Strona 1 z 3

things got a little bit complicated

: pt paź 17, 2025 2:43 pm
autor: Evina J. Swanson
Pogoda z każdym mijającym tygodniem była coraz bardziej parszywa. Nic dziwnego skoro coraz bardziej wchodzili w etap późnej jesieni. Jeszcze trochę i pewnie zaczną się pierwsze mrozy, a za oknem dni będą stawały się coraz to krótsze.
Swanson stała akurat w swoim gabinecie, spoglądając przez okno na znajdujące się za nim stalowoszare niebo. Czuła przemożną chęć, żeby zapalić, ale nie miała pojęcia gdzie zostawiła paczkę fajek. Może w samochodzie? Albo na stole w kuchni, bo zapomniała zgarnąć je przy wyjściu z domu. Wszystko było możliwe, a ona nie miała teraz kompletnie głowy do tego, żeby o tym myśleć.
Odetchnęła głęboko. Nie słyszała już praktycznie w ogóle słów Sloana, który przyszedł, aby poinformować ją o tym, co się działo w sprawie Blythe'a. Rzecz jasna musiała zgłosić list z groźbami oraz swoje podejrzenia, co do tożsamości jego autora. Miała podstawy przypuszczać, że wszystko było pisane jak najbardziej poważnie.
Wyglądało jednak na to, że służby nie sądziły, aby sprawa była przesądzona. Pismo było na tyle zniekształcone, że analiza grafologiczna dała niejednoznaczne wyniki, a jej przekonanie, co do osoby Blythe'a traktowano jako niesprawdzone i niepotwierdzone domysły. Nie było zatem podstaw do tego, aby odroczyć jego wyjście na wolność.
Być może się tego spodziewała. Pewnie dlatego nie chciała od razu zgłaszać sprawy, bo przypuszczała jak to wszystko się skończy. Zbyt wiele lat spędziła w policji, aby nie wiedzieć jak to wszystko funkcjonowało. Wiedziała, że może liczyć na przydzielenie ochrony jeśli tylko faktycznie zaszłyby przesłanki wskazujące na to, że znajduje się w realnym zagrożeniu. Na razie jednak na niewiele mogła liczyć.
Ze swoistego transu wyrwał ją dopiero dźwięk otwieranych drzwi, który odciął się wyraźniej na tle całego tego szumu w tle. Nie słuchała Sloana, bo wychodziła z założenia, że to i tak nie ma żadnego sensu. Wciąż jednak była wyczulona na inne odgłosy. Zwłaszcza takie, które mogły ją informować o tym, że właśnie w progu pojawiła się koronerka Zaylee Miller, która musiała być zaniepokojona tym, że nie odzywała się od jakiegoś czasu chociaż miały wspólnie wyjść do knajpki naprzeciw komisariatu, żeby zjeść lunch. Teraz jednak posiłek był ostatnią rzeczą, o której myślała.

zaylee miller

things got a little bit complicated

: pt paź 17, 2025 3:45 pm
autor: zaylee miller
023.
Nienawidziła zimna. Jesień i zima były dla niej najgorszymi porami roku — Zaylee musiała nakładać na siebie kilka warstw ubrań, żeby nie zmarznąć na kość. Teoretycznie powinna była już przywyknąć do chłodu, w końcu większość czasu spędzała w prosektorium, ale nic bardziej mylnego. Czasami wyobrażała sobie, że leży na plaży na Hawajach, smażąc się w gorącym słońcu, podczas gdy za oknem panowała szarówka, a z nieba coraz częściej zamiast żaru lał się deszcz. Na dodatek jesienią wszyscy wydawali się chodzić jak śnięci, pozbawieni energii i chęci do życia, co nie napawało większym entuzjazmem.
Po skończonej autopsji wymieniła ze Swanson kilka krótkich wiadomości, umawiając się na lunch w lokalu naprzeciwko komisariatu — tym samym, w którym jadał chyba cały posterunek. Nie bez powodu właściciele zmienili nazwę knajpy z przypadkowej na The Last Alibi.
Miller czekała na schodach, tuż za drzwiami frontowymi, paląc papierosa w wyznaczonym do tego miejscu. Kiedy jednak narzeczona nie pojawiła się o umówionej porze i przestała odpisywać na SMS-y, postanowiła zajrzeć do jej gabinetu. Podejrzewała, że znów zasiedziała się nad jakąś sprawą i straciła poczucie czasu, o czym trzeba jej było delikatnie przypomnieć, sprowadzając ją z powrotem na ziemię. Miller działała zresztą podobnie. Ba, potrafiła nie jeść pół dnia, kiedy zafiksowała się na jakiejś autopsji.
Nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia jak do siebie. Robiła tak jeszcze zanim zaczęły być razem. I działało to w obie strony, bo Swanson również nigdy nie kwapiła się do pukania do drzwi prosektorium.
Zdajesz sobie sprawę, że strasznie długo trzeba na ciebie czekać? — rzuciła od progu, ale zatrzymała się w półkroku, widząc w gabinecie Charlesa Sloana, jednego z dwóch zastępców komendanta.
Zaylee spojrzała na mężczyznę z uniesionymi brwiami, potem zerknęła na narzeczoną, która wpatrywała się w okno, a po chwili znów przeniosła wzrok na Sloana.
O co chodzi? — zapytała, zamykając za sobą drzwi z głuchym trzaskiem. Skrzyżowała ręce na piersiach i oparła się o nie plecami. — Co się dzieje? — powtórzyła, gdy żadne z nich nie udzieliło jej odpowiedzi. Milczenie nie należało do rzeczy, które Zaylee potrafiła znosić. Zresztą trudno powiedzieć, by kiedykolwiek tak było — każdy, kto ją znał, wiedział, że Miller nie była kobietą niewielu słów.
Podskórnie czuła, że coś jest nie tak. Sloan nigdy nie przychodził do nikogo bez wyraźnego powodu. Nie był typem, który przesiadywał z pracownikami przy kawie i wysłuchiwał najświeższych plotek krążących po komisariacie. Był raczej tym, który obwieszczał nieprzyjemne wieści.

Evina J. Swanson

things got a little bit complicated

: pt paź 17, 2025 5:23 pm
autor: Evina J. Swanson
Całkowicie zapomniała o tym umówionym lunchu. Najczęściej kierowały się właśnie do knajpki naprzeciw komisariatu, gdyż jedzenie było tam całkiem smaczne, ceny przystępne, ale przede wszystkim było blisko i nie musiały tam marnować wiele czasu, gdy chodziło wyłącznie o to, aby coś zjeść i zaraz wrócić do pracy.
Trudno jej też było zwracać uwagę na telefon, którzy brzęczał gdzieś na biurku pomiędzy pokrywającymi je papierami. Była za bardzo zaaferowana wizytą Sloana oraz tym, co miał jej do przekazania. W tym momencie jedyne na czym mogła się skupić to Blythe oraz jego plany. Próbowała się zastanowić nad tym, czego mógłby od niej chcieć i jak powinna się zachowywać teraz, gdy faktycznie nie można było go zatrzymać w więzieniu.
Na głos rzecz jasna nie mogła przyznać tego, że przez myśl przeszło jej także to, aby dorwać go zanim ten zdąży wykonać jakikolwiek ruch w jej kierunku. Choć wyeliminowanie zagrożenie wydawało się dobrą taktyką to jednak nie mogła tak po prostu się jej poddać.
Pojawienie się Zaylee w gabinecie sprawiło, że na nowo zaczęła myśleć, co to właściwie oznacza nie tylko dla niej, ale i dla koronerki oraz dziewięciolatka którego chciały zaadoptować oraz całej rodziny, która była rozproszona po Toronto i Whitby. Czy powinna im o tym mówić? Czy może po prostu wzbudzi niepotrzebną panikę?
- Dostałam update w sprawie listu - odpowiedziała w końcu, przysiadając z pewną rezygnacją na skraju biurka. - Blythe'a wypuszczono na wolność. Nie można było stwierdzić z całą pewnością, że to on jest autorem listu i nie ma żadnych podstaw do tego, aby zatrzymać go za kratkami.
Mogła jedynie obserwować reakcję narzeczonej na tę rewelację. Wiedziała, że to teraz zmieniało kompletnie wszystko. Powinny na siebie o wiele bardziej uważać, bo na wolności znajdował się morderca, który chętnie odwdzięczyłby się pewnej detektywce za to, że przysłużyła się jego odsiadce.

zaylee miller

things got a little bit complicated

: sob paź 18, 2025 11:38 am
autor: zaylee miller
Na początku milczała, cały czas łypiąc spode łba na Sloana, który wyglądał tak, jakby chciał się stąd jak najszybciej ewakuować. Nawet zrobił krok w stronę drzwi, ale Zaylee wciąż stała oparta o nie plecami, więc nie pozostało mu nic innego, jak tkwić w gabinecie Swanson i uczestniczyć w rozmowie, w której wcale uczestniczyć nie chciał.
Słowa Eviny dotarły do Miller w zwolnionym tempie — odbiły się echem pod w głowie, uderzyły o czaszkę, a serce najpierw zadudniło o o żebra, żeby zaraz potem podjechać do gardła. Mimo to nie dała po sobie niczego poznać. Zachowała niewzruszony wyraz twarzy, choć narzeczona z pewnością wiedziała, co działo się z nią w środku.
Wypuszczenie Blythe'a jeszcze nic nie oznacza — odezwał się nagle zastępca komendanta, na co Zaylee prychnęła pod nosem.
Och, naprawdę? — uniosła wysoko brwi, odpychając się od drzwi i podchodząc bliżej mężczyzny. — Uważasz, że wypuszczenie na wolność mordercy, który chce zemścić się na mojej narzeczonej, w twoim mniemaniu nic nie znaczy? — powtórzyła po nim, zadzierając dumnie podbródek, aby móc spojrzeć mu w oczy.
Sloan zamrugał nerwowo, spinając się cały w sobie.
Nie bagatelizujemy zaistniałej... — zaczął, jednak Miller szybko ucieszyła go nie tyle bliżej nieokreślonym gestem dłoni ile samym wzrokiem.
No ja myślę, że nie bagatelizujecie — przerwała mu szorstko. — Przysięgam, że nie ręczę za siebie, jeśli spadnie jej choćby włos z głowy — zaznaczyła i wcale nie żartowała.
Wiedziała, że policja miała tendencję do zaniedbywania pewnych spraw, a Sloan już niejednokrotnie pokazywał, że nie traktuje poważnie tego, o czym mówiły. Świadczyło o tym zawieszenie w obowiązkach, kiedy pracowały przy sprawie wspólnoty chrześcijańskiej. Dość szybko okazało się jednak, że inne wydziały nie potrafią poradzić sobie bez ich pomocy. Finalnie to one rozwiązały tajemnicę Nowego Początku, omal nie przypłacając tego życiem.
Miller, na razie nie mamy żadnych podstaw, żeby przydzielać wam ochrony — wyjaśnił, a Zaylee poczuła, jak krew zastyga jej w żyłach. — Do tej pory Blythe wysłał tylko jeden list z pogróżkami. Równie dobrze to mogła być tylko prowokacja.
Miała ogromną ochotę złapać go za koszulę i potrząsnąć nim, żeby przejrzał na oczy. Powstrzymywało ją od tego tylko i wyłącznie obecność Eviny.
A więc czekamy, tak? — spojrzała na niego w taki sposób, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, Sloan leżałby już martwy na środku nieswojego gabinetu. — Jak zwykle do momentu, aż coś się nie wypierdoli i dopiero wtedy uświadomicie sobie, że trzeba było jednak zacząć działać od początku? — Miller już nawet nie próbowała ukryć sarkazmu. Nigdy nie kryła się przed Sloanem z mówieniem prosto w twarz tego, co myślała o jego żałosnych działaniach.

Evina J. Swanson

things got a little bit complicated

: sob paź 18, 2025 2:43 pm
autor: Evina J. Swanson
Zawsze, gdy tylko Zaylee zaczynała milczeć to był zły znak. Oznaczało to, że sytuacja była naprawdę poważna i nie zasługiwała nawet na jeden sarkastyczny komentarz. Swanson akurat znała niezwykle dobrze jej przyzwyczajenia. Wiedziała też, że na pewno informacja o tym, że Blythe znajdował się na wolności musiałą mocno w nią uderzyć. Nawet jeśli nie chciała dać po sobie niczego poznać.
Mogły mieć naprawdę dobrze wyćwiczone mechanizmy ukrywania emocji i poker face na najwyższym poziomie, ale pewne rzeczy po prostu się wiedziało. Zwłaszcza jeśli spędzało się z kimś tak wiele czasu jak w ich przypadku.
Znała już wszystkie te formułki jakimi mógłby ją zaszczycić Sloan. Zawsze mówili to samo. Zdawała sobie sprawę z tego, co to wszystko oznacza i jak funkcjonują służby. Była ich częścią od przeszło dwudziestu lat. Nie trzeba było jej wciskać tego samego kitu, który powtarzali cywilom, gdy tylko nie mieli wystarczających środków ani powodów do interwencji.
- Dobra, nie pierdol niepotrzebnie, Sloan - wtrąciła ostro, bo chyba powoli zaczynał jej się udzielać bojowy nastrój koronerki. - Po prostu powiedz, że jesteśmy zostawione same sobie i mamy dać znać, gdy coś się zadzieje.
Nie było podstaw. Były skazane na siebie i na to, że jednak Blythe zachłyśnie się nowo odkrytą wolnością i zapomni o swojej zemście. Choć na pewno miał spore problemy, aby odnaleźć się w świecie, który drastycznie różnił się od tego, który zostawiał wchodząc za kratki.
- Zaylee - mruknęła miękko i przyciągnęła do siebie koronerkę, gdy tylko ta zaczęła grozić zastępcy komendanta.
Nie chciała, żeby Miller zaczęła wygrażać przełożonemu. Wiedziała, że to na nic się nie zda. Cokolwiek były w stanie powiedzieć lub zrobić to nie miało znaczenia w tym momencie. Mogły jedynie czekać na ruch ze strony Anthony'ego albo liczyć na to, że ten jednak odpuści sobie po wysłaniu tego jednego listu. Niewykluczone jednak, że chciał jeszcze nieco przeciągnąć to w czasie.
Mógł chcieć po prostu zastraszyć Swanson i będzie upajał się tym, że ta ogląda się za siebie na każdym kroku. Może poczeka aż opuści gardę i dopiero wtedy uderzy? W każdym razie zapowiadał, że nie będzie wiedziała kiedy uderzy. Czekał te wszystkie lata to i parę tygodni mu nie zrobi różnicy.
- Na razie wygląda na to, że Blythe żyje jak stonka. Siedzi cicho, nie wychyla się i wpierdala kartofle. W teorii jest pod nadzorem, ale wiemy jak to wygląda. Jak zerwie się ze smyczy to mamy podstawy podejrzewać, że będzie czegoś próbował - powiedziała, bo przynajmniej przez jakiś czas powrót do społeczeństwa Blythe'a musiał znajdować się pod czyjąś kuratelą.
Pytanie tylko jak długo to potrwa. Evina raczej nie liczyła na to, że spokój faktycznie potrwa szczególnie długo. Po jakimś czasie wszystko musiało spektakularnie pieprznąć. Musiały tylko się na to przygotować jak tylko mogły.

zaylee miller

things got a little bit complicated

: sob paź 18, 2025 4:23 pm
autor: zaylee miller
Sloan wyglądał jak przestraszony szczur. Mimo że był barczystym mężczyzną z bujnym wąsem, w starciu z Miller zawsze garbił się i kulił w sobie, obawiając się jej nagłego wybuchu złości. I słusznie, bo gdyby nie Evina, która odciągnęła ją na bok, jej zaciśnięta w pięść dłoń mogłaby omsknąć się niefortunnie i musnąć jego twarz. Oczywiście całkowicie przypadkowo.
Dobrze wiesz, że to nie tak, Swanson — zwrócił się do detektywki, odpierając jej oskarżenia na temat tego, że obecnie zostały pozostawione same sobie. Z marnym skutkiem. — Ale w tej chwili mam związane ręce. Jeżeli cokolwiek się wydarzy...
Masz na myśli to, że jak któraś z nas zginie? — wtrąciła ironicznie Zaylee. Tutaj trzeba było przedstawiać sprawę jasno i klarownie, a w zaistniałej sytuacji ona również była łatwym celem. Ona, rodzina Eviny, a nawet Sam. I chociaż Blythe musiał najpierw oswoić się z życiem na wolności, na pewno doskonale wiedział, gdzie uderzyć, żeby zabolało. — No co? — widząc jego wyraz twarzy, a także pobłażliwe spojrzenie narzeczonej, Zaylee rozłożyła bezradnie ręce. — Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu. Co musi się stać, żeby zapewnić nam ochronę, Sloan? Do jak wielkiej tragedii musi najpierw dojść, żebyś przejrzał na oczy?
Zastępca komendanta zamilkł i spuścił wzrok. Najwyraźniej nie miał do powiedzenia w tej kwestii ani niczego sensownego, ani tym bardziej mądrego. A już na pewno nic, co rozwiałoby wątpliwości Miller. Słowa Swanson również jej nie uspokoiły. Jakoś nie pomogła świadomość, że wypuszczony na wolność morderca był pod nadzorem, skoro nikt nie pilnował go już dwadzieścia cztery na siedem.
Świetnie — prychnęła pogardliwie. — Czyli mamy siedzieć jak na szpilkach i czekać, aż wyjdzie ze swojej nory, żeby spełnić swoje groźby? — spojrzała na narzeczoną, bo obie wiedziały, że kiedyś przyjdzie właśnie taki moment. To była tylko kwestia czasu. Nie znały dnia ani godziny, co tylko potęgowało niepokój. Tak nie dało się przecież żyć. — Przysięgam, Evina, że jak coś ci strzeli do głowy i nagle najdzie cię ochota, żeby dopaść go pierwsza...
Zostawię was same — odezwał się cicho Sloan. Chyba zaczął wyczuwać, że ta rozmowa rozwija się w złym kierunku i nie chciał oberwać rykoszetem. Wycofał się w stronę wyjścia i zatrzasnął za sobą drzwi, unikając przeszywającego spojrzenia, który Miller odprowadziła go do samego końca
Obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego — wróciła ciemnymi oczami w obręb twarzy narzeczonej. Uniosła rękę, a jej palce, chłodne i delikatne, zatrzymały się na policzku Swanson. Potrzebowała szczerego zapewnienia, że nie będzie się wychylać. Nie po tym, jak już wiedziały, że Blythe został wypuszczony na wolność i po cichu szukał zemsty.

Evina J. Swanson

things got a little bit complicated

: sob paź 18, 2025 7:59 pm
autor: Evina J. Swanson
Biorąc pod uwagę to jak wyglądały ostatnie starcia na linii Swanson i Miller a Sloan to nic dziwnego, że czuł się nieswojo. Zwłaszcza ze względu na wiadomość, którą im tym razem przynosił. Zdecydowanie dawało mu to powody do tego, aby odczuwać niepokój i chcieć się jak najszybciej wycofać.
- Wiem jak jest, Sloan. Nie jestem cywilem - odparła, bo doskonale wiedziała jak to wszystko wyglądało.
Wiedziała jak wyglądały te wszystkie skostniałe procedury. Nie mogli marnować zasobów i pieniędzy podatników na głupoty. Były sprawy o wiele poważniejsze, do których trzeba było oddelegować ludzi i potrafiła to wszystko zrozumieć. Mimo wszystko na ten moment nie miały jeszcze szczególnych powodów do tego, aby wszczynać alarm.
- Odniosłam wrażenie, że Blythe wpierw chce, żebym żyła w strachu i urządzić mi piekło - stwierdziła, co nie brzmiało zdecydowanie zachęcająco, gdy ujmowała to w ten sposób. - Myślę, że wpierw będzie wysyłał jakieś sygnały. Więcej wiadomości, które mogłyby wzbudzić niepokój i podnieść napięcie.
Sloan nie dodał nic więcej. Nie musiał nic mówić skoro Swanson zaczęła niejako działać na jego korzyść choć w zasadzie chodziło jej wyłącznie o to, aby nieco złagodzić obawy narzeczonej. Czuła jej frustrację, oburzenie i żal związane z działaniami przełożonych, które mieszały się z głębokimi obawami odnośnie tego, co mogło ich czekać w przyszłości w związku z tym, że Blythe hasał na wolności.
Chciała coś odpowiedzieć, ale wtedy Sloan postanowił się zręcznie ulotnić, aby zostawić je same z tą ciężką informacją. Przynajmniej dbał o własną dupę, aby nie oberwać rykoszetem. Swanson na pewno miała o wiele większe doświadczenie w znoszeniu wszelkich możliwych nastrojów swojej narzeczonej.
Westchnęła lekko i ujęła jej nadgarstek. Odwróciła twarz, by ucałować delikatnie wnętrze jej dłoni, które chwilę temu przylegało do jej policzka. Potrzebowała tego, aby zapewnić koronerkę, że wszystko będzie w porządku.
- Obiecuję. Na razie nic się nie dzieje - odpowiedziała, ale czuła wewnętrznie, że jednak nie do końca uda jej się o tym przekonać Zaylee.
Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i tego, co ona dla nich oznaczała. Musiały teraz uważać czy aby na pewno w ich życiu nie pojawi się jakikolwiek sygnał od szaleńca, który najchętniej obdarłby detektywkę ze skóry i zapewnił jej najgorsze z możliwych tortur. Chyba, że ton listu był przesadzony i nie tkwiły w nim tak mroczne intencje.

zaylee miller

things got a little bit complicated

: sob paź 18, 2025 9:32 pm
autor: zaylee miller
Czasami zastanawiała się, jakim cudem ludzie tacy jak Charles Sloan dostawali tak odpowiedzialne posady. Dochodziła wtedy do wniosku, że musiało to być zwykłe kolesiostwo. Innego wytłumaczenia nie było. Facet musiał mieć znajomości jeszcze wyżej, albo wręcz obciągał samemu komendantowi, stąd jego pozycja w TPS. U Miller i Swanson, choć na początku traktowały go dość neutralnie, stracił resztkę szacunku po tym, jak zwątpił w nie podczas sprawy Nowego Początku. Przyszły do niego z dowodami podanymi na tacy, a on zafundował im zawieszenie. Niby miał ku temu powód, ale szybko przekonał się, że ich nielegalne działania zaprowadziły je tam, gdzie on i jego ludzie nigdy by nie dotarli.
Westchnęła cicho, kiedy Evina złożyła pocałunek na jej dłoni. Chciała, żeby to, co powiedziała, wzbudziło w niej spokój, ale to tak nie działało. W takich momentach mózg Zaylee pracował na pełnych obrotach, kreśląc różne scenariusze. Niestety żaden z nich nie miał zbyt optymistycznych akcentów. Od tej pory każdego dnia będzie mieć z tyłu głowy, że Swanson może dostać kolejny list, a to tylko oznaczało, że Blythe nie śpi.
Na razie — powtórzyła po niej, bez większego przekonania. Biorąc pod uwagę, że wisiało nad nimi jakieś pierdolone fatum, jeśli przez chwilę coś było dobrze, to nie mogło trwać zbyt długo. Ryzyko zawodowe. — A co później? — zabrała rękę i odsunęła się od narzeczonej. Podeszła do okna, gdzie pojedyncze krople deszczu uderzały o blaszany parapet. — Co, jeśli jednak coś się zadzieje? — zapytała, nawet na nią nie patrzeć, choć widziała jej odbicie w szybie.
Czy naprawdę powinny zaufać Sloanowi, że potraktuje sprawę poważnie? A może od samego początku były zdane wyłącznie na siebie i nie mogły liczyć na żadną pomoc z wewnątrz? Miller lubiła mieć poczucie, że kontroluje sytuacje i ma jakieś opcje, a po ostatnich wydarzeniach — gdy stanęła twarzą w twarz z seryjnym mordercą — wolała myśleć zapobiegawczo. Nienawidziła bezradności. Ale jednocześnie nie mogły siedzieć bezczynnie i udawać, że wszystko samo się rozwiąże. A przede wszystkim nie mogły dać się zaskoczyć. Musiały mieć sensowny plan i być zawsze o krok do przodu, zanim ktokolwiek zdoła je wyprzedzić.
Znów poczuła w sobie złość i tę cholerną bezsilność, które wracały za każdym razem, gdy sprawy zaczynały robić się naprawdę poważne. W głowie kłębiły się setki myśli, wszystkie krążące wokół jednego pytania — jak długo można tak żyć, w ciągłej gotowości, mając ręką na pulsie? Kiedyś nie przejmowałaby się tym aż tak bardzo. Ale teraz, gdy miała obok siebie kogoś, kogo kochała bezgranicznie, miała też zbyt wiele do stracenia.

Evina J. Swanson

things got a little bit complicated

: ndz paź 19, 2025 1:02 am
autor: Evina J. Swanson
Według Eviny niektórzy z zatrudnionych obecnie funkcjonariuszy mieli po prostu fetysz na procedury i postępowania zgodnie z prawem, wszystkimi kodeksami i innymi pierdołami, które dla Swanson nie miały aż tak wielkiego znaczenia w momencie, gdy było trzeba po prostu działać. Dlatego właśnie przez wszystkie te lata wciąż tkwiła na tym samym stanowisku zamiast piąć się gdzieś wyżej lub przynajmniej próbować. Ona nie potrafiłaby tak jak Sloan upierdolić nóg jakiejś sprawie dlatego, że jakiś przepis powiedział, że tak nie wolno. Taka była prawda.
Wiedziała, że pomimo najszczerszych zapewnień z jej strony, Zaylee w nie nie uwierzy. Jak mogłaby skoro obie wiedziały doskonale, że jednak sytuacja była niezwykle poważna, a w powietrzu wisiało zagrożenie, z którego na ten moment nie zdawały sobie jeszcze do końca sprawy.
- Nie wiemy kiedy to się stanie, ani w jaki sposób... Jeśli tak jak myślę zacznie od dalszych pogróżek i tym podobnych rzeczy to już będziemy mogły zgłosić Sloanowi, że to coś więcej niż pojedynczy incydent - odpowiedziała, ale sama nie miała pojęcia jak uciążliwe i poważne musiałoby się stać zagrożenie, aby faktycznie mężczyzna podjął się jakiś konkretnych działań.
Na razie faktycznie były zostawione same sobie. Nie do końca wiedziała po pocieszające było to, że razem przebrnęły już przez niejedno gówno czy może dołowała bardziej myśl o tym, że nie mogły liczyć na nieco dłuższy okres spokoju w swoim życiu.
Odepchnęła się od biurka. Widziała i słyszała już to jak ciężkie krople deszczu z brzemiennych chmur uderzają w stałym rytmie o szyby oraz parapet. Tworzyły przy tym całkiem przyjemny dla ucha biały szum ulewy, który jako jedyny w tej chwili mógł koić nerwy.
- Będziemy musiały reagować na bieżąco i uważać na siebie. On chce wywołać strach - powiedziała, ponownie podchodząc do narzeczonej.
Objęła ją w pasie i ułożyła głowę na jej ramieniu. Na chwilę mogła się odprężyć, przylegając do jej pleców i wdychając zapach jej ciała, na którym wciąż pozostała nikła woń nowego żelu pod prysznic.
Wiedziała, że jej własne myśli zaraz zaczną krążyć w nieznośnej spirali i wolała tego uniknąć. Musiała skupić się na czymś konkretnym i nie zadręczać się niepotrzebnie tym jaki moment według Sloana był odpowiedni do tego, aby wdrożyć plan ochrony oraz spróbować przyskrzynić Blythe'a, który przecież jeszcze nie zrobił nic złego.

zaylee miller

things got a little bit complicated

: ndz paź 19, 2025 1:38 am
autor: zaylee miller
Zaylee była innego zdania. Sama była perfekcjonistką i miała bzika na punkcie wszelkich formalności, ale nie trzymałaby się ścisłych zasad, gdyby chodziło o ludzkie zdrowie i życie. Odnosiła wrażenie, że Sloan działał według innych schematów i kierował się sympatią wobec innych. Albo jej brakiem, tak jak właśnie było w ich przypadku. Nie traktował ich poważnie. Może dlatego, że były kobietami, a może po prostu przez to, że już raz mu podpadły, a potem udowodniły, że jednak miały rację. Do tego dochodziło proszenie o pomoc z podkulonym ogonem, kiedy jego metody zawiodły.
Parsknęła pod nosem. Coraz bardziej zaczynała wątpić w jakąkolwiek interwencję ze strony zastępcy komendanta. Nie wierzyła mu. Może powinna, ale nie mogła wyzbyć się przeczucia, że gość wystawi je, jeśli faktycznie będą w potrzebie. Że pogróżki listowne nie będą miały znaczenia, dopóki coś nie pierdolnie i komuś nie stanie się faktyczna krzywda.
A teraz, gdy Anthony Blythe znalazł się na wolności, zagrożenie z jego strony stawało się zbyt realne, aby móc je po prostu zignorować. Miller nie potrafiła przejść obok tego obojętnie albo zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Funkcjonować bez obaw, że ktoś może czyhać na nie na każdym możliwym rogu. I może tutaj nie chodziło bezpośrednio o nią, ale gdyby sytuacja tyczyła Caleba Fostera, który zechciałby się mścić, z pewnością na jego celowniku nie znalazłaby się wyłącznie Zaylee.
No to mu się, kurwa, udało — mruknęła, czując wokół siebie ręce narzeczonej, która oparła głowę na jej ramieniu. Dotychczas nigdy nie była lękliwa. Właściwie można śmiało twierdzić, że uchodziła za nieustraszoną. Ale po tym, jak sama została uprowadzona przez seryjnego mordercę, coś w niej pękło. Zepsuła się. Praktycznie nigdzie nie wychodziła w pojedynkę i pięć razy sprawdzała, czy drzwi frontowe na pewno są zamknięte. Terapeutka mówiła, że po takiej traumie jest to całkowicie normalne i potrzeba czasu, żeby znów wrócić na właściwy tor. Tylko jak miała wrócić, skoro nie miała nawet chwili wytchnienia, a jej głowa ciągle analizowała, czy przypadkiem za chwilę nie wydarzy się coś okropnego?
Swanson — zaczęła, odwracając się w jej objęciu, żeby stanąć z nią twarzą w twarz. — Od kilku tygodni nie robimy nic innego poza uważaniem na siebie. Nie jestem przekonana, czy moja głowa to wytrzyma — wyznała, bo w końcu miały być wobec siebie szczere. Teraz za każdym razem nie będzie myśleć o niczym innym, jak o tym, czy Evina na pewno jest bezpieczna. Nie potrafiła inaczej. Narzeczona mogła zapewniać ją na różne, najbardziej przekonujące sposoby, że wszystko będzie dobrze, ale umysł Zaylee wiedział swoje. I to ją kiedyś wykończy.

Evina J. Swanson