Back to the past
: śr lis 12, 2025 12:11 am
To zdecydowanie nie były najlepsze tygodnie w jego życiu. Zdarzenia tamtego dnia przy przymierzaniu garniturów nadal spędzały mu sen z powiek. To co powiedziała mu Mara na odchodne wpierw nie miało dla niego najmniejszego sensu. Nie rozumiał skąd wychodziło jej rozgoryczenie, skoro to ona na samym początku ich znajomości dała mu jasno do zrozumienia, że nie szuka w nim partnera. Dopiero później dotarło do niego co tak naprawdę miała mu do przekazania. Jak widać, nawet osoby zajmujące się na co dzień profilowaniem czasami nie zauważały tych najbardziej oczywistych sygnałów. Wtedy i on nabrał trochę goryczy w jej stronę. Za to, że nie dała mu kolejnych sygnałów. Miała tyle czasu by dać mu do zrozumienia, że pragnęła żeby po prostu się bardziej postarać. Wtedy mógł to zrobić. Może wtedy jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej i na obiad u jej rodziców przyszedłby z tą właściwą siostrą.
Bo tak, jak oboje sobie wtedy powiedzieli, nie mógł być dłużej z Connie. Zerwał zaręczyny właściwie tego samego dnia nie chcąc niczego przeciągać. Próbował się wytłumaczyć jednocześnie jakoś kryjąc w tym wszystkim jej siostrę. Wolał by to on był w tym wszystkim tym złym. Brał całą winę na siebie. Tak właściwie było. Nawet jeśli podchodził do tej relacji z najlepszymi intencjami i rzeczywiście wierzył w to, że zakochał się w Connie, teraz nie mógł już brnąć w to dalej wiedząc, że nie jest to prawdziwa miłość. W tym wszystkim tylko by ją oszukiwał i zranił jeszcze bardziej za kilka miesięcy, a może lat. Jego była narzeczona będzie potrzebować wsparcia swojej siostry więc nie zamierzał powiedzieć o niczym, co sprawiło, że doszedł do takiego, a nie innego wniosku. Rodzina powinna trzymać się razem.
Llewellyn nie miał pojęcia co tak właściwie miał ze sobą począć. Sprowadził się z powrotem do Toronto na rzecz swojej narzeczonej. To z nią miał budować tutaj swoje życie. Teraz? Nie był jakoś specjalnie z tym miastem związany. Zastanawiał się nawet nad wyprowadzką. W poprzednim biurze na pewno powitaliby go z otwartymi ramionami, lecz nie chciał podejmować tak szybko pochopnych decyzji. Może tak byłoby lepiej? Przynajmniej nie ryzykowałby, że kiedyś przez przypadek się spotkają. Czy to z Connie, czy Marą. Obie oczywiście się do niego nie odzywały. Dał im ku temu wystarczająco dużo powodów.
Na razie brał każdy dzień tak jak przychodził. Więc gdy zaproponowano mu krótki wyjazd służbowy do Montrealu zgodził się. Zmiana scenerii mogła mu dobrze zrobić. Może znalazłby tutaj jakiś wakat? Nowe mieszkanie? Na razie jednak musiał uporać się z celem swojego wyjazdu więc wykładem na jakimś zjeździe dla psychologów w policji i nie tylko. Nie do końca był w nastroju, ale przecież się nie wypisze.
To miało natomiast zdarzyć się dopiero jutro, więc dzisiejszy wieczór mógł przesiedzieć w hotelowym barze sącząc drink za drinkiem. Kilka kobiet postanowiło do niego podejść, spróbować swojego szczęścia, jednakże po ostatnich perypetiach nie miał ochoty nawet na przelotne znajomości, co było do niego zupełnie niepodobne, więc pewnie sam powinien pójść do terapeuty. Wszystkie więc grzecznie spławiał. Właśnie uporał się z pewną namolną blondynką kiedy zobaczył w odbiciu lustra nad barem kogoś, kogo na pewno nie spodziewał się tutaj spotkać. Rudowłosą kobietę, która pewnie chciałaby mu teraz wbić jakiś ostry przedmiot w prawy oczodół. Zgarbił się zatem nieco próbując zmienić swoją naturalną sylwetkę i modląc się żeby go nie zauważyła. Obserwował ją za swoimi plecami mając nadzieję, że uda mu się wyślizgnąć z lobby kiedy akurat nie będzie patrzeć.
Mara Lakefield
Bo tak, jak oboje sobie wtedy powiedzieli, nie mógł być dłużej z Connie. Zerwał zaręczyny właściwie tego samego dnia nie chcąc niczego przeciągać. Próbował się wytłumaczyć jednocześnie jakoś kryjąc w tym wszystkim jej siostrę. Wolał by to on był w tym wszystkim tym złym. Brał całą winę na siebie. Tak właściwie było. Nawet jeśli podchodził do tej relacji z najlepszymi intencjami i rzeczywiście wierzył w to, że zakochał się w Connie, teraz nie mógł już brnąć w to dalej wiedząc, że nie jest to prawdziwa miłość. W tym wszystkim tylko by ją oszukiwał i zranił jeszcze bardziej za kilka miesięcy, a może lat. Jego była narzeczona będzie potrzebować wsparcia swojej siostry więc nie zamierzał powiedzieć o niczym, co sprawiło, że doszedł do takiego, a nie innego wniosku. Rodzina powinna trzymać się razem.
Llewellyn nie miał pojęcia co tak właściwie miał ze sobą począć. Sprowadził się z powrotem do Toronto na rzecz swojej narzeczonej. To z nią miał budować tutaj swoje życie. Teraz? Nie był jakoś specjalnie z tym miastem związany. Zastanawiał się nawet nad wyprowadzką. W poprzednim biurze na pewno powitaliby go z otwartymi ramionami, lecz nie chciał podejmować tak szybko pochopnych decyzji. Może tak byłoby lepiej? Przynajmniej nie ryzykowałby, że kiedyś przez przypadek się spotkają. Czy to z Connie, czy Marą. Obie oczywiście się do niego nie odzywały. Dał im ku temu wystarczająco dużo powodów.
Na razie brał każdy dzień tak jak przychodził. Więc gdy zaproponowano mu krótki wyjazd służbowy do Montrealu zgodził się. Zmiana scenerii mogła mu dobrze zrobić. Może znalazłby tutaj jakiś wakat? Nowe mieszkanie? Na razie jednak musiał uporać się z celem swojego wyjazdu więc wykładem na jakimś zjeździe dla psychologów w policji i nie tylko. Nie do końca był w nastroju, ale przecież się nie wypisze.
To miało natomiast zdarzyć się dopiero jutro, więc dzisiejszy wieczór mógł przesiedzieć w hotelowym barze sącząc drink za drinkiem. Kilka kobiet postanowiło do niego podejść, spróbować swojego szczęścia, jednakże po ostatnich perypetiach nie miał ochoty nawet na przelotne znajomości, co było do niego zupełnie niepodobne, więc pewnie sam powinien pójść do terapeuty. Wszystkie więc grzecznie spławiał. Właśnie uporał się z pewną namolną blondynką kiedy zobaczył w odbiciu lustra nad barem kogoś, kogo na pewno nie spodziewał się tutaj spotkać. Rudowłosą kobietę, która pewnie chciałaby mu teraz wbić jakiś ostry przedmiot w prawy oczodół. Zgarbił się zatem nieco próbując zmienić swoją naturalną sylwetkę i modląc się żeby go nie zauważyła. Obserwował ją za swoimi plecami mając nadzieję, że uda mu się wyślizgnąć z lobby kiedy akurat nie będzie patrzeć.
Mara Lakefield