Strona 1 z 1

Who you gonna call? Ghostbusters?

: pn paź 27, 2025 1:50 pm
autor: Daphne van Laar
4.
Co podkusiło Daphne, by wybrać się na ten zapowiadany w kilku kręgach halloweenowy seans filmowy na obrzeżach miasta? Albo to była jej obsesja (niezdrowa już wręcz) na punkcie tego święta, albo zatrważająca nuda. Ewentualnie, jeśli faktycznie istniały czary, ktoś musiał rzucić na nią lub na jej siostrę urok, by w końcu się spotkały. Śmiesznie, bo to wciąż nie było spotkanie w samym Toronto, w którym obie obecnie mieszkały. Trochę tak, jakby los śmiał im się w twarz, ale jednocześnie był pod wrażeniem stałego wymijania się nawzajem w jednym i tym samym mieście. Może dlatego ten pierwszy krok w stronę nieuniknionego był dość nieśmiały, w dodatku wątpliwy. Daphne do ostatniego momentu wahała się, czy na pewno wybrać się na wycieczkę w ruiny, gdzie znała może osobę lub dwie i miała w takim towarzystwie oglądać horrory.
Finalnie padło, że to świetny pomysł. Zajechała właśnie na miejsce, wyskakując z samochodu znajomego sekundę po tym, jak zaparkował nieopodal przyozdobionych strasznymi ozdobami ruin. Była ciekawa, jak organizatorzy obeszli prawo i czy w ogóle to zrobili. Równie dobrze ten plac mógł należeć do jednego z nich. Dodatkowo, impreza miała być ponoć kameralna, ale ilość osób wcale nie przemawiała za taką wielkością. Daphne już czuła się przytłoczona, ale nie miała za bardzo jak się wycofać. Mogła jednak przyjechać tutaj na własną rękę, wtedy mogłaby uciec w każdym momencie. Tak była zdana na łaskę znajomego, który wydawał się być przesadnie podekscytowany całym przedsięwzięciem. Niech to szlag.
Wzdychając ciężko, zaczęła za nim chodzić niczym cień. Dobrze, że to też był socially awkward nerd jak ona i nie gadał praktycznie z nikim, tylko podszedł od razu do stanowiska z przekąskami. Sama też nachyliła się nad nimi, z zainteresowaniem podziwiając szczegóły co niektórych łakoci. Musiała przyznać, że wyglądały na solidnie wykonane i prezentowały się naprawdę klimatycznie. Tak samo, jak i ozdoby znajdujące się wewnątrz ruin. Organizatorzy mieli najwidoczniej głowę we właściwym miejscu, bo zadbano również o takie przyziemne rzeczy jak przenośny grzejnik. Dni były już chłodne, nie wspominając o wieczorach. Nene z ulgą rozpięła swoją kurtkę, po czym złapała za cukierka na patyku w kształcie dyni. A może to był jakiś owoc? Zamierzała się przekonać.

Natalie van Laar

Who you gonna call? Ghostbusters?

: śr gru 03, 2025 10:55 pm
autor: Natalie van Laar
Nie planowała tu przychodzić. Właściwie to… absolutnie nie planowała. O seansie dowiedziała się przypadkiem, od koleżanki, która próbowała ją “zintegrować i zaznajomić z lokalnym życiem”, czy jak to tam ona ujęła. Natalie chciała odmówić, klasycznie, bo przecież ostatnie, czego potrzebowała, to tłum obcych ludzi, straszące dekoracje i mokre liście wchodzące do butów. Ale kiedy usłyszała nazwę miejsca, coś jej kliknęło w głowie. Ruiny na obrzeżach. Plotki o kameralnej imprezie.
To może faktycznie było coś czego potrzebowała po tym jak życie ostatnio przemieliło ją na wszystkie możliwe sposoby.
Więc przyszła. Sama. Pieszo. Zmarznięta, z kubkiem gorącej herbaty w ręce, którą wypiła po drodze jak wariatka, żeby tylko mieć czym zająć nerwy.
Weszła do środka ruin i natychmiast poczuła się jak w pułapce: światełka, dekoracje, zbyt wiele twarzy, dźwięk głośników niosący się po kamieniu. Stanęła więc przy jednej z kolumn, udając, że coś sprawdza w telefonie, a tak naprawdę tylko rozglądała się, szukając swojej koleżanki, która obiecała, że będzie o wiele wcześniej.
I nagle, zauważyła kogoś kogo zdecydowanie nie powinna.
Daphne.
Z kimś, ale na szczęście niezbyt rozmownym, bo inaczej Natalie na pewno by uciekła, zamiast zastanawiać się czy podejść bliżej.
Patrzyła na nią jak idiotka przez dobrą minutę, próbując się upewnić, że to nie tylko podobna dziewczyna. Ale nie - to na milion procent była ona. Ta sama mina, kiedy coś ją zaintrygowało, to samo nerwowe poprawienie rękawa.
Natalie miała tyle emocji naraz, że nie potrafiła ich posegregować: ulga, strach, tęsknota, wszystkie zaległe żale, cała ta cholerna przepaść między nimi, którą próbowała zasypać odkąd tu przyjechała. Chciała do niej podejść od razu, ale nogi jej nie słuchały. Prawie zawróciła. Prawie wyszła. Prawie odebrała to jako znak, że jeszcze nie czas.
Zanim zdążyła pomyśleć, była już kilka kroków bliżej. Serce waliło jej tak mocno, że miała wrażenie, że wszyscy to słyszą. Stanęła obok, bokiem, nie wchodząc jej w przestrzeń, nie chcąc jej wystraszyć.
Głos złamał się jej tylko odrobinę, kiedy w końcu przemówiła.
Serio… nawet tutaj rzucasz się na słodycze jako pierwsze? — To było głupie zdanie. Totalnie nieprzemyślane. Ale było proste, szczere, nerwowe. Natalie poczuła to charakterystyczne drżenie w żołądku i uśmiechnęła się słabo. — Hej, Daphne. Co ty tutaj do cholery jasnej robisz?
Przełknęła ślinę, czując, jak wszystkie miesiące bez rozmów stoją jej nagle w gardle. I nagle nie wiedziała, czy bardziej chce ją przytulić, czy wpaść pod ziemię.

Daphne van Laar

Who you gonna call? Ghostbusters?

: ndz gru 14, 2025 2:05 pm
autor: Daphne van Laar
Ten wypad również miał być dla Daphne pewną formą odskoczni od normalności, która wciąż utrzymywała ją w stałym stanie gotowości czy ostrożności. Nowe miejsce zamieszkania, nowa praca, nowe potencjalne bodźce, które mogły na co dzień uprzykrzyć jej życie. Niby była tutaj już parę miesięcy, ale wciąż łapała się na tym, że oglądała się uważnie, wychodząc zza rogu w każdej sytuacji. Na imprezie nie było inaczej, choć miała wrażenie, iż łatwiej będzie jej zrzucić ten cały płaszcz ostrożności, chociażby na jeden krótki moment.
Nie sądziła jednak, że pojawienie się najmniej oczekiwanej osoby nie tylko jej to uniemożliwi, ale i dorzuci do tego worka kolejną rzecz wymagającą porządnego zastanowienia i rozwagi.
Gdy podziwiała te wszystkie cukierki, deserki i co tam jeszcze mogło być na tym stole, żyła w błogiej nieświadomości o fakcie, że ktoś intensywnie ją obserwuje. Akurat zmysły często płatały jej figle w tym aspekcie, więc postanowiła zignorować to śmieszne uczucie na plecach. Raz faktycznie wskazywało na to, że jej intuicja nie myliła się i ktoś wlepiał w nią ślepia, natomiast często był to jej wewnętrzny, paranoidalny głos. Dlatego też za cel obrała sobie zlanie tego uczucia, o ile miała taką możliwość. Tutaj, o dziwo, nie było trudno. Wystarczyło, że rzuciła tylko jakiś krótki komplement dotyczący słodyczy w stronę swojego kolegi, a ten tylko mruknął coś na odwal się w odpowiedzi. Van Laar była do tego przyzwyczajona, więc tylko ucieszyła się, że dostała coś zwrotnego. Wzięła też do ręki wypatrzone jedzenie, od razu przystawiając sobie je do buzi z zamiarem jego spróbowania.
Prawie udławiła się swoim przysmakiem, gdy usłyszała głos, którego kompletnie się tutaj nie spodziewała. Zamrugała przez łzy, kaszląc parę razy i próbując spojrzeć na osobę, która do niej przemówiła. Jej słuch nie mylił się – stała obok niej siostra we własnej osobie.
Nat...Natalie? — jej głos był nieco ochrypnięty od kaszlu, przez co odchrząknęła cicho. Teraz to ona poczuła napływ naprawdę wielu emocji, które chwilowo sparaliżowały jej narząd mowy. Ba, zapomniała wręcz, co ta do niej powiedziała. Dopiero po kilkunastu długich sekundach zdobyła się na uśmiech, który z szeroko otwartymi przez szok oczyma musiał wyglądać dość komicznie. — Natalie! O kurczę! — jej głos dalej nieco drżał, ale dało się wyczuć nutkę radości z powodu zobaczenia siostry. W pierwszej chwili miała chęć ją przytulić, ale coś ją przed tym powstrzymało. Może był to ten cukierek na patyku, a może coś zupełnie innego. — Ja mieszkam teraz niedaleko, w Toronto. Tam dostałam pracę. — wyjaśniła, co nastąpiło po kolejnej dłuższej chwili. Czuła się trochę dziwnie, jakby obawiając się w duchu, jak Natalie zareaguje na te rewelacje. — A Ty co tutaj robisz? Jesteś na jakiejś wycieczce? — zapytała, głównie z ciekawości. Przypomniała sobie też o obecności swojego kumpla i już obracała się, by zapoznać go z siostrą. Okazało się jednak, że ten gdzieś sobie w międzyczasie poszedł, a ona klasycznie tego nie zauważyła.

Natalie van Laar