Strona 1 z 2

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: ndz lis 02, 2025 1:17 pm
autor: Leah Nixon
Jęk. Leah z trudem otworzyła oczy. Powieki miała ciężkie, jak z ołowiu. Światło wpadające przez szczelinę w zasłonach było zbyt jaskrawe. W głowie dudniło, puls rozsadzał skronie. Język przykleił się do podniebienia, usta miała spierzchnięte, a gardło bolało przy próbie przełknięcia śliny. Czuła, że skórę ma lepką od potu. Wszystko ją bolało, każdy mięsień, jakby przebiegła maraton albo ktoś ją skopał. Żołądek miała ściśnięty i to na granicy mdłości. Kolejny jęk. Spróbowała usiąść, ale ciało okazywało się na to zbyt ciężkie i jakby... Obce. Zupełnie tak, jakby to nie były jej kończyny. Zmysły miała otępiałe i równocześnie nadwrażliwe, przez co zapach przegrzanego alkoholu i perfum był nie do zniesienia. Z trudem zmusiła się do siadu, chowając twarz w dłoniach. Usiłowała sobie przypomnieć co się stało wczoraj wieczorem i dlaczego czuje znajomą woń wody kolońskiej Cill... Spojrzała w bok, wykręcając głowę za szybko, przez co ból karku stał się nieznośny. Jednak nie to było najgorsze. To co zobaczyła, a raczej k o g o w łóżku obok siebie. Cillian. Nagi. Z tyłkiem na wierzchu i tulący do siebie poduszkę. Wyskoczyła z krzykiem z łóżka jak oparzona. Momentalnie zakręciło się jej w głowie, a pokój zaczął wirować. Przytrzymała się ramy łóżka, z przerażeniem odkrywając, że też jest naga. Na bladym udzie zachował się piękny odcisk męskiej dłoni... Złapała za kołdrę i pociągnęła, aby się nią szczelnie okryć.
Zrobiło jej się gorąco, potem zimno, potem znów gorąco — jakby ktoś przełączał temperaturę jej ciała pilotem. Serce waliło jak szalone, w ustach zasychało jeszcze bardziej, a ręce zaczęły jej lekko drżeć.
— Nie, nie, nie… — wymamrotała pod nosem, jakby sama siebie próbowała przekonać, że to sen.
W głowie miała pustkę. Absolutną. Żadnego obrazu, żadnej sceny z poprzedniej nocy. Tylko urywki, krótkie przebłyski, które znikały, zanim zdążyła je złożyć w całość. Pamiętała, że przyjechali do Niagara Falls, żeby świętować jego urodziny.
Śmiech. Mnóstwo śmiechu. Bar tonący w światłach neonów, Cillian z butelką w dłoni, jej własna ręka z kieliszkiem, który musiała opróżnić jednym łykiem — „za jubilata!”. Światło. Kolory. Obracająca się sala, barwne refleksy na skórzanej kurtce. Wspomnienie jego dłoni, która spoczęła na jej biodrze. Ciepło pod skórą. Potem śmiech, znów muzyka, coraz szybsze tempo... Dotyk jego ramienia, gdy próbowała utrzymać równowagę. Ostatnie, co pamiętała, to iskra — dosłownie. Iskra z zapalniczki, gdy ktoś próbował odpalić papierosa mimo wiatru, i nagły wybuch śmiechu.


Cillian O'Brien

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: ndz lis 02, 2025 8:46 pm
autor: Cillian O'Brien
Dźwięk tak głośny, że aż boleśnie przeszywający ciało, brutalnie wyrwał go ze snu. Drgnął i gwałtownie poderwał głowę, co okazało się bardzo dużym błędem. Poczuł się tak, jakby wewnątrz czaszki wybuchła bomba, w uszach zapiszczało, w uszach zaczęło niekomfortowo pulsować, powieki zacisnął w niekontrolowanym obronnym odruchu.
- Ał... - Próbował to wymamrotać, ale w gardle miał tak sucho, że zabrzmiało to bardziej jak jakiś chrzęst piasku. Przyłożył dłoń do czoła i ucisnął skronie, jeszcze przez chwilę starając się zapanować nad całkowicie obejmującym go dyskomfortem. Łeb napierdalał, nawet przez zamknięte powieki było zbyt jasno, w ustach potworna susza zamieniająca język w podeszwę, a to dopiero był tylko kawałek ciała do analizy.
Czuł niemoc. Mięśnie tak przytłoczone, zmęczone i przeciążone, że każdy najmniejszy ruch nogą, czy ręką, wyzwalał tylko więcej niewygody. W żołądku kotłowało się niebezpiecznie, a każdy oddech kosztował zbyt dużo. Płuca szczypały tak, jakby je przepalił, mimo że nie palił.
Tylko czy minionej nocy przypadkiem nie zapalił? Próbował sobie przypomnieć, czy może to nie jeden durny papieros jest winowajcą takiego stanu (absurd), ale jedyne co wiedział, to... nic. Czarna dziura. Urwany film.
Zbyt intensywnie uderzający w uszy szelest i nagły chłód rozlewający się po całym ciele, sprowokowały go do kolejnego gwałtownego i zbyt szybkiego przekręcenia głowy, spojrzenia w kierunku źródła tego potwornego hałasu. Zabolało okropnie, ale ten ból zszedł na dalszy plan, jak przymrużone oczy padły na opierającą się o ramę łóżka kobietę. Zasłaniająca się kołdrą Leah była jednym z ostatnich widoków, jakie spodziewał się zobaczyć.
Momentalnie zerwał się, co w rezultacie poskutkowało stoczeniem się z łóżka na twardą podłogę. Zderzył się z nią, jak z brutalną rzeczywistością poranka na kacu. Poderwał się na nogi niezdarnie, ale najszybciej jak mu na to pozwolił nagły zastrzyk adrenaliny.
- Co do kur... - Spojrzał na nią ponownie, tym razem szeroko otwartymi oczami. To był błąd. Rozdzierające głowę uczucie uciszyło zbyt głośne słowa momentalnie. Znowu zacisnął powieki, krzywiąc się w nieprzyjemnym, nieoczekiwanym (a powinien się tego spodziewać) bólu. Znowu przyłożył dłoń do skroni, dopiero po kolejnej sekundzie otworzył oczy i spojrzał w dół.
Zdał sobie sprawę, że jest nagi. Niewiele myśląc, od razu pospiesznie zasłonił dłońmi przyrodzenie, patrząc teraz na swoją niespodziewaną towarzyszkę poranka ze zbolałym niezrozumieniem.
- Dlaczego jesteś w moim łóżku? - Może nie było to najlepsze pytanie, ale z pewnością było pierwszym, jakie mu do głowy przyszło. Spróbował sobie przypomnieć cokolwiek z minionej nocy, ale na daremnie. Wszystko urywało się w momencie, jak całym gangiem wychodzili z baru, żeby przenieść się do kolejnego, bo noc była zbyt młoda żeby ją żegnać.

Leah Nixon

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: wt lis 04, 2025 12:12 am
autor: Leah Nixon
Leah zamarła, wciąż zbyt oszołomiona, by w ogóle odpowiedzieć. Serce tłukło się w piersi jak szalone, a każde jego mocniejsze uderzenie rozbrzmiewało echem w głowie. Dłonie kurczowo trzymały pościel przy piersi, jakby to miało ją ochronić przed całym absurdem, który rozgrywał się przed jej oczami. Unosząc brwi, prychnęła krótko, z niedowierzaniem i irytacją wymieszaną z paniką.
— Twoim łóżku? — powtórzyła z chrypką, która jeszcze bardziej podkreślała, jak bardzo miała wysuszone gardło — Na litość boską, spójrz wokół siebie, geniuszu. To nawet nie jest twój pokój.
Rozejrzała się powoli, jakby dopiero teraz do niej docierało, gdzie właściwie są. Wzrok padł na wielkie łóżko z białą pościelą, przybrudzoną śladami ich nocy, na ręcznikowego łabędzia leżącego na podłodze – jedyne, co zostało z dekoracji – oraz płatki róż porozrzucane wokół. Wśród tego wszystkiego leżała pusta butelka po szampanie, rozlana ciecz, jakieś dwa kieliszki, jeden pęknięty. Na podłodze ich ubrania – w pośpiechu, bez ładu, jakby każde z nich próbowało pozbyć się ich w panice albo gorączce chwili.
Poczuła, jak żołądek zaciska się jeszcze bardziej, a serce zaczyna łomotać szybciej. Głowa pulsowała od natłoku obrazów, które nie chciały się złożyć w całość. Zaczynała się denerwować na samą siebie, że nie pamiętała żadnych konkretów z wczorajszego wieczoru. To co się stało nie powinno mieć nigdy miejsca.
Schyliła się z wielkim trudem po ręcznikowego, sflaczałego łabędzia i rzuciła nim w Cilliana, jakby chciała w ten sposób wyładować zarówno frustrację, jak i pokazać mu, że trafili do apartamentu dla nowożeńców. Ten ruch kosztował ją sporo wysiłku, dlatego przysiadła na skraju łóżka w jego nogach. Przymknęła powieki, uciskając nasadę nosa.
— Niczego konkretnego nie pamiętam — powiedziała jękliwie. Czuła się jak gówno. Nigdy tyle nie piła, nie zażywała żadnych dopalaczy, ani nie doprowadzała się do takiego stanu. To było nowe, upokarzające doświadczenie. Jak z kiepskiego filmu, tyle, że tu nie będzie romantycznego happy endu.



Cillian O'Brien

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: wt lis 04, 2025 2:40 pm
autor: Cillian O'Brien
Spróbował złapać tego sflaczałego ręcznikowego łabędzia rozwijającego swoje ręcznikowe skrzydła w locie. Niestety, percepcja otoczenia zawodziła nie tylko przez ból głowy, ale i nagłe zawroty. Materiał pacnął go w udo i opadł smętnie na podłogę, a Cillian popełnił kolejny błąd tego poranka - schylił się zbyt szybko, żeby pochwycić ręcznik w celu wykorzystania go jako osłony. Ponowne wyprostowanie się do pionu zaowocowało okropnym, przeszywającym bólem w skroniach i za oczami, oraz wzmożonymi zawrotami wywołującymi mdłości. Wstrzymał na moment powietrze i zacisnął szczęki, starając się jakoś zapanować nad kacem. Poza fizycznymi efektami minionej, bardzo intensywnej nocy, zaczynał odczuwać moralny dyskomfort.
Pospiesznie, jedną ręką rozwinął łabędzia i owinął ręcznik wokół pasa, jakby wszystkie znaki dookoła nie sugerowały, że Leah i tak widziała go w pełnej okazałości i zrobiła z tego użytek. Obydwoje zrobili użytek.
Rozejrzał się po pomieszczeniu trochę bardziej przytomnie, niż sugerowało to jego rozbiegane spojrzenie. Miała rację, to nie był jego pokój. To nie był chyba nawet ten pokój, który rezerwował przed przyjazdem. Co, do jasnej cholery, podziało się minionej nocy?!
- Twoje łóżko to też nie jest. - Powiedział to w sposób, jakby miało to być jakimś durnym argumentem, w jeszcze durniejszej kłótni. Było to tym bardziej absurdalne, że nie miał pojęcia, jak wygląda jej pokój i jej łóżko. Panika i nieprzyjemne uczucie bycia wybitym ze swojego życia, bycia nie na miejscu i w ogóle z dala od komfortu we własnej głowie, odciskały swoje piętno.
Jego spojrzenie prześliznęło się po skotłowanym prześcieradle, niedbale porozrzucanych ubraniach, swoim portfelu leżącym na podłodze (jakby bezmyślnie go tam upuścił, nie przejmując się, że ma tam wszystkie dokumenty), zmiętych opakowaniach po... nie mógł stwierdzić, czy to były cukierki, czy może czekoladki zostawione przez obsługę hotelu na poduszkach. Płatki róż walające się w tym rozgardiaszu, niektóre zmiażdżone i roztarte na łóżku, kiedy...
Zrobiło mu się ciepło w ten bardzo niefajny sposób, jak pomyślał, że nie pamięta minionej nocy, która najwyraźniej była bardzo namiętna. Aż złapał się za głowę jedną ręką, bo drugą kurczowo trzymał owinięty w pasie ręcznik, trochę w taki sposób, jak Leah zaciskała dłoń na zasłaniającej ją kołdrze.
- Ja pierdole... - Wyrwało mu się to znacznie ciszej, jakby już umysł przyswoił delikatny stan organizmu i nie chciał sobie za bardzo zaszkodzić. Usiadł po drugiej stronie łóżka, w najbardziej odległym rogu, wiec przy wezgłowiu. Na brzegu, jakby obawiał się, że jednak znajdą się za blisko siebie.
Przełknął z trudem, czując jak susza w ustach i przełyku zaczyna nieznośnie domagać się nawilżenia. A nie mieli tu nawet szklanki z wodą! Spojrzał na Leah w ten nieokreślony sposób. Mogła to być złość, ale również strach, niezrozumienie, oskarżenie, zagubienie. Cillian czuł się tak wytrącony z równowagi, że sam nie wiedział co czuje bardziej.
- Piliśmy whiskey. A później shoty... chyba rumu. Albo to była tequilla? Cholera, nie pamiętam... - Potarł skroń palcami, uciskiem starając się pozbyć pulsującego bólu promieniującego aż na szczękę i kark. - Może wcale do niczego nie doszło, może byliśmy tak pijani, że padliśmy spać. - Kolejne spojrzenie wystarczyło, żeby zdać sobie sprawę z tego, jak mało prawdopodobne i wręcz absurdalne było to założenie. Na szyi Leah dostrzegł ciemny ślad. I to nie jeden. Aż mu się włos na karku zjeżył, bo w myślach pojawił się przebłysk - i nawet nie był pewien, czy był prawdziwy, czy to wyobraźnia płatała mu figla - jak niczym gówniarz zrobił jej te malinki.

Leah Nixon

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: pt lis 07, 2025 1:48 pm
autor: Leah Nixon
Leah oparła łokieć o kolano, wciąż ściskając pościel, jakby bała się, że zaraz zsunie się z niej razem z resztką godności. Czuła się, jakby ktoś przeżuł ją i wypluł — w głowie nadal dudniło, żołądek protestował przy każdym głębszym oddechu, a w ustach miała smak czegoś gorzkiego, metalicznego. Na chwilę przymknęła oczy, próbując złapać równowagę, ale świat i tak kołysał się jakby wciąż siedziała w barze, a muzyka nie przestała grać. Otworzyła powieki dokładnie w momencie, gdy Cillian odwrócił się plecami. Miała mu powiedzieć coś cierpkiego, w stylu „super plan z tymi shotami”, ale słowa ugrzęzły jej w gardle. Zamarła. Na jego skórze, między łopatkami i niżej, widniały wyraźne, zaczerwienione ślady — paznokcie. Jej paznokcie? Oczy rozszerzyły się, a przez ciało przeszła fala gorąca, od karku aż po czubki palców.
— Boże, twoje plecy — wymknęło jej się niemal bezgłośnie, z mieszaniną przerażenia i niedowierzania. Nie czuł piekącego bólu? Może dlatego zasnął na brzuchu. Przez kilka sekund po prostu siedziała nieruchomo, patrząc na niego, jakby próbowała ocenić, czy to naprawdę możliwe, że się tak zatracili. A potem nagle serce przyspieszyło. Bo jeśli naprawdę się ze sobą przespali to... Poczuła zimny pot na karku. Brała tabletki, lecz alkohol i Bóg jedyny wie, co jeszcze zażywali mógł zakłócić działanie antykoncepcji. Żołądek zawiązał jej się na supeł, a gardło ścisnęło, gdy uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, czy w ogóle o tym pomyśleli.
— Cillian — wychrypiała, czując jak suchość w ustach wraca ze zdwojoną siłą — Powiedz mi, że... że chociaż miałeś prezerwatywę.
Widziała, jak na sekundę jego twarz rozjaśniła się czymś na kształt ulgi — pewności. Może i by odetchnęła z pozornym spokojem, gdyby nie to, że przeszukując portfel mina O'Briena zrzedła. Leah nie spuszczała z niego wzroku, obserwując, jak grzebie w rzeczach rozrzuconych po podłodze. I wtedy to zobaczyła — coś błyszczącego, drobny kawałek srebrnej folii, na pół rozchylony. Z trudem wstała, czując, jak mięśnie protestują przy każdym ruchu. Kolana miała miękkie, ale mimo to pochyliła się i podniosła przedmiot z podłogi. Półotwarte opakowanie. Unosząc je między palcami, spojrzała na niego spod ściągniętych brwi:
— O tym mówisz? — spojrzała na opakowanie, potem z powrotem na niego. Zrobiło się jej niedobrze.



Cillian O'Brien

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: sob lis 08, 2025 1:22 pm
autor: Cillian O'Brien
Gorzki wstyd przed samym sobą (i przed nią też), uderzył w niego z nieoczekiwaną siłą. Jakby efekty pijaństwa i Bóg wie czego jeszcze, zbierały w tej chwili bardzo dorodne żniwo. Oderwał od niej spojrzenie i odwrócił się całkiem, nie będąc w stanie zmierzać się z konsekwencjami zbyt dobrze spędzonej nocy, której NIE PAMIĘTAŁ. Wsparł łokcie o własne kolana i ukrył twarz w dłoniach. Palcami zdążył tylko ucisnąć lekko oczy, kiedy przeczulony słuch wyłapał przerażony głos Leah. Spojrzał w jej kierunku i w odruchu spróbował zapuścić żurawia na swoje plecy, ale ukłucie bólu za oczami powstrzymało go od forsowania tej próby.
- Co z nimi? - Wstał, żeby podejść do lustra wiszącego na ścianie. Pierwsze co w nim zauważył, to własna zmarnowana twarz, lekko opuchnięta, zmęczona, z cieniami pod oczami. Skrzywił się i dopiero odwrócił. Kolana mu zmiękły i chyba pobladł jeszcze bardziej, niż przed chwilą. - Ja pierdole, biłem się z pumą, czy co? - Wiedział skąd te ślady, mimo że nic nie pamiętał. Coś bardzo głęboko w podświadomości mówiło mu, że tak, to ślady paznokci Leah, kolejny dowód upojnej, dzikiej nocy. Naturalnym ruchem defensywnym było wejście w cynizm, bo czuł się tak bardzo wyeksponowany i obnażony, że narastała w nim panika. Aż przysunął się bliżej tafli lustra, żeby uważniej spojrzeć na bardzo wyraźnie zarysowane, zaczerwienione ślady, z których wiele z nich wykazywało ślady naruszenia, wyraźnie zaschnięte linie krwi.
Spojrzał na nią, jak usłyszał swoje imię. w całym tym absurdzie i chaosie, jej pytanie miało bardzo dużo sensu. I faktycznie przyniosło ulgę, bo zawsze nosił w portfelu prezerwatywę. A ten leżał na podłodze tak, jakby rzucił go tam niedbale, więc zakładał, że po to w ogóle go z kieszeni wytargał. Kucną, żeby przejrzeć najpierw papierki lezące na podłodze, czy to przypadkiem nie znajome kwadratowe opakowanie, a następnie kieszonki i przegródki samego portfela.
- Wygląda na to, że mieliśmy chociaż na tyle rozumu, żeby jej użyć. Powinna gdzieś tu pewnie leżeć... - Przesunął wzrokiem po swojej najbliższej okolicy, ale nie zauważył znajomej folijki. Mimo że bardzo mocno chciał wierzyć, że jednak się zabezpieczyli, to czuł narastający niepokój, którego nie mógł zignorować. Zaczął aż przetrzepywać leżące w nieładzie, skotłowane ubrania, z nadzieją, że znajdzie gdzieś tę cholerną, zużytą gumkę.
I może - tylko może - byłby w stanie desperacko i na siłę oszukiwać się, że użyli prezerwatywy i nawet mieli na tyle taktu, żeby ją wyrzucić do kosza, gdyby nie to, co zauważył w uniesionej dłoni Leah. Nagłe uczucie grozy i spadło na niego z mocą, aż przytłoczyło. Otworzył lekko usta, jakby odruchowo chciał zaprotestować, jakoś się obronić przed zbliżającą się, nieuniknioną zagładą, ale nie był w stanie nic z siebie wydusić. Przerażenie odbiło się w jego spojrzeniu, ze zbolałym jękiem rezygnacji usiadł na podłodze i schował twarz w dłoniach. Przez moment milczał, aż wydał z siebie pełne frustracji "Ffffffuuuuuuuuuck!", na szczęście stłumione przyciśniętymi do twarzy rękami. I tak głowa zapulsowała nagłym bólem. Było mu niedobrze, wściekłość mieszała się ze wstydem i strachem, a jakby tego było mało, ciało się buntowało i jeszcze dokładało wrażeń w postaci dyskomfortu, pieczenia pleców (poczuł je dopiero teraz, jak świadomość wszystkich grzechów nocy spłynęła na niego niemalże złośliwie), przeciążenia mięśni i braku sił.
- Ja pierdole, jak do tego wszystkiego doszło... - Kisząc się w kipiącym poczuciu przegranej, wsparł jeden łokieć o materac łóżka i trzymając dłoń przy czole, oparł się, niewidzącym spojrzeniem wpatrując w jakiś punkt przed sobą. Próbował sobie przypomnieć cokolwiek, ale im głębiej brnął w tę czarną dziurę pamięci, tym gorzej się z tym czuł. - Potrzebuję kawy. Czarnej i skurwysyńsko mocnej - Powoli, mozolnie, sięgnął do swoich rzeczy, żeby zacząć się ubierać. Nie patrzył w kierunku Leah, nie był w tanie w tej chwili spojrzeć jej w twarz, bo było mu po prostu głupio i wstyd.

Leah Nixon

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: wt lis 11, 2025 7:44 pm
autor: Leah Nixon
To musiał być pieprzony koszmar. Sytuacja była tak absurdalna i komiczna, że gdyby nie kac to nawet by się zaśmiała. Złamała wszystkie swoje zasady i nie tłumaczyła jej nawet sympatia do Cilliana. To co zrobili nigdy nie powinno mieć miejsca. W jedną noc skomplikowała swoje życie. Obawiała się konsekwencji, nie tylko zdrowotnych. Dotychczas relacje z Cillianem przebiegały torem, który sama wyznaczyła - wolniejszym i spokojniejszym. Dużo ze sobą rozmawiali, mimowolnie poznawali, ale nigdy nie pozwoliła sobie na coś więcej, niż przyjazny dotyk. Nie oznaczało to jednak, że była na niego całkowicie obojętna. Wbrew sobie, wbrew temu co wiedziała o O'Brienach, polubiła go. I to bardzo, tak bardzo, że gdy pojawiał się w pomieszczeniu to wodziła za nim wzrokiem, a gdy ich spojrzenia się stykały, uśmiechała się. Ciągnęło ich do siebie, inni to widzieli, wszyscy poza nimi, bo Leah wzbraniała się przed tym rękoma i nogami. Ta noc zdawała się kpiną z jej postanowień. Mogła jedynie żałować, że niczego nie pamiętała; miałaby chociaż pamiątkę, bo oczywiście sytuacja się nie powtórzy. Wróci do Toronto, do domu i schowa się pod kołdrę jak Sim ze wstydu.
Spoglądała na Cilliana ciesząc się, że czuje się tak samo źle jak ona. Gdyby zdecydował się z tego żartować i mówić o niezłym rypanku i zabawie, to udusiłaby go własnymi majtkami. A skoro o bieliźnie mowa... Zmusiła ciało do ruchu, szukając swojej garderoby. Rozrzut ubrań stanowił kolejną zagadkę, co do cholery wyrabiali w tej sytuacji. Podniosła jego skórzaną kurtkę i rzuciła na łóżko. Znalazła swoje jeansy, koszulkę... Biustonosz odebrała z lekkim rumieńcem z rąk Cilliana, po tym jak zdjął go z lampy na stoliku nocnym. Rozglądała się za majtkami, gdy jej wzrok uniósł się w górę. Na wiatraku pod sufitem na jednej z łopatek wisiała smętnie jej bielizna. Najzwyczajniejsze, mało seksowne brazyliany w jasnym kolorze. Przełknęła ślinę łapiąc kilkusekundową zawiechę. Spojrzała na Cilliana dopiero po chwili, czując, że policzki ją palą, a czerwieniła się bardzo brzydko mając bladą cerę.
— Czy mógłbyś... — zachrypiała niewyraźnie, musząc odchrząknąć — Czy mógłbyś je stamtąd zdjąć? A ja... Ja muszę wziąć prysznic — unikała kontaktu wzrokowego. Obserwowała jak wspina się na łóżko, jak sięga i... jak ręcznik opada z jego bioder, ukazując wszystko co skrywał pod. Widok był hipnotyzujący, a czar prysnął, gdy szybko został zakryty. Ściskając pościel uciekła do łazienki, zamykając pospiesznie drzwi. Pomieszczenie było duże i oddzielone od prysznicu szklanką ścianką, więc Cillian mógł bez problemu zostawić jej majtki na blacie szafki, gdy ona będzie brała prysznic.
Długi czas spędziła pod prysznicem stojąc po prostu pod strumieniem gorącej wody, próbując się nie porzygać i zebrać myśli. Nie uważała, aby był sens obwiniania za wszystko Cilliana. Wierzyła w jego autentyczny szok, jechali na tym samym wózku. Teraz musiała zadbać o to, aby odwiedzić aptekę i wrócić do domu. Tam na spokojnie wszystko przemyśli. Wycierając się ręcznikiem, czuła ból w niektórych miejscach, które w lustrze miały swoje odzwierciedlenie w zaczerwienieniach, siniakach i odciskach palców. Na widok malinek na swojej szyi i piersiach zaklęła. W głowie pojawił się obraz gorącego oddechu na wrażliwej skórze i wilgotnego języka, przesuwającego się po... Musiała chwycić się zlewu. Nie wiedziała czy to wspomnienie, czy właśnie wyobraziła sobie Cilliana robiącego wszystkie te rzeczy po których nosiła teraz ślady. Dokończyła ubieranie i w końcu wyszła z łazienki, z ulgą odnotowując, że O'Brien nie zostawił jej samej.
— Proponuję pójść do recepcji i zapytać o okoliczności wynajmu tego pokoju — wysunęła propozycję, mierzwiąc wilgotne włosy, które zdążyła jedynie lekko podsuszyć — A potem muszę do apteki.
Rozejrzała się po pokoju i z pozytywnym zaskoczeniem odnotowała, że pod jej nieobecność zdążył posprzątać. Z płatkami róż już będą musiały powalczyć sprzątaczki. Wzięła śliwkową bluzę z fotela i ją ubrała, dając tym samym sygnał, że jest gotowa do wyjścia.



Cillian O'Brien

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: pt lis 14, 2025 1:33 am
autor: Cillian O'Brien
Zbieranie własnych ubrań okazało się zadaniem bardziej wymagający, niż powinno. Siedząc wciąż na podłodze przy łóżku, mógł chwycić tylko jedną skarpetkę, wszystko inne było poza bezpośrednim zasięgiem ramion. Musiał wstać i z wysiłkiem człowieka styranego życiem i przejechanego przez złe decyzje pijańsko-używkowe.
W procesie zbierania kolejnych części garderoby, natknął się na stanik Leah przewieszony niedbale przez lampkę na stoliku nocnym. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz aż coś dziwnie zakotłowało się gdzieś pomiędzy żołądkiem a mostkiem. Co oni tu wyrabiali, że wszystko było tak porozrzucane? Oddał jej to, co do niej należy, unikając jej spojrzenia i czując, jak go palą policzki i kark. Jeśli w tej chwili się rumienił jak jakiś szczeniak pierwszy raz widzący damską bieliznę, to chyba sobie tę gorącą, gorzką kawę na ryj wyleje, jak już ją zdobędzie.
Kilkusekundowa zawiecha Leah zwróciła jego uwagę w dziwnie troskliwy sposób. W pierwszym odruchu pomyślał, że coś się stało, nadepnęła na coś, źle się poczuła - cokolwiek. Bo niezależnie od stanu, w jakim się obydwoje znajdowali i żenującej niezręczności okoliczności, wciąż ją bardzo lubił. To był ten typ nieoczekiwanej znajomości, zupełnie przypadkowej, ale zapadającej w pamięć i zamieszkującej na stałe w umyśle. Była tak zwyczajną osobą, a zarazem tak nadzwyczajną w tej zwyczajności, że zapałał do niej sympatią wybiegającą poza zwyczajną koleżeńską znajomość.
Widok jej majtek wiszących na łopatce wiatraka w pierwszej chwili bardzo go rozbawiła. A w kolejnej zdziwiła. I zaraz po tym zawstydziła. Jak i dlaczego - to były podstawowe pytania tego ranka. Nie zaśmiał się, bo sama próba przypomnienia sobie dlaczego ich ubrania latały po całym pokoju, wywołała zawroty głowy. Nie zamierzał jednak używać tego jako wymówki i nie pomóc w niwelowaniu powodów do obustronnego zażenowania. Wspiął się na łóżko chwiejnie, trzymając jedną ręką ręcznik zakręcony na biodrach. Jednak przez niestabilność materaca i własnych nóg, spotęgowaną kołowrotkiem w głowie, musiał unieść dwie ręce, dla stabilizacji żeby nie runąć na pysk.
Zdążył się jedynie wyciągnąć w kierunku wiatraka, kiedy poczuł jak ręcznik z cichą gracją odwija się ze słabego splotu i zsuwa z bioder, opadając na łóżko z miękkim szelestem. Momentalnie poczuł chłód, spięcie i mrowienie typowe dla podświadomego znaku, że jest się obserwowanym. Zasłonił się od razu, balansując na lekko ugiętych nogach i wpatrując w chyba równie przerażoną i zawstydzoną Leah, zaraz uciekającą do łazienki.
W innych okolicznościach być może nie czułby się tak... tak. Być może w ogóle dumnie by się przed nią prężył, bo najprawdopodobniej byłaby to sytuacja, do której by dążyli, bo długim procesie poznawania się. Jeśli w ogóle by nastąpiło. Ale teraz, z kacem drenującym wszelkie siły witalne i moralnym ciężarem upodlenia, czuł się za bardzo wyeksponowany. I nie było to komfortowe.
Zdjął jej majtki z wiatraka i na chwilę usiadł na łóżku, podpierając głowę na ręce i oddychając głęboko. Miał wyrzuty sumienia i poczucie winy, niemożliwe do zignorowania ani nawet zminimalizowania. Westchnął ciężko, wypuszczając powietrze przez usta i uznał, że nie ma sensu katować się, ani na siłę przypominać czegoś, czego nie pamiętał, bo tylko bardziej rozboli go głowa. Potrzebował tej kawy i dopiero po solidnej dawce kofeiny może wróci do prób przywołania wydarzeń minionej nocy.
Pozbierał swoje rzeczy i ubrał je, sycząc cicho przy zakładaniu koszulki. Plecy zapiekły wyraźnie, niczym wyraźna konsekwencja grzechów. Nie mógłby wziąć teraz prysznica, chyba by się wtedy całkiem poddał, położył na podłodze i z pokorą przyjął kac karę. Założył też swoją ciemną bluzę i zaciągnął kaptur na głowę. Dało mu to złudne poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Pozbierał z podłogi butelkę i kieliszki, z czego ten pęknięty od razu wyrzucił do kosza stojącego przy komodzie. Wytarł plamę chyba rozlanego szampana, zgarnął wszystkie papierki i kilka płatków róż walających się obok, prowizorycznie pościelił łóżko i sprawdził, czy jakieś ich rzeczy nie zawieruszyły się gdzieś pod jakimś meblem. Mógłby wyjść, zostawić Leah samą z tymi samymi trudami poranka, z którymi on się zmagał, ale wydawało mu się to strasznie chamskie i infantylne. Akurat otwierał uchylnie okno, żeby nieco przewietrzyć pomieszczenie, kiedy jego towarzyszka niedoli wyszła z łazienki.
- Biorąc pod uwagę stan moich pleców i twoich... twojej szyi, myślę, że okoliczności są całkiem jasne. Upiliśmy się i zrobiliśmy coś głupiego. - Lekki cynizm pojawiający się w wypowiedzi należał do tych naturalnych, używanych na porządku dziennym. Potarł dłonią kark i policzek z śladami świeżego zarostu. To nie tak, że wcale nie chciał, żeby do takiej nocy doszło. Myślał o tym, wielokrotnie. Lubił Leah, podobała mu się i nawet jeśli otwarcie tego nie przyznawał, to pojawiała się w jego wyobraźni w przeróżnych sytuacjach. Ale, na Boga, nigdy nie chciał, żeby to nastąpiło w T A K I sposób, kończąc się urwanym filmem i kompletnym zanikiem pamięci.
Odetchnął ze zrezygnowaniem i sięgnął po własną kurtkę, żeby zarzucić ją na siebie. Zaciągnął nieco mocniej sznurki kaptura i skinieniem ręki wskazał drzwi, oznajmiając gotowość do wyjścia. - Zapytamy w recepcji o najbliższą aptekę. I miejmy nadzieję, że nie będzie to po drugiej stronie miasta. - Otworzył przed nią drzwi, nawet w takim stanie zachowując maniery.

Windą zjechali w ciszy, czując ciążącą gęstą atmosferę osiadającą na barkach niczym plecak pełen gruzu zdewastowanej moralności. Nie patrzyli na siebie, jedynie stali trochę za blisko, jak na dostępną przestrzeń. Już podchodząc do kontuaru recepcji, Cillian czuł, jak mu włosy dęba stają. Miał złe przeczucia, mieszające się z suchością gardła i dyskomfortem skapciałego języka. Przywitano ich z uśmiechem - zbyt szerokim, jak na zwykłą profesjonalną uprzejmość. Albo tak mu się tylko wydawało.
- Ach, państwo O'Brien, dzień dobry. - Zbyt słodki i zdecydowanie za głośny ton młodziutkiej recepcjonistki przeszył głowę ostrym bólem. Cillian zmrużył lekko oczy, dopiero po kolejnej sekundzie zdając sobie sprawę z tego, co dokładnie za słowa padły z jej ust.
- Nie jesteśmy... to nie... dzień dobry, przepraszam, ale nie jesteśmy państwo... - Zbiło go to trochę z pantałyku i z zaskoczenia zaczął się plątać, nie będąc pewnym, czy minionej nocy nie wpadli na jakże świetny pomysł przedstawienia się jako państwo O'Brien, żeby celowo dostać ten pokój małżeński. Nie mógł wykluczać takiej możliwości. Recepcjonistka nie wydawała się być nadmiernie zdziwiona. Z drzwi za kontuarem wyjrzał zdecydowanie starszy mężczyzna w podobnym uniformie, uśmiechając się jeszcze szerzej, niż koleżanka po fachu na widok stojących przy biurku gości.
- Dzień dobry, panie O'Brien, pani Nixon. - Przywitał się entuzjastycznie, wychodząc z zaplecza z naręczem dokumentów, które odłożył na blat. Podał koleżance papierek z samego szczytu. - Mam nadzieję, że dobrze się państwo bawili. Przed chwilą dostarczono nam państwa dokumenty, proszę wybaczyć Amandzie, wszyscy myśleliśmy, że przyjęła pani nazwisko męża. - Recepcjonista posłał przepraszające spojrzenie w kierunku Leah, po czym przejrzał kilka kolejnych dokumentów, aż w końcu wyciągnął spomiędzy nich konkretny plik spięty spinaczem biurowym i położył na blacie przed Cillianem. - Oto certyfikat małżeński i oficjalne dokumenty legalizujące, wszystko podpisane przez władze i również wysłane kurierem do Toronto, wedle życzenia. Jeszcze raz gratulujemy i życzymy szczęścia na nowej drodze życia. - Słowa pracownika hotelu brzmiały trochę tak, jakby docierały do uszu Cilliana zza grubej szyby, ale jednocześnie boleśnie wyraźnie obijały się o umysł. Słyszał je, ale ich sens docierał z takim spowolnieniem, jakby potrzebował lepszego procesora, żeby je przetrawić. Wziął w dłonie podsunięte dokumenty i powoli uniósł, żeby przeczytać sam tytuł.
Certyfikat małżeński. Certyfikat, kurwa, małżeński.
Co. Do. Chuja?
Zbladł. A następnie zrobił się zielony. Nie powiedział nic, bo umysł sparaliżowało niezrozumienie mieszające się z uczuciem katastroficznej grozy. Język skołowaciał, w uszach zapiszczało, kolana zmiękły i aż odruchowo wsparł się o kontuar recepcyjny, żeby nie osunąć się na ziemię.
Czy oni się pobrali?!

Leah Nixon

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: pn lis 17, 2025 2:04 am
autor: Leah Nixon
Cynizm Cilliana jej nie przeszkadzał. Niektórych by to zniechęciło przy zawieraniu znajomości, lecz ona szybko podłapała kontakt i się nie zrażała. Teraz jednak miała ochotę zabić go spojrzeniem. Była zbyt zmartwiona i pochłonięta czarnymi scenariuszami. Opuścili pokój w milczeniu i w milczeniu zjechali windą do recepcji. Trzymała się blisko niego, pozwalając na przejęcie inicjatywy w rozmowie z uśmiechniętą recepcjonistką. Nie tylko Cilliana zaskoczyło wzięcie ich za państwo O'Brien i Leah byłaby skłonna to zignorować, wziąć za zwykłą pomyłkę, gdyby nie to jakie słowa później padły z ust mężczyzny. Wszyscy myśleliśmy, że przyjęła pani nazwisko męża. Zamarła, wytrzeszczyła oczy i dopiero po chwili zbliżyła się do Cilliana spoglądając na podsunięty dokument. Certyfikat małżeństwa. M a ł ż e ń s t w a. Jak...?! Kiedy?!  Wzięła papier do ręki. Wyglądał na autentyczny, jej podpis był prawdziwy... W uszach zaszumiało, a cała zawartość żołądka momentalnie podeszła do gardła. Rzuciła się w stronę wielkiej donicy z palmopodobnym kwiatem i zwymiotowała, przytrzymując sobie włosy. Uczucie po odkryciu, że przespała się z O'Brienem było niczym w porównaniu z wieścią, że została jego żoną. Jakim cudem tego nie pamiętała? K t o  im u licha udzielił ślubu, gdy byli w takim stanie? Było jej niedobrze, a w ustach dominował teraz ohydny posmak wymiocin. K o s z m a r. Tylko za jakie grzechy musiało ją spotkać takie combo? Dusiła się. Odwróciła się w stronę recepcji, próbując zebrać się na przeprosiny, ale jedyne co zrobiła to wybiegła na zewnątrz i zostawiła Cilliana z tym samego. Świeże, chłodniejsze powietrze trochę pomogło. Odetchnęła kilkukrotnie, zaczerpując powietrza i próbując okiełznać swój żołądek. Musiała wszystko odkręcić, anulować i zniknąć... Akcja była spalona. Spojrzała na dłonie, które drżały. Z tego wszystkiego chciało się jej płakać, a nie było to coś co robiła często. Zawsze panowała nad emocjami i nie było łatwo wytrącić ją z równowagi. Teraz miała prawdziwy rollercoaster emocjonalny i nie umiała się w tym odnaleźć.


Cillian O'Brien

Niagara Falls is where the world reminds you how magnificent it still can be.

: śr lis 19, 2025 1:44 am
autor: Cillian O'Brien
Wmurowało go w ziemię. Poza tym, że było mu słabo, pobladł do stopnia przezroczystości, kolana drżały i uginały się pod ciężarem ciała i świadomości przeładowanej natłokiem informacji, emocji i moralnego dyskomfortu. Musiał opierać się o kontuar, bo naprawdę osunąłby się na ziemię i nie był w stanie ruszyć.
Przed oczami zbyt szybko i agresywnie przeleciało mu setki obrazów. Niektóre z nich być może były wspomnieniami minionej nocy, ale spowolniony kacem umysł nie był w stanie tego wszystkiego przetworzyć. Najwyraźniejsza z myśli sprawiła, że zrobiło mu się niedobrze i już myślał, że pójdzie za przykładem Leah i puści pawia pod ozdobną palemką doniczkową.
Jak on wytłumaczy to ojcu?
Nie, nie, zdecydowanie O'Brien Senior nie mógł się o tym dowiedzieć. Musieli to czym prędzej odkręcić, znaleźć sposób na zachowanie tego miedzy nimi, anulowanie i obiecanie sobie nawzajem, że nigdy nie będą o tym nawet rozmawiać. Niewidzącym, mętnym spojrzeniem powiódł za Leah, aż wybiegła na dwór. Powoli, w oszołomieniu odwrócił się do recepcjonisty, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że coś do niego mówią. Że w ogóle się odzywają!
- ... czuje, panie O'Brien? - O co go pytali? Nie zakonotował z tego absolutnie nic, w tej chwili mając nadzieję, że to wszystko to jednak jakiś pojebany pijacki sen i zaraz obudzi się z gigantycznym kacem mordercą w swoim łóżku. Ból głowy jeszcze przed chwilą, na górze, był niczym w porównaniu z tym, jak teraz dosłownie rozsadzało mu czaszkę od środka.
- Czy to... - Głos skrzypiący z suchości i ściśniętego gardła brzmiał co najmniej tak, jakby coś zaciskało mu się na krtani. Odchrząknął z trudem. - Ten akt, to wszystko... to oficjalne? Autentyczne? - Podpisy się zgadzały, sam papier wyglądał na legalny. Wzdrygnął się w nieprzyjemnym drżeniu, a na karku i barkach włoski zjeżyły się, kiedy ktoś zo obsługi sprzątającej zaczął przesuwać donicę z roślinką na wózek, żeby zabrać ją do wyczyszczenia. Zerknął w tamtym kierunku przelotnie, tylko jednym uchem słysząc odpowiedź recepcjonisty. Już nie taką entuzjastyczną, za to z wyraźną nutą niezadowolenia ukrywaną pod profesjonalną uprzejmością.
- Tak, to wszystko jest legalne, proszę się o to nie martwić. Podpisy mają moc sprawczą w całym kraju, zostały zatwierdzone przez uprawnione władze i wprowadzone w rejestr, wedle pańskiego i żony życzenia. Nie muszą się państwo obawiać, związek małżeński został w pełni leganie i oficjalnie zawarty. - Nie martwić... Dopiero TO Cilliana zmartwiło stukrotnie bardziej! Bo jeśli to gówno było legalne, to anulowanie wcale nie będzie takie łatwe. Miał ochotę krzyczeć z frustracji, ale ból głowy przypomniał mu, że to okropny pomysł.
Uścisnął skronie obydwiema dłońmi, opierając się łokciami o kontuar i pochylając nad tym nieszczęsnym dokumentem. Było mu słabo, niedobrze i ból spotęgował się dodatkowo.
- Macie może... mogę prosić o szklankę wody? Albo dwie. - Zaczynało go to przytłaczać fizycznie. Powietrze w rozległej recepcji było zbyt rzadkie i ciężkie, napierało na niego z taką siłą, jakby to ściany zaciskały się wokół. Potrzebował odetchnąć, ale jednocześnie miał wrażenie, że płuca mu płoną, a gardło kruszy się od suchości.

Jak tylko podano mu dwa plastikowe kubki wypełnione chłodną wodą, jeden opróżnił chciwie duszkiem. O mało nie zrobił tego z drugim, ale gdzieś w całym tym koszmarnym chaosie pomyślał o swojej żonie. Nie, to brzmiało strasznie źle. Wzdrygnął się na samą myśl prześlizgującą się po świadomości. Trzymając kubek w jednej drżącej dłoni i plik dokumentów w drugiej, na miękkich nogach wyszedł przed hotel, żeby odnaleźć Leah.
Wyglądała chyba trochę lepiej niż on, bo wzięła prysznic. Ale też była aż zielona, a w jej spojrzeniu górowało przerażenie. Podał jej ten nieszczęsny kubeczek z wodą.
- W Toronto skontaktuję się z prawnikiem, odkręcimy to zanim ktokolwiek się dowie. - Zrobił bardzo krótką pauzę. - Boże, co nam odjebało, ja pierdole. - Nadal nie mógł w to uwierzyć, a ściskany w dłoni papier wydawał mu się jakimś mało śmiesznym żartem. Ograniczony kacem umysł nie pozwalał nawet brać pod uwagę innego scenariusza. Tak jak i w ogóle nie myślał o tym, że ktokolwiek poza recepcją hotelu może wiedzieć o ich pijańskim wybryku.

Leah Nixon