Strona 1 z 3

the bond we build

: śr paź 22, 2025 7:14 pm
autor: zaylee miller
024.
Nie wiedziała, kto się bardziej denerwował — ona, czy Sam. A może Evina, bo to ona prowadziła samochód z jedną ręką na kierownicy, a drugą na kolanie Miller, jakby tym gestem chciała zasugerować, że ma wszystko miała pod kontrolą. Młody siedział na tylnym siedzeniu z nosem przyklejonym do szyby. Zaylee widziała jego odbicie w lusterku, gdzie oczy miał wielkie jak monety, a usta lekko rozchylone na widok pasących się w oddali krów. Chłonął wszystko, zapisując w pamięci każdy szczegół, łącznie z momentem, kiedy całą trójką liczyli chmury na pogodnym niebie, a wiatr wpadł przez uchylone okno, rozwiewając włosy Swanson.
Daleko jeszcze? — zapytał, wiercąc się na swoim miejscu. Ten dzieciak nie potrafił wysiedzieć w spokoju nawet przez godzinę.
Pół godziny — odparła Miller bez patrzenia na zegarek. Znała tę drogę na pamięć, bo zanim przeprowadziły się na stałe do Toronto, codziennie dojeżdżały do pracy z rodzinnej miejscowość. Niektórym mogło wydawać się to niezbyt wygodne, ale w przeciągu tych wszystkich lat zdołała do tego przywyknąć. — Już się nudzisz? — znów zerknęła w lusterko, aby dostrzec jego piegowatą buzię.
Nooo — mruknął przeciągle. — I jestem głodny.
Ty zawsze jesteś głodny — zauważyła Zaylee. Akurat pod tym względem nie różnili się za bardzo. Odkąd wróciła do formy, znów potrafiła zjadać za dwóch. I nie chodziło tutaj o jakieś małe porcyjki, a o potężne porcje dla rosłych chłopów.
Bo ja ciągle rosnę! — przypomniał Sammy. — Evina, a u twoich rodziców będzie coś dobrego? — dopytał, na co Miller odwróciła się do niego, przywierając podbródkiem do oparcia fotela.
Gościu, zanim wyjechaliśmy, zjadłeś jajecznicę, dwie parówki, kanapkę z serem i pół miski owsianki — wyliczyła na palcach. — A i jeszcze jabłko. Spróbuj przynajmniej wytrzymać do obiadu, co? — poprosiła, bo przecież nawet jeszcze nie wiedziały, co rodzice Swanson powiedzą, kiedy zobaczą Sama. Czy zapytają, czy to tymczasowe?Czy będą udawali, że to zwykły, że to zwykłe, nic nieznaczące spotkanie?
Zaylee przypomniała sobie rozmowy z narzeczoną, które miały miejsce w nocy, gdy Młody już spał. Rozmowy o przeszłości chłopca, o jego lękach i o tym, jak trudne może być dla niego wejście w nowy świat, pełen ludzi, których jeszcze nie poznał. Jego spotkanie z Millerami poszło lepiej, niż mogły założyć, ale nie mogły przewidzieć, że tak Elaine i David zareagują podobnie. Tym bardziej że Evina miała już dzieci z pierwszego małżeństwa.

Evina J. Swanson

the bond we build

: śr paź 22, 2025 10:40 pm
autor: Evina J. Swanson
To był wielki dzień. Właśnie zabierały Sama na wycieczkę do Whitby, gdzie miał się spotkać po raz pierwszy ze Swansonami. Chyba każdemu towarzyszyła w związku z tym pewna nerwowa ekscytacja. Z jednej strony wydawało się to być długo wyczekiwanym spotkaniem, ale mimo wszystko gdzieś we wnętrzu tliła się obawa o to jak to wszystko przebiegnie i czy na pewno wszyscy złapią ze sobą dobry kontakt.
Droga była prosta i niemal całkowicie pusta. Właśnie dlatego pozwoliła sobie na to, aby jedną z dłoni oderwać od kierownicy i ułożyć na kolanie narzeczonej, która wyjątkowo ze względu na okoliczności i obecność dziewięciolatka nie próbowała namówić ją na zjechanie na pobocze, gdy tylko palce Swanson przypadkowo zawędrowały nieco wyżej, przesuwając się po wnętrzu jej uda.
Pytanie o to jak daleko jeszcze było do celu podróży przewijało się w aucie co jakiś czas. Samowi ewidentnie się nudziło, a one nie bardzo mogły cokolwiek na to poradzić. Chyba, że mogły go zająć kolejną wymianą słów z Zaylee, która dopiero odkrywała uroki posiadania dorastającego dziecka.
- Z tego, co wiem to na miejscu czeka na nas ciasto. Na pewno jeszcze będzie jakiś dobry obiad, który przygotowała moja mama, ale wszystko w swoim czasie - odpowiedziała, włączając kierunkowskaz, aby wyprzedzić jedną z maszyn rolniczych, która wyjechała na drogę.
Była już o wiele spokojniejsza niż te kilka dni temu, gdy musiały porozmawiać o sprawie Blythe'a. Obie doszły do wniosku, że potrzebowały jakiejś miłej odmiany. Czegoś dla odstresowania, a wyjazd do Whitby z młodym wydawał się idealny, bo mogły przynajmniej na chwilę uwolnić się od Toronto.
Teraz miały na głowie zupełnie inne problemy. Bardziej przyziemne i trywialne związane z chłopcem, którego chciały przygarnąć oraz jego przyszłością. Przeszłością również, bo przeszedł przez wiele w swoim życiu i jak najbardziej zasługiwał na to, aby teraz dostać taką rodzinę, która będzie go kochać i dbać o jego potrzeby. Miały nadzieję, że obie sprostają temu zadaniu, a Sam zostanie w ich domu stałym mieszkańcem, a nie jedynie gościem od święta.

zaylee miller

the bond we build

: śr paź 22, 2025 11:26 pm
autor: zaylee miller
Gdyby były same, już dawno kazałaby zjechać Swanson w jakąś boczną drogę. Właściwie pewnie stałoby się tak od razu po wyjeździe z Toronto, jednak obecność Sama zmusiła ją do powstrzymania swoich żądzy, choć nie udało jej się powstrzymać cichego stęknięcia, które wydobyło się z jej ust, kiedy Evina przesunęła dłonią po wewnętrznej stronie jej uda. Zaylee od razu skarciła ją wzrokiem, mimo że w jej wzroku skrywało się lekkie rozbawienie. Młody i tak nie był niczego świadomy, ale to wcale nie oznaczało, że nie musiały się przy nim hamować. A ta wstrzemięźliwość sprawiała Miller najwięcej trudności.
O, ciasto! — ucieszył się chłopiec. — Lubię ciasta, ale w sierocińcu dają tylko takie drożdżowe — skrzywił się na wspomnienie o tym słabym poczęstunku. — No chyba, że ktoś ma urodziny, wtedy to nawet jest prawdziwski tort!
Najprawdziwszy — skorygowała go za automatu Miller i gdy Swanson zaczęła wyprzedzać jakiś ciągnik, klepnęła ją w rękę, żeby złapała kierownicę w obie dłonie. Jakby nie patrzeć, nie jechały same. I może droga była pusta, ale w nocy padało, więc w niektórych miejscach asfalt nadal był mokry. — Sammy — znów rzuciła okiem na dziewięciolatka. — Pamiętaj, że jak przyjedziemy, to nie możesz od razu pytać, czy jest coś do jedzenia.
Młody skrzywił się lekko, gdy został poprawiony. Wcisnął się głębiej w siedzenie i spojrzał w okno, jakby nagle bardzo zainteresował go mijany rów. Nie lubił, gdy ktoś go poprawiał — zwłaszcza Zaylee. Zawsze robiła to tak pewnym tonem, jakby wszystko wiedziała najlepiej. Miał wrażenie, że traktuje go jak małe dziecko, mimo że miał już dziewięć lat i — jak sam uważał — mówił całkiem dobrze.
No i co z tego? Wszyscy zrozumieli, co chciałem powiedzieć — burknął, wbijając wzrok w szybę. Palcem narysował coś na zaparowanym fragmencie szkła, udając, że go to bardzo zajmuje.
Zaylee westchnęła pod nosem, ale po chwili popatrzyła na niego łagodniej.
Hej, nie dąsaj się. Nie poprawiam cię, żeby ci dokuczyć — wyjaśniła spokojnie.
Sammy nie odpowiedział, ale kiedy wspomniała, że nie może od razu pytać o jedzenie, znowu się ożywił.
Ale dlaczego nie? — zapytał z wyraźnym żalem w głosie. — Przecież to normalne, że ktoś jest głodny.
Bo to niekulturalne — spojrzała mu prosto w oczy, żeby zrozumiał, że mówi poważnie. — Jak się gdzieś przyjeżdża w gości, to najpierw się wita i rozmawia, a dopiero potem, jeśli ktoś sam zaproponuje, można coś zjeść. Nie wypada od razu pytać o jedzenie. To tak jakbyś przyjechał tylko po to, żeby coś dostać.
Chłopiec spuścił wzrok i zamachał nogami, jakby próbował ukryć zawstydzenie.
Aha… No dobra — mruknął. — Ale jak zapytają, to powiem, że trochę jestem głodny — zastrzegł natychmiast, bo przecież nie będzie kłamał, że wcale nie jest, skoro jednak był.
A potem zaczął coś nucić pod nosem, pewnie z nudów i Zaylee pomyślała, że chyba powinny zainwestować w jakiś tablet, żeby móc zainstalować na nim jakieś gry edukacyjne, które zajęłyby dziewięciolatkowi czas podróż podobnych podróży. Niby Whitby było oddalone od Toronto o półtorej godziny drogi, jednak najwyraźniej dla tak żywiołowego dziecka, jak Samuel, to i tak było zbyt wiele, żeby tkwić w miejscu i gapić się ciągle w okno.
Zaraz będziemy — poinformowała Miller, widząc na horyzoncie tabliczkę z napisem "Witamy w Whitby!" Na tę wieść Młody ożywił się znowu i przywarł czołem do szyby.
I tutaj kiedyś mieszkałyście? — zaciekawił się natychmiast, bo już zdążył usłyszeć historię, że obie pochodziły z tego miasteczka i chociaż od dawna pracowały w Toronto, to stosunkowo niedawno zdecydowały się na wpólny zakup domu.

Evina J. Swanson

the bond we build

: czw paź 23, 2025 3:19 pm
autor: Evina J. Swanson
Pewne odruchy były mimowolne. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, gdy je wykonywała, bo przychodziły jej naturalnie. Nie zastanawiała się dwa razy nad szukaniem we względnej ciszy kontaktu z narzeczoną. Niejako zapominała się i dopiero usłyszawszy zduszony jęk Zaylee, która odwróciła się w jej kierunku z karcącym spojrzeniem, zorientowała się, że jednak jej dłoń nieświadomie zawędrowała nieco wyżej niż pierwotnie zamierzała.
- Moja mama piecze różne placki i ciasta. Czasami też torty. Na pewno ci zasmakuje - zwróciła się do chłopca, nie odwracając wzroku od ciągnącej się przed nimi drogi nawet jeśli ta wydawała się być całkowicie pusta.
Wywróciła oczami, słysząc kolejną batalię między narzeczoną, a młodym dotyczącą poprawności stosowanych wyrazów. To już był stały element ich rodzinnych weekendów. Zawsze znalazło się to jedno słowo, które sprawiało, że musieli zacząć się spierać, bo poprawnie mówiło się tak, a nie inaczej. Samuel jeszcze nie rozumiał dlaczego to takie istotne, ale póki rówieśnicy nie zwracali mu na to uwagi i nie śmiali się z tego, że gadał głupoty to nie uważał tego za istotne.
- Sammy, wiesz, że Zaylee chce dla ciebie dobrze, prawda? - odezwała się, gdy wyczuła, że sytuacja mogła nieco wymknąć się spod kontroli i sprawić dziewięciolatkowi przykrość. - Czasami może się wydawać, że robi ci coś na złość, ale się o ciebie troszczy. Chce żebyś robił dobre wrażenie na innych i został uznany za dobrze wychowanego.
To wszystko właśnie do tego się sprowadzało. Swanson westchnęła ciężko i ponownie położyła dłoń na kolanie narzeczonej po tym jak już mogła się nieco zrelaksować wyprzedziwszy ciągnik. Faktycznie znajdowały się coraz bliżej miejsca docelowego także jeszcze chwila, a będzie mogła zaparkować pod domem Elaine i Davida.
- Zgadza się. Obie się tutaj urodziłyśmy i mieszkałyśmy przez większość czasu - odpowiedziała chłopcu po czym skręciła w odpowiednią uliczkę, która ciągnęła się w kierunku dzielnicy zamieszkiwanej przez Swansonów.
Duża część jej rodziny wciąż jeszcze mieszkała w Whitby. Niektórzy rzecz jasna jak to w życiu bywało porozjeżdżali się w różne strony, gdzie zakładali rodziny i rozwijali kariery. Evina z kolei całkiem długo trzymała się rodzinnych okolic, do których wróciła po rozwodzie. Właściwie jedynie myśl o tym, aby znaleźć wspólny dom sprawiła, że dla wygody zdecydowały się z Zaylee na kupno domu właśnie w Toronto, aby zaoszczędzić na dojazdach do pracy.

zaylee miller

the bond we build

: czw paź 23, 2025 5:38 pm
autor: zaylee miller
Nigdy nie próbowała zrobić chłopcu na złość, ale chęć korygowania słów, które notorycznie przekręcał była po prostu silniejsza. Zaylee była perfekcjonistką i zwracanie uwagi na szczegóły przychodziło jej naturalnie. Kiedy coś było nie tak, nawet jeśli chodziło jedynie o drobny błąd w słowie czy zdaniu, czuła potrzebę, żeby to zrobić. Nie chodziło jej o krytykę, tylko o to, żeby wszystko było dokładnie tak, jak powinno być. Poza tym poprawiając go, Miller wiedziała, że robi coś dobrego — że pomaga mu uniknąć sytuacji, w której ktoś mógłby zacząć się z niego naśmiewać i sprawić przykrość. I chociaż czasem Młodego irytowało jej zachowanie, to musiał w końcu pojąć, że miała dobre intencje.
No wiem — westchnął ciężko Sam, przytakując Evinie zarówno w kwestii słownictwa, jak i swojego zachowania, które mogło czasem uchodzić za niekulturalne. Ale to wszystko dlatego, że był po prostu bardzo bezpośredni. I można stwierdzić, że wszystkie dzieciaki tak miały, ale Sammy czasami przechodził samego siebie. Z jednej strony cudownie, że był tak otwarty, jednak z drugiej mogło to przysporzyć w przyszłości sporo problemów. I to nie tylko jemu.
W końcu zatrzymały się przed domem Swansonów, gdzie Miller odpięła pas i pochyliła się, aby musnąć usta narzeczona. W lusterku wstecznym dostrzegła, jak Samuel wyszczerzył się szeroko. Zawsze tak reagował, kiedy okazywały sobie jakieś drobne czułości.
No co tak patrzysz? — odwróciła się do Młodego i wskazała podbródkiem na tylne drzwi. — Wyskakuj — dodała, a on posłusznie wypiął swój pas z podwyższonej podstawki, którą musiały specjalnie zakupić, bo chłopiec wciąż był w takim wieku, że musiał mieć w trakcie jazdy specjalne zabezpieczenie. A gdy już wszyscy znaleźli się poza samochodem, Zaylee podeszła do niego, przygładzając dłonią jego jasne loki, które żyły własnym życiem. I o ile jeden niesforny kosmyk dało się okiełznać, to ten na powrót wystrzelił do góry jak antena, co skojarzyło się jej z głównym bohaterem z Klanu urwisów. Finalnie jednak zrezygnowała z kolejnych prób doprowadzenia blond włosów do porządku, godząc się z faktem, że te chyba już zawsze będą wyglądały tak, jakby jakiś ptak uwił sobie w nich gniazdo.
Spojrzała na Evinę i posłała jej ciepły uśmiech. Ona też czuła, że taki wyjazd, choć trudny do przewidzenia, dobrze im zrobi. Potrzebowały jakiejś odskoczni od tej całej sprawy z Blythem, który na szczęście milczał i nie okazywał dalszej chęci zemsty. Przynajmniej na razie. Teraz miały przed sobą inną konfrontację.
Gotowa? — zapytała, splatając palce z jej palcami, a Sam właśnie dojrzał pod nogami jakiś kamyk, który kopnął w stronę ogrodzenia.

Evina J. Swanson

the bond we build

: pt paź 24, 2025 12:17 am
autor: Evina J. Swanson
Sam miał tylko dziewięć lat, więc zrozumiałym było, że mógł nie patrzeć na niektóre kwestie w ten sam sposób i zupełnie inaczej postrzegać intencje dorosłych, z którymi dotychczas nie miał aż tak dobrego i bliskiego kontaktu.
Musiały liczyć się z tym, że Samuel nie nawykł do wielu sytuacji, które dla wielu dzieci były w zasadzie zwyczajne i naturalne. Nie wiedział zatem jak powinien się w nich zachowywać i chociaż mógł rozbroić swoją otwartością oraz szczerością to nie zawsze robiła ona na innych dobre wrażenie. Wszystko zależało bowiem od sytuacji. Ich zadaniem z kolei było nauczenie dziewięciolatka wszystkiego, co musiał wiedzieć, aby poprawnie funkcjonować w świecie i sytuacjach społecznych.
Silnik zamruczał ostatni raz nim Swanson w końcu go zgasiła i niemal automatycznie odwróciła się w kierunku nachylającej się do niej narzeczonej. Na tym etapie to była już druga natura. Sama uśmiechnęła się na to jak szczerzący się od ucha do ucha dziewięciolatek szybko ewakuował się z samochodu na upomnienie koronerki po czym ucałowała ostatni raz krótko wargi ukochanej nim sama wysiadła z pojazdu.
Przywitał je widok typowego domku wzniesionego na początku ubiegłego stulecia o białych ścianach. Do drzwi prowadziło ich kilka schodków, które wyprowadzały odwiedzających na niewielki ganek. Evina zerknęła pobieżnie na to jak Zaylee próbowała jeszcze w jakiś sposób wpłynąć na naturalnie zmierzwione włosy dziewięciolatka, ale nic to nie dało. Swanson już dawno pogodziła się z myślą, że nie zapanują nad jego fryzurą o ile nie udadzą się z nim na strzyżenie. Problem polegał na tym, że Sam nie chciał ścinać włosów. Podobno dzięki nieco dłuższym blond lokom czuł się trochę jak Luke Skywalker. A kim one były by z tym polemizować?
Całą trójką podeszli zatem do progu, a detektywka nacisnęła na dzwonek, który znajdował się tuż obok wejścia. Nie musieli nawet szczególnie długo czekać nim drzwi otworzył im sympatyczny siwy mężczyzna.
- Och, już jesteście. Śmiało wchodźcie - zachęcił ich i przesunął się w wejściu, aby pozwolić im na swobodne wtargnięcie do środka. - Mama jeszcze jest w kuchni. Wpędziliście ją w szał pieczenia.
Evina była w stanie to stwierdzić już po samym smakowitym zapachu wypieków, który wypełniał cały dom, który urządzony był w przytulny sposób i sprawiał wrażenie jakby nie ulegał żadnej zmianie przez ostatnie trzydzieści lat. Nie licząc rzecz jasna telewizora, który należał już do współczesnych sprzętów ze smart TV. Poza tym jednym szczegółem jednak można było odczuć naprawdę sporą nostalgię, gdy tylko wchodziło się do środka.
- A ty pewnie jesteś Sam - odezwał się mężczyzna, który po wyściskaniu córki oraz jej narzeczonej w końcu zwrócił uwagę na dziewięcioletniego chłopca, do którego wyciągnął rękę. - Cześć. Jestem David, tata Eviny. Dużo nam o tobie opowiadała.[/i]
Detektywka uśmiechnęła się lekko. To była prawda. Chciała jak najlepiej przygotować rodziców na spotkanie z Samem. Dlatego właśnie powiedziała im wszystko, co mogła na temat chłopca. Byli rzecz jasna niezwykle zaskoczeni wiadomością o tym, że z Zaylee planowały adopcję dziecka, ale dosyć szybko przeszli nad tym o porządku dziennego i cieszyli się na perspektywę pozyskania kolejnego wnuka. Chyba po prostu brakowało im tego specyficznego rodzaju rozpieszczania wnucząt, które mogli uskuteczniać jedynie na najmłodszych.
Mogłaby pewnie dodać coś więcej, ale wtedy z odmętów kuchni wyłoniła się znajoma kobieca postać z fartuszkiem kuchennym w kratę, który miała przewiązany w pasie.
- Evie! Zaylee! Cudownie, że jesteście! - zaszczebiotała i nie mogła przepuścić okazji do tego, aby przytulić porządnie swoją córkę, a następnie uściskać i ucałować w policzki również Miller. - Właśnie wyjęłam z piekarnika blachę kruchych ciastek. Mam nadzieję, że wam zasmakują! Och... A to zapewne jest Sammy. Cóż za uroczy chłopiec!
Evina mogła jedynie przyglądać się temu jak jej rodzice obskakują Sama, który jak najbardziej był mile widziany w ich domu. Miała jedynie nadzieję, że dla dziewięciolatka z domu dziecka nie będzie to wszystko aż nadto przytłaczające.

zaylee miller

the bond we build

: pt paź 24, 2025 1:20 pm
autor: zaylee miller
Niby mogła przewidzieć, że Swansonowie przyjmą ich z otwartymi ramionami, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż tliła się obawa, że coś może pójść nie tak. Jeszcze do niedawna byli dość sceptycznie nastawieni do ich związku, zwłaszcza Elaine, ale trudno było się temu dziwić, skoro ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych — rodzice Eviny zaskoczyli je w kuchni w mocno dwuznacznej sytuacji. Nie, to nie było żadnej dwuznaczności, tam wszystko było jasne i po prostu miały pieprzyć się na kuchennym blacie, zanim zaskoczyła je niespodziewana wizyta Elaine i Davida.
Ojciec Eviny uśmiechał się szeroko, wyciągając rękę do Sama, a matka pojawiła się w kuchni niczym promień słońca, natychmiast przygarniając ich wszystkich do siebie. Chłopiec stał nieruchomo na środku przedpokoju, a jego usta rozchyliły się w niemym zachwycie. Wyraźnie nie spodziewał się takiego przyjęcia. Ale widać było, że czuje się szczęśliwy, choć chyba nie dowierzał, że nagle świat stał się dla niego tak przyjaznym miejscem.
Dzień dobry — wymamrotał z nieukrywanym zdziwieniem, próbując wyswobodzić rękę z kurki, ale ta zaplątała mu się w rękawie, więc Zaylee natychmiast przyszła mu z pomocą. Odwiesiła też jego odzienie wierzchnie na wysoki wieszak, gdzie Młody i tak nie dosięgał. — Pięknie pani pachnie — powiedział, kied Elaine objęła go ramieniem. — Jak prawdziwe ciasto!
W domu dziecka dorosłych było zawsze wielu, ale uwaga dzielona była między wszystkich podopiecznych. A tutaj wszyscy patrzyli na niego. Zaylee obserwując dziewięciolatka, zauważyła w jego oczach ten charakterystyczny błysk. Sam wpełzł niepewnie w głąb domu, uśmiechając się szeroko, bo wszystko wokół było dla niego małym odkryciem. To było kolejne miejsce, gdzie mógł czuć się naprawdę zauważony i ważny. I widząc to, Miller poczuła, jak mięknie jej serce. Z transu wyrwał ją dopiero głos Davida, który gdzieś w międzyczasie zapytał, czego się napiją.
Może kawy?— odparła natychmiast, a dostrzegłszy spojrzenie narzeczonej, wzruszyła jedynie ramionami. Nieważne, że z rana zdążyła wydoić już dwie czarne lury. Każdy wiedział, że Zaylee była uzależniona od dwóch rzeczy — nikotyny i kofeiny. I od seksu, chociaż do tego akurat nie przyznawała się na głos. Wystarczyło już, że Swanson mogła tego doświadczać na własnej skórze.
Pokażesz mi potem swój stary pokój? — zapytał Sammy, zadzierając wysoko głowę, aby spojrzeć na Evinę. Chyba myślał, że odkąd detektywka wyprowadziła się z rodzinnego domu, wszystko pozostało tam bez zmian, choć najpewniej jej rodzice już dawno przeznaczyli to pomieszczenie do innych celów. — A ja mogę prosić jakiś sok do ciastków? — tym razem przeniósł wzrok na Swansonów i tylko ich obecność powstrzymywała Zaylee od tego, żeby znów go nie poprawić.

Evina J. Swanson

the bond we build

: pt paź 24, 2025 4:13 pm
autor: Evina J. Swanson
Nie dało się zaprzeczyć temu, że mimo wszystko pierwsze spotkanie Zaylee z jej przyszłymi teściami nie wyszło najlepiej. Nie było zaplanowane, a ci naszli je akurat w najmniej odpowiednim momencie. Chociaż w zasadzie gdyby weszli chwilę później to natknęliby się na jeszcze bardziej gorszący widok. Całe szczęście od tamtej pory ich relacje nieco się ociepliły, a Swansonowie zdołali się przekonać o tym, że to wszystko nie było jedynie przelotnym romansem, w który wchodziło się z kaprysu i nie minie wcale tak szybko. Przynajmniej tyle dobrego.
Sam dopiero miał dostąpić tego, co właściwie oznaczało posiadanie rodziny. Miał przekonać się o tym jak to było przyjeżdżać w odwiedziny do babci i dziadka oraz smakować domowych specjałów, które były przygotowane z miłością przez prawdziwą gospodynię domową. Zdawało się, że Elaine i David byli gotowi do tego, aby przyjąć go do swojej rodziny już od samego progu, co z pewnością wywołało drobny uśmiech na twarzy detektywki.
- Miło mi to słyszeć. Mam też nadzieję, że zasmakuje ci to prawdziwe ciasto, które upiekłam specjalnie na waszą wizytę - odpowiedziała ze śmiechem Elaine, gdy tylko odsunęła się od dopiero co przytulanego dziewięciolatka. - Evie, pomożesz mi wszystko przenieść do salonu?
Mogła się tego spodziewać. Przytaknęła jedynie, będąc już gotową do tego, aby podążyć za matką do kuchni i zająć się przygotowywaniem napojów oraz zastawy, która ruszyłaby na stół razem z ciasteczkami oraz ciastami. Wpierw jednak odwróciła się jeszcze w kierunku dziewięciolatka, który ją zapytał czy pokaże mu swój stary pokój. Może i istotnie przeszedł on swoistą metamorfozę przez te dekady, gdy mieszkała poza domem rodziców, ale byłą pewna, że wciąż znajdowała się tam przynajmniej część jej starych rzeczy, które przypominały Swansonom co nieco o starych czasach.
- Jasne. Chyba będziemy mogli tam później zajrzeć - odpowiedziała i zerknęła jeszcze pytająco na rodziców, ale David jedynie skinął głową.
Zaraz też mężczyzna zaprosił dwójkę nowych gości do salonu, zagadując jeszcze przy okazji Miller o tym jak minęła im podróż. Może i trasa między Toronto a Whitby nie była szczególnie uczęszczana i niebezpieczna, ale należała do na tyle długich, że zawsze mogło coś na nich wystąpić.
- Oczywiście. Znajdziemy zaraz jakiś sok do twoich ciastek - rzuciła jeszcze promiennie Elaine nim wraz z Eviną zniknęła na chwilę w kuchni.
To był ich czas na przygotowanie wszystkiego jak trzeba. Detektywka dalej pamiętała, gdzie dokładnie znajdowały się poszczególne rzeczy. Może i często nie odwiedzała rodziców, ale ci pomimo wszelkich możliwych remontów czy odświeżania wnętrz zawsze trzymali wszystko w tym samym miejscu. Wynikało to przede wszystkim z wygody i przyzwyczajenia. Nie chcieli bawić się na nowo w poznawanie swojego domu.
W momencie, gdy pani domu zajmowała się krojeniem placka ze śliwkami polanego lukrem, Evina zajęła się za przygotowywanie kubków i wstawienie wody do czajnika elektrycznego, który wraz z eleganckim piekarnikiem był jednym z niewielu przejawów współczesności w tym wnętrzu. Po zasypaniu naczyń odpowiednimi mieszankami kawy czy też herbaty, mogła pomóc matce w rozlokowaniu wypieku na ozdobnym talerzu, a po chwili wszystko mogło być przez nie zaniesione do salonu na dwóch potężnych tacach.

zaylee miller

the bond we build

: pt paź 24, 2025 5:40 pm
autor: zaylee miller
Jej początkowa relacja ze Swansonami nie należała do zbyt udanych, właśnie ze względu na okoliczności, ale z czasem przekonała się, że była mile widziana w ich rodzinie. Zwłaszcza po tych większych spotkaniach, gdzie Zaylee miała okazję poznać wujostwo i kuzynostwo Eviny. Z czasem jej rodzice przychylniej zapatrywali się na ich związek i na pewno przyszło im to szybciej, niż Millerom, choć oni też poczynili ogromny progres. Zwłaszcza Otto, który w końcu przestał tratować narzeczoną swojej córki jak intruza i jej kolejną zachciankę.
Młody rozpromienił się, gdy Elaine tylko wspomniała o wypiekach. Najchętniej wciągałby słodycze jak odkurzacz i trzeba było go pilnować, żeby nie przesadzał z cukrem. Oczywiście ani Zaylee, ani Evina niczego mu nie odmawiały i wychodziły z założenia, że powinien jeść wszystko, ale z umiarem. No i trzeba było mu przypominać, żeby po dużej ilości słodkości porządnie wyszorował zęby, co przychodziło mu dość niechętnie. Ale miał tylko dziewięć lat, kto w tym wieku lubił tę niewdzięczną czynność? Czasami do tej pory Miller musiała zmuszać samą siebie, żeby to robić, a nadzór nad chłopcem stanowił niemałe wyzwanie.
O rany, nie mogę doczekać się tego ciasta — oznajmił Sammy po tym, jak wszedł do salonu i przysiadł na kanapie. Jego uwagę przykuł widok wystrój, który pamiętał jeszcze lata młodości nie tylko Eviny, ale również jej rodziców. — Nigdy nie widziałem takiej szafki — stwierdził, wskazując palcem na stojącą w rogu masywną komodę ze zdobieniami.
Podejrzewam, że to dlatego, bo już takich nigdzie nie produkują — wyjaśniła mu Zaylee, a na pytanie Davida, który zainteresował się drogą do Whitby, posłała mężczyźnie ciepły uśmiech. — Dzięki, jak zawsze błyskawicznie. Chociaż ten tutaj kolega chyba jest innego zdania — spojrzała wymownie na Sama, który zmarszczył piegowaty nos.
No bo długo się jechało — stwierdził i jeśli długo oznaczało dla niego półtorej godziny trasy, to co powiedziałby, gdyby chciały zabrać go w jakąś podróż za granicę? — Jejku! — Samuel aż podskoczył na kanapie, kiedy Evina i jej mama weszły do salonu i zaczęły rozstawiać na stoliku te wszystkie łakocie. Zaylee mogłaby przysiąc, że Młodemu aż pociekła ślinka na widok ciasta ze śliwkami.
Pomogła sięgnąć Młodemu po upatrzony kawałek wypieku (nie, chcę ten z brzegu, bo ma więcej lukru!), po czym pozwoliła mu nalać sobie do szklanki, bo Sammy lubił pokazywać wszystkim dookoła, że był już dużym i niezależnym chłopcem. O dziwo skupił się wystarczająco mocno, żeby niczego nie rozlać, co akurat było dość rzadkim zjawiskiem.
Rewelacja — odezwała się, kosztując ciasto. Normalnie podsumowałaby to innym słowem, ale potem Sam do końca dnia powtarzałby, że coś jest zajebiste. Musisz koniecznie sprzedać ten przepis mojej mamie — zwróciła się do przyszłej teściowej. I wcale nie mówiła tego ze zwykłej grzeczności, naprawdę uważała, że Elaine robiła najlepsze ciasta. — Co u was? Jak zdrowie? — zagadnęła, kątem oka dostrzegając, jak Evina w ostatniej chwili łapie część wypieku, który Sam odkroił sobie od swojego kawałka i który niefortunnie zsunął mu się z talerzyka. Standard. Do tej pory chyba zdążyły zapomnieć, że wciąż potrafią władać tak dobrym refleksem.

Evina J. Swanson

the bond we build

: pt paź 24, 2025 11:02 pm
autor: Evina J. Swanson
Zdecydowanie Swansonowie potrzebowali zarówno czasu na to, aby lepiej poznać wybrankę ich córki jak i na to, aby móc ją zaakceptować i pogodzić się z myślą, że koronerka miała zostać częścią ich rodziny. Całe szczęście udało im się zapałać prawdziwą sympatią do Zaylee.
Trzeba było powiedzieć tyle, że Elaine była naprawdę utalentowana jeśli chodziło o kwestie związane z kulinariami. Każdego potrafiła rozkochać w swoich potrawach oraz wypiekach. Zresztą Miller miała już okazję, aby się o tym przekonać, bo przecież pierwszego wspólnego wieczoru Evina zaserwowała jej stek przepisu pani Swanson.
Samuel był po prostu oczarowany wnętrzem domu i panującą w nim atmosferą. Nie sposób było mu się dziwić skoro pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji. David uśmiechnął się jeszcze, gdy tylko usłyszał o tym, że chłopcu dłużyła się droga. Wyraźnie nie był przyzwyczajony do takich długich wycieczek.
- Niemożliwe, żeby było aż tak długo. A widziałeś może po drodze jakie ładne widoki? - zagadnął jeszcze chłopca w czasie, gdy jego żona i córka dzielnie walczyły w kuchni z przygotowaniem odpowiedniego poczęstunku.
Trzeba było przyznać, że jak zawsze Elaine postarała się, aby na stole znajdowało się sporo różnych łakoci. Zdawała sobie sprawę, że tym razem mają gościć małego łasucha, więc jako przyszła babcia Sama już poczuwała się w obowiązku, aby go rozpieszczać jak tylko mogła.
Powoli wszyscy zaczynali się raczyć stojącymi na stole przysmakami oraz przygotowanymi napojami choć te dopiero co zaparzone wciąż były zbyt gorące, aby móc je w pełni swobodnie pić bez ryzykowania oparzeniem języka.
- Cieszę się, że wam smakuje - Elaine uśmiechnęła się, gdy tylko usłyszała komplement skierowany pod adresem jej wypieków i rozpromieniła się bardziej na wspomnienie, że Miller chciała uzyskać od niej przepis. - To rodzinna receptura, ale myślę, że mogłabym się nią podzielić. Miło byłoby, gdybym sama mogła powymieniać się z twoją mamą przepisami.
Evinie nie umknęła ta uwaga, która wyraźnie miała na celu nagabywanie jej na zorganizowanie jakiegoś spotkania dla obu rodzin. Nie miała chyba na razie wystarczająco sił na to, aby brać udział w takim wydarzeniu.
- Nic specjalnego. Spokojne życie na emeryturze - odpowiedział David, gdy tylko koronerka zapytała o to, co u nich się ostatnio działo.
- Ostatnio Dave nieco narzekał na kręgosłup. Za długo zasiedział się w swoim warsztacie[/i] - wyznała szczerze Elaine, a detektywki jakoś szczególnie to nie dziwiło biorąc pod uwagę zamiłowanie jej ojca do majsterkowania. - No, ale lepiej mówcie co u was. No i przede wszystkim chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o tobie, Sammy.
Szczególnie jej to nie zaskoczyło. Chłopiec był całkowicie nowym przybyszem, więc nic dziwnego, że uwaga Swansonów była skupiona głównie na nim. Chcieli już teraz nieco lepiej poznać chłopca, który mógł w przyszłości zostać ich wnukiem. Nie można było ich za to dziwić. W ich sytuacji każdy byłby ciekawy.

zaylee miller