktyczna fizyczność przeszła na boczne tory. Nie skupiał się na tym, chociaż wspominał dotyk jego ust na swoich, dopiero co rozpływał się pod palcami błądzącymi mu po skórze głowy, oraz już odczuwał brak jego dłoni w swojej własnej. To wszystko było dla niego naturalną konsekwencją wyłożonych na stół uczuć, nie rozmyślał o tym za bardzo, chętny by stopniowo pozwalać sobie na więcej w zależności od nastroju i sytuacji. Stąd Milo oferujący mu wgląd we własną strefę intymną bez szczególnego przygotowania ani ostrzeżenia dość szybko zaczął przepalać mu styki. Zaczynał mieć wrażenie, że jakby dopytał, mógłby otrzymać od niego pełen opis z detalami nie zostawiającymi nic dla wyobraźni, jednocześnie święcie przekonany, że doprowadziłoby go to do przedwczesnego zgonu.
- Teraz będę za ścianą dużo częściej - zauważył wielce odkrywczo, samemu nie wiedząc do czego z tym stwierdzeniem dąży. Ani co zrobi z nowymi myślami oscylującymi wkoło pryszniców i Milo. Szczerze wątpił aby od tego momentu miał być w stanie skupić się na czymkolwiek innym słysząc szum wody zza drzwi łazienki. Wypuścił głębszy oddech, czując, że robi mu się nienaturalnie ciepło. I nic co nadeszło później bynajmniej mu z tym nie pomagało. Nawet nagłe przejście na terminologię programistyczną, wymagającą od niego znacznie większego skupienia niż wcześniej. Pod koniec całej tej wypowiedzi przez twarz przetoczyło mu się kolejno zaskoczenie, smutek i coś w kierunku urazy.
- Nie jesteś... kodem. Nie powiem ci tego w metaforach komputerowych, bo chuja o nich wiem, ale nie jesteś jakimś zagmatwanym, nieprzystępnym zestawem liczb. Jesteś... - urwał, czując, że się nakręca, jednak ten tok myślenia został mu przerwany, kiedy zdał sobie z czegoś sprawę. - Milo, podobasz mi się. Wizualnie, z charakteru, jesteś cholernie atrakcyjny jak naprawiasz mi motocykl albo grzebiesz w Klekocie, mogę słuchać jak napierdalasz o czymś czego kompletnie nie rozumiem godzinami i na koniec i tak będę miał ochotę cię pocałować. I nie jesteś... trudny. Nie tak jak ci się wydaje. I nie tylko ja to widzę - zapewnił go, jako że kręcąc się w jego otoczeniu łapał czasem spojrzenia ludzi na imprezach czy na uczelni. Może nie zasypywali go numerami, ale nawet nie wątpił, że Rivera miał swoich adoratorów. - Miałem tylko dostatecznego farta, że przyznałem to jako pierwszy - dokończył myśl. Nie potrafiłby przejść obojętnie obok tego jakie zdanie miał o sobie Milo, było mu z tym fizycznie niekomfortowo, tak samo jak z faktem, że wcześniej nie powiedział mu tego wprost. Mężczyzna mógł zaskakiwać, nie dostosowywać się w pełni do konwencji społecznych, jednak to w żadnym stopniu mu nie ujmowało i potrzebował by ten o tym widział.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Milo Rivera