Muppet Show v.1. Polski lektor
: czw paź 23, 2025 3:44 pm
				
				Maj 2025
Frustrowało go już to, że od tygodni rozglądał się za jakąś pracą i nie mógł w dalszym ciągu nic znaleźć. Pieniądze pozostawione przez rodziców nadal wystarczały na dostatnie życie, ale powoli czuł już widmo zaciskania pasa, a że nie chciał rezygnować z pewnego standardu, ruszył na rynek pracy, chcąc znaleźć coś dla siebie. Wysyłał cv wszędzie: do szkół średnich, uniwerków w tej i sąsiednich prowincjach, do amatorskich i profesjonalnych klubów. Wysłał nawet wiadomość do działu rekrutacji Toronto Raptors, jednak bez powodzenia.
Potrzebował się zatem odmóżdżyć, trochę napić i zapomnieć o problemach dnia codziennego, dlatego też dzisiaj postanowił wybrać się do baru, w którym mógł to wszystko spełnić. A przy okazji znaleźć też może jakąś dupeczkę, którą odpowiednio by urobił i skończył z nią w jej mieszkanku, pozwalając popracować trochę innym mięśniom.
Wszedł więc do baru pewien siebie, w stylowych spodniach, koszuli, wyperfumowany jak ciotka z Ameryki na komunię swojej bratanicy i od razu rozejrzał się po lokalu, chcąc dostrzec być może jakieś znajome twarze. Co prawda Toronto było potężną aglomeracją, ale dzięki jego wieloletnim doświadczeniom z balowania, znał całkiem sporo stałych bywalców różnych pubów. W tym również tego, odwiedzanego właśnie teraz.
Nie dostrzegając żadnej starej twarzy, od razu przemknął przez pierwszych kilku klientów oraz jeden stolik, by znaleźć się przy barze. Zamówił piwo i oparł się o blat, odwracając się przy tym w prawą stronę. Dopiero wtedy dostrzegł brunetkę, całkiem śliczną brunetkę, która siedziała kilka miejsc dalej sama, popijając przy tym jakiegoś drinka. Minę miała nietęgą, ale ta twarz... kogoś mu przypomniała. Westchnął więc cicho i biorąc butelkę z piwem do ręki, od razu podszedł, by zagadać do niewiasty. Może to właśnie ona była tą, która uświetni jego wieczór swoimi pośladkami nad jego twarzą?
Dopiero gdy podszedł na raptem kilka metrów, pamięć dała o sobie znać i powiązała twarz ze znaną mu osobą. To była Iris Valentine - siostra jego ex, do której Cage wzdychał, gdy był w szkole średniej, jak zresztą połowa jego rocznika. Od razu przypomniało mu się, jak wiele razy fantazjował o niej będąc szczylem, marząc o tym, by podczas jednego z nielicznych spotkań, gdy miał okazję chociaż znaleźć się w jej towarzystwie, Iris podeszła do niego i zabrała go gdzieś na bok, chcąc udowodnić mu, że to ona jest tą najlepszą Valentine. Brzmiało trochę jak scenariusz pornosa, ale to było w czasach, gdy Cage naprawdę dużo tego oglądał, więc nie byłoby nic dziwnego, gdyby akurat tym się zainspirował.
Oparł się o blat, zasłaniając wolne siedzenie obok niej i uśmiechnął się pewnie.
- Iris? - przywołał jej imię, chociaż nigdy nie wymienili ze sobą więcej niż kilku słów i też nie przeszli oficjalnie na "ty". - Garrett, spotykałem się kiedyś z twoją siostrą - przypomniał, by od razu mogła skojarzyć o kim mowa. Poczynił znaczny progres w konwenansach, bo zapewne kiedyś powiedziałby, że rypał jej siorkę czy coś.
Iris Valentine
			Frustrowało go już to, że od tygodni rozglądał się za jakąś pracą i nie mógł w dalszym ciągu nic znaleźć. Pieniądze pozostawione przez rodziców nadal wystarczały na dostatnie życie, ale powoli czuł już widmo zaciskania pasa, a że nie chciał rezygnować z pewnego standardu, ruszył na rynek pracy, chcąc znaleźć coś dla siebie. Wysyłał cv wszędzie: do szkół średnich, uniwerków w tej i sąsiednich prowincjach, do amatorskich i profesjonalnych klubów. Wysłał nawet wiadomość do działu rekrutacji Toronto Raptors, jednak bez powodzenia.
Potrzebował się zatem odmóżdżyć, trochę napić i zapomnieć o problemach dnia codziennego, dlatego też dzisiaj postanowił wybrać się do baru, w którym mógł to wszystko spełnić. A przy okazji znaleźć też może jakąś dupeczkę, którą odpowiednio by urobił i skończył z nią w jej mieszkanku, pozwalając popracować trochę innym mięśniom.
Wszedł więc do baru pewien siebie, w stylowych spodniach, koszuli, wyperfumowany jak ciotka z Ameryki na komunię swojej bratanicy i od razu rozejrzał się po lokalu, chcąc dostrzec być może jakieś znajome twarze. Co prawda Toronto było potężną aglomeracją, ale dzięki jego wieloletnim doświadczeniom z balowania, znał całkiem sporo stałych bywalców różnych pubów. W tym również tego, odwiedzanego właśnie teraz.
Nie dostrzegając żadnej starej twarzy, od razu przemknął przez pierwszych kilku klientów oraz jeden stolik, by znaleźć się przy barze. Zamówił piwo i oparł się o blat, odwracając się przy tym w prawą stronę. Dopiero wtedy dostrzegł brunetkę, całkiem śliczną brunetkę, która siedziała kilka miejsc dalej sama, popijając przy tym jakiegoś drinka. Minę miała nietęgą, ale ta twarz... kogoś mu przypomniała. Westchnął więc cicho i biorąc butelkę z piwem do ręki, od razu podszedł, by zagadać do niewiasty. Może to właśnie ona była tą, która uświetni jego wieczór swoimi pośladkami nad jego twarzą?
Dopiero gdy podszedł na raptem kilka metrów, pamięć dała o sobie znać i powiązała twarz ze znaną mu osobą. To była Iris Valentine - siostra jego ex, do której Cage wzdychał, gdy był w szkole średniej, jak zresztą połowa jego rocznika. Od razu przypomniało mu się, jak wiele razy fantazjował o niej będąc szczylem, marząc o tym, by podczas jednego z nielicznych spotkań, gdy miał okazję chociaż znaleźć się w jej towarzystwie, Iris podeszła do niego i zabrała go gdzieś na bok, chcąc udowodnić mu, że to ona jest tą najlepszą Valentine. Brzmiało trochę jak scenariusz pornosa, ale to było w czasach, gdy Cage naprawdę dużo tego oglądał, więc nie byłoby nic dziwnego, gdyby akurat tym się zainspirował.
Oparł się o blat, zasłaniając wolne siedzenie obok niej i uśmiechnął się pewnie.
- Iris? - przywołał jej imię, chociaż nigdy nie wymienili ze sobą więcej niż kilku słów i też nie przeszli oficjalnie na "ty". - Garrett, spotykałem się kiedyś z twoją siostrą - przypomniał, by od razu mogła skojarzyć o kim mowa. Poczynił znaczny progres w konwenansach, bo zapewne kiedyś powiedziałby, że rypał jej siorkę czy coś.
Iris Valentine