Strona 1 z 3

i'll go with you anywhere

: pn lis 10, 2025 7:49 pm
autor: teddy darling
015.
Pogrzeb RJ-a odbył się w chłodny, mglisty poranek. Na placu przed remizą ustawiono w szeregu wozy strażackie, żeby oddać mu hołd. Teddy stała z boku, obok reszty załogi. A kiedy karawan ruszył powoli, rozbrzmiały syreny. Ale nie te alarmowe, a przeciągłe i ceremonialne. W kaplicy podeszła do trumny i wsunęła pod wieko naszywkę z jego nazwiskiem. Tą, którą nosił na mundurze. Jego bliskim nie powiedziała nic — słowa wydawały się zbyt kruche wobec tego, co czuła.
Ostatnie dwa tygodnie nie należały do najłatwiejszych, jednak Darling starała się przestrzegać wszystkich zaleceń lekarzy. Stawiała na wypoczynek i nie wykłócała się o wcześniejszy powrót do pracy. Słuch powrócił całkowicie, chociaż w dalszym ciągu miała napadowe szumy, jednak specjaliści powtarzali, że wkrótce wszystko powinno się ustabilizować.
Z racji przymusowego urlopu, zyskała więcej czasu, który poświęcała Helenie. Nie spotykały się codziennie, ale pozostawały w stałym kontakcie. A kiedy podczas wczorajszej wymiany wiadomości Peregrine zaprosiła ją na wycieczkę do swojego rodzinnego miasta, Darling zasugerowała, że mogą wybrać się do Whitby motocyklem. Droga nie była długa, a pogoda sprzyjała. W ogóle w tym roku listopad był wyjątkowo łaskawy i chociaż w powietrzu czuć było zapach porannego deszczu, to w południe znacznie się rozpogodziło.
Zaparkowała filetowe Kawasaki tuż przed drzwiami budynku i w oczekiwaniu Helenę zdjęła zielony kask, a gwałtowny powiew wiatru usiłował wcisnąć jej niesforne kosmyki włosów pod powieki. Podniosła podłużny kufer i wyciągnęła z niego drugi kas. Ten był w odcieniu fioletu i idealnie komponował się z lakierem motocykla.
Już myślałam, że mnie wystawiłaś — rzuciła na przywitanie, kiedy znajoma sylwetka wyłoniła się zza przeszkolonych drzwi. Podświadomie wiedziała, że Helena nie zrobiłaby czegoś takiego. Może nie znały się jeszcze zbyt dobrze, ale na tyle darzyły się wzajemnym szacunkiem, żeby zachować się wobec siebie w porządku. Ostatnie wydarzenia dały im jasno do zrozumienia, że potrzebują się wzajemnie i że pomimo realnego zagrożenia, separacja niczego by nie zmieniła. Skoro zamachowiec obrał sobie za cel Peregrine, to na pewno miał swoje sposoby, żeby dostać się również do Darling.
Widzę, że jesteś przygotowana — zauważyła, kiedy Helena zaprezentowała się przed nią w skórzanej kurtce. Teddy nie omieszkała przyciągnąć ją do siebie i musnąć pełne usta. — Cześć — uśmiechnęła się w trakcie pocałunku. A potem skradła jej jeszcze jeden. I kolejny. I pewnie pokusiłaby się o jeszcze jeden, ale zamiast tego z prowokującym spojrzeniem wcisnęła Peregrine kask w dłonie.

helena peregrine

i'll go with you anywhere

: wt lis 11, 2025 1:07 pm
autor: helena peregrine
17
Widzi Teddy już z windy; coś rozchodzi się ciepłem po jej klatce piersiowej. Chyba ulga.

Odniesienie poważnych ran staje się problematyczne, kiedy to rutyna dnia i pozostawanie w ruchu najlepiej pomaga w trzymaniu w ryzach lepkiej czerni paranoi, która pogrywa jednostajną melodię na pianino, gdy tylko Helena postanawia chociaż na chwilę odetchnąć.

Na początku prawie w ogóle nie mogła spać. Miała ochotę wbrew oficjalnym zaleceniom i narzuconemu jej urlopowi intensywnie poszukiwać Holdena, czepiając się nawet najgłupszych teorii. Ma wrażenie, że to mogłoby pomóc na drgającą w mięśniach nerwowość, ale jednocześnie wie, że to pozory i najprawdopodobniej wpędziłoby ją to tylko w jeszcze większy niepokój. Nie ma przecież nawet żadnych konkretnych tropów, które pomogłyby w ustaleniu tożsamości sprawcy; śledztwo dotyczące Jane Doe stało w miejscu przed zamachem, a Helena pozostaje na razie poza obiegiem informacji.

Poza tym być może gęba Heleny była niewyparzona, ale jednak dane słowo traktowała poważnie - a obiecała przecież Teddy, że o siebie zadba.

Naprawdę? Dlaczego? — pyta. Proste stwierdzenie Darling, niby rzucone mimochodem, jest dosyć celne. Wprawdzie tym razem nawet nie przemknęło to Helenie przez myśl, ale nie byłaby to dla niej nowość. Tym razem jednak naprawdę chce zerwać z cyklem, przez który przez wiele lat wiecznie uciekała bez słowa. Poza tym sama zaproponowała przejażdżkę do swojego rodzinnego miasta. Chciała zatroszczyć się tam o kilka spraw — spontanicznie stwierdziła, że przy okazji mogłaby pokazać Darling miejsce, z którego pochodzi. Być może Teddy mogła wyczuć, że wychodzi ze swojej strefy komfortu, pozwalając komuś naprawdę się poznać.

Te kwestie szybko wyparowują jednak z jej głowy, gdy Darling przyciąga ją do siebie. Helena uśmiecha się prosto w jej usta, lekko wplatając palce w jej włosy. — Cześć — odpowiada, rozkoszując się miękkością jej warg na swoich. I mruczy z lekkim niezadowoleniem, gdy za chwilę w jej rękach, zamiast Teddy, znajduje się połyskujący, fioletowy kask, chociaż jej usta rozciągają się w krzywym uśmiechu, gdy wzrok napotyka iskrę prowokacji w błękitnych oczach. — Niezłe cacko — mówi po chwili z uznaniem, wskazując brodą na motocykl. — Znasz drogę? Jesteś pewna, że nie powinnam poprowadzić? — pyta dźwięcznie, unosząc zaczepnie brew. Mimo to ustawia się posłusznie przy siedzeniu pasażera, czekając, aż Teddy zajmie miejsce przy kierownicy.

teddy darling

i'll go with you anywhere

: wt lis 11, 2025 10:43 pm
autor: teddy darling
Nie sądziła, że Helena wymiga się od spotkania. Przynajmniej nie naprawdę, choć nie miała pojęcia, jak wyglądały jej wcześniejsze relacje i że zwykle znikała bez słowa. Nie rozmawiały o takich rzeczach. Może to nie był jeszcze ten etap, żeby przywoływać przeszłość, a może wcale to nie było koniecznie, aby zacząć coś nowego z zupełnie czystą kartką. Jeśli Peregrine zapragnie się z nią czymś podzielić, Teddy na pewno chętnie jej wysłucha, jednak sama nie zamierzała naciskać. Nie była taka. Nie wpychała się w buciorach w czyjeś schematy, po prostu dawała ludziom przestrzeń, a co oni dalej z tym robili, zależało tylko od nich. Ale to nie oznaczało, że tym sposobem była nieczuła czy mniej troskliwa. Interesowała się, ale na tyle, aby mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Jeśli nie było, wtedy dopiero interweniowała i dopytywała o szczegóły. Dlatego dawała Helenie czas.
Nie mam pojęcia — odparła, wzruszając lekko ramionami. — Może masz mnie dość — rzuciła zaczepnie; usta po pocałunku mrowią przyjemnie, a wzdłuż kręgosłupa dreszcz kończy swój bieg tuż przy szyi.
Darling przeniosła wzrok na motocykl i pokiwała głową. Była cholernie dumna z tego zakupu sprzed dwóch lat. Długo odkładała, żeby go kupić, choć na początku rozważała inny model, ale Kawasaki ujął ją nie tylko parametrami, ale również tym fantastycznym kolorem.
Sprawdziłam drogę na mapie, jest całkiem prosta — stwierdziła zgodnie z prawdą. Żadnych niespodziewanych zjazdów czy innych utrudnień, które musiałaby pokonywać z włączoną lokalizacją. Wystarczyło kierować się na wschód i po półtorej godziny powinny być Whitby. A nawet wcześniej, jeśli Teddy da wycisk swojemu cacku na prostych odcinkach. — Och, wiem, do czego zmierzasz, Peregrine — spojrzała na Helenę spod zmrużonych powiek i ostrzegawczo przycisnęła palec do jej klatki piersiowej. A właściwie wymierzyła nim w samą pierś. I wcale nie nie zrobiła tego specjalnie. No dobra, trochę tak, ale jakoś nie potrafiła się powstrzymać. — Jak będziesz grzeczna, to dam ci się przejechać po jakiejś polnej drodze. Nie licz na nic więcej — zaznaczyła poważnym tonem, ale w jej oczach dało się dostrzec lekkie rozbawienie. — A teraz wsiadaj — przełożyła nogę przez motocykl, poklepała miejsce za sobą i założyła kask. Nie musiała wspominać, żeby Helena się trzymała, to akurat było oczywiste, choć znów poczuła gęsią skórę, kiedy ta objęła ją w pasie.
Przekręciła kluczyk w stacyjce i przez chwilę pozwoliła maszynie pracować na wolnych obrotach, po czym jeszcze raz spojrzała przez ramię — upewniła się, że Helena trzyma się pewnie — i ruszyła. Motocykl drgnął, przetoczył się przez chodnik, potem przez kałużę przy krawężniku i potoczył w dół ulicy.
Minęły rzędy wysokich biurowców i zatłoczonych chodników. Ludzie biegli chodnikami, rowerzyści przecinali skrzyżowania, a one sunęły między samochodami, omijając największe korki. Teddy odruchowo zgięła kolana, balansując między autami, kątem oka dostrzegając wściekłe miny kierowców, którzy pieklili się, że musieli sterczeć w centrum miasta, kiedy jednośladowce cały czas mknęły do przodu.
W miarę jak zbliżały się do wschodniej części Toronto, ruch znacznie zelżał. Budynki stawały się niższe, ulice szersze, a powietrze chłodniejsze. Przed nimi otworzyła się długa, prosta droga prowadząca w stronę Whitby.

helena peregrine

i'll go with you anywhere

: pt lis 14, 2025 1:16 pm
autor: helena peregrine
Odpowiedź Teddy zbija Helenę z tropu, sprawiając, że parska krótkim śmiechem i klika językiem na fakt, że dała się jej tak wrobić. — Jasne — mówi tylko ironicznie, myśląc tylko o tym, że chciałaby pokazać jej, jak bardzo się myli. Spojrzenie, którym przeciąga po jej ustach, jest bardzo wymowne – i na razie musi wystarczyć, bo Peregrine przygarnia do siebie kask.
Ty i twoja fantastyczna orientacja w terenie — kręci lekko głową, jakby cały jej misterny plan upadł ze względu na ten fakt. Coś jednak zapamiętała z ich gry, nawet jeśli w czasie kiedy Teddy zdradzała o sobie ten fakt, Helena już ledwo była w stanie słuchać. Zapamiętywanie różnych szczegółów o strażaczce przychodzi jej jednak z łatwością. — Grzeczna? I po polnej drodze? — powtarza po niej z pewną dezaprobatą, chociaż przez cały czas uśmiech kręci się w kącikach jej ust i oczach. — Mam uprawnienia na motocykle, mówiłam ci o tym? A poza tym, nie wiesz gdzie pojechać, kiedy już będziemy tam — rzuca, przechylając lekko głowę. W końcu na motocyklu nie jest tak łatwo pilotować kierowcy, jak w samochodzie, chociaż gdyby trzeba było, na pewno by sobie poradziły. Peregrine nie wspomina jednak o tym. Zamiast tego zakłada na siebie kask, nie dając Darling od razu zbić swoich wspaniałych argumentów.

Sprawnie wspina się na miejsce pasażera i obejmuje Teddy w pasie. Pomruk maszyny emanuje lekkie drgania, a gdy ruszają, odgłosy aktywnej o tej porze dzielnicy mieszają się ze świstem wiatru.
Helena rozluźnia się, przywierając do pleców Darling. Czas spędzony na motocyklu wygina się w jej myślach; jazda działa na nią prawie tak uspokajająco, co bieg po lesie; nie aż tak, ale dużo lepiej, niż jazda samochodem i tak naprawdę cokolwiek, czego była w stanie spróbować przez ostatnie dwa tygodnie przy rekonwalescencji.
Zbędne myśli wyparowują z jej głowy; zostaje tylko ciepło wewnątrz jej ramion i ud oraz przelotne niezadowolenie z faktu, że w kasku nie jest w stanie poczuć zapachu włosów Darling. Po chwili Helena nie zauważa już nawet widoków zmieniających się dookoła nich, zbyt pogrążona w swojej medytacji.
Zastanawia się nad tym, co pokazać Darling w miasteczku; sprawa wydawałaby się oczywista, gdyby nie dyskomfort rodzinnego domu, w którego wnętrzu nie potrafiła sobie w tym momencie Teddy wyobrazić – tak bardzo tam nie pasowała. Z drugiej strony wiedziała, że nie ma po co z tym zwlekać – że nigdy nie poczuje się wystarczająco gotowa. W końcu gotowość to nie uczucie, tylko decyzja.

Spokój tych rozważań przerywa migająca przed oczami Heleny tablica witająca w Whitby. Nie wie, gdzie upłynęło to półtorej godziny. Serce podskakuje jej w piersi, gdy mijają zakręt prowadzący do jej domu i zatrzymują się kilka minut później na poboczu przedmieścia. Peregrine odsuwa wizjer kasku i wbrew wcześniejszym negocjacjom, podaje Darling szczegóły trasy – z jakiegoś powodu takiej, która prowadziła do domu Grantów od tyłu, przez okno pokoju Heleny. Może to stare przyzwyczajenie odezwało się nagle, mimo że nie używała tego wejścia odkąd dowiedziała się, że ojciec nie żyje.
Nie zatrzymuje już Teddy, która musi kawałek zawrócić i wybrać boczny zjazd, zaraz na wylocie miasta. Sygnalizuje delikatnym gestem ręki, w którym miejscu powinna się zatrzymać i zaparkować, a gdy silnik Kawasaki się zatrzymuje, Helena zdejmuje kask.

Witaj w Whitby — mówi, gdy Darling także zdąża pozbyć się swojego kasku, nachylając się nad ramieniem strażaczki do jej ucha i opierając dłonie na jej ramionach. I w końcu wdycha zapach jej włosów, który sprawia, że dreszcz sunie po kręgosłupie. Teddy może poczuć na skórze, że usta Peregrine rozciągają się w uśmiechu, zanim się odsuwa i zeskakuje z motocykla. Przeczesuje swoje włosy palcami, przytrzymując kask jedną ręką i spoglądając przez ramię; parkują na poboczu, przed domem sąsiada, którego podwórko od posesji Grantów oddzielał tylko wąski, zalesiony pas ziemi. — Uprzedzam lojalnie, że idziemy... skrótem. Będziemy przeskakiwać przez płot — mówi; wie, że sam skok będzie pikusiem dla Darling, ale woli uprzedzić ją o tym, że przechodzą bez pytania przez czyjeś podwórko, zwłaszcza że sąsiad przeganiał Peregrine nie raz, i nie dwa, a prawie nigdy nie robiła tego w biały dzień. Zwłaszcza nie wtedy, kiedy kradła owoce z jego drzew. — Powiem ci, kiedy będziemy mogły przestać się skradać.

teddy darling

i'll go with you anywhere

: pt lis 14, 2025 4:27 pm
autor: teddy darling
Temat nie podlegał dyskusji. Helena mogła mieć wszystkie uprawnienia świata, ale Teddy nie zamierzała wypuszczać ją na swoim motocyklu w tak daleką podróż. Mogła próbować różnych sztuczek, jednak jej argumenty pozostawały inwalidą. I choć szczerze uwielbiała Peregrine, to nawet ta sympatia miała pewne granice. Na szczęście Helena odpuściła, a ona nie musiała mówić tego na głos. I to nie tak, że stawiła ponad nią Kawasaki, chociaż pewnie z boku tak to właśnie wyglądało. Ale przecież każdy miał jakiegoś bzika.
Jazda na motocyklu dawała Teddy poczucie wolności. Właściwie chyba nigdzie nie czuła się bardziej sobą. Nigdy bardziej na miejscu. A teraz, kiedy towarzyszyła jej Peregrine, nie potrzebowała już niczego więcej. Mijały zalesione tereny, stawy i polany przecięte wąskimi drogami. Gdy droga skręciła łagodnie na południe, drzewa przerzedziły się, odsłaniając wjazd do miasteczka. Przejechały pod ozdobnym, kutym szyldem z nazwą miejscowości. Ruch na obrzeżach był tu niewielki — kilka starszych osób spacerowało z siatkami z zakupami, pod małą cukiernią stała kolejka po gorącą czekoladę, a na przystanku grupka nastolatków kopała piłkę. Silnik Kawasaki mruczał cicho, odbijając się echem od niskich, pastelowych kamieniczek. Darling zatrzymała się, ale tylko na moment, aby wysłuchać wskazówek, po czym ruszyła we wskazanym kierunku i po chwili mogła już zaparkować motocykl i zgasić silnik w przekonaniu, że znajdowały się pod domem Heleny.
Przez płot? — powtórzyła po niej, zdejmując kask i kiedy otrząsnęła się z transu, jaki wywołała w niej Peregrine swoim ciepłym oddechem tuż przy odsłoniętej szyi. — Zabierasz mnie na szaber? — zażartowała, bo powoli uświadomiła sobie, co właśnie będą robić. Normalnie nikt nie przeskakuje przez ogrodzenie i nie skradał się do własnego domu. — No to prowadź — głos Teddy wybrzmiał beztrosko. Jakby robiła takie rzeczy milion razy, chociaż nie miała w zwyczaju łazić po cudzym ogródku.
Schowała oba kaski w podłużnym kufrze, a kluczyki od Kawasaki wcisnęła do przedniej kieszeni jeansów i zaraz już maszerowała ramię w ramię z Heleną. Poczekała, aż tak przeskoczy przez płot, po czym bez trudu zrobiła to samo. Na co dzień pokonywała znacznie większe wysokości, więc przejście przez ogrodzenie było dla niej trochę jak skok przez skrzynię na lekcji wychowania fizycznego.
Dlaczego idziemy skrótem? — zapytała ciszej, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś je obserwował. — To jeden z miejscowych zwyczajów? — posłała Peregrine rozbawione spojrzenie. — Powinnam wiedzieć jeszcze o jakichś nietypowych tradycjach? Macie w miasteczku jakąś dzwonnicę i każdy, kto wchodzi, musi uderzyć w dzwon? A może trzeba wylosować z mosiężnej misy zadanie, które wymyśla najstarszy mieszkaniec Whitby? — zerknęła na nią z ukosa, garbiąc się i przesuwając wzdłuż budynku, pod okiennicami wychodzącymi na ogród.

helena peregrine

i'll go with you anywhere

: sob lis 15, 2025 2:50 pm
autor: helena peregrine
Rzuca być może niezwykle przekonującymi argumentami, ale głównie ma na celu wyczucie tematu – i z pewnością przestanie nagabywać Darling na taką przejażdżkę, skoro nie będzie jej z tym komfortowo. Nie miała zamiaru przekraczać jej granic, zwłaszcza że sama pewnie podobnie zareagowałaby, gdyby ktokolwiek – w tym Teddy – próbował skorzystać z jej komputera lub któregokolwiek ze służbowych sprzętów.

Tak. W zasadzie nawet trzy płoty — potwierdza bez mrugnięcia okiem, uśmiechając się zadziornie do Darling. Podchodzi do niej powoli, żeby chwycić ją za dłoń. Pachnie skórą, wiatrem i tą nieuchwytną nutą, która zawsze sprawia, że serce Heleny bije trochę szybciej. — Nie... a może? — mówi, unosząc jedną brew, jakby próbowała zgadywać, co chce usłyszeć Darling albo utrzymać ją w niepewności. Potem pociąga ją za sobą i odnajduje bez trudu punkt, po drugiej stronie którego powinna znajdować się skrzynia. Przeskakuje tak, jakby robiła to wczoraj, powtarzając tę samą choreografię, którą wykonywała setki razy w przeszłości. Ląduje miękko najpierw na skrzyni przykrytej plandeką, a później na ziemi i czeka na strażaczkę. Gdy ta znajduje się już na skrzyni, nawet wyciąga w jej stronę rękę eleganckim gestem, jakby conajmniej pomagała jej wysiąść z limuzyny. Nie puszcza jej dłoni, gdy przemierzają przez podwórko Bancrofta.

Parska krótkim śmiechem – być może odrobinę za głośno, ale Helena średnio się tym przejmuje. Czuje się trochę, jak nastolatka – zwłaszcza przy Teddy, odtwarzając trasę powrotów do domu po ojcowskiej godzinie policyjnej. Czuje w piersi cień tamtej względnej beztroski, na którą jeszcze mogła sobie pozwolić. — Tak. I każda umowa bez wyjątku musi zostać przypieczętowana śliną. Aha, i bądź gotowa na to, że w którąś noc świętojańską będziesz musiała wyciągnąć mój wianek z rzeki — mówi, już również ściszonym głosem. Ostrożnie stąpa tuż przy elewacji domu, a jej spojrzenie zaraz poważnieje odrobinę – ale w tym samym momencie rozlega się szczekanie psa.
Nigdy wcześniej nie było tu psa.
Ups — rzuca, spoglądając na Teddy, po czym ciągnie ją lekko za sobą, gdy rzuca się do biegu, puszczając jej rękę, by miały większą swobodę ruchu. Słyszy za sobą skowyt okiennic.

Znowu ty! GRANT! I ty tam! — Okrzyk Brancrofta słuchać byłoby w całej okolicy, gdyby to było Toronto, a nie zalesione przedmieścia Whitby. Helena ogląda się lekko za siebie, ale tylko żeby sprawdzić, gdzie jest Darling. Jej spojrzenie krzyżuje się jednak z tym sąsiada, który powolnym krokiem emeryta wychodzi na taras. Zaraz za nim wybiega jednak wilczur, który ze szczeknięciem rzuca się do biegu.
Dzień dobry panie Brancroft! — krzyczy uprzejmie Peregrine – nie ma już co udawać głupa, bo może stary, ale Bancroft miał zawsze doskonały wzrok. W międzyczasie obie dobiegają do płotu po drugiej stronie posesji – wyższego, niż ten z przodu, ale postawionego zaraz obok potężnego klonu. Helena pokazuje gestem nieznoszącym sprzeciwu, żeby Teddy wspięła się pierwsza i pomogła jej się potem podciągnąć. Drzewo przez dekadę wyrosło na tyle, że najniższa gałąź nie była już tak łatwo dostępna.
Zostawcie mój ogród w spokoju! Moje rabaty! Moje drzewa! Chuliganice! — krzyczy Bancroft, wymachując na nie palcem.

W tym samym czasie pies dobiega do Peregrine. Ta, nie dając się nastraszyć, kuca naprzeciwko niego i wyciąga rękę do powąchania, witając się z nim spokojnym tonem. Jeszcze dwa przejęte szczeknięcia i ten już liże jej dłoń.
Dzwonię do twojego ojca, Heleno Grant! Po twojego ojca też zadzwonię, kimkolwiek jesteś! — wrzeszczy jeszcze wściekły sąsiad, przerzucając wzrok od jednej do drugiej, a Peregrine podnosi na niego wzrok z wyraźnym zdziwieniem. Nie wiedział? A może dogania go wiek?
Mój ojciec nie żyje od pięciu lat, panie Bancroft! — odkrzykuje do niego, zanim nie podnosi się z kucków, przez chwilę jeszcze z ręką wciąż drapiącą ucho psa. Patrzy potem na Darling i wyciąga ręce do góry, jakby oceniała wysokość. Potem bierze rozbieg i skacze, odbija się od pnia i chwyta się jedną ramienia Teddy. Z jej pomocą jest w stanie rozbujać się, ustabilizować się nogami, a potem wdrapać na górę. Akompaniament okrzyków sąsiada i szczeknięć psa nie kończy się, zanim obie kobiety nie zeskakują z gałęzi po drugiej stronie ogrodzenia. Helena oddycha ciężko. Adrenalina wciąż szumi jej w głowie, gdy patrzy na Darling, przez chwilę milcząca. A potem ręką wskazuje dalszą drogą.
Tutaj — mówi, chwytając kobietę za dłoń. — Wchodziłam tędy do domu może nawet częściej, niż frontowymi drzwiami, kiedy ojciec jeszcze żył. I kiedy ja... byłam tutaj — wyjaśnia wreszcie. Mówi spokojnie, a jej oczy wciąż są roziskrzone, gdy spogląda na Teddy, ale w jej uśmiechu jest coś smutnego.


teddy darling

i'll go with you anywhere

: sob lis 15, 2025 4:10 pm
autor: teddy darling
Stąpała powoli, cały czas mając splecione palce z palcami Heleny. Czuła się tak, jak dzieciak, który w każdej chwili może zostać przyłapany ma gorącym uczynku. Jakby naprawdę robiły coś nielegalnego i niemoralnego. I chociaż dalej nie rozumiała, dlaczego musiały się skradać, nie potrafiła zetrzeć ze swojej twarzy rozbawienia i szczerego uśmiechu.
Twój wianek z rzeki? — powtórzyła cicho, parskając pod nosem. — I co wtedy? Oddasz mi swoje dziewictwo? — uniosła figlarnie brwi. Chciała jeszcze coś dodać, ale szczekanie psa skutecznie jej to uniemożliwiło. — Mogłaś od razu powiedzieć, że chcesz mnie rzucić wilkom na pożarcie! — zawołała, rzucając się pędem do przodu. Miała tylko nadzieję, że te zawodzący pies nie był żadnym amstaffem ani rottweilerem. Ale zaraz zza posiadłości wyłonił się owczarek niemiecki, który tylko na pozór wygląda groźnie. W przeciwieństwie do starszego sąsiada, który zaczął odgrażać się i wymachiwać pięściami i Darling mogłaby przysiąc, że gdyby mógł, to wyszedłby z siebie i stanął obok. Już nawet miała mu zaproponować dla świętego spokoju, że poda numer do swojego ojca, jeśli to miałoby w czymś pomóc, ale nie miała zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji, bo przecież musiała biec.
Kiedy Teddy dopadła do płotu, przytrzymała się gałęzi i podciągnęła na silnych ramionach, ale zwisła gdzieś w połowie, dostrzegając, że Helena, zamiast uciekać, postanowiła udobruchać czworonoga. I to z pozytywnym skutkiem.
No nieźle, zaklinaczko wilczurów — skomplementowała ją, wyciągając rękę, aby pomóc Peregrine przeskoczyć na drugą stronę. Po chwili obie kroczyły już po właściwym podwórku, chociaż za nimi ciągle niosły się krzyki wściekłego sąsiada.
Darling rozejrzała się po niezbyt zadbanym ogrodzie; jego stan mówi sam za siebie, że raczej nikt się nim dawno nie zajmował. A jak już, to raczej pobieżnie. Wzmocniła uścisk dłoni, zauważywszy uśmiech Heleny, w którym nie było znajomej wesołości.
Tak było bezpieczniej? — zapytała ostrożnie. Nie wiedziała, na jak dużo mogła sobie pozwolić i jak wiele bolesnych momentów skrywał w sobie ten dom. — Czy po prostu zaciągałaś tędy wszystkie swoje dziewczyny? — zażartowała, chcąc nieco rozładować atmosferę. Tym sposobem chciała pokazać Peregrine, że mogła jej zaufać. Nawet jeśli nie była jej dziewczyną. I że czegokolwiek jej nie powie, Teddy nie spojrzy na nią inaczej i nie będzie jej osądzać. Helena otwierała się przed nią, a to był naprawdę wyjątkowy moment. — Hej — zanim ruszyły dalej, przyciągnęła ją do siebie, ujmując jej twarz w swoje dłonie i pogładziła kciukiem rozgrzane policzki. — Dziękuję, że mnie tutaj zabrałaś — wyznała i musnęła jej usta. Dłużej, niż początkowo zamierzała, ale kto by to liczył? Mogłaby ją tak całować do końca świata, całkowicie tracąc rachubę czasu.

helena peregrine

i'll go with you anywhere

: sob lis 15, 2025 7:47 pm
autor: helena peregrine
Nie ma czasu skomentować, co da Teddy w zamian za złapanie wianka, tak samo jak brakuje jej tchu, żeby skomentować komplement po obłaskawieniu psa, który w czasie gdy ona się wspina, obszczekuje ją już innym tonem, zapraszającym do zabawy i domagającym się uwagi. Tchu nie brakuje tylko dlatego, że się akurat wspina; bardziej przez dziwny skręt żołądka związany z byciem widzianą. Spodziewała się tego dyskomfortu, zabierając tutaj Darling i na szczęście akurat w tym momencie adrenalina sprawia, że nie jest tak dokuczliwy, jak zwykle.

Na pewno ma wpływ też na to, jak Helena dziwnie się czuje, gdy już ląduje wśród chwastów na podwórku posiadłości Grantów. W Toronto dużo łatwiej było jej się zdystansować do przeszłości, niż kiedy tutaj mieszkała, a chociaż Helena wróciła rozprawiać się z nią, okazało się, że tego dystansu potrzebuje. Czymś zupełnie innym było spoglądać na Teddy, gdy ta rozgląda się po opuszczonym podwórku. W Helenie zaczyna rosnąć dziwne uczucie, a serce kurczy się lekko, gdy ta zadaje swoje pytanie. Odpowiedź jest ewidentna w twarzy Peregrine.
Wtedy tylko pierwszą — poprawia ją, chętnie obierając mniej napiętą emocjami drogę przez to oprowadzanie po rodzinnym domu. Jej uśmiech natychmiast przybiera bardziej zadziorny kąt. — Ale czekała na mnie mniej więcej tutaj, nigdy nie była na górze — mówi, zatrzymując się w pewnej odległości od swojego okna, za zasłoną obwisłej i półnagiej wierzby.

Dłoń Teddy jest miękka i ciepła. Gdy ta odwraca się w stronę Heleny i przyciąga ją do siebie, w jej spojrzeniu jest coś, przez co Peregrine miękną odrobinę nogi. Następne słowa wprawiają jej dłonie w drżenie. A pocałunek – pocałunek zawraca jej w głowie bardziej, niż którykolwiek do tej pory.
Helena nie zdąża przeanalizować słów Teddy, zanim ciało nie reaguje samo na tę bliskość, lgnąc w stronę strażaczki. Peregrine wplata palce w jej włosy, wsuwając język miedzy wargi Teddy. Ich oddechy unoszą się bladą parą w wilgotnym powietrzu.
Gdy się odsuwa, jej wilgotne usta układają się w nieprzytomny uśmiech.
Mój brat wróci dopiero za jakieś cztery godziny — rzuca ot, tak informacyjnie, chociaż obie wiedzą, skąd nagle to zainteresowanie matematyką. Jeszcze przez chwilę przylega do Darling, a jej spojrzenie jest intensywne, rozemocjonowane i iskrzące. Czuje się, jakby coś miało za chwilę rozsadzić od środka jej klatkę piersiową.
Muska jeszcze krótko wargi Teddy, zanim się odsuwa. — Musimy się jeszcze wspiąć na górę. Pójdę przodem — mówi, krzywy uśmiech wraca na jej usta. Wie przecież najlepiej, jak włamać się do własnego pokoju.

Wspina się z gracją po rynnie na płaski dach przybudówki i chociaż wie, że to nie jest konieczne, czeka, przy jego krawędzi, by podać rękę Teddy. Szybko rozprawia się z prowizorycznym zamkiem zastępującym wciąż zepsuty zatrzask, podsuwa okno do góry i przekłada nogi przez parapet. Znajomy zapach uderza ją w nos; rozgląda się pobieżnie, czekając, aż Darling od niej dołączy; przesuwa spojrzeniem po plakatach ulubionych zespołów muzycznych oblepiających ściany, materacu bez ramy i wąskim stoliku, który przez pół roku służył jej za biurko. Robiła dużo, żeby zadomowić się na nowo w tej przestrzeni, ale wszystkie wysiłki wkładane w remont i tak wyglądały, jakby próbowała grubą warstwą farby i lakieru przykryć coś, co i tak spod nich wyzierało – tak samo jak dziecięce rysunki na drzwiach, których mimo prób, nie udawało jej się zamalować.
Gdy zapala światło, mimo wszystko się uśmiecha.
Trochę szkoda, że nie mam żadnych nastoletnich artefaktów, żeby ci pokazać, ale z drugiej strony przynajmniej ominie mnie przeglądanie zdjęć z jakichś niezręcznych okresów — rzuca luźno, chociaż jej spojrzenie jest uważne. Tak jak się spodziewała – Teddy wygląda dziwnie nie na miejscu w tym pokoju, jakby jako jedyna miała tutaj jakiś kolor. Jej obecność tutaj jest uspokajająca; patrząc tak na nią z naprzeciwka, Helena uświadamia sobie, że ciężar w żołądku, który zawsze tutaj czuła, dziś jest trochę lżejszy.

teddy darling

i'll go with you anywhere

: ndz lis 16, 2025 5:20 pm
autor: teddy darling
Dłoń Heleny, gorąca mimo chłodu wokół, przesunęła się po jej karku i Teddy przez krótką chwilę zapomniała, jak się oddycha. Wszystko kręciło się wokół niej — jej ciężkiego oddechu, drżenia, którym odpowiadała na muśnięcie ust, pogłębiając pocałunek i tego nagłego, rozkosznego braku gruntu pod nogami, gdy Peregrine przyciąga ją bardziej. Z perspektywy Darling świat zwęził się do smaku Heleny. Do tego, jak miękko ustępowały jej wargi; jak język Peregrine odnalazł jej własny, pewny i jednocześnie proszący. Czuła, jak coś w jej piersi zapala się ciepłą iskrą. Odruchowo przesunęła dłonią po odzianych skórzaną kurtką plecach, jakby chciała trzymać ją jeszcze bliżej, a najlepiej zatrzymać ten moment na dłużej.
Gdy Helena się odsunęła, Teddy przez ułamek sekundy jeszcze podążała za nią, bo ciało nie zrozumiało, że pocałunek już się skończył. Patrzyła na nią — na ten nieprzytomny uśmiech, na wilgoć na jej wargach, na rozszerzone źrenice — i coś w środku Teddy zmiękło do granic możliwości. Ostrożnie opuściła kciuk na policzek Heleny, trochę z obawą, że zbyt pewnym ruchem mogłaby ją wystraszyć. Albo, że obie zapłonęłyby za szybko. A jednak w jej spojrzeniu czaiło się echo tego, jak mocno chciałaby pocałować ją raz jeszcze.
Zakodowała w głowie, że dotychczas nikt inny nie miał okazji wspinać się po rynnie do pokoju na piętrze. I że jej brat miał wrócić dopiero za kilka godzin. Za ile? Tego już nie spamiętała, wciąż myśląc o jej ustach. Zadarła głowę, obserwując poczynania Peregrine i to, z jaką łatwością radziła sobie z wejściem na górę. Mimo to była gotowa, żeby ją asekurować. Tak na wszelki wypadek, gdyby osunęła jej się noga czy cokolwiek innego poszło nie tak. Zboczenie zawodowe, które zmuszało Darling do bycia gotową na wszystko, niezależnie od miejsca i sytuacji. Dopiero gdy ta wyciągnęła do niej rękę, podążyła jej śladem, a potem kucając na dachu przybudówki, czekając, aż ta upora się zatrzaskiem okiennicy.
Mówił ci ktoś kiedyś, że masz zadatki na kryminalistkę? — zapytała z uśmiechem, chociaż na usta cisnęło jej się zupełnie coś innego. Coś o fajnym tyłku, na który gapiła się bezczelnie, jak Peregrine wskakiwała z parapetu do pokoju.
Teddy wpełzła do środka za Heleną, ale potrzebowała jeszcze sekundę, żeby oswoić się z tym, że właśnie przekroczyła próg miejsca, które nie było neutralne — jest jej. Nagle ogarnęło ją uczucie, że robi coś bardziej intymnego niż pocałunek.
Jej wzrok przesunął się po pokojowych detalach. Rozpoznała wśród wiszących plakatów niektóre zespoły, których sama słuchała, będąc nastolatką, ale to drzwi zatrzymały jej spojrzenie na dłużej. Te dziecięce rysunki wyłażące spod nie do końca posłusznych warstw farby. Teddy podeszła bliżej i przechyliła głowę, chcąc przyjrzeć im się uważniej, chociaż nie dotknęła powierzchni. W ogóle nie odważyła się dotknąć niczego, bo miała absurdalne wrażenie, że powinna mieć najpierw pozwolenie.
Podoba mi się — stwierdziła szczerze, odwracając się przodem do Peregrine, aby móc spojrzeć jej w oczy. — O nie — jęknęła wyraźnie zawiedziona, że nie będzie mogła obejrzeć żadnych pamiątek z przeszłości. — Chcesz mi powiedzieć, że nie zobaczę małej Hellie siedzącej na nocniku? Ani takie, upaćkanej zblendowaną marchewką? Teraz jestem rozczarowana — westchnęła teatralnie, jednak w jej spojrzeniu dało się dostrzec rozbawienie.
Teddy w swoim rodzinnym domu miała mnóstwo upokarzających zdjęć, które rodzice wyciągali za każdym razem, kiedy do nich przyjeżdżała. Miała tylko nadzieję, że Helena nie widziała ich, kiedy pracowała w warsztacie jej ojca.
Twój brat lubi mieszkać w Whitby? — zainteresowała się. Z jednej strony Darling chciałaby go poznać, ale z drugiej myśl o konfrontacji wywołuje w niej jakiś niepokój. Dlaczego? Tego nie potrafiła wytłumaczyć nawet samej sobie. Nie miała rodzeństwa, ale gdyby je miała, to chyba zeżarłaby ją ciekawość, z kim spotyka się jej siostra. Albo brat. — Nie chciałby przeprowadzić się do Toronto? — dopytała, bo chyba w większej metropolii było większe rozpostarcie na wszystkich płaszczyznach.

helena peregrine

i'll go with you anywhere

: ndz lis 16, 2025 6:15 pm
autor: helena peregrine
Bancroft, większość nauczycieli i dyrekcja mojej szkoły, lokalna policja... długo by wymieniać — rzuca z cwanym uśmiechem. Fakt, że obecnie pracuje dla policji, pewnie przyprawiłby wszystkie te osoby o wylew – prawie nikt w miasteczku nie wróżył dla niej świetlanej przyszłości, gdy była młoda. Bo zawsze miała gotową ripostę, nie trzymała krytycznych uwag za zębami i wielokrotnie dawała się namówić na głupie, nastoletnie zabawy, dopóki jeszcze mogła poświęcać na to czas. Gdy zaczęła pracować w warsztacie ojca Teddy, a potem jeszcze w kilku innych miejscach, opuszczała tyle zajęć, że ledwo zdawała z klasy do klasy – i została ochrzczona jako ta buntownicza, źle zsocjalizowana dziewucha, z której nie będzie żadnego pożytku, bo w ogóle się nie uczy. Na tym etapie wszyscy w miasteczku wiedzieli już, jaki był jej ojciec – i zamiast zastanowić się nad tym, że to może być przyczyna jej zachowania, woleli stwierdzić po prostu: niedaleko pada jabłko od jabłoni. Tylko ona sama w siebie wtedy wierzyła – i Tony, dla którego jeszcze była ucieleśnieniem niesamowitości.

Serce Heleny bije spokojnym rytmem, ale całe ciało Peregrine wpada w rezonans z jego silnymi uderzeniami. Przygląda się powolnej wędrówce Darling po pomieszczeniu i śledzi tor, którym ta przesuwa spojrzeniem po tych nielicznych już śladach obecności nastoletniej Heleny w pomieszczeniu. Pierwszy raz jest jej przykro, że ojciec próbował pozbyć się wszystkiego, co do niej należało.
Gdy Teddy pochyla się nad śladami kredki prowadzonymi niezręcznymi, dziecięcymi paluchami, czuje znów na twarzy delikatny, intymny dotyk jej dłoni sprzed chwili. Chaos wibruje jej w piersi, a ona nie może się powstrzymać, by znów nie wyciągnąć dłoni w stronę Darling. Odpina zamek jej skórzanej kurtki, by wsunąć pod nią dłonie i objąć ją w talii. — Może jeszcze kiedyś się znajdą — mówi na pocieszenie, myśląc o pokoju ojca, którego drzwi nieprzerwanie od pięciu lat wciąż pozostają nieruszone. Żadne z dwójki rodzeństwa nie ma odwagi, by choćby postawić tam stopę – jeszcze nie.
Helenie trochę łatwiej się o tym myśli, gdy zbliża się do Darling jeszcze bardziej i wciska nos w zagięcie między szyją i ramieniem. Przygarnia ją do siebie w sposób, w jaki do tej pory nigdy wcześniej sobie nie pozwoliła. Bezbronny, poszukujący ciepła i wsparcia. Dreszcz przechodzi jej po plecach, bo chaos w piersi wciąż rośnie – ale jednocześnie Helena czuje się bezpieczna.

Ciche westchnienie rozterki rośnie jej w piersi na pytanie o Tony'ego. Odsuwa się odrobinę – na tyle, by móc spojrzeć na Darling i bezradnie wzrusza ramionami.
Tony... powoli dochodzi do siebie, a ja nie chcę za bardzo się wtrącać. Myślę, że wyniesienie się stąd jemu też by pomogło, ale ciężko znosi zmiany. I jest uparty. I tak jest lepiej, niż kiedy przyjechałam — mówi coraz ciszej, chwilami błądząc wzrokiem po przestrzeni. Ale za chwilę wraca spojrzeniem do oczu Darling, a uścisk jej ramion zacieśnia się odrobinę. — Zawsze był cichym dzieciakiem, miał problem z socjalizacją. A potem nawet ja zniknęłam z jego życia, a on został sam z ojcem na kolejne sześć lat — mówi gorzko. Jej oczy doszukują się akceptacji w spojrzeniu Darling. Szuka też w myślach żartu, którym znowu można byłoby rozładować nieco napięcie, ale jest zbyt przytłoczona wagą tego momentu, w którym coraz bardziej obnaża się przed Teddy.

teddy darling