Oh honey, you're gonna need more than pretty eyes, and a V12 under the hood...
: śr lis 26, 2025 11:50 pm
001
Lekki podmuch wciska świeże, chłodne powietrze do wnętrza warsztatu. Basowe dudnienie wypełnia pomieszczenie, a jedna ze stóp odzianych w okute, przemysłowe obuwie, które pozostają widoczne przez nieznacznie uniesione, segmentowe drzwi wystukuje rytm na betonowej posadzce. Remy, dłubiąca w podwoziu dziesięcioletniej Hondy Civic, kończy właśnie walkę z ostatnią śrubą trzymającą przedni wahacz przy zwrotnicy. Pordzewiałe cholerstwo stawiało opór przez bity kwadrans zanim udało jej się wreszcie wprawić kawałek metalu w ruch.
— Fix that attitude, attitude, rough and loud. Make you scream my name, make you damn proud — wtóruje cicho męskiemu wokaliście, a kącik jej ust drży i wreszcie unosi się nieznacznie.
Poza nią i dwoma częściowo rozebranymi pojazdami, Scarborough Auto Care świeci pustkami; Blythe ma całe miejsce dla siebie i nie mogłaby być bardziej zadowolona. Zero nagabywania, zero paplaniny, zero narzekania na gówniany gust muzyczny. Tylko ona i usterki, na które faktycznie jest wstanie coś zaradzić... Czego chcieć więcej?
Przytrzymuje żelastwo jedną dłonią, a śrubę i klucz odrzuca na blat warsztatowej szafki, aby zyskać pełną swobodę. Szarpie wahaczem w jedną, a potem drugą stronę i udaje jej się częściowo odłączyć go od zawieszenia, kiedy muzykę zagłusza charakterystyczny pomruk sportowego silnika.
Remy zamiera na moment i nasłuchuje, a potem wzdycha, kiedy uświadamia sobie, że auto wtacza się na podjazd przed warsztatem. Z rękoma wciąż uniesionymi nad głową, pochyla się nieznacznie, ale przez lukę udaje jej się dojrzeć jedynie kawałek rażąco żółtej karoserii. Dopiero trzaśnięcie drzwi wyrywa ją z zamyślenia. Rems wraca do pracy, a piach chrzęści pod podeszwami butów niezapowiedzianego gościa, kiedy kroki zbliżają się do głównego wejścia.
Blythe klnie pod nosem, szarpie raz jeszcze i tym razem wahacz wyskakuje całkowicie, a impet ruchu sprawia, że dziewczyna robi kilka kroków w tył zanim odzyskuje równowagę. W tym samym czasie rozlega się głośne pukanie.
— Otwarte! — woła i podchodzi do warsztatowego stanowiska, aby odłożyć metalowy element na blacie, a potem zsuwa z dłoni rękawiczkę i sięga do telefonu, by ściszyć muzykę.
Obracając się ku wejściu, unosi ramię i ugina kark, ścierając z czoła pot i - sądząc po ciemnej smudze, która zostaje na podciągniętym do łokcia rękawie kombinezonu - smar. Jej spojrzenie zawiesza się na drobnej sylwetce, która właśnie przekracza próg, a jedna z jej brwi unosi się nieznacznie.
— W czym mogę pomóc? — pyta z dozą podejrzliwości i poprawia odwróconą daszkiem do tyłu czapkę, opierając się biodrem o krawędź biurka. Jest sceptyczna nie dlatego, że potencjalny klient okazuje się być kobietą, ale dlatego, że ta zjawiła się za kółkiem prawdziwej, mechanicznej bestii, a takie zestawienie zwykle nie zwiastuje niczego dobrego.
kira finch