Strona 1 z 1

you smiled and I knew I was in trouble

: sob paź 18, 2025 7:16 pm
autor: Harold Carnegie
Dobrych restauracji w całym Toronto było na pęczki. Wybranie takiej, która jego zdaniem była w stanie zachwycić smakiem nie powinno więc stanowić problemu. I nie stanowiło, dlatego upewniwszy się, że termin, który wybrał będzie również pasował Georginie, dokonał rezerwacji.
Do ostatniej chwili nie miał pewności, czy Gardner nie zmieni zdania.
Wiedział ten jeden wieczór, który spędzili w swoim towarzystwie na zabawie, jednocześnie starając się zagrać na nosie jej mężowi niczego przecież nie oznaczał. Ot, było to po prostu kilka chwil spędzonych na miłej zabawie, której ona mogła pożałować o wiele łatwiej niż on.
Koniec końców to przecież ona nosiła na palcu obrączkę wciśniętą tam przez Percivala.
Dlaczego tak było, tego Harold nadal nie był w stanie zrozumieć, jednak nie sposób powiedzieć, że rzeczywiście próbował. Kilka minionych dni upłynęło mu na intensywnej pracy nad tym, aby wyciągnąć z tarapatów klienta, który zagrzebał się w nich po uszy.
Pozytywne rozwiązanie tego problemu nie należało do najprostszych wyzwań, ale dzisiejsze popołudnie dowiodło, że Carnegie potrafił stawiać na swoim. Zarwane noce przyniosły zamierzony skutek, a jego klient być może całkowicie nie uniknął konsekwencji, jednak z całą pewnością nie otrzymał wszystkiego, na co zasługiwał.
A to oznaczało, że Hal czuł się w y g r a n y m.
Miał też co świętować, dlatego po Gardner pojawił się w wyjątkowo wybornym humorze. Zgodnie z tym, na co się umówili, miał odebrać ją po pracy spod galerii, a później wspólnie mieli wybrać się na zarezerwowaną przez niego kolację. Kiedy zatrzymał samochód przed lokalem, wysiadł z niego, ale nie przekroczył progu galerii. Po prostu oparł się o tylne drzwi, ze skrzyżowanymi ramionami czekając na to, aż brunetka opuści pracę i pojawi się przed nim. Kiedy to zrobiła, na jego ustach wymalował się uśmiech.
Dobrze cię widzieć — skomentował, kiedy omiótł jej sylwetkę spojrzeniem. Jak zwykle prezentowała się nienagannie, jednak tę kwestię postanowił zachować dla siebie. Gdy podeszła bliżej, otworzył przed nią drzwi pasażera. — Zarezerwowałem nam stolik na ósmą, ale uznałem, że ostateczną decyzję pozostawię tobie. Możemy pojechać tam, albo możesz też zdać się na mnie — poruszył zaczepnie brwiami, decydując się na to, by zbyt wiele jej nie wyjaśniać, ale jednocześnie dać prawo wyboru.
On mógł dostosować się do tego, co było dla niej bardziej komfortowe.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: ndz paź 19, 2025 2:49 pm
autor: Georgina Gardner
ciuch


Przynajmniej kilkukrotnie łapała się na tym, że chciała zmienić zdanie. Jeszcze parę godzin przed umówiony spotkaniem siedziała przy swoim biurku i zastanawiała się nad wysłaniem wiadomości, która wszystko by odwołała. Ostatecznie jednak tego nie zrobiła. Doszła do wniosku, że za dużo nad tym wszystkim myślała i po prostu powinna dać sobie więcej luzu… skoro czuła się w czyimś towarzystwie dobrze to dlaczego miała z tego rezygnować, przecież nie robiła nic złego. Prawdę powiedziawszy nawet napisała do męża krótką wiadomość, że wróci dzisiaj później, bo wychodzi na kolację – nie zainteresowały go szczegóły, więc dlaczego ona miałaby się przejmować? Pieprzyć to.
Uśmiechnęła się pogodnie na widok mężczyzny, który czekał nad nią przed samym wejściem do galerii.
- Ciebie również. – zapewniła, podchodząc bliżej i witając się z nim krótkim muśnięciem męskiego policzka w bardzo przyjacielskim geście. Moment wcześniej omiotła też wzrokiem męską sylwetkę zdając sobie sprawę, że wyglądał bardziej elegancko niż przypuszczała, że będzie, więc może to ona nie doszacowała i nie pasowała do tego, co dla nich przygotował? Zaraz jednak zganiła się za to w myślach, bo przecież nie szła na randkę, żeby przejmować się tym jak wyglądała – Zdać się na ciebie? Czyli… rezygnujemy z kolacji, a ty masz pełną władzę nad tym, co robimy przez resztę wieczoru? – ściągnęła mocniej brwi, wpatrując się w niego uważnie, jeszcze zanim zdążyła wsiąść do jego auta. Stała przy otwartych drzwiach, właściwie tylko one ich w tym momencie dzieliły, uśmiech szybko wrócił na jej twarz, a ona sama uważnie studiowała tą jego. Zaciekawiona, zaintrygowana i cóż… gotowa zaryzykować. Może to, co miał do zaoferowania to coś zdecydowanie lepszego niż przesiadywanie w restauracji, w której łatwo było wpaść na kogoś znajomego? Świat bywał mały, szczególnie w takich okolicznościach.
Jak tylko obiecasz, że nie jest to oglądanie kilkugodzinnej ekscytującej rozprawy sądowej, która wstrząsnęła tą częścią świata… – kącik drgnął jej w rozbawieniu, bo łatwo było wyczuć odrobinę sarkazmu i oczywistą oczywistość, że dla niej żadna rozprawa sądowa nie była ekscytująca – Jestem za. Zdaję się na ciebie.



Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: ndz paź 19, 2025 9:24 pm
autor: Harold Carnegie
Nie winiłby jej, gdyby się rozmyśliła.
Nie mógłby mieć do niej pretensji, bo przecież była związana z kimś innym, a ich wspólne wyjście, choć nie zostało określone mianem randki, w oczach osób trzecich mogło zakrawać właśnie o coś takiego. Nawet jeśli w pewnych aspektach wydawać się to może niesprawiedliwe, Harold w ogóle o to nie dbał, jednak domyślał się, że z nią mogło być inaczej.
Nie doczekał się jednak żadnej wiadomości. Nie zadzwoniła do niego ani nie napisała, odwołując to, na co wcześniej się umówili. A choć on sam wstępnie poczynił dla nich plany, posiadał też pewną alternatywę, do której nie chciał jej zmuszać. Nie chciał przekroczyć granicy, którą narzucało im jej małżeństwo, ponieważ nie chciał jej do siebie zrazić.
T r o c h ę najwyraźniej ją polubił.
Kącik jego ust uniósł się jeszcze wyżej, kiedy zdecydowała się przełamać kolejną barierę i musnęła jego policzek ustami. Był to całkiem miły gest, a jego uwadze nie umknął przyjemny zapach jej perfum. To właśnie za jego sprawą omiótł ją spojrzeniem ponownie, kiedy się odsunęła.
Nie mam pojęcia, co poznałaś w praktyce, ale wbrew pozorom ja jestem w stanie oderwać się po pracy po jej zakończeniu — stwierdził przekornie. Nie zawsze było to konieczne, a on niektóre wieczory rzeczywiście poświęcał pracy, jednak dziś nie miał takiego zamiaru. Był też w stanie poświęcić się innym kwestiom, innym zainteresowaniom. Praca, wbrew temu, co mogło się wydawać, nie była całym jego życiem. Chyba. — I nie musimy też rezygnować z kolacji. Po prostu trochę zmienimy formę — poruszył zaczepnie brwiami, po czym wykonał zapraszający gest w stronę siedzenia pasażera.
Zaczekał, aż Georgina zajmie wskazane jej miejsce, a później zamknął za nią drzwi. Obszedł samochód, chwilę później wkradając się na miejsce kierowcy. Odpalił silnik i bez słowa ruszył z miejsca, płynnie włączając się do ruchu. — Jaką kuchnię preferujesz? — zapytał, zerkając na brunetkę kątem oka. Tylko na tyle był w stanie sobie pozwolić, aby zanadto nie odrywać spojrzenia od drogi. Chciał przecież dowieść ich na miejsce bezpiecznie.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: pn paź 20, 2025 7:15 pm
autor: Georgina Gardner
Jej relacje z mężem nie były ostatnio najlepsze. Czuła się niezrozumiana i samotna, a żal i rozczarowanie sprawiały, że była skłonna robić rzeczy, których normalnie by nie zrobiła. Bo nie… w normalnych warunkach nie poszłaby nawet na przyjacielską kolację ze znajomym Percy’ego z pracy. Nie zrobiłaby nic, co mogłoby go zranić, bo przecież go kochała… kochała męża i do tej pory nawet nie chciała myśleć o tym, że ich kryzys jest aż tak poważny.
A jednak… jednak była o krok do zajęcia miejsca w aucie mężczyzny, który zdecydowanie nie był Gardnerem. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że planowała się dobrze bawić. Ba! Szeroki uśmiech na jej twarzy mógł sugerować, że już dobrze się bawiła. Ciekawe. Zaskakujące. I przyjemnie… inne! Prawnik, który potrafił się oderwać od pracy po jej zakończeniu? To była dla niej nowość i chyba to właśnie tak pozytywnie wpłynęło na jej humor.
Dlatego nie wahała się, usiadła na miejscu pasażera i przekręciła się tak, żeby częściowo patrzeć na drogę przed nimi, a częściowo na Harolda. Tym bardziej, że zadał jej ciężkie pytanie, na które nie potrafiła tak od razu odpowiedzieć. Zmrużyła lekko oczy, na jej czole pojawiła się charakterystyczna zmarszczka (pewnie dawno nie była na botoksie) i zagryzła wargę zastanawiając się nad poprawną odpowiedzią.
- To właściwie trudne pytanie… – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo generalnie to było pewnie najprostsze z najprostszych pytań. Przedszkolak potrafił na nie odpowiedzieć! Ale jednak Gigi miała dylemat – Bo z jednej strony kto nie kocha włoskiej kuchni… oddałabym nerkę za porządną carbonarę. Ale później jest kuchnia meksykańska i druga nerka poszłaby pewnie za tacos z szarpanym kurczakiem. Tylko muszą być ostre. Już nie miałabym nerek, więc funkcjonowanie średnio na jeża… ale jakby było trzeba to poświęciłabym wątrobę za porządne sushi. Także… do wyboru, do koloru. Cały świat stoi otworem. – zaśmiała się, bo wbrew pozorom bardzo łatwo było ją zadowolić kulinarnie. Po prostu lubiła dobre jedzenie, skądkolwiek by nie pochodziło. Zresztą najbardziej doceniała całe… doświadczenie. Całościowo. Tym bardziej, że zawsze gdy przychodziło do samego jedzenia – nawet jeśli je uwielbiała – gdzieś z tyłu głowy słyszała głos swojej matki, która ją strofowała i przypominała, że powinna pilnować zawartości talerza. Teraz wystarczyła rozmowa na ten temat, a i tak go usłyszała… i nagle jej uśmiech jakby lekko zgasł (nie zniknął, ale jednak stracił na intensywności), a ona sama trochę bardziej zapadła się w fotelu – Nie jestem szczególnie wybredna.



Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: wt paź 21, 2025 8:59 pm
autor: Harold Carnegie
Gdyby ktoś kiedyś spróbował stwierdzić, że Harold Carnegie nie był p r a c o h o l i k i e m, każda osoba, która znała go choć trochę lepiej niż z widzenia, prawdopodobnie wybuchłaby śmiechem.
Bardzo dużo czasu poświęcał pracy, ponieważ zwyczajnie ją lubił. Pasjonował się tym, czym się zajmował, a odnajdywanie kolejnych precedensów i przygotowywanie linii obrony dla przypadków, które pozornie wydawały się przegrane naprawdę go ekscytowało. Do tego stopnia, iż to własną pracę postawił na piedestale, kiedy konkurencją dla niej stała się jego rodzina.
Ich towarzystwo nigdy nie sprawiało mu aż takiej przyjemności.
Przeciwnie do towarzystwa pięknych kobiet, a za taką nie sposób uznać Georginy. Już w trakcie pierwszego spotkania przykuła jego uwagę, choć najmocniej skupiła ją na sobie właśnie za sprawą tego, czyją żoną była. To zresztą nadal pozostawało dla niego kwestią szalenie niezrozumiałą. Nie był w stanie pojąć, co tak wartościowa kobieta robiła przy kimś tak pozbawionym wyrazu.
Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy usłyszał jej odpowiedź. Czy udało jej się go tym zaskoczyć? Ani trochę, bo jak sama wspomniała, nie było osoby, która nie byłaby po uszy zakochana we włoskiej kuchni. Harold zresztą nie był pod tym względem wyjątkiem, co być może czyniło z ich kulinarnych upodobań jedyną rzecz, którą byli do siebie podobni. — Nie zamierzasz ułatwić zadania, co? — odparł z rozbawieniem, kiedy wyrecytowała mu całą gamę możliwości. Ta jednak idealnie wpisywała się w plan, który sam już zdołał dla nich przygotować.
I zamierzał doprowadzić go do końca nawet pomimo tego, jak nagle jej ekscytacja przygasła. Nie dostrzegł momentu, w którym wyraz jej twarzy zmienił się, ponieważ pozostawał skupiony na jezdni, jednak kiedy zerknął na jej twarz we wstecznym lusterku, odniósł wrażenie, że coś rzeczywiście nie grało.
Pierwszą myślą, jaka zrodziła się w jego głowie było to, że najwyraźniej pożałowała, iż zgodziła się na dzisiejsze wyjście.

Nie uprzedzając jej o swoich zamiarach, odbił na parking jednego z większych sklepów. Zerknął w jej stronę kątem oka, chcąc dostrzec ewentualne zmiany w jej grymasie. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy udało mu się znaleźć odpowiednie miejsce parkingowe. — Chodź. Kupimy, co potrzeba, a później dostaniesz najlepszą w swoim życiu carbonarę — zawyrokował, podczas gdy na jego usta wkradł się uśmiech, który sugerował, że był wręcz nadmiernie pewny siebie, co jednak tym razem wcale nie musiało go zgubić.
Nie miała prawa tego o nim wiedzieć, ale Carnegie był p i e k i e l n i e dobrym kucharzem.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: ndz paź 26, 2025 8:40 pm
autor: Georgina Gardner
Zaśmiała się, bo może faktycznie mu zadania nie ułatwiła. Chociaż może jednak? Okazała się być szalenie niewymagająca, a to przecież wcale nie jest takie popularne wśród kobiet z towarzystwa, w którym obracał się Carnagie. W którym oboje się obracali. Chociaż nie uważała się za inną niż wszystkie – bo uważała to za strasznie płytkie – to jednak w tej jednej kwestii naprawdę nie była wymagająca. I nie miała zielonego pojęcia, że ta chwilowa ucieczka we własne myśli i wspomnienia sprawi, że Harold pomyśli, że mogła nie chcieć tu być. Nic bardziej mylnego. Każda kolejna sekunda w jego towarzystwie sprawiała, że było jej odrobinę… łatwiej. Czuła się swobodniej i pewniej, a jego towarzystwo sprawiało jej taką samą przyjemność jak przy wcześniejszych okazjach. Chwilowo odrzuciła wyrzuty sumienia na bok.
Chociaż, gdy zdała sobie sprawę, że podjechali pod supermarket… na ułamek sekundy zwątpiła. Potrzebowała dodać dwa do dwóch, szybka matematyka i wróciła spojrzeniem do mężczyzny, a kącik ust drgnął jej w rozbawieniu.
- Czekaj, czekaj… – rzuciła wychodząc z auta i ruszając za mężczyzną w kierunku sklepu spożywczego – Czyli zamierzasz mi ją sam przygotować? U siebie w domu? Chcesz mi powiedzieć, że nasze wyjście na kolacje zamieniło się w gotowanie u ciebie? – oh, zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo źle to brzmiało i jak bardzo powinna unikać takich sytuacji. To nie było fair. Jednak nie zwolniła kroku, nie odwróciła się na pięcie i nie ruszyła w tylko sobie znanym kierunku… ciągle nie zdezerterowała. Wręcz przeciwnie – była ciekawa! Cholernie ciekawa! I pewnie właśnie stała się jedną wielką powiewającą czerwoną flagą we własnym związku, bo przecież takich rzeczy nie powinno się robić, ale ugh…
- Brzmisz jakbyś był tego szalenie pewny… tego, że to będzie najlepsza carbonara. – i to też ją zaciekawiło. Nie wiedziała, że był kucharzem, chociaż jednocześnie nie było powodu, żeby coś takiego wykluczyć – mężczyźni przecież doskonale sobie w niej radzili – A skoro już ustaliliśmy, że nie ułatwiam zadań… – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu – Musisz wiedzieć, że studiowałam w Europie. We Francji, ale tam wszędzie jest blisko… zjadłam w swoim życiu sporo carbonary. – więc poprzeczka była wysoko!


Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: pn paź 27, 2025 9:03 pm
autor: Harold Carnegie
Nie próbował jej podejść.
Przynajmniej nie tak p e r f i d n i e, dlatego wcześniej pozostawił jej otwartą furtkę. Nie znała jego dokładnych zamiarów, jednak miała szansę wybrać łatwiejszą opcję, za sprawą której Harold nie zboczyłby z drogi, która miała zaprowadzić ich prosto do restauracji. Tam najpewniej zjedliby trzydaniową kolację - całkiem smaczną, jednak nie na tyle, aby za jej sprawą Carnegie rzeczywiście mógł jej zaimponować.
No bo niby za sprawą czego miałby to zrobić? Mógł mieć złe zdanie o jej mężu, jednak nadal był mężczyzną z wyższych sfer, a to oznaczało, że z zabieraniem swojej żony na kolacje musiał radzić sobie co najmniej d o b r z e. Poprzeczka nie musiała być postawiona wysoko, ale żeby tak prostą rzeczą wywarł na Georginie jakieś wrażenie, musiałby prawdopodobnie wyczarterować od kogoś samolot i zabrać ją na szybką wyprawę do Włoch.
Krótko mówiąc, musiałby zrobić coś, co było n i e r e a l n e.
Wolał więc postawić na coś, czego rzeczywiście mógł być pewien. Przy okazji mógł też popisać się własnymi umiejętnościami, bo te rzeczywiście w kuchni posiadał. Nie korzystał z nich jednak przesadnie i zdecydowanie też nie gotował dla każdej kobiety, która stawała na jego drodze.
Pod tym względem Gardner mogła poczuć się wyjątkowa.
Dokładnie to próbowałem powiedzieć — przyznał jej rację, a po jego ustach znów zaczął błąkać się typowy dla niego, zadziorny uśmiech. I to nie tak, że był w stanie zagwarantować jej najlepszą carbonarę, ale mimo to był pewien tego, że będzie zasługiwała przynajmniej na miano smacznej. Nie pełniła roli jego popisowego dania, jednak Carnegie miał to do siebie, że niesamowicie lubił wyzwania. Nie bez powodu zaczął się przecież wokół niej kręcić.
W takim razie nie powinny bardziej kręcić cię croissanty? Albo chociaż wino? — stwierdził zaczepnie, przepuszczając ją w drzwiach prowadzących do wnętrza sklepu. Od razu chwycił stojący nieopodal wózek, wcale nie mając zamiaru tracić tu zbyt dużo czasu. — W twoich rękach zostawiam jego wybór. Może być bezalkoholowe, jeśli chcesz, żebym później odwiózł cię do domu — bo był skłonny to zrobić, choć jednocześnie nie zamierzał jej się narzucać, ponieważ nie chciał przyprawić jej domowych kłopotów.
Tak, naprawdę o tym pomyślał. Chyba nawet Harold w końcu wyhodował sobie sumienie.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: wt paź 28, 2025 4:10 pm
autor: Georgina Gardner
Problem (który wcale nie był problemem) był taki, że Georgina wcale nie oczekiwała, że mężczyzna będzie próbował jej zaimponować albo przeskakiwać poprzeczkę, którą przy organizowaniu kolacji w eleganckich restauracjach postawił jej mąż. I faktycznie był w tym całkiem niezły, a sama Gigi znała większość dobrych restauracji w tym mieście. I to, czym naprawdę mógł zrobić wrażenie to jak ten czas przy fenomenalnej kolacji by spędzili. Istniało spore prawdopodobieństwo, że to był właśnie najsłabszy punkt Georginy Gardner. Zainteresowanie. Uwaga. Poświęcenie jej czasu. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jej tego brakowało…
A to, że w ogóle wpadł na pomysł, żeby coś dla niej ugotować robiło na niej ogromne wrażenie. O g r o m n e. Jednocześnie była to specyficzna mieszanka pozytywnego wrażenia i tego śmiesznego uczucia, że nie powinna. A już na pewno nie powinno jej to cieszyć.
- Kto powiedział, że nie wino mnie nie kręci bardziej? Pytałeś o kuchnię! – zaśmiała się, rozkładając beztrosko ramiona i uśmiechając się szeroko – I nie wybiorę nam bezalkoholowego wina… zamierzasz gotować, sumienie nie pozwala mi wybrać dla ciebie oranżady – prychnęła, bo mniej więcej właśnie takie zdanie miała o winach bezalkoholowych. O ile jeszcze rozumiała sens istnienia bezalkoholowych piw tak wino uważała za profanację. Może to właśnie wynik czasu spędzonego w Europie? Prawdopodobne. Albo po prostu zbyt dużo wieczorów spędzała samotnie w czterech ścianach dużego domu Gardnerów i dużo łatwiej było to znieść w towarzystwie butelki dobrego czerwonego wina.
- Wrócę uberem. – dodała, żeby nie było wątpliwości, a kącik ust drgnął jej w rozbawieniu. Tym bardziej, że jej też przeszło to przez myśl… że raczej nie powinien pokazywać się pod jej domem, a już na pewno nie powinna pod domem wysiadać z jego auta – I jeśli ty przygotowujesz kolację… zajmę się deserem. – zdecydowała i wcale nie pytała o zdanie. Wręcz przeciwnie – od razu zaczynała się zastanawiać, co zdąży zrobić, gdy makaron będzie się gotował, a później dadzą sobie chwilę na zjedzenie. Zaczęła się też rozglądać po sklepie, żeby się rozeznać i stwierdzić, czego ewentualnie potrzebowała. Zabawne… dawno nie robiła najzwyklejszych na świecie zakupów spożywczych.
Ostatecznie jednak i tak wróciła spojrzeniem do Harolda.
- Jesteś prawnikiem, który potrafi gotować… gdzie jest twoja żona, Carnegie? Gdzie jest haczyk? – rzuciła pół żartem, pół serio, ale jednocześnie naprawdę ją to interesowało. Dlaczego był singlem?


Harold Carnegie

you smiled and I knew I was in trouble

: śr paź 29, 2025 7:06 am
autor: Harold Carnegie
Lubił pokazywać się od jak najlepszej strony, ponieważ wbrew temu, co mogło się wydawać, pod pewnymi względami nie był aż tak bardzo pewny siebie. Miał przeogromne ego i nierzadko zachowywał się tak, jakby należało stawiać go na piedestale, jednak w aspekcie poważniejszych relacji nadal pełno było w nim wątpliwości.
Być może miało to coś wspólnego z tym, jak sam potraktował swoją rodzinę, kiedy zdecydował się postawić wszystkie karty na własną karierę, a może raczej chodziło o to, iż dostrzegał, że płytkie zainteresowanie, którym obdarzał kobiety, wcale nie było nieodwzajemnione. Do tej pory nie spotkał na swojej drodze nikogo, kogo chciałby zatrzymać przy sobie na dłużej, ale nie spotkał też osoby, która to samo zapragnęłaby zrobić z nim. A choć nie była to kwestia, która spędzałaby mu sen z powiek, w głębi siebie musiał czuć, że istniał ku temu całkiem solidny powód.
Ty tu rządzisz — uniósł dłonie w geście kapitulacji. Sam nie miał aż tak wielkich oporów przed bezalkoholowym winem, choć zwykle nie postawiłby na coś takiego. Przeważnie też nie pijał wina, wybierając inne, wysokoprocentowe alkohole. Nie sięgał po nie jednak z nadmierną częstotliwością, ograniczając się do tych chwil, kiedy wychodził z Lance’m do baru, albo w zaciszu własnego mieszkania spędzał zbyt długie godziny nad jakąś wybitnie trudną do rozgryzienia sprawą. Wtedy niewielka szklanka czasami pomagała mu wymyślić coś, na co bez niej być może by nie wpadł.
Skinął nieznacznie głową, wrzucając do koszyka pierwsze produkty. Prawdę powiedziawszy jej decyzja nie dziwiła go ani trochę. Fakt, że nie chciała, aby późnym wieczorem jego samochód pojawił się pod jej domem był w pełni zrozumiały, ale to popchnęło go ku jeszcze jednej myśli - czy w ogóle powiedziała swojemu mężowi, z kim dzisiaj spędzi czas?
O to jednak zdecydował się nie pytać.
Chcesz powiedzieć, że też masz ukryte talenty? — zapytał i zmierzył jej sylwetkę spojrzeniem od góry do dołu. Najwyraźniej oboje usilnie walczyli z pozorami, ponieważ Georgina także nie wyglądała mu na kobietę, która lubiłaby spędzać czas w kuchni. Nie znaczy to jednak, że nie zamierzał pozwolić jej się zaskoczyć.
Ona zaś zrobiła to już teraz, zadając pytanie, które sprawiło, że cicho się zaśmiał. — W tej pracy nie ma się zbyt wiele czasu dla żony — czy przypadkiem sama nie przekonała się o tym na własnej skórze? — Zresztą, czy codzienne spędzanie czasu w towarzystwie tej samej osoby nie staje się w końcu nudne? — rutyna w małżeństwie była przecież czymś normalnym, a kluczem do sukcesu było chyba to, jak ludzie próbowali sobie z nią radzić.
Harold jednak nigdy się w takim miejscu nie znalazł i nic nie wskazywało na to, że prędko miałoby się to zmienić.

Georgina Gardner

you smiled and I knew I was in trouble

: śr paź 29, 2025 9:54 pm
autor: Georgina Gardner
Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy na to proste hasło. Ona tutaj rządziła. Zabawne… nie miała problemu z rządzeniem we własnej firmie, ale tak poza tym? W życiu prywatnym? W relacjach międzyludzkich? Nie, zdecydowanie nie. Nie była dominującym typem osobowości. Może gdyby była bardziej… przebojowa i chętna do rządzenia to dzisiaj nie jej męża musiałby nienawidzić za wysokie stanowisko w kancelarii. Może zamiast robić wspólne zakupy na kolację kłóciliby się właśnie o jakąś sprawę… Może. Ale zamiast tego Gigi jedyne w czym mogła się porządzić to wybór wina oraz deseru, który miała zrobić.
Czy przygotowywanie deserów było jej ukrytym talentem? Zaśmiała się na tą sugestię.
- Niieee… raczej nie. Powiedzmy, że trudniej zepsuć deser niż cokolwiek innego. Jeśli nie wyjdzie to zawsze zostaje czekolada. Albo owoce. – pani domu była z niej żadna, a już na pewno nie perfekcyjna. Nie miała do tego głowy, nie była tego nauczona a przede wszystkim – nie czuła takiej potrzeby. Zdawała sobie sprawę, że byli na świecie ludzie, którym zwyczajnie sprawiało to przyjemność – ogarnianie przestrzeni dookoła siebie, prasowanie, gotowanie… nie, Georgina do nich nie należała. Od zawsze w jej życiu był ktoś, kto robił to za nią, bo mu za to płaciła. I można było ją uznać przy tym za snobkę – trudno, brała to na klatę! I czuła się uprzywilejowana, że w ogóle mogła sobie na to pozwolić.
- I fakt… ale niektóre żony to tolerują. – jej matka na przykład nigdy nie narzekała, a przynajmniej ona nigdy nie słyszała nawet pół słowa pretensji w kierunku ojca. Wzięła go w całości i dzielnie stała u jego boku, więc może to Gigi była problematyczna. Związała się z prawnikiem, a teraz ponosiła tego konsekwencje – była naiwna jeśli myślała, że tym razem będzie inaczejAlbo po prostu dobrze wiedzą od początku, czego się spodziewać. – ona znała jeszcze innego Percy’ego i chyba to najbardziej ją bolało, że zmiana która w nim zaszła niekoniecznie była pozytywną zmianą – przynajmniej w jej oczach. Albo była nie fair, co też mogło być prawdą.
A co do nudy… – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu – Naprawdę tak uważasz? – bo czy była niepoprawną romantyczką skoro uważała, że tak właśnie powinno się funkcjonować? – Chyba jak kliknie to kliknie… a nad każdym związkiem trzeba pracować i raczej nie nazwałabym tego nudą. – wzruszyła lekko ramionami – Ale co ja tam wiem! – wyszła młodo za mąż za faceta prawię o dekadę od niej starszego… była beznadziejnie zakochana i przekonana, że będzie miała swoje szczęśliwe zakończenie. Teraz została już tylko praca!


Harold Carnegie