things got a little bit complicated
: pt paź 17, 2025 2:43 pm
				
				Pogoda z każdym mijającym tygodniem była coraz bardziej parszywa. Nic dziwnego skoro coraz bardziej wchodzili w etap późnej jesieni. Jeszcze trochę i pewnie zaczną się pierwsze mrozy, a za oknem dni będą stawały się coraz to krótsze.
Swanson stała akurat w swoim gabinecie, spoglądając przez okno na znajdujące się za nim stalowoszare niebo. Czuła przemożną chęć, żeby zapalić, ale nie miała pojęcia gdzie zostawiła paczkę fajek. Może w samochodzie? Albo na stole w kuchni, bo zapomniała zgarnąć je przy wyjściu z domu. Wszystko było możliwe, a ona nie miała teraz kompletnie głowy do tego, żeby o tym myśleć.
Odetchnęła głęboko. Nie słyszała już praktycznie w ogóle słów Sloana, który przyszedł, aby poinformować ją o tym, co się działo w sprawie Blythe'a. Rzecz jasna musiała zgłosić list z groźbami oraz swoje podejrzenia, co do tożsamości jego autora. Miała podstawy przypuszczać, że wszystko było pisane jak najbardziej poważnie.
Wyglądało jednak na to, że służby nie sądziły, aby sprawa była przesądzona. Pismo było na tyle zniekształcone, że analiza grafologiczna dała niejednoznaczne wyniki, a jej przekonanie, co do osoby Blythe'a traktowano jako niesprawdzone i niepotwierdzone domysły. Nie było zatem podstaw do tego, aby odroczyć jego wyjście na wolność.
Być może się tego spodziewała. Pewnie dlatego nie chciała od razu zgłaszać sprawy, bo przypuszczała jak to wszystko się skończy. Zbyt wiele lat spędziła w policji, aby nie wiedzieć jak to wszystko funkcjonowało. Wiedziała, że może liczyć na przydzielenie ochrony jeśli tylko faktycznie zaszłyby przesłanki wskazujące na to, że znajduje się w realnym zagrożeniu. Na razie jednak na niewiele mogła liczyć.
Ze swoistego transu wyrwał ją dopiero dźwięk otwieranych drzwi, który odciął się wyraźniej na tle całego tego szumu w tle. Nie słuchała Sloana, bo wychodziła z założenia, że to i tak nie ma żadnego sensu. Wciąż jednak była wyczulona na inne odgłosy. Zwłaszcza takie, które mogły ją informować o tym, że właśnie w progu pojawiła się koronerka Zaylee Miller, która musiała być zaniepokojona tym, że nie odzywała się od jakiegoś czasu chociaż miały wspólnie wyjść do knajpki naprzeciw komisariatu, żeby zjeść lunch. Teraz jednak posiłek był ostatnią rzeczą, o której myślała.
zaylee miller
			Swanson stała akurat w swoim gabinecie, spoglądając przez okno na znajdujące się za nim stalowoszare niebo. Czuła przemożną chęć, żeby zapalić, ale nie miała pojęcia gdzie zostawiła paczkę fajek. Może w samochodzie? Albo na stole w kuchni, bo zapomniała zgarnąć je przy wyjściu z domu. Wszystko było możliwe, a ona nie miała teraz kompletnie głowy do tego, żeby o tym myśleć.
Odetchnęła głęboko. Nie słyszała już praktycznie w ogóle słów Sloana, który przyszedł, aby poinformować ją o tym, co się działo w sprawie Blythe'a. Rzecz jasna musiała zgłosić list z groźbami oraz swoje podejrzenia, co do tożsamości jego autora. Miała podstawy przypuszczać, że wszystko było pisane jak najbardziej poważnie.
Wyglądało jednak na to, że służby nie sądziły, aby sprawa była przesądzona. Pismo było na tyle zniekształcone, że analiza grafologiczna dała niejednoznaczne wyniki, a jej przekonanie, co do osoby Blythe'a traktowano jako niesprawdzone i niepotwierdzone domysły. Nie było zatem podstaw do tego, aby odroczyć jego wyjście na wolność.
Być może się tego spodziewała. Pewnie dlatego nie chciała od razu zgłaszać sprawy, bo przypuszczała jak to wszystko się skończy. Zbyt wiele lat spędziła w policji, aby nie wiedzieć jak to wszystko funkcjonowało. Wiedziała, że może liczyć na przydzielenie ochrony jeśli tylko faktycznie zaszłyby przesłanki wskazujące na to, że znajduje się w realnym zagrożeniu. Na razie jednak na niewiele mogła liczyć.
Ze swoistego transu wyrwał ją dopiero dźwięk otwieranych drzwi, który odciął się wyraźniej na tle całego tego szumu w tle. Nie słuchała Sloana, bo wychodziła z założenia, że to i tak nie ma żadnego sensu. Wciąż jednak była wyczulona na inne odgłosy. Zwłaszcza takie, które mogły ją informować o tym, że właśnie w progu pojawiła się koronerka Zaylee Miller, która musiała być zaniepokojona tym, że nie odzywała się od jakiegoś czasu chociaż miały wspólnie wyjść do knajpki naprzeciw komisariatu, żeby zjeść lunch. Teraz jednak posiłek był ostatnią rzeczą, o której myślała.
zaylee miller