?????
: pn gru 01, 2025 3:46 pm
Podróże służbowe wiązały się z konkretną rutyną; wiedząc, że miał samolot o godzinie dziewiątej, Mars wstawał wcześnie rano i zjawiał się na lotnisku na trzy godziny przed odlotem. Nieistotne dla niego było to, że nie miał nadawanego bagażu i że gdyby chciał, mógłby załatwić wszystko w dwa razy krótszym czasie; po uwzględnieniu czynników mogących wpływać na spóźnienie się, jego ułożona dusza potrzebowała być na lotnisku dokładnie na trzy godziny przed startem.
Doleciawszy do Ottawy, wsiadł do czekającej na niego taksówki (chwała aplikacjom za to, że mógł załatwić to wcześniej) i pojechał do hotelu, który opłacił mu pracodawca. Na miejscu był niecałą godzinę później; tuż po zameldowaniu się wziął długą, gorącą kąpiel, a potem wyszedł z łazienki i usiadł na wygodnym dwuosobowym łóżku.
Wiedząc, że ma jeszcze parę godzin wolnego, nie kwapił się, by się ubrać; Carrington siedział nago na łóżku i oglądał głupie reality show, gdy nagle usłyszał szczęk zamka.
Co, do cholery?
Czyżby sprzątanie?
Nie chcąc świecić gołym tyłkiem, pośpiesznie poderwał się z łóżka i sięgnął po leżący nieopodal ręcznik. 一 Nie! Proszę nie wchodzić! 一 krzyknął, naprędce wiążąc materiał na swoich biodrach. Jak na złość ręcznik nie chciał z nim współpracować i nieustannie się zsuwał.
Klnąc pod nosem, Mars chwycił go w ręce i zerknął w stronę otwierających się drzwi. Czy ten ktoś po drugiej stronie był głuchy?!
Posławszy spojrzenie osobie, która jak gdyby nigdy nic przekraczała próg pomieszczenia, zamarł. Znał tę twarz; dobrze wiedział, że naprzeciwko niego stał cholerny dupek, Dacey Finnegan.
Nastawienie Marsa zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni: uśmiech na twarzy zrzedł, a w oczach pojawiły się złowrogie pioruny.
Co on tu, do cholery, robił? Dlaczego wlazł do pokoju, który był zajęty? Jak to możliwe, że zdobył klucz?
W głowie Carringtona kłębiło się zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, dlatego natychmiast przystąpił do ataku; zrobiwszy krok naprzód, wycelował palcem w Daceya. 一 Ty 一 rzucił chłodno, nie potrafiąc ukryć negatywnych uczuć, które żywił do Finnegana.
Swego czasu było mu z nim dobrze i być może 一 w jakimś stopniu 一 fantazjował o ich wspólnej przyszłości (a przynajmniej o kolejnym cielesnym uniesieniu). Gdy jednak okazało się, że informatyk go zghostował, zapałał do niego nieopisaną niechęcią (bo przecież to, że on zapomniał hasła do aplikacji randkowej było bez znaczenia!).
一 Co tu robisz? To mój pokój 一 zauważył, kładąc mocny nacisk na słowo m ó j.
Musiało dojść do tragicznej pomyłki; niemożliwe, by mieli mieszkać razem, bo przecież hotel był duży i miał na tyle wysoki standard, by nie umieszczać w pokojach nieznajomych.
Poza tym, jak to możliwe, że obaj zjawili się w Ottawie tego samego dnia i wybrali dokładnie ten sam obiekt?
A b s u r d.
一 Powinieneś iść na recepcję i to wyjaśnić 一 dodał butnie, nie zamierzając spuszczać z tonu. On był tu pierwszy i nie zamierzał się stąd ruszać.
Dacey Finnegan
Doleciawszy do Ottawy, wsiadł do czekającej na niego taksówki (chwała aplikacjom za to, że mógł załatwić to wcześniej) i pojechał do hotelu, który opłacił mu pracodawca. Na miejscu był niecałą godzinę później; tuż po zameldowaniu się wziął długą, gorącą kąpiel, a potem wyszedł z łazienki i usiadł na wygodnym dwuosobowym łóżku.
Wiedząc, że ma jeszcze parę godzin wolnego, nie kwapił się, by się ubrać; Carrington siedział nago na łóżku i oglądał głupie reality show, gdy nagle usłyszał szczęk zamka.
Co, do cholery?
Czyżby sprzątanie?
Nie chcąc świecić gołym tyłkiem, pośpiesznie poderwał się z łóżka i sięgnął po leżący nieopodal ręcznik. 一 Nie! Proszę nie wchodzić! 一 krzyknął, naprędce wiążąc materiał na swoich biodrach. Jak na złość ręcznik nie chciał z nim współpracować i nieustannie się zsuwał.
Klnąc pod nosem, Mars chwycił go w ręce i zerknął w stronę otwierających się drzwi. Czy ten ktoś po drugiej stronie był głuchy?!
Posławszy spojrzenie osobie, która jak gdyby nigdy nic przekraczała próg pomieszczenia, zamarł. Znał tę twarz; dobrze wiedział, że naprzeciwko niego stał cholerny dupek, Dacey Finnegan.
Nastawienie Marsa zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni: uśmiech na twarzy zrzedł, a w oczach pojawiły się złowrogie pioruny.
Co on tu, do cholery, robił? Dlaczego wlazł do pokoju, który był zajęty? Jak to możliwe, że zdobył klucz?
W głowie Carringtona kłębiło się zbyt wiele pytań bez odpowiedzi, dlatego natychmiast przystąpił do ataku; zrobiwszy krok naprzód, wycelował palcem w Daceya. 一 Ty 一 rzucił chłodno, nie potrafiąc ukryć negatywnych uczuć, które żywił do Finnegana.
Swego czasu było mu z nim dobrze i być może 一 w jakimś stopniu 一 fantazjował o ich wspólnej przyszłości (a przynajmniej o kolejnym cielesnym uniesieniu). Gdy jednak okazało się, że informatyk go zghostował, zapałał do niego nieopisaną niechęcią (bo przecież to, że on zapomniał hasła do aplikacji randkowej było bez znaczenia!).
一 Co tu robisz? To mój pokój 一 zauważył, kładąc mocny nacisk na słowo m ó j.
Musiało dojść do tragicznej pomyłki; niemożliwe, by mieli mieszkać razem, bo przecież hotel był duży i miał na tyle wysoki standard, by nie umieszczać w pokojach nieznajomych.
Poza tym, jak to możliwe, że obaj zjawili się w Ottawie tego samego dnia i wybrali dokładnie ten sam obiekt?
A b s u r d.
一 Powinieneś iść na recepcję i to wyjaśnić 一 dodał butnie, nie zamierzając spuszczać z tonu. On był tu pierwszy i nie zamierzał się stąd ruszać.
Dacey Finnegan