Strona 1 z 1

What if we forgot about the rules?

: pt paź 17, 2025 11:09 pm
autor: Theo Norris
Obudził się jak zwykle z potarganymi włosami, z jedną skarpetką poza stopą, a drugą na pół ściągniętą z pięty. Ledwo otworzył oczy, a to wyłącznie dzięki psu, który z radością wskoczył na łóżko merdając ogonem.
Był zmęczony. Zmiana wieczorno-nocna w barze wdała mu się we znaki, ale w sumie nic w tym dziwnego. Na lotnisku wszystko jest czynne praktycznie całą dobę, a on jako właściciel musiał dopilnować wszystkiego. Tym bardziej, że zbliżał się weekend.
Przez zasłonięte rolety ciężko było określić, która godzina. Dopiero po spojrzeniu w bok i podniesieniu telefonu Theo zerwał się na nogi potykając o tą jedną, wiszącą skarpetę. Dochodziło popołudnie, wrócił do domu około czwartej nad ranem i spał prawej dwanaście godzin. Stracił cały dzień i o dziwo przejmował się tym dosłownie przez kilka sekund.
Nigdy nie był typem człowieka, który jakoś szczególnie zwracał uwagę na to czy traci czas leżąc na kanapie. Nie czerpał z życia garściami, ale też nie był typowym leniwcem. Po prostu nigdzie się nie spieszył, żył tak jak chciał i nie był zależny od nikogo. Dom zmarłej ciotki spadł mu jak gwiazdka z nieba. Owszem, trzeba było go trochę wyremontować, ale przynajmniej wyrwał się z dawnego świata. Tego, który go przeżuł i zniszczył.
Analizował swoje dotychczasowe życie przez jakieś dwie minuty. Vincent domagał się spaceru, a jego ciało prysznica. Najpierw ubrał dres i wyszedł z psem, ten podekscytowany zaczął szczekać i piszczeć, a Theo aż złapał się za głowę. Bolała jak cholera, a przecież wypił tylko dwa piwa. Nie pomagał też wiatr i ogólne chłodne powietrze. To ewidentnie nie był jego dzień. Po powrocie do domu wskoczył wreszcie do wanny. Zimna woda uderzyła w każdy zakamarek jego ciała powodując pobudkę organizmu.
Pobudkę zafundował mu również dzwonek do drzwi. Tego akurat mężczyzna najmniej się spodziewał, nie był z nikim umówiony, nie odebrał też żadnego telefonu z informacją, że miałby się z kimś spotkać. Obwiązał się od dołu ręcznikiem, poprawił mokre włosy i podszedł do drzwi nasłuchując przez chwilę odgłosów z ganku. Może się przesłyszał? Może ten intruz sobie pójdzie i da mu spokój? Ale dźwięk dzwonka ponownie rozszedł się po pomieszczeniach, a ten chcąc nie chcąc nacisnął klamkę.
- Iris? - Nie wiedział czy to przywitanie czy pytanie. Próbował odnaleźć w pamięci jakąś rozmowę, wiadomość czy cokolwiek innego co dałoby mu znać, że mieli się dzisiaj zobaczyć.
Spotykali się od jakiegoś czasu, Theo nie wiedział czy są razem czy nadal robią podchody czy po prostu miło im było spędzać smutne wieczory razem. Nie śpieszył się, a wręcz przeciwnie. Próbował grać takiego, który ma na to wszystko wywalone, bo przecież związek to odpowiedzialność, odpowiedzialność to przywiązanie, a przywiązanie to szczerość. A tego ostatniego Theo unikał jak kiwi i orzechów.
- Cześć. Nie spodziewał się ciebie. Chyba, że miałem. Miałem? - Odsunął się od drzwi robiąc kobiecie miejsce i jednocześnie, nieco fajtłapowato dał jej całusa. Vincent od razu przybiegł, obwąchał, obszczekał i uciekł. Zapewne po zabawki, którymi chciał się pochwalić. - Poczekasz chwilę? Nałożę coś na siebie. - Spytał uśmiechając się delikatnie.

Iris Valentine

What if we forgot about the rules?

: sob paź 18, 2025 1:18 pm
autor: Iris Valentine
ciuch


To była jedna z tych zmian, po których nie do końca pamiętasz jak się nazywasz, ile czasu spędziłeś w szpitalu, który mamy rok i kto jest aktualnie premierem. Nie narzekała, bo to właśnie takie zmiany przybliżały ją do stanu, do którego przywykła funkcjonować. Setki razy bardziej wolała mieć zbyt dużo pracy niż zbyt mało. Nie była nawet pewna ile czasu spędziła w szpitalu… dziesięć godzin? Dwanaście? Czternaście? Na pewno długo. Gdy z niego wyszła, gdy wsiadła do swojego auta… poczuła jak uchodzi z niej powietrze. Świat nagle zwolnił i zdała sobie sprawę, że przez następnych kilkanaście godzin będzie sama ze swoimi myślami. I o ile normalnie samotność jej nie przeszkadzała tak dzisiaj poczuła, że zwyczajnie nie chce siedzieć w swoim pustym, trochę depresyjnym mieszkaniu. Potrzebowała chociaż odrobiny towarzystwa, a jej mózg zareagował zupełnie automatycznie. Gdy wyjeżdżała ze szpitalnego parkingu już wiedziała, gdzie ją prowadziło.
Nie dzwoniła wcześniej, nie zastanawiała się nawet, czy Theo był w domu. Przecież równie dobrze mogła pocałować klamkę, prawda? Mogła, ale miała nadzieję, że nie. Więc gdy drzwi się otworzyły i stanęła z mężczyzną twarzą w twarz, uśmiechnęła się pod nosem. Tym bardziej, że przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, nawet nie robiła tego specjalnie dyskretnie, a kącik ust drgnął jej w lekkim rozbawieniu.
- Niiee… ale jeśli tak otwierasz drzwi na niezapowiedziane wizyty, chyba zacznę wpadać częściej. – prychnęła rozbawiona, przekraczając próg domu i pierwszy raz mocniej odczuwając, że może nie powinna… może to jednak nie był najlepszy pomysł, może powinna była zadzwonić i zapytać? – I przepraszam… wyszłam ze szpitala i chyba nie chciałam siedzieć sama… powinnam była zadzwonić. – oh to na pewno, ale zupełnie o tym nie pomyślała. Zareagowała impulsywnie, co w sumie nie było dla niej tak całkiem normalne poza oddziałem i pracą – I jasne… rozgoszczę się. – uśmiechnęła się, przechodząc w głąb mieszkania, gdy on chciał się ubrać. Mogła się domyślać, że nie jest to najbardziej komfortowy outfit… jednocześnie przez myśl jej przeszło tysiąc pięćset wątpliwości, bo czy ogarniał się do wyjścia? Może jednak przeszkadzała?
I to właśnie na tym się skupiła, jednocześnie siadając na podłodze z Vincentem i szarpiąc się z nim zabawką, którą jej przyniósł, gdy Theo tylko zniknął z zasięgu wzroku, żeby coś na siebie nałożyć. Gdy wrócił? Uśmiechnęła się do niego ładnie, zgarniając kosmyk włosów za ucho i wyciągając do niego dłoń, żeby pomógł jej się podnieść z tej podłogi – Miałeś plany na resztę dnia?


Theo Norris

What if we forgot about the rules?

: ndz paź 19, 2025 3:59 pm
autor: Theo Norris
Był zdziwiony, a jego twarz zapewne to okazywała. Nie wiedział tylko dlaczego, bo przecież w niezapowiedzianych wizytach nie było niczego złego. A może to właśnie fakt tego, że Iris się na taki ruch zdecydowała wprowadził Theo w lekką zadumę. Nie miał zamiaru jej jednak wyrzucać, ściemniać i mówić o jakiś wielkich planach. Po prostu ją wpuścił i o dziwo jego wnętrze nawet się trochę uśmiechnęło.
Delikatnie się zaśmiał na komentarz kobiety o stroju w jakim przyszło mu otworzyć drzwi. Nie wpadł na to, by założyć coś na siebie po wyjściu spod prysznica. Może to i lepiej. Zawsze się zastanawiał czemu ludzie tak bardzo boją się nagości. W końcu będąc na plaży bez koszulki, żadna kobieta mu się nie przyglądała tak jak teraz Iris.
- Takie widoki są zarezerwowane wyłącznie dla specjalnych gości. - Odparł puszczając do niej oczko. - Ze spokojem. Nic się nie stało. - Podniósł ręce do góry próbując dać jej znak, że nie musiała poczuwać się do wyrzutów sumienia. Mógł się tylko domyślić na ile ciężka jest praca w szpitalu, codzienne mijanie obcych, ale bardzo chorych ludzi mogło być przytłaczające i wyniszczające psychicznie.
Zostawił ją dosłownie na kilka minut, myślał, że zejdzie mu szybciej, ale nie mógł wybrać niczego odpowiedniego. Wybór padł na zwykłą zieloną koszulkę, jeansy i skarpetki w żółwie. Kolejny raz zapisał gdzieś w pamięci, że pora chyba kupić kapcie i zaoszczędzić sobie wstydu niż paradować przed kobietą w dziecięcych skarpetach.
Wracając wstąpił do kuchni, nalał im po szklance coli zero i wyciągnął z szafki jakieś ostatki ciastek, które pamiętały pewnie wojnę secesyjną. Widząc jak bawi się z psem nie mógł się nie uśmiechnąć szerzej niż dotychczas. Podobno psy potrafią wyczuć dobrego człowieka.
- Widzę, że chyba nie jestem potrzebny. - Rzucił krótko odstawiając napoje na stoliku, a potem pomógł Iris wstać z ziemi. - Jesteś głodna? Możemy coś zamówić, albo mogę coś ugotować. Jak wolisz? - Spytał, bo zazwyczaj wyciągał garnki wyłącznie dla siebie.
Pokręcił głową, nie miał żadnych planów. Całe zero. Zastanawiał się przez chwilę czy nie wyjdzie na nudziarza, gdy jej powie, że miał chęć po prostu leżeć, aż nie zaśnie. W końcu każdy człowiek potrzebował kiedyś totalnego resetu od życia.
- Brak. No chyba, że zabijanie czasu na kanapie wpatrując się w Netflixa to jakiś plan. To tak, coś tam miałem. - Pokręcił oczami, które przez dłuższy czas - o wiele za długo jak na Theo - były wbite w twarz Iris. Jakby to było coś nieodpowiedniego, a przecież nie robił niczego złego. - W pracy dali ci w kość? - Spytał częstując ją ciastkami jednocześnie mając głęboką wiarę w to, że zjedzenie ich nie obróci się w problemy z żołądkiem.

Iris Valentine

What if we forgot about the rules?

: ndz paź 19, 2025 7:27 pm
autor: Iris Valentine
Kącik ust drgnął jej w rozbawieniu i ostatkiem sił (i zdrowego rozsądku) powstrzymała się przed wysnuciem na głos odważnej tezy, że w takim razie musiała być specjalnym gościem. Niezapowiedzianym. Mocno niesprecyzowanym i niezaszufladkowanym, ale jednak specjalnym. Bo sama Iris naprawdę nie wiedziała co to było i nieszczególnie chciała się mocniej nad tym zastanawiać, żeby nie dojść do wniosków, które mogłyby coś między nimi zmienić. Brak zaszufladkowania relacji wcale nie był zły… rozwijało się to powoli, swoim tempem, było miłe i może trochę szczenięce, chociaż oboje byli po trzydziestce. Ale wcale jej to nie przeszkadzało. Lubiła spędzać z nim czas – te wieczory, gdy siedziała w jego barze aż do samego zamknięcia, albo te poranki gdy pili wspólnie kawę, a ona przy kuchennym stole siedziała w jego koszulce. I lubiła to, że na nią nie naciskał.
Złapała jego dłoń i zgrabnie podniosła się do góry, wpadając na niego, opierając się o jego tors, zaciskając lekko palce na jego koszulce i zadzierając głowę, żeby na niego spojrzeć. Nie przestawała się też uśmiechać, bo mimo okropnego, naprawdę okropnego, zmęczenia – miała dobry humor. I chyba właśnie dlatego tak bardzo nie chciała wracać do pustego mieszkania, żeby tego humoru sobie nie popsuć.
- Myślisz, że… – obróciła się przez ramię, żeby spojrzeć na jego kanapie, trochę przekornie, bardziej w formie żartu – Znajdziesz dla mnie miejsce na tej kanapie? Obiecuję nie być wybredna, gdy będziesz wybierał film na tym Netflixie. – zapewniła, szczerząc się pogodnie – A w pracy było… długo i ciężko, ale nie powiedziałabym, żeby jakoś bardzo dali mi w kość. Po prostu takie zmiany też bywają. – przywykła, nie narzekała… to i tak było nic w porównaniu z tymi dniami, które spędziła na Bliskim Wschodzie. Nie mówiła o tym często, nie wspominała o tym często, ale w jej głowie… tak – w jej głowie te wspomnienia ciągle były żywe. Chyba nawet żywsze niż to, co wydarzyło się po powrocie. Jakby to dobre pół roku leczenia nigdy się nie wydarzyło.
I możemy coś ugotować, aleee… pod jednym warunkiem. Obiecasz mi, że dasz mi sobie przy tym pomóc. – nie chciała być darmozjadem albo księżniczką, którą trzeba obsłużyć. Zresztą zawsze słyszała, że wspólne gotowanie to dobra zabawa, więc może trzeba to wreszcie wypróbować?


Theo Norris

What if we forgot about the rules?

: wt paź 21, 2025 12:27 pm
autor: Theo Norris
Pośpiech. Słowo, które nie opuszczało Theo od lat. Pamiętał, jak jego matka w ekspresowym tempie przygotowywała ojcu obiad, by ten po powrocie z pracy miał co zjeść. Unikała wtedy niepotrzebnych awantur. On sam doświadczył tego, że czas umyka zbyt szybko i trzeba być od niego szybszym. Nie zawsze się to udawało, a wtedy kara była adekwatna do winy. W jego przypadku brak pośpiechu w sprzątaniu zabawek, kończył się siedzeniem przez weekend w pokoju.
Dlatego Theo ostrożnie stawiał kroki, nie wyrzucał z ust zdań, które mogłyby spowodować zawstydzenie czy zakłopotanie. Pierwszy raz w życiu dostosował się do tego, co daje mu los. Nie chciał zrobić niczego głupiego, stracić tego co sobie wypracowali, a choć trwało to już dosyć długo, to Norris nie był gotowy na nic więcej. Odkąd wyszedł z więzienia unikał zaangażowania. Wtedy pojawiały się pytania, opowieści o rodzinie, przeszłości, marzeniach. Odchodziła radość ze wspólnie spędzonego czasu, a przychodził lęk i powolna nienawiść. Lubił te ich niezapowiedziane wieczory, brak planu i spontaniczność. Tylko coraz częściej zadawał też sobie pytanie - jak długo jeszcze? Ile to może trwać?
Dotyk Iris był kojący, gdy tylko czuł jej oddech na swej skórze uśmiechał się szerzej i szczerzej. Miała w sobie coś, czego nie był w stanie opisać. Ich oczy się spotkały, a Theo zbyt długo nie myślał tylko ją pocałował. Delikatnie musnął usta kobiety, tak jakby robił to pierwszy raz w życiu. Jakby przekraczał granicę.
- Myślę, że mogę się zastanowić. - Powiedział i również spojrzał w kierunku kanapy, jednocześnie w głowie analizując co też ma w ostatnio wybieranych na Netflixie. - A może zrobisz sobie wolne na przyszły weekend? Znam fajne miejsce na krótki wypad, cisza, spokój, przyroda dookoła. Odpoczniesz trochę. - Rzucił jakby od niechcenia, ale w głowie urodziło mu się to już dawno temu. Potrzebował odprężenia. - Jak chcesz to mogę nawet pojechać z tobą. - Zaśmiał się cicho udając, że wcale mu nie zależy. Nie chciał żeby Iris pomyślała za dużo i się odizolowała.
Pokiwał głową na znak aprobaty, co do pomysłu ze wspólnym gotowaniem. Miał tylko nadzieję, że nie wyjdzie im to jak na filmach. Przypalone jedzenie, kuchnia w mące, a oni nadzy w łóżku. Choć tym ostatnim wcale, by nie pogardził.
- Podobno wspólne gotowanie zbliża ludzi. Wiesz, szczere rozmowy, wspomnienia, można się też dowiedzieć, które lubi bardziej zmywać. - Wzruszył ramionami i ruszył w kierunku lodówki. Musiał sprawdzić czy w ogóle będą mieli z czego coś ugotować. Znalazł jajka, kurczaka, żurawinę i camemberta. - Dobrze, że mama nauczyła mnie, że nawet z takich składników można stworzyć coś pysznego. - Uśmiechnął się niepewnie. Po zawartości lodówki było widać, że nie nadaje się do roli gospodarza. Miał tylko nadzieję, że nie zapomniał zamknąć kosza na pranie.

Iris Valentine

What if we forgot about the rules?

: śr paź 22, 2025 8:26 pm
autor: Iris Valentine
Pocałunek, który złożył na jej ustach był spokojny, ale przyjemny… zupełnie automatycznie go odwzajemniła, jednocześnie też mocniej się do niego przysuwając. Bo mógł przekraczać granicę, ale jej to zupełnie nie przeszkadzało. To przekraczanie tych konkretnych granic nigdy nie sprawiało jej problemu. Zawsze twierdziła, że cielesność jest dużo… łatwiejsza niż zaangażowanie emocjonalne. Może dlatego, że to się zdobywało razem z doświadczeniem, a uczuć nigdy nie miał jej kto nauczyć. Wychowała się w takim domu w jakim się wychowała, jej rodzice nie świecili przykładem – a wręcz przeciwnie. Nie chciała czegoś takiego dla siebie, a nie miała pojęcia jak zbudować normalny, zdrowy związek… Co nie zmieniało faktu, że chciała. Była w tym wieku, w którym zauważa się potrzebę obecności kogoś obok. No właśnie chociażby po to, żeby nie musieć siedzieć samej w czterech ścianach po długim dyżurze.
- Wolne… w przyszłym tygodniu? – powtórzyła za nim, lekko ściągając brwi i zastanawiając się nad tym, co powiedział i co to właściwie znaczyło. Mógł nawet pojechać z nią. Kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo skoro proponował to nie wyobrażała sobie inaczej, ale jednocześnie… czy wycieczka za miasto to kolejny etap znajomości? Jak to działało? Jak to funkcjonowało? Zagryzła wargę, wpatrując się w Theo przez chwilę, ale ostatecznie skinęła głową – Myślę, że uda mi się jakoś zorganizować dyżury, żeby mieć wolny weekend. Ale pamiętasz, że to weekend halloweenowy… nie organizujecie żadnej imprezy w barze? Albo nie wolisz iść na porządną imprezę zamiast siedzieć ze mną w lesie? – przypomniała mu, że kalendarz nie był łaskawy, a mógł spędzić ten czas zdecydowanie ciekawiej niż z nią… przynajmniej tak jej się wydawało, ale prawdopodobnie w tym momencie do głosu doszedł jej brak pewności siebie.
Ruszyła też za nim do kuchni, ale ze swoimi umiejętnościami nie pchała się pierwsza do pracy. Oparła się o kuchenny blat, zaciskając palce na jego krawędzi i wpatrywała się w Theo, obserwując jak sięga po produkty, wyciąga je z lodówki… - Podziwiam… ale jakbyś potrzebował zagotować wodę na coś to brzmi jak zadanie dla mnie. – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo chciała być przydatna, ale jednak znała swoje ograniczenia – Ewentualnie całkiem nieźle radzę sobie z nożami. – dodała przekornie, bo to… niepokojąca umiejętności, ale no tak właśnie było! – I zmywać też mogę. I co jeszcze… zagadywać? Rozpraszać? – zaśmiała się i ostatecznie usiadła na kuchennym blacie, wzrokiem jednak dalej wodząc za mężczyzną – Albo możesz mi opowiedzieć, co to będzie.



Theo Norris

What if we forgot about the rules?

: pt paź 31, 2025 9:08 pm
autor: Theo Norris
Lubił bliskość. Nie dlatego, że czuł się samotny, ale właśnie wtedy rozumiał, że życie jest ulotne. Nie potrzebował prawdziwej miłości, takiej po której w brzuchu latały motyle, sen nie przychodził, a śniadania były spalone. Wiedział, że zauroczenie trwa kilka tygodni, potem przychodzi otrzeźwienie i nagle dostrzegamy wady drugiej połówki. Coś co wcześniej uważaliśmy za coś uroczego, po jakimś czasie przynosi nam odrazę. Może właśnie dlatego jego rodzicom się nie udało, Theo był odrzucany, a w dorosłym życiu nie szedł schematami własnej matki.
Spoglądał przez dłuższy czas w oczy Iris. Jakby szukał odpowiedzi, sprawdzał czy ona czuje to samo, czy czyta mu w myślach. Nie rozmawiali o przyszłości, unikali tego tematu jak ognia i najwidoczniej oboje się w tym dobrze czuli. Theo czasami zasypiał z myślą, co by było gdyby, ale nigdy nie zapędzał się za bardzo do przodu. Wolał to zostawić na takim etapie, bo z jednej strony nie chciał jej stracić, potrzebował Iris, ale z drugiej zastanawiał się co będzie jeśli nie wykona żadnego kroku. Coraz bardziej zdawał też sobie sprawę, że kobiety są za bardzo skomplikowane.
- Wolne. W przyszłym tygodniu. - Przytaknął powtarzając za nią. Świdrował ją wzrokiem, zaciskając jednocześnie usta. Czyżby wykonał niebezpieczny krok do przodu? Ten, którego będzie zaraz żałować. Już chciał się wycofać, zamienić to w jakiś śmieszny żart, puścić w zapomnienie, ale nie zdążył otworzyć ust ponownie. Zamiast tego uśmiechnął się szeroko. Włosy lekko opadły mu na czoło, ale przerzucił je na drugi bok lekkim ruchem głowy.
- Zapominasz, że sam sobie jestem szefem. Mam ludzi od tego, a poza tym zaproponowałem im taką premie, że mnie tam nie potrzebują. - Machnął dłonią, wzruszył ramionami i zanim ruszyli do kuchni, nachylił się bliżej jej ucha. Delikatnie dmuchnął na szyję Iris i wyszeptał tylko. - Siedzenie z tobą w lesie to najlepiej spędzony czas jaki mogę sobie wymarzyć.
Ruszając do kuchni uśmiech nie schodził mu z twarzy. Tak jakby ktoś mu wsadził w usta wieszak. Musiał się pilnować, ale przynajmniej w tym momencie chciał być po prostu sobą i nie przejmować jutrem.
- Rozumiem, że na studiach miałaś wprawę w jedzeniu zupek błyskawicznych i krojeniu swoich ofiar? - On musiał szybko nauczyć się dorosłości, wodę na herbatę gotował sobie w takim wieku, gdzie większość rodziców uczyła swoje dzieci jedzenia widelcem. Z nożami wprawę złapał kilka lat później, ale zapewne również szybciej niż większość dzieciaków.
- Co to będzie? Mam nadzieję, że coś jadalnego. - Czasami za bardzo wierzył w swoje możliwości, ale wszystko co sobie ugotował musiało być znośne skoro jeszcze oddychał. - Co najgorszego jadłaś w swoim życiu? Ja chyba małże. Są oślizgłe. - Skrzywił się i pokazał język. Do końca świata zapamięta ten smak.

Iris Valentine