Strona 1 z 2
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: pt paź 24, 2025 6:50 pm
				autor: Tracy Raynott
				
Tracy miał pewną rutynę podczas podróży za granicę, kiedy wiedział, że następnego dnia nie czekał go kolejny lot. 
Szedł do swojego pokoju hotelowego, zostawiał swoje rzeczy, odświeżał się i schodził do hotelowego baru, aby tam napić się czegoś mocniejszego. Czasem robił to w samotności, a czasem prędzej czy później znajdował sobie jakieś towarzystwo, przeważnie kobiece. Bywało nawet tak, że spotykał się z koleżankami. 
Podróżując tyle co on, można mieć sporo znajomych w różnych zakątkach świata. Także takich, z którymi szuka się przede wszystkim fizycznych uciech, a Raynottowi głównie o to chodziło w znajomościach z kobietami. Nie szukał niczego na stałe, po prostu chciał czasem mieć obok kogoś, z kim mógłby zaspokoić potrzebę bliskości.
Związki przestały go interesować w momencie, gdy został zdradzony przez osobę, która miała zostać jego życiową partnerką. Porzucony w przeddzień ślubu mężczyzna potrafi poczuć się nie tylko urażony, ale też zraniony. I odruchem obronnym w przypadku Tracy’ego było wybudowanie wokół siebie grubego muru, który stał w miejscu już od dobrych dziesięciu lat. I nie zanosiło się na to, aby miał się skruszyć, skoro blondyn pozwalał sobie wyłącznie na przelotne znajomości z kobietami, z którymi kończył wszystko zanim mogłoby zrobić się zbyt poważnie. 
Tak było lepiej. I miało to jeszcze jedną korzyść, przy jego trybie życia, przynajmniej nie musiał za nikim tęsknić. Raynott ciągle podróżował i rzadko wracał do domu. Zazwyczaj jego życie toczyło się w hotelach, jak ten, więc o wiele wygodniej było cieszyć się znajomościami, które mogły rozgrywać się w każdym z tych miejsc.
Ale dziś na razie blondyn spędzał czas samotnie, sącząc powoli whisky z lodem, którą barman postawił przed nim już pewien czas temu. Właściwie to była jego druga szklanka. Wcześniej zamienił z mężczyzną parę  zdań, a teraz po prostu rozglądał się po sali, przyglądając się ludziom w odbiciu lustra znajdującego się za barmanem. To również w nim spostrzegł znajome oblicze kobiety, którą poznał przed dzisiejszą podróżą i która usiadła w odstępie zaledwie jednego miejsca.
Początkowo Tracy milczał. Wrócił do swojego zajęcia i dopiero później, gdy minęło już kilka dobrych minut, zdecydował się odezwać. – Myślisz, że w końcu się odważy? – zapytał i trzymając w dłoni szklankę, palcem wskazał na miejsce w lustrze, któremu powinna się przyjrzeć. W odbiciu powinna spostrzec parę, zajmującą jeden ze stolików. Mężczyzna ewidentnie czaił się z pudełeczkiem w dłoni, nie mogąc znaleźć dogodnego momentu. 
Tracy był w stanie powiedzieć, że trwało to już dobrych kilkadziesiąt minut, które tu spędził. I nadal nie dostrzegł postępów.
Debbie McDowell 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: pt paź 24, 2025 9:35 pm
				autor: Debbie McDowell
				
Debbie lubiła się b a w i ć. 
Uwielbiała, kiedy na jej barkach nie spoczywały żadne zmartwienia, a ona sama mogła po prostu korzystać z uroków tego, co miało jej do zaoferowania życie. A miało do zaoferowania całkiem sporo, co najwyraźniej dostrzegała od chwili, w której otrzymała oficjalny angaż na stanowisko stewardessy w krajowych liniach lotniczych. 
Choć kiedyś najbardziej lubiła swój wolny czas, teraz bez wahania mogła przyznać, że kochała tę pracę. 
Nie znaczy to jednak, że nie lubiła od niej odpoczywać. Ceniła sobie te wieczory, które spędzała w zupełnie innym mieście, czasami nawet w kompletnie innym państwie i otoczona była ludźmi, których nie znała, ale z łatwością mogła nawiązać z nimi kontakt. Nigdy bowiem nie miała z tym większych trudności, nie tylko dlatego, że nie posiadała bariery językowej, ale w dużej mierze również dzięki temu, że buzia praktycznie jej się nie zamykała. Z wieloma osobami potrafiła znaleźć nić porozumienia, ponieważ zainteresowaniami żonglowała niemal tak często, jak obiektami westchnień. 
Teraz jednak od pewnego czasu znajdowała się w momencie zawieszenia. 
Nie przyszła tu jednak dzisiaj z zamiarem zmiany tego stanu rzeczy, choć to jednocześnie nie tak, że planowała się przed tym wzbraniać. McDowell była bowiem jedną z tych osób, które rzadko kiedy cokolwiek planowały, nastawiając się raczej na to, że spotka je dokładnie to, cokolwiek było im zapisane w gwiazdach. 
Jej losem na dzisiejszy wieczór z całą pewnością była solidna szklanka ginu z tonikiem, która znalazła się przed nią za sprawą całkiem uroczego barmana, z którym nie omieszkała zresztą zamienić kilku słów. I być może to na nim skupiłaby dzisiaj swoją uwagę, gdyby w chwili, w której obsługiwał kogoś innego nie zagaił do niej Tracy. 
Odruchowo powiodła spojrzeniem w jego kierunku, potrzebując chyba chwili na to, aby zarejestrować, że mówił do niej. Omiotła jego sylwetkę spojrzeniem, w ogóle się z tym nie kryjąc, a dopiero chwilę po tym podążyła wzrokiem w kierunku, który wskazywał. Ściągnęła ku sobie brwi, nie od razu rozumiejąc, co miał na myśli. To stało się jasne dopiero, gdy lepiej się przyjrzała. 
— Jeśli zamierza, ktoś chyba powinien mu powiedzieć, że to raczej nie jest wymarzona sceneria. Jaka dziewczyna chciałaby zaręczyć się z widokiem na rzędy likierów i kolorowych alkoholi? — kimś takim bez wątpienia nie chciałaby być ona, a przecież uchodziła za wyjątkowo spontaniczną osobę. I trochę też lekkomyślną, jednak pomimo tych wad Debbie głęboko wierzyła w miłość i związany z nią romantyzm. Sama zresztą dla siebie nie pragnęła niczego innego. 
Tracy Raynott 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: sob paź 25, 2025 1:20 pm
				autor: Tracy Raynott
				Pod tym względem byli do siebie podobni. Tracy również niczego nie planował i na nic się nie nastawiał, przyjmując to, co los sam chciał mu przynieść. 
A dziś najwyraźniej zdecydował się dostarczyć mu towarzystwo stewardessy, która należała do załogi jego ostatniego lotu. Pierwszy raz mieli okazję lecieć razem, więc nie znał jej dobrze, ale nie miał nic przeciwko temu, aby to zmienić, dlatego postanowił ją zaczepić, skoro jak on była tu dziś sama. 
Ale poza zwykłą ciekawością pchnęło go do tego czynu coś jeszcze. Już wcześniej zauważył to, że Debbie była a t r a k c y j n a, a teraz udało jej się jeszcze lepiej podkreślić to swoim wyjściowym strojem i makijażem. Sprawiła, że trudno było oderwać od niej wzrok. 
Nic dziwnego, że Raynott był w nią teraz wpatrzony, spoglądając na nią już nie tylko w lustrzanym odbiciu, ale bezpośrednio, wzrokiem omiatając jej całą sylwetkę. I nie, wcale się z tym nie krył. Chciał, żeby spostrzegła to, jak się jej przyglądał.
Kiedy podzieliła się z nim swoim spostrzeżeniem, na twarz blondyna wkradł się w uśmiech. Było celne i całkiem zabawne, biorąc pod uwagę to, że wytykała teraz problem wielu mężczyznom, nie tylko temu nieszczęśnikowi przy stoliku, który nie potrafił wyczuć dobrego momentu. I okazja mogła zaraz przejść mu koło nosa. Jego pech.
Tracy nie wyglądał na przejętego jego losem, ani uwagą Debbie, po usłyszeniu której najpierw się uśmiechnął, a potem napił się kolejnego łyka whisky ze swojej szklanki. I nie, nawet na chwilę nie oderwał od niej wzroku. Spoglądał na nią intensywnie, badawczo.
– Cholera… Czyli zaręczyny przy tandetnym deserze i tłumie obcych ludzi nie są szczytem romantyzmu? Ktoś powinien nas lepiej nauczyć… – zacmokał i pokręcił głową z dezaprobatą, jakby ubolewał nad losem biednych, nieświadomych mężczyzn, bo czy takie zaręczyny, jak te, których najwyraźniej mieli być świadkami, nie były najpopularniejszymi? Faceci często nie brali pod uwagę takich rzeczy, jak odpowiednia sceneria. Po prostu wykorzystywali to, co sugerował im świat, najczęściej telewizja, a tam pary non stop zaręczają się w lokalach, niekoniecznie z najlepszymi widokami. 
Tracy przez chwilę przyglądał się Debbie w milczeniu, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. – Deborah, prawda? – upewnił się, ale to wcale nie jej imię było rzeczą, nad którą tak intensywnie się zastanawiał. Ono przyszło do niego prędko. Szukał za to odpowiedzi na pytanie, czy powinien pociągnąć tę rozmowę dalej. Jaka decyzja zapadła, już powinno być oczywiste. 
Debbie McDowell 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: sob paź 25, 2025 5:53 pm
				autor: Debbie McDowell
				Nie była jedną z tych dziewcząt, które uparcie twierdziły, że nie zamierzają angażować się w relacje ze znajomymi z pracy, jednak na dzisiejszy wieczór zdecydowanie nie zaplanowała sobie jego towarzystwa. 
Nie oznacza to jednak, że na siłę planowała przed tym uciekać. 
Tracy mógł bowiem okazać się wcale nie taki zły. Deborah nie wiedziała nic na jego temat, ale zwykła podchodzić do nieznajomych z pełną otwartością. Nie miała w zwyczaju oceniać książki po okładce, zatem ten jeden rzut okiem w jego stronę wcale nie sprawił, że doszła do jakiegoś wniosku. Zwróciła uwagę na to, że był przystojny, ale to wcale nie musiało oznaczać, że do zaoferowania miał o wiele więcej. 
Nie przeszkadzało jej to, w jaki sposób na nią spoglądał. Mało tego, w dość miły sposób łechtało to jej ego, ponieważ Debbie była jedną z tych osób, które zwyczajnie uwielbiały bycie adorowanymi. Lubiła zwracać na siebie uwagę i lubiła, kiedy spojrzenia wszystkich dookoła skupiały się właśnie na niej. 
Odpowiadało jej to szczególnie wtedy, gdy chodziło o przystojnych mężczyzn. 
Ściągnęła ku sobie brwi i tym razem zerknęła na niego wyłącznie kątem oka. — Chcesz przez to powiedzieć, że popełniłeś ten sam błąd? — zapytała przekornie, ale przy okazji pozwoliła sobie na to, aby omieść go spojrzeniem. Na jego dłoni nie zauważyła obrączki, co mogło oznaczać dwie rzeczy: albo wcale się nie oświadczał, albo rzeczywiście zrobił to na tyle nieskutecznie, aby doprowadzić do ślubu. 
Skrzywiła się mimowolnie, kiedy z jego ust padło jej pełne imię. Nigdy nie była jego fanką i prawdę powiedziawszy uważała, że w ogóle do niej nie pasowało, dlatego całe życie przedstawiała się skrótem. — Debbie — poprawiła go. Nie widziała powodów, dla których miałaby odpłacić mu się tym samym, ponieważ okazję do tego, by poznać się oficjalnie mieli nie tak dawno temu. Odkąd znaleźli się w jednej ekipie minęło zaledwie kilka godzin. 
Raz jeszcze powiodła spojrzeniem w stronę mężczyzny, który przymierzał się do oświadczyn, a później pociągnęła spory łyk z własnej szklanki. — Myślisz, że powiedziałaby tak? — zagaiła luźno. Prawdę powiedziawszy nie interesowało jej to aż tak bardzo jak to, czy sama kiedykolwiek znajdzie się w podobnym miejscu. Całe życie zdawała się bowiem gonić za miłością, której nigdy nie odnalazła. Przynajmniej nie takiej na stałe, bo tych drobniejszych przeżyła przecież dziesiątki. 
Tracy Raynott 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: ndz paź 26, 2025 10:37 am
				autor: Tracy Raynott
				To idealnie się składa, ponieważ Tracy również nie miał nic przeciwko angażowaniu się w relacje ze znajomymi z pracy. Nie stawiał sobie żadnych sztywnych zasad z tym związanych. Za mocno by to go ograniczało, biorąc pod uwagę to, że czasami ludzie z pracy bywali jedynymi, których widywał przez długi czas. 
I czasami to z nimi można było bawić się najlepiej. Czy Debbie również okaże się być takim towarzystwem, Tracy miał się dopiero przekonać. I zamierzał dać temu szansę, co zaznaczył, decydując się przenieść o jedno miejsce w bok, bliżej kobiety, aby nie podnosić głosu tylko po to, żeby go usłyszała. 
Może nie zapytał, czy chciała spędzić z nim ten wieczór, ale na razie nie sprawiała wrażenia, jakby miała dość jego towarzystwa, dlatego podjął tę decyzję na podstawie własnych obserwacji.
– Chcesz mnie obrazić? – zapytał, spoglądając na nią spod zmrużonych powiek, jakby zawiesił w powietrzu pewną groźbę, na którą ona powinna uważać i z powodu której powinna dwa razy zastanowić się nad odpowiedzią. 
Z drugiej strony, czy była tak daleka prawdy z tym, że z jego oświadczynami musiało być coś nie tak? Przecież choć zostały przyjęte, to ostatecznie nic z nich nie wynikło, a nawet został porzucony dzień przed ślubem. Ale Tracy nie sądził, żeby to miało cokolwiek wspólnego z tym, w jaki sposób się oświadczył… Nie mógł jednak w stu procentach tego wykluczyć, prawda?
Ale na pewno nie były tym tandetne oświadczyny, bo na takie się nie zdecydował. 
Posłużył się imieniem, które miała w dokumentach, a w które miał wgląd. To zapadło mu w pamięć, ale kiedy go poprawiła, Raynott uśmiechnął się łagodnie, nie zrażając się tym, że to zrobiła. – Debbie, ok – powtórzył, aby w ten sposób podkreślić to, że od teraz zamierzał zwracać się do niej we właściwy sposób. W końcu to nie tak, że użył jej pełnego imienia ze złośliwości. Zrobił to jedynie z nieświadomości. 
Usłyszawszy jej pytanie, Tracy jeszcze raz zerknął na parę w lustrze, a później znów na Debbie. – Na pewno – stwierdził zdecydowany i pokiwał głową. – Przyjrzyj się temu, jak na niego spogląda – podpowiedział, po czym ponownie uniósł swoją szklankę, żeby się z niej napić. Tracy podchodził do miłości w sposób cyniczny, samemu jej nie poszukując, ale to wcale nie znaczy, że jej nie rozumiał czy nie znał. Kiedy ją widział, potrafił ją rozpoznać.
A teraz spoglądali na dwójkę w jego ocenie zakochanych osób… W tym jedną dość nieporadną, jeśli chodzi o wykonywanie odważnych kroków. – Ale obawiam się, że dziś nie będzie miała okazji – lekko się skrzywił, po czym uśmiechnął się zadziornie, w ogóle nie pokładając wiary w mężczyźnie, którego obserwowali.
Gdyby faktycznie miał coś zrobić, już dawno by to zrobił. 
Debbie McDowell 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: ndz paź 26, 2025 5:47 pm
				autor: Debbie McDowell
				Nie wiedziała, czy ta rozmowa dokądś ich zaprowadzi i prawdę powiedziawszy nie zamierzała czynić takich założeń. Nie była co prawda osobą, która świadomie zdecydowałaby się na n u d ę, jednak spędzenie wieczoru w jego towarzystwie niekoniecznie musiało właśnie ją oznaczać. 
Nie musieli też zbyt mocno się na sobie skupiać, stawiając wyłącznie na krótką rozmowę, w trakcie której każde z nich dowie się nieco więcej na temat tego drugiego. Debbie nie rozgrzebywała zanadto przeszłości każdego ze swoich współpracowników, jednak wychodziła z założenia, że najlepiej pracowało się wtedy, kiedy atmosfera w ekipie nie była napięta. Nie lubiła, kiedy między nią a innymi ludźmi było zbyt s z t y w n o, ponieważ o wiele bardziej ceniła sobie swobodę. 
Miała wrażenie, że pod tym względem Tracy wcale nie musiał się od niej różnić. 
Zaczepny uśmiech wymalował się na jej ustach, kiedy usłyszała jego pytanie. Nie odpowiedziała od razu, w pierwszej kolejności wyłącznie w niewinny sposób wzruszając ramionami. 
— Sam powiedziałeś, że ktoś powinien was wszystkich lepiej nauczyć — zauważyła, przysuwając bliżej siebie własną szklankę. Wzięła w usta słomkę, ale upiła wyłącznie drobny łyk, ponieważ w jego trakcie przyszła do niej jeszcze jedna, dość istotna myśl. — A skoro dzięki mnie będziesz miał szansę się przed tym błędem uchronić, wisisz mi kolejnego drinka — skinęła głową w stronę własnej szklanki. Co prawda otrzymała ją od barmana nie tak dawno temu i nie udało jej się upić nawet połowy zawartości, ale najwyraźniej na tym wcale nie zamierzała poprzestać. 
Na szczęście miała całkiem mocną głowę. 
Gdy formalności mieli już za sobą, Debbie podążyła spojrzeniem we wskazanym przez niego kierunku. Nie, nie kryła się szczególnie z tym, że obserwowała tę dwójkę. Nawet gdyby to spostrzegli, nie zauważała w swoim zachowaniu powodu do wstydu. 
Odchyliła się nieco, aby ocenić to, o czym mówił blondyn. Przy okazji wzięła w dłoń własną szklankę i tym razem już pociągnęła z niej kilka większych łyków. — Myślę, że w końcu oświadczy się sama — zawyrokowała, dopiero po chwili przenosząc spojrzenie na Raynotta. — To pewnie nie jest pierwszy raz, kiedy zabrał ją do takiego miejsca, więc w końcu połączy kropki i sama to za niego zrobi — stwierdziła, a kąciki jej ust wygięły się w uśmiechu. Wierzyła w to, że miłość rządziła się własnymi prawami, choć jeśli miała być szczera, ona raczej by na to nie poleciała. 
O wiele bardziej lubiła pewnych siebie mężczyzn. 
Tracy Raynott 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: pn paź 27, 2025 4:38 pm
				autor: Tracy Raynott
				Czy nie to w takich spotkaniach było najlepsze? Ta niepewność, co z nich wyniknie i w jakim kierunku podąży rozmowa. Tracy właśnie za to cenił sobie nowe znajomości. Pociągały za sobą ekscytację, od której można było się uzależnić, dlatego tak chętnie poznawał nowych ludzi. 
I Debbie też chętnie by poznał, ponieważ sprawiała wrażenie osoby, przy której mógłby się odnaleźć. Wyglądała na kogoś, kto lubił się bawić i nie stawiał żadnych wymagań, co dla kogoś takiego, jak Raynott było wygodne. W końcu obecnie właśnie tego oczekiwał od swojego życia – dobrej zabawy i swobody. Nawet w relacjach ze współpracownikami, przynajmniej po godzinach. 
Tracy zgodziłby się z Debbie, że podobne doświadczenia mogły pozytywnie wpłynąć na pracę, dlatego nie uciekł dziś przed nią. Nie czuł takiej potrzeby i nie zamierzał teraz zachowywać się formalnie. Zresztą, nawet w godzinach pracy z tym nie przesadzał. Jasne, pamiętał o tym, że są w pracy, gdzie zresztą był pełnym profesjonalistą, ale jednocześnie nie zachowywał się tak, jakby miał kij w tyłku, gdy wchodził w interakcje z ludźmi, z którymi pracował. Tym bardziej, że z niektórymi miał bliskie relacje… 
Czasami nawet z b y t bliskie. 
– Nas jako mężczyzn ogólnie. Niekoniecznie miałem na myśli siebie, ale lekcja zapamiętana – obronił się, a kiedy Debbie podzieliła się z nim swoim pomysłem, zerknął na nią rozbawiony. – Za taki ratunek rzeczywiście należy się drink – zgodził się z nią, a choć widział, że wciąż miała alkohol w swojej szklance, postanowił nie czekać z zamówieniem jej drugiego drinka. Sobie zresztą też zorganizował już trzeciego. Zanosiło się na to, że jeszcze trochę czasu tu spędzą, to czemu mieliby więcej ze sobą nie wypić? 
Po ocenie McDowell, Raynott przyjrzał się kobiecie, o której rozmawiali, jakby chciał sprawdzić, ile mogło w tym być prawdy. – Masz rację i pewnie jeśli ona czegoś nie zrobi, to nic się nie wydarzy – pokiwał głową, po czym w końcu opróżnił swoją szklankę i odstawił ją na bar, aby przyciągnąć bliżej siebie nową, którą barman przed chwilą dla niego napełnił. Podobnie jak przygotował drinka dla Debbie. 
– Też byś tak zrobiła? – zapytał, ponownie odwracając się do kobiety, aby to jej teraz poświęcić całą swoją uwagę. Zdaje się, że temat tamtej pary wyczerpali, więc teraz mogli spróbować lepiej poznać siebie nawzajem. 
Debbie McDowell 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: pn paź 27, 2025 7:13 pm
				autor: Debbie McDowell
				Czasami tego rodzaju spotkania pociągały za sobą dreszcz ekscytacji. Sprawiały, że chciało się przeciągać je jak najdłużej, ponieważ wzajemna wymiana spostrzeżeń okazywała się zbyt fascynująca. 
Debbie przeżyła to niejednokrotnie. Może nawet przeżywała to zbyt często, co mogło mieć nieco wspólnego z faktem, jak często zmieniała obiekty zainteresowania. Miała samą siebie za przeogromną romantyczkę - taką, która marzyła o wielkiej miłości i średnio trzy razy w miesiącu wydawało jej się, że w końcu udało jej się ją znaleźć. 
W rzeczywistości jednak poddawała się tylko złudnej fascynacji. Skupiała się na nowym mężczyźnie, a chcąc mu zaimponować, całkowicie się do niego dostosowywała, dość prędko przestając stanowić odrębne indywiduum. I być może to właśnie dlatego nigdy nie wyszło jej na poważnie. Ciężko bowiem oczekiwać, że ktokolwiek chciałby zbudować związek ze swoją wierną kopią. 
Taką, która w takich chwilach najwyraźniej przestawała mieć cokolwiek do zaoferowania. 
O własnych mankamentach starała się jednak nie myśleć, znacznie więcej uwagi poświęcając temu, aby po raz kolejny poczuć przyjemność, którą pociągał za sobą powiew świeżości. Rozmowa z Tracy’m zapewniała jej właśnie takie odczucia, dlatego McDowell nie widziała powodów, dla których nie miałaby dalej w nią brnąć. Jak udało jej się zauważyć, Raynott musiał myśleć dokładnie tak samo. W innym wypadku nie znalazłby się przed nią ten drink. 
Teraz jednak upiła kolejnych kilka łyków z tej szklanki, którą już wcześniej udało jej się napocząć. Zmieniła nieco swoją pozycję, opierając łokieć o blat baru, a o własną dłoń opierając policzek. W ten sposób prawdopodobnie nieco odcięła blondynowi widok na parę, którą do tej pory obmawiali, ale czy rzeczywiście to ona była dla niego najbardziej interesująca? 
— Chciałeś zapytać czy taka ze mnie desperatka? — zapytała, a kąciki jej ust wygięły się w zaczepnym uśmiechu. Chwilę po tym wolną dłonią zaczęła bawić się słomką, która znajdowała się w jej drinku. — Nie wiem. Gdybym była pewna, że chcę spędzić z tym kimś resztę życia… może? — stwierdziła po chwili, wzruszając też nieznacznie ramionami. — Ale raczej wolę mężczyzn, którzy sami potrafią mówić o tym, na co mają ochotę — dodała po chwili. 
Nie jest przecież tajemnicą, że pewność siebie bywa cholernie s e k s o w n a. 
Tracy Raynott 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: wt paź 28, 2025 5:12 pm
				autor: Tracy Raynott
				Te pierwsze spotkania, gdy dwójka ludzi dopiero się poznawała, miały w sobie coś wyjątkowego, czego nie dało się podrobić. Często po nich czar pryskał, ale dopóki te chwile trwały, można było się nimi cieszyć. I Tracy starał się wyciskać z nich jak najwięcej, zanim jego zainteresowanie by gdzieś zniknęło, co niestety następowało dość szybko. 
I pewnie sam był temu winny, ponieważ przez jego opory weszło mu to w krew. Nauczył siebie tego, by prędko rezygnować, żeby przypadkiem się nie przywiązać. Po tym, jak poważnie sparzył się z winy swojej byłej narzeczonej, teraz nie pozwalał sobie na to, aby zaangażować się za bardzo. 
Zawsze trzymał się jasnych granic, wycofując się, zanim zrobiłoby się poważnie. 
Ale dopóki znajomość pozostawała luźna, Raynott cieszył się nią i towarzystwem danej osoby, chcąc odkrywać jej oblicza oraz to, co mogła zaoferować mu bez zobowiązań. 
Szukanie wielkiej miłości miał już dawno za sobą. Znalazł ją i stracił, kończąc ze złamanym sercem, a także podkopanym poczuciem własnej wartości. Sporo czasu zajęło mu wyjście z tamtego dołka, do którego nie chciał więcej wracać. Poza tym wychodził z założenia, że w jego wieku nie przystawało gonić za miłością, bo było to naiwne. 
Zgadza się, blondyn miał dość cyniczne podejście do miłości. 
Przynajmniej jeśli chodziło o niego. Swoich poglądów nie przelewał na innych i nie krytykował ich za to, że chcieli od życia czegoś innego. To, że jemu coś nie było pisane, nie znaczy, że nie istniało i inni nie mogli tego chcieć. 
Dlatego wbrew temu, jak odebrała jego słowa, wcale nie próbował zasugerować, że takie zachowanie jest desperackie albo ona wyglądała mu na desperatkę. – Pytałem o odwagę, nie desperację – poprawił ją, po czym napił się ze swojej nowej szklanki, słuchając odpowiedzi brunetki. – Czyli mam mówić wprost? – zerknął na nią zaciekawiony, a po jego twarzy błąkał się teraz łobuzerski uśmieszek, który mógł oznaczać wszystko. Ale… Czy za jego słowami rzeczywiście kryło się coś konkretnego?
A może po prostu bawił się tą rozmową, ciekawy, co może z niej wyniknąć?
Nie miał przecież konkretnych planów wobec Debbie. Wpadli na siebie, zaczęli rozmowę i ta powoli się rozkręcała, podczas gdy żadnemu z nich nigdzie się nie spieszyło. Wspólny drink był jasnym sygnałem. 
Debbie McDowell 
			 
			
					
				this could be the beginning of something wonderful
				: wt paź 28, 2025 9:01 pm
				autor: Debbie McDowell
				Wszystko to, co świeże, miało szczególnie przyjemny smak i nie inaczej było z relacjami z drugą osobą. Debbie prawdopodobnie zaprzeczyłaby własnym pragnieniom, ale najpewniej nie wahałaby się przyznać na głos tego, że to właśnie na początku znajomości charakteryzowała się największym zaangażowaniem. Była ciekawa tego, co druga strona miała jej do zaoferowania, a im trudniej było jej to rozszyfrować, tym więcej wkładała to siły. Uwielbiała to uczucie, kiedy dowiadywała się nowych rzeczy, odsłaniała kolejne karty, ale nierzadko też ostatecznie kończyła rozczarowana. 
W jej przypadku każda przelotna fascynacja bardzo szybko się wypalała. 
Uwaga, którą teraz tak chętnie poświęcała Raynottowi, też najpewniej całkiem szybko miała przeminąć. Nie miała pojęcia, czy będą mieli szansę dłużej ze sobą popracować, co bez wątpienia stanowiłoby przesłankę ku temu, by jednak zawalczyć o l e p s z y kontakt. 
O tym, jak d o b r y jeszcze mieli się przekonać. 
Uniosła jedną brew ku górze, kiedy doprecyzował, co rzekomo chodziło mu po głowie. Być może wykonanie takiego kroku rzeczywiście można było postrzegać jako odwagę, jednak Debbie zamierzała obstawać przy tym, o czym wspomniała przed chwilą. O wiele bardziej ceniła sobie bowiem pewnych siebie facetów, dlatego miała nadzieję, że kiedy już na jej drodze stanie ten właściwy, nie będzie miał oporów przed tym, aby zdobyć się na odwagę i poprosić ją o rękę. 
I oby nie zrobił tego w przypadkowym barze. 
Kącik jej ust wygiął się w zaczepnym uśmiechu, a wolna dłoń powędrowała w stronę twarzy, z której odgarnęła sobie kosmyk włosów tak, aby zapleść go za ucho. — Nie wyglądasz na takiego, który miałby z tym problem — zauważyła, po raz kolejny tego wieczora omiatając jego sylwetkę spojrzeniem. 
Bazowała wyłącznie na jego wyglądzie, zatem jej ocena wcale nie musiała zgadzać się z tym, jaki był w rzeczywistości, ale nie bała się przyznać tego, że Raynott w ogóle nie wyglądał jej na mężczyznę, który miałby jakiekolwiek opory w kwestii bycia bezpośrednim. Może było to złudzenie, a jednak skłonna była przysiąc, że biła od niego wyjątkowo silna pewność siebie, co tylko dodawało mu atrakcyjności. 
Szkoda, że nie miał na sobie munduru, w którym pracował. Wtedy absolutnie nie byłaby w stanie oderwać od niego wzroku. 
Tracy Raynott