Why this?
: ndz paź 26, 2025 9:32 pm
				
				Nieczęsto dzieliła się przestrzenią swojego życia z kimś obcym. Nawet słowo gość brzmiało w jej głowie obco, jak coś z innego świata. Dlatego gdy drzwi do domu otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a Billie przekroczyła próg, artystka po raz pierwszy od dawna poczuła nieznane ukłucie niepokoju.
—To tutaj — rzuciła półgłosem, odsuwając się, by Billie mogła wejść. — Uprzedzam, nie wygląda to jak z katalogu. Ale działa. - Dom, z zewnątrz sprawiał wrażenie niepozornego, o bladoniebieskich ścianach i werandzie, której deski trzeszczały przy każdym kroku. W środku panował zapach starego drewna, ziół i farby olejnej. Widać było kobiecą rękę. Jej matka zostawiła po sobie mnóstwo śladów. Na ścianie w korytarzu wisiały jej akwarele: przetarte ramki, zbyt intensywne barwy, rozlane kontury.
— Mama malowała. —Mimowolnie wzruszyła ramionami, jakby chciała zamknąć temat, ale w jej głosie zabrzmiało coś miękkiego, może nawet smutek, którego nie potrafiła do końca ukryć. Hazel poprowadziła swoją nową znajomą dalej, przez niewielki salon, gdzie na sofie leżało kilka starych czasopism o modzie, a na parapecie pyszniła się lawenda w ceramicznej doniczce. Wreszcie Hazel otworzyła drzwi na końcu korytarza.
Jej pracownia mieściła się w sypialni. Niewielkiej, ale uporządkowanej w jej własnym, kontrolowanym chaosie. Na jednej ścianie stało łóżko z ciemną narzutą, na drugiej biurko zawalone szkicami, kawałkami materiałów i kubkami z zimną kawą. W rogu,tuż obok maszyna do szycia, której brzęk potrafił rozbrzmiewać po nocach. A na samym środku pokoju, niczym strażnicy, stały trzy manekiny. Każdy z nich uosabiał zupełnie inny świat. —Witaj w moim królestwie—powiedziała, uśmiechając się półgębkiem. — Wersja dla wtajemniczonych.- Pracownia przypominała skrzyżowanie atelier artystki z zakulisowym zapleczem konwentu miejsce, w którym chaos i precyzja żyły w idealnej symbiozie. W powietrzu unosił się zapach tkanin, farb akrylowych, sztucznej skóry i delikatnej woni kleju kontaktowego. Na pierwszy rzut oka panował tu nieład, ale każdy fragment materiału miał swoje przeznaczenie, każde pudełko oznaczenie.
-Jestem ciekawa, który bardziej skrada Twoje serce?- Spytała zatrzymując się tuż przed trzema manekinami. Pierwszy prezentował zbroję potężny pancerz Sister of Battle, w którym połysk metalu przeplatał się z głęboką czernią i purpurą. Każdy detal był dopracowany: wypolerowane segmenty z pianki EVA udawały stal, a na piersi połyskiwał złoty symbol aquili. Nawet sztuczne oświetlenie zdawało się podkreślać monumentalność stroju. Dzieło tygodni, może miesięcy pracy. Obok leżał hełm, ciężki i kunsztownie zdobiony, z delikatnym przybrudzeniem farbą, które nadawało mu wrażenie autentycznego zużycia.
Drugi manekin był delikatny, niemal eteryczny. Prezentował suknię z jedwabistego materiału, inspirowaną światem fantasy. Przezroczyste rękawy zdobione srebrnymi runami, lekki gorset imitujący smocze łuski, a do tego diadem z półprzezroczystego tworzywa, przypominający lód. Całość wyglądała subtelnie, magicznie i zaskakująco kobieca.
Trzeci manekinnowoczesny, futurystyczny, jakby stworzony dla bohaterki dystopijnego miasta neonów. Lateks i metaliczne wstawki, cienkie paski światłowodów wszyte w materiał, które pulsowały słabym błękitnym światłem, tworzyły iluzję ruchu nawet wtedy, gdy manekin stał nieruchomo. Na biurku obok leżały gogle z diodami i bransoletka przypominająca fragment interfejsu z gry.
— Siadaj, gdziekolwiek znajdziesz miejsce — dodała z rozbawieniem, zrzucając z krzesła kilka kawałków materiału. — Tylko uważaj na igły. Naprawdę nie chcę, żebyś przeszła chrzest krwi w mojej pracowni.
Billie Brackenborough
			—To tutaj — rzuciła półgłosem, odsuwając się, by Billie mogła wejść. — Uprzedzam, nie wygląda to jak z katalogu. Ale działa. - Dom, z zewnątrz sprawiał wrażenie niepozornego, o bladoniebieskich ścianach i werandzie, której deski trzeszczały przy każdym kroku. W środku panował zapach starego drewna, ziół i farby olejnej. Widać było kobiecą rękę. Jej matka zostawiła po sobie mnóstwo śladów. Na ścianie w korytarzu wisiały jej akwarele: przetarte ramki, zbyt intensywne barwy, rozlane kontury.
— Mama malowała. —Mimowolnie wzruszyła ramionami, jakby chciała zamknąć temat, ale w jej głosie zabrzmiało coś miękkiego, może nawet smutek, którego nie potrafiła do końca ukryć. Hazel poprowadziła swoją nową znajomą dalej, przez niewielki salon, gdzie na sofie leżało kilka starych czasopism o modzie, a na parapecie pyszniła się lawenda w ceramicznej doniczce. Wreszcie Hazel otworzyła drzwi na końcu korytarza.
Jej pracownia mieściła się w sypialni. Niewielkiej, ale uporządkowanej w jej własnym, kontrolowanym chaosie. Na jednej ścianie stało łóżko z ciemną narzutą, na drugiej biurko zawalone szkicami, kawałkami materiałów i kubkami z zimną kawą. W rogu,tuż obok maszyna do szycia, której brzęk potrafił rozbrzmiewać po nocach. A na samym środku pokoju, niczym strażnicy, stały trzy manekiny. Każdy z nich uosabiał zupełnie inny świat. —Witaj w moim królestwie—powiedziała, uśmiechając się półgębkiem. — Wersja dla wtajemniczonych.- Pracownia przypominała skrzyżowanie atelier artystki z zakulisowym zapleczem konwentu miejsce, w którym chaos i precyzja żyły w idealnej symbiozie. W powietrzu unosił się zapach tkanin, farb akrylowych, sztucznej skóry i delikatnej woni kleju kontaktowego. Na pierwszy rzut oka panował tu nieład, ale każdy fragment materiału miał swoje przeznaczenie, każde pudełko oznaczenie.
-Jestem ciekawa, który bardziej skrada Twoje serce?- Spytała zatrzymując się tuż przed trzema manekinami. Pierwszy prezentował zbroję potężny pancerz Sister of Battle, w którym połysk metalu przeplatał się z głęboką czernią i purpurą. Każdy detal był dopracowany: wypolerowane segmenty z pianki EVA udawały stal, a na piersi połyskiwał złoty symbol aquili. Nawet sztuczne oświetlenie zdawało się podkreślać monumentalność stroju. Dzieło tygodni, może miesięcy pracy. Obok leżał hełm, ciężki i kunsztownie zdobiony, z delikatnym przybrudzeniem farbą, które nadawało mu wrażenie autentycznego zużycia.
Drugi manekin był delikatny, niemal eteryczny. Prezentował suknię z jedwabistego materiału, inspirowaną światem fantasy. Przezroczyste rękawy zdobione srebrnymi runami, lekki gorset imitujący smocze łuski, a do tego diadem z półprzezroczystego tworzywa, przypominający lód. Całość wyglądała subtelnie, magicznie i zaskakująco kobieca.
Trzeci manekinnowoczesny, futurystyczny, jakby stworzony dla bohaterki dystopijnego miasta neonów. Lateks i metaliczne wstawki, cienkie paski światłowodów wszyte w materiał, które pulsowały słabym błękitnym światłem, tworzyły iluzję ruchu nawet wtedy, gdy manekin stał nieruchomo. Na biurku obok leżały gogle z diodami i bransoletka przypominająca fragment interfejsu z gry.
— Siadaj, gdziekolwiek znajdziesz miejsce — dodała z rozbawieniem, zrzucając z krzesła kilka kawałków materiału. — Tylko uważaj na igły. Naprawdę nie chcę, żebyś przeszła chrzest krwi w mojej pracowni.
Billie Brackenborough