Strona 1 z 1

początek katastrofy

: ndz paź 26, 2025 12:45 pm
autor: Sky Harrington
jeden
Czuła się trochę jak w klatce, Toronto było dla niej małym i ciasnym miastem, które wywoływało w dziewczynie ataki klaustrofobii, której tak naprawdę nigdy nie miała. Ten kraj, to miasto zupełnie różniło się od jej ukochanego Nowego Jorku. Na samą myśl o tym, że miała tutaj spędzić prawie cały rok bolała ją głowa, jakby ktoś młotem walił jej w czaszkę. A to wszystko dlatego, że musiała dopilnować aby nic się nie wyjebało do momentu podpisania fuzji, która połączy dwie największe firmy i sprawi, że staną się jedną silną spółką. Sky zgodziła się na przyjazd tutaj tylko i wyłącznie dlatego, że ten biznes miała odziedziczyć, a ona dbała o swoje interesy zdecydowanie bardziej niż o kwiaty czy własnego ojca. Pan Harrington uznał, że jego córce przyda się też lekcja biznesowa od kogoś kto niemalże zjadł na tym zęby - tym kimś był nie kto inny jak Galen Wyatt, prezes Northexu. Blondynka po wpisaniu jego nazwiska w google trafiła na masę artykułów, które opisywały jego ostatni upadek PRowy. I naprawdę nie mogła zrozumieć swojego własnego ojca, nawiązywać interesy z facetem, który ma zarzuty? Czy Harrington był aż tak naiwny? I niby czego ma nauczyć ją taki facet? Eh…
Panna Harrington umówiona była dzisiaj na pierwsze spotkanie z Galenem, jak to ona w siedzibie jego firmy pojawiła się kilkanaście minut przed czasem. Skorzystała z okazji i udało jej się trochę pospacerować, obserwowała otoczenie, aż w końcu pięć minut przed samym spotkaniem pojawiła się w jego gabinecie. Młoda sekretarka nie chciała jej wpuścić oznajmiając, że jej szefa jeszcze nie ma. Nie zatrzymało to Sky, która do ciemnego gabinetu weszła jak do siebie. Pierwsze co przykuło jej uwagę to widok, który prezentował się zacnie, chociaż w swoim biurze w NY miała lepszy.
Usiadła na ciemnej kanapie po drugiej stronie gabinetu, torebkę odłożyła tuż obok siebie i założyła nogę na nogę w oczekiwaniu na mężczyznę. Spojrzała na zegarek w swoim telefonie, było 5 minut po umówionym czasie, cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną, szczególnie jeśli chodziło o interesy.
Pokręciła głową sama do siebie i westchnęła, w tym samym czasie drzwi się otworzyły.
– W Nowym Jorku po takim opóźnieniu mógłbyś zapomnieć o jakichkolwiek interesach. – odezwała się odrobinę zirytowanych tonem tym samym zwracając na siebie uwagę ciemnowłosego. Skyler zmierzyła mężczyznę swoim spojrzeniem od stóp do głowy, dłuższą chwilę oczy zatrzymała na jego twarzy. Był przystojny, liczyła, że poza ładną twarzą miał coś w głowie.
– Nie wiem jak Ty, ale ja poważnie podchodzę do swojej pracy i nie lubię jak ktoś nie szanuje mojego jakże cennego czasu. – znów się odezwała i w końcu zdecydowała się podnieść z ciemnej kanapy do której lada moment by przyrosła gdyby spóźnił się jeszcze minutę. Cztery minuty temu powinna wyjść, ale została, tylko po to aby mu wygarnąć.
Zajebista jest, nie? Nawet jeszcze gościa nie poznała, a już mu tutaj kręci dramy, ale cóż…taka właśnie była blondynka.
– Widać po Tobie, że masz więcej szczęścia niż rozumu, bo jeśli traktujesz tak każdego swojego inwestora to nie wiem co musisz robić, że jednak chcą podpisywać z Tobą te umowy. – westchnęła ciężko i uniosła lewą dłoń aby odgarnąć kosmyk blond włosów ze swojego policzka. Na twarzy Sky łatwo było odczytać irytacje wymieszaną z ciekawością i pewnego rodzaju wyzwaniem.
Czemu się nie przedstawiła? Bo nie musiała, chyba wiedział z kim miał to spotkanie, prawda? Bo jeśli nie będzie trzeba dopisać kolejny minus do jego nazwiska. Jak tak dalej pójdzie to w ciągu tego roku zapełni cały notes.
Galen L. Wyatt

początek katastrofy

: ndz paź 26, 2025 4:36 pm
autor: Galen L. Wyatt
- 46 -



Mało mu jeszcze los dowalił w ostatnim czasie?
Najwidoczniej tak, bo kto by się przejmował tym, że Galen Wyatt prawie zszedł na zawał? No nikt, kontrahenci też jakby już o tym zapomnieli i Galen też musiał, chociaż przypominała mu o tym ta kiepska kawa, którą przynosiła mu sekretarka. Była kiepska bo była słaba, ale przede wszystkim to była kiepska, bo wróciła do niego ta ulubiona Cindy z księgowości, dla której największą trudnością w tej całej firmie była obsługa ekspresu do kawy, tego w gabinecie szefa.
Za to Cindy z łatwością samą swoją osobą podnosiła Wyattowi ciśnienie w trzy sekundy. Wczoraj też mu tak podniosła, że zastanawiał się przez chwilę czy nie dzwonić po pogotowie, ale nie dlatego, że czuł jak serce wali mu w piersi za szybko, ale po to, żeby zabrali Cindy i wsadzili ją w biały kaftan. Dwadzieścia razy jej pokazywał, jak ma mu ustawiać ten kalendarz, jak później mu go wysyłać, a ona wciąż nie umiała tego zrobić. W takich momentach tak bardzo brakowało mu Meeny, że gotowy był szukać jej na końcu świata, żeby tylko pomogła mu to ogarnąć.
Bo Cindy się do niczego nie nadawała, chociaż może z tymi swoimi poprawionymi, pełnymi ustami, do czegoś by się jednak nadawała, ale Galen postanowił nie kusić losu i tego nie sprawdzać. Chociaż jak tak patrzył na Cindy, kiedy kręciła się po jego gabinecie opowiadając o jutrzejszych spotkaniach i myląc wszystkie godziny, to dochodził do wniosku, że on chyba nawet by się bał. Tak jak bał się wywalić Cindy, że go oskarżą o jakieś dyskryminacje, bo Cindy była z pewnością niespełna rozumu.

Dlatego się spóźnił, bo tego spotkania nie miał w ogóle umieszczonego w kalendarzu, dobrze, że coś go tknęło i przyjechał wcześniej do firmy, tym sowim nowiutkim Lamborghini Urus Performante, bo kiedy wchodził do windy to dostał nagle na telefon przypomnienie o spotkaniu. Przypomnienie, które sam sobie ustawił. Bo w kalendarzu było pusto, według niego mógł się dopiero odwracać na drugi bok. Wpadł do biura jak burza, a kiedy zobaczył Cindy za biurkiem przed jego gabinetem to aż krew go zalała.
- Panie Wyatt ona już czeka - powiedziała Cindy, a Galen oparł obie dłonie na jej biurku i pochylił się do przodu.
- Jaka ona? - zapytał, a Cindy skurczyła się w sobie.
- Pani Harrington.
- A jest w kalendarzu?
- Nie ma... - no właśnie. Gdyby nie jakieś takie przeczucie, to by go tutaj wcale nie było.
Ale w końcu wszedł do gabinetu, oczywiście w tej nieskazitelnej koszuli i marynarce skrojonej tak, jakby szyli ją dosłownie na nim. Uśmiechnął się ciepło, mimo, że jeszcze przed chwilą wytrząsał się nad Cindy. Chociaż kiedy Sky się odezwała to mina mu nieco zrzedła.
- Ale nie jesteśmy w Nowym Jorku, tylko w Kanadzie... - mruknął i przewrócił tymi niebieskimi ślepiami, zatrzymując je na tych jej, równie błękitnych. Nie zmierzył jej spojrzeniem, tylko patrzył prosto w te oczy, jakieś hipnotyzujące. Jeszcze zanim Galen odkrył swoją słabość do latynoskiej urody, to jego typ to były zdecydowanie niebieskookie blondynki. Ale już nie.
- Czas to pieniądz Sky, a ja bardzo szanuję pieniądze - powiedział powoli. Bardzo, zwłaszcza wtedy jak kupował sobie nową zabaweczkę wartą około 260 000$, chociaż z drugiej strony jakby tych pieniędzy nie szanował, to może nie byłoby go na nią stać?
Chciał znowu przewrócić oczami na te jej kolejne słowa, ale się powstrzymał, zamiast tego kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry.
- Właśnie po to ojciec Cię tutaj przysłał Sky, żebyś się nauczyła, co trzeba robić, żeby inwestorzy chcieli z Tobą podpisywać te umowy, tak jak ze mną chcą - powiedział spokojnie, a potem podszedł do ekspresu. Przez jedną krótką chwilę zastanawiał się czy nie zawołać Cindy, żeby zrobiła tę kawę, ale i tak by jej to nie wyszło. Narobiła by bałaganu i jeszcze gorzej go zirytowała.
- Jaką pijesz? - zapytał ustawiając na ekspresie fikuśną, drogą filiżankę. Miał tylko nadzieję, że nie latte, bo nie miał do nich szklanek i musiałby i tak wołać Cindy. Espresso, albo czarna, na to był przygotowany.

Sky Harrington

początek katastrofy

: ndz paź 26, 2025 5:44 pm
autor: Sky Harrington
Jeśli miałaby być szczera Galen Wyatt nie był dla niej żadnym autorytetem ani kimś kogo warto naśladować czy tym bardziej brać od niego lekcje o prowadzeniu biznesu. Kiedyś może i owszem, ale teraz po tych wszystkich zarzutach? Cudem ta firma jeszcze stała. Sky nie rozumiała decyzji swojego ojca, każdy normalny człowiek po dowiedzeniu się o takiej wpadce najzwyczajniej w świecie zakończył współprace, a nie pchał się do niej jeszcze bardziej. Gdyby to ona rządziła swoją rodzinną firmą albo by do fuzji nie doszło albo pojawiłaby się z ofertą kupna interesu mężczyzny obiecując, że zapewni mu jakieś dogodne stanowisko, najlepiej takie, które nie będzie szkodzić firmie jak znów zaliczy jakiś głośny upadek.
Blondynka zastanawiała się nad tym czy ciemnowłosy nadaje się na prezesa, miała wrażenie, że kompletnie nie panował nad tym co się dzieje, szczególnie nad swoją asystentką, która urwała się chyba z choinki. Harrington kiedy zobaczyła ją po raz pierwszy pomyślała, że jakaś dziewczyna najzwyczajniej w świecie się zgubiła bo na zagubioną wyglądała, ale szybko dotarło do niej, że to sekretarka. Wyatt chyba musiał dobrze jej płacić skoro jej usta zmieniły się w trampolinę od zbyt dużej ilości zabiegów powiększania ust. Kiepska wizytówka.
- Domyślałam się, że Kanada zdecydowanie różni się od Stanów i Nowego Jorku, nie podejrzewałam jednak, że tutaj kompletnie nie szanuje się kontrahentów, inwestorów czy przyszłych wspólników. - westchnęła chcąc w ten sposób spuscić z siebie ciśnienie, które momentalnie podskoczyło jej na widok Galena przewracającego oczami. To ją drażniło, niesamowicie, odbierała to jako totalny brak szacunku.
- Bardziej niż mój czas każąc na siebie czekać. - fuknęła niczym niezadowolona z zabawy kotka, naprawdę żałowała, że nie wyszła zanim się pojawił. Może wtedy dostałby jakiegoś pstryczka w nos albo chociaż nauczył się przychodzić punktualnie na spotkania, może to dzisiejsze nie było jakoś mega ważne, ale jednak ona się pofatygowała, pojawiła się nawet przed czasem, a tutaj proszę...na księcia ciemności trzeba było czekać. T R A G E D I A.
Dostrzegła to, widziała jak kącik jego ust delikatnie drgnął, spostrzegawcza była z niej dziewczyna, a krew na nowo zaczęła pędzić przez jej żyły. Zacisnęła usta w wąską kreskę na kilka krótkich sekund, to był jej słaby punkt. Domyślała się, że będzie używał tej karty, że będzie ją szczypał, niestety nie znał jej na tyle, kiedy ktoś ją szczypie Sky gryzie, mocno i dogłębnie.
- No patrz, a ja myślałam, że przysłał mnie po to abym nie powtarzała Twoich błędów kiedy ojciec będzie chciał zmienić branżę na handel żywym towarem. Przyznać muszę, że jestem w szoku, że jakikolwiek człowiek jeszcze chce mieć z Tobą interesy. Nie będę ukrywać, że fuzja, która szykuje się w tym roku nie jest mi na rękę. Bo i ile pomysł połączenia dwóch gigantów w branży jest dobrą strategią tak wiele do życzenia pozostawia prezes jednej z nich. - odezwała się w końcu po kilku długich chwilach ciszy, dalej stała w tym samym miejscu obserwując jego dobrze wyrzeźbione plecy. Może powinna ugryźć się w język i nic nie mówić, ale musiała, przecież taka porażka mogła być nie pierwszą i nie ostatnią. A jak wspominałam, Harringtonówna bardzo dba o swój przyszły biznes.
- Czarna, bez cukru. - rzuciła i skierowała swoje kroki w stronę krzesła, które stało przy dużym i ciemnym biurku. Usiadła na nim zakładając nogę na nogę, przekręciła głowę w bok zatrzymując wzrok na widoku za oknem.
- Czyżby dla Twojej asystentki ekspres do kawy okazał się zbyt trudny? - rzuciła zaczepką w jego stronę nawet nie spoglądając na niego, była rozbawiona tym wszystkim. Jaki szef taki personel, tak?
Galen L. Wyatt

początek katastrofy

: ndz paź 26, 2025 11:21 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen przez moment patrzył na Sky z uniesioną brwią, co miał jej powiedzieć, że miał najlepszą na świecie sekretarkę, a przez to, że ją wykorzystał, chociaż to jest temat do dyskusji, ale odeszła i od tej pory trafił już dwa razy z deszczu pod rynnę. Bał się tej kolejnej sekretarki, Cindy była nierozgarnięta, ale umiała przynajmniej odbierać telefony, chociaż i tak nie zawsze notowała to, co rozmówca jej przekazywał. Czy naprawdę w całym Northexie, który zatrudniał tyle osób nie było lepszego materiału na jego sekretarkę? Lepszego niż Meena Evans - nie. Ale gdyby trafiła się taka, chociaż w połowie tak ogarnięta. Galen wcale by się nie obraził. Bo Cindy to obrażała się średnio osiem razy dziennie, kiedy zwracał jej uwagę.
Mógł zgonić to spóźnienie na sekretarkę i każdy kto widział Cindy by mu uwierzył, tylko po co?
- Przyszłych wspólników to słowo klucz Sky, bo jeszcze zanim zostaniesz prezesem, to dużo rzeczy musisz się nauczyć - powiedział z tymi niebieskimi tęczówkami zawieszonymi na jej twarzy - na przykład tego, że czasami czas jest elastyczny i żeby odbyć ważniejsze spotkania, można te mniej ważne przesunąć, nie dostałaś wiadomości? - powiedział tonem tak poważnym, jakby on rzeczywiście się spóźnił przez jakieś bardzo ważne spotkanie, a nie przez nieudolną sekretarkę. Do tego napisał jej z windy sms, że może się spóźnić kilka minut, bo wychodzi właśnie z ważnego spotkania. Nie był tylko pewny czy go wysłało, bo robił to w windzie, ale zawsze jakąś tam przykrywkę miał. Co z tego, że to było wierutne kłamstwo, Sky wcale nie musiała o tym wiedzieć, a Wyatt sprzedał jej tę bajeczkę bez mrugnięcia okiem.
Na to, że bardziej szanuje pieniądze od jej czasu wzruszył ramionami.
- Witaj w świecie w którym pieniądze mają największą wartość, zapomniałem rozwinąć czerwony dywan dla księżniczki - co ona też się w choinki urwała? Skoro Sky chciała zrządzać firmą swojego ojca, to musiała nauczyć się tego, że jednak nie zawsze ona będzie najważniejsza, jej czas, jej potrzeby. Galen już się tego nauczył i chociaż uwielbiał być w centrum uwagi i w ogóle w centrum tego swojego świata, to w biznesie umiał przyjąć, że nie jest jednak najważniejszy.
Wysłuchał jej słów spokojnie, powieka nawet mu nie drgnęła, ale za to na koniec drgnął jeden kącik jego ust, w jakimś takim bezczelnym uśmiechu.
- Ucz się na cudzych błędach Sky, to dobra lekcja... - zaczął, ale widać było w jego spojrzeniu, że to wcale nie jest jeszcze koniec - no i widzisz Sky jaki muszę być zajebisty, skoro oni wszyscy pomimo tej afery, jeszcze chcą robić ze mną interesy - powiedział bez ogródek, ale stał już przy tej kawiarce, więc tylko obejrzał się w jej kierunku. Coś w tym musiało być, ale coś w ogóle w tym było od początku, że Galen na tych swoich skandalach zajechał tak daleko. Może to ta zła sława, zła, ale wciąż sława? A może ludzka ciekawość pchała do niego kontrahentów. Jakim cudem taki facet może być tak dobry? A czy to wszystko co o nim mówią to prawda? Może Sky też się w końcu przekona?
Nacisnął guzik, który napełnił tę filiżankę czarną kawą. Chwilę to trwało, Galen przez ten czas opierał się nonszalancko o starą komodę, na której stał ekspres.
- Potrzebujesz asystentki do parzenia kawy? - zapytał przechylając na bok głowę i znowu zawieszając spojrzenie na jej twarzy, chociaż zahaczył nim też o te jej długie nogi, założone jedna na drugą.
W końcu chwycił w palce spodek, postawił na nim filiżankę i podszedł do niej, żeby jej ją wręczyć. A kiedy już sobie ją odebrała, to pochylił się nad nią.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować, bo po kawie przejdziemy do mniej przyjemnych rzeczy - mruknął, a później się wyprostował i odszedł, żeby sobie też zrobić kawę, słabszą, lurę, bo jednak Sky wystarczająco mu to ciśnienie już podniosła, a w połączeniu z Cindy, to może nawet lepiej by było, gdyby jednak wypił czystek?
Ale go nie miał, zadowolił się tą cienką kawą i w końcu usiadł z filiżanką za biurkiem, na tym swoim prezesowskim fotelu.
- Geisha z Nowego Jorku, ściągnąłem ją specjalnie dla Ciebie - rzucił, chodziło mu oczywiście o kawę, którą rzeczywiście zamówił specjalnie z rodzinnej nowojorskiej palarni Bean & Bean. Podniósł filiżankę, żeby się jej w końcu napić. Była smaczna.

Sky Harrington