Strona 1 z 1

blame it on the tequila

: czw paź 23, 2025 10:41 pm
autor: Madox A. Noriega
- sześć -


Jakaś meksykańska knajpka, dwa lata temu. Randka numer trzy.

- No i on wtedy mu powiedział, że jeśli zaraz stąd nie wyjdzie, to go wyjebie... - powiedział patrząc na brunetkę, opowiadał jej właśnie jakieś bardzo ciekawe zajście z klubu. Namawiał ją, żeby przyszła do Emptiness, ale kategorycznie odmówiła, bo ciężko tam było porozmawiać, a jak Madox jej zapytał gdzie chciała by iść, to powiedziała tylko, zaskocz mnie.
Miał nadzieję, że trochę ją zaskoczył, kiedy zaproponował meksykańską knajpę, chociaż może nie? Może to właśnie była oklepana opcja jeśli chodzi o McDowell, bo może już mu coś wspominała o meksykańskich korzeniach. A może Noriega zgadywał? Lubił w zasadzie zagadki.
Na stoliku przed nimi stało już kilka pustych kieliszków po szotach z tequili, skórki z limonki i sól, a do tego jakieś meksykańskie zagryzki. Madox zajrzał do pustego kieliszka i rozejrzał się za jakąś kelnerką.
- Złapał go za fraki i chciał wyrzucić, a ten drugi wtedy złapał za krzesło i jak chcieliśmy ich rozdzielić, to wtedy dostałem tym krzesłem - wskazał palcem na jakiś siniec pod okiem, ale później wzruszył ramionami - dzień jak co dzień, a u Ciebie Debbie? - zapytał i pochylił się nad stolikiem w jej kierunku, ciemne oczy wbił w te jej, równie ciemne, a może nawet jeszcze bardziej czarne, przez co te kolorowe światła ciekawie się w nich odbijały. Kiedy przeszła obok nich jakaś dziewczyna z obsługi to Madox znowu poprosił o szoty z tequili.
- To całkiem fajne miejsce, ale tequila jest zdradliwa, chcesz mnie upić Debbie? - a może to on chciał ją? Ciężko stwierdzić jakie Madox miał zamiary, bo on zawsze uśmiechał się pięknie, jakby miał najlepsze, w końcu takie gierki miał we krwi, wyćwiczone do perfekcji sztuczne uśmiechy. Kiedy stanęła przed nimi tacka z kolejnymi szotami, to zdjął z niej kieliszki i ułożył je w równym rządku, bo barmański dryg też miał we krwi, w końcu kiedy otwierał Emptiness to często lądował za barem. Znowu wzrok zawiesił na twarzy brunetki.
- Pijemy, czy w coś zagramy? - zapytał i jeden kieliszek palcem przesunął w jej kierunku. Nie to żeby Madox nie lubił pić, do tego go nie trzeba namawiać, nigdy. Ale gierki też lubił, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jeszcze bardziej.

Debbie McDowell

blame it on the tequila

: sob paź 25, 2025 8:53 am
autor: Debbie McDowell
Meksykańskie jedzenie było n a j l e p s z e.
Słyszała to niejednokrotnie od swojej matki, kiedy sama była jeszcze małą dziewczynką, choć to nie jej opinia była kluczowym aspektem, dla którego Debbie podzielała jej zdanie. Sama bowiem również to polubiła - ostre smaki, charakterystyczne przyprawy, które przywodziły na myśl dom. Było w tym coś wyjątkowego, a jednocześnie sentymentalnego, ponieważ wspólne gotowanie było czymś, co przez lata dzieliła z matką.
Teraz, kiedy była już dorosła i odpowiedzialna za własne życie a przynajmniej taka być powinna, o wiele bardziej wolała poświęcać czas innym rzeczom, niż jego ogrom spędzać przy garnkach. Dzisiejsze wyjście mogło więc okazać się strzałem w dziesiątkę, ponieważ McDowell miała okazję zjeść to, co lubiła najbardziej, a jednocześnie sama nie musiała tego przyrządzać.
Pozostawało wyłącznie mieć nadzieję, że naprawdę będzie smaczne.
I zapraszasz mnie tam mając świadomość tego, że można oberwać tam krzesłem? — zapytała ciut sceptycznie, nieco bardziej wbijając się w oparcie własnego krzesła. Nieszczególnie przejęła się tym, że to Madox nim dostał. Postrzegała go jako faceta na tyle silnego, aby bez problemu sobie z tym poradzić. — To nawet całkiem seksowne — skinęła głową w stronę lima, którego się przy okazji nabawił. Cóż poradzić? W jej żyłach płynęła gorąca krew, a ona zawsze lubiła n i e g r z e c z n y c h chłopców.
Może chcę? Ale wcale nie aż tak bardzo — przyznała, po czym nieznacznie wzruszyła ramionami, podczas gdy na jej twarzy błąkał się niewinny uśmiech. Zmarszczyła brwi dopiero, kiedy Madox zaproponował nieco inną formę rozrywki. — W co? W picie za każdym razem, kiedy kuchnia wywoła kolejny numerek? — zapytała, pochylając się nad stolikiem, o który teraz oparła własne przedramiona. Spoglądanie mu w oczy z takiej odległości było całkiem przyjemne.
Sięgnęła po nachosa i zamoczyła go w serowym dipie, chwilę później pakując go sobie do ust. — Jutro wylatuję do Amsterdamu i nie będzie mnie przez kilka dni. Będę mogła zwiedzić ulicę czerwonych latarni — poruszyła zaczepnie brwiami. Nie żartowała. Z wrodzonej ciekawości była naprawdę zaintrygowana tego rodzaju miejscami. Ciągnęło ją wszędzie tam, gdzie można mieć do czynienia ze złą sławą.

Madox A. Noriega

blame it on the tequila

: ndz paź 26, 2025 12:07 am
autor: Madox A. Noriega
- Wszędzie można oberwać krzesłem - powiedział tonem takim, jakby jej właśnie mówił, że wypadki się zdarzają. Wychodzisz na ulicę i nie wiesz czy akurat za kierownicą nie będzie siedział jakiś pijany kierowca. Nigdy nie wiadomo.
Tak samo jak wchodząc do Emptiness, też nie do końca była wiadomo, czego się spodziewać. Niby Madox dbał o to, żeby to był porządny klub, a jednak na załączonym obrazku widać z jakim skutkiem. Fioletową śliwą pod okiem. Chociaż fakty są takie, że bywało gorzej, a kiedy Debbie tak jeszcze powiedziała, że to nawet seksowne, to Madox uśmiechnął się do niej zadziornie.
- A nawet nie wyobrażasz sobie, jak wyglądał ten drugi - powiedział pochylając się na moment w jej kierunku nad stolikiem, bo oczywiście sugerował, że gorzej. Chociaż to pewne, że wyglądał gorzej, bo kiedy dopadły go goryle Madoxa to żarty się skończyły. Chociaż sam Noriega też umiał się bić, w końcu jeszcze w Kolumbii brał udział w tych nielegalnych walkach, co prawda teraz rzadko brudził sobie rączki, bo nosił na to za drogie koszule, ale... To nie znaczy, że zawsze stał i biernie obserwował.
Na tą jej propozycję gry przewrócił tymi ciemnymi ślepiami, ale później zawiesił je na jej oczach, równie ciemnych, a może nawet jeszcze bardziej niż jego?
- Czyli jednak chcesz mnie upić, kuchnia co chwilę wywołuje jakiś numerek - stwierdził i znowu pochylił się w jej kierunku nad tym stolikiem, żeby z bliska spojrzeć jej w oczy, tylko, że Madox wcale teraz nie patrzył w jej oczy, a na jej pełne wargi, między którymi po chwili zniknął ten nachos - ale myślałem o jakimś nigdy, przenigdy, albo prawdzie i fałszu - przechylił głowę na bok uśmiechając się do niej trochę prowokacyjnie, ale Debbie chyba sama to lubiła. Prowokować, bo kiedy powiedziała o tym locie do Amsterdamu i ulicy czerwonych latarni, to Madox uniósł jedną brew.
- Amsterdam, przywieziesz mi pamiątkowe ciasteczko z zielskiem? - zapytał, chociaż to chyba było nielegalne, a zresztą Madox w Emptiness miał pod dostatkiem zielska, koksu i innych używek pewnie też. Przysunął się z krzesłem bliżej Debbie.
- No i co będziesz robiła na tej ulicy czerwonych latarni? - zapytał i palcem przesunął do niej jeden kieliszek z tequilą. Przez chwilę jeszcze tak patrzył na jej wargi, ale w końcu odchylił się do tyłu opadając plecami na oparcie krzesła.
- Zaczynam - powiedział powoli i chodziło mu o tę grę, bo już sam wybrał za nią - pierwszy raz paliłem jointa z zakonnicą, raz prawie oświadczyłem się dziewczynie po trzech dniach znajomości, nigdy nie spałem z kimś z własnej pracy - jego spojrzenie znowu odnalazło jej oczy - jeśli zgadniesz, które to fałsz to pijesz, nie zgadniesz piję ja - mrugnął do niej w zachęcie jednym okiem, a drugi kieliszek tej tequili przesunął sobie pod nos.

Debbie McDowell

blame it on the tequila

: ndz paź 26, 2025 9:13 pm
autor: Debbie McDowell
Posłała mu pełne politowania spojrzenie, ponieważ absolutnie się z tym nie zgadzała. Takie sytuacje n i e zdarzały się notorycznie, a każdy lokal w okolicy n i e sprawiał wrażenia takiego, w którym można było w rzeczy samej krzesłem oberwać. Wierzyła jednak, że nie było konieczności wspominania o tym na głos, dlatego zdecydowała się zachować tę kwestię dla siebie. Wystarczająco dużo powinno powiedzieć mu jej spojrzenie.
Nie przeszkadzało jej jednak to, że tuż pod jego nosem działy się właśnie t a k i e rzeczy. Na swój sposób mogła być tym nawet zafascynowana, choć to akurat nie brzmiało zdrowo. Tej cechy nie sposób jednak przypisać do żadnej z jej dotychczasowych relacji, ponieważ Debbie zwykle wybierała źle.
Nie wiedziała jednak, czy Madox również się taki okaże.
Nie przesadnie. Z pijanego ciebie nie będzie pożytku — skwitowała, robiąc przy tym głupią minę. Nie żartowała jednak tak do końca, ponieważ umieszczając go w swoich dzisiejszych planach liczyła na przyjemne zwieńczenie wieczoru, co oznaczało mniej więcej tyle, że po zakończeniu tego spotkania nie zamierzała od razu wracać do własnego mieszkania.
Jego było o wiele wygodniejsze.
Wzruszyła lekko ramionami na znak zgody. Miał to szczęście, że nie należała do dziewcząt, które były choć trochę wstydliwe, zatem nie miała obawiać się tego rodzaju wyzwań. O tym chyba Madox zdołał się już przekonać. — Myślałam raczej o otwieraczu do piwa w kształcie piersi, bo gdzie niby miałabym wsadzić to ciastko? W sumie… Nie odpowiadaj — skwitowała i trochę wbrew zasadom przechyliła pierwszy kieliszek, opróżniając go jednym haustem. Ale hej, kto przejmowałby się regułami?
Zamierzam z w i e d z a ć. I może kupić jakąś fajną bieliznę, o ile w ogóle ją tam noszą — zastanowiła się na głos, ale zanim zdołała dojść do jakiegoś sensownego wniosku, Madox rozproszył jej uwagę swoim pierwszym wyzwaniem. Zastanawiając się nad odpowiedzią, Debbie na chwilę przygryzła dolną wargę. — Biorąc pod uwagę to, że znamy się już dłużej, a ja jeszcze nie widziałam żadnego pierścionka, stawiam na oświadczyny — stwierdziła, marszcząc przy tym nos i jakby na znak tego, że była pewna swego, tym razem to ona podsunęła mu kieliszek i poruszyła przy tym zaczepnie brwiami. — Ale będę zawiedziona, jeśli chodziło o zakonnicę — stwierdziła, opierając się plecami o oparcie krzesła.
Zastukała palcami w blat stołu, trochę się chyba niecierpliwiąc. Chciała trochę odpłacić mu się swoją wersją.

Madox A. Noriega

blame it on the tequila

: czw paź 30, 2025 12:34 am
autor: Madox A. Noriega
Widział tę minę Debbie i to jej spojrzenie błyszczących, ciemnych oczu.
- A jak chcesz mnie dzisiaj... spożytkować? - wypalił, bo Madox nie byłby sobą gdyby nie zapytał, gdyby nie pociągnął ją za słówka, tylko po to, żeby powiedziała mu więcej, powiedziała co chciała z nim dzisiaj robić. To wcale nie tak, że był jakiś głupi, czy wcale nie domyślny, przecież widział to wszystko w jej oczach, ale chciał jeszcze dodatkowo to usłyszeć, chciał zobaczyć jak jej usta układają się w te słowa. Co za pożytek będzie dzisiaj z niego miała. Bo liczył, że nie tylko jednak to jego całkiem ładne mieszkanie.
Na to pytanie gdzie miałaby niby wsadzić to ciastko, już otworzył usta, chciał tylko powiedzieć, że taka zmyślna dziewczynka, na pewno na coś by wpadła, ale finalnie nie powiedział nić, parsknął tylko śmiechem na jej słowa, ze spojrzeniem utkwionym w jej twarzy.
- Otwieracz też może być, wreszcie nie będę szczerbił blatów otwierając o nie piwo - stwierdził, tak jakby nie mógł sobie przynieść otwieracza z klubu. Pewnie mógł, ale nie taki w kształcie piersi. Powiódł spojrzeniem za tym kieliszkiem, który podniosła zatrzymując je na jej ustach, kiedy go przechyliła. Nic nie powiedział, bo Madox akurat w łamaniu zasad był mistrzem, nie będzie się o to kłócił.
- Wydaje mi się, że możesz się zawieść Debbie, raczej w takich dzielnicach jej nie noszą - pokręcił głową - są takie miejsca, gdzie bielizna nie jest potrzebna... w moim mieszkaniu na przykład też - rzucił i mrugnął do niej jednym okiem. Może dzisiaj się co do tego mieszkania przekona, a w tej dzielnicy to jednak sama musiała sprawdzić, bo Madox tam nigdy nie był.
Kiedy już wygłosił tę prawdę i dwa fałsze, to wbił w nią spojrzenie tych ciemnych tęczówek. Sam był ciekawy, czy zgadnie. Bo chyba było to dość trudne.
Kiedy obstawiła swoją opcję, to pochylił się nad stolikiem i przesunął kieliszek z tequilą w jej kierunku.
- Zgadałaś, ze mną trzeba trochę dłużej chodzić - uśmiechnął się, chociaż Madox na koncie miał już zerwane oświadczyny, ale Debbie nie mogła o tym wiedzieć - zakonnice to są mimo wszystko równe babki - dodał jeszcze i też opadł plecami na oparcie krzesła, kiedy podsunęła mu kieliszek. Teraz on miał zgadywać, zmrużył oczy wpatrując się w nią i czekając na ten jej zestaw. Skrzyżował nawet ręce na piersi, bo teraz on będzie musiał ją rozgryźć, skoro jej tak łatwo to poszło. Za łatwo. Następnym razem musi się bardziej postarać i wymyślić coś trudniejszego.

Debbie McDowell