Strona 1 z 2

a new family member

: wt lis 25, 2025 8:21 pm
autor: Carrie Pillbury
Ostatni tydzień upłynął jej pod znakiem przygotowań.
Carrie wiele wolnego czasu spędziła w sklepach zoologicznych, przygotowując się jak najlepiej do tego, aby przywitać pod swoim dachem psa. Pozostałą jego część poświęcała na przeszukiwanie sieci w poszukiwaniu różnej maści artykułów, które jak najlepiej przygotowałyby ją do roli opiekuna. W ciągu zaledwie kilku dni przyswoiła tak wiele informacji, iż zaczęły jej się one mieszać, ale mimo to nie zmieniła zdania.
Nadal nie uważała, że mogłaby zrezygnować z tego psiaka, który ewidentnie potrzebował w swoim życiu kogoś, kto o niego zadba.
Nadal też nie do końca podobało jej się to, że opieką miała dzielić się właśnie z Lando, choć sama perspektywa jej współdzielenia nie brzmiała tak znów najgorzej. Zważywszy na to, jak ubogi był budżet Carrie, obecność kogoś, kto mógłby nieco odciążyć ją w kwestii wydatków na zwierzaka wydawał się strzałem w dziesiątkę, choć myśl o tym, że robić miała to akurat z n i m napawała ją niepokojem.
Bała się przede wszystkim tego, że przez ich napięte relacje ucierpi zwierzak, który potrzebował pewnej stabilności. Potrzebował poczucia, że miał przy sobie osoby, które nie zawiodą go tak, jak mogli zawieść go poprzedni właściciele, więc kiedy przyszło do odebrania go ze schroniska, Pillbury postanowiła przynajmniej w jakimś stopniu działać z e s p o ł o w o. Skorzystała więc z propozycji Mangione’a i poprosiła go o podwózkę. Była to swego rodzaju gałązka oliwna, choć wyjątkowo krucha i wyjątkowo niepewna przetrwania.
Drogę do domu mieli jednak za sobą. Udało im się dotrzeć na miejsce w całości, a pies już od przeszło pół godziny studiował dość nieufnie nowe miejsce. Carrie obserwowała go z kanapy, kilkakrotnie upewniając się, że miał wszystko to, czego potrzebował - wodę, karmę i kilka przekąsek. Zastanawiała się również, czy nie spróbować zabawić go jednym z zakupionych pluszaków, ale ostatecznie postanowiła dać mu przestrzeń, by mógł poczuć się tu komfortowo.
Przeciwnie do niej, kiedy obok znajdował się Lando.
Wciąż obserwując psa wypuściła głośniej powietrze. — Powinien mieć jakieś imię — odezwała się, dopiero po dłuższej chwili przenosząc spojrzenie na szatyna. Wiedziała, że to nie będzie proste. Nie potrafili przecież dogadać się ze sobą w każdej, nawet najprostszej kwestii, zatem jak mieli uzgodnić ze sobą coś tak poważnego?
To nie mogło się udać.

Lando Mangione

a new family member

: pt lis 28, 2025 8:09 pm
autor: Lando Mangione
Nie tylko Carrie, bo Lando również ostatnie dni poświęcił na przygotowania. Mieli dzielić ze sobą opiekę, co oznaczało, że musieli przygotować dwie wyprawki – każdy własną. I brunet ostatni tydzień wykorzystał między innymi na przygotowanie swojego mieszkania na przyjęcie nowego lokatora.
Zadbał o to, aby pies miał własny, spokojny i wygodny kąt, zabawki i wszystko to, co było potrzebne w jego codziennym życiu. Poza tym Mangione również sporo czytał, aby dowiedzieć się czegoś o opiece nad psem. Nie znał się na tym, dlatego potrzebował jakichś wskazówek, żeby nie popełnić błędu.
Miał to szczęście, że w przeciwieństwie do Carrie, miał nieco więcej czas na przygotowania, bo do niego pies miał przyjść dopiero za kilka tygodni, więc najwięcej obowiązków spadało na Pillbury, która w najbliższym czasie miała mieć go na co dzień blisko siebie. Co nie znaczy, że Lando nie zamierzał jej pomagać. Przecież miał przychodzić do psa, a jeśli szatynka czegoś by potrzebowała, mogła dać mu o tym znać. Skoro chodziło o ich psa, nie odmówiłby, nie ważne o co by chodziło.
I dziś to udowodnił, odbierając razem z nią psa. I był grzeczny, nie tocząc z nią żadnych wojen po drodze, co było proste, kiedy go nie prowokowała, czym, swoją drogą, zaskoczyła go. Jej dobry nastrój zrzucił na to, że odbierali swojego pupila. Jemu przecież też z tego samego powodu dopisywał dobry humor.
Teraz zaś spędzali razem czas, obserwując to, jak psiak odnajduje się w nowym miejscu. Musieli teraz dać mu czas na to, aby poznał swój nowy dom i poczuł się komfortowo, dlatego Mangione również nie wchodził mu w drogę i skupił się wyłącznie na przyglądaniu mu, siedząc obok Carrie, do której zbyt wiele się nie odzywał. Im mniej rozmawiali, tym mniejsza szansa na kłótnię, a tego dziś nie potrzebowali.
Kiedy wspomniała o imieniu, trudno było się nie zgodzić, dlatego lekko pokiwał głową, zgadzając się z nią. – Masz jakieś pomysły? – zapytał, pozwalając jej pierwszej wypowiedzieć się. Lando miał pewne pomysły, myślał nad tym przez ostatnie dni, ale nie zamierzał upierać się, że tylko jego były dobre… Chociaż były naprawdę dobre.
Ale choć starał się podejść do tego jak najspokojniej, to on też czuł, że nastroje zaraz mogą się zmienić… W końcu imię dla psa to nie byle jaka sprawa.

Carrie Pillbury

a new family member

: ndz lis 30, 2025 5:57 pm
autor: Carrie Pillbury
Jej humor byłby jeszcze lepszy, gdyby nie było go obok.
Nie mogła mieć wszystkiego, tego akurat miała pełną świadomość, dlatego starała się przynajmniej nie popsuć im tego, co do tej pory udało im się osiągnąć. Dzisiejszy dzień był wyjątkowy, ale wcale nie dlatego, że ich dwójka miała okazję zakopać topór wojenny. To również stanowiło w y j ą t e k, ale nie było najważniejsze.
O wiele istotniejszy był ten futrzak, który krzątał się teraz po jej domu i z największą starannością obwąchiwał wszystkie kąty. Carrie przyglądała się temu z pewnym rozczuleniem, ponieważ nadal pamiętała, jaką kulką nieszczęścia był, kiedy jakiś czas temu znaleźli go przy drodze. Już w klinice stał się weselszy, a jego stan wyraźnie się poprawił, co przyniosło jej ulgę. Teraz, kiedy z coraz większą śmiałością podchodził do tego, co przygotowała dla niego tu, czuła się jeszcze lepiej.
Już teraz całkowicie skradł jej serce.
Nie mógł jednak pozostać tylko p s e m, dlatego należało czym prędzej rozpracować kwestię imienia. Miała tego świadomość, a jednak poruszenie tego tematu wystarczyło, aby coś ścisnęło ją w żołądku. Naprawdę obawiała się, że wystarczy drobna różnica zdań, aby między ich dwójką doszło do sprzeczki, a przecież w takiej kwestii było o to wyjątkowo łatwo.
Wypuściła głośniej powietrze. Czy miała pomysły? Tego sama nie była pewna. — Sama nie wiem. Wszystko, co przychodzi mi do głowy, wydaje się oklepane — a ten psiak zdecydowanie nie zasługiwał na to, aby być kolejnym Buddy’m czy innym, równie pospolitym psiakiem. Ilekroć jednak myślała o czymś w y j ą t k o w y m, jej myśli uciekały wyłącznie w jednym kierunku.
Moja przyjaciółka z dzieciństwa miała kiedyś podobnego psa. Nazywał się Toto i był najmądrzejszym zwierzakiem na świecie. Za kawałek szynki był w stanie zrobić piruet na dwóch łapach, a jeśli próbowało się go oszukać, potrafił ugryźć w kostkę — podzieliła się z nim własnymi wspomnieniami, jednocześnie przemycając w nich imię, które jej zdaniem pasowałoby wyśmienicie. Poza tym kojarzyło jej się naprawdę dobrze i była zdania, że ich pies nosiłby je dumnie.
Jedyne, co stało temu na przeszkodzie to fakt, że ona i Lando w niczym nie potrafili się ze sobą zgadzać, więc i tym razem nie zdziwiłaby się w ogóle, gdyby uznał jej propozycję za kiepską.
Zaskoczyłby ją natomiast, gdyby było inaczej.

a new family member

: wt gru 02, 2025 8:34 pm
autor: Lando Mangione
Nie powinni się tak stresować w swojej obecności. Ich życia coraz bardziej się ze sobą przecinały, co oznaczało, że spędzali ze sobą więcej czasu i tak już miało zostać na dobrych kilka lat, skoro zobowiązali się razem zajmować psem, który wciąż był całkiem młody i jeszcze sporo było przed nim.
Musieli nauczyć się ze sobą komunikować, a co za tym idzie, odnaleźć swobodę w swoim towarzystwie. To trudne, Lando doskonale to wiedział i sam się tym martwił, bo nie miał pojęcia, jak mieli to osiągnąć. W towarzystwie Carrie cały czas spodziewał się najgorszego, będąc nastawionym na atak w każdej chwili. Wiedział, że Pillbury mogła uderzyć w niego w każdym momencie, szczególnie tym, kiedy spodziewał się najmniej, dlatego cały czas był czujny.
Ale próbował normalnie z nią funkcjonować. Rozmawiać, ustalać pewne rzeczy, a nawet oferować własną pomoc. Nie zawsze to wychodziło, jak chciał, ale same starania były już pewnym krokiem naprzód, tym bardziej, że jeszcze kilka tygodni temu nie wyobrażał sobie, aby coś takiego było możliwe.
Wtedy nie było rozmowy, która nie zakończyłaby się kłótnią, a teraz? Trochę nad tym panowali, ale tylko trochę…
A teraz noga powinęła się nie Carrie, tylko Lando. Choć powiedział jej, żeby podzieliła się swoimi pomysłami, nie spodziewał się tego, że wyskoczy z takim imieniem. Po niej spodziewał się czegoś zupełnie innego i może dlatego, że tak go zaskoczyła, nie do końca zdołał zapanować nad własną reakcją. Ani zastanowić się nad jej propozycją.
Dlatego o mało nie parsknął, gdy usłyszał Toto.
– Toto? To coś znaczy? – Lando z całych sił walczył z uśmiechem, który cisnął mu się na usta, bo to imię zwyczajnie go rozbawiło. Ale czy uważał, że było złe? Skądże, wolał takie, niż nazwać psa Steve czy innym ludzkim imieniem. Ale nie byłby sobą, gdyby nie przyczepił się do propozycji Carrie. Starał się walczyć z tym, tak samo jak z uśmiechem, ale z tym przegrał jeszcze szybciej.
Z drugiej strony, chociaż imię Toto nie było złe, a nawet potrafił docenić sentymentalny aspekt, który Pillbury z nim miała, to mimo wszystko było ono dość specyficzne.

Carrie Pillbury

a new family member

: śr gru 03, 2025 5:23 pm
autor: Carrie Pillbury
Nie tego dla siebie chciała. Nie miała ochoty w żaden sposób angażować się w jakiekolwiek zobowiązania, które obejmowałyby także jego osobę, ale to była już chyba przegrana sprawa. To akurat uświadomiła sobie pewien czas temu, kiedy między ich dwójką rozpoczęła się walka o opiekę nad psem, który za ich sprawą znalazł się w pobliskiej lecznicy. Pillbury mogła albo odpuścić, albo zacisnąć język za zębami i jakoś wytrzymać to wspólne psie rodzicielstwo.
Miała nadzieję, że przynajmniej obecność zwierzaka jakoś jej to wynagrodzi.
Ale mimo to nie było łatwo. Wiele starań wkładała w to, aby nie dać mu się sprowokować, co nie było proste, kiedy niemal każde jego zachowanie doprowadzało ją do szału. Lando bowiem z łatwością potrafił ją zawstydzić i sprawić, że czuła się zwyczajnie g ł u p i o. Nie inaczej było zresztą teraz.
Niemal natychmiast poczuła to palące uczucie w okolicach policzków. Wystarczyło, że rzuciła okiem na jego grymas i usłyszała ten charakterystyczny ton rozbawienia w jego głosie, aby dotarło do niej, że znów miał jej pomysł za i d i o t y c z n y. Wszystkie mięśnie w jej ciele napięły się, a ona sama zacisnęła usta w wąską linię. Przy nim bezustannie czuła się tak, jakby musiała być gotowa do obrony. Powoli zaczynało ją to męczyć.
A musi? — zapytała, ale już moment później pokręciła głową na znak tego, że nie musiał jej odpowiadać. Prawdę powiedziawszy nie miała najmniejszej ochoty tego słuchać, w pełni przekonana o tym, że cokolwiek wydostałoby się teraz z jego ust, nie byłoby niczym więcej, jak kolejną szpilą, którą wprawnie by jej wbił. Nie zamierzała się też upierać. Istniał przecież cały szereg imion, na które mogliby się zdecydować.
Może rzeczywiście najlepszym wyborem byłoby coś p o s p o l i t e g o?
Przeniosła wzrok na psa, nie będąc najwyraźniej dostatecznie silną, aby wytrzymać teraz spojrzenie Lando. — W takim razie co proponujesz? — zapytała beznamiętnie. Mogła teraz odgryźć mu się negując każdą jego propozycję, ale na to, prawdę powiedziawszy, nie miała nawet ochoty.
Ta współpraca już teraz zapowiadała się na ciężką przeprawę.

Lando Mangione

a new family member

: śr gru 03, 2025 5:46 pm
autor: Lando Mangione
To nie tak, że miał Carrie za głupią i dlatego śmiał się z rzeczy, które mówiła, krytykował ją bądź się kłócił z nią. Ten problem miał swoje źródło w czymś zupełnie innym, co brało się z jego zazdrości. Dokładnie tak, Lando zazdrościł jej, bo mógł już powiedzieć, że była utalentowaną aktorką, w dodatku na początku swojej drogi i wszystkie drzwi stały przed nią otworem.
Mangione od początku zazdrościł jej możliwości, jakie miała przed sobą, jak każdemu innemu aktorowi, który albo dopiero zaczynało, albo nie zmarnował swojej szansy tak, jak on, dlatego w ich towarzystwie potrafił zachowywać się dziwnie.
A już szczególnie w obecności Carrie, która zdawałą się być tak pewna swego, że aż była przez to cholernie wkurzająca. Nie miał pojęcia, czy tylko taką grała, czy rzeczywiście taka była, ale sprawiałą wrażenie, jakby szła przez życie z podniesioną głową i nie bała się przyszłości, bo wiedziała, że ta będzie dla niej świetlana. I z każdą kolejną próbą Lando nabierał przekonania, że rzeczywiście taka była. Dla niej, nie dla niego…
On głupio zmarnował swoją szansę, a teraz był zgorzkniały i zły na siebie, bo sam wyrządził sobie tę krzywdę. Dlatego zachowywał się, jak zachowywał. Odreagowywał swoje frustracje, wymierzając je akurat w Carrie, która zwyczajnie znalazła się pod ręką i ułatwiała zadanie, bo sama z nim walczyła i nie tylko dawała się sprowokować, ale też sama go prowokowała…
I choć były chwile, kiedy Lando próbował z tym walczyć i zachować się właściwie, nie umiał już nic poradzić na to, że przy niej wychodziło z niego wszystko to, co najgorsze. To już działo się jakby samoistnie… Albo po prostu za słabo się starał. To nie byłoby niczym nowym. Przy swojej karierze też za mało się starał i wyszło z tego, co wyszło…
Kiedy zadała mu to pytanie, a on przywołał w pamięci wszystkie imiona, na które wcześniej wpadł, nagle wydały mu siłę m a r n e. Zaczął porównywać je z propozycją Carrie, która miała sentymentalną wartość i niosła za sobą jakieś znaczenie, nawet jeśli odnosiła się do talentów jakiegoś obcego mu psa. Ten pomysł był zwyczajnie lepszy od wszystkiego, co wymyślił on, bo to co miał, to były tylko imiona, nic za sobą nie niosły, dlatego musiał oddać Pillbury to, że tę rundę wygrała.
Nie byłby jednak sobą, gdyby przyznał to wprost.
– Zostańmy przy Toto… Pasuje mu – stwierdził, spoglądając na psa, który naprawdę wyglądał mu na Toto. Wcześniej nie brał takiej opcji pod uwagę, ale teraz, patrząc na niego, nie umiał nazwać go inaczej. Był urodzony dla tego imienia, więc tym bardziej Lando nie mógł teraz kombinować z niczym innym. Nawet jeśli początkowo wydało mu się zabawne…

Carrie Pillbury

a new family member

: czw gru 04, 2025 9:38 am
autor: Carrie Pillbury
Mógłby powiedzieć to na głos, ale Carys i tak by mu nie uwierzyła. Przez tak długi czas, ponieważ właściwie od początku ich znajomości, podkopywał wszystko to, co wiedziała na temat samej siebie, iż nawet przez sekundę nie pomyślałaby, że mógłby spoglądać na nią z czymś więcej, niż pogarda.
Wydawało jej się, że widziała to w jego oczach. Dostrzegała to, jak niskie miał o niej mniemanie, co wywoływało w niej przeogromną frustrację, której ona zbyt często dawała ujście. Była zagubiona, bo przecież to nie tak, że Lando kiedykolwiek zrobił jej coś straszliwie z ł e g o. Chodziło wyłącznie o to, jak na nią reagował i jak odnosił się do wszystkiego, co wydostawało się z jej ust.
Dzisiejsza rozmowa nie była przecież wyjątkiem.
To, jak sama zachowywała się względem niego, w odczuciu Carrie było wyłącznie reakcją obronną. Sposobem na poradzenie sobie z tym, że przy nim rzeczywiście czuła się g o r s z a. Miała świadomość tego, że nie dorastała mu do pięt, przez co wściekała się głównie na samą siebie, ponieważ wiedziała, że przypadkowy facet nie powinien popychać jej do takich wniosków. Prawdę powiedziawszy Lando nie był osobą, z której zdaniem powinna się liczyć, a jednak z jakiegoś powodu miało ono dla niej znaczenie.
Za to winą mogła obarczać wyłącznie siebie, choć złoszczenie się na niego wydawało się o wiele prostsze. Naprawdę nie miała pojęcia, jakim sposobem zniesie nie tylko kolejne tygodnie czy miesiące, ale nawet lata, przez które mieli być ze sobą powiązani.
I to wszystko za sprawą tego futrzaka.
Zacisnęła usta w wąską linię oczekując tego, że Lando zasypie ją kontrpropozycjami, z których najpewniej żadna jej się nie spodoba. Im dłużej się z tym ociągał, tym dziwniejsze jej się to wydawało, dlatego w końcu ponownie spojrzała na niego nieco skonsternowana.
I musiała przyznać, że nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Kiedy w końcu się odezwał, kompletnie ją zaskoczył, przez co spojrzała na niego trochę tak, jakby podejrzewała go o niewłaściwe zamiary. I może słusznie? Nie mógł przecież zgodzić się z nią, jeśli nie miał w tym ukrytego celu.
Pasuje mu? — powtórzyła po nim bez przekonania. Nie próbowała nawet kryć się z tym, że nie kupowała tego. To znaczy, owszem, była przekonana o tym, że wymyślone przez nią imię rzeczywiście do tego psa pasowało, ale nie widziała powodów, dla których zgadzać miałby się z nią Lando. On po prostu n i g d y nie przyznawał jej racji, więc kiedy jednak do tego doszło, czuła się nieco zagubiona.

Lando Mangione

a new family member

: czw gru 04, 2025 9:04 pm
autor: Lando Mangione
Musiał być naprawdę dobrym aktorem, skoro Carrie widziała tylko to, co chciał, żeby zobaczyła. Bo nie, nie chciał, żeby dostrzegła jego słabości. Nikomu nie chciał ich pokazywać, ale jej już szczególnie, ponieważ wiedział, że mogła wykorzystać je przeciwko niemu. Poza tym nie chciał, żeby poczuła się lepsza od niego, nawet jeśli pod wieloma względami rzeczywiście taka była…
Problem w tym, że jej złośliwe odzywki nie były wyłącznie reakcją obronną, a przynajmniej nie tak widział je Lando, bo często to ona zaczynała ataki. Kiedy on nic jeszcze nie zrobił, ona pierwsza uderzała, prowokując kłótnię, w której padało o kilka słów za dużo. Także wcale nie była taka ś w i ę t a, za jaką się miała. I może gdyby spojrzała w lustro, to by do niej dotarło.
Ale to samo można powiedzieć o Mangione, który także nie dostrzegał własnych wad i tego, jak źle się zachowywał. Wybielał się we własnych oczach, tą złą robiąc z Pillbury, bo tak było wygodniej, niż jak miałby zmierzyć się z faktem, że był z niego dupek. Może nie był taki najgorszy, ale na pewno nie był też dobry.
I choć mógłby teraz spierać się z nią i robić wszystko, żeby postawić na swoim i dać psu jedno z tych imion, które sam wymyślił, uznał, że to nie miałoby sensu. Jej propozycja była lepsza od wszystkiego, co on mógłby zaproponować, a ten pies zasługiwał na wszystko, co najlepsze, więc Lando zdecydował się schować dumę do kieszeni i oddać Carrie to, że coś jej wyszło.
A teraz wkurzała go tym, że się temu dziwiła. Zamiast po prostu przyjąć zwycięstwo i przejść dalej, ona musiała drążyć temat, sprawiając, że Lando zaczął odczuwać dyskomfort, bo nie chciał przecież jej chwalić i mówić o tym, jak dobry był jej pomysł. Niedoczekanie…
Także jeśli to chciała usłyszeć, mocno się przeliczyła. Lando jedynie spiorunował ją spojrzeniem. – A nie? Sama wymyśliłaś to imię… – stwierdził, patrząc na nią z nutką irytacji, bo najpierw sama coś zaproponowała, a teraz dziwiła się, że chciał z tej propozycji skorzystać. – Jak ci coś nie pasuje, to mogłaś nie proponować – dodał jeszcze, bo go wkurzała. Serio, nie wiedział, co było teraz jej problemem.
Na pewno nie wpadł na to, że był nim on sam, bo gdzie? Przyznał jej przecież rację, więc powinna się dziwić, a nie cokolwiek poddawać w wątpliwość.

Carrie Pillbury

a new family member

: czw gru 04, 2025 10:05 pm
autor: Carrie Pillbury
Nie pomylił się. Jeśli rzeczywiście udawał, musiał być świetny, ponieważ Carrie nawet przez sekundę nie pomyślałaby, że widział w niej choć odrobinę talentu. Zresztą, nie musiał nawet, ponieważ niezależnie od tego, jak bardzo chciała udowodnić, że jej aktorska kariera rzeczywiście miała sens, Lando miał prawo do własnego zdania.
Do szału doprowadzało ją jednak to, w jaki sposób jej to okazywał. Zachowywał się nie tylko tak, jakby miał ją za gorszą aktorkę, ale przede wszystkim tak, jakby miał ją za gorszego c z ł o w i e k a. Momentami naprawdę czuła się przy nim beznadziejnie, a to uczucie nasilało się w takich chwilach, jak ta - kiedy w pewnym stopniu się przed nim odsłaniała, a on uderzał w jej czuły punkt.
Nie mogła nie obruszyć się, kiedy najpierw wyśmiał ją, a potem nagle zgrywał przekonanego do jej propozycji. Prawdę powiedziawszy nie wiedziała, czego powinna się po nim spodziewać, a w tym momencie spodziewała się już przede wszystkim n a j g o r s z e g o. Zirytowała się, a fakt, że nie umiał nawet normalnie jej odpowiedzieć, tylko sam także nastroszył pióra, niczego jej nie ułatwił.
Carrie zacisnęła mocno szczękę, a później, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, co robi, cisnęła w Mangione’a psią zabawką, którą jeszcze przed chwilą trzymała w rękach. Trafiła w ramię, choć najchętniej wycelowałaby nią w zupełnie inne miejsce.
Czy ty potrafisz w ogóle nie zachowywać się jak dupek? — wycedziła przez zaciśnięte zęby i odruchowo już jakby sięgnęła po kolejnego pluszaka, co mogło sprawiać wrażenie, jakby szykowała się do kolejnego ataku. Niewykluczone zresztą, że tak właśnie skończyłoby się to, gdyby Lando znów zaserwował jej odpowiedź, która ani trochę by jej się nie spodobała.
Na razie jednak tylko zacisnęła na zabawce palce. — Nie podoba ci się, w porządku. Po prostu to powiedz, zamiast głupio się nabijać, a później udawać, że jednak jest świetne — tym razem od razu wytknęła mu to, co jej się nie podobało. Być może dlatego, że Lando rzeczywiście trafił w czuły punkt, który dotyczył czegoś, co było dla niej ważne.
A takie właśnie były te wspomnienia, chociaż on i to potrafił popsuć i to w tak prosty sposób, jak ten jego g ł u p i uśmiech.

Lando Mangione

a new family member

: pt gru 05, 2025 6:07 pm
autor: Lando Mangione
A Carrie niby była lepsza? Po niemal każdym spotkaniu z nią czuł się ze sobą źle, ponieważ ona również dawała mu do zrozumienia, że był złym człowiekiem, który nikogo nie obchodził. Jak mógłby wobec czegoś takiego być obojętny?
Już i tak jego życiowe porażki mocno podkopały mu samoocenę, Pillbury nie musiała niczego tu dokładać, żeby miał się za nic. A jednak robiła to, posypując solą jego rany, przez co pogłębiała jego problemy. Mogła tego nie wiedzieć, ale Lando znajdował się w beznadziejnym punkcie w swoim życiu i jej zachowanie sprowadzało go do naprawdę złych wniosków.
Udawał jednak niewzruszonego, ponieważ nie chciał dać jej satysfakcji, że udało jej się celnie wymierzyć mu cios. Choć jeśli miał być szczery, czasami to udawanie było cholernie trudne. I mogło okazać się jeszcze trudniejsze w obliczu tego, że będą spędzali razem jeszcze więcej czasu i nie próbowali zrobić nic, żeby oczyścić atmosferę.
Szczera rozmowa mogłaby tu wiele zmienić, ale na nią nie było ich stać. Być może, gdyby zdobyli się na nią wcześniej, zanim ich konflikt zaogniłby się tak bardzo, byłoby to prostsze, ale teraz już trudno będzie to odkręcić właśnie przez to, ile przykrości sobie sprawili. A także przez to, jak bardzo byli wobec siebie nieufni.
Wystarczy spojrzeć na to, co działo się teraz. Lando bez ukrytych intencji przyznał, że jej propozycja była dobra i chciał się na nią zdecydować. Carrie jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że miał jakieś niecne zamiary. Nawet w sytuacji tak oczywistej i prostej nie potrafili uwierzyć w to, że to drugie wcale nie miało złych zamiarów.
A Mangione naprawdę ich nie miał. Dlatego nie rozumiał, z czym szatynka miała teraz problem i czemu go atakowała, skoro nie zrobił nic, żeby to sprowokować. A już na pewno nie zrobił nic, żeby zasłużyć na to, by czymś w niego rzucano, na co, swoją droga, nie zdążył zareagować w porę. Spróbował się osłonić, ale było już za późno, trafiła go. – Chora jesteś?! – ewentualnie niedojrzała, albo nierozgarnięta. Ale padł zarzut na jakąś chorobę, bo kto normalny tak się zachowuje. I na domiar złego... Czy ona znów się uzbrajała?! Aż Lando zerknął nerwowo na jej ręce, spodziewając się kolejnego ataku.
– Jezu, czy ty musisz taka być i wszystkiego się czepiać? Powiedziałem, że mi się podoba. Jaki miałbym mieć powód, żeby kłamać i zgadzać się na to, żeby mój pies miał durne imię, którego nie chcę? – bo serio, to była zbyt ważna sprawa, żeby się wydurniać. Jakby chciał zagrać jej na nerwach, wymyśliłby coś innego, na czym nie ucierpiałby ich zwierzak, którego nie chciał wciągać w tę wojnę. Tym bardziej w tak głupi pomysł.

Carrie Pillbury